piątek, 25 listopada 2016

Rozdział 67 - Tylko z tobą

Kochani! Już nie proszę, teraz żądam komentarzy, gdyż... Moja własna wena mnie zdumiała i nieskromnie oceniam nr 67 za majstersztyk. A żeby nie było, że jestem naiwną ignorantką zakochaną tylko w Adamie Lambercie i Adommy, to mam dla was taki mały dodatek pod rozdziałem. Czytajcie i się zachwycajcie :P

Rozdział 67
Tylko z tobą

Zimno. Twardo. Niewygodnie. Tommy'emu nie przeszkadzały takie szczegóły. Spał potulnie przy łóżku Adama, kiedy ten z jękiem przewrócił się z boku na plecy. Ruch zastałych kości wywołał mrowienie, ale było ono tylko lekkim łaskotaniem w porównaniu z dającym o sobie znać kacem. Ból rozsadzał czaszkę Lamberta, który tej nocy przeholował z drinkami.

Złapał się za głowę i głośno jęknął. Otworzył oczy w chwili, kiedy do życia zaczął wracać Tommy Joe – zdezorientowany i zaspany, nadal zmęczony, ale zdolny do trzeźwego myślenia. Jako pierwsza doszła do niego informacja o miejscu, w którym się znajduje. Ciemne kolory ścian przyzwyczajały oczy do światła dnia powoli, a blondyn dodatkowo dbał o to, by nie wykonywać gwałtownych ruchów. Miał nadzieję, że zmniejszy to brutalne objawy kaca. Jego wzrok padł na Adama, który tępo patrzył w jego stronę.

Lambert zdumiony był obecnością przyjaciela, ale nie miał siły pytać, co on tutaj i w takiej pozycji robi. To spojrzenie wywołało pewną niezręczność. Ratliff wstał. Poprawiając sobie szlafrok, zadrżał – było mu zimno. Próbował unikać spojrzenia niebieskich oczu i robił to skutecznie. Jednak sytuacja wymagała jakichś słów – choćby banalnych.

- Na stoliku masz tabletkę na ból głowy. Mnie to zawsze pomaga. - Zwrócił uwagę Adama na rzeczy położone na serwetce. Chciał wykorzystać ten moment na ucieczkę.

- Poczekaj. - Poprosił Adam zachrypniętym głosem. Usiadł na łóżku, by połknąć swoje lekarstwo. Łóżko zaskrzypiało, kiedy uniósł się na nim, by usiąść przy samej ścianie.

Ratliff zatrzymał się, spuścił głowę ze zrezygnowaniem, po czym bardzo niechętnie odwrócił. Zobaczył zapraszający gest przyjaciela: odkrył on koc, chcąc, by blondyn spoczął przy nim. Muzyk wahał się. Zastanawiał się, do czego brunet zmierza. Nie mam siły na rozmowy. Nie teraz, nie o dzisiejszej nocy. Jestem zmęczony... Przetarł oczy, idąc w stronę łóżka. Jego ciało ciężko spoczęło na materacu. Tak, jak umysł, nie było gotowe na jakikolwiek przekaz informacji.

- Wyglądasz na wykończonego. - Zaczął Adam niepewnie. Co powiedzieć? Jak zacząć? Jak delikatnie spytać się o to, co się wydarzyło? Czy to wszystko przeze mnie? A może chciałeś tylko spróbować. Jeden raz. Przecież jesteś... Wolny.

- Jestem... Zmęczony. - Ziewnął przeciągle. Powieki same mu opadały na oczy, domagając się snu. - I ty chyba też. - Dopowiedział bezsilnie. Skupiał wzrok na pościeli choć trudno było obserwować cokolwiek, kiedy oczy zachodzą senną mgłą. Chcę spać. Godzinkę, może dwie. Chcę moje łóżko.

