piątek, 10 kwietnia 2020

Rozdział 79 - Puszka Pandory

Cześć! Zapraszam i proszę o komentarze! Ciekawa jestem jak Wam się podoba ten odcinek i poprzedni!

Rozdział 79
Puszka Pandory


Para przyjaciół postanowiła dać sobie tydzień na dokończenie wiążących ich w Londynie spraw. Zwolnienie z pracy nie przyszło łatwo Isaac’owi. Praca w sklepie muzycznym nie miała świetlanej przyszłości, ale Carpenter zdążył polubić tamtejszą atmosferę oraz współpracowników. Tommy’emu poszło lepiej: Jacob w pełni rozumiał decyzję młodego kolegi, który chciał w życiu osiągnąć więcej niż mógł w ukrytym w cieniu klubie, przez który przewijały się najdziwniejsze postaci. Szef klubu za to odmówił mu wypłacenia niepełnej w tym miesiącu pensji. Nagła decyzja Ratliffa i wiążące się z nią straty były dla niego nie do przyjęcia. Ponadto nie było nikogo do obsadzenia powstałego wakatu. Tommy Joe jednak nie przejmował się tym. Z napiwków nazbierał już na bilet lotniczy do domu i na wynajęcie nowego mieszkania. Na razie nie zamieszał wracać do Burbanku. Przez kilka dni myślał o celu swojej podróży. Był wolny jak ptak. Decyzję pomógł mu podjąć najlepszy przyjaciel.
– Nowy Jork. – Rzucił Isaac, wchodząc do kuchni, która była jedynym wspólnym pomieszczeniem w wynajętej kawalerce z łazienką.
– Nowy Jork? Dlaczego? – Tommy był podejrzliwy. Ciekawość była silnym uczuciem, ale silniejszy był instynkt. Z tym miastem wiązało się coś, czego się obawiał i przed czym uciekał, ale Isaac nic o tym nie wiedział.
– Kiedy cię nie było, wykonałem kilka telefonów. Już wcześniej o tym myślałem, ale jakoś nie było okazji, by to zrobić. Jest jeden zespół, z którym się zetknęliśmy, zanim pojawiłeś się w Mouthlike. Wokalista Ravi Dhar szuka muzyków do swojego zespołu The Heartless. Zgodził się też polecić nas kilku gościom z branży. Dlatego myślę, że powinniśmy spróbować właśnie tam. Poza tym słyszałem o jednym castingu, na który warto pójść. – Wyłożył nie przyjmując sprzeciwu.
Tom kiwnął tylko głową. Nie zamierzał dyskutować, bo i nie miał alternatywy dla pomysłu przyjaciela. Myśli zatoczyły koło i w wyobraźni pojawiła się znajoma twarz przyzywająca blondyna. Czy to nie jest irracjonalne? Opuściłem Burbank ze względu na ciebie, usiłowałem uciec od tego, co nas łączyło i teraz Isaac proponuje mi Nowy Jork. Nowy Jork, w którym promujesz swoją debiutancką płytę i w którym szukasz zespołu, który wyruszy z tobą w trasę koncertową… Nie wierzę w Boga ani przeznaczenie. Coś jednak sprawia, że każda wybrana droga zawraca jak rzucony bumerang. Do ciebie, do ciebie.
 – Tommy, zawiesiłeś się. – Isaac pstryknął palcami tuż przed nosem Ratliffa. Ten ocknął się z rozmyślań i uśmiechnął.
– Sorry… Ale co my tu jeszcze robimy? Chodźmy się pakować? – Tommy wstał od stołu i zaczekał na reakcję Carpentera.
– Ta, za chwilę. Najpierw zamówię nam bilety przez Internet. – Muzyk wziął laptopa, który zawsze odkładał na okienny parapet. Otworzył go, kiedy Ratliff znikną w swoim pokoju. Wyświetlił mu się e-mail, którego przeglądał akurat, kiedy jego współlokator ostatnim razem wparował bez pukania do jego sypialni. By ukryć wiadomość, zamknął szybko klapę urządzenia. Teraz sycił oczy, czytając na nowo treść przekazu. Wiadomość z informacjami o castingu, na który zamierzał zapisać przyjaciela. Pozostało kilka dni. Dzieli was tylko kilka dni i kilka tysięcy kilometrów. Muszę się pospieszyć… Otworzył link do formularza zgłoszeniowego i zaczął wypełniać dane. Równolegle zamawiał bilety lotnicze w drugiej karcie przeglądarki.

