piątek, 24 stycznia 2014

Rozdział 19 - Teatr mnie ocalił

Dzień dobry! Dziś odcinek bardzo szeroki – mała rekompensata za długie czekanie. Enjoy and comment!

My life - Witam na blogu. Co to jest to „coś innego”?
Czekolaaada Wątpię, żeby Tommy'ego zmuliło – ja zjadam czasami 3 od razu i nic mi się jeszcze nie stało :)
Beautiful Creature Wątpię żeby to był 11 czy 12 odcinek. Po pierwsze Adam występuje na małej okrągłej scenie, innej niż w następnych „tych właściwych odcinkach”, po drugie w filmiku Adam się przedstawia i opowiada o sobie, co też następuje w pierwszych odcinkach takich show (porównaj z Must Be the Music). Po trzecie wzoruję się na pewnym filmiku YT, który chronologicznie pokazuje występy Adama. Po czwarte, to fan-fiction, nie wszystko musi być po kolei. Co do wypowiedzi Pauli Abdul, postaram się z tym coś zrobić, bo mi też nie pasuje.

Teatr mnie ocalił

Tunel. Ciemny jak nicość. Nagle w oddali – światełko. Jak zawsze we śnie. Ciekawe, co jest na końcu. Zaczął zmierzać w tamtym kierunku. Im bliżej się znajdował, tym jasny promień coraz bardziej go oślepiał. Zasłonił oczy, a światło znikło. Kiedy rozejrzał się po pomieszczeniu, w którym się znalazł, nie wierzył własnym oczom. Stał na scenie – scenie Idola. Tej samej, na której Adam zaśpiewał piosenkę „Satisfaction”. „To musi być sen.” Chciał się uszczypnąć, by to sprawdzić, lecz w tej chwili zjawił się przy nim...

- Adam?

- Nie rób tego, bo wtedy wszystko zniknie. Po prostu zaśpiewaj jak ja. Oni tego pragną... - Wskazał na krzyczącą publiczność, a w rękach Tommy'ego pojawił się mikrofon. Spojrzał w dół na czarny, świecący przedmiot, a potem podniósł wzrok. Adama już przy nim nie było. Brunet zasiadał teraz przy stole jury. W samym środku był otoczony przez twarze, które blondyn znał z telewizji.

- Adam, co tu jest grane? - Spytał, ale Adam go nie słyszał. Podniósł mikrofon do ust i powtórzył pytanie. Lambert nie odpowiedział – patrzył tylko na niego zachęcającym wzrokiem, z kuszącym uśmieszkiem. - To nie jest śmieszne. - Rzekł do mikrofonu, a niewidoczny perkusista zaczął wybijać na bębenku pierwszy takt. Publiczność zaczęła domagać się, by Tommy spełnił życzenie przyjaciela. Krzyki stawały się coraz bardziej wulgarne, a twarze tych ludzi wyrażały tylko żądzę i gniew. Kiedy zaczęli napierać na scenę, muzyk zaczął się wycofywać. Puści mikrofon. - Nie zrobię tego, to nie moja bajka, ale twój świat. - Tłum zaczął zmierzać w jego stronę. Byli już metr od niego, kiedy boleśnie uszczypnął swą skórę. Z bólu zacisnął oczy, a kiedy je otworzył, zobaczył biały sufit. Takt perkusji zmienił się w pukanie do drzwi.

- Tommy, otwórz, proszę, te cholerne drzwi. - Krzyknął Isaac z korytarza. Równomierne stukanie bardzo przypominało beat perkusji. No tak. Stąd to pukanie. Uderzył się dłonią w czoło i spróbował wstać. Pierwszą przeszkodą był komputer, który leżał na jego kolanach wraz z podłączonymi do niego słuchawkami. W odtwarzaczu ciągle wyświetlał się film z Adamem w roli głównej. Tommy zatrzymał odtwarzanie i odłożył komputer na bok. Kiedy wstał, nadepnął na kolejną przeszkodę – chrupki zrzucone wczoraj z łóżka rozsypały się po całej podłodze i utworzyły labirynt z serowych kulek. Cholera. Muzyk jęknął i, prawie się przewracając, otworzył drzwi, za którymi stał kolega z zespołu.

- Przeszedł tu huragan? - Spytał rozbawiony perkusista i wszedł ostrożnie do pokoju. Zamknął za sobą drzwi, a Tommy zaczął zbierać porozrzucane chrupki. - Mitchel kazał cię obudzić. - Isaac przeszedł się po sypialni. Kiedy zobaczył otwartego laptopa, wziął go do rąk. - Adam Lambert? Spodziewałem się jakiegoś ostrego porno. - Stwierdził szczupły muzyk, co wywołało śmiech gitarzysty. Carpenter odłączył słuchawki i puścił fragment filmu. W pokoju rozbrzmiał głos dwudziestosiedmioletniego uczestnika Idola. - Hej, czy to nie jest ten twój znajomy, który był na ostatnim koncercie? - Spytał, widząc znajomą twarz.

- Tak, to on. Wczoraj miał swój pierwszy występ w „American Idol”. Pewnie nie oglądasz takich programów...?

- Ja nie, ale Mike i Olivier mają na ich tle obsesję. Ciągle głosują na uczestników, śledzą na Twitterze i tak dalej. Ma świetny głos... - Pomyślał głośno i przewinął materiał o kilka minut do przodu – stanął na opiniach sędziów.