- Muszę cię o coś spytać. - Adam przeszedł do rzeczy. Chciał tym krótkim wstępem od razu przejść do sedna sprawy, ale Joe zatrzymał go jednym gestem. Wokalista poczuł na wierzchu swojej dłoni palce Ratliffa. Zamilkł, by Tommy powiedział to, co najwidoczniej było ważniejsze ni jakieś pytanie.

- Potem, Adam. Proszę... Teraz nie jestem w stanie trzeźwo myśleć. W ogóle... Myśleć. Możemy wrócić do tego... Potem? - Nalegał z przerwami na ziewanie. Słaby głos cichł w końcówkach zdań. Tommy zamknął oczy na dłużej, by dać im choć namiastkę snu. Wyczuł jak Adam chwyta jego dłoń i zaczyna delikatnie głaskać palcami. Nawet ten gest tulił do go snu.

- Dobrze. Wrócimy do tego. Poczekam. - Oczywiście, że poczekam. Wypuścił z rąk kościstą dłoń, a Tommy z wysiłkiem wstał, opuścił pokój i udał się do swojej sypialni, gdzie szybko zakopał się w puszystej pościeli. To był jego raj, w którym regenerował siły. Adam musiał na niego poczekać.

***

Obudziłeś się już? Może jeszcze śpisz? A może tylko przede mną usiekasz, udając to wszystko... Pasek od szlafroka wlókł się po podłodze. Adam owinięty puszystym meszkiem zza długimi rękawami zmierzał bezszelestnie do sypialni swojego ukochanego. Odświeżony i rześki miał nadzieję, że śniadanie w łóżku przełamie lody.

Tom spał w ulubionej pozycji: na brzuchu, z jedną ręką przy ciele, a drugą na poduszce, którą nieświadomie ściskał. Adam usiadł po tej stronie łóżka, którą zazwyczaj zwykł zajmować. Z troską odgarnął muzykowi włosy z twarzy i westchnął smutno. Musimy porozmawiać. Musisz mi opowiedzieć, co się wczoraj stało. Chcę wiedzieć, co cię łączy z mężczyzną, którego obraz cały czas tkwi w mojej głowie. Zwłaszcza, że to jedyny, jaki jestem w stanie sobie przypomnieć...

- Tommy. - Spróbował delikatnie zbudzić Ratliffa. - Obudź się, proszę. - Rzekł półgłosem. Niebieskie oczy zarejestrowały nieznaczny ruch: dłoń zwolniła uścisk, oczy już nie były zaciśnięte.

Nie obudził się. Nie spał już od godziny, ale dawał jeszcze odpocząć swoim oczom, chroniąc je przed światłem dnia. Skrywał je pod powiekami, udając, że śpi. Nie mógł dłużej czekać. Przyszedł do mnie i czeka, aż się obudzę. Nie chcę rozmawiać. Nie chcę O TYM rozmawiać. Ty już wszystko sobie dopowiedziałeś. Spróbować? Jeszcze raz spróbować mu wytłumaczyć? Nie, to nic nie da... Ale... Ech, trzy, dwa, jeden...

- Wcale nie śpię. Chyba już od godziny, nie liczyłem. - Tommy Joe ziewnął, przewrócił się na wznak i wyprostował. Usiadł na łóżku, a pościel opadła z nagiej klatki piersiowej. Zadrżał. Brązowe oczy ujrzały rzeczywistość, a w niej położone na nocnym stoliku obok niego, przygotowane na nigdy nie używanej drewnianej tacy, śniadanie: głównie resztki przywiezionych z Sacramento smakołyków ciotki Klary, ale były też pokrojone ogórki i pomidory oraz kawa, której zapach kusił zbyt mocno. Blondyn odetchnął jej wonią, ale wiedział, że jeszcze na nią nie zasłużył. Czekała go jeszcze konfrontacja z Adamem.

- Chciałeś odwlec naszą rozmowę? Uciec?

