piątek, 25 kwietnia 2014

Rozdział 25 - Wkręceni

Jestem szybka, co nie? Serio, nie spodziewałam się, że tak szybko to na piszę. Temat odcinka skojarzył mi się z piosenką Igora Herbuta (zespół LomON) „(Wkręceni) Nie ufaj mi” i stąd tytuł.

Widziałam, że w ostatnim odcinku wiele kontrowersji wywołał telefon – przepraszam za to, ale gdyby nie zadzwonił to by było „zbyt piękne, żeby było prawdziwe”. Nie martwcie się, jeszcze będzie dużo okazji na pocałunek, ale już nic nie zdradzam *_*

Beautiful Creature pisałam to już, ale jeszcze raz powtórzę – nie czytam opowiadań Saulbert, bo psują mi humor :( więc w kwestii twojego poprzedniego opowiadania byłam z tobą i z chęcią dawałam wskazówki, ale w temacie tego nie mogę się wypowiedzieć – przykro mi.

Wkręceni
Adam wszedł do rezydencji. Cicho zamknął za sobą wielkie wrota, jednak zachowanie ostrożności nie było potrzebne. Głosy dochodzące z największej sali zagłuszyło trzaśnięcie drzwiami. Lambert przeszedł do głośnego pomieszczenia, w którym zgromadzili się wszyscy mieszkańcy rezydencji. Niektórzy nie zajęli jeszcze miejsc na kanapach, więc Adam z łatwością wmieszał się w tłum. Nikt nie zauważył, że przybył spóźniony. Kiedy dołączył do przyjaciół, do sali weszli jurorzy programu telewizyjnego oraz zaproszony gość: Randy Travis, który w tym tygodniu miał być głównym mentorem uczestników. Zjawił się także Michael Pill – właściciel rezydencji. To on zamierzał przedstawić sławnego piosenkarza country.

- Kochani. - Zwrócił się do uczestników, kiedy wszyscy już siedzieli na swoich miejscach. - Przed wami kolejny ekscytujący tydzień zmagań. Tym razem przyszła pora na muzykę country. W związku z tym chcę wam przedstawić nowego mentora, który nieco przybliży wam ten rodzaj muzyki i przekaże istotne wskazówki i rady. Waszym nauczycielem będzie osoba, którą na pewno każdy z was bardzo dobrze zna, a jeśli nie zna, to zaraz się dowie, co to za gość. Randy Travis, a właściwie Randy Bruce Traywick oprócz tworzenia muzyki country zajmuje się także aktorstwem. Występuje zarówno w filmach jak i serialach. Swój genialny głos wykorzystuje w dubbingu. Pan Randy Travis znany jest między innymi z takich przebojów jak „Forever and Ever, Amen” oraz „Three Wooden Crosses”. - Zrobił krótką pauzę i spojrzał na piosenkarza, który z uniesionymi brwiami słuchał wypowiedzi. - Randy to bardzo ciekawa osoba i długo byłoby wymieniać jego sukcesy. Sądzę, że jeśli nurtuje was jakieś pytanie dotyczące jego osoby, to z pewnością wam na nie odpowie. - Zakończył z przekonaniem, a wielkim salonie rozległy się oklaski. Travis zaśmiał się cicho i przeszedł na środek, zajmując miejsce Pilla.

- Dobra, bez przesady. - Uciszył tłum machnięciem ręki. - Nie musicie mnie znać żeby się czegoś ode mnie nauczyć. Kwestię chęci pozostawiam wam i ostrzegam, że nie będę się z nikim cackać. Michael wygłosił przed chwilą podstawową prezentację, powiedział, czym się zajmuję i tak dalej. Chwała Bogu, że nie koloryzował. - Zażartował, co właściciel rezydencji przyjął z szerokim uśmiechem. - A wracając do tego, czym się zajmuję... Ja nazwałbym siebie nie aktorem czy piosenkarzem. Jestem facetem, który lubi sobie pobrzdąkać na gitarze i czasami pośpiewać. To, że przy okazji mogę zarobić na tym trochę szmalu, to fajny plus. Motto, którym kieruję się na co dzień i którym będę się kierował ucząc was to: muzyka to zabawa, a nie biznes. Radzę już teraz się do tej sentencji zastosować. Jeszcze jedno: na moich zajęciach jestem bardzo wymagający i radzę przychodzić z dużą dawką pozytywnej energii, aczkolwiek jestem też gadatliwy, więc jak będę za dużo mówił, to każcie mi się przymknąć, okey? - Zakończył pytaniem, na które wszyscy odpowiedzieli energicznym kiwnięciem głów. Prawo głosu dostał teraz przewodniczący jury – Simon Cowell, który w czasie przemówienia gwiazdy country uciął sobie krótką pogawędkę z drugim jurorem – Randy'm Jacksonem.

- Od tego tygodnia zmieniają się zasady wyboru piosenki. Dla każdego przygotowaliśmy dwie propozycje utworów dopasowanych do możliwości uczestnika. Nie znaczy to, że są one łatwe do zaśpiewania. Na pierwszy ogień prosimy bardzo... Adama Lamberta.

Kiedy brunet usłyszał swoje nazwisko, mało brakowało, żeby spadł z krawędzi kanapy, na której siedział. Jego ciało i umysł objęło obezwładniające pragnienie, by zapaść się pod ziemię. Uniemożliwił mu to siedzący obok Kris, który poklepał go lekko po ramieniu, żeby się ruszył. Lambert wstał powoli i niemrawo podszedł do jurorów. Nie wiedział, czy ma się przywitać czy milczeć. Wybór repertuaru to zawsze była jego pięta achillesowa. Przyspieszył kroku, pozostawiając bieg wydarzeń losowi. Bez większych wstępów Kara DioGuardi przeczytała dwa tytuły.

- The Last Cowboy Song” zespołu The Highwaymen oraz „Ring of Fire” - przebój Johny'ego Casha i autorstwa June Carter. Wybierz jeden z nich. - Trzymała w ręku dwie kartki, które podała Lambertowi.

Adam przejął dwa losy i przyjrzał się tytułom. Żadnego z nich nie znał. Piosenka ostatniego kowboja – dziwny tytuł. Pierścień z ognia brzmi bardziej interesująco i... Współcześnie. Wybiorę Casha. Opuścił cienki pasek papieru z tytułem utworu zespołu The Highwaymen. Chociaż to może być pułapka. Ocenił nieznany utwór i spojrzał na Randy'ego Travisa – jego usta zdobił krzywy uśmieszek. Przeniósł wzrok na Cowella – ten czekał z niecierpliwością jakby zaraz miał wykrzyczeć, że nie mają całego dnia na jego rozmyślania. Ten kowboj jest bardzo w stylu country. Za bardzo w stylu country. Adam podjął decyzję. Lubił wyzwania. I bardzo ciekawiło go, co się kryje za tajemniczą piosenką równie tajemniczego Johny'ego Casha.

- Nie przekonuje mnie ten ostatni kowboj. Wybieram „Ring of fire” Johny'ego Casha. - Powiedział pewnie, a Randy Travis odsłonił zęby w promiennym uśmiechu.

- No wreszcie. Myślałem, że się już nie doczekamy. - Rzekł ironicznie Cowell.

