piątek, 22 kwietnia 2016

Rozdział 58 - Dla ciebie wszystko

Słuchajcie, słuchajcie! (Czytajcie, czytajcie :) )
Diana Bernat miała pytanko czy stworzę coś z wampirami!
Otóż, nie wpadłam jeszcze na taki pomysł. Jako że lubię opierać swoje jednoparty o tematy filmowe (jak w Angel(s), zajrzyjcie do zakładki onepartów) to wszystkiego się można spodziewać. Już teraz mogę wam zdradzić, że w tle Miłości z Idola pracuję nad onepartami, a mianowicie już drugim, który właśnie zawiera filmowy pomysł. Na razie odkładam je do komputerowej szafy, by ujawnić je po zakończeniu mojego pierwszego wielowątkowego opowiadania MZI. Przykro mi, ale to dla waszego dobra – żebyście mieli co czytać, jak ja zakończę „Miłość...”
Joanna Cytacka – uplasowałaś się na pierwszym miejscu moich ulubionych komentatorów :P
Szczerze mówiąc, coraz trudniej mi się rozrywać między naukę do matury, która zbliża się nieubłaganie tak jak koncert Adaśka (nie wiem czy mam się cieszyć czy płakać), Miłość z Idola i oneparty i inne rzeczy, które mam na głowie, dlatego właśnie między odcinkami robię około dwutygodniowe przerwy, wybaczcie. Dzięki za wiarę i trzymanie kciuków. I komentarze, mam nadzieję, że tym razem będzie ich więcej. Po prostu napiszcie, co czujecie względem tego odcinka, to bardzo wpływa na moją fabułę :P

Rozdział 58
Dla ciebie wszystko

- Boże, ale jestem zmęczony! I obolały... - Adam rozmasowywał zdrętwiały kark, pojękując. Ledwo zdążył rozsiąść się wygodnie na kanapie, a już usłyszał wołanie na obiad. Był godny, ale bardziej dawało mu się we znaki zmęczenie. Westchnął cicho, kiedy poczuł ręce na swoich ramionach. Szczupłe palce zaczęły ugniatać spiętą skórę, a on poczuł silny dreszcz schodzący w dół kręgosłupa. Zwrócił głowę w górę i ujrzał wesołe oblicze Tommy'ego Joe. Kosmyki jasnych włosów znów opadały mu na twarz, ale najwidoczniej muzykowi to nie przeszkadzało.

- Ale chyba było warto? Nauczyłeś się jeździć na łyżwach. - Przypomniał mu blondyn, który nie okazywał w żaden sposób zmęczenia, wręcz przeciwnie – tryskał energią, którą okazywał poprzez uśmiech i ogólną wesołość. Dał to po sobie poznać już w drodze do domu, kiedy opowiadał wujostwu o lekcjach łyżwiarstwa danych Lambertowi. Zdawał się nie przejmować problemami. Chyba poczuł pewność, że jego przyjaciel wszystko załatwi niego.

- Z tobą zawsze jest warto, aczkolwiek nie zawsze przyjemnie. Boli mnie tyłek! - Zarzucił mu, a blondyn zaśmiał się głośno. Ponaglił go, by zwlókł się wreszcie z kanapy i przeszedł do jadalni, gdzie stół był już suto zastawiony. Mężczyźni zastali tam Annie oraz właśnie zasiadających do stołu staruszków. Posiłek upłynął w nikomu nie wadzącej ciszy. Nawet siostra Toma nie prezentowała już swoich kwaśnych min i ciętych żartów, jak to robiła rano. Wkrótce ciotka Klara usunęła się, by przygotować deser, a meżczyźni przeszli na kanapę. Annie rzuciła, że idzie pooddychać świeżym powietrzem. Wuj Henry zdziwił się, ale nie skomentował jej zamiaru, tymczasem Adam z Tommy'm odetchnęli z ulgą.

- Jak tam, Adam? Dobrze się u nas czujesz? - Zagadnął pan domu i włączył pilotem odtwarzacz CD, z którego rozbrzmiała łagodna cicha muzyka.

- Czuję się prawie jak w domu, panie Ratliff. Nie wiem, jak mam dziękować za gościnę. - Odrzekł Adam wdzięcznie i usiadł na kanapie. Henry natomiast wybrał fotel. Tylko Tommy stał chwilę nad nimi, zastanawiając się, gdzie usiąść. Po chwili wybrał jednak miejsce obok Lamberta, na którym się położył, kładąc łydki przyjacielowi na kolanach.

- Hej, gdzie te kopyta? - Rozzłościł się sztucznie wokalista, ale uśmiechnął się, kiedy na obliczu Tommy'ego odmalowała się radość.

- Przepraszam, ale już zanim usiadłeś chciałem ją całą dla siebie. - Muzyk wyszczerzył zęby. - Ciesz się, że cię nie wykopałem.

- Oho? Taki jesteś gościnny? Mam cię. - Adam nachylił się szybko i rozczochrał Tommy'emu czuprynę. Dopiero, kiedy starszy Ratliff odchrząknął, oboje zwrócili się w jego stronę przepraszające oblicze.

- O nie. Bawcie się, proszę. Wiecie, odkąd przyjechaliście, jest w tym domu trochę życia. Ja i Klara niemal cały czas się śmiejemy. Korzystamy póki możemy, niedługo dom znów opustoszeje. - Jego ton z pocieszającego zmienił się w smętny, ale nie mieli czasu na to zareagować, gdyż ciotka Klara wołała ich z kuchni. Szybko więc tam pobiegli.

- Rozdajcie desery. Owoce z bitą śmietaną. - Rozkazała wysokim głosem, a mężczyźni zaczęli kłócić się o największe porcje.

- Okey, zaniosę Annie. - Powiedział Adam i wziął dwa pucharki.

Tommy wziął pucharek przeznaczony dla wujka, a drugą ręką uchwycił ten dla siebie. Wyszli z kuchni razem z Klarą, a Lambert odłączył się od grupy, wybierając frontowe drzwi. Znalazł dziewczynę siedzącą na ławce przed domem, otuloną przez dwa grube koce. Siedziała skulona i obserwowała pustą ulicę, ale jej wzrok był nieobecny.

- Czy zamawiała pani owocowy deser? - Spytał uprzejmie brunet i podał pucharek dziewczynie.

- O, dziękuję. - Podziękowała zaskoczona, kiedy przysiadł się do niej. Spojrzała na niego i czekała na to, co powie.

- Zimno tu u ciebie. Czemu siedzisz sama, a nie z wujkiem, ciotką i bratem? U nich jest cieplej. - Powiedział lekkim tonem i podmuchał w ręce, by je rozgrzać. Nie udało się.

- Musiałam trochę pomyśleć, odciąć się. Ostatnio brakuje mi na to czasu. - Wyjaśniła i wyplątała się z jednego koca, by oddać go Lambertowi. On przyjął go z wdzięcznością i od razu się nim okrył. Zaczęli powoli pochłaniać swoje owocowe porcje.

- Życie w rozjazdach. - Rzucił brunet. - Ale to jest właśnie życie. Pełne energii, pośpiechu...

- Czasami czuję, że nie nadążam. - Przerwała mu i spojrzała prosto w niebieskie oczy. Poczuła, że ten człowiek może ją zrozumieć. - Za pracą, za życiem prywatnym...

- Za Tommy'm. - Wywołał właśnie drażliwy, ale najbardziej wyczekiwany temat. Po to tu przyszedł. Robił to dla Tommy'ego.

- On... się zmienił. - Stwierdziła niepewnie i spojrzała w dal. Adam natomiast spuścił wzrok na do połowy pełny pucharek.

- Dopowiedziałaś już sobie wszystko, prawda? - Powiedział cicho, a jego ton był oskarzycielski.

- Co? - Annie zszokowana wbiła wielkie oczy w postać przyjaciela swojego brata. Jego oblicze była nadzwyczaj spokojne.

- Kiedy zobaczyłaś nas, pomyślałaś... „Mój brat jest gejem, jest homoseksualistą”. Było tak, zgadza się? I teraz jesteś o tym przekonana. O tym, że twój brat jest gejem. Myślisz, że to prawda.

