piątek, 14 grudnia 2018

Rozdział 77 - Poprzeczka


Hej, miło widzieć nowe komentarze. Dzięki, że jesteście

Rozdział 77
Poprzeczka

- Cholera, ale jestem zmeeeeeęęczony… - Blondyn ziewnął po raz któryś z kolei. Wraz z Jacobem wzięli się za sprzątanie podłogi. Tommy zamiatał, a Jacob mył parkiet tuż za nim. Zbliżała się czwarta rano. A więc już niedziela. W końcu wolny weekend aż do wtorku, kiedy klub otwierał się na nowo. Tommy najbardziej nie cierpiał piątków i sobót. Klub był wtedy otwarty do trzeciej w nocy, było też najwięcej sprzątania. To ostatnie trwało ponad godzinę. Było to ostatnie zadanie tej nocy i wbrew pozorom szło im bardzo szybko.

- Jeśli chcesz, możesz wyjść wcześniej. Szef już dawno poszedł do domu. – Wzruszył ramionami szatyn, po czym wrócił do efektywnego machania mopem. - Mogę skończyć za ciebie.

- Nie, nie. Tym razem podziękuję. Ostatnio chciałeś, żebym w zamian za to posprzątał kible. Wolę tu siedzieć nawet do piątej. W ogóle, jak ty to robisz, że zawsze wiesz, gdzie jest szef? Ja nie widziałem go od mojej oficjalnej rozmowy kwalifikacyjnej. Masz oczy dookoła głowy? - Zapytał Ratliff. Było w tym coś szczególnego.

- Po prostu jestem spostrzegawczy. Po roku zaczniesz dostrzegać te same twarze w poszczególnych kątach klubu. Ten przychodzi co piątek i siedzi tam z tamtym. Ten co sobotę i lubi cosmopolitany i tak dalej. Przywykniesz. – Wytłumaczył mu barman jakby czytał instrukcję obsługi. Był po stokroć znudzony pchaniem mopa w tę i z powrotem. Wreszcie skończyli. - Dobra. Możesz się zbierać. Idę wylać wodę i zamykam melinę. - Od czasu do czasu nazywali tak klub. Choć prawidłową nazwą był „Babylon”, ten przydomek bardziej pasował do klimatu miejsca.

- A może ja dzisiaj zamknę? We wtorek przyjdę wcześniej? - Zaproponował Tommy, choć bez przekonania. Nie robił tego z poczucia pracowitości.

- Co takiego? Nie żartuj. We wtorek przychodzisz dopiero o północy. - Jake roześmiał się szczerze. Podejrzewał w tym jakiś haczyk. - A może to ty chcesz mnie wkręcić w kible, co? Spadaj, niech cię nie widzę… - Nadal się śmiejąc wziął wiadro i poszedł do toalety, by je opróżnić.

- No coś ty, ja? Na razie! Zawołał z uśmiechem blondyn. Radosny grymas spełzł z jego twarzy, gdy tylko się odwrócił. Chwycił kurtkę, która leżała na ladzie. Schował telefon do kieszeni dżinsów i wziął głęboki oddech. Udał się w kierunku tylnego wyjścia. Nikogo tam nie będzie. Idziesz do domu, Tom. Najkrótszą drogą. To był ciężki dzień.

Ciemny korytarz prowadzący do kilku pomieszczeń na zapleczu oraz do drzwi wyjściowych wydawał mu się złowrogi. Zapiął się pod szyję i energicznie nacisnął klamkę. Otworzył drzwi, uchylając je najpierw na dwadzieścia centymetrów, by zbadać okolicę. Pojaśniało mu przed oczami, ale nie zobaczył nikogo podejrzanego. Ani żywej duszy. Nie ma go. Wyszedł na zewnątrz i z uśmiechem wziął głęboki wdech. Drzwi same się zamknęły.

- Na twoim miejscu tak bym się nie zaciągał. Tutejszy smog jest gorszy nawet od dymu papierosowego.

Krew w żyłach zawrzała. Nie od chłodu powietrza. Tommy’ego sparaliżował głos, który już wcześniej słyszał. Mylił się. Odwrócił głowę w stronę dochodzącego barytonu. Mężczyzna dotychczas ukryty za drzwiami opierał się o budynek, a prawą stopą dotykał czarnych cegieł najniższej części ściany.

- Jesteś tu… - Tommy zdołał wydusić z siebie tylko te dwa słowa. Pozostałe uwięzły w gardle.

- Przecież ci to obiecałem, prawda? - Mężczyzna odbił się od ściany i podszedł Ratliffa od tyłu. - Więc gdzie idziemy? Do mnie? Do ciebie? Chociaż marzy mi się tu zostać. Rozebrać cię w tym pustym klubie i posiąść na blacie brudnego od rozlanej wódki baru.

