Witam
was znowu kolorem czerwonym jak te liście na drzewach :) To już 16.
rozdział. Chciałabym się od was dowiedzieć, jakie wątki czy
wydarzenia w MZI wam się nie podobały i jakie wątki byście
zmienili. Mogę na was liczyć? Jak znosicie moje dodawanie
rozdziałów co dwa tygodnie? Pozdrowienia :) i całuski :*
Traumatyczne przeżycia
Tommy
czekał z niecierpliwością. Siedząc w fotelu przy oknie oczekiwał
trojga gości, którzy niebawem mieli się zjawić. Miał to być
zwykły męski wieczór z piwem w jednym ręku i kartami w drugim.
Zwykły, ale pełen ciekawych wydarzeń. Blondyn zamierzał bowiem
dowiedzieć się tego wieczora, jaka tajemnica kryje się za
nienawiścią Mitchela do jego osoby. Czuł, że członkowie zespołu
coś wiedzą. Ba, on wiedział, że znają całą prawdę. Muszę
to od nich tylko wyciągnąć. Dochodziła
ósma, to był jeden z dni wolnych od koncertów, których zagrali
już chyba z dziesięć. Zamierzał wziąć kolejny łyk jasnego
piwa, którego zostało już tylko pół butelki. Nim zdążył
dotknąć wargami szyjkę butelki, w pokoju rozległo się głośne
pukanie do drzwi. Nareszcie.
Odstawił napój na parapet i poszedł otworzyć.
-
Meldujemy się na rozkaz, kapitanie! - Zasalutował Olivier i wszedł
do pokoju, dzierżąc w dłoni siatkę z alkoholem. Zaczął
rozkładać puszki i butelki na podłodze w czasie, kiedy Isaac i
Mike witali się z Tommy'm mocnym uściskiem dłoni.
-
Zagrałbym w pokera. - Rzekł Olivier, siadając po turecku na
beżowej wykładzinie. Pozostali poparli pomysł, a Tommy wyciągnął
z szafki karty – był przygotowany na wszystko.
-
Trzy rozdania, a potem film. Chcę obejrzeć coś fajnego! - Zaczął
Mike, a Isaac kiwnął głową z uśmiechem i przysiadł się do
przyjaciół. - Szkoda, że Mitchela tu nie ma, on nie umie grać,
zawsze po grze jest spłukany. - Prychnął, po czym zaczął tasować
karty.
-
Namawiałem go, żeby przyszedł. Powiedział: „nie odpowiada mi
towarzystwo”. - Sparodiował wokalistę Mike, po czym otworzył
swoje pierwsze piwo. Zerknął na Tommy'ego porozumiewawczo.
-
I w sumie to mu się nie dziwię. - Rzucił Ratliff. - Nie wiem,
dlaczego jest na mnie taki cięty. I, szczerze mówiąc, zaprosiłem
was, żebyście mi to wytłumaczyli. - Rzekł spokojnie. Wziął
przydzielone mu karty do ręki i uśmiechnął się lekko. Spodziewał
się, że pierwsza wygrana trafi do jego kieszeni.
-
Och, Tommy. Nie odpuścisz, co? - Olivier zaśmiał się i nachylił,
by popchnąć przyjaźnie kolegę.
-
W sumie ani Olivier, ani ja nie opowiemy ci tego najdokładniej, bo
tak naprawdę najwięcej wie Isaac. - Mike wzruszył ramionami, a
oczy kolegów skierowały się na Carpentera.
-
No dobra. - Odpowiedział niechętnie i potarł czoło rękawem,
próbując przypomnieć sobie szczegóły opowieści. - Z tego pokera
to nam chyba nic nie wyjdzie.
-
Nic nie szkodzi. Lubię tę historię! - Powiedział z entuzjazmem
Mike i rozsiadł się wygodnie przy kaloryferze.
Olivier
odłożył karty na podłogę i oparł się o tył kanapy. Tommy
siedział obok telewizora. Wytężył słuch, by nie przeoczyć
żadnego szczegółu.