- A czy pocałunek, który widziałam, nie był prawdziwy?

- Wiesz... Prawda jest bardziej skomplikowana niż ci się wydaje. - Rzekł tajemniczo i wyłowił z pucharka kawałek pomarańczy. W jednej sekundzie ją pochłonął.

- W takim razie mnie oświeć. Powiedz mi wszystko, co wiesz. - Poprosiła nachalnie, a Adam się tylko uśmiechnął. Właśnie po to tu jestem. Powiem ci, co JA wiem.

- Chodzi o to... Ty wiesz to, czego on nie wie. Przypadkiem pojawiłem się w jego życiu, a on w moim. I zrodziła się między nami swoista więź. Jeśli jeden z nas się nie wycofa, ta więź stanie się nierozerwalna. Ja to czuję i on też. Problem w tym, że... On boi się dokonać wyboru. Wszystko pcha go w moją stronę i dlatego... On próbuje stać w miejscu, ale to jest silniejsze od niego.

- Jaki... wybór? Adam, nic nie rozumiem... Więź? - Powtórzyła, niedowierzając.

- Ann... Będę z tobą szczery, ale proszę, żeby nikt, a przede wszystkim Tom, nie dowiedział się o tym, co ci teraz powiem. - Przybrał poważny ton głosu i usiadł przodem do dziewczyny. Ona kiwnęła głową i podobnie zwróciła się w jego stronę.

- Ja go kocham, Ann. Nie wstydzę się tej miłości, ale nie moge mu o tym powiedzieć. Nie mogę, póki nie dokona wyboru.

- Wyboru. - Pociągnęła go za język, domyślając się już, o co mu chodzi.

- Wyboru między homoseksualizmem a byciem hetero. On sam musi się określić, ja nie mogę go do niczego zmuszać, rozumiesz? Mimo że się lęka, mimo że zapiera się rękami i nogami, będzie musiał zdecydować, stwierdzić, co tkwi w jego sercu.

- Nie możesz go do niczego zmuszać? Widziałam coś innego. Ty go omotałeś! A on ci się poddaje, bo nie wie, co robić. Ty z tą twoją pieprzoną miłością zrobisz z niego pedała! - Podniosła głos i spróbowała wstać, ale Lambert złapał ją za nadgarstek i jednym silnym ruchem przykuł do ławki.

- Nie rozumiesz, Annie. Ja nie chcę, żeby był taki jak ja. - Powiedział żelaznym głosem. W niebieskich oczach wodną głębię właśnie skuwał lód. - Nie wybrałbym takiego losu dla siebie. Życia bez rodziny, bez możliwości spłodzenia dzieci, nawet nie mogę legalnie wziąć ślubu. Nic nie poradzę, że czuję pociąg do mężczyzn, być może on czuje to samo, ale błagam Boga, by to była nieprawda. Moja miłość do niego nie ma nic z tym wspólnego. Może tylko tyle, że nie potrafię mu się oprzeć i moja silna wola czasami przegrywa z tym uczuciem, które pcha mnie w jego ramiona. Cały czas mam nadzieję, że to tylko chwilowa fascynacja. Ale jeśli nie pomogę mu tego odkryć, on wybierze właśnie tę nieodkrytą ścieżkę. Wybierze to, czego ani ja ani ty nie chcemy. - Po tym wyznaniu lód w jego tęczówkach stopniał, a oczy zaszkliły się. Spuścił wzrok i przetarł kąciki oczu dłonią, pociągając nosem. Odsunął się o kilka centymetrów od dziewczyny, która patrzyła na niego zszokowana.

- Mówisz prawdę. - Stwierdziła zaskoczona. Jej ton zdziwił Lamberta, który znów na nią spojrzał. - Ty... Naprawdę jesteś w stanie się dla niego poświęcić? A jeśli to rzeczywiście fascynacja, nie pomyślałeś, że będziesz cierpiał? Jesteś w stanie z tym żyć?

- Dla niego zrobię wszystko. Chcę tylko, by był szczęśliwy. Nie ważne czy ze mną czy z kimś innym. - Usłyszał swój własny głos. Był już tym wszystkim zmęczony. Zamknął oczy, chcąc spokojnie odetchnąć. Nie zobaczył jej współczującego uśmiechu, ale poczuł dłoń na swoim ramieniu, a potem całe ciało, w które się wtulił. Ten rodzaj pocieszenia go uspokoił.

- Cieszę się, że to na ciebie trafił mój brat. Jesteś wspaniałym przyjacielem.

Po tych słowach między parą zapadła cisza, która Adamowi koiła nerwy, a Annie pomagała oswoić się z nową sytuacją. Tommy, ja też chcę dla ciebie jak najlepiej, myśląc o bracie dziewczyna powędrowała wzrokiem za parą spacerującą druga stroną ulicy. Najlepiej będzie jeśli nie będę się w to wszystko wtrącać. Stwierdziła w myślach i uniosła brwi, kiedy Adam uwolnił się z jej ramion, a potem oddał koc. Przyjęła go z wyczekującą miną.

- Ja będę się już zbierał. Prawdę mówiąc, przemarzłem na kość. Wracasz ze mną? - Zaproponował, wstając. Zakręciło mu się w głowie, ale trwało to tylko kilka sekund. Jestem zmęczony...

- Nie. Ja jeszcze trochę posiedzę... - Rzekła w zadumie. Zobaczyła, jak odchodzi, wspina się po schodach, by dotrzeć do drzwi.

- Adam? - Zawołała, kierując się instynktem. Mężczyzna odwrócił głowę i znieruchomiał. - Musisz odwiedzić kiedyś Syberię w zimie. O tej porze jest tam pięknie. - Podzieliła się z nim nieistotną informacją, ale właśnie tak chciała zakończyć tę rozmowę: z czystym kontem; w miłej atmosferze i dając do zrozumienia, że nie jest niczyim wrogiem. Adam uśmiechnął się przelotnie i złapał za klamkę od drzwi frontowych. Odpowiedział na przyjazną zaczepkę z humorem.

- Może kiedyś. Napewno w puchowym kombinezonie.

Po tej odpowiedzi zniknął za drzwiami, gdzie odetchnął głęboko. Żałował teraz, że nie wziął ze sobą kurtki, która bezwładnie wisiała na wieszaku tuż przed nim. Między palcami jednej dłoni czuł tylko lodowato zimne szkło pucharków po deserach. Postanowił jak najszybciej włożyć je do zlewu.

Już wracając do kuchni poczuł zmęczenie. Ziewnął cicho, odkładając brudne naczynia. Oparł się o zlew i zamknął na moment oczy. Która jest godzina? Osiemnasta? Dziewiętnasta? Ten dzień minął tak szybko... Chociaż faktycznie zegar wybił dwudziestą pierwszą minutę po dziewiętnastej, to wcale nie był koniec dnia. Wokalista był świadom, że mieszkańcy tego domu są przyzwyczajeni do późnego chodzenia spać. Sam doświadczył tego wczoraj, kiedy po nocnych igraszkach z Tommy'm Joe zamknął oczy dopiero dwie godziny po północy. Teraz właśnie wczorajsza nie do końca przespana noc dawała mu się we znaki. Zauważył to Ratliff senior, który właśnie wszedł do kuchni.

- Adam? Dobrze się czujesz? - Zapytał zaniepokojony Henry.

- Niezupełnie. Jestem... Zmęczony. Chyba pójdę się położyć. - Oznajmił, rozmasowując kark w obrocie o sto osiemdziesiąt stopni. Przelotnie spojrzał w stronę salonu, chcąc wypatrzeć drobnego blondyna, ale nie znalazł go tam. - Gdzie jest Tommy?

- Hahah... Poszedł spać. Nie dziwi mnie to. Spędziliście na lodzie bite trzy godziny. - Zaśmiał się, a brunet podzielił jego śmiech swoim odpowiednikiem.

