piątek, 28 marca 2014

Rozdział 23 - Coś złego

Tęskniliście za mną? Rekompensata za te długie 4 tygodnie, to 8 stron tekstu w czcionce 12 więc dużo. Przepraszam, że tak długo to trwało (szkoła jest bezlitosna), pozdrawiam i zapraszam do czytania i komentowania.
Marona – podaj link, chętnie obejrzę pijanego Tommy'ego, zapewne to będzie niezapomniany widok!

Coś złego

Wszedł tam. Lokal wyglądał nowocześnie i elegancko – na pierwszy rzut oka nie wyróżniał się niczym spośród klubów, w których bywał. Ogarnął wzrokiem przestrzeń wokół siebie: po prawej stronie stoliki oraz przejście do drugiej sali, po lewej bar, gdzie za ladą swoje umiejętności w nalewaniu drinków pokazywali klientom barmani. Na środku natomiast pełen tańczących mężczyzn. Tommy na razie nie chciał wiedzieć, co dokładnie robili, więc postanowił nie przyglądać się widowisku w centrum sali i skierował się w stronę baru, ale wszystkie miejsca a alkoholowym przybytku były zajęte. Kiedy doszedł do lady, jedna para zdecydowała się podbić parkiet. Cóż za szczęście, pomyślał znudzony i usiadł tak, by przypadkiem nie otrzeć się o sąsiada. Niedługo potem zjawił się obok niego barman.

- Jedno piwo. - Poprosił i starał się na nikogo nie patrzeć. Wbił wzrok w ladę i zaczął na niej kreślić palcem niewidoczne wzory, zastanawiając się, w co się wpakował. Dopiero teraz zaczynała do niego docierać myśl, o tym, co będzie musiał zrobić. Nie bał się – był odważny. Nie wiedział tylko: JAK to zrobić. Nigdy nie podrywałem faceta. Od czego zacząć...? Po trzech sekundach rozmyślania uniemożliwi mu nieznajomy mężczyzna o szerokich barkach i znacznych mięśniach, częściowo ukrytych pod czarnym T-shirtem.

- Jak łazisz, kretynie! - Powiedział ostro blondyn nim zdążył zobaczyć, do kogo skierował uwagę.

- Och, przepraszam cię! - Rzekł mężczyzna i położył dłoń na ramieniu Ratliffa.

Blondyn strząsnął rękę i spojrzał z odrazą na sąsiada. Dostrzegł kasztanowe kręcone włosy i intrygujący błękit w oczach, grymas znikł z jego oblicza. Pamiętaj, po co tu jesteś. Właśnie w tej chwili barman przyniósł u piwo, a nieznajomy zamówił to samo.

- W sumie... Nic się nie stało. - Upił piwo i postarał się uśmiechnąć.

- W sumie, jeśli nic się nie stało, to może wyjawisz mi swoje imię, nieznajomy? - Zmierzył go wzrokiem i uśmiechnął się szarmancko.

- Tommy. - Rzucił i odstawił kufel.

- Alex. - Przedstawił się i podziękował barmanowi, który właśnie zrealizował jego zamówienie. - A więc Tommy. Ktoś ci towarzyszy? - Spytał z udawaną obojętnością. Tommy pokręcił przecząco głową, więc kontynuował. - Czyli jesteś tu sam. - Podsumował i zerknął na swój napój.

- Tak się złożyło. Może... Chcesz dotrzymać mi towarzystwa? - Spytał niepewnie. Odwrócił się w stronę parkietu, by wziąć głęboki oddech. Oparł plecy o ladę, a Alex zwrócił się do niego przodem. Cały czas obserwował chłopaka i modlił się, by w tej chwili nie odwrócił się z powrotem w stronę półek z butelkami rozmaitego alkoholu.

- Jeśli chcesz, mogę sprawić, że twoje uczucie osamotnienia zniknie. - Nachylił się do jego ucha, uprzednio wyciągając z kieszeni małą saszetkę z białym proszkiem. To jedyna dobra okazja. Wsypał zawartość do napoju towarzysza i rozpuścił, mieszając w alkoholu słomką, którą następnie wyrzucił za ladę. Kiedy spostrzegł, że sypka substancja się rozpuściła, odważył się polizać płatek ucha blondyna, który rozważał jego propozycję.