- Świetny wybór, Adamie. - Pochwaliła bruneta Paula Abdul, a nowy mentor dodał:

- Już się nie mogę doczekać twojego wykonania. - Mruknął intrygująco, pocierając ręce jakby już szykował się do pracy z Lambertem.

Adam odszedł na swoje miejsce, uśmiechając się na pożegnanie. W głębi duszy jednak bał się, że może sobie nie poradzić. Dodatkowo umysł podpowiadał mu, że pozytywne reakcje grona sędziów oraz samego Travisa miały w sobie coś podejrzanego. Przyspieszony puls i emocje dawały mu się we znaki jeszcze mocniej niż przed dokonaniem wyboru. Próbował uspokoić się przez oddanie energii kartce, która w tej chwili była już bardzo pognieciona. Usiadł obok Krisa, który zaczął wpatrywać się w niego wielkimi oczyma.

- Czemu się tak na mnie gapisz? - Spytał poirytowany i spojrzał na niego bawiąc się kawałkiem papieru.

- Gratuluję wyboru. Na twoim miejscu w tej chwili wieszałbym się w pokoju na żyrandolu. - Rzucił, a Allison zaśmiała się cicho. Na policzki Adama wstąpił rumieniec i ponownie poczuł tę samą chęć, co przedtem. Zniknąć i pomyśleć w spokoju – to było teraz jego największym marzeniem, jednak musiał się opanować. To była podstawowa cecha każdego aktora, którym był także Adam.

- Z...Znasz ten utwór? - Zająknął się, nie rozumiejąc wypowiedzi Allena. Potarł lekko czoło i odetchnął, by uspokoić oddech.

- Adam, kto go nie zna? To klasyk. - Stwierdził Kris.

- Megatrudny klasyk. - Dopowiedziała Iraheta. - Szkoda, że nie wybrałeś ostatniego kowboja. - Powiedziała śpiewająco Allison jakby to miała być zachęta.

- No to się wpakowałem. - Powiedział zatroskany, Wyjął telefon i napisał wiadomość tekstową do Tommy'ego Joe o treści: Johny Coash „Ring of fire”. Podobno masakra. Co sądzisz? Nacisnął przycisk „wyślij”, kiedy Simon Cowell wywołał nazwisko Krisa. Adam pogładził lekko lewą stronę telefonu, na którym widoczna była mała rysa. Allison wpatrywała się w niego ze smutkiem.

- Hej, nie martw się. Na pewno sobie poradzisz. - Potarła jego udo, a on odwrócił głowę w jej stronę.

- Ależ poradzę sobie, kochana. - Powiedział z lekkim uśmiechem, by rozweselić koleżankę. - Uwierz mi, nie ma takiej piosenki, której nie zaśpiewałby Adam Lambert. - Oznajmił, przypominając sobie radę Tommy'ego. Poczuł się jakby wstąpiła w niego nowa siła. Uśmiechnął się, lecz nie sztucznie jak przed chwilą. Jego uśmiech był prawdziwy i szczery, a w oku pojawił się nieobecny ostatnio błysk. - Po prostu muszę ją zaśpiewać po swojemu. - Rzekł, kiedy Kris wrócił na miejsce.

- „Make you feel my love” Boba Dylana. Niektórzy umieją wybierać piosenki. - Powiedział pewnie Kris i usiadł jak dumny paw.

- Kris, przestań mu dogryzać. - Rozkazała, kiedy z ust sędziów padło kolejne nazwisko. - Zakład, że zaśpiewa lepiej od ciebie? - Zaproponowała, zakładając ręce na piersi i zaczęli się cicho przedrzeźniać.

Adam posmutniał. Zakład... Przypomniał sobie sytuację na dachu. Tommy, tak na mnie wpłynąłeś, że będę miał teraz spieprzony cały dzień. Wyznanie rzeczywiście było dość kontrowersyjne. Początkowa złość i nienawiść była otoczką dla innych, tkwiących głęboko w sercu bruneta uczuć. Lambert nawet nie zauważył, że każde słowo blondyna wypowiedziane na dachu tak wryło się w jego pamięć i psychikę, że mimowolnie myślał o nim w kategoriach daleko odbiegających od zwykłej przyjaźni. Patrzył niewidzącym wzrokiem na przedstawienie z udziałem sędziów Idola i nowego mentora, a szturchania i głosy przyjaciół nie były w stanie przeszkodzić mu w transie. Zamknął na chwilę oczy, kiedy jego telefon zawibrował. To Tommy odpisał na smsa wysłanego kilka minut temu.

~Masz taką skalę, że Cash się chowa, ale przyda ci się głowa pełna pomysłów. Ring of fire to cholerstwo, ale wierzę w ciebie ^^ ~

- No, dobra. Założę się z tobą, ale jeśli przegrasz, kupujesz mi czteropak. - Oznajmił Kris, a Allison zgodziła się, uścisnąwszy mu dłoń. - Adam, przecinasz. - Szturchnął znów wokalistę, który spojrzał na nich z pochmurną miną.

- Nie, nie. Na dziś zakładów mam już dość. Przez takie pomysły ludzie skaczą z wieżowców. - Mruknął, odwracając wzrok. Wrócił do obserwacji Kai Kalamy, który właśnie zastanawiał się nad wyborem kompozycji. Poczuł na sobie ich zdziwiony wzrok, który ponownie przywołał jego spojrzenie na oblicza przyjaciół. - Och, za długo by tłumaczyć. - Poirytował się. - Teraz twoja kolej. - Rzekł już obojętnie i zsunął się na miejsce czerwonowłosej koleżanki, która pobiegła wybrać swój utwór.

- Ten przykład odnosił się do Tommy'ego? - Spytał Kris, patrząc na Allison, która właśnie zaczęła rozmowę z Paulą Abdul.

- No. - Burknął. - Nie mogę przestać o nim myśleć. O tym, co mi powiedział. - Uściślił i zaczął obracać telefon w dłoni.

- Chłopak z problemami?

- Nie, raczej... Ciągle prześladuje go pech. Wokalista Mouthlake go w coś wrabia. Przynajmniej ja to tak odbieram.

- Musiał mu podpaść. To się zdarza.

- Raczej nie. Ta sytuacja ciągnie się od początku. Od kiedy przyjęli go do zespołu. T o wiele bardziej zagmatwane niż się wydaje.

- A więc problem ma Crafter. Zamierzasz rozwiązać tę zagadkę? - Spytał, kiedy Allison z uśmiechem wracała na kanapę.

- Jeszcze nie wiem. W każdym razie nie zamierzam go z tym wszystkim zostawić. - Oznajmił, rozmyślając o tym, jaki cel może mieć Mitchel Crafter w nękaniu Tommy'ego Joe. Wiedział jednak, że żadne próby rozgryzienia tej zagadki na własną rękę spalą na panewce. W drodze do prawdy mogło się powieść tylko Tommy'emu. To on musiał rozwiązać ten problem. Lambert to wiedział. Martwił się tylko, czy wrażliwy i ufny blondyn poradzi sobie z prześladującym go pechem i odnajdzie w sobie siłę do walki z przeciwnościami. Pozostało mu tylko wspierać przyjaciela i w niego wierzyć.