-
Kiedy zacząłem grać w Mouthlake, był jeszcze stary skład.
Zamiast Mike'a i Oliviera na basie grał Piter Cleaver a stanowisko
klawiszowca zajmowała Mariah Rodriguez. Była piękna, pochodziła z
Hiszpanii, ale urodziła się w Stanach. John był w niej zakochany.
- Upił trochę piwa i odstawił butelkę na podłogę. Skrzyżował
ręce na piersi i kontynuował. Mariah odwzajemniała to uczucie.
-
A jaki ma to związek z Mitchelem? - Spytał z niezrozumieniem Tommy
i sięgnął po miskę z chipsami. Dla niego ta historia zaczynała
się jak tanie romansidło.
-
Duży. Mitchel nie chciał, żeby byli razem, bo wymyślił sobie, że
nie ma być żadnych związków w zespole. To oficjalna wersja.
-
Lepsza jest ta nieoficjalna. Mów szybciej! - Ponaglił go Mike
podekscytowany.
-
Może chcesz się zamienić? - Poirytowany Isaac zadał pytanie
retoryczne, lecz po chwili zmarszczki na czole mu się wygładziły.
-
Tom, teraz będzie najlepsze. - Nie wytrzymał i zasłonił sobie
buzię ręką, by nie wybuchnąć śmiechem. - Nadchodząca część
opowieści wywoływała u niego niekontrolowane emocje.
-
Mike, opanuj swoje ADHD, co? - Zwrócił mu uwagę Olivier, po czym
ponaglił Isaaca. - Powiedz mu wreszcie, bo nam chłopak umrze z
ciekawości.
-
Mitchel jest biseksualny. Nie kryje się ze swoją orientacją. Ma
żonę Olivię i dwoje dzieci, ale John spowodował u niego, hmm...
Jak to powiedzieć? - Zastanowił się Isaac. Mike nie wytrzymał.
-
Mike się w nim zakochał! - Wybuchnął i zaczął się śmiać.
Uważał to za świetny żart i jednocześnie coś żałosnego.
Zawsze sądził, że dla mężczyzn stworzone są tylko kobiety i
odwrotnie, a nie osoby tej samej płci. Po prostu nie mógł tego
przyjąć do wiadomości.
-
Zakochał. - Powtórzył Ratliff ważąc to słowo w myślach i
zastanawiając się, co ono może w tym przypadku oznaczać. Nie
rozumiał przypływu radości Mike'a. - I co w tym śmiesznego? -
Spojrzał zdziwiony na kolegów, a potem zmierzył wzrokiem basistę.
-
Jak to? Nie rozumiesz? Facet w facecie? Wyobrażasz sobie to? Chodzą
sobie na kolacyjki przy świecach i kupują kwiatki. To niedorzeczne!
- Rzekł kpiąco i złapał się za brzuch, w którym właśnie
odezwał się głód.
-
To nie jest typowe zakochanie, Tommy. To nawet nie jest zauroczenie.
Tylko ograniczony Mike nie przyjmuje tego do wiadomości. - Zauważył
Isaac ponuro, jakby w ogóle nie interesował się tematem
-
W takim razie co to jest?
-
Między Mitchelem a Johnem jest bardzo specyficzna więź. Jakby byli
braćmi bliźniakami, rozumiesz?
-
Ale nie wmówisz mi, że ta więź zaczęła istnieć po pierwszym
przesłuchaniu na gitarzystę. - Rzekł kpiąco Tommy. Nie wierzył.
Czy to może być prawda? Czy Mitchel aż tak mógłby się
troszczyć o Johna, który nawet nie jest członkiem jego rodziny.
Chociaż z drugiej strony może to naprawdę jest coś więcej niż
braterska sztama, przyjaźń? A może w tajemnicy przed wszystkimi po
każdym koncercie pieprzą się w garderobie i Mitchel żałuje, że
stracił tak dobrą dupę? Stop! Tommy, twoja wyobraźnia jest chora!