Kusił go. Nawet nie dotykając Tommy’ego, potrafił zawrócić mu w głowie. Blondyn podniecił się. Ten obcy człowiek podsuwał mu obrazy, które tak bardzo mu się podobały. Nie śmiał pomyśleć o czymkolwiek innym. Tak pragnął bliskości; choć chwili uniesienia po tak długich miesiącach samotności i cierpienia. Chciał wypełnić w sobie pustkę , która wytworzyła się po zniknięciu… Adama tu nie ma. Zostawiłeś go. Nie zasługujesz na niego. Nie masz nic, co mógłbyś mu dać. Obok ciebie stoi mężczyzna, który czekał całą noc tylko na ciebie. Podpowiadał głos, który nęcił go jak wąż w raju Ewy. Miałem o nim zapomnieć. Czemu nie w ten sposób? Nie. Nie mogę. To moje wygnanie. Opuściłam raj. Znalazłam się w piekle. Nogi samego poniosły. Parę kroków, kilka metrów. Był już w znaczącej odległości.

Mógłbyś o nim zapomnieć. Choć na chwilę! Nagły zwrot. Nie spięte tego dnia blond włosy zatańczyły na wietrze. Spojrzenie padło na mężczyznę, który na pierwszy rzut oka nie pasował do krajobrazu brudnej wąskiej ulicy. Nieznajomy czekał na decydujący ruch.

- Na co czekasz? Nagle obleciał cię strach? - Rzekł lodowatym głosem Ratliff, ale własny ton wydał mu się nieswój jakby w jego ciało wstąpiło jakieś mroczne alter ego. To ono prowadziło jego nogi , wyznaczało ścieżkę do zapomnienia.

Joe szedł równym tempem, ale jego oddech stawał się coraz szybszy, bardziej płytki. Ekscytacja brała górę. Podświadomie nasłuchiwał kroków kilka metrów zanim. Jeśli spojrzy na niego jeszcze raz, straci odwagę. Był tak temu bliski, że zaczął walczyć sam ze sobą. Zobaczył jednak coś innego: szyld klubu go-go i ciemne okna swojego mieszkania. Przeszedł przez niedomknięta bramę i wspiął się na drugie piętro. Zatrzymał się tuż przed drzwiami z numerem 3. Wyjął klucze z kieszeni kurtki, słysząc skrzypienie schodów za sobą. Nieznajomy już wyciągnął do niego ręce, kiedy Tommy syknął ostrzegawczo.

- Nie. - Jednym słowem zatrzymał gest mężczyzny. - Nie waż się mnie tknąć póki nie przekroczymy progu mojej sypialni. Mam współlokatora. Chyba nie muszę ci tłumaczyć dalszych zasad? - Włożył klucz do drzwi i przekręcił. Czekał na odpowiedź z zamiarem złapania za klamkę.

- Twój dom, twoje zasady. - Brunet był szybszy. Szepcząc głośno, otworzył Tommy’emu drzwi.

Jakkolwiek by sobie tego nie wyobrażał, mężczyzna nie przewidział tylko chłodu bijącego od tego ponętnego chłopaka, który właśnie się przed nim rozbierał. Błyszczące spojrzenie ciemnych oczu, których dokładnego koloru w mroku sypialni nie potrafił rozpoznać, rzucało wyzwanie. I cholernie go podniecało. Zbliżył się do niego, ściągając kurtkę, a potem koszulkę. Przyciągnął do siebie drobną postać, łapiąc brutalnie za biodra. Zaczęli się całować: niespokojnie, pospiesznie, dziko. Bez zawahania dobrał się do paska i rozporka. Rozpoczęła się gra wstępna.

Blondyn właśnie dostawał to, czego w ostatnich tygodniach brakowało mu najbardziej. Próbował rozładować napięcie, wpijająć się w obce usta, badając wypukłości torsu i pleców, śledząc ruchy obcych rąk na swoim ciele. Temperatura powoli wzrastała. Nagle znalazł się na łóżku, przybity do sztywnego materaca nadgarstkami, które przyciskane przez obce dłonie przeszywał ostry ból. Był zdany na jego łaskę. Bezimienny mężczyzna czerpał przyjemność z każdego fragmentu ciała Ratliffa: wrażliwe sutki stwardniały, na brzuchu lśnił szlak wytyczony mokrymi pocałunkami. Zbliżał się…

 - Zrób to. Zrób to wreszcie albo sam wepchnę ci go do gardła… - Mrukliwy ton wydobył się z ust Ratliffa, który przymykał oczy w niecierpliwym oczekiwaniu. W końcu to poczuł. Miękkość języka prześlizgującego się po całej długości nabrzmiałego członka, ciepły oddech, a potem… Przejął inicjatywę. Złapał go za włosy i przymusił do czynności, której tak pragnął. Zatopił swą męskość w jego ustach. Przyciskał jego głowę do swojego krocza coraz mocniej i mocniej aż jego kochanek zakrztusił się, kiedy męskość dotarła aż do gardła.

- Jesteś bezczelny… - Rzucił brunet gniewnie.

- Nie podoba ci się? Więc ukarz mnie za to. Zasłużyłem… - Wymruczał słodko Tommy, kontynuując zaniechane przez bruneta pieszczoty.

Oniemiały mężczyzna patrzył teraz, jak Ratliff się masturbuje. Poczuł skurcz podniecenia. Tak, jakbyś chciał mi pokazać, że jesteś samowystarczalny. Zaraz zobaczysz, na co mnie stać. Rozchylił szczupłe nogi i brutalnie złapał za wąskie biodra chłopaka, który bacznie go teraz obserwował. Tommy patrzył, jak brunet obficie naślinia kilka palców naraz. Potem czuł już tylko ból wewnątrz, który z czasem miał przynieść tę ostateczną przyjemność. Czuł je w sobie, choć nie tak głęboko jakby chciał. Na to miała jeszcze przyjść pora.

