piątek, 23 września 2016

Rozdział 65 - Yoke

Już piątek! Eeee... 15 minut po północy ale piątek. Ja myślę już nad kolejnym odcinkiem oraz nad czasem nieubłaganie płynącym jak rzeka o rwącym nurcie. Wybieram się bowiem na studia, a na studiach, to tego czasu zazwyczaj brak. Tak sobie myślę, że bez Waszego wsparcia to marnie będzie z moją twórczością, bo moje natchnienie bierze się z Was (między innymi, ale przede wszystkim z Was). Ale jeszcze mam tydzień wolnego, więc... Tak, nowy rozdział. O nic mnie nie pytacie, więc nie odpowiadam na komentarze. Jak coś to pisać :*
UWAGA! Pod rozdzialikiem czekają na Was dwa pytania. Taki mały konkurs. Komentarz z najlepszymi i prawidłowymi odpowiedziami czeka nagroda. Chcecie? To się udzielać :D

Rozdział 65
Yoke*

Piąta przymiarka i wciąż nic. Tommy Joe zaczynał żałować, że pomysł wyjścia do klubu wyszedł na światło dzienne. Po co w ogóle o tym pomyślałem? Mogliśmy posiedzieć w domu. Obejrzeć jakiś film. Spędzić miło wieczór zakopani w kocu razem z popcornem.

Adam niecierpliwił się, czekając, aż Tommy wyjdzie z sypialni. Blondyn prezentował mu kolejne komplety ubrań, jakie wybrał na dzisiejszy wieczór. Lambert miał zadecydować, który jest najlepszy. Okazało się jednak, że gitarzysta nie ma wyczucia mody. Przy każdym zestawie wokalista kręcił nosem i mówił, co mu nie odpowiada. Miał nadzieję, że szósta propozycja w końcu go zadowoli, lecz tym razem Ratliff wybierał ciuchy o wiele dłużej niż zwykle.

Myśl! Ostatnie podejście. Coś eleganckiego i jednocześnie bardzo seksownego. Coś... Usiadł na łóżku. Przed sobą miał otwartą na oścież szafę z ubraniami. Ale nic, co w niej było, nie zadowalało go w pełni. Odwrócił wzrok, nie mogąc już patrzeć na zawartość swojej szafy. Jego spojrzenie napotkało nierozpakowane jeszcze torby podróżne, które w tajemniczy sposób spadły na podłogę. Przygniatały coś. Coś lśniącego. To przykuło uwagę Ratliffa. Odciągnął ciężkie bagaże na bok, a jego oczom ukazała się świąteczna torebka, w której wciąż tkwił prezent od Adama. Wyciągnął go szybko. W oczach coś błysnęło. To jest to. Adam, dzięki! Wiedział nawet, jaki dół będzie do tego zestawu idealnie pasował. Tak samo czarne jak materiał koszuli spodnie leżały na dnie szafy. Zawsze wydawały mu się zbyt ciasne, ale tym razem powiedział sobie, że jest w stanie zapłacić cenę dyskomfortu, by zaimponować Lambertowi. Nie założył żadnej biżuterii – wystarczającymi dodatkami były rękawiczki bez palców oraz odważny makijaż. W takim zestawieniu pokazał się wokaliście.

- Oooch, cholera...! - Adam zaklął cicho, przeczesując palcami ułożone włosy. Następnie jego dłoń powędrowała do ust, by je zakryć. Patrzył, jak Tommy podchodzi do niego wolnym krokiem, z kuszącym spojrzeniem oczu i zawadiackim uśmiechem. Mam ochotę się na ciebie rzucić; zaciągnąć do sypialni i zamknąć się tam z tobą na trzy spusty. Bym był jedyny, który mógłby napawać tobą oczy...

- I? Czy tym razem wyglądam dość dobrze, by się z tobą pokazać? - Zamruczał, spoglądając głęboko w niebieskie oczy, lustrujące jego sylwetkę.

Adam tymczasem nie odrzekł ani słowa. Przysunął blondyna do siebie, ciągnąc za poły jego koszuli z czerwoną falbaną. Za chwilę swoimi ustami natrafił na dumnie wyeksponowane wargi Ratliffa, wymuszając na nim gwałtowny, ostry pocałunek. Muzyk odwzajemnił gest: zaplótł swe ręce na karku wyższego mężczyzny, przyciągając go do siebie jeszcze bardziej, i wtedy poczuł ręce obejmujące go w pasie. Brutalnie wepchnął swój zwinny język niemal do gardła wokalisty, który zaczął ssać i lizać ten obcy element. Oboje doświadczyli słodkiego mrowienia schodzącego w dół ich klatek piersiowych. Agresja towarzyszyła także kończącym zbliżenie cmoknięciom.

- Jesteś śliczny. Śliczny kociak z ciebie.

- Mrrr... - Szczupłe ręce zsunęły się po szyi, kiedy gitarzysta wydał z siebie słodki pomruk. Zręczne palce poprawiły kołnierzyk grubej kamizelki należącej do Adama, spłynęły po piersiach i zatrzymały się na końcowych żebrach, by odepchnąć niebieskookiego. - Uważaj. Każdy kociak ma ostre pazury. - Podniósł do góry lewą rękę jak zamierzający zadać cios tygrys. W oczach Lamberta błysnęły się pomalowane czarnym lakierem paznokcie. Brunet tylko się zaśmiał. Weszli do przedpokoju, gdzie zdjął z wieszaka kurtki – obie skórzane. Jedną z nich rzucił blondynowi.

- Nie będzie nam zimno? Jest koniec grudnia...

- Zima i Kalifornia – te dwie rzeczy się wykluczają. - Powiedział Adam, zakładając wierzchnie odzienie. Poza tym, zawsze mogę cię rozgrzać, Pretty Kitty. - Mruknął i schował w jednej z kieszeni portfel i telefon. Klucze od auta zatrzymał w dłoni. Następnie opuścił mieszkanie i poczekał na towarzysza przed drzwiami.

Tommy Joe musiał przyznać, że jego przyjaciel wygląda nieziemsko. Nie dość, że Adam był przystojny, to jeszcze znał się na modzie, a nie każdy facet (wręcz rzadko który!) to potrafi. Ubrania, które włożył, podkreślały każdy atut jego ciała, a ukrywały niedoskonałości, których chyba nawet nie miał. Do czarnej kamizelki obszernie wykrojonej w dekolcie założył kilka błyszczących wisiorów, które przy każdym ruchu grzechotały. Zachwycał też dół stroju: czarne jak smoła, skórzane spodnie seksownie opinały uda, odkrywając tylko gołe kolana w miejscach rozcięć obydwu nogawek. Największą uwagę przeciągał zaś pas – bogato zdobiona klamra była wielka, a patrząc na nią nie można było nie zauważyć sporej męskości uwięzionej pod skórzanym materiałem. To ty jesteś seksowny. Cholernie seksowny... Mam nadzieję, że tam, gdzie idziemy, nie ma gejów, bo w innym przypadku rzucą się na ciebie i rozszarpią jak dzikie zwierzęta swą zdobycz. Takie myśli zajmowały głowę Toma za każdym razem, gdy spoglądał na idealną sylwetkę uczestnika „Idola”. Szedł za tym mężczyzną do windy, podziwiając długie nogi i zgrabny tyłek. Porównywał siebie z Adamem, choć wiedział, że w każdej kategorii z nim przegrywa. W końcu dał spokój. Przy niemym zaproszeniu niebieskich oczu do windy zawahał się chwilę, przypominając sobie określenie, jakim został nazwany przy wyjściu z mieszkania. Pogładził się w skupieniu po brodzie, a potem uśmiechnął i wszedł do metalowej klatki.