- Tak. Nie. Tak! Chciałem uciec. Ale wiem, że nawet, jeśli bym spróbował, dopadłbyś mnie w mojej głowie. Na jedno wychodzi: ucieczka... Po prostu nie ma sensu. - Zapach kawy nie dawał muzykowi spokoju. Złapał za uszko kubka i spojrzał na czarną ciecz będącą jego zawartością. Kilka godzin temu byłeś na mnie wściekły, a teraz przychodzisz do mnie ze śniadaniem – czemu? - Zrobiłeś mi śniadanie? Dlaczego? - Uniósł brwi i wychylił zawartość ceramicznego naczynia do ust. Napój natychmiast pobudził go do życia.

- Pilnowałeś mnie całą noc. Dlaczego? - Adam odbił pałeczkę, ale jego ton był zbyt niski. Zbyt chłodny i niski, zbyt bezwzględny. Tommy nie odważył się odpowiedzieć. Przełknął ślinę zbyt głośno – jakby próbował przełknąć to pytanie. Wzruszył ramionami.

- To nie jest pytanie, które chciałeś mi zadać, kiedy obudziłem się przy tobie, prawda? Przetarł dłonią oczy, a potem całą twarz. Ziewnął. Drugą dłonią wciąż podpierał się o łóżko. Nie widział Adama, ale czuł na sobie jego baczny wzrok. - To dziwne. - Wypuścił całe powietrze z ust, by zaczerpnąć świeżego, a razem z nim wchłonąć energię potrzebną do kontynuowania wypowiedzi. - Próbowałem to odwlec. Przygotować sobie jakąś odpowiedź, spróbowałem opowiedzieć sobie w myślach o tym, co się wczoraj stało. I nadal czuję pustkę. Nadal nie wiem, co ci powiedzieć. - Spróbował wstać, ale Adam złapał go za rękę. Muzyk zastygł w bezruchu, wyczuwając przyspieszony puls.

- Powiedz mi, co zaszło między tobą a tamtym facetem. - Rzekł Lambert spokojnie. Po dłuższym milczeniu Ratliffa powtórzył. - Tommy, dlaczego poszedłeś z nim do dark-roomu?! - Jego głos zadrżał, ale to Tommy'emu zaszkliły się oczy. Wnętrze blondyna buntowało się. Umysł kazał mu wyszarpnąć rękę, a z gardła wydobył się krzyk.

- Dlaczego o to pytasz?! Przecież wiesz! Przecież już wszystko sobie dośpiewałeś! Dokończyłeś tę historię za mnie i wyrzuciłeś w twarz! Tak właśnie wygląda twoje zaufanie! - Wyrzucił mu, intensywnie gestykulując. Złapał za szlafrok leżący obok łóżka i wciągnął go na siebie. Sięgnął do klamki drzwi, ale nim palce zetknęły się z surowym metalem, Adam zamknął odrzwia jednym mocnym pchnięciem. Zatrzasnęły się z hukiem.

- Ale ja właśnie nie wiem, co wtedy powiedziałem! Wszystko, co pamiętam z tej nocy to ciebie w moich ramionach, a potem... W Jego. - Przy końcu wyrzutu głos wokalisty ucichł. Spojrzał na Ratliffa, który lustrował go wzrokiem. Tom był zaskoczony, ale ta emocja znikła, gdy dotarło do niego, jak pijany wrócił do domu Adam. I wtedy... Zdecydował się podzielić z nim wszystkim, co czuł od momentu, kiedy się rozdzielili.

Trzymali się za ręce odkąd Tommy chwycił miękką dłoń i zaprowadził Adama do łóżka. Siedzieli na nim jeden słuchając drugiego. Blondyn patrzył na kubek kawy, której nadal pragnął jak niczego na świecie, ale wiedział, że nie może jej jeszcze wypić. Nie, póki nie wyjaśnią sobie kolejnej rzeczy, która ich podzieliła. Tym razem to Tommy musiał się tłumaczyć, ale z każdym następnym zdaniem supeł na gardle Ratliffa uciskał coraz mniej, a głaz na sercu Adama rozkruszał się. Historia jednego wspomnienia, zamazanego obrazu dwóch całujących się w ciemności mężczyzn zyskiwała nowe światło.