***

Towarzyszący wstyd i stres spowodowały, że poczuł chęć, by zapaść się pod ziemię, po prostu zniknąć. Co o mnie myśli? Że zrobiłem to wszystko dla kasy. Wszyscy tak uważają. Muszę wszystko naprawić. Postanowił zacząć od osoby, którą darzył w tym zespole największym zaufaniem. Isaac wyciągał do niego pomocną dłoń zawsze wtedy, gdy blondyn jej potrzebował. Odpowiadał na pytania, do których odpowiedzi znajdowały się w środku zawiłego labiryntu. W pewnym sensie był jak drugi Adam. Te dwie przyjaźni jednak bardzo się różniły. Tak bardzo, że tych dwoje mężczyzn nie mogło stać na jednym szczeblu w rankingu. Isaac był tylko dobrym kumplem, a Adam stał się niemal najważniejszym elementem rzeczywistości gitarzysty. Blondyn musiał sobie to tylko uświadomić, a żeby to zrobić, musiał przestać uciekać od poważnych spraw i zacząć słuchać swego serca zamiast ciągle kierować się rozumem. Jednym z wielu małych kroczków w drodze do prawdy było dwukrotne zapukanie do drzwi. Nie musiał długo czekać. Nie minęło kilka sekund, kiedy ujrzał twarz Isaaca – nie był w dobrym humorze.

- Możemy porozmawiać? - Wypalił bez przywitania. Isaac nie wyrzekł ani słowa. Po prostu wpuścił go do pokoju. Puścił klamkę i udał się do barku, z którego wyjął butelkę whisky i dwie szklanki z grubym dnem.

- Żeby z tobą pogadać, to najpierw muszę się napić, bo tego, co usłyszę, na pewno nie będę w stanie przyjąć na sucho. - Zaczął obojętnym tonem i na małym stoliku postawił przed nim i przed sobą szkło. Odkręcił butelkę. - O czym dokładnie chcesz porozmawiać.

- O wczorajszym wieczorze. Ja... Chcę cię przeprosić. Chyba posunąłem się za daleko. - Trudno mu było przyznać się do błędu. Jak każdemu.

- To już wiemy, Tom. Wiemy także, że chciałem uratować ci dupę, a ty tej pomocy nie przyjąłeś. I wiemy też, że Mitchel znowu wpuścił cię w maliny poprzez wkręcenie w głupi zakład. I to, że wylądowałeś w łóżku z facetem. - Obojętny znużony ton go nie opuszczał. Nalał gitarzyście centymetr alkoholu, a swoją szklankę wypełnił do połowy. Widząc to, Tommy wybałuszył oczy i zastanowił się, jak długo perkusista będzie opróżniać szklankę.
- To, co się wczoraj zdarzyło, to nie był tylko zakład. Ale po co ja ci to mówię. Przecież ty wszystko wiesz... - Odrzekł z nutą pretensji po tym, jak Carpenter podsumował jego poczynania. Wziął do ręki szklankę i usiadł na krześle przy stoliku. Zaczął nią kołysać, by ciecz kręciła się wkoło. Isaac popatrzył na blondyna z irytacją i zdziwieniem.

- Jak to „wszystko wiem”? O czym ty mówisz? - Podniósł głos i wypił do dna zawartość naczynia. Zaczął nalewać sobie kolejną porcję. - Kiedy wczoraj przekonywałem cię, żebyś nie właził do tego pieprzonego klubu dla męskich dziwek, powiedziałeś, że to tylko zakład. Potem bredziłeś o jakiejś inicjacji. Nie słuchałeś mnie, chociaż wiedziałeś, że Mitchel robi wszystko, żebyś na własne życzenie wyleciał z zespołu. Jednak na tym idiotycznym pocałunku nie poprzestałeś. To wszystko, co wiem. Nie wiem natomiast, co chciałeś tym udowodnić? Że zasługujesz na jego łaskę? - Znów podniósł naczynie, by powtórzyć czynność. Tommy jeszcze bardziej wybałuszył oczy, kiedy dotarła do niego prawda, której nigdy nie spodziewałby się usłyszeć.

- To Mitchel sam to wymyślił? - Powiedział cicho, lecz dosłyszalnie.

Drugi muzyk o mało się nie zakrztusił, kiedy usłyszał to pytanie. Pochylając się do przodu wypluł ciemnobrązową substancję z powrotem do szklanki. Oparł rękę o oparcie krzesła, by złapać oddech, a następnie popatrzył zmęczonymi oczyma na gitarzystę, żądając wyjaśnień.

- Powiedział mi, że muszę przejść inicjację, żeby stać się prawdziwym członkiem zespołu. Że to jest rytuał, który musieli przejść wszyscy muzycy. Każde zadanie jest inne. Myślałem, że wspólnie mi je wymyśliliście!

- A ty uwierzyłeś w tę bajeczkę?! - Wybuchnął i zaniósł się śmiechem. Ta opowieść zmieniła jego humor diametralnie. - Nie do wiary, Tommy. Powinieneś już dawno wpaść na to, że wszystko, co wychodzi z ust Craftera, jest tylko i wyłącznie jego wymysłem. Ja próbuję tylko ci pomóc, bo nie mogę patrzeć, jak ten facet się nad tobą znęca. - Wrócił do obojętnego tonu. - Pijesz? - Spytał, a Tommy odłożył szklankę i posunął ją w stronę muzyka. Poczuł się okropnie. - Nie wypiję już tego, co przed chwilą wyrzygałem. Pijaństwo ma swoje granice. - Wypił jednym haustem i uśmiechnął się. Pomyślał chwilę nad omawianą przed chwilą historią. Coś mu się nie zgadzało. - Swoją drogą... Zrobiłeś to bardzo wiarygodnie. I... spałeś z mężczyzną. Co wskazuje na to, że jesteś... Ten-tego? A w takiej sytuacji zakład traci ważność. - Podsumował.

- Co „ten-tego”? - Podniósł wzrok.

- No... Gejem. - Uśmiechnął się, pokazując zęby.

- Nie jestem gejem. - Syknął przez zęby i skrzyżował ręce na piersi. - Nie pamiętam nawet, co się stało i jak to się stało, jasne? Jeśli możesz, to przekaż tego newsa chłopakom. Idioci pewnie sobie już wszystko dośpiewali.

- A propos idiotów. - Isaac wstał podszedł do szafki, z której wyciągnął mały plecak. Następnie w plecaku wyszperał małą skórzaną rzecz: portfel. Kiedy go wyjął, rzucił plecak na miejsce, a z miejsca przechowywania pieniędzy wyjął plik banknotów. - Twoja kasa. - Rzucił gotówkę na stół i znów przysiadł się do kolegi. - Mike i Olivier stchórzyli i dali mi twoją nagrodę, żebym ci ją przekazał. Myślą, że dobierzesz im się do tyłków. - Powiedział żartobliwie i zaczął bawić się zamkiem od kieszeni z drobnymi monetami, a Tommy Joe zebrał banknoty i schował do kieszeni, zwijając w mały rulonik. Zaburczało mu w brzuchu, więc przełknął ślinę. Poczuł głód.

- Chodźmy coś zjeść. - Zaproponował Isaac widząc stan kolegi. Wstali szybko, a perkusista zwinął portfel do obszernej kieszeni. Kiedy wyszli z pokoju, korytarz świecił pustkami.