- Nie pozwolę ci się mną bawić. Zaraz poczujesz…

- Poczekaj. - Przerwał mu wpół słowa Tommy. - Musisz użyć… - Wyciągnął rękę w stronę spodni, ale leżały na podłodze za daleko od niego. Przypomniał sobie o najważniejszym.

- Szukasz tego? - Zobaczył małe kwadratowe opakowanie między palcami bruneta, który zaraz potem delikatnie rozerwał je zębami tak, by nie uszkodzić tego, co znajdowało się wewnątrz. - Załóż mi go. Chwilowo jestem zajęty. - Anglik pochylił się w stronę Ratliffa i zaczął całować jego szyję, kiedy Tommy przejął od niego niewielki kondom. Wyczuł pod palcami nabrzmiałą męskość, której umiarkowany rozmiar zaskoczył go, ale i uspokoił. Dotychczas nie miał do czynienia z taką czynnością. Z Adamem kochał się bez zabezpieczenia. Ufali sobie bezgranicznie. W tej sytuacji wolał dmuchać na zimne. Tu nie było zaufania ani miłości. Tutaj liczyła się tylko fizyczna przyjemność. Zamknął oczy, kiedy obcy mężczyzna wszedł w jego ciało. Wciągnął gwałtownie powietrze i zacisnął palce na pościeli, ale nie jęknął. Wolał nie przewidywać, co się stanie, jeśli Isaac się obudzi. Pragnął w ogóle nie myśleć, tylko chłonąć przyjemność, która jednak nie przychodziła. Niecierpliwił się.

Nie przewidział tego. Chciał przyjemności natychmiast. Przyjemności, która nie trwałaby sekundę czy dwie, lecz znacznie dłużej. Ten mężczyzna nie potrafił mu tego dać. Tommy sam musiał ją wywalczyć – wziąć sobie to, co najlepsze; wyssać z bruneta to, czego pragnął. Niewiele myśląc, przewrócił mężczyznę na plecy i dosiadł go. Zaskoczył go tą samowolką. Sam zaczął stymulować przyjemność. Najpierw kołysał się na biodrach bruneta powoli i swobodnie, lecz to nie wystarczyło. Złapał oburącz za metalowe wezgłowie łóżka. Spojrzał na kochanka, czując zbliżający się orgazm.

Czarne włosy, niebieskie oczy, rysy twarzy tak podobne do… W nikłej poświacie przebijającego przez rolety światła księżyca wszystko zaczęło się mieszać. Adam… Mógłbyś być teraz ze mną. To ty byłbyś pode mną. Patrzyłbyś na mnie z miłością... O Boże, Adam?

- Adam... - Jęknął przeciągle, ściskając swą męskość. Szybkie posuwiste ruchy uwolniły białawy płyn, który trysnął na masywny brzuch. Tommy zacisnął powieki. W konwulsjach rozkoszy nie potrafił przestać poruszać się na mężczyźnie. Skurcze blondyna spowodowały ścisk mięśni. Przełożyło się to na doznania drugiego mężczyzny., który zaciskał paznokcie na biodrach Ratliffa.

- Och tak... Kochanie. Mocniej... Och… Och! - Brunet wygiął się w łuk. Osiągnął orgazm, będąc w ciele Tommy’ego. Choć mogłoby się wydawać, że byli złączeni, to jedno ciało od drugiego oddzielała cienka prezerwatywa, napełniona teraz efektem uzyskanej rozkoszy.

Nie byli połączeni. Nie scalili się w jedno jak Tommy z Adamem. Do tego potrzeba jeszcze uczuć. Po rozładowaniu napięcia mężczyźni dyszeli ciężko. Powoli wracali do rzeczywistości. Tom położył się obok bruneta na wznak. Emocje zniknęły, prócz zmęczenia nie czuli już nic.

- Byłeś...

- Wiem. - Tommy uciął rozpoczętą wymianę zdań. Nie obchodziło go, co ma do powiedzenia brunet. Nie chciał go słuchać. Chciał tylko napawać się osiągniętą ekstazą i ciszą, która po niej nastała. Chciał się nią napawać... W samotności. - Powinieneś już iść. - Rzucił oschle, nie zwracając uwagi na śledzący go wzrok.

- Och, tak. Skoro tego chcesz… Więc… Nie powiesz mi, jak było? - Mężczyzna wyskoczył z łóżka. Spojrzał na lepką substancję pokrywającą jego ciało. Nie miał czym jej wytrzeć. Tommy zadbał o to. Z nocnej szafki wyjmował właśnie pudełko chusteczek, które tak szybko się w ostatnim czasie zużywały, że musiał co chwilę uzupełnić zapasy.

- Byłeś tu ze mną. Wiesz, jak było.

- Chcę znać twoją opinię. Było ci dobrze? Bardzo dobrze? Niebiańsko? - Nachylił się nad łóżkiem, by skraść ostatniego całusa, ale Joe odsunął głowę. Usta trafiły w policzek.