Ratliff postanowił pozwolić mężczyźnie na intymny gest, lecz nie patrzył na niego. Patrzył na tańczący tłum. Dopiero teraz zauważył, że ten parkiet bardzo różni się od parkietów s normalnych klubach. Tutejsi goście nie przychodzili tutaj, by się pobawić, potańczyć, pozbyć się nadmiaru energii z organizmu. Do tego lokalu i pewnie do wielu innych gejowskich klubów mężczyźni przychodzili tylko po to, by zaspokoić swoje żądze, zapolować na ofiarę, którą zaciągną tego wieczoru do łóżka czy po prostu wypełnić pustkę, w której do niedawna znajdowała się miłość.

Przyglądał się mężczyznom, którzy... No właśnie, co takiego robili? Tommy nie wiedział, jak opisać to, co właśnie obserwował. Niektóre pary tańczyły wtulone w siebie, a ich ręce błądziły po ciele partnera. Inne uprawiały dziki taniec wijąc się i uwodząc siebie nawzajem. Jeszcze inne po prostu stały trwając w namiętnym pocałunku. Tommy spojrzał na Alexa i wziął piwo, po czym wrócił do obserwacji zachowań tutejszych gości.

- Jak chcesz to zrobić? - Spytał niskim tonem i upił spory łyk piwa. Chciał dowiedzieć się, jaki pomysł na osamotnienie tli się w umyśle mężczyzny. Jednocześnie obmyślał plan realizacji zadania. Mam go tylko pocałować. Przy nich. Muszę go stąd wyciągnąć, myślał podczas gdy Alex mówił mu do ucha, jak chciałby wypełnić ten czas.

- Możemy iść na parkiet. Pokazałbym ci moje seksowne ruchy. - Odważył się położyć na jego klatce piersiowej swą dłoń, którą zaczął masować sutek blondyna przez materiał koszulki. Tommy wziął kolejny łyk napoju.

- A potem. Co byś zrobił? - Obserwował jedną arę na parkiecie. Nie wyróżniali się wśród tłumu. Drobny blondyn z włosami postawionymi na żel pozwalał wysokiemu brunetowi na wszystko. Kołysali się na parkiecie patrząc sobie w oczy jakby nie zauważyli, że utwór w głośnikach narzuca szybkie tempo.

- Potem... Hmm... - Zamruczał słodko i kontynuował. - moglibyśmy iść do dark-roomu, żeby... - Zsunął rękę w dół. - Blondyn odczuł lekkie mrowienie najpierw na brzuchu, potem w niższych partiach ciała. Nie protestował jednak. Myśl, że to, co teraz robią, jest czymś złym, czymś nienaturalnym i nie na miejscu, nie przekonała go do wykonania jakiegokolwiek ruchu obronnego. - Ciekawiło go, do czego jeszcze zdolny jest posunąć się tajemniczy Alex. Kiedy ręka mężczyzny o kasztanowych włosach spoczęła na kroczu blondyna, jego oddech przyspieszył. - Chyba nie muszę ci mówić. - Zaczął masować tamto miejsce, podczas gdy Tommy'ego przeszedł dreszcz. - Przecież wiesz, po co tu przyszedłeś. - Szeptał zmysłowo Alex, a Ratliff zmrużył oczy i spojrzał na niego. Poczuł zawroty głowy. Wiedział, po co tu przyszedł. Przyszedłem tu, żeby... Muzyk ujął jego twarz w dłonie i zbliżył swe usta do jego ust. Żeby... Alex przejął inicjatywę i pocałował go namiętnie biorąc resztki alkoholu z ręki Tommy'ego i odkładając szkło na ladę. Ratliff zamknął oczy. Burza w jego głowie rozszalała się na dobre. Umysł przetwarzał tysiące informacji, a mózg odbierał miliony impulsów z reszty ciała.

- Nie... Nie tutaj. - Wydukał Tommy, gdy pocałunek przybierał na sile. - Chodź stąd. - Powiedział prosto e jego usta i wstał. Ujął jego rękę w swą dłoń i chwiejnym krokiem poszedł w stronę wyjścia.