- Naprawdę pomyślałeś, że jestem gejem? - Spytał podejrzliwie, przemierzając hol.

- Wiesz, to trzyma się kupy. Nie masz dziewczyny. Nosisz makijaż i te dziwne buty. No i ciągle kręci się koło ciebie ten... Adam?

- Adam to tylko przyjaciel.

- Tylko? Jesteś pewien? - Zaczął go przedrzeźniać i podarował mu kuksańca w bok.

- Jeśli moja orientacja się zmieni, to na pewno cię powiadomię. - Powiedział zirytowany gitarzysta i nacisnął guzik windy. - A te buty... - Pokazał obuwie, unosząc lewą nogę. - ...nazywają się creepersy! I są bosko-wygodne... - Westchnął z uśmiechem i zamilkł. Cisza trwała przez całą drogę na parter.

Podczas gdy Isaac po prostu stał i oczekiwał na otworzenie się windy, Tommy rozważał wypowiedziane słowa. Miał wrażenie, że nie mówi tego on, lecz ktoś inny. Nigdy nie próbował okłamywać ludzi, ale mówił szczerze to, co myślał. Tym razem dało mu do myślenia wyrażenie „tylko przyjaciel”. A jeśli nie tylko? Pomyślał o wydarzeniu na dachu. To wyglądało jakby chciał... Miał rację – oboje tego chcieli. Nie wiedzieli jednak, jak wyglądałoby zakończenie. Jeden telefon wywołał kolejną serię niedomówień, a Tommy znów poczuł, że Lambert mu czegoś nie mówi. Czy naprawdę powinienem się nad tym zastanawiać? W odpowiedzi na to pytanie przeszkodziła mu otwierająca się winda. Razem z Isaac'kiem wyszedł z niej i wspólnie udali się do hotelowej restauracji. Tommy postanowił odłożyć na później rozmyślanie o dziwnych zajściach, których ostatnio był uczestnikiem. To jakby prześladował mnie ciągły pech. Czy ja coś temu światu zrobiłem? Czarne myśli nie pozwoliły mu dojrzeć pozytywnych aspektów życia, a głód dodatkowo pozbawił zdolności pozytywnego myślenia. Na szczęście ten problem miał za chwilę zostać rozwiązany.

Wszedłszy do restauracji dobre chęci obydwu muzyków uleciały w atmosferę jak powietrze z przebitego balonu. Wszystkie miejsca były zajęte, co o tej porze dla Tommy'ego było po prostu absurdem. Przecież jest południe... Tommy spojrzał na zegarek i oniemiał. Białe wskazówki na ciemnogranatowej tarczy wskazywały godzinę 14.24. Teraz już nie dziwił się, dlaczego wszyscy goście hotelu zgromadzili się właśnie w tej sali. Była pora obiadowa, a dokładniej mówiąc, trwała już od dobrych dwudziestu minut, co tłumaczyło brak miejsc w restauracji i pośpiech kelnerów roznoszących kolejne dania. Kiedy Isaac podszedł do lady baru, by spytać o wolny stolik, Tommy postanowił rozejrzeć się za dwoma wolnymi miejscami. Jego bystre oko szybko je wypatrzyło. Niespodzianką było dla niego, że ich sąsiadami przy czteroosobowym stoliku mieli być Olivier i Mike – kumple z zespołu. Blondyn dał znać perkusiście, co zauważył, a tuż po tym, jak Isaac zamówił dwa dania obiadowe, udali się do stolika. Mężczyźni spożywający posiłek nie mieli dobrych min, kiedy ich zauważyli.

- Hej, co jest? Macie miny, jakbyście zobaczyli ducha. - Powiedział wesoło Isaac podczas gdy koledzy patrzyli spod byka na gitarzystę.

- Dzięki za szmal, przyda się podczas następnej imprezki. - Przypomniał sobie Ratliff, po czym wspólnie zasiedli przy stole. Mike, siedzący po jego prawej stronie odsunął się nieco.

- Nie możesz usiąść gdzieś indziej? - Mruknął do blondyna Mike wyraźnie poirytowany jego obecnością. Zdziwiony wzrok Tommy'ego Joe domagał się wyjaśnień. - Nie jestem w stanie zjeść, kiedy siedzi obok mnie homo-nie wiadomo.

- „Homo – nie wiadomo”? Przestań, przecież nie jestem gejem. A swoją drogą fajne mieliście miny, kiedy zobaczyliście u mnie tego faceta. Daliście się nieźle wkręcić... - Rzekł uradowany muzyk, a Carpenter zwrócił w jego stronę podejrzliwy wzrok. Tom zauważył to, więc dyskretnie kopnął go nogą w łydkę, dając do zrozumienia, jaki przed chwilą wymyślił plan. Bębniarz zrozumiał gest i uśmiechnął się szeroko podobnie jak Ratliff.

- Wkręcić? - Powtórzył Olivier dotychczas bierny w rozmowie. - Przecież ty, no... Ten-tego z tym facetem i potem...

- Żart, dowcip, kawał, podpucha, wkręt, zasadzka... Chyba zabrakło mi synonimów, chłopaki. - Wyjaśnił zachowując fałszywie obojętną twarz i zaczął czyścić paznokieć. - Ale satysfakcja była wielka. - Podsumował i skonfrontował wzrok z kumplami. Mike i Olivier patrzeli jak wryci. Tommy swoją grą przekonał ich w stu procentach. Nie chciał im mówić prawdy. Warto było zachować twarz jak nie całą, to chociaż połowę. Osądził, że nie warto wtajemniczać wszystkich w prawdziwą historię wydarzenia, którego jak najszybciej chciał pozbyć się z pamięci. Im mniej osób o tym wie, tym lepiej. Oblicza muzyków z zaskoczonych zmieniły się w pełne rozgoryczenia i jakby rozczarowania – chociaż może było to tylko złudzeniem dla blondyna wpatrującego się w zarumienione twarze.

- Nieźle to wymyśliłeś, wiesz? - Isaac wybuchnął śmiechem chwilę potem jak szczupła kelnerka położyła na ich stole dwa talerze z jedzeniem. - Naprawdę, nie do wiary... - Zanosił się śmiechem, biorąc sztućce do rąk. Tommy już dawno zaczął się zajadać pysznym stekiem.

- To tylko żart? A ten facet to co? Pojawił się u ciebie jak królik w kapeluszu magika? - Mike nie był do końca przekonany, więc Tommy był zmuszony wysilić się na opowiedzenie zmyślonej historii.

- To Alex. Pamiętacie, jak zniknąłem z nim po tym jak go pocałowałem? Powiedziałem mu, żeby przyszedł do mnie rano, około szóstej. Nie będę was wdrażał w szczegóły, bo możecie je sobie sami dopowiedzieć. - Wytłumaczył i połknął kolejny kęs mięsa.

- Ty to masz czelność. Żeby tak okłamywać kolegów z większym doświadczeniem muzycznym. Taki żółtodziób jak ty. - Isaac pchnął go lekko w ramię, posyłając mu przy tym perskie oko.