- Chcesz znać prawdę? - Zapytał Ratliff prowokująco. Uzyskał odpowiedź w skinieniu głową. - Było przeciętnie. - Syknął. - Mam bardzo wysoką poprzeczkę. Tylko jeden mężczyzna ją przeskoczył i nie sądzę, by komukolwiek innemu się to udało. Dziękuję ci jednak. Mimo, że musiałam przejąć inicjatywę, udało mi się osiągnąć choć trochę przyjemności. - To, co Ratliff powiedział, nie spodobało się jego słuchaczowi. Brunet najpierw musnął krawędź szczęki blondyna, a potem niespodziewanie zacisnął palce na jego szyi, pozbawiając Ratliffa tchu.

- Jesteś bezczelnym dupkiem, California. Seksownym, ale mimo wszystko dupkiem. - Syknął przez zęby i odsunął się. Doprowadził do porządku swój tors i rzucił brudną chusteczkę na podłogę, na której leżała już zużyta prezerwatywa. Ubrał koszulę i kurtkę. Zamierzał wyjść, kiedy nagle coś mu się przypomniało.

- Ten Adam, którego imię tak namiętnie jęczałeś… Musiał się przy tobie nacierpieć. Może i był szczęśliwy, ale zbudował to szczęście na cierpieniu. – Powiedział po namyśle. Zobaczył to spojrzenie, którego się spodziewał – smutne, pełne trwogi i żalu. Potem jednak zobaczył znajomy błysk i gotowy na usłyszenie jakiegoś epitetu zdecydował się ostatecznie wyjść i nigdy tu nie wracać. Znajomy głos jednak zatrzymał go jeszcze na chwilę.

- Hej, poczekaj. Jak masz na imię? - Spytał Tommy nieśmiało, zastanawiając się czy usłyszy odpowiedź.

- Noah.

- Noah… - Wypowiedział to słowo z uwielbieniem. Taki ton nie wróżył nic dobrego. Za chwilę w pokoju sypialnym wybrzmiał gardłowy brutalny ton. - WYPIERDALAJ.

Nie trzeba mu było dwa razy powtarzać. Wyszedł szybko do przedpokoju, a potem zatrzasnął frontowe drzwi obcego mieszkania. Nie zauważył po drodze majaczącej postaci,która ledwo zdążyła skryć się w kuchni i tylko przez szparę w drzwiach jednym okiem obserwowała zajście.

Noah opuścił budynek i wybrał drogę, która miała go zaprowadzić do domu. Po drodze myślał o przygodzie, którą sam zaplanował, a której koniec zupełnie go zaskoczył. Nigdy nie spotkał kogoś takiego. Człowiek z końca świata znalazł się w Londynie i zaczął prowadzić życie w gejowskim światku otwartym na wszelkie dziwactwa i skrajności. To miał być tylko seks. Fizyczna przyjemność zmieniła się jednak w walkę o dominację, chęć osiągnięcia niemożliwego i konkurs w jednym. Noah nie chciał z nikim się ścigać, niczego udowadniać, a jednak został wciągnięty w grę. Na własne życzenie. Mężczyzna nazywany przez wszystkich „Californią” przywiózł ze sobą wewnętrzny konflikt, którego konsekwencje miały się odbić nie tylko na nim, ale i innych mężczyznach zwabionych przez zamkniętą w sobie postać o tajemniczym spojrzeniu. Nie wyobrażał sobie faceta, który potrafiłby poskromićten nieokiełznany charakter. Ten Adam… musiał być wyjątkowym człowiekiem. Pomyślał z kwaśnym uśmiechem, przecinając kolejne skrzyżowanie. Na ulicach zaczął pojawiać się poranny gwar.

sobota, 1 grudnia 2018

Rozdział 76 - "California"

Cześć wszystkim. Jak obiecałam, dodaję nowy odcinek już po tygodniu od poprzedniego. Dni dodawania postów trochę mi się przesunęły - ostatni był w niedzielę, dziś jest sobota, mam nadzieję, że Wam to nie przeszkadza? Pod ostatnim rozdziałem zobaczyłam tylko jeden komentarz, co mnie bardzo zmartwiło. Gdzie jesteście? Dajcie znać, jeśli czytacie. Wystarczy nawet okejka :) Serdecznie pozdrawiam moich Czytelników, zwłaszcza Emilię (dziękuję za życzenia, jeśli czekasz na zakończenie to niestety, to jeszcze nie koniec. Tommy'ego czeka jeszcze trochę przygód :D) 
Rozdział 76
„California”