- To mało powiedziane. Ma genialny głos! - Podniecił się Ratliff. Wstał z kolan i położył chrupki na małym stoliku w kącie pokoju. - Jest lepszy niż Michel. A właśnie, mówiłeś coś o nim. - Zaczepił i wziął laptopa z rąk współpracownika.

- Tak. No, zarządził próbę o dziewiątej, więc... Ogarnij się trochę. - Polecił, widząc kolegę w rozciągniętej koszulce i szarych bokserkach. - Za pół godziny przyjeżdża bus. - Oznajmił krótko i wyszedł. Przed zamknięciem drzwi rzucił jeszcze: - I weź prysznic, bo cuchniesz serowymi chrupkami. - Zniknął w korytarzu, a Tommy Joe uśmiechnął się. Wziął nowe ciuchy z walizki i udał się do łazienki. Sądząc po obfitych promieniach słońca, zapowiadał się dziś piękny dzień.

***

- Hej. - Kris dołączył do Adama w wielkiej jadalni, gdzie teraz znajdowało się mnóstwo mahoniowych stolików po sześć miejsc każdy. - I jak tam? Wybrałeś już piosenkę na tydzień Michaela Jacksona? Bo ja tak, zaśpiewam...

- Każdy już dobrze wie, co zaśpiewasz, Kris. To twoje „Remember the Time”... Już słuchać się nie da. Chyba jedynymi osobami, które jeszcze tkwią w błogiej nieświadomości, są zatrudnione tu sprzątaczki. - Wcięła się w słowo Allenowi czerwonowłosa koleżanka.

- I sprzątacze. - Zauważył Adam, spoglądając na siwego mężczyznę w uniformie przemierzającego hol.

- Nie. - Ucięła. - Nawet pan Frank nie zdążył przed nim uciec. - Wepchnęła łyżkę z pomidorówką do ust, po czym znów zanurzyła ją w zupie. Jedzcie lepiej. Póki co, nie ma się czym ekscytować.

- A ty co dzisiaj taka nie w sosie? - Spytał podejrzliwie Adam, mieszając łyżką w pomidorowej.

- Po prostu nie rozumiem, dlaczego oni nie powiedzą nam, kto odpadł, na końcu programu, tylko trzymają to aż do następnego odcinka. Musimy się przygotowywać i stresować, bo nie wiemy, czy odpadniemy. A jeżeli i tak odpadniemy, to po co się przygotowywać? - Powiedziała z wyrzutem i utkwiła wzrok w głębi pomarańczowej cieczy.

- Nie martw się. Przynajmniej ludzie mają więcej czasu na głosowanie. Na pewno przejdziesz. A dzisiaj wieczorem zapraszam do naszego pokoju. - Kris rzekł z uśmiechem.

- Co? Po co? - Spytała zaciekawiona, a Adam zerknął na lokatora z dopiero teraz widocznym zainteresowaniem.

- Mam zamiar zrobić sobie dzisiaj seans filmowy u nas w pokoju i w tym celu idę dzisiaj po zajęciach do wypożyczalni DVD.

- A czemu ja nic o tym nie wiem? - Spytał Adam, przerywając jedzenie – zostało mu jeszcze pół talerza.

- Bo nie słuchasz, kiedy się do ciebie mówi i tylko myślisz o tym swoim gitarzyście. - Mrugnął do niego, na co Adam zareagował warknięciem.

- On nie jest mój. A poza tym nie myślę o nim tylko o następnym wykonie. - Wytłumaczył łagodniej i dokończył danie. Chciał poskładać talerze w mały stos, ale przerwała mu w tej czynności Allison.

- Co za Tommy? Nic nie mówiłeś, że masz chłopaka. - Powiedziała ciszej niż zwykle, by nie słyszeli tego pozostali goście jadalni. Położyła rękę na jego nadgarstku.

- Nie mam ŻADNEGO chłopaka. To tylko przyjaciel. - Wyszarpnął dłoń i wziął brudne naczynia w ręce, by odnieść je kucharce do zmywania. - Cóż, jeśli chcesz się o nim dowiedzieć czegoś więcej, to przyjdź wieczorem na seans. Może wam coś o nim opowiem, może nie... - Mrugnął do niej i odszedł z tajemniczym uśmieszkiem.

Kris i Allison spojrzeli po sobie. Allison wyczuwała romans, lecz spoglądając na kolegę z grupy, nie wiedziała, co o tajemniczym zachowaniu Adama myśleć. Minę Krisa można by opisać słowami „A kto go tam wie: - wyrażała po prostu obojętność, jakby chłopak odkrył prawdę już dawno temu. Kiedy Lambert w końcu do nich dołączył, opuścili salę oddalając się w przeciwne strony do sal ćwiczeniowych, gdzie czekali już nauczyciele.

***

- Nie wiedziałam, że spełnianie marzeń jest takie męczące! - Allison weszła do pokoju mężczyzn i rzuciła się na łóżko Lamberta.

- Ej! - Powiedział Adam, widząc dziewczynę wtulającą się w jego poduszkę. Podniosła na niego lekceważący wzrok, więc dał spokój. - Wiesz, samo spełnienie marzenia nie jest męczące.

- To co mnie tak zmęczyło? - Wydukała.