Kpiący ton podziałał na pozostałych jak słodki syrop na pszczoły. Olivier i Mike włączyli się w rozmowę, która wkrótce zeszła na tematy związane z koncertami. Pozostali goście, którzy napełnili już brzuchy, zaczęli powoli znikać z sali, a przy stoliku należącym do koncertowego teamu zaczęło być głośno jak w ulu. Mężczyźni zaczęli podsumowywać trasę i uznali, że zostało im jeszcze tylko parę koncertów do zagrania. Sprawa domniemanej homoseksualnej orientacji blondyna została rozwiązana z korzyścią jego samego. Tommy, choć spodziewał się blizn po ostatnim wieczorze, zdziwił się, że poniósł ich tak mało. Wkrótce miało się okazać, że według przewidywań Adama zagadka Alexa będzie trudniejsza do rozwiązania niż się wydawało.



piątek, 18 kwietnia 2014

Rozdział 24 - Twe myśli samobójcze

Przepraszam, że tak późno, ale naprawdę ostatnio brakuje mi czasu. Dobra wiadomość jest taka, że maturzyści od 25.04 robią sobie wolne i może będę miała luzy w sQl. Co do świąt, życzę wam wesołych, z jajem i zającem i obfitego lania wody w dyngusa. Tytuł tego odcinka kojarzy mi się z modnym ostatnio w internetach Piesełem, ale chyba nie jest tak śmieszny jak on. A tak w ogóle, to fajnie, że ciągle ze mną jesteście.

Twe myśli samobójcze
Wbiegł po schodach na samą górę i otworzył drzwi prowadzące na dach. Po przekroczeniu progu pierwszym, co poczuł, był lekki powiew zimnego wiatru, zbijający temperaturę spoconego ciała. Rozgorączkowany spojrzał we wszystkie strony, jednak nie zauważył ani żywej duszy. Zrobił kilka kroków w stronę jednego z obszernych kominów hotelu i wtedy go zobaczył: drobna postać o wątłej posturze stała przy krawędzi dachu. Głowa spuszczona w dół spoczywała w dłoniach. Choć nie mógł dostrzec twarzy, wiedział, że jest ona pogrążona w rozpaczy, a gładkie policzki zdobią błyszczące łzy.

Boże, tylko nie to... Zbliżył się o parę kroków, próbując zachować się jak najciszej. Dlaczego on chce to zrobić? Był już kilka kroków od niego, kiedy usłyszał cichy szloch blondyna. Strach i smutek wywołany zachowaniem Ratliffa spowodowały, że z kącika oka mężczyzny spłynęła jedna mała łza.

- Nie rób tego, proszę. - Wyszeptał głośno i zbliżył się jeszcze bardziej, a Tommy opuścił ręce na dół. Lambert delikatnie wsunął swoją dłoń w jego, by uniemożliwić chłopakowi wykonanie skoku.

- Adam. - Rzekł gitarzysta i odwrócił się gwałtownie. Ból głowy spowodował, że lekko się zakołysał, lecz Adam złapał go za ramiona i mocno przytulił do siebie, odciągając przy tym od niebezpiecznej krawędzi budynku.

- Jesteś tu. Tak się bałem, że nie przyjedziesz. - Tommy objął go za bark i wtulił się w klatkę piersiową mężczyzny. Poczuł się bezpiecznie – jak zawsze, kiedy z nim przebywał. Choć jego zdaniem było to surrealistyczne, wiedział, że gdyby pojawiło się teraz w pobliżu jakieś zagrożenie – psychopata z bronią, kosmici czy nawet tornado – Adam byłby w stanie osłonić go własną piersią. W tej chwili jednak cieszył się, że nie jest sam i napawał bliskością, której w ostatnim czasie tak bardzo mu brakowało.

- Przecież wiesz, że nigdy był cię nie zostawił. Jesteś dla mnie jedną z najważniejszych osób w moim życiu. - A może nawet najważniejszą. Dopowiedział w myślach i przytulił go mocniej zatapiając twarz w pachnących włosach.

Przerażenie zniknęło. Adam poczuł pewność, że w jego ramionach Tommy nie jest już w stanie zrobić nic głupiego. Skok z dachu hotelu, do którego tak niewiele brakowało, był teraz odległym wyobrażeniem. Nie wiedział, co skłoniło Tommy'ego do tak desperackiego pomysłu – w tej chwili go to nie obchodziło. Pragnął trzymać go w ramionach przez całą wieczność, jednak nie chciał się zdradzić. Wiedział, że ta słodka chwila musi się skończyć i wiedział, że lepiej będzie, jeśli zakończy ją właśnie on. By nie wzbudzać podejrzeń. Zwolnił uścisk i lekko odsunął głowę, lecz to spowodowało, że Tommy objął go jeszcze mocniej.

- Jeszcze nie. - Odparł głośnym szeptem, a Adam uśmiechnął się lekko. - Może wyda ci się to niemęskie, może nawet gejowskie, ale podoba mi się to.

- Przytulanie?

- No. To sprawia... Chociaż nie. Ty sprawiasz, że czuję się lepiej. - Rzekł, a Adam poczuł radość w sercu. Słowa przyjaciela mu pochlebiały, więc zdecydował się trwać w tej pozycji trochę dłużej i pogłaskał Tommy'ego po plecach. Ratliff natomiast kontynuował. - To dziwne. Nie. Ty jesteś dziwny. - Blondyn odsunął twarz, by popatrzeć w niebieskie oczy. - Jakbyś miał jakieś uzdrawiające moce.

- Może mam. - Odrzekł Adam intrygującym tonem. Widząc ścieżki łez na policzkach Tommy'ego, na twarz Lamberta wróciło zatroskanie i smutek. - Powiedz mi, co takiego zrobiłeś, że chciałeś skoczyć z piętnastego piętra?

- Skoczyć? - Powtórzył i roześmiał się. - Skąd ci to przyszło do głowy? - Zabrał ręce i odsunął się na krok.

- A co to było, jeśli nie próba utraty życia? - Zdenerwował się. - A może chciałeś nauczyć się latać? - Wskazał palcem na krawędź i podszedł do Ratliffa likwidując odległość, jaka ich dzieliła. Spojrzeli sobie w oczy, jednak oboje w inny sposób. Tommy utonął w spojrzeniu Adama – chciał, żeby brunet wyczytał w jego oczach wszystko jak w otwartej księdze. Adam zmarszczył brwi jakby chciał wyszukać w niewinnych oczach odpowiedzi na wszystkie trapiące go pytania – chciał rozwiązać wszystkie zagadki związane z osobą stojącą naprzeciw niego. Nie udało mu się. Jedyna cecha, jaką Bóg mnie zapomniał obdarzyć, to zdolność czytania w myślach. Cholera, co on takiego zrobił?

- Może i mam uzdrawiające moce, ale w pakiecie przydałaby się też zdolność czytania w myślach. Należy ci się solidny opieprz, Ratliff, bo cholernie mnie przestraszyłeś. - Powiedział już spokojnie, a Tommy uśmiechnął się przez łzy. - Powiedz mi, co się stało. - Poprosił, a Tommy spuścił wzrok, a potem znów zrównał go z Adamem.