Londyn, miesiąc później…
Południe minęło już kilka minu temu. Mimo to jeden ciasny pokój w małej kawalerce mieszczącej się nad klubem go-go nadal osłonięty był od rzadko spotykanych w tym kraju promieni słońca granatowymi roletami. Tommy nigdy ich nie podnosił – rano odsypiał nocne zmiany, po obudzeniu wychodził z tego pokoju, a wracał o piątej nad ranem po pracy. Wybiła godzina czternasta. Punktualnie wybrzmiało pukanie do drzwi.
- Tom! Już druga, wstawaj. – Ochoczo wołający głos dało się słyszeć za drzwiami. To Isaac pełnił rolę budzika. I choć w głębi duszy Tommy był mu za to ogromnie wdzięczny, każdego dnia wyłączenie chodzącego alarmu odbywało się za pomocą niegrzecznego zwrotu.
- Odpieprz się!
Po tych słowach Carpenter, triumfalnie się uśmiechając, wracał do siebie, a Ratliff z grymasem na twarzy zwlekał się z łóżka.
Pierwszą rzeczą blondyna po obudzeniu wcale nie był prysznic czy mycie zębów. Codziennie szedł do kuchni, by wyrwać kolejną kartkę z kalendarza, następnie złotym markerem pisał na odwrocie kilka słów. Wracał do sypialni i otwierał stary zniszczony futerał, w którym znajdowała się pamiętna biała gitara pokryta autofrafem idola i wspomnieniami. Bezceremonialnie wrzucał do środka kolejny dzień wydarty z życia, który właśnie się zaczynał. Pewnego dnia ci ją oddam. Myślał czasami Tommy Joe zahaczając palcami o struny, na które nieraz spadła słona łza. Potem uciekał z mroku, by na cały dzień oderwać się od przeszłości.
Razem z Isaakiem przyjechali do Londynu, by zacząć życie od nowa. Nadal chcieli utrzymywać się z muzyki, ale tutaj zespół Mouthlike, w którym wcześniej oboje grali, nie był znany. Z przesłuchań wychodzili z pustymi rękami, a wytwórnie muzyczne wyrzucały ich na bruk. Nie znaleźli żadnego sposobu, by połączyć pracę z muzyką, więc łapali się wszystkiego, by tylko mieć możliwość opłacenia kawalerki w centrum miasta i zrobienia zakupów na obiad. Żyli z dnia na dzień.
Po kilku tygodniach poszukiwań pracy w zawodzie muzyka Tommy zrezygnowany wracałdo domu nieznaną wcześniej drogą. Potrzebował czegoś mocniejszego. Nie patrząc na szyld, wstąpił do pierwszego napotkanego baru. Było już po dwudziestej, ale lokal świecił pustkami. Na szczęście Tommy dostrzegł barmana za ladą, więc odetchnął z ulgą i zajął jedno z wysokich krzeseł.
- Nalej mi setkę. Albo najlepiej dwie od razu. – Rzucił, kładąc banknot na świeżo umytą ladę.

- Otwieramy dopiero za godzinę. – Burknął młody barman, nie spuszczając wzroku z czyszczonego właśnie kufla.

- Błagam, pewnie często to słyszysz, ale miałam cholernie ciężki dzień. – Spróbował jeszcze raz. Na mężczyźnie te słowa nie zrobiły wrażenia.

Tym razem barman spojrzał na przybysza. Był wysokim szatnem o bystrym, w tej chwili zniecierpliwionym spojrzeniu wodnych oczu. Nosił makijaż, a jego głowę przyozdabiał czarny kapelusz z białą przepaską.

- Jeśli upijesz się jeszcze przed otwarciem, a ja nie wyczyszczę na czas tych naczyń, to ja będę miał cholernie ciężką noc. Nie mam czasu, koleś, więc radzę ci spadać. – Powiedział gobitnie, gniewnie zmrużył przy tym oczy.

Tommy nie spodziewał się takiej odpowiedzi. Ze smutkiem zwlekł się z krzesła i schował pieniądze w kieszeni. Nim doszedł do drzwi, naszła go dziwna myśl. Poczuł współczucie do faceta, którego nawet nie znał. Ja miałem ciężki dzień, może zamiast partaczyć i jego dzień, mógłbym... Odwrócił się na pięcie i wrócił na wcześniej zajmowane miejsce. Oparł brodę na nadgarstku i z zaciekawionym spojrzeniem wlecił ciemno-bursztynowe oczy w zajętego mężczyznę.

- Mówiłem już...

- Jesteś zajęty. Mam spadać, jasne. - Dokończył za barmana blondyn i uzupełnił zdanie kilkoma sekundami ciszy. - A może zamiast tego dobijemy targu? Ty nalejesz mi jeden kieliszek wódki, której potrzebuję w tej chwili bardziej niż powietrza, a ja w zamian za dobrą wolę pomogę ci z tymi kuflami? - Wyłożył propozycję i poczekał na reakcję nieznajomego. Szatyn uniósł brwi. Bił od niego sceptyzm.

- Co takiego? Słuchaj, jeśli jesteś kolejnym pedałkiem, który chce mnie poderwać, to zaraz wypierdolę cię stąd na zbity ryj! - Warknął gniewnie mężczyzna, a zdziwiony Ratliff odsunął się od lady, nad którą zawisła pięść.

- Co? Eee... Ja... Nie jestem homoseksualistą, ja... Ja chcę ci tylko pomóc?! Co w tym złego? - Odpowiedział szybko, a to wytłumaczenie trochę uspokoiło pracownika klubu. Zabrał rękę i wrócił do czyszczenia kufla.

- Więc mówisz... Że nie chcesz mnie pieprzyć i tak dalej?

- Nie! - Zaprzeczył ponownie Tommy. Skąd ten facet bierze takie pomysły?

- I chcesz mi pomóc ogarnąć cały ten syf za jedną setkę? - Nadal pytał podejrzliwie, doszukując się przekrętu.

- Błagam. - Jęknął Joe w odpowiedzi.