- Pretty Kitty... Podoba mi się. Możesz mnie tak nazywać, kochanie. Nie! Baby... Boy. Baby Boy? - Zwrócił się do Lamberta świeżo wymyślonym przezwiskiem, a reakcją był radosny śmiech.

- O, tak. Tak bym się nazywał, gdybym był gwiazdą porno. - Adam zaśmiał się ponownie i odwrócił gwałtownie, by rozczochrać Ratliff'owi włosy. - Ale niech ci będzie. Będę twoim Baby Boy'em, jeśli chcesz. - Zgodził się, kiedy Tommy zaczął porządkować fryzurę. Po chwili poczuł obejmujące go ręce, a potem łaszące się do niego jak kot ciało.

- Ależ jesteś gwiazdą, Adam! - Rzekł ekspresywnie Tommy Joe. - A swoje zdolności w kategorii porno pokażesz mi nieco później. - Oddał mu przelotny całus w policzek, kiedy winda stanęła. Blondyn zdążył uciec nim Lambert złapał go w swoje ramiona. - Baby Boy, kluby czekają! - Ponaglił, ale Adam znów zbył go uśmiechem.

Nawet się nie spodziewasz, co cię czeka. Przeszło przez myśl niebieskookiemu, kiedy siadał za kierownicą swojego Maserati. Kilka minut później jechali już w miejsce, w którym Tommy nigdy wcześniej nie słyszał.

***

To była jedna z ciemnych, ślepych, wąskich ulic, podobna do tych, w których rabują, biją lub gwałcą. Wyróżniał ją tylko jeden szczegół: na jej końcu mienił się neonowy szyld, a wejścia pod nim pilnowało dwóch ochroniarzy, którzy dzielili kolejkę ludzi na gości klubu i odrzutków zbyt pijanych, by wejść.

- To tutaj. - Adam stanął w znacznej odległości od końca kolejki. Ogarnął wzrokiem jej długość, natomiast Tommy połączył ze sobą mrugające jaskrawymi kolorami litery.

- Yoke? Zamierzasz zabrać mnie do... Niewoli? - Tommy wskazał ręką napis i zaśmiał się. Ta nazwa bardzo go bawiła.

- O tak... - Odrzekł Adam z przekonaniem i pociągnął Tommy'ego za sobą nim ten zdążył przeczytać mniejsze litery. Robił to w pośpiechu. Literował, rozróżniając jeden znak co dwa kroki. Poskładał dopisek w całość i wtedy sprzeciwił się.

- Zaraz! Klub dla gejów? Ty chyba oszalałeś!? - Krzyknął i stanął dęba. Zatrzymał też Lamberta. Brunet mocno trzymał jego rękę, ale blondyn zdołał znaleźć siłę, by się wyrwać.

- A co? Boisz się? - Adam zbliżył się tak blisko, że Tommy czuł na sobie jego słodki oddech. Poczuł się obezwładniony, kiedy brunet znów to zrobił – uwiódł go, nawet go nie dotykając. - Pamiętaj, że jesteś tu ze mną. Przy mnie nic ci się nie stanie. - Zapewnił uspokajająco. Kojący ton sprawił, że muzyk zamknął oczy.

Działanie melodyjnego głosu zredukowało wybór do jednej opcji. Tommy wahał się, chociaż wiedział, że Lambert nie odpuści. Jesteś szalony. Jesteś kompletnym świrem, Adam. I chyba właśnie ta cecha intryguje mnie w tobie najbardziej. A przy tym jesteś tak bezczelnie przekonywający. Kiedy otworzył oczy, Adam dostrzegł w nich tajemniczy błysk. Nie wiem, co będzie, gdy przejdę przez te drzwi, ale ufam ci. Chcę tam z tobą iść i bawić się do białego rana... Blondyn ujął dłoń Adama i mocno zaplótł na niej palce. Poczuł nagły przypływ energii i wciągnął głośno powietrze jakby przygotowywał się do czegoś ważnego.

- Chyba zwariowałem... - Mruknął, a głośniej powiedział. - Pokaż mi koniec kolejki. - Przewrócił oczami i uśmiechnął się szczerze. Adam jednak zachował poważną minę.

- Żartujesz sobie ze mnie? - Adam zapytał z niedowierzaniem, ale zaraz uśmiechnął się porozumiewawczo. - Nie pozwolę czekać w kolejce takiemu kociakowi jak ty. - Zaplótł palce na dłoni Ratliffa, ale potem zmienił zdanie i jego ręka zawędrowała na ramię niższego mężczyzny.

Przeszli przez bramkę jak VIP-y. Lambert najwidoczniej znał ochroniarzy, bo przywitał się z nimi jak z kolegami. Wnętrze klubu było ekskluzywne. Ściany upstrzone neonami i brokatem mieniły się w blasku mrugających świateł. Wielka sala zapełniona była tańczącymi imprezowiczami. Mniejszy tłum był na oddzielonych od parkietu kanapach, które znajdowały się na podwyższeniu. Tommy Joe nie zdążył spojrzeć w górę, gdzie na tarasie znajdowały się stoliki – został wciągnięty na parkiet w sam środek tańczących mężczyzn. Kobiet – lesbijek – było tutaj niewiele, za to mężczyźni... Muzyk nie wiedział, że jego płeć potrafi się TAK ruszać. Zdawał sobie sprawę, że Adam potrafi więcej niż tylko bujać się do rytmu, ale to był Adam. Gitarzysta sądził, że jest on wyjątkiem, jeśli chodzi o taniec mężczyzny-nie-tancerza. Najwidoczniej każdy gej to potrafi. Ja jestem hetero i tego nie umiem. Nie potrafię... Wszedł w tłum prowadzony za rękę. Wkrótce Adam się odwrócił i właśnie wtedy didżej puścił spokojniejszą piosenkę – w sam raz dla zakochanych par. Gdy tekściarz usłyszał tę melodię, poczuł się zakłopotany. Mam do tego zatańczyć? Adam jest tylko moim przyjacielem. To chyba trochę nie na miejscu... Pomyślał, ale niebieskooki był innego zdania – pewnie objął ukochanego w pasie i przesunął do siebie. Tommy opadł na jego klatkę piersiową i oparł podbródek na ramieniu bruneta. Nadal czuł się niepewnie, ale poddał się ruchom mężczyzny. Teraz już oboje falowali w rytm romantycznego utworu, a Ratliff odczuł przyjemność. Zaczynało mu się podobać, że znowu są tak blisko, tak bardzo złączeni, zjednoczeni.

Ten utwór okazał się tylko stonowanym wstępem do dzikiej zabawy. Tańczyli i skakali, czując w sobie rytm techno i muzyki klubowej. Przy licznych klasykach nawet śpiewali i wygłupiali się. Zabawa trwała kilka godzin. Wzbogacali ją nie tylko tańcem, ale także rozmaitego typu alkoholami od wódki zaczynając, przez zwykłe piwo, a kończąc na tequili. Tommy zwykle bronił się przed alkoholem, ale tej nocy Adam był w stanie przekonać go do wszystkiego – nawet do tańca na podwyższeniu wokół didżeja. Właśnie tam pokazywali swe umiejętności profesjonalni tancerze (oczywiście odpowiednio ubrani). Przez te kilka godzin Tom zdążył się upić, przyciągnąć uwagę męskiej części gości klubu oraz wdać się w bójkę. Przed niebezpieczeństwami tego typu oraz zaczepkami każdego obcego faceta zawsze skutecznie bronił go Lambert, który, choć także był po kilku głębszych, wciąż zachowywał trzeźwy umysł. Zapewne bawiliby się dalej oszołomieni procentami we krwi, gdyby nie przeszkodziła im wzrastająca suchość w ustach. Musieli ochłonąć. I musieli to zrobić teraz.