- ...nie wiedziałem, gdzie mnie prowadzi. Myślałem, że chce pogadać czy coś. Nie wiedziałem, że... Miejsca takie jak tamto widziałem tylko... Na filmach! Nim zorientowałem się, gdzie jestem, on...

- Proszę, pomiń ten fragment. Nie wiem, czy chcę tego słuchać. Sama myśl o tym, że dotykał cię inny mężczyzna... - Adam nie chciał dokończyć. Spojrzał na muzyka, którego oblał rumieniec. Chłopak wyglądał z nim uroczo. Lambert wiedział, że nie powinien tego mówić. Powtarzanie sobie „on nie jest mój” nic nie pomagało. Był zazdrosny i nie mógł nic na to poradzić. To była część jego miłości. Runął jak długi na łóżko i zamknął oczy. Chciał tak uniknąć kary za wypowiedziane słowa. - Przepraszam, ja... Nie powinienem tego mówić. - Przeczesał palcami świeżo umyte, nie do końca suche jeszcze włosy. Ich chłód bijał temperaturę w gotujących się dłoniach.

- Dlaczego? - Tommy'ego zaciekawiły te słowa. Dotyczyły go. Chciał wiedzieć, co Adam ma na myśli. Co myśli na temat jego w ramionach innego. Przecież mnie kochasz. Musiałeś być zazdrosny. Zazdrość aż paliła cię od środka. Mogę się o to założyć. Pomyślał z uśmiechem. Dosiadł Lamberta i pochylił się nad nim, by zmusić go do odpowiedzi. - Byłeś zazdrosny? - Zamruczał figlarnie, ale jego humor nie udzielił się Lambertowi. Ten otworzył oczy. Zaczął się podnosić – zmusił tym samym tekściarza do zajęcia miejsca na jego udach. Mina piosenkarza była zafrasowana.

- Byłem zazdrosny. - Przyznał szczerze. - A nie powinienem być! Powinienem pozwolić ci robić, co chcesz i z kim chcesz. A mimo to... Byłem na ciebie wściekły, chorobliwie zazdrosny. Tak zazdrosny, że chciałem zrobić tamtemu mężczyźnie krzywdę albo... Ale nie powinienem. Tommy, mógłbyś mieć każdego: każdą kobietę i każdego mężczyznę. A masz mnie moją głupią zazdrością... Z głupią miłością... - Żalił się, patrząc na odkryty tors blondyna. Gładka skóra nie miała na sobie żadnego włoska. Nie potrafił teraz spojrzeć w cudowne brązowe oczy. Poniżał się, próbując rozumieć, dlaczego to właśnie jego Tommy wybrał. Dlaczego Tommy aż tak mu zaufał, a on teraz zawodzi to zaufanie. Nagle przestał mówić. To Joe uciszył go jednym gestem.

- Shhh... - Szepnął, kładąc na poruszających się ustach wskazujący palec. Usłyszał aż za dużo. Adam wątpił w samego siebie; nie chciał uczucia, które nim zawładnęło. Uczucie to było zdaniem Ratliffa piękne. Nie znał tej strony miłości dopóki Adam mu jej nie pokazał. Jeszcze kiedyś sam chciał poczuć tę legendarną miłość, o której wszyscy wciąż mówią. W tej chwili znów jej zapragnął i nie wierzył, że Adam chce ją wyssać z siebie jak truciznę jadowitego węża. - Ja. Nie chcę. Nikogo Innego. - Wyznał, patrząc prosto w niebieskie oczy. - Chcę tylko ciebie, rozumiesz?