Przekraczając próg klubu spojrzał na ochroniarza, który uśmiechnął się szeroko i pokiwał głową jakby nie dowierzał. Tommy'ego ogarnął chłód. Rześkie nocne powietrze wschodniego Hollywood było bardziej zanieczyszczone spalinami niż San Diego. Wziął głęboki wdech, a następnie wydech jakby chciał tym przeczyścić swój umysł z narastającego szumu i zawrotów głowy, które dodatkowo potęgował wysoki poziom alkoholu w jego organizmie. Wykonał jeden krok. Gdyby nie dłoń, którą wciąż trzymał, upadłby.

- Chyba za dużo wypiłeś, kochanie. - Zaśmiał się Alex, a potem znów powrócił do zmysłowego tonu. - To gdzie się zabawimy, skarbie? - Zapytał, lecz do Ratliffa już nic nie docierało. Ogarnęły go własne myśli i ból w skroniach, który wziął się znikąd. Popatrzył przed siebie i ujrzał sylwetki osób, które wciąż trwały w oczekiwaniu na moment wypełnienia warunków zakładu. Muszę go tylko pocałować. Ta myśl huczała w jego głowie niczym gromy burzowe.

- Chodź. - Pociągnął Alexa i wyszedł kolegom naprzeciw. Gdy byli tylko kilka metrów od niego, znów odezwał się do mężczyzny. - Zróbmy scenę. - Mrugnął do Alexa i uśmiechnął się zawadiacko, gdy szatyn zauważył grupkę mężczyzn.

- Chyba nie są zdecydowani, czy wejść do klubu. - Odparł.

- Albo są hetero i już z jednego wyszli. I zrobili postój na małe rzyganko. - Dopowiedział Ratliff, a Alex zaśmiał się.
- Co mam zrobić? - Spytał Alex rozbawiony pomysłem Ratliffa. Poczuł ekscytację i dreszczyk podniecenia. Przyciągnął blondyna do siebie, by zrównać z nim wzrok. Tommy pogłaskał jego twarz i zaczął tłumaczyć reguły zabawy.

- Przybijesz mnie do ściany i pocałujesz i... Zrobisz to, co w klubie. - Postanowił, siląc się na uśmiech. Niech mają to, czego chcieli. Przyspieszył kroku, by iść przed Alexem.

Właśnie ich mijali. Tommy spojrzał spod grzywki na Mitchela, który teraz bacznie mu się przyglądał. Kiedy spojrzał na pozostałych, zauważył tylko otwarte usta i wybałuszone oczy. Tylko Isaac zastygł w pozie z założonymi rękami i kiwał głową podobnie jak wcześniej ochroniarz. Potem już tylko czuł, jakby był głównym aktorem w filmie, który ktoś oglądał w przyspieszonym tempie.

Spojrzał prosto przed siebie, ale spodziewany ucisk na nadgarstku sprawił, że spojrzał w dół. Nie zdążył zarejestrować bólu w ręce, bo zaraz potem został mocno szarpnięty do tyłu w taki sposób, że wpadł w ramiona mężczyzny o szerokich barkach. Ledwie poczuł pod palcami twarde mięśnie klatki piersiowej, a już poczuł ból w plecach na wysokości łopatek – zderzył się z betonową ścianą. Mimo to uśmiechnął się, kiedy jakby przez mgłę zobaczył duże niebieskie oczy. Adam? Jego wąskie usta zostałby objęte przez miękkie delikatne wargi. Poddał się im i zamknął oczy. Namiętny pocałunek znów został zdominowany przez szatyna, którego jedna ręka znów spoczęła na kroczu blondyna, a druga wplotła się w długie włosy. Tommy objął go ramionami kontynuując seksowną grę. Nie myślał. Zsunął ręce na tyłek Alexa i wsunął szczupłe palce w obszerne kieszenie jego dżinsów. Chociaż wcześniej myślał, że pocałunek z facetem będzie go brzydzić i przyprawiać o mdłości, to teraz musiał przyznać, że nie jest tak źle, może nawet lepiej. Różnica między tym, a pocałunkiem z kobietą była taka, że z mężczyzną można było walczyć o dominację. I to zdaniem Tommy'ego było cholernie seksowne. Nie robił tego pierwszy raz – wielokrotna gra w butelkę w college'u zmusiła go do „wymiany śliny” z różnymi osobami. Jednak pierwszy raz odczuwał przy tym tak silne emocje. Zaczynało mu brakować tchu, więc przerwał pocałunek. Alexowi to nie przeszkadzało – zaczął pieścić jego szyję z nie mniejszą perfekcją jak to robił z ustami.