- Cholera, ty naprawdę miałeś ciężki dzień. Na dodatek nie brzmisz jakbyś był stąd. Nowy Jork?

- Naah... Burbank, Kalifornia.

- Fiu, fiu. US w UK! Dobra, to na koszt firmy, ale zaraz mitu wskakujesz za ladę i łapiesz za ścierę. - Szatyn postawił na blacie świeżo wypucowany kieliszek i nalał do niego wysokoprocentowy przezroczysty trunek. Tommy Joe wypił go jedym haustem. Odkaszlnął i zaraz był po drugiej stronie barykady.

- Jestem Tommy Joe Ratliff. - Przedstawił się, wyciągając dłoń.

- Jake. W zasadzie Jacob Lane, ale mów mi Jake. Podali sobie ręce, a następnie szatyn wręczył blondynowi ścierkę.

- No to opowiadaj, w czym nasz wieczny londyński smog jest lepszy od waszego kalifornijskiego słońca?

Wszystkie naczynia należące do klubu „Babylon” lśniły czystością już po dwudziestu minutach, ale mężczyźni rozmawiali aż do otwarcia. Samotny na placuboju Jacob pracował tutaj od dwóch lat – przyszedł na zastępstwo i – skuszony wysokimi napiwkami – już został. Szukał właśnie następnego pracownika, gdyż razem z drugim barmanem kompletnie nie radzili sobie z narastającą ilością klientów. Po krótkiej rozmowie z Tommy'm uznał, że zaproponuje mu pracę.

- Mógłbyś zacząć już jutro. Przyuczę cię w podstawowych drinkach. Na początku zaczynałbyś tu ze mną od dziewiątej, żeby się trochę wprawić, poznać teren. Może i pensja nie jest tu wysoka, ale jeśli spodobasz się klientom, z napiwków uzbiera si się dwa razy tyle. Sam tak zaczynałem: dwa lata temu byłem świeży i śliczny, teraz już się do mnie przywyczaili, ale nie narzekam. - Zaśmiał się ze swojego dowcipu, którego Tommy nie zrozumiał. Barman to zauważył. - Tak czy owak, i tak zarabiam więcej niż gdziekolwiek, gdzie wcześniej pracowałem.

- Właściwie czemu nie? Minął miesiąc, a ja nadal szukam pracy. Jeśli tak jak mówisz, byłaby z tego niezła kasa, to... - Podsumował, zastanawiając się. Zaczął zbierać się do wyjścia. - Muszę już lecieć. Pomyślę o tym i dam znać, okay? - Kiedy już złapał za klamkę, zamierzając otworzyć drzwi, przypomniał sobie coś. - Hej, Jake. A tak przy okazji... Dlaczego wziąłeś mnie za geja? - Odwrócił głowę i spojrzał pytająco na mężczyznę w kapeluszu. - To że się maluję, wcale nie oznacza...

- Ach, to! - Zaśmiał się Jake. - Wiesz, to w końcu klub dla gejów, nie? I lesbijek, ale przychodzą tu głównie faceci. - Powiedział beztrosko, kładąc ręce na blacie baru. Tommy otworzył usta.

- To znaczy, że kiedy mówiłeś „jeśli spodobam się klientom”, miałeś na myśli...

- Taa... Wiesz, kiedy zaczynałem, wielu facetów proponowało mi to i owo. Grunt to po prostu ignorować takie propozycje. Chyba, że też jesteś zainteresowany... - Zażartował. Mimo to, blondyn poczuł nagły skurcz jelit.

- Jake, przystopuj, okay?

- Ja już dużo rzeczy tu widziałem, Tommy. W godzinach pracy się pracuje. Po godzinach... Rozumiesz?

- Ta. - Mruknął bardziej do siebie. Pożegnał się i wyszedł. Rozumiał to aż za bardzo.

Pierwszą myślą było odrzucenie propozycji, potem pomyślał o braki gotówki i Isaac'u, który już po dwóch dniach znalazł pracę – nie była jego wymarzoną, ale pozwalała opłacać czynsz. Isaac płaci za większość rzeczy. Formalnie jestem na jego utrzymaniu. Jeśli będę dalej zwlekał, sam będzie musiał zapłacić rachunki. Co mam do stracenia? Zapytał siebie. Złośliwy głosik w głębi mózgu odezwał się nie po raz pierwszy w tym miesiącu. Duszę? Adam nie był pierwszym mężczyzną, z którym byłeś. Z którym byłem... I nie byłem z nim naprawdę. Ale to nie były też same kłamstwa. Naprawdę go pokochałeś. Nie chciałem go kochać. Chciałem być normalny. Możesz być normalny. Jeśli nie przekroczysz granicy. Jeśli nie wyjdę poza bar? To było już śmieszne. Zaczął prowadzić rozmowę sam ze sobą. Chciał się tylko oderwać od przeszłości, ale nie mógł uwolnić się od wspomnień, kiedy na jego drodze wszystko kojarzyło się z jedną osobą. W głowie blondwłosego chłopaka pojawił się Adam, a potem zobaczył to wspomnienie: noc, facet, pocałował go na oczach wszystkich, wszedł z nim do taksówki, a potem urwał mu się film. Alex... Teraz role mogły się odwrócić. To on stałby za ladą, to jego mógłby ktoś poprosić, by wsypał coś do drinka. Byłbym nietykalny, to klienci zależeliby ode mnie. Nic mi nie zrobią, jeśli się na nic nie zgodzę, a z drugiej strony... Przywołał w pamięci wspomnienie. Wspomnienie? Być może był to tylko wytwór jego wyobraźni. Noc, klub, dłoń ciągnąca go za sobą, ciemny pokój, ciało przy ciele. Słyszał o takich miejscach... Darkroom. Brak kontroli, tylko podniecenie, ekstaza... Znów ten znajomy skurcz żołądka i gorąco.