- Tak, ja chyba do niego dołączę. Prawdę mówiąc, słaniam się na nogach po tych dzisiejszych atrakcjach. - Przyznał się i razem z wujkiem Henrym udał się do salonu. Zastanawiał się, po co mężczyzna przyszedł do kuchni. Najwyraźniej chciał się dowiedzieć, jak się czuję. Niczego nie wziął z kuchni ani nie przyniósł. To nawet miłe. Chyba już dawno nikt się tak o mnie nie troszczył...

Pan domu odprowadził swojego gościa do schodów i rzucił, że idzie ściągnąć Annie do domu, bo „ile można siedzieć na mrozie”. Tymczasem Adam wykrzesał z siebie resztki sił, by pokonać schody. Otworzył po cichu drzwi pokoju Tommy'ego i bezszelestnie wszedł do pomieszczenia, gdzie na łóżku na wznak z rękoma za głową leżał blondyn – nie przykryty, ale też nie rozebrany. Adam nie zastanawiał się nad tym, czy śpi. Sam oparł się o drzwi i ponownie zamknął oczy, biorąc głęboki wdech, a potem wydech. Zasypiał na stojąco. Nawet, kiedy usłyszał niski, spokojny głos, myślał, że śni.

- Adam? Czy wszystko w porządku? - Tommy zapytał powoli. Usłyszał, jak drzwi się otworzyły. Nie spał – czuwał. Obserwował poszczególne ruchy Adama. Od razu zauważył jego niecodzienne zachowanie. Niczym mysz podkradł się do przyjaciela i oparł rękę na jego ramieniu, by po chwili zsunąć ją po długości ręki i ująć w swoją dłoń palce Lamberta. Za dłonią poszło całe ciało. Piosenkarz przylgnął do muzyka i wtulił się w niego jak dziecko w ulubiony kocyk. Ratliff był lekko oszołomiony, ale ten gest był bardzo przyjemny, więc go odwzajemnił.

- Coraz częściej pojawia się w mojej głowie pewne wyobrażenie... - wyszeptał ledwo dosłyszalnie do ucha blondyna. Poruszały się tylko jego wargi. Swoje ręce trzymał nad biodrami Ratliffa i coraz ciaśniej zaplatał je na plecach zakrytych cienkim swetrem o wyciętym w serek dekolcie. - Jesteśmy razem w łóżku, a ja cię obejmuję. Tulę się do ciebie, a ty się nie boisz. Ukołysany w twoich ramionach zasypiam. Jesteśmy tylko my i nikogo wokół. Tylko my sami.

Oblicze bruneta rozświetlił błogi uśmiech, kiedy poczuł, że wszystkie mięśnie Ratliffa się napinają. Spróbował go dotknąć. Wsunął ręce pod miękki materiał ubrania i ułożył wielkie ręce na delikatnej skórze blondyna. Nic się nie stało i to dziwiło piosenkarza. Tylko ciało Ratliffa zmieniło się w twardą skałę. Pocałował fragment jego szyi a potem karku. Silne ręce nie zdołały zdobyć więcej, a pragnące usta nie zaspokoiły się. Tommy Joe zrobił dwa gwałtowne kroki w tył i nadal bał się odetchnąć. Miał zamknięte oczy i bał się je otworzyć. Czuł łzy, które próbował przecisnąć się prze powieki.

- Ale to tylko wyobrażenie. - Lekki uśmiech Lamberta stał się ironiczny. Odepchnął się od drzwi i, idąc w stronę łóżka, zaczął szybko ściągać z siebie ubrania. Wtedy Tommy zaszklonymi oczami powiódł za nim.

- Przepraszam. - Powiedział skruszony, oddychając płytko.

- Za co? - Adam stał teraz odwrócony plecami do przyjaciela. Po ściągnięciu „góry” zaczął uwalniać się z wytartych dżinsowych spodni. Po chwili usiadł, by poradzić sobie z nogawkami.

- Za... - Tommy zamilkł. Został uciszony jednym zmęczonym spojrzeniem.

Tak, boję się. Boję się nawet przezwyciężyć ten strach. Nie jestem silny. Jestem słaby. Jestem tchórzem. Myśli krążące w głowie Ratliffa rozgniewały go. Obserwował poszczególne czynności wykonywane przez przyjaciela: jak się rozbierał, jak ukazywał mu poszczególne części swojego ciała – wszystkie oprócz jednej skrytej pod białymi bokserkami od Calvina Kleina. Kiedy blondyn skupił się na białym materiale, Lambert odwrócił się i ukazał znaczne uwypuklenie w tym miejscu. Tommy zauważył to i wypuścił gorące powietrze z ust. Wokalista nic sobie nie robił z jego obecności. Wszedł do łóżka i, jak to miał w swoim zwyczaju, okrył się pościelą do pasa. Zamknął oczy, nie przejmując się przyjacielem, i odetchnął, leżąc na wznak. Ta reakcja uczestnika Idola zbulwersowała gitarzystę. W gniewie złapał za krawędź swetra. Zawahał się. To znowu się dzieje. Znowu... To mnie ogarnia. Nie chcę... Tego lęku. Nienawidzę go! Jednym ruchem ściągnął z siebie czarny, elastyczny materiał i rzucił go na ziemię. Obserwował Adama. Wiedział, że nie śpi. Nasłuchuje. Blondyn przeszedł do spodni i zdjął je tak samo gwałtownie jak poprzednią rzecz. Strach nadal był w nim aktywny, ale hamował go za wszelką cenę. Zajęcie miejsca obok Lamberta było dla niego nie lada wysiłkiem. Zrobił to. Usadowił się na swoim miejscu po prawej stronie łóżka i oparł głowę na poduszce, przykryty pościelą do pasa. Zaczerpnął powietrza i zdecydował się na wykonanie najważniejszego ruchu wiodącego do łamania kolejnej z jego licznych barier.

- Adam... Dotknij mnie. - Rozkazał, ale w jego głosie dało się wybrzmieć raczej proszący ton.

Lambert machinalnie otworzył oczy. Przed sobą zobaczył nagą ścianę przyozdobioną jedynie tablicą korkową zapełnioną kartkami i obraz przedstawiający gitarę – złożony z puzzli i umieszczony w antyramie. Nie zauważył tych elementów wcześniej, nie zauważył i teraz. W głowie huczała mu niezwykła prośba. „Dotknij mnie.” Tak długo oczekiwana rozbrzmiała teraz i trwała między nimi nawet jeśli echo nie było dosłyszalne. Adam odwrócił powoli swoją twarz w stronę Ratliffa – zszokowaną twarz, która z każdą sekundą zmieniała się. Był uszczęśliwiony, choć nie wiedział, czy podoła tej prośbie.

- Dla ciebie wszystko... - Wyszeptał delikatnie. Była to jego zgoda. Te słowa oznaczały podjęcie wyzwania. Nadszedł długo wyczekiwany moment spełnienia pierwszych warunków umowy spisanej pocałunkami. Oboje czuli to w niewidzialnej wiązce łączącej brązowe oczy z niebieskimi. Następny krok należał do Adama. Tommy mógł tylko czekać na rozwój wydarzeń.

Pierwszy krok. Tylko się nie bój. Staraj się przyzwyczajać. Co? Przyzwyczajać? To tylko eksperyment. Cholerny eksperyment! Panika wkradła się w mimikę Tommy'ego Joe już przy pierwszym geście. Tommy Joe zaczął z przesadnym skupieniem obserwować palce o pomalowanych na czarno paznokciach, które przesuwały się właśnie po całej długości mostka, okrążały pierś, by dojść do żeber i policzyć je wszystkie. Czuł przyjemne mrowienie i tak samo obserwujące spojrzenie. Wkrótce dotyk opuszków zmienił się w odcisk całej powierzchni dłoni na alabastrowej skórze. Przykrywała ją i przesuwała się ku lewej piersi. Wtedy Lambert przeniósł spojrzenie na tors blondyna, a muzyk zamknął oczy. Im bliżej sutków była ręka wokalisty, tym muzyk coraz mocniej zaciskał powieki. Wreszcie długie palce dotknęły wrażliwego punktu, a w blond głowie pojawiło się jedno wspomnienie.