- Tommy... Ty wtedy... Kiedy całował cię ten... - Nie mógł przypomnieć sobie jego imienia. Przypomniał mu Tommy i zrobił to za pomocą lodowatego tonu.

- Jason.

- Chciałeś być z nim? Czułeś... Pożądanie? - Wydukał Adam nieśmiało. Objął chłopaka za biodra, wsuwając ręce pod szlafrok. Przybliżył go do siebie, by nie spadł.

Czy czułem pożądanie? Do Jasona? Do przystojnego blondyna o długich włosach? Tam, w tej ciemności? Pośród nagich ciał? Pośród ludzi dających sobie rozkosz? Kiedy zapytałeś mnie: „Tommy, co ty robisz?”. Spojrzał w dal poza ramieniem bruneta i przypomniał sobie tamto wydarzenie. Płonące usta i gorącą atmosferę; szum w głowie i jedno zdanie bez odpowiedzi.

- Nie. Wtedy zastanawiałem się tylko, gdzie jesteś i dlaczego nie ma cię przy mnie. - Wyzna poważnie po ponownym zagłębieniu się w niebieskich oczach. Przygarnął Adam do siebie i przytulił, ale jego ciałem wstrząsnęły dopiero następne słowa.

- Kocham cię, Tommy. - Wyszeptał Adam, delektując się bliskością ukochanego.

A więc myślałeś o mnie. Tylko o mnie. Chciałeś być ze mną. Chciałeś, bym cię znalazł. Nie powinienem był cię zostawiać. Nie powinienem cię oskarżać. Nie sądziłem, że kiedykolwiek będziesz chciał być tylko ze mną. Chcesz, żebym był przy tobie i to nie jest żaden egoizm. Martwiłeś się o mnie w klubie. Czuwałeś przy mnie całą noc. A teraz... Tommy, kocham cię. Kocham cię najbardziej na świecie. Chcę być przy tobie. Już nigdy cię nie zostawię. Chcę być tylko twój, a ty... Tommy?

Tommy zadrżał, ale nie był to jednorazowy dreszcz. Adam wyznał mu miłość już nie pierwszy raz, ale po raz pierwszy te słowa dotarły aż do serca Ratliffa, które zaczęło topnieć. Lód znikał, wprawiając w drżenie całe drobne ciało i wydzielał się w postaci łez. Tommy płakał i nie wiedział, dlaczego. Chcę być tylko z tobą... Nie chcę nikogo innego. Nie chcę Jasona i innych mężczyzn. Nie chcę Carmen. Nie chcę kobiet. Chcę tylko ciebie, bo nie mógłbym... Nie potrafiłbym cię zdradzić...

- Tommy?

- Co?! - Wydukał przez łzy.

- Dlaczego płaczesz? Kochanie? - Adam zaniepokoił się. Joe drżał w jego ramionach. Zanosił się od niemego płaczu. Lambert spojrzał w zapłakaną twarz i zmartwił się. Z kącików oczu jego anioła płynęły obfite łzy.

- Ja... Nie wiem, Adam. Ja... Wtedy z Jasonem... Wziął oddech, ale to nic nie pomogło. Adam zmarszczył brwi – pomyślał, że brązowooki ukrywa przed nim coś jeszcze – coś złego; coś, co go zrani. - Ja nie potrafiłbym cię zdradzić. Nie chciałem z nim tego robić! I nie chcę robić z nikim innym! Tylko przy tobie czuję się bezpieczny, Adam. Gdy z nim tańczyłem... - Otarł łzy rękawem szlafroka. Przypominał dziecko, które pierwszy raz spadło z roweru po odkręceniu tylnych kółek. - Spróbował mnie dotknąć. Spróbował... Zejść niżej. A ja poczułem strach. Poczułem się jak wtedy, gdy byłem małym chłopcem, gdy... - Zamilkł, kiedy poczuł dłoń na swoim policzku. Brązowe oczy wpatrywały się w niebieskie, które zbliżały się i zbliżały. Słodki pocałunek zatrzymał słone łzy. Adam scałował je wszystkie.