Tommy wzdrygnął się. Ta praca mogłaby być całkiem ekscytująca. Przeszedł pół miasta, wymyślając różne scenariusze – sytuacje, na które powinien się przygotować, pracując w takim miejscu. Nigdy nie miał do czynienia ze społecznością LGBT poza jednym wyjątkiem. Ale nikt z nich nigdy nie będzie taki jak Adam. On jest jedyny w swoim rodzaju, nigdy nie spotkam nikogo, kto mu dorówna. Nogi same go poniosły. Poprowadziły z powrotem do klubu, w którym już na dobre stanął za ladą. Zaczął tam pracę... miesiąc temu.

- Nie musisz już się martwić o kasę. Dostałem pracę. Jako barman... w nocnym klubie. Dobrze płacą, ale będę wracał nad ranem. - Oznajmił Isaac'owi po pierwszej nocy w pracy.

Oboje na swój sposób się cieszyli. Znaleźli swój sposób na odreagowanie: chorej miłości, przerwanej kariery, niespełnionych marzeń. Carpenterowi przyszło to łatwiej. Zaczął chodzić na randki z pewną Irlandką, wrócił do korzeni – znowu zaczął słuchać jazzu i dostał pracę w sklepie muzycznym. Znał się na instrumentach. Choć tam nie mógł na nich grać, miał chociaż namiastkę tego, co kochał. Nie skarżył się, ale o przeszłości nie rozmawiał. Zaczął tylko uważniej obserwować Tommy;ego, który znalazł zupełnie inny sposób na poradzenie sobie z życiem.

Ratliff tęsknił, a tęsknot ta odbijała się na jego twarzy i czynach. Mało jadł, dużo spał. Egzystował w przerwach między jednym a drugim dniem pracy. Pewnej nocy, a w zasadzie na granicy nocy i dnia Isaac usłyszał stłumiony hałas w mieszkaniu. Incydent, którego był tej nocy świadkiem, kazał mu każdego następnego dnia z coraz bardziej zmartwioną miną przyglądać się przyjacielowi. Milczał przy tym jak zaklęty.

***

Tommy już po tygodniu nauczył się swoich obowiązków. Z przyzwyczajeniem się do zaczepek klientów było trochę gorzej. Na początku był skrępowany. Stał się lokalną gwiazdą. Każdy chciał zobaczyć „nowego”. Zaczęli nazywać go „California”, gdyż nieobcinane od wyjazdu z USA włosy zadziornie przysłaniały mu twarz niczym rockmanowi podczas koncertu. Po pewnym czasie zaczął wiązać je w niechlujny kucyk, by klienci się odczepili. Niektórzy dowiedzieli się o jego pochodzeniu od Jake'a, który w ten sposób próbował wypromować nowego pracownika. Tommy uwagę zwracał także mocnym makijażem, który wszedł mu w nawyk jeszcze za oceanem. Był najbardziej rozchwytywanym mężczyzną w klubie, ale i najbardziej niedostępnym. Z czasem nauczył się bronić przed pożądliwymi spojrzeniami i zabłąkanymi czasem na jego ciele rękami, gdy musiał przejść przez tłum, by dostać się do zaplecza. Po kilku tygodniach stwierdził, że jest w stanie obronić się przed każdym. Łudził się.

Tej nocy został wysłany na zaplecze po kolejną skrzynkę piwa, więc skorzystał z chwili wolnego czasu i poszedł zapalić. Ulica, na którą wychodziło zaplecze, świeciła pustkami. Odetchnął z ulgą i wyjął paczkę ulubionych Chesterfieldów z kieszeni wytartych spodni. Wracał do starych nawyków, kiedy w dwa dni wypalał całą paczkę papierosów, w tamtych czasach też brakowało mu na nie kasy. Poklepał się po innych kieszeniach, by znaleźć zapalniczkę, ale bezskutecznie.

- Cholera. - Zaklął pod nosem i odwrócił się. Chciał wrócić już do baru, by jakąś „pożyczyć”. Często sprzedawał je klientom, a czasami sam brał na własny użytek, a potem zwracał. Przynajmniej sprzedawał „sprawdzone” produkty. Nie zdążył nawet przejść przez próg, gdy na coś wpadł. Kogoś.

- o, przepraszam. Myślałem, że nikogo tu nie będzie. - Tajemniczy ktoś od razu się odsunął i złapał Ratliffa za ramiona, by zobaczyć, czy nic mu się nie stało w efekcie zderzenia. Swoją sylwetką akurat zasłaniał światło wewnątrz, więc Tommy zobaczył tylko cień nieoświetlonej postaci.