***

- Thomas, będziesz teraz grzeczny. Zamkniesz się, synku. Ja cię uciszę! - Warknął do połowy rozebrany mężczyzna i zacisnął palce na sutkach leżącego bezwładnie na łóżku chłopca. Dziecko krzyknęło z bólu i przerażenia, próbując się bronić. Jego drobne rączki zostały szybko odepchnięte, a on siarczyście spoliczkowany. Jęknął głośno z bólu i przyłożył obie dłonie do bolącej twarzy, kiedy wyrodny ojciec zajął się rozbieraniem reszty dziewiczego ciała z części garderoby w najbrutalniejszy ze sposobów.

***

- Nie. Proszę... - Otworzył oczy i usiadł na łóżku, odpychając od siebie Adama. Oddychał szybko, próbując zapomnieć o przeszłości. Na bladym policzku pojawiła się jedna mała łza, kiedy zsunął nogi z łóżka i usiadł na jego krawędzi, zaplatając ręce na piersiach. Zgiął się niemal do kolan i wbił wzrok w podłogę. Poczuł wstyd za siebie. Był wstrząśnięty obecną sytuacją. - Przepraszam... Przepraszam cię. - Wydukał. Zaczął się obwiniać podczas gdy Adam wpatrywał się w jego plecy w połowie zszokowany, w połowie zawiedziony. - Chyba nie jestem w stanie tego przezwyciężyć. Strach i wspomnienia... To tkwi w mojej głowie tak głęboko i... Nie mogę... Nie potrafię...

- Shhh... - Lambert uciszył go w jednej chwili. Usiadł za nim tak, że teraz Tommy Joe znajdował się między jego nogami. Brunet machinalnie przytulił się policzkiem do nagich pleców przyjaciela i objął go rękami w pół. Muzyk spiął mięśnie w odpowiedzi, ale nie spróbował ich odtrącić. Położył tylko na nich swoje dłonie tak jakby upewniał się, czy ten gest mu się przypadkiem nie zwiduje.

- Nie jestem gotowy... Nigdy nie będę.

- Jesteś. - Wokalista przerwał kolejną próbę wyjaśnień. - Jesteś najodważniejszym człowiekiem, jakiego znam. - Ucałował jedną z łopatek, a potem ustami zliczył kilka kręgów kręgosłupa. - Problem tkwi w tym, że... - Zamilkł na moment. Robię wszystko źle. Przywołuję tylko złe wspomnienia podczas gdy ty powinieneś myśleć tylko o mnie. To ja powinienem wypełniać twoją głowę i tak się stanie. - Robimy to źle. - Zdumiał się swoim wypowiedzianym na głos spostrzeżeniem i uśmiechnął. Chciało mu się śmiać. Tommy także się zdziwił. Odwrócił głowę, a potem całe swoje ciało w stronę Lamberta. Pytające spojrzenie prosiło o odpowiedź.

- Co masz na myśli?

- Powinniśmy zrobić... To. - Adam spojrzał na Ratliffa, a w oczy rzuciły mu się charakterystyczne niemo uchylone wargi. Przysunął się i musnął je kilka razy, by wreszcie przejść do pocałunku, który tak samo jak własne spostrzeżenie było dla niego niespodzianką. Tommy Joe dzięki temu poczuł się więźniem własnego pragnienia i poddał się – objął niebieskookiego za szyję i pochłonął w pocałunku, myśląc o rosnącej rozkoszy, jaką z niego czerpał oraz o człowieku, który mu ją oddawał. Kiedy tylko zdążył na nowo rozbudzić swoje pożądanie, Lambert oderwał się od niego i obdarował szelmowskim uśmieszkiem. Muzyk popatrzył na niego zamroczony. - O czym myślałeś, kiedy się całowaliśmy? - Wokalista rzucił prosto z mostu, opierając ręce na ramionach kochanka. Patrzył na niego z uwagą.

- O tobie. - Stwierdził nieśmiało Ratliff po krótkim zastanowieniu. Uznał to pytanie za podchwytliwe, lecz odpowiedział zgodnie z prawdą.

- A teraz? Kiedy patrzysz na mnie? - Drążył nieustannie Lambert. Wiedział, jaka jest odpowiedź, ale chciał do niej skłonić blondyna.

- Ja... - Po co te pytania? Przecież wiesz... Myślę tylko o twoich ustach. Pragnę ich. Pragnę... Ciebie. Czy to jakiś sprawdzian? Przecież to tylko eksperyment. Nie czuję nic do ciebie poza... Nie. To tylko pożądanie. I przyjaźń. I chęć bycia blisko ciebie i... Dosyć! - Prawdę mówiąc zastanawiam się, dlaczego przerwałeś tak cholernie dobry pocałunek.

- Więc myślisz o mnie?

- Oczywiście. Myślę o tobie zawsze, kiedy jesteś blisko. - Myślę? Naprawdę? Ale dlaczego? Myślę o nim więcej niż o Isaacu. Isaac też jest przecież moim kumplem. Nie takim jak Adam, ale przyjaźnimy się. Czemu myślę o Adamie? - A czy to takie ważne? - Spochmurniał momentalnie i zmarszczył brwi w niezadowoleniu, obrzucając ponętne wypukłe wargi niebieskookiego, które wygięły się w łuk, ukazując rząd białych zębów. To rozproszyło uwagę blondyna. Powrócił do obserwacji wodnych oczu.

- Och, oczywiście! Kiedy mnie całujesz lub na mnie patrzysz, myślisz tylko o mnie, a kiedy zamykasz oczy... Wszystko zmienia się na gorsze. Czyż to nie jest oczywiste? Nie zamykaj oczu, chyba że podczas pocałunku, a wtedy nie przestraszysz się. - Doszedł do wniosku Adam. Zaległa między nimi cisza. Lambert pozwolił Ratliff'owi zanalizować jego słowa.

Dlaczego znowu masz rację? To prawda: kiedy jesteś przy mnie czuję się bezpiecznie, a kiedy cię nie widzę ani nie czuję, lękam się. Takiego bezpieczeństwa nie dała mi żadna z kobiet. Może dlatego ten lęk nie odszedł – bo nie czułem się bezpieczny i nie miał mi kto tego zapewnić. A ty... Jesteś taki wielofunkcyjny. Uśmiechnął się na tę myśl. Lambert wyczuwał, że właśnie w tej chwili głowa Ratliffa pełna jest kłębiących się myśli. Postanowił o nie nie pytać. Zamiast tego dotknął pierś blondyna w miejscu, gdzie znajdowało się serce. Poczuł zawrotne tempo pulsu. Potem dłoń powędrowała przez obojczyk do szyi. Adam śledził swoje ruchy wzrokiem, a kiedy zatrzymał rękę na skórze w miejscu, gdzie pod skórą krew przetaczała tętnica, spojrzał w czekoladowe oczy. One obserwowały go z uwagą. Poważny wzrok nosił w sobie nutę oczekiwania i oddania. Tommy Joe zbliżał się, a Adam nachylał w jego stronę, by połączyć w delikatnym pocałunku, który zdawał się coraz bardziej namiętny.

Znowu się poddaję. To silniejsze ode mnie. Zrujnuję wszystko. Zrujnuję całą naszą przyjaźń, a na tych ruinach zbuduję... Jeśli tylko mi pozwolisz. Nie pozwalaj mi, proszę. Nie wiem, co będzie gorsze. Chcę tego, a jednocześnie się lękam. Tommy, proszę... Lambert odsunął od siebie Ratliffa, ponownie go zaskakując. Przyłożył rękę do gorącego czoła. Zbyt dużo myśli. Zbyt dużo naraz. Ałła... Jęknął. W głowie zaczął pulsować mu jakiś ukryty punkt. Promieniował bólem. Przyłożył dłonie do skroni i rozmasował je okrężnymi ruchami, by choć trochę zmniejszyć nieprzyjemne uczucie. Tymczasem Tommy oparł rękę na jego udzie, ze strachem obserwując zachowanie przyjaciela.

- Adam, co się dzieje? Co się stało? - Wyrzekł cichym zmartwionym głosem.