To wokalista zaoferował, że pójdzie po napoje. Ratliff z całego serca pragnął pójść z nim, ale ostatecznie wybrał drogę do kanap – była ona o wiele krótsza. I bezpieczniejsza zwłaszcza, że gitarzysta chwiał się na nogach, a przejście przez cały parkiet oznaczało obijanie się o tańczących i zwracanie niechcianej uwagi. Rozłączyli się wtedy: Adam poszedł do baru, by zamówić drinki; Tommy poszukał wolnej kanapy – w żadnym wypadku nie zamierzał czołgać się po schodach na tarasy ze stolikami. Nie w tym stanie.

Adam bacznie rozglądał się, zmierzając w stronę baru. Zwykł tu bywać razem z Drake'em. Wtedy znał tutaj co drugą osobę. Tego wieczora nie spotkał żadnej znajomej twarzy, co z jednej strony go cieszyło, z drugiej zasmucało. Oparł się bokiem o ladę baru, czekając na swoją kolejkę do złożenia zamówienia. Tym razem wzrokiem szukał swojego towarzysza, który udał się odpocząć. Nie odnalazł blond czupryny. Postanowił więc wspiąć się na palce - wtedy udało mu się rozróżnić charakterystyczną fryzurę włosów czesanych na lewy bok, chociaż Tommy Joe zawsze ogarniał je do tyłu. Muzyk szedł w stronę jedynej wolnej kanapy, którą przed chwilą zwolniła grupka osób. Pijanym krokiem przedzierał się przez ludzi, kiedy do Lamberta przemówił dziwnie znajomy głos.

- Co podać? - Zwykły ton w tym miejscu był krzykiem przedzierającym się przez odgłos głośników.

Adam odwrócił się machinalnie i nawet otworzył usta, aby zamówić napoje, ale głos uwiądł mu w gardle, kiedy zobaczył znajomą twarz: bardzo pociągającą choć nie był to jego typ. Brązowe oczy śmiały się do niego, a usta rozchylały się w coraz szerszym uśmiechu.

- Terrance!? - Krzyknął, nie mogąc uwierzyć własnym oczom. Rzucił się na ladę, by móc uściskać kolegę, przyjaciela, kumpla ze szkolnych lat. Terrance Spencer był postacią, od której zaczęła się przygoda Lamberta z teatrem. Poznali się podczas zapisów do szkolnego kółka teatralnego, potem razem dołączyli do miejskiego teatru. Razem uczyli się ról do następnych sztuk i, choć to Adam zawsze zbierał laury, Terrance był najlepszy w rolach tanecznych, gdzie jego jedyną i nieodłączną partnerką zawsze była Brooke.

- Adam! Hej! A... Co ty tu robisz? Przyszedłeś z kimś? - Barman wziął przyjaciela na spytki nim Adam zdołał otrząsnąć się z szoku. Terrance tutaj? W dodatku jako barman? A gdzie się podział ten wiecznie nadpobudliwy aktor, który zawsze robił ze sceny parkiet?

- Przyszedłem z Tommy'm. Pamiętasz go? Był na mojej imprezie pożegnalnej i ostatniej sztuce...

- Ten blondasek? Tak! Kojarzę, ale mówiłeś, że on nie jest gejem, więc...

- Nie, nie. Trochę go wkręciłem i wylądowaliśmy tutaj. Wiesz, to jedyny klub, do którego wpuszczają mnie za free... - Zaśmiał się, kiedy jego rozmówca podparł głowę ręką. Lustrował twarz Lamberta w poszukiwaniu swojego starego przyjaciela, ale poznawał go tylko po znajomym błysku charakterystycznych niebieskich oczu. - A ty? Barman i to w gej-klubie? A co z teatrem? - Piosenkarz wyrwał Spencera z zamyślenia. Tym razem to brunet podparł się o mokry od drinków blat, czekając na odpowiedź.

- Więc... Co tu dużo gadać? Po twoim odejściu grupa przestała się dogadywać. Ja i Sasha pracujemy teraz w nocnych klubach. Za dnia chodzimy na przesłuchania. Chcemy się załapać do jakiegoś zespołu jako tancerze. Ale to Brooke odeszła pierwsza. Wiesz, ona nawet odcięła się od tańca. Całe dnie siedzi w swojej pracowni i szyje, ale to się nie przekłada na ilość zamówień. Chociaż mówi, że jej „firma”... - pokazał palcami znak cudzysłowu dodatkowo wspomagając gest spojrzeniem zwątpienia - dobrze prosperuje, to tak naprawdę to jest jedna wielka ściema.

Terrance opowiadał jak na spowiedzi. Adam słuchał z uwagą. W tym samym momencie myślał o swojej drogiej przyjaciółce, którą wraz z Tommy'm odwiedził przed świętami. Rzeczywiście zastał ją w pracowni, zawaloną górą materiałów, samotną i znużoną. Podczas rozmowy tryskała energią i być może dlatego Lambert nie wyczuł, że coś jest nie tak jak być powinno. Zbyt długo mnie nie było. Zaniedbałam moich przyjaciół. Winę za taki stan rzeczy mógł zrzucić na program, w którym brał udział albo na Tommy'go, któremu poświęcał każdą wolną chwilę, ale nie zrobił tego. Sam poczuł się winny i to sobie obiecał, że musi wszystko naprawić – nie teatr i relacje między aktorami; musi naprawić Brooke.

- Muszę ją odwiedzić. Byłem u niej przed świętami, ale nic nie zauważyłem. - Powiedział znacznie ciszej, jakby zapomniał, w jakim miejscu teraz się znajduje. Terrance nie potrafił czytać z ust, więc zignorował słowa, których nie usłyszał.

- Nie martw się nami. Damy sobie jakoś radę. Teraz najważniejsza jest twoja kariera. My wszyscy cię wspieramy. Przepraszam, że nie pogadamy dłużej, ale muszę wracać do pracy. - Wyjaśnił szybko, z trudem ignorując nawoływania innych klientów. Nie mógł dłużej wyręczać się drugim barmanem. Mimo poczucia obowiązku poczekał jeszcze na zamówienie starego przyjaciela, który po krótkim namyśle zdecydował się na piwo z sokiem dla siebie oraz butelkę wody dla swojego towarzysza. Tommy nie powinien więcej pić. Nie chcę go stąd wynosić. Adam pomyślał z uśmiechem i z takimi napojami udał się w stronę kanap, gdzie miał nadzieję zostać muzyka.

***

Niepewność kryła się w brązowych oczach, które śledziły poszczególnych ludzi tańczących na parkiecie. Dopóki był przy nim Adam, czuł się swobodnie. Teraz ogarniało go wrażenie, że nigdy nie powinien się w takim miejscu znaleźć. Choć zabawa była przednia i doskonale się bawił, odczuwał zagrożenie ze strony tańczących. Jedynym schronieniem wydawała mu się ta kanapa, choć i tutaj nie ukrył się przed uwodzicielskimi, pełnymi pożądania spojrzeniami. Wbił wzrok w czarny blat stolika, oczekując na jednego mężczyznę, którego spojrzenia się nie obawiał. Tylko Adam potrafił napełnić go spokojem i harmonią. Niestety, jego miejsce zajął już ktoś inny.