- To wyjście dla personelu, to pomieszczenie także, więc jeśli tu nie pracujesz, to spadaj. - Tom wyraził się jasno ostrym tonem. Był zdenerwowany nagłym najściem, poczuł się przyłapany na przerwie, nawet, jeśli ten facet nie był jego szefem. Odsunął się szybko.

- Jaki ostry... - Westchnął nieznajomy. - A przez to jeszcze bardziej seksowny. Ognia? - Zaproponował. Tommy nadal trzymał papierosa między środkowymi palcami. W tej chwili potrzebował papierosa bardziej niż przedtem.

- Masz szczęście, że bardzo chce mi się palić. - Mruknął i wyciągnął rękę po zapalniczkę, ale mężczyzna nie podał mu jej. Wyszedł z cienia i podpaliłtytoń w białej oprawie wystający z zaciśniętych ust. Tommy zaciągnął się. Dym wypełnił mu płuca i wtedy przyszła prawdziwa ulga. Chociaż na moment. Choć na te kilka chwil, które dzieliły go od napierającego na bar tłumu, od którego odłączył się stojący naprzeciw niego...

Ta, teraz mógł mu się przyjrzeć. Wysoki, szczupły, ale dobrze zbudowany. Mięśnie wskazywały na siłownię dwa razy w tygodniu. Ubrany na czarno w luźne spodnie i skórzaną kurtkę z ćwiekami. Wisiorek na rzemyku świecił dięki srebrnej zawieszce. Brunet. Ciemne włosy tworzyły niechlujną czuprynę. Był przystojny i bardzo nietypowy. Niestereotypowy gej? I te oczy... Przenikliwe, jakby chciały cię rozebrać; ostre; buntownicze; zadziorne. Tommy'emu zrobiło się zimno, kiedy napotkał spojrzenie. Spuścił wzrok, przyłapany na gapieniu się.

- Więc co tu robisz? Na tarasie dla gości było zbyt tłoczno? - Prychnął i oparł się o mur. Przez czarny t-shirt poczuł przenikliwy chłód. Noce w Londynie zawsze bywały chłodne.

- Skądże. Włamanie się tutaj było jedyną okazją, by zamienić z tobą choć słowo. - Powiedział intrygująco.

- Ze mną? A co we mnie takiego szczególnego? - Poczuł na sobie spojrzenie, ale nie odwzajemnił go. Beznamiętnie obserwował pustą ulicę.

- Och, nie! Jesteś tylko... - Nieznajomy zbliżył się na niebezpieczną odległość. - Najeksowniejszym i najbardziej niedostępnym facetem w tym klubie. Jeśli jeszcze nie zauważyłeś wszystkich oczu zwróconych na ciebie w sali, radzę rozejrzeć się dookoła. I wybierać. Pewnie nie narzekasz na napiwki.

- Nie wiem, o czym mówisz. - Dopiero po chwili te słowa wybrzmiały na wietrze. Twarz blondyna przyozdobił ironiczny uśmieszek, kiedy spojrzał po raz ostatni na adoratora. Dogasił niedopałek papierosa o ścianę. Zamierzał wrócić do pracy, lecz gdy pokazał mężczyźnie plecy, ten złapał go za nagdarstek i obrócił o sto osiemdziesiąt stopni. Tommy wpadł na mężczyznę, który błyskawicznie odnalazł drogę do jego ust. Ratliff jęknął w niemym szoku. Smak tych obcych męskich ust oszołomił go, a ręce oplatające go w pasie wywołały dreszcze. Zatracił się tylko na parę sekund. A potem wróciły wspomnienia: Adam obejmujący go, Adam całujący go, Adam szepczący rozkosznie do ucha. Podniecenie zaczęło rosnąć, kiedy to zrozumiał. TO NIE ADAM! Odepchnął mężczyznę z całej siły. Na chwilę zapomniał, gdzie jest i co się dzieje. Podniecenie zamieniło się w gniew.

- NIE BYŁO CIĘ TUTAJ! - Warknął Joe z zamiarem zamknięcia mu przed nosem drzwi na klucz. Nim zdążył to zrobić wyższy od niego brunet wepchnął nogę między zmniejszającą się szparę.

- Poczekam na ciebie do zamknięcia. Teraz rozumiem twój pseudonim. To było takie gorące... Zupełnie jak kalifornijskie słońce.

- Odpieprz się. - Tommy warknął jeszcze raz. Tym razem mężczyzna cofnął stopę, więc szybko zatrzasnął drzwi i przekręcił klucz. Oparł się o nie z walącym o żebra sercem. Nim zdążył odetchnąć, usłyszał za plecami stłumiony głos.

- Chcę pieprzyć c i e b i e, California.

Ratliff wypuścił powietrze najciszej jak się dało. Cholera. Zaklął i jak najszybciej wrócił za bar. Choć w każdym facecie przy barze doszukiwał się charakterystycznej sylwetki i kuszącego wzroku, nie zobaczył już znajomego-nieznajomego. Z całej siły zmusił się do skupienia uwagi na pracy. Przy stałym zamieszaniu i nawale klientów łatwo było zapomnieć o wszystkim innym. Z tyłu głowy jednak zegar tykał, a fajrant niepostrzeżenie się zbliżał.