Tommy oddycha głęboko. Postanowił otworzyć oczy. Poczuł wstyd, kiedy Isaac obrzucił go pogardliwym spojrzeniem. Za chwilę dostrzegł, jak Carpenter szybko odchodzi spluwając w jego stronę.

- Chodź stąd. Nie chcę tu być. - Wydukał. Robiło mu się niedobrze. Zawroty głowy przybrały na sile, kiedy Alex zaczął go prowadzić w nieznaną stronę. Po przejściu kilku przecznic oczy znów zaszły mu mgłą. Miał problemy z rozróżnianiem budynków i ulic. Ból w skroniach był nie do wytrzymania. Co się ze mną dzieje... Zatrzymał się i złapał obiema rękami za głowę.

- Tommy? Co ci jest? - Drugi mężczyzna także się zatrzymał, ale Tommy nie odezwał się. Kiedy ból w skroniach uderzył z podwójną siłą, Ratliff upadł na kolana. Nie wiedział, gdzie jest, co się z nim dzieje. Nie potrafił myśleć. Chciał tylko, by ból ustąpił.

- Ałł... - Jęknął i skulił się. Stracił przytomność i upadł na ziemię.

***

Otworzył drzwi kartą magnetyczną znalezioną w jednej z kieszeni spodni blondyna. Wtaszczył nieprzytomne ciało do pokoju i delikatnie położył na środku łóżka, zastanawiając się, co takiego zrobił blondyn, że Mitchel tak go nienawidzi. Wygląda tak niewinnie..., pomyślał i zastanowił się, czy naprawdę warto się w tę całą intrygę pakować. Nie raz mu pomagał, choć wiedział, że czasami jego pomysły osiągają poziom pomysłów szaleńca Wszedł na łóżko i usadowił się pomiędzy kolanami gitarzysty. Kiedy sięgnął do rozporka, zawahał się. Wiedział, że to będzie niewłaściwe, jednak kusiły go dwa tysiące, które miał dostać za tę „brudną robotę”.

- Cholera... - Spojrzał na twarz Ratliffa. Była spokojna i nieruchoma. Cokolwiek zrobiłeś, musiałeś go nieźle wkurzyć. - Rzekł i zaczął rozpinać guzik, a następnie suwak jego spodni. Wiedział, że się nie obudzi. Sprzedawca towaru zapewniał, że ten, kto weźmie całą dawkę wieczorem, obudzi się dopiero około południa następnego dnia. Kiedy pozbył się ciemnych dżinsów, sięgnął do koszulki – z tą częścią garderoby było trudniej, jednak poradził sobie.

- Masz takie seksowne ciało. - Szepnął, gładząc w zamyśleniu alabastrową skórę. Kiedy doszedł do linii majtek, znów się zawahał. Wybrzuszenie pod płaskim brzuchem było sporych rozmiarów, co podsycało jego ciekawość. „Masz go zgwałcić Inaczej nie dostaniesz pieniędzy, rozumiesz? Nie obchodzi mnie, jak to zrobisz. Ja dostarczę go do klubu. Reszta należy do ciebie. Rano ma być w hotelu razem z tobą. To były słowa Mitchela, których nie mógł nijak wymazać z umysłu. Wstał z łóżka. Miał jeszcze dużo czasu. Znów ogarnęły go wątpliwości. Podważał wszystkie za i przeciw, trzymając ręce na karku i chodząc w kółko po pokoju. „Spłacisz dług – będziesz czysty. Nie spłacisz – zabijemy cię.” Podsumowywał swoje własne problemy.

- Dobra. To tylko „robota”. - Znów ukląkł przed blondynem i zaczął powoli ściągać jego białe bokserki. Patrzył przy tym na twarz blondyna, który miał zmarszczone brwi. Pewnie coś mu się śni. Kiedy spojrzał w dół, dosłownie opadła mu szczęka.