- Zamknij oczy.

Tommy wykonał polecenie Adama. Po chwili poczuł chłodny podmuch pod oczami. To Lambert osuszał swoim oddechem jego rzęsy i policzki. Poczuł ulgę, a uśmiech wracał na naturalnie blade oblicze.

- Teraz mi zimno! - Pożalił się żartobliwie. Tylko ty w mgnieniu oka możesz zmienić mój nastrój. Tylko ty sprawiasz, że mogę się ze śmiechu rozpłakać oraz że z mego smutku zrodzi się radość.

Nadal miał zamknięte oczy. Mógł tylko czuć. Inne zmysły wyostrzały się dość szybko. Adam rozbierał go. Czyżby to miało pomóc w zwalczaniu zimna? Tak, Adam chciał rozpalić chłopaka. Całował jego klatkę piersiową. Posuwał się wzdłuż mostka. Tommy poczuł coś w brzuchu: jakieś drobinki rozsypujące się po ciele, łaskoczące jego wnętrze, kiedy Adam drażnił językiem i wargami jego lewy sutek.

- O-och... - Wyprostował się, nie mogąc usiedzieć w miejscu. Spojrzał na Lamberta i wplótł palce w jego puszyste włosy, kiedy ten odkleił się od jego ciała. Niebieskie oczy spojrzały na niego z oddaniem, kiedy silne ręce spłynęły na drobne pośladki Ratliffa i pociągnęły w dół białe bokserki, ukazując silny wzwód blondyna.

- To twoja wina, wiesz? - Zamruczał, gładząc palcami policzek.

- Moja? Hmm... I co teraz? - Spytał Lambert z uśmiechem. Silny wzwód Ratliffa dekoncentrował go do tego stopnia, że piosenkarz kolejny raz spojrzał na ponętne przyrodzenie. I, podniecony, zapragnął się nim zająć.

- Jest wina, musi być też kara, nie uważasz?

- Ukarzesz mnie? - Spytał brunet z niedowierzaniem, kiedy Tommy skutecznie zwrócił jego twarz ku swojej. Niski seksowny ton kochanka drażnił zmysły Lamberta.

- Czytasz mi w myślach, kochanie...

Mówiąc to, Tommy Joe pchnął swojego kochanka na łóżko. Adam położył się swobodnie, ale Tommy nadal się zbliżał. Przybliżał swą męskość do oblizujących się ust – jedno pragnęło drugiego. Oboje byli zafascynowani. Oboje czuli, że to coś nowego. Adam był zniewalany – ręce zablokowane za głową i przybite do łóżka przez kajdany z dłoni Tommy'ego Joe nie mogły wykonać ruchu. Tommy czuł wolność – mówił, czego chce i dostawał to; pragnął sam dać coś od siebie i oddawał to Adamowi chełpiąc się własną odwagą. Tu nie chodziło już o zwalczanie strachu, ale o pokonywanie granic, przekraczanie własnych możliwości i sprawdzanie, do czego mogą się jeszcze razem posunąć. Mieli tylko siebie i nie chcieli nikogo innego.



! ! ! ! ! ! ! ! ! ! ! ! ! ! ! ! CIEKAWOSTKA ! ! ! ! ! ! ! ! ! ! ! ! ! ! ! ! ! ! ! ! ! 

Pamiętasz fragment, w którym Adam „osuszał” twarz Tommy'ego z łez? Inspirowany jest serią francuskich filmów kostiumowych „Markiza Angelika” (4 części) z olśniewającą Michèle Mercier. To romans oczywiście – bardzo stary i bardzo warty obejrzenia. Polecam, bo uwielbiam jak czekoladę!