Tommy Joe skubał opuszki palców, kiedy naprzeciw niego usiadł obcy mężczyzna. Nieproszony gość śmiało spojrzał na gitarzystę i, przesuwając po blacie swojego drinka z jednej ręki do drugiej, obserwował Ratliffa dość długo nim się odezwał.

- Mogę postawić ci drinka? - Spytał uprzejmie, ale Tom nie podniósł wzroku.

- Nie. - Wyrzucił z ust szorstką odmowę. Nadal uparcie zajmował się swoimi paznokciami. Miał nadzieję, że jeśli zignoruje mężczyznę, ten straci zainteresowanie.

- To może colę? - Nieznajomy nie odpuszczał. To zdezorientowało, ale też rozbawiło Ratliffa. Po coś tu przyszedł? W klubie jest pełno ludzi. Musiałeś doczepić się akurat mnie? Nie potrafił dłużej ignorować adoratora. Po prostu podniósł głowę, lekko zamglonym wzrokiem zmierzył nachalnego typa od stóp do głów.

Nieznajomy przyciągał już samym wyglądem. Był blondynem o prostych włosach tak jak Ratliff, ale nie były one krótko przycięte. Usiłował zakryć nimi lekko odstające uszy. Dwudniowy zarost pokrywał podbródek i część policzków. Ciemne włoski okalały wąskie usta; prosty nos i cienkie brwi były ozdobą dla małych czarnych jak węgiel oczu, których spojrzenie potrafiło przeniknąć duszę. Tommy Joe spojrzał w te oczy i momentalnie poczuł się nieswojo.

- Dzięki, ale właśnie na jedną czekam. - Tom spróbował spławić mężczyznę. Położył jedną dłoń na drugiej i spróbował odstraszyć nieznajomego spojrzeniem. Na zamiarze się skończyło bowiem czarne oczy śmiały się do muzyka, a pogodna twarz wprowadzała rozmówcę dobry humor.

- W to nie wątpię, ale chyba istnieje jakiś cień szansy, że wyciągnę cię na parkiet? Może nie jestem przystojniejszy od swojego towarzysza, ale mogę udowodnić, że o wiele lepiej tańczę.

Ty w porównaniu z Adamem? Dobre sobie... Tommy rozejrzał się po sali. Dzięki temu ukrył kpiący uśmiech. Nie odnalazł w tłumie Lamberta, ale wychwycił wzrokiem coś, co właśnie wypełniło cały obraz jego oczu. Wysoki blondyn o dużych czarnych źrenicach i niewiele jaśniejszych tęczówkach podawał mu rękę jak do tańca. Jeden taniec. Tylko jeden taniec. Co sprawia, że chcę z tobą iść? Tommy spojrzał na mężczyznę i podał mu dłoń, myśląc, że będzie tego żałował. Kiedy z małą pomocą podniósł się do pozycji stojącej, zatopił ciekawskie spojrzenie w blondynie o długich włosach, przyjrzał się twarzy, która wydała mu się pociągająca. Smukła szyja emanowała seksem. Aż chciało się jej dotknąć. Wciąż trzymał dłoń, która była duża i silna.

- Jak masz na imię? - Spytał gitarzysta.

- Nazywam się Jason Flowers - Przedstawił się szarmancko, ale Tommy, słysząc jego nazwisko, wybuchnął śmiechem. Kwiatuszku... Jakie śmieszne nazwisko. I urocze zarazem. Kwiatuszku... Haha! Zapomniał, że w stanie, w jakim się znajduje, może łatwo stracić równowagę. Zachwiał się, ale Jason w porę złapał go za biodra. Wykorzystał sytuację, był w pełni objąć Ratliffa w pasie. Tommy w amoku zaplótł ręce na karku mężczyzny.

- Jeden taniec, kwiatuszku. - Rzekł z przekonaniem. - Chociaż w tym stanie mogę nie dotrwać do końca, nic nie obiecuję... - Dopowiedział słodko, starając się zachować choć minimalny dystans od przystojnej twarzy.

- Jestem w stanie zaryzykować. - Odparł Jason i stanowczo poprowadził muzyka na parkiet. Był tylko niewiele wyższy od tekściarza, dorównywał mu wagą. To stabilność umysłu nie zamroczonego trunkami pozwoliła mu zdominować Toma w tańcu.

Była to wyuzdana gra, w której Jason kokietował swą zdobycz każdym ruchem. Był coraz odważniejszy, a Tommy coraz bardziej zadowolony z niespodziewanej adoracji. W pewnej chwili Flowers zniknął mu sprzed oczu tylko po to, by znaleźć się za nim i przybić jego tyłek do swojego krocza – by ocierali się o siebie w takt muzyki. Tommy Joe był zbyt zamroczony, żeby wiedzieć, co właśnie robi. Z uśmiechem oddawał się w tańcu temu przystojnemu mężczyźnie. Z zadowoleniem odchylił głowę w bok, kiedy wyczuł ciepły oddech, a potem gorące usta na swojej szyi. Te gesty podniecały go, wprawiały ciało w nieznośne wibracje. Przyległ do Flowersa całym ciałem, a ręce dotychczas obejmujące go w pasie zsunęły się na dół. Tommy przez swoje obcisłe spodnie wyczuwał dłonie niebezpiecznie zbliżające się do jego krocza. Wtedy w drobnym ciele odezwała się panika. Przypomniał się strach, który dotychczas był uśpiony przez Adama. Obce ręce jednak nie dotarły do wrażliwego miejsca, które już zaczęło pulsować w rytm serca. Zamiast tego gwałtownie obróciły muzyka o 180 stopni. Blond głowę wypełnił widok Jasona. Wypełnił tylko na chwilę, gdyż mężczyzna natychmiast przysunął się do muzyka i krzyknął do ucha jeden rozkaz.

- Chodź ze mną! - Ujął Ratliffa za dłoń, a czarne oczy zachęciły do ruchu.

Gdzie idziemy? Ja nie chcę! A Adam? On już pewnie na mnie czeka. Szuka mnie. Adam... Tommy z lękiem rozejrzał się wokół. Nigdzie nie spostrzegł swojego przyjaciela, na którego tak długo czekał na kanapie. Rozglądał się jeszcze, prowadzony za rękę. Obawiał się, że Jason prowadzi go do wyjścia z klubu, jednocześnie próbował uspokajać się myślą, że Flowers na pewno chce tylko pogadać, że chcę go poznać. Tommy szedł w jedną stronę, a głowę odwracał w drugą, cały czas przeszukując tłum, by odnaleźć znajomą twarz. Nagle zgubił także cały tłum tańczących. Wszedł do jakiegoś tunelu, który znaczyły tylko niebieskie neony. To pewnie droga do łazienek. Cholera, czemu tu jest tak ciemno?! Spoglądał teraz przed siebie. Dobrze widział tylko postać Jasona. Inne sylwetki natomiast jedynie majaczyły w oddali. Osoby, które wypatrywał, znajdowały się w dziwnych pozach; łączyły się w pary lub w trójki; albo stały bardzo blisko siebie albo jedna stała, a druga klęczała przy niej; jeszcze inne osoby siedziały na jakichś kanapach czy fotelach, a na nich znajdowały się kolejne postaci kołyszące się i dziwnie drgające. Joe rozglądał się. Szeroko otwartymi oczami próbował wyłapać więcej szczegółów, ale to nie obrazy niepokoiły go najbardziej. To stłumiony dźwięk wstrząsał jego ciałem i umysłem. Wzrastał jego niepokój. Wzrastało też podniecenie. Tym, co słyszał, były jęki i westchnienia. Czasami nawet krzyki przeplatające się nawzajem. Szedł coraz wolniej i wolniej. Korytarz się skończył, a widok, który zarejestrowały brązowe oczy, przechodził ludzkie wyobrażenie. Nagle niewysoki blondyn i jego nowy towarzysz znaleźli się w pomieszczeniu pełnym rozebranych do połowy lub całkiem nagich ciał, które bynajmniej przyszły tutaj tańczyć. Tommy w niemym szoku wyszarpnął rękę z delikatnego, ale mocnego uścisku Jasona. Spojrzeli na siebie jeden z niedowierzaniem, drugi z jawnym podnieceniem. Tommy wiedział jedno: to nie była droga do wyjścia, ani do łazienki. Strach odbił się w jego oczach. Strach, który znał i który miał już nigdy nie powrócić, sprawił, że nie mógł ruszyć się z miejsca. Adam, gdzie jesteś...