Lambert nie był zdolny odpowiedzieć przez dobre kilka minut, na co Tommy Joe niecierpliwie oczekiwał. Ból zaczął ustawać, a Adam oszołomiony spojrzał ponownie w czekoladowe oczy.

- Nie wiem... - Wyszeptał zszokowany. - Poczułem... Zaczęła pulsować mi głowa. To było... Męczące i... - Spojrzał w dół i zobaczył drobną dłoń spoczywającą na nagim udzie. Opuszki palców dzieliło kilka centymetrów od linii bokserek.

- Może to przez to lodowisko? Nie powinienem cię zmuszać. - Gitarzysta zaczął się obwiniać, spuścił głowę i zabrał rękę, ale Adam zdążył ująć ją w swoją.

- Nie pleć głupstw. Jestem po prostu zmęczony. - Zamknął oczy, czując, że to co mówi, jest prawdą. - Bardzo zmęczony. - Uniósł rękę Ratliffa i przyłożył ją do swojego policzka, by się w nią wtulić.

- Chodźmy spać. Tak, jak chciałeś. Tak, jak pragnąłeś. - Dłoń blondyna pogłaskała szorstki od zarostu policzek i zsunęła się na mostek Lamberta, by popchnąć go na poduszki. Wokalista poddał się tej sile bez protestów. Ułożył się na łóżku, a Tommy zgasił lampę i położył się obok niego na wznak. Po chwili poczuł wtulające się w niego ciało. Adam obejmował go i łaskotał swoimi bujnymi włosami. Po raz pierwszy się nie bał. Myślał o Adamie: o jego radach, które wypowiedział tak delikatnie chociaż wyzywająco; o jego intensywnym spojrzeniu, kiedy to mówił. Adam... Zapragnął znów pocałować człowieka, który wpływał na niego każdym gestem. On rozpalał, by gasić. To wszystko... To jest dziwne. To wyzwala we mnie jakąś dziwną energię... Adam. Powtarzał to imię już milion razy, ale nie znudziło mu się. Znajdował w tym wyrazie coś pięknego. Czy ty to sprawiasz? Dlaczego budzi się we mnie coś... Nieoczekiwanego. Fascynującego. Wielkiego. Odetchnął z trudem i zanurzył swe długie palce w kosmykach włosów Lamberta.

- Dziękuję ci. - Adam wyszeptał sennie wtulając głowę mocniej i zaplatając ręce wokół ciała Ratliffa, ale blondyn nie zauważył tego.

Przecież zrobię dla ciebie wszystko... Przez głowę muzyka przeleciała myśl, która natychmiast go zaniepokoiła. Zamknął oczy, które dotychczas wpatrywały się w ciemność. Dlaczego to pomyślałem? Przecież nie jestem jego... A gdybym był? To niedorzeczne. Ja... To tylko fascynacja. Przecież jestem heteroseksualny. Nie mógłbym do niego czuć nic poza przyjaźnią. Pożądanie... Sam to przyznałem. To już nie jest ciekawość. To przyciąganie. A ty jesteś jednocześnie szczęściem i przekleństwem, bez którego nie mogę się obejść. Kuriozalne myśli zaczęły krążyć w głowie Ratliffa, burząc dotychczasowy spokój. Od kiedy spotkał Adama, ten człowiek zaczął przewracać jego życie do góry nogami. Dlaczego wyjeżdżał? Czy tylko dla kariery? A może ze strachu? Zasnął nim odpowiedział sobie na te pytania. Znalazł tylko kozła ofiarnego. Adam w jego mniemaniu był winien wszystkich uczuć, jakie zaczęły targać nim już podczas pierwszego spotkania. Wcześniejmyślał, że lęk przed wysokością i dotykiem to najgorsze, z czym się zmaga. Senne marzenia utworzyły w jego głowie jeszcze jeden, którego nie był świadomy: strach przed nową tożsamością. To się działo bez udziału silnej woli czy zdrowego myślenia. W targające blondynem uczucia były zamieszane serce i dusza, które zgodnie powtarzały: zrobisz dla niego wszystko.


NASTĘPNY ODCINEK PO 17 MAJA!!!

piątek, 1 kwietnia 2016

Rozdział 57 - Pierwsza lekcja

Proszę, proszę. Ale chyba nie obraziliście się na mnie za moją ostatnią gadaninę, co? Serio, dzięki, że jesteście. Kiedy zaczęłam tworzyć to opowiadanie, nie myślałam, że będę mieć aż tylu odbiorców, a tu proszę: ilość wyświetleń osiągnęła już 43 tysiące! Aż czasami zapominam, że jestem już z wami 3 lata (no w zaokrągleniu), i bardzo się cieszę, że moja głowa cały czas podsuwa mi pomysły na fabułę. Mam nadzieję, że cieszycie się razem ze mną. :P
Co do koloru: co 5 odcinków zmieniam kolor. Czerwony, zielony, niebieski. To taka moja fanaberia, lubię jak jest kolorowo. Nie będę ich zmieniać, bo to moje ulubione. Jeśli kogoś razi, proszę zmienić jasność ekranu lub zaznaczyć tekst, wtedy kolor się zmieni :)

Och, już dobrze, możecie ponarzekać troche w komentarzach, będę wyrozumiała :P

Rozdział 57
Pierwsza lekcja

Cold as ice and more bitter than a december winter night. (…)
I sometimes tend to loose my temper. (…)
But I could never leave your side. (…)
I really need you near me.
I get kind of dark.
Let it go too far.
I can be obnoxious at times.
Try too see my heart.
'Cause I need you now so don't let me down.
Adam Lambert
Better than I know myself”

Dobijanie się do pokoju siostry zawsze kończyło się klęską. Od niepamiętnych czasów Annie znajdowała świetne sposoby, by skutecznie odciąć się od świata zewnętrznego. Zawsze jednak powodem takiego odcięcia był gniew, a teraz nie dało się określić, co nią właściwie miotało.

Przeprosiny i pogadanka na temat „jak bardzo mi przykro”, których autorem był Adam, nie miały teraz najmniejszego sensu. Póki Henry i Klara nic nie wiedzą, trzeba zachowywać się normalnie – uznał Tommy i poradził brunetowi szykować się do wyjścia. Będziemy grać na zwłokę, ale rozmowa z An jest nieunikniona. Zrzucił wszystko na los, który jak zwykle „tak chciał”. Nie dało się zawrócić czasu, a ubolewanie nad obecną sytuacją nic nie zmieniało, więc... Trzeba było żyć dalej. Kiedy mężczyźni zeszli na dół, Henry pomagał żonie ubrać kurtkę. Poszli ich śladem. Adam podszedł do wieszaka i wziął swój płaszcz oraz cienką przeciw-deszczówkę Ratliffa. Tom wyciągnął dłoń, by ją odebrać z rąk przyjaciela, ale ten nie oddał mu jej. Brunet rozłożył poły kurtki tak, by właściciel mógł wsunąć ręce w rękawy. Muzyk zdziwił się tą uprzejmością i zauważalnie uniósł brew, ale przyjął pomoc Lamberta, który założył na niego rzecz, a następnie sam wsunął sobie na dłonie rękawiczki.

- A gdzie Annie? Czemu kobiety zawsze tak długo szykują się do wyjścia? - Zniecierpliwił się Henry, który już był prawie gotowy.

- Chyba źle się poczuła i do nas nie dołączy. - Wysunął mylny wniosek Tommy Joe.

- Nic mi nie jest. - Usłyszał chłodne stwierdzenie siostry. Odwrócił się zaskoczony, to samo zrobił Adam.

Annie stała na najniższym stopniu schodów. W ręce trzymała wielką białą torbę z logo Carrefoura. Szybko pokonała drogę do przedpokoju i obrzuciła brata pochmurnym spojrzeniem. Minęła go, by dojść do szafki z butami. Odnalazła swoje sznurowane kozaki i wzuła je, a potem podziękowała niepewnie Lambertowi, który tak jak poprzednio Tommy'emu pomógł jej ubrać czerwony płaszcz. Potem sam zawinął sobie wokół szyi szeroki popielaty szal.