-
O nie. Od Johna wiem, że znają się od dziecka. Mają podobno za
sobą jakieś bardzo traumatyczne przeżycia, które bardzo ich do
siebie zbliżyły.
-
Aha... - Zrozumiał. Czyli to jednak nie ostry
seks na skórzanej kanapie w pokoju z lustrami.
Uśmiechnął się na myśl o tym, że jego wyobraźnia działa
dzisiaj nadzwyczaj dziwnie. Ciekawe, jak Adam
by zareagował na moje myśli. Na pewno by się skrzywił i
powiedział, że to obrzydliwe. - Czyli ten
wczorajszy incydent to tylko z troski o Johna?
-
Myślę, że tak. - Wtrącił się Olivier, drugi raz tego wieczoru.
- Wiesz, osobiście też jestem zszokowany tym napadem Mitchela na
ciebie, chociaż, w przeciwieństwie do Mike'a, rozumiem ich relacje.
- Chciał na tym skończyć swój wywód, lecz odczytał z mimiki
Tommy'ego, że jest on zainteresowany jego tokiem rozumowania. -
Według mnie to jest pewnego rodzaju uzależnienie. Mitchel jednak
jest uzależniony od Johna bardziej niż John od niego, ponieważ
Mitchel jest młodszy i te „traumatyczne przeżycia” - pokazał
gestem cudzysłów – wpłynęły na niego bardziej niż na Johna,
kiedy byli dziećmi. - Teraz przyjaciele patrzyli na niego z
zaskoczeniem i niedowierzaniem. Ich miny zdawały się pytać „Skąd
ty się urwałeś?”. - No co? Czytałem o tym w takiej jednej
książce psychologicznej, jak Isaac mi to opowiedział pierwszy raz.
I powiem ci, Tommy, że to trzyma się kupy. -Usiadł obok niego i
sięgnął do miski leżącej na jego kolanach.
-
Swoją drogą, jakby o tym pomyśleć z tej strony, to może to
faktycznie jest prawda. - Powiedział Mike i usiadł po drugiej
stronie blondyna.
-
A ja wolę się nad tym nie zastanawiać. Póki nie wpływa to na
relacje z zespole nic nam do tego. - Rzekł obojętnie Isaac. Ta
historia zaczynała go nudzić. Ponadto nie lubił wtrącać się w
prywatne sprawy innych ludzi. Dla takiego laika jak on było to dla
niego irytujące i niepotrzebne.
Mężczyźni
nie poruszyli więcej tego tematu. Zajęli się innymi, bardziej
męskimi sprawami jak wybór filmu. Padło na „Wybrańca” - seans
obejrzany przez Tommy'ego już kilkanaście razy. Isaac włączył
płytę i wszyscy trzej rozsiedli się na podłodze przed kanapą. Z
zapartym tchem zaczęli oglądać film, lecz Tommy postanowił nie
śledzić fabuły. Patrzył w ekran 48-calowej plazmy niewidzącymi
oczyma. Pogrążony w myślach rejestrował tylko kolory obrazów.
Popijając piwo z przerwami na przekąskę myślał nad sprawą
Mitchela i Johna. Czy można związać się z kimś tak bardzo,
jednak nie do stopnia zakochania? Czy żeby to osiągnąć trzeba
przeżyć z tą osobą tragiczne wydarzenie? I w końcu: czy Tommy
Joe mógłby doznać takiego uczucia? Do
Adama? Nie nie jestem od niego uzależniony. I nie chcę być.
Chociaż chciałabym się z nim spotkać, albo chociaż zobaczyć.
Tak bardzo za nim tęsknię... Nie wiem, jak to możliwe, skoro
znamy się zaledwie parę tygodni.