***

Kilka dni później i kilkadziesiąt kilometrów dalej…

Ulice Nowego Jorku były zatłoczone jak zwykle. Żółte taksówki pędziły do swojego miejsca przeznaczenia tak samo jak piesi o upartym i gniewnym wyrazie twarzy. Mknęli chodnikami i wysypywali się na szerokie zebry na jezdni, co wpędzało kierowców w stan jeszcze większego wzburzenia, frustracji i nierzadko zwykłego zmęczenia i rozczarowania swoim losem. Zwłaszcza ostatnie emocje udzielały się dwóm towarzyszom podróży przez miejską dżunglę.
– Jestem zmęczony… I głodny. I wszystko na nic. Uważałem, że jestem już blisko. Tak blisko! Prawie go miałem i co? Zostaje mi tylko… pieprzona frustracja. – Blondyn żalił się światu intensywnie gestykulując. Potykał się o własne stopy, wpadając na ludzi przed sobą, zderzając się łokciem z innymi, zmierzającymi w stronę przeciwną. Miał już tak poobijane ramię, że był bliski umieszczenia tego miasta na górze listy znienawidzonych miejsc na świecie. Dotychczas na szczycie plasował się Londyn. Ratliff spojrzał z ukosa na Isaaca, który tajemniczo się uśmiechał. Niemal zapomniał, że jego towarzysz za nim podąża. – O, przepraszam! Ty jesteś w całkowicie innym położeniu. Zapomniałem ci pogratulować. Gdyby mnie przyjęli, powiedziałbym: witaj w zespole!, ale mnie nie wzięli, więc muszą ci wystarczyć tylko zwykłe gratulacje. Nowy Jorku, oto nowy perkusista zespołu Ravi Dhar & The Heartless! Jestem z ciebie dumny! Wiesz, że kumplujesz się z bezrobotnym? – Ten wywód tak rozśmieszył Carpentera, że parsknął niekontrolowanym śmiechem. Skończył dopiero po kilku minutach. W końcu spoważniał i zaczął się zastanawiać. Powiedzieć mu czy nie? Wybrał bezpieczniejszą wersję.
– Właściwie mam dla ciebie niespodziankę. – Rzekł ze spokojem. Tommy spojrzał na przyjaciela z uniesionymi brwiami, kiedy ten zastanawiał się, czy powiedzieć coś  więcej. – Ale zanim cokolwiek ci powiem, musisz się zgodzić. – Wskazał na niego palcem.
– Nie brzmi to zachęcająco. – Bąknął Tommy.
– W dzisiejszym dniu nic gorszego cię już nie spotka. Obiecuję. – Powiedział z przekonaniem chociaż w duchu się uśmiechał. Tymczasem Tommy Joe patrzył obserwował go z ukosa, marszcząc brwi i zastanawiając się, jak rzekoma niespodzianka może zmienić jego położenie.
– Okay.
– Co „okay”?
– Zgadzam się, cokolwiek to jest. – Tommy kiwnął głową i przeczesał palcami włosy, które powinien już spinać w kucyk, by mu nie przeszkadzały. Zastanawiał się, kiedy zdążyły odrosnąć. Isaac okazał swą radość zaciskając kciuki. – Będziesz się tak upajał swoim zwycięstwem czy powiesz mi, co to jest?