***

Z wielkim trudem Adam przedzierał się przez parkiet. Z kuflem piwa wysoko nad głową i butelką wody na wysokości uda brnął w stronę kanap. Na jednej z nich czekał na niego Tommy. Lambert szczęśliwie zszedł z parkietu i postawił jedną, a potem drugą stopę na podwyższeniu. Gdzie on jest? Siedział gdzieś tutaj. Na pewno... Sprawdzał jeden boks po drugim, ale każdy zajmowali obcy ludzie. Doszedł do ostatniego i nadzieja na odszukanie Ratliffa wielokrotnie zmalała. Tommy... Nie powinienem cię zostawiać. Nie powinienem w ogóle spuszczać cię z oczu. Teraz rozumiem, dlaczego wystrzegasz się alkoholu. Lambert obawiał się, że nie odnajdzie muzyka. Odwrócił się w stronę tłumu i postarał się ponownie odnaleźć gitarzystę. Że też musiałem spotkać tu Terry'ego. Spóźniłem się. Zbyt długo na mnie czekałeś i zniknąłeś. Tommy, gdzie jesteś... Miał zamiar wyciągnąć telefon i zadzwonić, kiedy na parkiecie mignęła mu blond czupryna. Jedna, a potem druga. Pomyślał, że to alkohol dwoi mu obrazy w głowie, ale wrócił wzrokiem do tego punktu. W tłumie rzeczywiście dostrzegł dwóch blondynów, którzy udawali się w stronę tarasu. Jeden mężczyzna prowadził drugiego przez tłum i patrzył naprzód. Adam go nie rozpoznał, ale w drugim chłopaku, który patrzył za siebie jakby czegoś poszukiwał, wokalista od razu dostrzegł swojego przyjaciela – człowieka, którego kochał i o którego w tej chwili bardzo się martwił. Brunetowi zabłysły oczy. Upił łyk swojego drinka, który następnie odstawił na wolny blat. Z sama butelką wody postanowił przedrzeć się przez tłum. Za wszelką cenę musiał dogonić Ratliffa. Z kimkolwiek był, gdziekolwiek szedł – to z Adamem Tommy Joe miał spędzić tę noc, która jeszcze się nie skończyła. Dogonię cię i znowu będziemy razem. Jesteś tylko mój. Nie pozwolę nikomu ciebie zabrać. Piosenkarz śledził wzrokiem parę, starając się spuścić mężczyzn z oczu. Blondyn doszedł na kraniec parkietu, ale nie wszedł na schody prowadzące do tarasu. Zniknął w wejściu do czarnej otchłani, która oznaczona była tylko jaskrawo-niebieskimi paskami neonów.

Adam spostrzegł ten ruch, wtedy serce zaczęło mu walić jak młotem. Nie tego się spodziewał. W najczarniejszych snach nie miał takiej wizji. Tommy przekroczył właśnie próg pomieszczenia, w którym Adam był tylko raz i do którego przyrzekł sobie nigdy więcej nie wracać. Miejsce to nosiło nazwę „Darkroom”, a odgrywała się tam impreza, którą można było określić tylko dwoma epitetami: seksualna, niebezpieczna. Nadszedł czas, by złamać daną sobie obietnicę. Muszę tam dotrzeć nim zrobisz coś głupiego. Adam nie myślał. Rzucił się w stronę niebieskiego tunelu, brutalnie rozpychając łokciami tańczących. Z lękiem wyobraził sobie, co się stanie, jeśli nie zdąży na czas. Te obrazy tylko zwiększały jego gniew, upór i chęć dotarcia do Ratliffa nim dotrze do niego ten drugi.

----------------------
*yoke - ang. jarzmo, niewola

KOSTKI GITAROWE NA ŚCIANIE CZARNO-CZERWONEGO POKOJU TOMMY'EGO
(CZYLI SYPIALNI ADAMA)
1. Jakie słowa były wyryte na kostkach znalezionych przez Adama w nocnej szafce oraz tych, które zerwał ze ściany?
2. Jak myślisz: w jakim celu Adam, a wcześniej Tommy, zrywali ze ścian kostki gitarowe? 

piątek, 9 września 2016

Rozdział 64 - Kropla

W ostatnich komentarzach pewien anonim zadał mi bardzo celne pytanie: co to są posuwisto-fryktyczne ruchy?
Otóż, to określenie to mój ogromny błąd, który popełniłam, gubiąc się w definicji. Więc:
ruchy posuwisto-zwrotne (w stosunku płciowym) to inaczej ruchy frykcyjne, które ja niechcący przekształciłam w fryktyczne, a potem posuwisto-fryktyczne. Sama miałam niezły ubaw, jak to dzięki mojemu czytelnikowi zauważyłam :D
Dziękuję bardzo za zwrócenie uwagi!
A błąd już poprawiłam. Jeśli będziecie mieli jakieś problemy ze zrozumieniem tekstu lub zauważycie jakiś błąd, proszę śmiało powiadamiać, to mi bardzo pomaga w rozwijaniu opowiadania.

Rozdział 64 Kropla

Zdrętwiałe ciało wymaga od mózgu więcej impulsów ruchowych niż wypoczęte. Nawet we śnie człowiek jest zmuszony takowe wykonywać. Kiedy na zegarze wybiła godzina siódma piętnaście, nadszedł najwyższy czas, by takowy ruch wykonać. Jasnobrązowa podłoga zatrzeszczała, a zawtórowały jej zastojowe kości. Do tej melodii dołączył jęk, będący skutkiem pulsującego bólu.

Adam obudził się. Otworzył oczy, krzywiąc swe oblicze. Leżał na wznak na zimnej podłodze. Był całkowicie nagi. Koc, którym okrył się wczoraj, zniknął. Podłoga? Koc...? Tommy! W jego oczach odbił się strach. Szybko odwrócił głowę w bok, jego spojrzenie złagodniało. Ujrzał drobnego blondwłosego mężczyznę pogrążonego w sennym spokoju. Leżał bokiem skulony na twardej podłodze, zaplątany w grubym kocu, a za poduszkę służyło mu własne ramię. Jesteś tu. Adam powoli przewrócił się na bok. Z trudem przybrał taką samą pozycję jak Ratliff, ale przyjął ją, by móc upajać się jego pięknym widokiem. Do pełni szczęścia zabrakło mu obrazu twarzy, którą wiecznie skrywały długie kosmyki włosów opadające z czoła.