- Cholera, Tommy... - Jęknął, kiedy obliczył na oko długość męskości blondyna. Patrzył w jeden punkt, nie dowierzając. Jest boski. Jego serce zaczęło walić jak młotem. Opanuj się, Alex. To tylko... - Spojrzał w sufit, próbując opanować emocje. - Ogromny śliczny penis, który znajduje się w odległości około dziesięciu centymetrów od twojego tyłka! - Nie mógł się opanować. Dłonie zaczęły mu drżeć, kiedy skrzyżował ręce na piersi. Nie mógł nic poradzić na to, że takie widoki wzbudzały jego ukryte żądze. Chciał wziąć go do ręki, lecz w tej chwili Tommy przewrócił się na bok, mrucząc pod nosem. Alex popatrzył na blondyna, lecz nie mógł dłużej się uspokajać. Przykrył blondyna cienką warstwą pościeli, a kiedy otulał jego ramiona i szyję, śpiący mężczyzna przemówił przez sen.

- Adam... Adam, co robisz? Adam... - Wziął kołdrę i przytulił ją do piersi. Alex uśmiechnął się, lecz nie wyrzekł ani słowa. Musiał pomylić imiona. Adam – Alex. W sumie podobne...

Nie mógł się przemóc, by to zrobić. Nie chciał tego zrobić. Mimo, że nie znał tego chłopaka, wydawał on mu się kimś dobrym. Kimś, kto ma czystą, piękną duszę. Mężczyzną idealnym, a nie ofiarą.

- Nie zrobię tego. - Postanowił, patrząc na pogrążonego we śnie chłopaka. - Wykombinuję coś, obiecuję. Ale teraz muszę pozbyć się tego namiotu w spodniach albo przy tobie zwariuję. Rozrzucił ubrania Ratliffa po pokoju, następnie rozebrał się, stojąc obok łóżka, i zrobił to samo ze swoimi, by upozorować wspaniałą, gorącą noc. Kiedy ściągał bokserki, zobaczył, że jego własne przyrodzenie jest w stanie wzwodu. Odwrócił twarz, by upewnić się, czy roztarta tabletka nasenna, którą zażył blondyn wraz z piwem, wciąż działa i poszedł pod prysznic. Muszę się jakoś zaspokoić. Szkoda, że nie ma tu jakichś pornosów, pomyślał, lecz wiedział, że to nie będzie to samo, co spełnienie z drugim mężczyzną. Mówi się trudno. Otworzył drzwi łazienki i przekroczył jej próg. Od płytek poczuł zimno w stopach, ale gorąca woda w kabinie prysznicowej szybko to zniwelowała.

***

Kiedy otworzył oczy, momentalnie poraziło go blask promieni słonecznych. Cholera, nie zasunąłem rolet. Zamknął ponownie oczy, lecz wiedział, że to na nic. Spojrzał na zegarek – dochodziła jedenasta. Jezu, co się wczoraj stało? Spróbował odwrócić się w drugą stronę, lecz znieruchomiał, kiedy z jego biodra spadła czyjaś ręka. Ta ręka nie była jego! W jednej sekundzie zaczął przypominać sobie pojedyncze sceny. Co się stało? Nie pamiętał wielu rzeczy.

- Najpierw klub, potem wyszliśmy. Mitchel coś ode mnie chciał. Potem znowu poszliśmy do klubu i... Gadałem z... Kimś. Kto to był? - Mruczał do siebie. - A potem... Nie wiem. Cholera! Nie wiem! - Powiedział głośno i odwrócił się.

W jego łóżku spał obcy mężczyzna. Zamrugał kilka razy, by upewnić się, czy to nie jest sen. Nie był. Odchylił lekko kołdrę, by zobaczyć swoją najbardziej w tej chwili pożądaną część garderoby. Nie miał jej. Jestem kompletnie nagi! Cholera, co tu jest grane? W coś ty się wpakował, Ratliff? Prowadził wewnętrzny monolog, jakby miało to pomóc w rozgryzieniu zagadki. On. Kim on jest? Co robi w moim łóżku?

- Hej! - Dotknął go palcem jakby dotykał czegoś obrzydliwego. - Hej! Obudź się, do cholery! Kim jesteś? Co robisz w moim łóżku? - Zaczął potrząsać jego ramieniem, a potem przeszedł do całej klatki piersiowej. - Czemu tu jesteś? Co się wczoraj stało? Odpowiedz mi do cholery! - Wrzasnął, kiedy mężczyźnie wróciła świadomość.