- Wiesz, że mam lęk wysokości? - Zaczął Tommy z innej beczki. Wprawił Adama w osłupienie. Bo niby co ten fakt ma wspólnego z tajemniczym problemem Tommy'ego Joe? Brunet jednak nie odzywał się, chcąc jak najszybciej dowiedzieć się, do czego gitarzysta zmierza. Tymczasem Tommy cofnął się o krok i poszedł w stronę szerokiego komina, przy którym usiadł. Adam zrobił dokładnie to samo i wbił w niego wzrok zamieniając się w słuch.

- Kiedy mam problem, nawet błahy, zawsze wchodzę gdzieś, gdzie jest wysoko. Patrzę w dół i... Problem znika, a serce i umysł wypełnia tylko strach, obawa, przerażenie... W ten sposób próbuję zwalczyć lęk. Nie udaje mi się to, ale dobra strona jest taka, że problem nie wydaje mi się już taki poważny i jest do rozwiązania.

- A lęk zostaje. - Dopowiedział Adam, po czym nastała chwila ciszy.

- Myślałem, że teraz też tak będzie, ale... Cholera, nie mogę się od tego uwolnić. Nie wiem, co teraz zrobić, a co gorsza – nie wiem, jak to się stało. - Mówił szybko, mówił szybko jakby chciał to z siebie wyrzucić jak najprędzej.

- Tommy Joe. - Położył rękę na jego kolanie i ścisnął lekko. - Uspokój się. Po prostu powiedz.

- To trudne. - Zdenerwował się, co zmniejszyło zakres cierpliwości Adama.

- Wiem, powiedz. - Adam nieświadomie potęgował jego zdenerwowanie.

- Ja...

- Powiedz.

- Cholera, możesz się zamknąć? - Nie wytrzymał i wstał. Nienawidził, kiedy ktoś na niego naciskał. - Kurwa, „powiedz” o „powiedz”. Łatwo ci mówić. To nie ty przespałeś się z facetem, będąc hetero i nic z tego wydarzenia nie pamiętasz, więc się zamknij! - Krzyknął. Poczuł się bezsilny, więc opuścił ręce i spojrzał na Adama, który zastygł w szoku.

- Ty...

- Tak. - Potwierdził, nie dając Adamowi dokończyć zdania, którego nawet nie zaczął.

To takie upokarzające przyznawał się do tego przyjacielowi. Chyba łatwiej byłoby przed księdzem, uznał, chociaż sakramentu pokuty doświadczył zaledwie parę razy w życiu. Teraz było gorzej. Trwająca cisza dobijała go o wiele bardziej niż myśl o tym, co zrobił.

Adam analizował w głowie jego słowa. Nie wiedział, co powiedzieć. Po prostu go zatkało. Przespał się z facetem. Na myśl przychodziły mu obrazy, które wyświetlone w telewizji, byłyby pokryte czerwonymi kwadratami z napisem „+18”. Cały czas musiał sobie przypominać, że jego przyjaciel jest heteroseksualny. Przecież sam to przyznał. Z drugiej strony kilka minut temu powiedział, że lubi przytulanie. Z mężczyzną. Powiedział, że sprawiam, że czuje się lepiej. Może jednak nie jest do końca takim hetero, za jakiego się uważa.

- Nic nie powiesz? - Spytał Tommy niepewnie. Bał się opinii Adama, jednak obawa nie umniejszyła ciekawości.

Głos muzyka wyrwał piosenkarza z zamyślenia. I co ja mam mu powiedzieć? Zapytał sam siebie. Poza tym, że między Tommy'm a innym mężczyzną doszło do czegoś, czego blondyn nawet nie pamięta, Adam nie wiedział nic więcej. Skoro nic nie pamięta, to skąd wie, że coś zaszło? Z chaosu argumentów i kontrargumentów mógłby stworzyć całą rozprawkę na ten temat. Nie mógł podsumowywać jego czynów po usłyszeniu jednego zdania. Nie mógł go oceniać. Musiał dowiedzieć się, jakie były okoliczności tego czynu. Spojrzał na niego i począł bacznie się przyglądać. Bez problemu odszukał spojrzenie brązowych oczu, których głębia sprawiała, że się w niej gubił. Tommy zamknął je na chwilę, a Adam przeniósł wzrok na pełne wydatne usta, które aż prosiły się o pocałunek. Tym razem Adam opuścił powieki, odsuwając od siebie kuszącą wizję unieruchomienia nadgarstków drobnego mężczyzny oraz reszty jego ciała i objęcia tych soczystych warg swoimi. Niejednokrotnie wyobrażał sobie, jak pysznie muszą smakować. Oblizał dolną wargę, kiedy ta myśl do niego wróciła, jednak nie mógł dłużej milczeć.

- Tommy. - Wyrwał blondyna z długiego wyczekiwania, po czym ich spojrzenia snów się skonfrontowały. - Nie mogę cię osądzać. - Stwierdził łagodnie. - Nie, po usłyszeniu dwóch suchych faktów, które wzajemnie się wykluczają. Z jednej strony mówisz, że między tobą, a jakimś mężczyzną doszło do... Czegoś. - Nie mógł znaleźć odpowiedniego słowa. Może nie chciał tego nazywać. Nie wiedział i nie chciał się nad tym zastanawiać. - Z drugiej zaś mówisz, że nic nie pamiętasz. - Zamilkł na moment, czym zmusił Tommy'ego Joe do zastanowienia się. - Nie chcę cię zmuszać, ale jeśli chcesz wiedzieć, co o tym myślę, muszę poznać okoliczności tego zdarzenia. Obiecuję, że nie będę ci przerywał. - Położył prawa rękę na sercu, a drugą podniósł pokazując dwa palce: środkowy i wskazujący.

- Jeśli się odezwiesz, to zakleję ci usta taśmą. - Ostrzegł i przysiadł się do niego, opierając o ciepły komin.

- Okey. - Zrobił mu miejsce i spojrzał w bok – obok wyjścia na dach przysiadł kilka ptaków. W ich tle rysowały się sylwetki budynków z kanonu architektury nowoczesnej, niektóre tak wysokie, że ich czubki rozdzierały płynące z wiatrem chmury.

Tommy Joe zaczął opowiadać swoją historię, ze szczegółami opisując co ciekawsze momenty. Próbował robić to tak, jakby była to bajka czytana dzieciom na dobranoc – z nieprawdziwymi bohaterami i nierzeczywistymi zjawiskami. Jednak w niektórych momentach po prostu się zacinał, nie mogąc się przemóc, by kontynuować. W takich sytuacjach Lambert po prostu spuszczał wzrok i kładł rękę na jego ramieniu. Zjeżdżając w dół, odszukiwał jego dłoń, którą mocno ściskał. To muzykowi pomagało i mógł kontynuować opowieść. Uczestnik Idola nie patrzył na niego – nie chciał go peszyć. Zamiast tego patrzył na ptaki za blondynem, które znacznie bardziej niż obecność mężczyzn interesował papierek po batonie. Widocznie wiatr nie zdążył go ponieść w świat.

Gitarzysta wpatrywał się w inny punkt. Dokładnie naprzeciwko niego, Adama i całego budynku, na którego dachu się znajdowali, wyrastał potężny gmach biurowca. Nie był on szeroki, ale bardzo smukły i sięgał bardzo wysoko. Nie miał okien – cały pokryty był szkłem, które w wyższych partiach odbijało światło i wydawało się lustrem dla sąsiednich budynków. Wpatrywanie się w jeden punkt uspokajało go. Wyobrażał sobie, że poza tym punktem w jego otoczeniu nie ma nic, co ciekawe i godne jednego spojrzenia. Pewnie gdyby utracił ten punkt z zasięgu wzroku lub zmienił obiekt zainteresowania, straciłby wątek i musiał zaczynać od początku historii. Teraz zbliżał się do jej końca.