Wyszli na dwór. Cel ich podróży nie był daleko, więc zdecydowali się na spacer. To także było częścią co rok powtarzanego rytuału. „Rodzice” oddawali się spacerowi, a rodzeństwo zabawie. Właśnie w tym celu zabierali własny sprawdzony sprzęt. Przecinali park, idąc para za parą. Na czele pochodu kroczyła Annie – jedyna samotna. Tommy i Adam obserwowali ją uważnie. Co kilka minut zerkali na siebie porozumiewawczo, wymieniając półsłówka. Tymczasem Henry prowadził żonę pod ramię, próbując dotrzymać kroku energicznym młodym.

W końcu Tommy Joe musiał porozmawiać z siostrą. To było konieczne. Chciał załatwić tę sprawę jak najszybciej. Nim będzie za późno. Annie z minuty na minutę dopowiadała sobie kolejne prawdopodobne historie zbliżenia mężczyzn. Cały czas próbowała sobie wmówić pierwszą myśl, na jaką wpadła i która wydawała jej się najprawdziwsza. Mój brat jest gejem. Ta informacja krążyła w jej myślach i zadziwiała ją. Z łatwością dokładała do siebie kolejne elementy układanki: skrytość blondyna, brak zainteresowania otaczającymi go ludźmi, niechęć skierowana do każdej z jej koleżanek, które zapraszała do domu. Muzyk musiał podzielić się z nią prawdziwymi faktami nim uzna za prawdę swoje.

- Muszę z nią porozmawiać. - Rzucił muzyk w stronę Lamberta i, nie czekając na odpowiedź, przyspieszył krok do biegu, by dogonić siostrę.

Zrównał się z nią, ale ona nie obdarzyła go nawet jednym spojrzeniem. Zauważyła go i natychmiast spochmurniała. Spróbowała wyrwać się naprzód, ale szła już tak szybko, że szybszy byłby tylko bieg.

- Annie? Możemy...?

- Nie chcę z tobą rozmawiać. - Syknęła, przerywając mu wpół słowa. Czuła się oszukana. Emocje jeszcze nie przestały w niej buzować. - A w ogóle to co chcesz mi tłumaczyć? To twoje życie. Ja jestem tylko twoją siostrą, bo chyba już nie przyjaciółką? - Zakpiła nerwowo i przygryzła wargę. Czy powinnam być taka ostra? Tak! Cholera, on jest gejem! To nie do wiary... Zaśmiała się w myślach. Był to szalony śmiech. Spojrzała na niego. Blondyn był zawiedziony. Nie był w stanie jej niczego wyjaśnić. Myślał, że stać go na wytłumaczenie, ale było ono ponad jego siły. Poddał się, zwalniając kroku. Czuł się beznadziejnie i tę beznadziejność dało się wyczytać z jego twarzy. Adam nie musiał go oglądać, by wiedzieć, jak czuje się jego przyjaciel, ukochany. Sam już nie wiedział, jak nazywać Tommy'ego Joe. Piosenkarz domyślił się jednak, że teraz tej drobnej osobie przyda się wsparcie. Kiedy blondyn znalazł się blisko, Lambert objął go ramieniem. Muzyk nie miał nawet siły się odezwać. Dlatego przemówił brunet.

- Nie martw się. Musisz dać jej czas. Ona musi mieć czas, by ochłonąć. - Poradził cicho. Choć wiedział, że najstarsza para już ich nie dogoni, nie chciał mówić głośno. Był pewien, że taki ton głosu pomoże blondynowi ukoić skołatane nerwy.

- Nie dała mi nawet dojść do słowa. - Mruknął muzyk zamyślony.
- Jest oburzona. Nic więc dziwnego, że nie chce cię słuchać. - Adam próbował pocieszyć blondyna, ale ten wydawał się ignorować jego słowa. Odezwał się dopiero po dłuższej przerwie.

- Adam?

- Tak?
- Ja nawet nie wiem, jak jej to wytłumaczyć. Co ja mam jej powiedzieć? Ja... Zgubiłem się już w tym wszystkim. Na początku wszystko zdawało się oczywiste, ale teraz już nie wiem, czego chcę, do czego dążę.

Blondyn poczuł się bezsilny. Ledwie zaczął brnąć w ten „romans”, a już mu się wszystko pomieszało. Zaczął zadawać sobie pytania, z których chciał wyciągnąć szczegółowe odpowiedzi. Ale zostały tylko pytania. Czy naprawdę tego chcę? Czy Adam robi to dla mnie, czy ma w tym ukryty cel? Ostatnio wszystko wydawało mu się fałszywe. Gdyby spojrzeć w ten temat przez lupę, na pewno odnalazłbym głębszy sens. Tylko czy nie byłby on przerażający? Ta sprawa była bardziej krucha i delikatna niż mu się wydawało. Wystarczała ingerencja osoby zewnątrz, a już z poukładanej, prostej strawy powstawał chaos, którego żaden z nich nie mógł opanować. A może tylko Tommy nie mógł tego ogarnąć? Może gdyby Adam...

- A może... - Lambert przystanął nagle i chwycił dłoń Tommy'ego, by go zatrzymać. - Pozwól mi to wyjaśnić. Porozmawiam z nią i wytłumaczę. - Rzucił pomysł, patrząc ukochanemu prosto w oczy. Wciąż trzymał go za rękę, czując się jak nastolatek.

Tommy Joe był zaskoczony. To tak, jakbyś czytał mi w myślach. Czy jesteś w stanie udźwignąć ten ciężar? Mój ciężar? To rozwiązanie wydawało się muzykowi najskuteczniejsze. Było jednak trochę nie na miejscu. To prawie jak wtrącanie się w sprawy rodzinne, chociaż piosenkarz brał czynny udział w tej małej aferze. Czy najmniejsze jej ogniwo mogło rozwiązać cały konflikt? Niech spróbuje. Jeśli mu się nie uda, nie będę go winić...- Naprawdę byłbyś w stanie to zrobić? - Tommy wziął w ręce ciepłą dłoń, która przed chwilą go zatrzymała. Pogłaskał kciukami czarny materiał grubej rękawiczki i puścił, by na sekundę zamknąć oczy. - To takie surrealistyczne. Właśnie gadam o naszym romansie, o którym dowiedziała się moja siostra. Ja ciągle... Ech, nie mogę zrozumieć, dlaczego ci to zaproponowałem. I dlaczego ty się zgodziłeś. - Zakpił, nie dowierzając, a Adam tylko pokręcił głową. Znów zaczęli iść w kierunku swojego celu. W tym czasie uczestnik Idola się nie odzywał. Dał blondynowi czas na rozmyślania. W miarę zbliżania się do celu zadowolenie Ratliffa rosło.

W końcu spomiędzy drzew zaczął prześwitywać olbrzymi plac, z którego korzystała liczna grupa ludzi w różnym wieku. Adam zauważył napis na płocie: lodowisko czynne od-do z wypisanymi godzinami. Do ostatniej chwili miał nadzieję, że stanie się jakiś cud: wypadek podczas spaceru, jakieś nieprzewidziane przyczyny powrotu do domu czy że po prostu będzie zamknięte. A teraz obserwował dzieci, młodzież i dorosłe pary ślizgające się w łyżwach na lodzie. Na sam widok zamrożonej tafli dostał ataku paniki. Tommy podobnie jak Adam przystanął, by ogarnąć wzrokiem miejsce ich przyszłej „zabawy” i spostrzegł z gracją płynącą po lodzie An. Świetnie wyróżniała się na tle innych ubrana w jaskrawo-czerwony płaszcz. Zrobiło mu się smutno, że na niego nie zaczekała, ale gdy przeniósł spojrzenie na Adama, dobry humor mu wrócił.

- No dobrze, możesz spróbować z nią pogadać. Może więcej wskórasz niż ja. - Muzyk myślał, że to właśnie z powodu dziewczyny Adam miał taką kwaśną minę, ale mylił się. - Możemy iść? - Spytał i skierował się do wejścia na teren lodowiska, kiedy Adam jednym ruchem wczepił się w jego ramię. To strach w oczach Lamberta uzmysłowił Ratliff'owi, że wcale nie chodzi o jego siostrę. - Adam? O co chodzi?