- Nie znęcaj się nade mną. Nie jestem jakimś workiem treningowym. - Spytał zaspanym głosem i ziewnął przeciągle.

- Kim jesteś? Co się wczoraj stało? - Spytał Tommy przejmująco. Obawiał się odpowiedzi.

- Jestem Alex, a wczoraj... Było bosko. - Przeciągnął się na łóżku u zmierzył wzrokiem Tommy'ego, który szczelniej okrył się pościelą. Zamierzał spać dalej, jednak Ratliff nie pozwolił mu na to.

- Jak to? Co to znaczy? Mów! Co wczoraj robiłem? I dlaczego tu jesteś?! - Zadawał mnóstwo pytań, lecz nie otrzymał odpowiedzi na żadne z nich.

- Nic nie pamiętasz, kochanie? - Alex zdawał się go olewać, ale w rzeczywistości była to tylko gra. Nie chciał go okłamywać, ale musiał. Żeby dotrzymać umowy. Żeby dostać pieniądze. Żeby spłacić dług i żeby w końcu być czystym. Powodów było wiele. Musiał go zranić prawdą, która była kłamstwem.

- Nie. - Rzekł cicho i usiadł obok niego. Podwinął nogi i oparł głowę o kolana. Spodziewał się najgorszego. To nie mogło się stać, pomyślał, jednak głośno zapytał: - Powiedz mi, czy my... - Nie dokończył. Bał się to powiedzieć. Ta prawda była dla niego druzgocąca, chociaż tliła się w jego sercu jeszcze iskierka nadziei, że prawda zrodzona w jego głowie jest kłamstwem.

- Owszem. I... Nie sądziłem, że takie drobne ciało skrywa tak ogromne skarby. - To miał być komplement, ale Tommy obrzucił go tylko złowrogim spojrzeniem.

- Widziałeś mnie... Nago?! - Tommy przesunął się na drugi koniec łóżka, byle tylko być jak najdalej od tego mężczyzny.

- Jak miałem nie widzieć, skoro całą noc cię pieprzyłem? - Powiedział beztrosko, ale nie zamierzał kończyć. Zamierzał wyjawić mu „oficjalną” prawdę. - Byłeś taki ciasny... Uh... - Podniecił się. - Ale chyba zapomniałeś, jak mam na imię, bo zamiast Alex, ciągle tylko wzdychałeś: „Adam, oh.”, „Adam, mocniej”. - Zaczął naśladować gitarzystę, który kipiał z rozgoryczenia. Zanim jednak wybuchnął, poczekał, aż szatyn skończy. - To była niesamowita noc. Zwłaszcza kiedy ssałeś mojego... - Wskazał kciukiem w dół i kontynuował. - Wiesz, o co chodzi. Więc, robiłeś to z takim oddaniem... Aż pomyślałem, że mógłbyś to robić zawodowo...

- DOŚĆ! - Krzyknął, a z jego oczu niekontrolowanie popłynęły łzy. - WYNOŚ SIĘ STĄD! - Wstał z łóżka razem z kołdrą i podszedł do drzwi, lecz kiedy zamierzał je otworzyć, uświadomił sobie jeden fakt – przecież nie tylko on jest bez ubrania. Kiedy się odwrócił, spostrzegł, że mężczyzna także jest bez ubrania. Na szczęście zaczął się już ubierać. Odetchnął z ulgą i odwrócił się, by na niego nie patrzeć.

- Jeśli zechcesz, możemy to kiedyś powtórzyć. - Powiedział, gdy już całkowicie się ubrał.

- SPIERDALAJ! TERAZ! - Krzyknął, czując się bezsilny wobec sytuacji, w jakiej się znalazł.

Kiedy otworzył drzwi i wypuścił mężczyznę z pokoju, zobaczył, że w jego stronę zmierzają pozostali członkowi zespołu. Wracali właśnie ze śniadania, a Tommy pomyślał, że kac musiał się z nimi obejść nadzwyczaj łagodnie albo połknęli sporo tabletek przeciwbólowych. Widząc gościa Tommy'ego, który właśnie wychodził z pokoju blondyna, na ich twarze wstąpił wyraz zdziwienia. Kiedy jednak przenieśli wzrok na samego Ratliffa – otulonego tylko śnieżnobiałą pościelą oraz z opuchniętymi od płaczu oczami wprawił ich w osłupienie i wywołał jednoznaczne myśli.