- To raczej efekt dążenia do spełnienia tego marzenia. A może konkurencja cię wykańcza? - Spytał zaczepnie, siadając przy niej. Dziewczyna wykorzystała nieuwagę przyjaciela i przybiła go do łóżka, sama zmieniając pozycję.

- Uważaj, żebym ja cię nie wykończyła, kochanie. - Pogroziła mu palcem i pocałowała w policzek, dając do zrozumienia, że żartowała.

- Ble, całus od dziewczyny. - Skomentował z uśmiechem Lambert, a Allison uniosła brwi.

- Wciąż nie mogę się przyzwyczaić do tego, że nie kręcą cię babki. Jak można nie lubić cycków?

- Mówisz teraz jak lesbijka albo feministka.
- Och, wiesz, o co mi chodzi, noo... - Drążyła, nie odpuszczając Adamowi udzielenia odpowiedzi.
- Wiesz, skorzystam z tego, że Kris jeszcze nie wrócił, a ty jesteś dość dorosła, by zrozumieć to, co ci powiem. - Mężczyzna zaczął się stresować – jak zawsze, kiedy zaczynał mówić o swojej orientacji. Postanowił przyrównać tę sprawę do jakiegoś przyjemnego wspomnienia. - Nigdy nie umiałem trafnie określić tego, co czuję do płci przeciwnej. Zawsze wiedziałem jedno: płeć męska o wiele bardziej mnie pociągała. Tak jest zresztą do teraz. W swoich wyobrażeniach zawsze widziałem siebie jako osobę dominującą w związku, która będzie otaczała opieką i troską swą drugą połówkę. Jednak przy moim boku zawsze wyobrażałem sobie mężczyznę. Tak było od początku. - Mówił, a dziewczyna słuchała jak dziewczynka, której mama opowiada bajkę. A był to dopiero wstęp. - W przedszkolu nie było źle: nie zwracałem uwagi na złote warkoczyki i białe podkolanówki dziewczynek, ale i krótko obstrzyżone włoski i kolorowe krawaty w mundurkach chłopców mnie nie interesowały. Zaczęło się dopiero potem.

W podstawówce była wtedy moda na prześmiewcze łączenie w pary poprzez recytowanie rymowanek typu „Zakochana para – Jacek i Barbara...”. I on pomyślał, z kim chciałby w takiej rymowance występować, ale pierwszym imieniem, które wpadło mu do głowy, nie była Nicki czy Elisabeth, ale Nicolas – kolega ze szkolnej ławki. Przestraszył się. Te myśli wróciły kilka lat później, w wieku dwunastu lat. Ze strony, że może ujawnić swe niecodzienne skłonności i zostać odrzucony przez szkolną społeczność, zaczął kolegować się z dziewczynami.

- Myślałem, że to przezwyciężę. Że zacznę dostrzegać w dziewczynach to coś, co przyciąga uwagę innych chłopaków. Nic z tego.

Odrzucenia nie uniknął. Trzymając sztamę z rówieśnikami innej płci był postrzegany jako Inny. W końcu został też poniżany, wykorzystywany i prześladowany przez uczniów starszych klas. Stał się łatwym celem. Słabym ogniwem, które bez eliminacji negatywnie wpływałoby na cały system. Nie mogąc wygrać w nierównej walce, zaczął się ukrywać.

***

- Adam, wyjdź! Nie zrobimy ci nic złego! - Krzyknął grubym głosem idąc przez wolno korytarz otoczony przez kompanów. - Przecież i tak nam nie uciekniesz, grubasie! - Zarechotali głośno. Pech chciał, że okienko między lekcjami mieli w tym samym czasie co nieszczęśnik, który biegł ile sił z ciężkim plecakiem na ramieniu.

Nie ma mowy. Nie tym razem. Skręcił w lewe skrzydło budynku, pędził na samą górę. Mimo iż z dachu było tylko jedno wyjście, naiwnie sądził, że nie znajdą go wśród starych płyt i cegieł, które zostały tam przetransportowane po remoncie łazienek. Zmierzając na górę coś go tknęło. W tym korytarzu znajdowała się też sala największa w szkole – sala, w której przebywał tylko w czasie rozpoczęcia i zakończenia semestru. Sala teatralna, do której nikt, kogo znał, nie chodził. Była więc pusta, ale czy otwarta? Doszedł do drzwi i mocno nacisnął klamkę. Wrota otworzyły się bez problemu. Wszedł do środka, modląc się w duchu, by go nie znaleźli.

Nie znaleźli. A jeżeli wtedy tego nie zrobili, to nie zrobią tego następnym razem. Siedzenie w ostatnich rzędach w kącie najdalszym od wejścia stał się jego codziennością. Zaczął spędzać tu każde ostatnie dwie przerwy – pora dnia najbardziej dla niego niebezpieczna. Dodatkowym plusem było to, że w tym czasie nikt się tu nie zjawiał. Nawet mu się tu podobało. Siedział w ciemnościach, oświetlona była tylko scena, otoczona z dwóch stron czerwoną kurtyną, która nigdy jej całkowicie nie zasłaniała. Między nim a sceną znajdowały się rzędy obitych czerwonym płótnem krzeseł w tym samym kolorze co kurtyna. Zazwyczaj spędzał tam czas na rozmyślania – szukanie obrazów z wyobraźni w głębi czerni powodowało, że swe myśli zaczął przelewać na papier.