– Tommy, więcej optymizmu! W końcu jesteśmy w mieście wielkich możliwości! To casting. – Rzucił skromnie na koniec. W tej chwili na obliczu Ratliffa ponownie pojawił się uśmiech.
– Jaki zespół? – Zapytał znacznie weselszym tonem, ale Isaac musiał zgasić ten zapał.
– Okay, okay. Ochłoń trochę. To nie angaż, tylko przesłuchanie. Tylko od ciebie zależy czy wykorzystasz swoją szansę, a raczej jak ją wykorzystasz. Powiem ci, co masz wiedzieć, ale nic więcej. Później podam ci szczegóły.
– Cholera, ale jesteś tajemniczy! Nie mogę nawet wiedzieć, kto to taki?
– Z imienia i nazwiska nie.
– A więc to osoba, a nie zespół?
– To… Wschodząca gwiazda. Muzyka, którą wykonuje, to coś pomiędzy rockiem a muzyką popularną. Bardziej soft niż hard, powiedziałbym, że „glam”. Tak, to dobre określenie.
– Glam… rock? Jaja sobie robisz? W stylu… Freddie Mercury przed ścięciem włosów? W błyszczących kombinezonach i brokacie?
– Wiedziałem, że tak będzie. Nawet nie znasz gościa, a już go oceniasz. – Isaac pokręcił głową.
– A więc to facet! Haha… – Tommy nie mógł powstrzymać swoich myśli, ale kiedy spostrzegł nachmurzone oblicze przyjaciela, zmienił zdanie. – To może być nawet interesujące.
– Nie, nie. Zapomnij. Gość poszukuje ludzi z osobowością, pasujących do jego image’u. Dobrze by było, jeślibyś grał na kilku instrumentach. Chyba bez sensu, żebym cię tam wysyłał. – Isaac pokręcił głową z coraz bardziej widocznym powątpiewaniem. Tymczasem Tommy po pierwszym wrażeniu najwidoczniej zapalił się do pomysłu.
– Gram na gitarze klasycznej, elektrycznej i basowej, perkusji i trochę na klawiszach i… Muszę iść do fryzjera.
– Co? – Isaac pomyślał, że chyba się przesłyszał. – Nie mówiłeś, że grasz na… Fryzjer?
– Mówiłeś coś o image’u. Kiedy jest ten casting?
– Jutro. W domu mam zapisane adres i godzinę.
– Okay. W takim razie potrzebuję kobiety… Albo jakiegoś geja. – Pomyślał głośno Tom i już wypatrzył perfekcyjne miejsce na swoją przemianę.
– Kobiety? Geja? Tommy, przecież miałeś iść do fryzjera! – Zatrwożył się Carpenter, kiedy usłyszał o kolejnym dziwnym pomyśle. Joe natomiast spojrzał na niego z niezrozumieniem.
– No przecież idę! – Wzruszył ramionami i wskazał palcem ekskluzywny salon po drugiej stronie ulicy, którego neon i witryna stanowczo mówiły o ekstrawagancji. – Jedno pytanie, Is. Czy jesteś gotowy na szok? – Zapytał rzeczowo, zatrzymując się przed przejściem dla pieszych. Ten tylko pokiwał przecząco głową. – Ja też nie. – Tommy chwycił przyjaciela za ramiona. – Ale czego się nie robi dla kariery. – Pewnie wszedł na jezdnię i rozpostarł ramiona jakby miał przytulić cały świat.
– Kim jesteś? I co zrobiłeś z Tommy’m? – Krzyknął za chłopakiem Carpenter. W odpowiedzi usłyszał śmiech.