- Fiu, fiu. Chyba trochę za bardzo przyłożyłeś się do zadania, Tom. - Zagwizdał Olivier i zaśmiał się, zbliżając do drzwi pokoju muzyka, który zacisnął jedną rękę na pościeli, a drugą na klamce, aż pobielały mu knykcie.

- Zakład to zakład. Chyba jesteście mi coś winni. - Próbował zachować surowy wyraz twarzy, jednak walka ze wstydem wdzierającym się na jego oblicze była coraz mniej skuteczna.

- Tak. Oczywiście. Jednak... Nie powiedziałeś nam, że wolisz facetów... - Rzekł Mike, ale Isaac nie pozwolił mu dokończyć.

- A w tej sytuacji zakład traci na wartości. To było dla ciebie pestka. - Dopowiedział Carpenter, podsycając atmosferę. Gdyby Tommy miał na sobie nieco odpowiedniejsze „ubranie”, zapewne rzuciłby się z pięściami na każdego z nich. Ta uwaga dotknęła go najbardziej.

- Nie jestem gejem, rozumiecie? Jestem, kurwa, heteroseksualny! - Powiedział, zaciskając zęby. - A teraz wybaczcie, że opuszczę tak wyborne towarzystwo, bo w przeciwnym razie moglibyście skończyć z paroma siniakami, a w najgorszym wypadku z połamanymi żebrami. - Powiedział z nutą ironii i obrzucił ich groźnym spojrzeniem nim do towarzystwa zdążył dołączyć Mitchel, który przed chwilą wyszedł z windy. Niedoczekanie twoje, skurwielu, powiedział sobie w duchu Tommy Joe i gwałtownie zamknął drzwi od swojego pokoju, trzaskając przy tym głośno.

- Mogę sobie mówić, kurwa, co chcą! - Zaczął głośny monolog, zbierając swoje ubrania i kładąc na łóżko. Chodząc po pokoju w pościeli, nie było to takie łatwe. - To nie była moja wina! To nie była! Moja! Wina! - Usiadł na łóżku i zaczął się ubierać, próbując stracić jak najmniej ciepła. - Byłem pijany. Nic nie pamiętam. - Tłumaczył sobie, lecz prawda była taka, że za wszelką cenę chciał odsunąć od siebie obrazy wczorajszego wieczoru i nocy. - To nie jest prawda... - Powiedział sobie głośno, a w duchu modlił się, by człowiek, z którym spędził noc, okłamał go. Dusza jednak z minuty na minutę przyjmowała prawdę i godziła się z nią. Nie mógł jej jednak przyjąć rozum.

Kiedy ubrał spodnie i skarpetki, wziął z szafki swoje ulubione trampki. Musiał stąd wyjść, bo ogarnęło go wrażenie, że zaraz udusi się powietrzem przesiąkniętym obcymi perfumami i ciężkim od wczorajszych wydarzeń. Musiał wyjść i zaczerpnąć świeżego powietrza. Musiał wyczyścić umysł i wypełnić myśli czymś innym. Wiedział, co musi zrobić. Tylko jedno miejsce wzbudzało w nim strach większy od wszystkich przerażających rzeczy na tym świecie. Musiał iść na dach i znaleźć się na jego krawędzi. To była jedyna opcja, by poradzić sobie z problemami. Odciąć się od wszystkiego.

***

Jego serce waliło jak młotem, kiedy szedł w stronę krawędzi. Znalazł się nad ostatnim piętrem budynku, a wokół niego znajdowała się pusta przestrzeń.