- No bo wiesz... Ja... Trochę nie za bardzo umiem jeździć właśnie? - Wykrztusił szybko, by pozbyć się stresu. Do tej chwili udawał, że jest zachwycony pomysłem wypadu na lodowisko. Nie chciał robić przykrości Tommy'emu i całej jego rodzinie. Ale teraz uznał, że jego ułomność na lodzie i tak wyjdzie na jaw – pewnie akurat wtedy, gdy on wypadnie, a raczej wyrżnie o lód i połamie wszystko, co możliwe, ze swoimi kośćmi włącznie.

- Co?! Znaczy... Chcesz powiedzieć, że jeszcze nigdy nie jeździłeś na łyżwach? - Tommy próbował powstrzymać się od uśmiechu. Był przyzwyczajony do tego, że to on zawsze był reprezentantem strachu, a Adam przedstawicielem odwagi. Tym razem role się odwróciły i to Tommy Joe musiał wyciągnąć wokalistę na lód.

- To może... Ja was stąd poobserwuję, podopinguję, a wy sobie pojeździcie. Może dołączę do...
- Nie ma mowy. Teraz, panie Lambert, jesteś pod moją opieką. Nauczę cię wszystkiego, a tymczasem idziemy wypożyczyć ci łyżwy. - Zarządził blondyn i poprowadził przyjaciela we wiadomym kierunku.

Adam ze zwieszoną miną powlókł się za Ratliff'em, wyobrażając sobie siebie jako słonia w sklepie porcelany. Lód – tak twardy i zimny nigdy nie był mu przyjacielem. Zawsze wolał wodę: ciepłą, okalającą ciało, kiedy się w niej zanurzałeś, zdolną dopasować się do każdego kształtu. Mógł o niej tylko pomarzyć. Teraz miał już na nogach dopasowane czarne łyżwy, pod nimi śliską białą taflę, a w uszach niecierpliwiony głos Tommy'ego Joe, który nakazywał mu odkleić się od bandy.

- Może ja jednak zrezygnuję. To nie dla mnie. Chcesz, żebym wyszedł na scenę w gipsie? - Zajęczał Adam żałośnie, a Tommy przejechał się w kółko ze zniecierpliwienia.

- I kto to mówi? Człowiek, który się nigdy nie poddaje? - Prychnął Ratliff, ale czuł, że takie przedrzeźnianie tylko pogarsza sprawę. Spróbował zebrać się w sobie i uspokoić. - Dobrze, spróbujmy inaczej. - Wypuścił powietrze i podał Adamowi dłoń zakrytą rękawiczką.

- Tommy, ja nie umiem...

- Adam, umiesz. Po prostu mi zaufaj. Złap się jedną ręką mnie, a drugą bandy. Poprowadzę cię. - Powiedział spokojnie, łagodnie się uśmiechając. Utkwił wzrok w stopach Adama, a ten zrobił to samo.

- Okey, co mam robić? - Spytał wokalista, biorąc się w garść. Wiedział, że nauka go nie ominie. Tommy jest w stanie wykupić wszystkie godziny, by mnie tego nauczyć. Chyba za mało się staram... Zerknął na blondyna, który skupiał się, by podtrzymać go w razie potknięcia.

- Ugnij kolana i pochyl się trochę do przodu. Tak zachowasz równowagę i nie wywalisz się do tyłu, a jeśli już padniesz w przód, zamortyzujesz rękami upadek. Właśnie do tego mamy rękawiczki: by nie nabawić się siniaków na dłoniach. - Wytłumaczył blondyn, a brunet zrobił dokładnie to, co przyjaciel mu poradził. - O...key, postawa załatwiona. Teraz ruchy. Normalna jazda na lodzie to wykonywanie cały czas tych samych ruchów. Więc. Pięta przy pięcie, palce stóp odchylone tak, jakbyś tworzył między stopami trójkąt, a tam, gdzie masz pięty, jest jego wierzchołek. I po prostu się odpychasz.

- W ten sposób? - Lambert upewnił się, czy dobrze stoi, a Tommy przytaknął głową. Już chciał wystartować, kiedy jego nauczyciel, postawił przed nim barierę w postaci swojego ramienia, którym objął jego klatkę piersiową. - Nie tak prędko, mistrzu. Zapomniałeś o ostrzeżeniach. - Blondyn obdarował go czarującym uśmiechem i natychmiast przeszedł do rzeczy. Adam wysłuchał go niemal z konieczności. - Pamiętaj, żeby nie stawiać nóg zbyt szeroko, bo zrobisz szpagat. To podobno bardzo bolesne. A jak już się wywrócisz...

- Dzięki, naprawdę. Mam wspaniałego przyjaciela: ledwo zaczął mnie uczyć, a już życzy mi źle. - Ocenił Lambert z przekąsem, a Tommy zaśmiał się w odpowiedzi. Uchwycił ponownie jego dłoń i ścisnął przepraszająco.

- Och, wiesz, że to nieuniknione. Nie wyobrażasz sobie, ile razy zaliczyłem glebę nim to załapałem. Więc... Jeśli się wywalisz, pamiętaj, by zabezpieczyć ręce, chyba, że chcesz stracić palce. Niektórzy jadą bardzo szybko, a łyżwy są naostrzone. Nie wiem, co bym zrobił, gdyby coś ci się stało... - Powiedział Tommy. Nim dotarło do niego, jaką myśl wypowiedział na głos, niespodziewanie poczuł usta na swoim policzku. Były zimniejsze niż powietrze, które za chwilę go owionęło. Ratliff zarumienił się i popatrzył zaskoczony na Adama. Trochę go zatkało podczas gdy Lambert wydał mu się uszczęśliwiony. - To może...

- Spróbujmy.

Adam powoli odepchnął się od bandy, a Tommy asekurował go, służąc ręką. Posuwali się dosyć wolno, ale muzykowi to nie przeszkadzało. Przerażali go tylko ludzie, którzy mogli potrącić Adama lub w inny sposób zachwiać jego równowagę. Sam czuł się pewnie na lodzie, ale jego przyjaciel w najgorszym wypadku mógł nawet trafić do szpitala z wstrząśnieniem mózgu. Poczuł strach, kiedy na oblicze Lamberta wstąpił trochę pewniejszy uśmiech. Brunet obserwował pracę swoich nóg, a ludzie rozstępowali się przed nim, okazując wyrozumiałość dla początkującego.

- O mój Boże! - Jęknął nagle Adam, a Tommy błyskawicznie znalazł się przy nim, łapiąc drugą dłoń przyjaciela. Adam wtulił się przestraszony w drobne ciało, próbując odzyskać równowagę. Okazało się, że natrafił na wyżłobienie w lodzie, które było przyczyną zachwiania. Nic poważniejszego się nie stało. Po wzrokowym upewnieniu się, że wszystko w porządku, Tommy zdecydował się wrócić do roli ochroniarza. Niebieskie tęczówki wyrażały pełnię zaufania, więc trochę się uspokoił.

Adam poczuł się pewniej. Trzymał się dość dobrze na lodzie chociaż wciąż nie czuł właściwej przyczepności. Uważał na wszystko, na co zwrócił mu uwagę jego ukochany. Po chwili zdecydował się przestać obserwować swoje ruchy i popatrzył przed siebie. Lodowisko było pełne dzieci, ale nie brakowało par trzymających się za ręce. Tak jak ja i Tommy. To byłoby nawet romantyczne, gdybym umiał jeździć. Stwierdził w myślach i spojrzał na swojego nauczyciela. To zaowocowało kolejnym upadkiem. Klapnął na tyłek, kiedy prawa noga uciekła mu do przodu. Automatycznie położył się na lodzie, opierając o taflę plecy i głowę, na której miał założoną czarną czapkę. Zobaczył niebo, a potem w ten obraz wsadził swoją głowę Tommy. Dla Adama to był jeszcze piękniejszy widok. Uśmiechnął się słabo, kiedy zatroskany brązowooki zadał szereg pytań.