Mój mały rockman. Adam odsłonił słodkie oblicze ukochanego i zobaczył jeszcze cudowniejszy widok – Tommy Joe uśmiechał się przez sen. Zapewne śnisz o czymś cudownym. Tak bardzo chciałbym być częścią twoich sennych marzeń... Cóż, mogę tylko dziękować Bogu, że mogę napawać się widokiem takiego ciebie: śpiącego, nie przejmującego się niczym prócz błogiego snu. Lambert wyciągnął rękę, by ponownie ogarnąć blondynowi niesforne włosy z twarzy. Zatrzymał jednak rękę w połowie drogi. Zaczęło mu przeszkadzać, że Tom śpi właśnie w tym miejscu. Jego ukochany powinien mieć przecież to, co najlepsze – być otulony w najdelikatniejszą pościel, opierać głowę na milionach poduszek. Adam zapragnął być jedną z takowych. Powinien trzymać Ratliffa w ramionach. Jego ciało powinno wyczuwać każdy nawet najdrobniejszy ruch muzyka. Zamiast tego wpatrywał się w mężczyznę jak przechodzień w witrynę markowego sklepu. Wykrzesał z siebie całą energię, by zmienić ten stan rzeczy.

Adam podniósł się na rękach i uklęknął przy śpiącym gitarzyście na kolanach. Następnie ostrożnie i z prawdziwym wyczuciem wziął go na ręce. Tommy Joe był bezwładny – sen ogarnął całe jego ciało, blokując wszystkie impulsy ruchowe. Jego mózg był zajęty czymś innym: nierealnym światem wykreowanym przez wyobraźnię. Lambert wstał, a w jego kolanach coś głośno przeskoczyło. Przeklął w duchu swoje ciało za tak niedyskretne zachowanie. Potem zaniósł Tommy'ego tam, gdzie według bruneta było jego miejsce. Ogromne łoże zajęła drobna postać o alabastrowej cerze – wciąż była zawinięta w koc, który miejscami odsłaniał fragmenty ponętnego ciała. Piosenkarz zadbał i o to. Ułożył ostrożnie kochanka na miękkim materacu, a potem dołączył do niego, okrywając ich obu śnieżnobiałą kołdrą. Przygarnął do siebie kruchą istotę, która była całym jego światem, a ta chciwie wyciągnęła ręce w jego stronę i oplotła dłońmi większe ciało. Dopiero teraz Adam mógł spokojnie zasnąć. Teraz już mi nie uciekniesz. Trzymam cię przy sobie i nie puszczę. Brunet poczuł w tej chwili dopadający go sen. Ziewnął krótko, a ziewnięcie to zakończył pocałunkiem: schował wargi w puszystych blond włosach i odcisnął je pośród nich. Wtedy to zamknął oczy i ponownie zapadł w sen. Sen o wiele głębszy niż ten, z którego się zbudził.

***

Blask wypełnił źrenice okolone brązowymi tęczówkami około południa. Tommy Joe przetarł oczy, a potem całą twarz, by jakoś powrócić do rzeczywistości. Powrót ten okazał się boleśniejszy niż poranek na kacu. Wszystkie mięśnie pulsowały w jednym rytmie, dając o sobie znać poprzez ból. Gitarzysta poczuł szpilki wbijające się w jego ciało, kiedy po raz pierwszy poruszył rękoma. Pragnienie dojścia do ładu z własnym ciałem okazało się silniejsze niż działanie naturalnej akupunktury. Odkleił się od czegoś ciepłego i usiadł na łóżku. Otworzył oczy i zaczekał, aż obraz, który zobaczył, stanie się mniej rozmazany: bardziej wyrazisty, a jego elementy rozpoznawalne.

Pokój... Moja sypialnia, ale... Czemu jestem w łóżku? Ratliff podrapał się po głowie, pusząc tym samym swoje wystarczająco już rozwichrzone włosy. Przypomniał sobie ostatnią noc, kiedy jego wzrok natrafił na zmarszczoną pościel po swojej lewej stronie – obok niego wypiętrzyło się małe pasmo górskie, które rosło w stronę wezgłowia łóżka. Z zadowoleniem spojrzał na poduszkę. Nachylił się w jej stronę i zaczął obserwować. Czy to twoja sprawka?

Znajomy brunet słodko spał. Jego porozrzucane włosy lśniły, a rozchylone usta drgały lekko pod wpływem wypuszczanego ze spokojem powietrza. Tommy nie chciał mu przeszkadzać. Obdarował mężczyznę subtelnym pocałunkiem w policzek i zajął się sobą. Powrócił do pozycji siedzącej i wyprostował się. Wyciągnął ręce, by rozruszać zastojałe kości. Usłyszał i poczuł ciche strzyknięcia. Odetchnął ciężko, czując nieznośne mrowienie. Jego powodem była ubiegła noc, ale nie mógł oskarżyć Adama o swój ból. To była najwspanialsza noc mojego życia. Nigdy nie czułem takiego czegoś. Takiego... Pożądania. Przebiegła mu przez głowę myśl, że jeszcze nigdy nie oddał się komuś z taką pasją. Przyjemność odczuwana przy kobiecie była jak zadowalanie się zaledwie jedną kostką czekolady. A wczoraj... Pochłonął ją całą i zlizał z palców resztki. Z mężczyzną jest zupełnie inaczej. Jest o wiele lepiej! Podobało mu się, że może nie tylko dawać, ale też przyjmować rozkosz. Poczuł ją w sobie, a ona eksplodowała w nim jak granat bez zawleczki. To było wspaniałe. Chociaż na początku bolało i boli do teraz, chciałbym poczuć to jeszcze raz. Chciałbym, żeby... Adam? Poczuł na sobie dotyk bardzo delikatny i bardzo subtelny. Obce palce wspinały się po pojedynczych kręgach jego kręgosłupa. To było przyjemne, dlatego się nie odwrócił.

- Jak się czujesz? - Usłyszał pytanie. Pogodny głos czule połechtał jego zmysły, a sam blondyn pozwolił zadziałać swojej wyobraźni.

Jak prawdziwy kochanek. Prawdziwie kochający. Czuły i troskliwy. Obudziłeś się i, zamiast rozkoszować się porankiem, troszczysz się o mnie. Zacznijmy ten dzień razem. Chociaż tyle mogę ci dać. Jak się czuję?

- Jestem obolały. - Tommy Joe położył się bokiem na łóżku i uchwycił spojrzenie Lamberta, który posmutniał z powodu usłyszanych słów. - I... Szczęśliwy... - Za chwilę zobaczył promienny uśmiech, który rozświetlił pociągające oblicze. - ...i ciągle jestem lepki od potu. Zapomniałem przez ciebie wziąć prysznic.

- Haha. - Zaśmiał się brunet i wyciągnął się na łóżku. - Ja też muszę się umyć. Ten deszcz i pot, i... O cholera. - Mruknął do siebie. Spojrzał przestraszony na chłopaka, który posłał mu pytające spojrzenie. - Nie zabezpieczyliśmy się. - Zauważył i usiadł na łóżku. Gitarzysta zrobił to samo, ale nadal nie wiedział, dlaczego Adam tak się przeraził.

- Przecież jesteśmy facetami. Nie zajdę w ciążę, bo nie założyłeś gumki. - Powiedział żartobliwie i już zamierzał położyć rękę na ramieniu Lamberta, kiedy ten złapał za jego nadgarstek. Adam zrobił to zbyt mocno. Ratliff poczuł ból i spróbował wymusić na przyjacielu większą łagodność.