Pewnego dnia spędzał tam ostatnią przerwę i jak zwykle rozmyślał. Jego wyobraźnia tego dnia była nader złośliwa – podsunęła mu obrazy, które zaprowadziły go do krainy snu. Osunął się na drugie krzesło i skulił, nawet o tym nie wiedząc. Ostatnie zajęcia upłynęły bez jego obecności. Obudziły go dopiero rymowane głosy osób mówiących po sobie. Czasami zamieniały się w krzyk, czasami przybierały formę głośnego szeptu przesyłając sobie nawzajem przeróżne słowne komunikaty. I uniemożliwiały mu słodką drzemkę. Otrzeźwił się natychmiast, kiedy zobaczył, że nie jest w pomieszczeniu sam. Tylko nie oni. Na początku pomyślał, że jego prześladowcy go znaleźli, ale po zarejestrowaniu osób na scenie nie rozpoznał żadnej twarzy. Zaczął obserwować zjawisko, jakie zachodziło na scenie. Była to próba spektaklu teatralnego. Słyszał kiedyś, że co roku w ciągu całego semestru odbywa się ich sześć. Nigdy na nie nie chodził 0 bał się, że ICH spotka. Tak, było to niedorzeczne, ale prawdziwe. Natomiast teraz kawałek występu, który zaobserwował, zaciekawił go. Poczuł, że sam chciałby kiedyś stanąć i odtworzyć w roli emocje, które sam przeżywał. I nikt by nie wiedział, że te emocje są jego, a nie postaci. Albo sam przeżyć emocje bohatera, w którego miałby się wcielić. Pokazywanie siebie, kiedy inni sądzą, że to maska – to jest coś. Poczuł się winny – nie powinien tu być, nie powinien przyglądać się i przeszkadzać. Pozbierał swoje rzeczy i zaczął zmierzać w stronę drzwi. Na widowni siedziała jedna kobieta. Zauważyła go.

- Stop! - Powiedziała, a wszyscy zwrócili wzrok w jej stronę. Adam zatrzymał się w bezruchu. Nie odwrócił się, obawiał się zrobić choćby najcichszy krok, który mogła usłyszeć. - Kochani, zróbcie sobie pięciominutową przerwę, ja muszę z kimś porozmawiać. - Rzekła donośnie. W słowach zawierał się rozkaz: chodź tutaj, a jak nie, to ja do ciebie przyjdę. - Chłopcze, mógłbyś tutaj podejść?

***
- Podszedłem. Oczywiście zacząłem się tłumaczyć i przepraszać, ale kiedy na nią spojrzałem, jej wzrok pełen był spokoju i zrozumienia. Zatkało mnie pierwszy raz. Potem porozmawialiśmy trochę. Ja opowiedziałem jej, dlaczego tam siedziałem, a ona opisała mi teatr. A potem zatkało mnie drugi raz. - Oznajmił, ale nie wyjaśnił, dlaczego, lecz urwał w połowie. Czekał na reakcję młodszej dziewczyny.

- Nie przerywaj! Powiedz, czemu! - Rozkazała rozemocjonowana i zaciekawiona.

- Zapytała: „Czy chciałbyś wystąpić na scenie?” - Powiedział, a Iraheta zrobiła wielkie oczy. Lambert roześmiał się. - Tak. Wtedy moja mina była taka sama jak twoja teraz.

- Oczywiście zgodziłeś się. - Rzekła spontanicznie. Historia była bardzo ciekawa.

- Wiesz, to pytanie w pewnym sensie zmieniło całe moje życie. Teatr mnie ocalił przed ciemną stroną świata. Zacząłem spędzać tam cały swój wolny czas ucząc się kwestii, robiąc próby. I poznałem ludzi, którzy mnie rozumieli. Do dziś są moimi przyjaciółmi.

- A jak to się ma do tego, że nie lubisz cycków? - Spytała. Brunet roześmiał się.

- We wszystkim można dostrzec piękno, ale pokochasz tylko to, co wskaże ci serce. Moje wskazało mi scenę... I mężczyzn.

- A co z rozumem?

- Rozum zawsze podporządkowuje się sercu. - Stwierdził, kiedy otworzyły się drzwi pokoju. Spojrzeli w tę stronę.

Kris wtargnął do sypialni z dwoma siatkami zakupów i kilkoma pytami pod pachą. Wyglądał na zadowolonego. Allison i Adam wymienili między sobą spojrzenia oznaczające, że nie warto dalej rozwijać zaczętego wcześniej tematu i skupili się na tym, by spędzili ten wieczór w miłej, spokojnej atmosferze.

- Mam dwa thrillery, komedię, horror i w połowie horror, w połowie romans. Hit w wypożyczalni, niedawno miał premierę w kinach. Panie i panowie „Zmierzch”.
- „Zmierzch”? - Rzekł Adam sceptycznie. Słyszał co nieco o tej produkcji. Historia o piszczącej nastolatce, która bez pamięci zakochuje się w tajemniczym seksownym egoistycznym dupku. Brzmi jak streszczenie taniego romansidła, lecz fakt, że ten debil okazuje się wampirem i może sobie z niej przyrządzić krwisty koktajl... To może już wywołać lekkie zaciekawienie.

- Będzie świetny. Czytałam książkę. - Powiedziała pewnie Allison i zaczęła przygotowywać przekąski złożone z popcornu i chipsów.

- To co? Zsuwamy wyrka i włączamy tv? - Powiedział Kris i zaczął zabierać się do roboty. - Adam, rusz tyłek i mi pomóż.