Adam słuchał z zainteresowaniem. Nie chciał przegapić ani jednego szczegółu, dlatego tworzył w myślach plan wydarzeń. Zwyczaj przeprowadzenia próby na nowym członku zespołu zwany inicjacją wydawał mu się dziwny i niedorzeczny. Pomysł na próbę, który zaproponował Mitchel, wydawał mu się podejrzany. Kiedy Tommy opisał interwencję Isaaca, Adam poczuł najpierw uznanie, potem zazdrość, a następnie żal, że sam nie mógł być tam obecny, by zmusić Tommy'ego do odrzucenia propozycji zakładu. Na końcu Ratliff doszedł do opisu pocałunku. Bardzo szczegółowego opisu. Tego Lambert nie chciał słuchać. Chciał zatkać czymś sobie uszy, jednak wiedział, że to nic nie pomoże. Chciał powiedzieć „Stop. Przestań.”, ale obiecał się nie odzywać. Musiał to jakoś przetrwać, chociaż same słowa wywoływały u niego rumieńce, podniecenie i podwyższały temperaturę ciała. Modlił się, by te objawy nie uwidoczniły się szczególnie w jednej części ciała. Ratliff jednak jak szybko zaczął, tak szybko skończył.

- A potem już nic nie pamiętam. Od tego momentu aż do rana, kiedy się obudziłem, w głowie mam kompletną pustkę. Nic. Ciemność i próżnia.

- Pamiętasz, ile wypiłeś? - Zapytał Adam, próbując odbiec od intymnych spraw. Musiał się opanować, więc wziął głęboki oddech. Pomogło.

- Dużo. - Podsumował. - Nie powiem dokładnie, bo weźmiesz mnie za pijaczynę.

- Chciałbym się z tobą zamienić na głowy. MI urywa się film po pięciu piwach i muszą wyprowadzać mnie z lokalu. - Rzekł, a Tommy się uśmiechnął.

- Coś o tym wiem. - Westchnął z udawaną obojętnością Ratliff i trącił Lamberta łokciem.

- Impreza pożegnalna. - Powiedzieli jednocześnie i wybuchli śmiechem.

- Śpiewałeś coś. Kurczę, co to było? „Our house”? - Przypomnieć sobie blondyn, a piosenkarz podniósł ręce w geście „Nie strzelaj do mnie”.

- Nie mam zielonego pojęcia. Nie pamiętam. - Powiedział rozbawionym głosem, a Tommy spoważniał.

- Powspominamy później. Nie opowiedziałem ci jeszcze wszystkiego.

- No tak. Dawaj. - Rzucił i skrzyżował ręce na piersi.

- Więc. Obudziłem się i sobie leżę, a tu nagle z mojego biodra spada ręka. Kojarzysz to? Odwracam się, a tu facet. Wcześniej zorientowałem się, że w ogóle nie mam bokserek, ale to by był pryszcz, gdybym spał z jakąś laską, ale facet? No. To był dla mnie szok. Ale najgorsze zaczęło się później. Spróbowałem go obudzić, więc go dźgnąłem palcem w ramię. Nic.

- Dźgnąłeś go palcem w ramię? - Adam powstrzymywał się, by się nie roześmiać, jednak nie udało mu się, gdyż wizja Tommy'ego zszokowanego i zdenerwowanego dźgającego palcem innego faceta przypominała mu sprawdzanie widelcem, czy indyk na talerzu w święto Dziękczynienia jeszcze się rusza. Pamiętał, że jego brat Neil zawsze tak robił, kiedy matka wmuszała w niego jedzenie, wstydząc się przed ciotkami i wujkami, którzy zjechali się z całej Ameryki.

- Miałeś się zamknąć. - Pogroził mu palcem i kontynuował.

- Nie obudził się, więc zacząłem potrząsać nim tak jak to robią niektóre laski. Wiesz: potrząsają torebką aż nie wyleci komórka. Podziałało. Zadawałem mu mnóstwo pytań, ale nic nie odpowiedział. Mówił tylko, że ma na imię Alex. I powiedział, że w nocy jego imię pomyliło mi się z imieniem Adam...

- Zaraz, co? - Lambert myślał, że się przesłyszał. Przecież to moje imię... Czyżby...

- A myślisz, że kurwa, nie wiem?! To, co on wygadywał... To było okropne. Nie mogłem tego słuchać. - Ściszył głos. Nie odważył się mówić dalej. Ciągle powracała do niego wizja jego i tamtego mężczyzny w jednoznacznych pozycjach. To obrzydliwe. Dłoń znów zacisnęła się na jego dłoni, co skłoniło go do wypełnienia umysłu obrazami ich przyjaźni. Znów mógł odczuć bezpieczeństwo i ulgę. Znów mógł opowiadać tę historię jako fantastykę, nierealną bajkę. - Mówił podłe rzeczy. Obrzydliwe.

- Co mówił? - Spytał Adam po chwili. Nie był przygotowany na to, co usłyszy.

- Mówił, że było bosko. Powiedział do mnie kochanie. Powiedział, że... Nie spodziewał się, że tak drobne ciało, tak się wyraził, ma tak wielkie możliwości. Spytałem, czy widział mnie nago. Odpowiedział: jak miałem nie widzieć, skoro całą noc cię pieprzyłem?. Nie zapomnę tego do końca życia. - W miarę, jak on mówił coraz ciszej, oddech Adama był coraz szybszy. Lambert wiedział, że nie może zamknąć oczu – jego wyobraźnia działała teraz na zwiększonych obrotach. Tommy także nie mógł się opanować. Chociaż targały nim inne emocje, jego ciało także dawało mu się we znaki. Reszcie opowieści towarzyszyły łzy i szloch. - Powiedział, że byłem ciasny, że to była niesamowita noc. Powiedział, że... Że ssałem jego fiuta i robiłem to z oddaniem. I że mógłbym to robić zawodowo. Zaproponował mi powtórkę. - Ostatnie trzy zdania wypowiedział już w ramionach Adama, w którym przebrała się czara goryczy. Podniecenie zmieniło się w złość i żądzę zemsty. Choć Adam był z natury łagodnym człowiekiem, to kiedy się już zdenerwował, to nic i nikt nie był w stanie go uspokoić.

- Znajdę go i wypruję flaki, kurwa. - Mruknął Adam mocno obejmując Ratliffa i gładząc go po plecach. - Albo nie. Najpierw go wykastruję, a potem wypruję flaki. - Zagroził i zamknął oczy. Chciał się uspokoić, ale serce mu na to nie pozwalało, wyrywając się z piersi.

- Adam, nie myślisz racjonalnie.

- A jak mam myśleć? On cię wykorzystał i zasługuje na karę. - Wstał i odwrócił się do blondyna plecami. Założył ręce na piersi i z groźną miną lustrował wzrokiem krajobraz.