***

Nazajutrz Isaac jak zwykle wstał wcześniej niż Tommy Joe. Od razu po przebudzeniu poczuł zdenerwowanie. Na myśl o tym, co zamierzał tego dnia zrobić, mięśnie automatycznie mu się skurczyły. Powodzenie dzisiejszego przedsięwzięcia graniczyło z cudem, a mimo to postanowił je zrealizować. Sprawdził plik i spisał adres i godzinę przesłuchania, by w odpowiednim czasie przekazać je Tommy’emu, który o tej porze jeszcze smacznie spał. Pierwsze zadanie wykonane, teraz coś trudniejszego.
Muszę poczekać aż pójdzie do łazienki. Wtedy zabiorę futerał i zostawię mu kartkę z adresem. A potem bezszelestnie opuszczę mieszkanie. Kończył śniadanie, kiedy Ratliff zjawił się w salonie, który był połączony z aneksem kuchennym. Obserwował, jak blondyn siada na jednym z wysokich krzeseł przy kuchennej wyspie i chwyta jedną z przygotowanych kanapek.
– Dzień dobry. – Przywitał się Isaac.
– Mmm… Dobre kanapki. Jest jeszcze kawa? – Spytał blondyn, obżerając się tostami z szynką i serem. Isaac nie odpowiedział. Zamiast tego podsunął mu kubek i nalał jeszcze ciepłej kawy z ekspresu. Obserwując zachowanie przyjaciela, głośno się zastanowił:
– Nie mam pojęcia, jak ja z tobą wytrzymałem te pół roku w Londynie. Czy ty w ogóle posiadasz jakieś maniery? – Rzekł z podziwem i poczuciem zniesmaczenia jednocześnie.
– Hej, o co ci chodzi? Jeśli o śniadanie, to nic nie poradzę, że zawsze wstajesz wcześniej ode mnie. – Wskazał na niego kanapką.
– Nie chodzi o to. Wchodząc, nawet się ze mną nie przywitałeś. I może chociaż sporadyczne dziękuję za śniadanka, obiadki i kolacyjki? – Zmarszczył brwi i spojrzał do kubka tak, jakby na dnie miały pojawić się słowa wdzięczności. Zrezygnowany odstawił brudne naczynia do zlewu.
– Cześć. A co do śniadania to powiedziałem. Że kanapki są dobre, więc nie rozumiem twojego focha. Ale mimo to, ponieważ jesteśmy przyjaciółmi, kupię ci wielki prezent za dbanie o to, bym nie przymarł głodem, okay? – Zaśmiał się.
– Jesteś dzisiaj dziwnie radosny… Nie denerwujesz się castingiem? – Isaac zmienił temat. Odkąd wrócili do Stanów, dosłownie zamienili się rolami. To Isaac chodził ponury i podbity, a Tom tryskał energią i bardzo często się uśmiechał z wyjątkiem chwil, w których narzekał na hałas Nowego Jorku. Isaac w głębi duszy wiedział, że Ratliff czuje się tu jak ryba w wodzie.
– Staram się o tym nie myśleć. Na razie jestem podekscytowany i nie mogę się doczekać, aż zobaczysz mój nowy image a la glam rock.
– Na razie nadal nie mogę przyzwyczaić się do nowej fryzury… Nie wiem czy zniosę całego ciebie w nowej odsłonie. – Isaac obrzucił spojrzeniem wygolony prawy bok głowy Ratliffa i kolejny raz od czasu wczorajszej wizyty u fryzjera z niedowierzaniem pokręcił głową. Reszta włosów, jeszcze wczoraj bardzo nastroszona, opadała ku uchu po lewej stronie czaszki. Efektowna fryzura uwydatniała jeszcze jeden szczegół. Tommy pozbył się połowy włosów w szczególnym celu – by odsłonić obkolczykowane ucho, przez które oprócz małych kółek przebijała także srebrna sztanga.
– Będziesz musiał. Jak już się dostanę do zespołu, chyba przemaluję je sobie na różowo, fioletowo albo ostrą czerwień. Nie mogę się zdecydować… Fajnie wyglądałyby też loki! – Tom zaczął przeczesywać włosy swoimi długimi palcami, a Isaac nie mógł opanować śmiechu z powodu kolejnych szalonych pomysłów i ogólnego samozachwytu Tommy’ego Joe. Ostatnio naprawdę nie poznawał swojego przyjaciela.
Odkąd wrócili do USA, samopoczucie Tommy’ego Joe naprawdę poprawiało się z dnia na dzień. Chwilami Isaac zastanawiał się nawet, czy Joe faktycznie zostawił przeszłość za sobą? Odpowiedź przychodziła jednak każdego wieczora, kiedy Tommy wyrywał kolejną kartkę z kalendarza i zanosił ją do swojego pokoju. Początkowo Carpenter nie wiedział, co kryje się za tą rutynową czynnością, ale z czasem ciekawość zwyciężyła. Choć brunet nienawidził się za to i uważał, że zdradził przyjaciela, dowiedział się, do czego kluczem są kolejne daty wyrywane z kalendarza. Dzisiaj zamierzał na chwilę wypożyczyć skrzętnie skrywany sekret Tommy’ego. I właśnie nadszedł na to czas.
– Pamiętaj, że musisz tam być przed jedenastą. – Przypomniał mu, kiedy Tom wstawał od stołu. Włożył swoje naczynia do zlewu, zamierzając następnie udać się do łazienki.