Adam ruszył się z wygodnego łóżka. Zabrał się do przesuwania ciężkiego mebla, które stało równolegle do łóżka Krisa. Telewizor znajdował się na meblach idealnie pomiędzy nimi, więc gdy mężczyźni wykonali swe zadanie, posłania znajdowały się dokładnie naprzeciw sprzętu.

- Ja po lewej! - Krzyknęła Iraheta, a zaraz do niej dołączył Allen.

- Ja po prawej! - Oznajmił szybko i stuknął żółwika z Allison. - Adam, zostaje ci niewygodny środek. - Poinformował, a Adam zganił się w myślach za kiepski refleks. Usadowił się wygodnie na czerwonej kołdrze. Nie jest tak źle, pomyślał i poprawił sobie poduszkę.

- Jesteś pewny, że chcesz oglądać co pięć sekund całującą się parę zamiast yeti, kosmitów, wielkich dziwnych stworów chcących zeżreć każdego człowieka albo „Transformersów”?

- „Transformers” to nie horror. - Zauważyła dziewczyna siadając obok Lamberta. Allen próbował załączyć płytę w DVD.

- Dla mnie są tak samo przerażające jak Anakonda. Ten szczęk metalu wywołuje dreszcze... - Zaintonował i uszczypnął Allison w ramię, przez co pisnęła przerażona.

- Przestań! - Walnęła go w czoło, kiedy na ekranie zaczęło się wyświetlać logo sponsora filmu. Kwadratowy obrazek z zarysem góry symbolizował największą wytwórnię filmową w Stanach – Summit Entertainment zajmowała się produkcją tylko i wyłącznie kinowych hitów.

Kiedy Kris dołączy do dwójki przyjaciół, w ciemnym już o tej porze pokoju zapadła cisza, przez którą przebijał się tylko odgłos popcornu i innych słodyczy. Oczy przyjaciół wlepiły się w telewizor, w którym wyświetlił się właśnie tytuł filmu. Seans się rozpoczął.

***

- Słyszałeś dzisiaj może rozmowę Adama i Allison w jadalni? - Mężczyzna siedział z kolegą w klubie go-go i napawał się widokiem rozebranej kelnerki, która właśnie zmierzała w jego stronę z dużą tacą.

- Sugerujesz, że mam gumowe ucho czy sądzisz, że piszę książkę? - Odpowiedział prześmiewczo.

- On zachowuje się dziwnie, wiesz? Może i jest normalny, ale mówi dziwne rzeczy.

- Co w nim niby takiego dziwnego? Zwykły uczestnik Idola – jak my wszyscy. Wyróżnia go tylko talent – jak nas wszystkich. Co ci nie pasuje, Nick? - Zaczął się irytować. Spokojny, ustabilizowany ton towarzysza sprawiał, że sam tracił cierpliwość. Choć Nick był dobrym kolegą i lokatorem, to czasami mówił szyframi jakby nad czymś głęboko rozmyślał i wymawiał tylko fragmenty całych zdań.
- Gadali o czymś i wyłapałem tylko słowa: „On nie jest mój. A poza tym nie myślę o nim, tylko o następnym wykonie.”

- I co z tego? Może dziewczyna zakochała się w którymś z uczestników. Tylu u nas interesujących facetów... O sobie nie wspomnę. - Zaśmiał się i puścił oko do wijącej się na rurze blondynki.

- I problem w tym, że powiedział to Adam! Nie Allison. Adam! Czaisz?! Jest pedałem, jestem tego pewien. - Rzekł triumfująco i rozpiął koszulę.

- Adam? A skąd wiesz, że mówił o facecie? Nie... To nie możliwe. Pewnie ci się przesłyszało albo coś.

- Ale przecież... - Wtrącił się, próbując zaprzeczyć, ale Matt szybko mu przerwał.
- Idziesz na te dupy czy nie? Nie po to dałem się na to namówić, żeby zamiast przelecieć jakąś dziunię, słuchać twoich bredni. - Powiedział oschle i zamachał blondynce paroma banknotami o wysokich nominałach. - Lepiej przestań wtrącać się w cudze sprawy i skup się na Idolu. I zabaw się, bo się spinasz jak debil. - Rzucił jeszcze i zniknął wraz z prostytutką.


Sprawę i tak muszę rozgryźć na spokojnie. A kiedy już będę pewien, to sprawdzę, co ca się z tym faktem zrobić. Nick myślał jeszcze chwilę o dzisiejszym odkryciu, ale w końcu i tak poszedł w ślady swego lokatora.


piątek, 3 stycznia 2014

Rozdział 18 - Włącz FOX

No hej. Nie pytam się o święta, bo pewnie leżeliście do góry brzuchami tak jak ja :), więc od razu przechodzę do odcinka, który wyłonił się z moich zeszytowych skreśleń i gryzmołów.
Dla jasności: wypowiedzi jurorów Idola w tym tekście nie są takie same jak oryginalne, lecz są do nich zbliżone. Niektóre fragmenty zmieniłam na potrzeby opowiadania, a tutaj macie link do filmiku z Adamem śpiewającym „Satisfaction” w Idolu.
Z dedykacją dla Beautiful Creature, rozdział 18.