- Masz prawo tak myśleć. - Tommy także wstał i podszedł do Adama, którego mięśnie były napięte jak struna. Położył rękę na jego ramieniu, co sprawiło, że brunet nieco się rozluźnił. Nie odwrócił się jednak. - Ale to nie zmienia faktu, że to moja wina. Więc... Zostawmy to tak jak jest. - Powiedział z trudem i opuścił głowę. Tym razem Lambert wykonał obrót w jego stronę i sam położył dłonie na ramionach blondyna. Ujął jego podbródek i zmusił do spojrzenia w oczy.

- Możemy to zostawić. Ale pytanie, czy sobie z tym poradzisz? - Spytał cicho i czekał.
Odpowiedź nie nadchodziła, a czekanie się wydłużało. Głębia brązowych oczu znów go zaintrygowała. Musiał przyznać, że właśnie te oczy pasowały do reszty twarzy idealnie. Stanowiły kontrast z alabastrową cerą i blond włosami, a w połączeniu z malinowymi ustami wydawały się jeszcze piękniejsze. Dodatkowo teraz, gdy padało na nie światło promieni słonecznych, tęczówki przybierały miodowy odcień, a czarne źrenice stanowiły odbicie duszy. Był... Piękny...

Gubiąc się w niebieskich oczach poczuł ucisk w żołądku. Ten stan nie towarzyszył mu po raz pierwszy w jego towarzystwie. I co ja mam ci powiedzieć? - Spytał w myślach samego siebie. Nie wyrzekł ani słowa. Po prostu patrzył, a twarz zbliżała się do drugiej niezauważenie. Zrównoważone oddechy przyspieszyły, a oczy zostały nieznacznie skryte przez pomalowane kredką powieki. Dzieliły ich centymetry, kiedy nagle jeden z nich odskoczył zakłopotany. Oboje usłyszeli refren utworu „Don't stop me now” zespołu Queen.

- Odbierz. To pewnie ważne. - Rzucił blondyn, kiedy Adam spojrzał na wyświetlacz telefonu, który wcześniej szybko wyciągnął z kieszeni. Kiedy Lambert spojrzał na Ratliffa, ten stał do niego plecami z rękami w tylnych kieszeniach spodni.

- Halo, Kris?

- ej, Adam. Nie chciałbym przeszkadzać w... Czymkolwiek? Ale lepiej, żebyś był już w drodze do rezydencji.

- Co się dzieje? - Rzekł zdenerwowany, ale opanowany.

- Przyjeżdża do nas nowy mentor, który będzie nas przygotowywać do wykonów. Super-gwiazda. Zgadnij, kto?

- Nie wiem. Freddie Mercury wstał z grobu? - Zapytał, wykonując ręką gest w stylu „No, cóż”.

- Nie, to ktoś, kto żyje. Dobra, już powiem, bo nie zgadniesz. To Randy Travis. Kojarzysz typa? Za piętnaście minut wszyscy mają być obecni w wielkiej sali, więc lepiej całuj Tommy'ego na pożegnanie i spadaj.
- Żarty to ty masz wyszukane. - Adam uśmiechnął się lekko i spojrzał przelotnie na blondyna, którego twarz była odwrócona. - Postaram się dotrzeć jak najszybciej.

- Najszybciej. Do zobaczenia.

- Cześć. - Rozłączył się i rozejrzał wokół. Tommy znowu zniknął mu z pola widzenia. Po kilku chwilach wyłonił się zza jednego z kominów z niepewnym uśmiechem. Dało się jednak zauważyć u niego cień zawstydzenia i niepokoju.

- Ja... Muszę jechać. - Podniósł telefon, a następnie schował do kieszeni.

- Sprawy Idola? - Tommy zbliżył się nieznacznie i stanął w bezpiecznej odległości od Lamberta.

- Tak. Mamy nowego mentora. To Randy Travis. Mamy go powitać i...

- Travis? Ten od country? Zaraz... Będziesz śpiewał country?

- Tak. Muszę już iść. Odprowadzisz mnie? Mam tremę. Jeszcze nigdy nie śpiewałem muzyki country... - Mruknął, idąc do windy.

- Więc zrób to w swoim stylu. Co wybrałeś?

- Od tego tygodnia zmieniają nam zasady i sami przygotowują repertuar. Jeszcze nie wiem, co mnie czeka. - Wieszli do windy, a Tommy nacisnął przycisk „0”.

- Przepraszam za to na dachu. Nie chciałem cię przestraszyć. - Powiedział cicho Ratliff, kiedy minęli ósme piętro.

- A ja nie chciałem... - Spojrzał na Tommy'ego, lecz szybko odwrócił wzrok, kiedy Ratliff złapał jego spojrzenie. Adam nie dokończył i zaczął z innej beczki. - Wiem, że to wyglądało jakbym chciał cię... Ale to nie było tak. W sumie, nie wiem co to było. Ostatnio robię same dziwne rzeczy. Nie wiem, dlaczego. Nie wiem... Co się ze mną dzieje? - Wyjaśnił z lekkim drżeniem w głosie. Wiedział, że Tommy powoduje zamęt w jego głowie. W obecności blondyna często zapominał się i władzę nad ciałem przejmowało serce zamiast umysłu.

- Chyba jesteś zestresowany i zbyt samotny. - Powiedział krótko. Wypowiadając te słowa myślał nie tylko o Lambercie, ale także o sobie. Prawdą było, że i jego życie zdominowały te dwa stany ducha – samotność i stres. W pogoni za szczęściem te dwie cechy towarzyszą najczęściej, pomyślał i uśmiechnął się. Podzielił się tą myślą z przyjacielem, co przywróciło radość ducha i na jego oblicze.

- Napisz, jak już będziesz wiedział... - Zaczął, a pytający wzrok przyjaciela zmusił go do kontynuowania myśli. - Jak już poznasz tytuł utworu. - Dokończył, kiedy wyszli z hotelu.
Zaparkowane przez Adama auto stało przed gmachem naprzeciw głównego wejścia. Adam wsiadł do samochodu, a Tommy oparł się o karoserię. Zauważył, że za wycieraczką widnieje mały biały bilecik. Zainteresowany, jaka reklama jest teraz modna w ulotkach wyjął go i rzucił okiem. Niestety, tym razem nie była to propozycja pożyczki pieniędzy, lecz zapłaty.

- Chyba dostałeś mandat. - Oznajmił krótko patrząc w kartkę, po czym wręczył ją przyjacielowi.

- To przez ciebie. Twe myśli samobójcze kiedyś wyczyszczą mój portfel do zera.

- Hej, to nie były... - Sprzeciwił się Ratliff, jednak widząc rozbawienie Lamberta, zamilkł i też się rozpromienił.

- Wiem, spokojnie. Ale nie strasz mnie już więcej, jasne? - Pogroził palcem, a Tommy z uśmiechem pokiwał głową. - A teraz wybacz, obowiązki wzywają. - Rzekł teatralnie.

- Więc jedź ostrożnie. - Wziął ręce z dachu i po ostatnich słowach pożegnania popatrzył, jak czarny mercedes należący do ojca Adama włącza się do ruchu. Wkrótce auto znikło, a blondyn poczuł, że musi ostatecznie wyjaśnić kilka spraw. Postanowił zacząć od Isaaca.