To
była prawda. Od wyjazdu z San Diego dużo się zmieniło. Cały swój
czas poświęcał teraz na próby i koncerty z Mouthlake. Prawie nie
miał wolnego czasu. Wyjątkiem były przerwy w koncertowaniu, lecz
ten czas wypełniał wypadami na miasto i do klubów z Olivierem i
Mike'iem. Isaac nie miał na to ochoty. Był typem samotnika, co
Tommy doskonale rozumiał i nie próbował go namawiać na spotkania
integracyjne. Jedna propozycja wystarczyła, druga byłaby już
grzechem w starciu z takim charakterem. Tommy sam pragnął wypełniać
puste godziny właśnie w ten sposób – bawiąc się i nie myśląc
o niczym, wykorzystywać dzień na zasadzie carpe diem i spełniać
muzyczne marzenia. Jednak nie uniknął tematu
Adama, który był dla niego tak zagmatwany jak worek z makiem
pomieszanym z cukrem. Często, niemal cały czas, kiedy był sam w
pokoju lub kładł się spać, przed oczami stawała mu postać
Adama: jego roześmiana twarz, szaro-niebieskie oczy podkreślone
czarnym cieniem, czy dobrze zbudowane ciało. Tęsknił. I to bardzo.
I nie wiedział, dlaczego.
W
pokoju co kilka minut rozlegały się okrzyki strachu czy ekscytacji.
Do Tommy'ego jednak niewiele docierało. Myśli pochłonęły go tak
bardzo, że nie zauważył, że chipsy i paluszki już się
skończyły, a ze stosu butelek z piwem pozostały już tylko dwie
pełne. Sam nie dokończył jeszcze swojego. Kiedy pojawiły się
napisy końcowe, oprzytomniał. Muzycy zaczęli wymieniać się
komentarzami na temat głównej bohaterki i zaczęli wstawać.
Zbliżała się druga w nocy. Blondyn także wstał i mężczyźni
skierowali się ku wyjściu, dziękując za miły wieczór. Po chwili
gitarzysta został sam w wielkim apartamencie.
***
Wszechstronna
sypialnia pogrążona była w błogiej ciszy i ciemności, podobnie
jak Kris i Adam w głębokim śnie. Lambert spał już od kilku
dobrych godzin, natomiast Allen z klubu wrócił niedawno. Nagle na
szafce nocnej po stronie ciemnowłosego mężczyzny zaświecił się
ekran telefonu i dało się słyszeć ciche wibracje. Adam, jako że
miał bardzo lekki sen, od razu otworzył oczy. Ze zmrużonymi
powiekami spojrzał na urządzenie, zastanawiając się, kto może
się do niego o tej porze dobijać. Ciągle leżąc, wysunął rękę
spod kołdry i wziął urządzenie w dłoń.
-
Tommy. - Powiedział bezgłośnie, odczytując litery układające
się w jeden wyraz. Odbiorę. A co mi tam.
- Cześć, Tommy.
-
Cześć, Adam. Nie śpisz jeszcze? Nie chciałem cię budzić... -
Rzekł szybko, w myślach ganiąc się, że to mogło poczekać do
jutra.
-
Obudziłeś, nie szkodzi. Coś się stało? - Wyszeptał sennie i
poprawił sobie poduszkę.
-
Przepraszam, to może ja zadzwonię jutro? Naprawdę nie chciałem...
- Nie dokończył, w słowo wszedł mu przyjaciel.
-
Tommy. Nie zaśniesz, jeśli się nie spytasz lub czegoś nie
wyjaśnisz. Mów. - Wyszeptał spokojnie, uważając, żeby nie
obudzić Krisa. Na szczęście współlokator miał bardzo twardy
sen.
-
Ładnie brzmisz tuż po obudzeniu, wiesz. - Rzekł z uśmiechem.
Wyobraził sobie jak Adam się do niego uśmiecha. Faktycznie to
robił, co dało się słyszeć po jego łagodnym, pełnym radości
pomruku.
-
Hmm... Dziękuję. - Zamruczał i ziewnął. - Powiedz mi. O czym
myślisz?
-
Czy ty sądzisz, że można uzależnić się od drugiej osoby? -
Zapytał Tommy niepewnie. Kiedy to powiedział, odetchnął z ulgą.
-
W jakim sensie? - Spytał Adam, nie bardzo rozumiejąc sens pytania.