Włącz FOX

Włącz FOX”

- „Włącz FOX”? Tylko tyle? - Tommy zaczął głośno myśleć. Poczuł się zirytowany po odczytaniu tej wiadomości, lecz przyspieszył kroku, próbując szybciej dotrzeć do hotelowego pokoju. Ciekawił go tajemniczy program, jaki spodziewał się ujrzeć po włączeniu podanego kanału. Jednocześnie czuł się zawiedziony – mimo iż Adam wyraźnie dał mu do zrozumienia, że blondyn przez najbliższy czas go nie ujrzy, to w Tommy'm tliła się maleńka nadzieja, że będzie miał szansę na zobaczenie się z nim lub chociaż krótką rozmowę telefoniczną. Nadzieja jednak zniknęła po odczytaniu krótkiej, lecz bardzo tajemniczej treści wysłanej mu kilka minut temu, kiedy to wchodził do głónego holu trzy-gwiazdkowego hotelu „Royal”.

Teraz znajdował się na piątym piętrze budynku i próbował otworzyć drzwi za pomocą karty magnetycznej, która sprawiała małe kłopoty. Ta nowoczesna technologia mnie kiedyś wykończy. Pomyślał i spróbował jeszcze raz. Tym razem dioda przy czytniku zmieniła kolor na zielony, a drzwi odskoczyły z lekkim kliknięciem. Gitarzysta prędko pchnął je szerzej i szybkim krokiem minął przytulny salonik. Kiedy wszedł do sypialni, rzucił siatki z zakupami na łóżko, biorąc do ręki pilot od telewizora.

Włączył FOX. Oczekiwał jakiegoś świetnego filmu czy ulubionego serialu Adama, którym ten chciałby się z blondynem podzielić. Był przygotowany nawet na musical z jego udziałem. W rzeczywistości zobaczył kolorowe studio z ogromną widownią, okrągłą sceną i czterema osobami za stołem jury. U dołu ekranu wyświetliła mu się informacja o programie. Przeczytał ją głośno.

- American Idol. Sezon ósmy, odcinek pierwszy. Dlaczego chcesz, żebym to oglądał...?

Sięgnął po jedną z siatek. Znajdowały się w niej tylko i wyłącznie słodycze, które miał z zwyczaju kupować, kiedy denerwował się jakąś sytuacją lub miał problem. Uspokajała go przede wszystkim czekolada. Wziął do ręki jedną tabliczkę, bez zastanowienia odłamał kawałek i włożył do ust, obserwując ekran. Na scenę wszedł właśnie Ryan Seacrest – najsłynniejszy prezenter w USA, – by zapowiedzieć następnego uczestnika programu. Tommy'emu opadła szczęka, kiedy z ust prowadzącego padło nazwisko: Adam Lambert.

Adam...? Jak to...? Szkoła... Zaczął sobie przypominać słowa Adama.

Miasto aniołów. Słyszałem, że jest tam jak w raju...”

To jest coś w rodzaju szkoły. Będę brał lekcje śpiewu i dykcji...”

- Spytałem, czy dostanie jakąś nagrodę. - Zmarszczył brwi i przypomniał sobie kolejne słowa wyrwane z innego wspomnienia.

Można tak powiedzieć. Uczestnicy są stworzeni do rywalizacji...”

Tylko musisz oglądać I...”

Allison nie dokończyła, bo Adam jej przerwał. Teraz już rozumiał, że miała na myśli ten program. Chciała powiedzieć „Idola”. Zarówno Adam, jak i jego przyjaciele dali mu tyle znaków, w czym biorą udział, że nawet głupi by się zorientował. A ja trwałem w błogiej nieświadomości. Analizował wszystko, rejestrując w głowie krótki filmik o przygotowaniach Adama do występu. Nie mógł uwierzyć, że ogląda swego przyjaciela w telewizji. I to w jakim programie? American Idol! Na ekranie znów wyświetlony został obraz studia – teraz przedstawianego w kolorach czerwieni. W czerwono-białym okręgu sceny stanął Adam. Ubrany w czarny, połyskujący w świetle reflektorów garnitur oraz ze słotą biżuterią na szyi wyglądał jak ideał. Także Tommy'ego.

Blondyn nie zarejestrował faktu, że przez te parę minut zdążył zjeść całą czekoladę i właśnie gniecie w dłoniach puste opakowanie. Był cały w nerwach. Trzymał kciuki, żeby tylko Adamowi dobrze poszło. Zdenerwowanie i ekscytacja rosły w miarę trwania utworu – ten uczestnik dawał z siebie wszystko. Utwór pod tytułem „Satisfaction”, który oryginalnie wykonywał niegdyś zespół The Rolling Stones, pasował do barwy głosu Adama jak żaden inny. Chociaż z tak szeroką skalą głosu mógłby zaśpiewać dosłownie wszystko, a i tak byłoby idealnie. Przyszło na myśl muzykowi, kiedy obserwował prężącego się na scenie Lamberta. Prezentował on widzom każdą emocję piosenki, przy czym pokazywał swój pazur i profesjonalizm. Tommy nie zauważył żadnego nieczystego dźwięku czy błędu w prezentacji interpretacji piosenki. Mogło to jednak wynikać z jego osłupienia i szoku. Gdyby mógł,wszedłby do tego elektrycznego pudełka, by tylko móc zbliżyć się do Adama jak najbardziej, by przekazać mu emocje, które teraz nim targają: swoją dumę i zachwyt. Podczas refrenu kamery wyświetliły kilka osób w pierwszym rzędzie widowni. Napis na dole ekranu wskazywał, że jest to rodzina Adama, a więc jego matka, ojciec oraz brat, lecz ostatniego gitarzysta nie był pewien. Wysunął wniosek, że Lambert jest bardziej podobny do swojej matki, lecz to wrażenie także mogło okazać się mylne. Był za to pewien, że jego przyjaciel jest stworzony do występowania na scenie zarówno jako aktor jak i jako piosenkarz. Tommy Joe pragnął, by ten występ się nie kończył, lecz nie było mu to dane. Adam zaśpiewał ostatni wers i ukłonił się publiczności, po czym zwrócił się w stronę jury. Na twarzach większości sędziów malowały się te same emocje, jakich doznał przed momentem Ratliff. Bez żadnych wstępów swoją opinię oznajmiła kobieta w środku. - była to Paula Abdul.