– Wiem. Ale mówiłeś, że będziesz tam ze mną? Zmieniłeś zdanie? – W tej chwili poczuł zdenerwowanie. Nie ważne, jak bardzo by się maskował, to przesłuchanie było dla niego ważne. Od niego zależało, czy jego muzyczna kariera ruszy z miejsca, w której zatrzymała się na długo po rozpadzie Mouthlike.
– Nie martw się. Odprowadzę cię prosto do drzwi. – Zapewnił go, wyprzedzając myślami teraźniejszość.
Tommy pokiwał głową, po czym zniknął za drzwiami łazienki. Z doświadczenia Isaac wiedział, że Joe zawsze bardzo długo okupuje łazienkę. Po zamieszkaniu z blondynem i zauważeniu tego faktu Isaac jeszcze bardziej niż normalnie cenił sobie, że jest rannym ptaszkiem. Postanowił odczekać jeszcze parę minut aż usłyszy szum prysznica i dopiero potem przejść do następnego etapu swojego przedsięwzięcia. Wrócił do swojego pokoju, by wziąć z komody kartkę z adresem. Następnie położył ją na blacie w kuchni, a krawędź skrawka papieru zakrył kubkiem, który uniemożliwiał jego przemieszczenie. Sprawdził ponownie odgłosy dochodzące z łazienki i ze ściągniętą z nerwów twarzą zakradł się do sypialni Ratliffa. Otworzył tam wielką szafę, w której na wieszakach i półkach znajdowały się nieliczne ubrania Tommy’ego. Najbardziej interesował Carpentera czarny futerał na spodzie mebla. Wyjął go i ostrożnie otworzył. Na szczęście, wszystko wewnątrz znajdowało się w tym samym miejscu, co poprzednio.
Białą gitarę z autografem Jimmy’ego Hendrixa, którą nawet bał się dotykać, pokrywały stosy karteczek wyrwanych z kalendarza, a na każdej widniały dwa lub trzy słowa: „Kocham Cię” oraz „Tęsknię za Tobą” zapisane złotym lub srebrnym markerem. Najważniejsza spośród całej zawartości futerału nie była wcale gitara, ale list wsunięty za jej struny na środku pudła rezonansowego. Ten list musiał dotrzeć do adresata i to sam Tommy Joe powinien go dostarczyć. Isaac musiał przyznać, że blondyn znalazł do tego piękną oprawę, ale jednego mu zabrakło – odwagi. W tej chwili na scenę wkroczył Isaac. Dzisiaj to się wydarzy. Muszę mu tylko trochę pomóc. Muzyk dokładnie zamknął futerał i na palcach opuścił pokój ze zdobyczą w ręce. Wziął swoje klucze i kurtkę. Cicho jak mysz wyszedł z mieszkania. Kolejny etap misji zakończył się powodzeniem.
Tommy spędził w łazience ponad godzinę. Sam prysznic nie zajął mu dużo czasu, ale układanie włosów, które nadal niezbyt dobrze mu wychodziło, oraz wykonanie make-upu, które wychodziło mu perfekcyjnie po półrocznym przybieraniu maski w londyńskim klubie, wypełniło cenne minuty, które mógłby spożytkować choćby na wcześniejsze wyjście z domu. Po opuszczeniu łazienki stanął przed kolejnym wyzwaniem. W co ja się ubiorę? Postawił na klasykę gatunku rocka – skórzane spodnie i pasek z błyszczącą klamrą. Ale co z jego szafy wpasowałoby się w drugą część stylu artysty, który miał go dziś oceniać? Co jest dostatecznie glam? Nie mam nic takiego… Przetrząsnął wszystkie swoje T-shirty i koszule, ale nic mu nie pasowało. Pomyślał nawet o zakupach na ostatnią chwilę, ale od razu odrzucił ten pomysł ze względu na brak czasu.
– Cholera… – Spojrzał na bałagan w swoim łóżku i w tej chwili coś dostrzegł. Wśród ciuchów, z których większość była koloru czarnego, wyraźnie odznaczała się czerwona falbana. – Nie… – Szczupłe palce dotknęły cienkiego materiału, po czym zacisnęły się na tkaninie. Wspomnienia związane z tą czarną koszulą nie zamierzały ukrywać się głęboko – od razu w pamięci Ratliffa ukazały się obrazy ze sklepu uroczej Brooke. Wspólny śmiech, błysk w oku, pożądanie widoczne w każdym spojrzeniu wysokiego bruneta o niebieskich oczach. – Adam… – Pachniała jeszcze nowością. – DOŚĆ! – Tommy wstał zbyt energicznie i zakręciło mu się w głowie. Zaczął rozpinać guziki. Podszedł do lustra w korytarzu z już przykrytym torsem. Naga skóra zakrywana z każdym guzikiem nagle przypomniała sobie dotyk, którego była tak spragniona. Nosił na sobie wspomnienie, którym może się tylko zadręczać, ale nie dozna go ponownie.
– Isaac? Jestem już gotowy! Is? – Tommy obrzucił swoją sylwetkę ostatnim spojrzeniem, które z powodu samej koszuli mogło być tylko krytyczne. Sprawdził sypialnię przyjaciela, ale była pusta. Podobnie jak salon i aneks kuchenny, na którym leżała samotna kartka z adresem, godziną i odręcznym dopiskiem Isaaca.