-
W takim, że jedna osoba nie może bez drugiej żyć, a jednocześnie
jej nie kocha. Że ten ktoś chce ją chronić, troszczyć się o
nią, a jednocześnie nie darzy jej miłością, rozumiesz? -
Wypaplał Tommy, a
powiedział to tak szybko, jakby ciążyło mu to na sercu.
-
A jesteś w takiej sytuacji? - Spytał podchwytliwie, rozumiejąc
już, co przyjaciel ma na myśli. Uśmiechnął się złośliwie,
jakby to dotyczyło ich przyjaźni.
-
No właśnie nie ja. - Powiedział chytrze. - Ale znam kogoś, kto
prawdopodobnie w takie coś wpadł. To co o tym sądzisz? - Rzekł
trochę już zniecierpliwiony.
-
Sądzę, że istnieje takie coś. Kiedyś słyszałem, że to
najwyższe stadium przyjaźni, lecz wielu ludzi nie dochodzi do
takiego poziomu, bo albo za krótko się znają i nie starcza im na
to życia, albo wcześniej się w sobie zakochują. - Stwierdził i
znów ziewnął cicho.
-
A sądzisz, że my moglibyśmy do takiego poziomu dojść? - Teraz to
Tommy zadał podchwytliwe pytanie. Adam momentalnie wyprostował się
i usiadł na łóżku. Po ciele przeszły mu ciarki na myśl o takiej
sytuacji w jego życiu.
-
Dlaczego... O to pytasz? - Spytał ostrożnie z powagą w głosie.
Nie chciał na nie odpowiadać. Stan opisywany przez Ratliffa był
pewnym rodzajem choroby, w którą on z całą pewnością nie chciał
zapadać.
-
Nie wiem. Tak z ciekawości. - Roześmiał się, po czym kontynuował.
- Ale nie musisz odpowiadać. Wiem chyba, co myślisz na ten temat,
wiesz?
-
Co takiego? - Spytał z obawą w głosie.
-
To coś strasznego. Dawać komuś wszystko, a jednocześnie nic. Nie
kochać kogoś, a jednocześnie być zazdrosnym o to, że ta osoba
kocha kogoś innego.
To
trochę zachowanie w stylu psa ogrodnika. Mylę się? - Spytał
spokojnie, lecz z nutą radości.
-
N-nie. - Rzekł i przetarł oczy. Chciał już zasnąć. Zamknął na
moment oczy. - Ująłeś to dokładnie w taki sposób, jak myślę. -
Rzekł sennie.
-
Och, jesteś śpiący. To ja już będę kończyć. Dobranoc, Adam.
-
Dobranoc. - Chciał już się rozłączyć, ale Tommy zatrzymał go
jednym słowem.
-
Adam. Ja... Chciałem ci powiedzieć... Znaczy wiesz, że jesteś
moim najlepszym przyjacielem? - Rzucił zakłopotany i odgarnął z
czoła niesforne włosy, czekając na odpowiedź. Niecierpliwił się.
-
Wiem. A ty jesteś moim najlepszym przyjacielem, Tom. - Rzekł
poważnie, a po chwili jego nastrój znów się zmienił. - Idź już
spać, co? I kup sobie nowy zegarek.
-
Zegarek? Po co?
-
Żeby nie mylić drugiej po południu z drugą w nocy. - Rzekł z
fałszywym wyrzutem i zaśmiał się cicho.
-
Okey, postaram się kupić, dobranoc. - Pożegnał się blondyn.
-
Dobranoc. - Rzekł i rozłączył się.
Kiedy
kładł telefon na szafkę, jego współlokator przewrócił się na
drugi bok, mamrocząc coś pod nosem. Lambertowi zdawało się, że
powiedział „Lambert,uduszę cię, jak się nie zamkniesz”, ale
uznał, że się przesłyszał. Zmęczony runął na poduszkę. W
duchu pomodlił się jeszcze, żeby nigdy już nie odebrał tak
stresującego połączenia. A potem zasnął.