- Nie znajduję słów, jakimi mogłabym wyrazić to, co teraz czuję. - Zaczęła z przejęciem.

- Ja też. - Przytaknął Tommy przed telewizorem. Abdul natomiast kontynuowała.

- Ja... Poczułam się jakbym nie była sędzią w Idou, ale jakbym była na koncercie Adama Lamberta. Twój wybór utworu, zachowanie, show, jakie zrobiłeś na scenie - to wysoko podniosło poprzeczkę twoim konkurentom i nie wie, czy któryś z nich będzie w stanie ją przeskoczyć. Gratuluję. - Powiedziała na koniec. Adam zareagował szczerym „dziękuję” i odetchnął z ulgą. Zwrócił uwagę na drugiego jurora – Simona Cowella. Tommy także wytężył wzrok – z góry założył, że ten gość z pewnością przyczepi się do jakiegoś szczegółu.

- Zauważyłem, że ten utwór był dla ciebie trudnym orzechem do zgryzienia. Tym bardziej, że, jak już nam oznajmiłeś na filmie, jest to ulubiony utwór twojej mamy.

- Tak, to była niespodzianka dla niej. - Wyjaśnił Adam, szukając wśród publiczności swoich bliskich. Kiedy już to zrobił, uśmiechnął się do nich szeroko.

- Och! - Zdziwił się juror, po czym postanowił przejść do oceny występu. - Więc. Widziałem partie, w których wypadłeś rozdzierająco źle, i części, w których, myślę, że zaprezentowałeś się znakomicie. Na początku niektóre dźwięki, wydobywające się z twojego gardła, były straszne, ale potem twój śpiew poprawił się.

- Nieprawda! Było super! - Wykrzyknął zbuntowany Tommy. Cisnął w telewizor papierkiem po zjedzonych słodkościach i dobrał się do drugiej tabliczki czekolady.

- Myślę, że to może być jeden z najulubieńszych lub najbardziej znienawidzonych wykonów. Moim zdaniem znajduje się on pomiędzy... - Chciał jeszcze coś powiedzieć, lecz tym razem wtrącił się Adam.

- Tak! Myślę, że taka muzyka właśnie jest! Wie pan, jedni ludzie to polubią, drudzy nie i właśnie taka powinna być kolej rzeczy.

Simon Cowell nic już nie powiedział. Adam swoją ripostą po prostu zamknął mu usta. Ratliff wydał z siebie okrzyk radości i sięgnął po następną łakoć. Natrafił na orzechowe chrupki. Tymczasem do komentarza wyrwał się czarnoskóry juror siedzący po lewej stronie. Był to Randy Jackson.

- Ja to pokochałem! - Krzyknął luzacko, wskazując ręką na Adama jakby chciał pokazać show, jakie przed momentem zrobił Lambert. - Słuchaj! W pierwszym dniu, kiedy cię zobaczyliśmy i usłyszeliśmy, pokochałem cię, bo uznałem cię za najbardziej kreatywną osobę, jaką tam zobaczyłem. Dla mnie jesteś jak mieszanka Stevena Tylera i Roberta Pattinsona ze „Zmierzchu”. - Rzekł rozemocjonowany. - Jest tobie coś, co przyciąga uwagę. Ty musisz to robić, ale rzecz, na którą musisz uważać, to zbytnia przesadność. Zgadzam się, że ta piosenka musi mieć w sobie trochę przesady, jednak nie może być ona PRZEsadzona, wiesz? - Zaakcentował, intensywnie gestykulując. - Oczywiście, mówiąc o całokształcie mogę śmiało powiedzieć, że TO BYŁA BOMBA! I to nie jest do ogarnięcia, co tu się działo na tej scenie. Co za ogień! - Zakończył i oparł się o oparcie miękkiego fotela.

W jego głosie panowała ekscytacja i zdumienie, podobnie jak w głowie Tommy'ego, który czuł się jakby oglądał bajkę, w której wszystko kończy się happy end'em. Ta bajka była prawdziwa, lecz Tommy nie był jej narratorem. Mimo to tworzył sobie w głowie, kto teraz będzie mówić i co to będą za słowa. Był tak dumny z Lamberta, że wściekał się za każdym razem, kiedy Adamowi wytykano jakieś błędy. Zdaniem muzyka była to idealna interpretacja piosenki. Pewnie gdyby był na miejscu przyjaciela, cały by dygotał ze zdenerwowania. Brunet jednak stał opanowany na scenie i, trzymając mikrofon na wysokości brzucha, ze spokojem słuchał kolejnych werdyktów. Przyszła właśnie kolej na ostatniego sędziego – Karę DioGuardi. Na twarzy kobiety gościł promienny uśmiech. Zaczęła wymieniać spostrzeżenia z opanowaniem przeplatającym się z radością.