- Nie żartuj sobie z tego. A co, jeśli... Jeśli zaraziłem cię czymś, o czym nawet nie wiem, że mam? Dawno się nie badałem, a ty... Nie wybaczyłbym sobie, gdyby coś ci się stało z mojego powodu. Nie wybaczyłbym sobie, gdyby w ogóle coś ci się stało. - Poprawił się machinalnie poważnie patrząc w brązowe oczy blondyna.

Drugi mężczyzna nie wiedział, jak odpowiedzieć na to niedosłowne wyznanie miłości. Nie był do tego przyzwyczajony. Za bardzo się o mnie troszczysz. Czy to jest właśnie miłość? To całe... Pilnowanie mnie, nie pozwalanie na jakiekolwiek ryzyko. Nawet mój ból podczas seksu cię zmartwił. Ratliff'owi przestawała się podobać taka forma ponoć najpiękniejszego uczucia na świecie. Odszukiwał w niej niezdrową przesadę. Właśnie dlatego spróbował zbyć piosenkarza.

- Daj spokój. Mam uwierzyć, że masz HIV albo... Inne cholerstwo, jakąkolwiek bezsensowną nazwę nosi? Daj spokój. I wyluzuj się. Ja idę pod prysznic. - Zadecydował.

W jednej sekundzie wyplątał się z koca i pościeli. Od tych dwóch grubych warstw już po przebudzeniu zaczęło oblewać go gorąco mimo, że nie włączył grzejników od chwili powrotu do domu. Zapomniał, że nie ma na sobie przydługiej koszuli, która służyła mu za pidżamę, ale nie przeszkadzała mu nagość. Adam już widział mnie nagiego, więc z czym mam się kryć? Na palcach poszedł do drzwi, ale gdy je otworzył, usłyszał swoje imię.

- Och, co? - Spytał zniecierpliwiony i odwrócił się. Tym samym ukazał się Adamowi w pełnej krasie. Wokalista zmierzył go od stóp do głowy, zatrzymując wzrok na najgorętszych częściach ciała. Tommy zauważył to charakterystyczne spojrzenie i poczerwieniał od niego. Jesteś cholernym zboczeńcem, Adam.

- Nie miałem czasu wczoraj ci powiedzieć... - Zagadnął brunet rozkojarzonym tonem. - Jesteś cholernie seksowny. - Dokończył, a jego głos stał się podniecająca mrukliwy i ostry zarazem – wyzywający.

Tommy Joe przewrócił oczami i szybko znikł w korytarzu, czując, że zaraz spali się ze wstydu. Nie zamknął łazienki na klucz – za bardzo spieszył się pod prysznic. Miał nadzieję, że zimna woda ugasi na nowo rozpalone ciało. Już po kilku sekundach zmienił wodę z powrotem na ciepłą. Odkręcał powoli kurek, a woda stawała się coraz gorętsza. Niemal parzyła go w skórę. Niemal. Wyprostował się i odchyl głowę w stronę strumienia. Wziął gąbkę i nalał na nią obfitą ilość żelu, który pienił się w kontakcie z wodą i skórą. Tę pianę szybko zmywał gorący deszcz. Tom delektował się prysznicem, błądząc gąbką po swoim ciele. Miał mały problem z umyciem pleców. Mięśnie – jeszcze wczoraj zaciśnięte do granic możliwości – dzisiaj nie pozwalały na tak wymagający ruch, jak dosięgnięcie łopatek czy kręgosłupa. Cholera... Wszystko mnie boli, a najbardziej... Nie zdołał dosięgnąć swoich pleców, ale zawędrował niżej. Gąbka znalazła
się między pośladkami, a muzyk przypomniał sobie wspólne wspomnienia jego i Adama. Dotykał mnie tutaj. Dotykał i masował. Nie potrafiłbym tak jak on. Oparł się o zimną ścianę i zamknął oczy. Gąbka spadła na ceramiczną podłogę. A może... Spróbował. Zagłębił w sobie środkowy palec lewej ręki, rozluźniając uprzednio wszystkie mięśnie. Poczuł znajomy ból. W tym momencie usłyszał dźwięk uchylonych drzwi kabiny prysznicowej. Momentalnie otworzył oczy i oparł lewą dłoń o kabinę.

- Co ty tutaj robisz?! - Spytał z oburzeniem, ale tak naprawdę był przestraszony. Adam prawie nakrył go na bardzo niestosownej pieszczocie. Stał w drzwiach tak nagi jak go Pan Bóg stworzył i uśmiechał się szeroko. Tommy nie miał pojęcia, czy Lambert zdążył coś zauważyć. Mógł mieć tylko nadzieję, że nie.

- Jestem brudny. Też muszę się umyć. - Rzucił krótko i syknął głośno, gdy pierwsze krople gorącej wody ugodziły jego nieprzyzwyczajone ciało. Wszedł do środka i zasunął za sobą drzwi.

- Nie mogłeś zaczekać? - Muzyk patrzył na olbrzymie, umięśnione ciało, które powoli się do niego zbliżało. Zobaczył, że duże ręce sięgają ściany z płytek po obydwu stronach jego ciała, zamykając go w klatce, której były prętami. Brązowooki spojrzał wokaliście w twarz. Głębia oceanu w oczach Adama były spokojna, ale przebijała się przez nią nuta pożądania.

- Jestem bardzo niecierpliwy, kiedy chodzi o ciebie. - Zbliżał się, pokonując kolejne minimalne odległości. Jego dłonie znalazły się na biodrach Ratliffa, kiedy ten starał się zachować spokojny oddech.

Niższy z mężczyzn próbował ukryć emocje, jakie ujawniały się, kiedy brunet był blisko. Tekściarz zauważył to już jakiś czas temu: przyspieszony oddech, kiedy Adam zbliżał się tak, jak teraz; dziwny stres kumulujący się w brzuchu, kiedy jego przyjaciel mówił coś niestosownego, nieprzeznaczonego dla uszu zwykłego heteryka; zagłębianie się z pasją w pocałunkach, jakimi obdarowywali siebie nawzajem; a po wszystkim – po wszystkich czułościach i pieszczotach – nie potrafił wypuścić go z rąk.

W tym momencie blondyn przygarnął Adama do siebie. Odchylił głowę, przeczuwając następny ruch Lamberta, ale mężczyzna zaskoczył go mimo to – wysunął język z ust i solidnie polizał drobną szyję, wywołując ciche westchnienie ukochanego. Ponownie spojrzał na cudowne oblicze brązowookiego, ale nie uchwycił czekoladowego spojrzenia od razu. Powieki o długich czarnych rzęsach odkryły duże oczy dopiero po chwili. Uchylone usta mówiły o uległości Ratliffa. Ten jeden gest Adama sprawił, że tekściarz był gotów oddać się każdemu następnemu ruchowi Lamberta. Niezależnie od tego, jak bardzo zwalałby on z nóg.

- Już się nie boisz. - Spostrzegł uczestnik „Idola” i ujął w dłoń policzek blondwłosego. Ten wtulił się w nią, mrużąc oczy, ale potem opanował się i odpowiedział na stwierdzenie.

- Już nie. Zwalczyłeś to we mnie. - Przyznał szczerze Tommy i tym razem to on zbliżył się do bruneta. Wspiął się na palce, ciągle podtrzymując o kabinę, by móc szepnąć Adamowi na ucho. - A teraz spraw mi tę przyjemność... - Wyszeptał zmysłowo i przygryzł płatek ucha piosenkarza. Niebieskookiego przeszedł elektryzujący dreszcz podniecenia. Nie mógł doczekać się końca wiadomości. - ...i umyj mi plecy.