- Nic ci nie jest? Możesz wstać? Słyszysz mnie? - Tak samo zatroskany jak spojrzenie, był głos blondyna. Adam spokojnie uchwycił jego dłoń i podparł się ręką, by podnieść się i dokładniej przyjrzeć przystojnej twarzy.

- Nie całkiem, Tom. - Rzekł niepewnie i rozejrzał się dookoła. Znajdowali się kilka metrów od bandy. Nie zauważył nawet, kiedy się od niej oddalił, kiedy w ogóle ją wypuścił z rąk. Kiedy znowu spojrzał na Ratliffa, ten był przestraszony. Sam wokalista zbył te emocje gromkim śmiechem. - Mam po prostu obity tyłek! Hahaha, hahaha... - Znów zaczął się śmiać, a Tommy dołączył do niego. Śmiali się przez krótką chwilę i przerwali, kiedy nagle ktoś zaczął wokół nich zataczać koła. Okazało się, że tą osobą była Annie.

- Widzę, że gołąbeczki wesoło sobie gruchają. - Dziewczyna w czerwonym płaszczu zakpiła, zerkając na parę. - Ale to nie gołębnik tylko lodowisko. Tu się jeździ, a nie wyleguje. - Warknęła i odjechała z gracją zawodowej łyżwiarki. Po chwili zaczęła robić przeplatankę łyżwami, ale potem zwiększyła prędkość, by pokonać długość obręczy lodowiska i zatrzymać się przy wejściu, by poobserwować parę mężczyzn. Adam i Tommy spojrzeli na siebie ze smutkiem i zaczęli się zbierać.

- Okey, chyba sam wstanę. - Poinformował początkujący, gdy drugi spróbował mu pomóc. Wrócił do pozycji stojącej i odepchnął się nogą od tafli nim Tommy złapał go za rękę. O dziwo, jazda szła mu już zaskakująco dobrze. Jakieś pięć minut później odezwał się do przyjaciela, który bez żadnych popisów spokojnie sunął za nim. - Zaczyna być okropna. - Rzucił wystarczająco głośno, by Ratliff mógł go dosłyszeć. - Annie. - Dodał, by mógł być w pełni zrozumiany. - Zerknął w bok, by zobaczyć, gdzie jest jego przyjaciel i poczuł obawę, widząc tylko obcych ludzi wokół niego. Zagapił się i wykonał obrót wokół własnej osi, skręcając nogą. Gitarzysta nie spodziewał się nagłego gestu i, będąc niecały metr od Lamberta, wpadł na niego z impetem. Przewrócili się na taflę: piosenkarz zetknął się z nią bezpośrednio, a Ratliff przez przyjaciela.

- O mój Boże, przepraszam! - Blondyn zaczął przepraszać bruneta, kiedy ten otworzył oczy i natychmiast ujrzał najpierw brązowe tęczówki, a potem całego mężczyznę. Lekko zakręciło mu się w głowie, więc zamrugał i chwycił Tommy'ego w talii, myśląc, że to mu pomoże w okiełznaniu chwilowego chaosu pod czaszką. Pomogło.

- Myślałem, że mnie zostawiłeś. Przestraszyłem się, ale nie miałem zamiaru się odwracać... - Wytłumaczył, kiedy Tommy pociągnął go za ręce do siebie. Klęczał teraz przy nim, pomiędzy jego nogami, Adam ponownie siedział na swoim przyzwyczajonym już do lodu twardym tyłku.

- Więc jak wykonałeś ten obrót? Nawet An nie potrafi się tak zatrzymać...

- Nie wiem. To tak samo z siebie... Wyszło... - Lambert zdziwił się spostrzeżeniem Ratliffa. Zaśmiał się, a zaraz potem za plecami Tommy'ego wypatrzył pannę Ratliff. Znów krążyła wokół nich jak sęp czyhający na świeże mięso.

- Tommy, ty chyba robisz to specjalnie. - Zadrwiła tym razem i podjechała do pary. Muzyk szybko porwał do siebie rękę Adama, która znalazła się niebezpiecznie blisko łyżew jego siostry. Spojrzał na Lamberta zawstydzony, ale nie puścił dłoni. Uczestnik Idola spojrzał na chłopaka z wdzięcznością. Oboje słuchali jednak dziewczyny. - Zamiast mizdrzyć się tutaj, możecie iść w krzaki. Nic nie powiem Henry'emu i Klarze. - Obiecała prześmiewczo, a oblicze Tommy'ego zmieniło się z zawstydzonego na rozgniewane.

- An, możesz w końcu przestać?! Adam nie umie jeździć. To normalne, że ciągle się przewraca. A ty może byś raz pomogła zamiast się ciągle nabijać? - Ostry ton zaskoczył zarówno dziewczynę jak i błękitnookiego, ale Tommy nie przejmował się tym. Wiedział, że jego gniew jest słuszny. Skierował miotające w jej kierunku błyskawice spojrzenie, a jego siostra zająknęła się, próbując skonstruować nowy przytyk. Już zamierzała coś powiedzieć, kiedy usłyszała swoje imię, a potem imię swojego brata, wykrzykiwane przez wujka Henry'ego. Okazało się, że oboje z Klarą czekają na nich przy wejściu. Annie pomachała im w odpowiedzi i szybko spojrzała na swój nowy zegarek. Zmarszczyła brwi.

- Wygląda na to, że mój czas się skończył. Schodzicie czy zostajecie? - Zmieniła temat i podała rękę Adamowi. Ten nie przyjął pomocy i spróbował wstać sam. Sądził, że tylko w ten sposób nie znajdzie się ponownie na tyłku. Annie przewróciła oczami i spojrzała na brata, który już się nie gniewał.

- Została nam jeszcze jedna trzecia tercji. Zamierzamy ją wykorzystać. - Odpowiedział jej brat i popatrzył na przyjaciela przekonująco.

- Okey, poczekamy na was w kawiarni. Powodzenia... W nauce. - Rzuciła na pożegnanie i odjechała nim brat zdążył jej cokolwiek odpowiedzieć.

- To co? Wracamy d nauki? - Muzyk uśmiechnął się prowokująco i spróbował się oddalić, by Adam mógł samodzielnie rozpocząć jazdę, ale ten szybko złapał go za rękę i, prawie się potykając, wpadł prosto w objęcia Ratliffa. Objął go mocno, tęskniąc za bliskością mężczyzny.

- Naprawdę nie umiem jeździć? A myślałem, że dobrze mi idzie. - Wymruczał do jego ucha, a Tom pokazał zęby i wtulił się w miękki szal wokalisty. Od razu wyczuł intensywne perfumy Lamberta tak przyjemnie otępiające jego zmysły.

- Dobrze myślałeś. Jeszcze parę lekcji i będziesz śmigał lepiej niż ja. - Muzyk stwierdził tym samym tonem i spojrzał w niebieskie oczy.

- A może teraz ja dam ci trochę lekcji...? Tyle, że z innej dziedziny. - Zaproponował, a Tom oburzony machinalnie się odsunął.

- No wiesz? Świntuchu... - Mruknął tak, by tylko Lambert słyszał jego określenie.

Tommy Joe bowiem ponownie przypomniał sobie ich wspólną „pierwszą lekcję” i oblał się rumieńcem. Oddalał się od Lamberta, a piosenkarz podjął wolną gonitwę wcale nieźle radząc sobie z pokonywaniem kolejnych metrów lodu. Adam uśmiechał się, powracając do tego najwspanialszego wspomnienia, kiedy Tommy dosłownie zasmakował mężczyzny, zasmakował jego. Choć jego propozycja nie wskazywała jednoznacznie na intymne tematy, nie zdziwił się, że właśnie takowe pojawiły się w głowie Ratliffa. Niebieskooki chciał sprawić, że takie myśli jeszcze nie raz wrócą do blond głowy. Pragnął dać swojemu ukochanemu nowe wspaniałe wspomnienia i to jeszcze tej nocy.