- I cóż ja mogę powiedzieć. Na pewno twoje techniczno-wokalne możliwości są olbrzymie. Możesz zejść z dźwięku tak nisko, a potem wejść tak wysoko. - Powiedziała, pokazując ręką, o co jej chodzi. - Zapomnijmy tu o jakiejś teatralności czy czymś takim. Nie będę oceniać, czy to były twoje prawdziwe emocje czy wykorzystałeś tutaj swoje aktorskie umiejętności. To nie jest ważne. Ważne jest to, jaki był ten przekaz. - Tłumaczyła. - Ja nie wiem, czy ktoś poza tobą ma taki zakres głosu?
- Moja mama lub tata? - Uniósł brwi i zaśmiał się razem z jurorką.

- Tak, może. A może jesteś chory i dlatego wydobywasz z siebie takie dźwięki? - Spytała, a Adam pokręcił przecząco głową. - Nie? Jednak nie. To twój prawdziwy naturalny głos! W takim razie ja już nie mam pytań. Jednym słowem: twój głos to jest jakaś szalona rzecz dla mnie i jestem zadowolona, źr mogłam cię w takiej interpretacji oglądać. - Przyłożyła dłoń do policzka i oparła łokieć o blat sędziowskiego stołu. Pozostało jej tylko podziwiać tę stojącą przed nią osobę o nadludzko pięknym głosie, w który przed chwilą się wsłuchiwała.

W tej chwili na scenę wszedł prowadzący. Wymienił kilka słów z Lambertem na temat porównania do głównej postaci zmierzchowej sagi – Edwarda Cullena, a potem zaczął podawać informacje dotyczące głosowania na Adama, a także innych uczestników. Lambert w tym czasie udał się za kulisy, gdzie czekała już na niego rodzina. Jako pierwszą wśród tłumu bardziej i mniej znanych mu ludzi ujrzał matkę. Tuż za nią stał ojciec i Neil. Kobieta rzuciła się synowi w objęcia ze łzami wzruszenia w oczach.

- Kochanie, jestem z ciebie taka dumna! - Rzekła wzruszona, mocno go ściskając. - Tak dobrze ci poszło. I ta piosenka, bardzo nas zaskoczyłeś, wiesz?

- To była piękna niespodzianka, synu. Nieźle to wymyśliłeś. - Rzekł Eber, kiedy Adamowi udało się odkleić od Leili.

- Masz talent, brat. - Rzucił Neil, a Adam rozczochrał jego dawno nieścinane włosy.

- Neil, ty tutaj? A mówiłeś, że nie przyłożysz ręki do mojej kariery.

- Oczywiście, że nie. Przyjechałem, by wyrwać tu jakieś sławne laski. - Powiedział i nachylił się w stronę brata. - Mam nadzieję, że załatwisz mi kilka numerów, hę?

- Dobra, dobra. Zobaczymy, co da się zrobić. - Poklepał Neila po ramieniu, uśmiechając się promieniście. Zaproponował bliskim, by poszli obejrzeć pozostałe występy, a sam usiadł wśród pozostałych uczestników, którzy pogratulowali mu udanego występu. Po chwili odpoczynku przyszło mu na myśl, że zdobywa właśnie nowe doświadczenie, lecz swojej radości z nim związanej nie może dzielić z osobą, z którą chciałby to robić. Wiedział jednak, że osoba ta odczuwa to samo, co on. W zaciszu hotelowego pokoju, oglądając jego emocje przed szklanym ekranem. Uśmiechnij się, Adam. On już wie o twoim sekrecie. I cieszy się razem z tobą.

***

Wysłał już tak dużo sms-ów, że zgubił się w liczeniu. Chciał zadzwonić do Adama, by podzielić się z nim swoimi emocjami, lecz po pierwszym sygnale rozłączył się. A może jest zajęty? Nie będę mu przeszkadzał. Pewnie ma teraz dużo rzeczy na głowie. Rzucił telefon na łóżko. Leżały na nim ciągle niedojedzone chrupki orzechowe i parę innych łakoci, lecz on już nie chciał ich jeść. Zamiast tego poszedł do łazienki zmyć z siebie brud mijającego dnia. Wieczorna toaleta nie pomogła mu jednak w ostudzeniu emocji. Gorąca woda nie sprawiła, że chciało mu się spać – wręcz przeciwnie. Po opadnięciu na poduszkę wziął do ręki laptopa i zaczął wyszukiwać w Internecie nagrania pierwszego odcinka „Idola”. Pragnął zobaczyć to jeszcze raz i jeszcze, póki nie będzie miał dość. W międzyczasie wpadł na filmik samego występu Adama. Ściągnął go na twardy dysk. Podłączył do komputera aparat słuchawkowy, który wziął z szafki nocnej i włączył odtwarzanie ciągłe. Wpatrywał się w śpiewającego Adama bardzo długo. W końcu jego powieki zamknęły się pod ciężarem snu, a za sprawą czarów Morfeusza w jego sennych fantazjach znów pojawił się ten sam obraz.

I can't get no satisfaction
but I try! And I try and I try...
I can't get no.
No, no, no.