- Byłem w barze i piliśmy. Było dużo alkoholu. - Zrobił jeden krok, oddalając się od komina, który był dla niego jedynym zapewnieniem bezpieczeństwa. - Potem wyszliśmy, bo Mike i Olivier byli już zbyt pijani, by cokolwiek jeszcze wypić. Wypiłem około ćwierć litra wódki, kilka piw i dwie tequile. - Podsumował, wysilając pamięć. Bardzo w sobie cenił, że alkohol nie powoduje u niego zaników pamięci, a po-imprezowy kac jest do zniesienia. Zrobił następny krok ku przepaści między budynkami. Poradzisz sobie. To nie boli. Pocieszał się w duchu, mierząc odległość od krawędzi. - Po drodze Mike i Olivier zwracali zawartość swojego żołądka. Chłopaki chcieli odpocząć, więc zatrzymaliśmy się na rogu ulic. Mitchel zobaczył klub dla gejów. - Zrobił następny krok. Czuł, że się uspokaja próbując oderwać myśli od wysokości, na jakiej się znajduje oraz samochodów, które ujrzy po spojrzeniu w dół. - Mitchel wymyślił zakład, który jednocześnie był inicjacją. Miałem pocałować faceta na ich oczach, a wcześniej pójść do klubu gejowskiego, by... - Zrobił jeszcze jeden krok. Tylko spokojnie, Ratliff. Jesteś twardzielem, a nie tchórzem. - Nie pamiętam jego twarzy, ale zrobiłem to. Zrobiłem to dwa razy, ale... - Kolejny odstęp. Był już blisko. Czuł to całym sobą. Tylko 3-4 kroki do krawędzi. Potem musiał zmusić się, by to zrobić. Chciał to zrobić, żeby wyzbyć się obrazów, które dręczyły jego wyobraźnię. Zrobił 3 trzy kroki od razu. Stał stabilnie na nogach, kiedy spojrzał w dół. Samochody pędziły w zawrotnym tempie, a ludzie przypominali mrówki łażące po mrowisku. Z jego oczy zaczęły spływać łzy. Tym razem strach go nie wypełniał. Zwalczyłem to. Pozbyłem się tego cholernego ręku! Wreszcie! Teraz mógł patrzeć z uwielbieniem na to, co kiedyś przyprawiało go o dreszcze przerażenia. Wyzbył się lęku, z którym walczył od dzieciństwa. Teraz jednak nie cieszył się ze zwycięstwa. Trapiła go o wiele bardziej przerażająca prawda. Ukląkł przed krawędzią budynku i zaniósł się płaczem. Spałem z facetem. Spałem z nim, ale nic nie pamiętam. Może to i dobrze, że nic nie pamiętam. Przynajmniej mogę...

- Nie mogę! - Wrzasnął z całych sił. - Nie mogę sobie z tym poradzić! Dlaczego to zrobiłem?! Nie jestem cholernym pedałem! Nie chcę nim być! Jestem hetero! Nawet jeśli to zrobiłem, to nie wiem, jak to się stało! Dlaczego nic nie pamiętam...? - Jęknął na koniec i wyciągnął telefon. Czuł, że sobie z tym nie poradzi. Na pewno nie sam. Na szczęście miał do kogo zadzwonić. Jedyną osobą na świecie, która mogła go teraz wysłuchać, był Adam. Włączył listę najczęściej wybieranych numerów. Na pierwszym miejscu był Lambert. Wcisnął przycisk „Zadzwoń” i przystawił telefon do ucha. Czekanie na połączenie okazało się dla niego najtrudniejszym momentem ostatnich kilku miesięcy. Na szczęście połączenie nie zostało odrzucone.

- Adam... - Rzekł, kiedy usłyszał słodki zaspany głos. Czy... Mógłbyś do mnie przyjechać? Ja... Nie wiem, co mam robić. Przyjedź, proszę. Bo... Chyba zaraz zwariuję. - Bełkotał przez łzy, jąkając się. Spokojny ton z głośnika nie niwelował strachu i nie zmniejszał tempa myśli, które przewijały się przez rdzeń mózgowy Tommy'ego jak błyskawice. Pytania: co się stało, gdzie jesteś – dodatkowo to spotęgowały. - Jestem... Na dachu hotelu... Ja... Zrobiłem coś złego, Adam... I nie wiem, co robić. - Zrobiłem coś złego. Coś okropnego, niedozwolonego, zakazanego. Pieprzył mnie facet. Był we mnie. Nie wiem. Nie pamiętam. Ale wiem. Nie słuchał już Adama. Myśli wchłonęły jego świat i zajmowały teraz całą jego uwagę. Patrzył przed siebie, ale nie widział. Słuchał, ale myśl zatykały mu uszy. Czuł... Tylko wstręt. Do siebie samego.