Co!? Adam wrzasnął w duchu. Nie tego się spodziewał. Tommy nigdy by się z nim tak nie droczył. Teraz robił to: perfidnym uśmiechem potwierdzał swoją prośbę; spojrzeniem rozkazywał brunetowi schylić się po gąbkę, która leżała u ich stóp. Mężczyzna zrobił to z wielkim wysiłkiem. Niebieskie oczy w skłonie rejestrowały poszczególne fragmenty ciała Ratliffa, które znajdowały się kilka centymetrów od jego nosa: drobną twarz; długą szyję; tors z zarysowanymi żebrami i płaski brzuch z kształtem pępkiem; podbrzusze... Adam zaklął w duchu, widząc dorodne przyrodzenie. W tym momencie było ono w stanie w spoczynku. Jednym ruchem mógłbym cię pobudzić. Jeden gest wystarczyłby, by twój penis wzrósł i stanął na baczność. Jeden niegrzeczny uczynek. ...szczupłe nogi i nieduże stopy. Podniósł niebieską gąbkę i nalał na nią odpowiedni płyn, by zaczęła się pienić.

W tym czasie Tommy odwrócił się do ściany i oparł o nią ręce, by było mu najwygodniej. Adam zarejestrował ten widok. Gdyby gapił się trochę dłużej, wylałby na gąbkę całą zawartość buteleczki chociaż wystarczyło parę kropel. Blondyn prowokował. Świadomie czy nieświadomie – eksponował swój kształt tyłek wypinając go lekko w stronę Lamberta. Brunet spróbował to zignorować. Pocierał plecy Ratliffa raz łagodniej, drugi raz bardziej brutalnie. Zmierzał ku dołowi kręgosłupa, aż zabłądził w okolice pośladków. Poczuł stres w swoim ciele, jakby robił coś niedozwolonego, zakazanego. Tommy Joe wyczuł tę niepewność jednak nie robił nic, by zapobiec tej zwykłej czynności, która była jednocześnie pieszczotą. Dłoń bruneta skierowała się na biodro, a potem w okolice podbrzusza Ratliffa. Jednocześnie Adam przysunął się, stykając swą męskość z drobnymi pośladkami. W tej chwili w blondynie skumulował się stres, ale nie był to strach; obawa przed dotykiem mężczyzny – ciało Tommy'ego rozpaliła od środka adrenalina, a on sam musiał zdecydować, czy ugasić ten pożar nim będzie za późno, czy pozwolić małej iskierce zapłonąć i objąć ciało i umysł.

- Miałeś umyć mi plecy. - Zwrócił Lambertowi uwagę. Tylko na taką obronę było go stać.

- Zrobiłem to. Przyszła pora, by zająć się innymi fragmentami ciała, nie uważasz? - Rzekł wesoło, po czym ucałował wątłą szyję ukochanego. Ten odchylił głowę, przyjmując pieszczotę. Uśmiechał się szczerze, a potem odwrócił, chowając ręce za plecami. Adam wyglądał na nienasyconego – ogień trawił go od środka; prowokował tylko do jednej rzeczy, ale Ratliff miał inne plany.

- Nie. - Odpowiedział zalotnie. Przedtem namacał kurek z gorącą wodą, a w tym momencie go zakręcił. Ze słuchawki prysnęła lodowato zimna woda. Blondyn był na nią przygotowany, Adam się jej nie spodziewał.

- Och! Tommy! - Pisnął, cofając się do drzwi kabiny. Otworzył je gwałtownie i opuścił zaparowane pomieszczenie w jednej sekundzie. - Czemu to zrobiłeś? - Spytał z oburzeniem i wziął ręcznik, zamierzając się dokładnie wytrzeć.

Tommy Joe podążył za nim, głośno się śmiejąc. Stanął na ręczniku, by nie mieć kontaktu z chłodnymi płytkami, ale nie zrobił tego, co Adam. Po prostu stał z zamkniętymi oczami, napawając się chwilą.

- Chciałem cię wykurzyć spod prysznica. Ale nie sądziłem, że zimna woda może ostudzić twój zapał. - Zakpił. Wyczuł, że Adam się do niego zbliża. Wyciągnął rękę naprzód, a jego dłoń zetknęła się z nagim, wysuszonym już torsem. - Poczekaj jeszcze chwileczkę. - Poprosił szeptem.

- Na co mam czekać?

- Zawsze, kiedy jestem mokry, lubię postać parę minut w bezruchu. Zamykam oczy i wtedy czuję, jak krople wody spływają po moim ciele. Łaskoczą mnie. To bardzo przyjemne. - Wytłumaczył.

Adam obserwował go, susząc sobie włosy. W pewnej chwili przestał. Subtelny uśmiech przylepiony do twarzy Ratliffa prowokował go do pocałunku, chociaż mógł to sobie wmówić. Jesteś fascynujący. Piosenkarz podszedł do drobnego ciała. Z torsu muzyka faktycznie spływała woda. Niebieskie oczy śledziły ścieżki pojedynczych kropli, które łączyły się większe, by móc spłynąć w szybszym tempie. Dotknął jednego z takich połączeń i sam wyznaczył opuszkiem palca drogę bezbarwnej kropli. Uśmiech gitarzysty rozszerzył się pod wpływem tego gestu.

- Żadna, nawet najzimniejsza kropla wody, nie jest w stanie mnie ostudzić. Zawsze będę cię pragnął.

- Mówisz takie rzeczy, a ja nie wiem, co odpowiedzieć. Wiesz, że ja nie... - Przy ostatnim zdaniu zamilkł. To Adam zamknął usta, kładąc na nich palec. Zaraz potem okrył go dużym ręcznikiem, w który wsiąkały nawet najmniejsze krople wody.

- Nie musisz. Zamiast tego powiedz mi, co chcesz dzisiaj robić. Sam najchętniej zamknąłbym się z tobą w sypialni, ale ten jeden raz pozwolę ci wybierać. - Kiedy Tommy Joe zaczął sam się wycierać, Adam poprawił sobie własny ręcznik okręcony wokół pasa. Następnie wziął do rąk szczoteczkę i pastę, zamierzając odbyć poranną toaletę.

Gitarzysta zamyślił na dłuższy moment. Propozycja skorzystania z sypialni była kusząca, ale jego ciało musiało odpocząć od Adama. Rozważał kilka opcji. Nie lubił siedzieć w domu, który kojarzył mu się z melancholią. Choć na dworze panowała zima, która w Kalifornii objawiała zmienne nastroje, chciał ją poczuć. Chłodne zimowe powietrze i do tego coś szalonego. Może jakiś klub? Nie pamiętał już, kiedy ostatnio odwiedzał miejscowe dyskoteki. Najczęściej bawił się w Los Angeles – koledzy z zespołu skutecznie zmuszali go do takich wyjść, jednak zawsze spełniał tam tylko rolę przyzwoitki. Może nadszedł już czas to zmienić? Nie sądził, by tkwiła w nim dusza imprezowicza, ale chciał się o tym przekonać na własne oczy. O tym, że Adam jest dobrym tancerzem, już wiedział. Ten fakt pomógł mu w podjęciu decyzji. Najwyższy czas się rozruszać, zabawić. Tommy Joe Ratliff – król parkietu? Czemu nie...? Spojrzał na Adama, który zauważył go w lustrzanym odbiciu. Spojrzenie blondyna mówiło samo za siebie: w jego głowie już tworzył się niecny plan.