Musiałem wyjść – załatwić parę spraw. Dwie godziny w łazience
na pewno się opłaciły i wyglądasz czadowo.
Spotkamy się 
na miejscu. Nie spóźnij się!

            Isaac

– To wcale nie trwało dwie godziny… – Mruknął do siebie Tom i spojrzał na zegar ścienny. Wybiła dziesiąta. – Najwyższy czas ruszać.
Przesłuchania odbywały się w klubie Enigma. Blondyn przekroczył próg i udał się do baru, przy którym zamierzał czekać na przyjaciela. Na parkiecie głównej sali zebrało się mnóstwo ludzi. Zbici w małych grupkach stali lub siedzieli zajęci niezobowiązującą konwersacją. Ratliff rozejrzał się uważnie w poszukiwaniu tabliczki, która kierowałaby go do sali, w której odbywał się casting, ale zauważył tylko krzepkiego mężczyznę w garniturze, który z długopisem w ręce spoglądał bystrym okiem znad podkładki na zgromadzonych ludzi. Tommy Joe domyślił się, że to pewnie selekcjoner wyczytujący kolejne nazwiska z listy. Stał przy wejściu, które długim oświetlonym niebieskimi ledami korytarzem wiodło do pokoju przesłuchań. Tommy odwrócił wzrok i, opierając się o bar, jeszcze raz omiótł spojrzeniem otoczenie. Spostrzegł mężczyznę odwróconego do niego plecami, który mógłby być jego przyjacielem, ale nie był tego pewien. Najbezpieczniejszym sposobem na odszukanie Isaaca bez narażania się na obce spojrzenia, była wystukana w telefonie wiadomość: „Jestem przy barze” i wysłana do perkusisty. W tej samej chwili mężczyzna, którego obserwował, spuścił głowę  i wyciągnął z kieszeni telefon, odczytał wiadomość i odwrócił się. To jednak był Isaac. Powiedział coś do nowopoznanych ziomków i opuścił grono, by dołączyć do Tommy’ego Joe przy barze. Joe zmarszczył brwi, kiedy spostrzegł, co Carpenter dzierży w prawej w ręce. To był futerał. Futerał JEGO gitary.
– Hej. Proszę. Może ci się przydać. – Isaac podał mu jego własność. W tej chwili Tommy’emu przemknęło przez myśl, że wcześniej nawet nie pomyślał o tym, że może potrzebować własnego instrumentu. Z drugiej strony gniewał się na Isaaca, że śmiał wziąć jego własność, ale gniew ten powoli ustępował. – A to na pewno ci się przyda. Kwestionariusz. – Wyjął z kieszeni złożoną kartkę papieru, którą zaczął rozkładać. Z tej samej kieszeni wyjął długopis. – Musisz go uzupełnić. Brakuje kilku informacji. – Podał zwitek papieru blondynowi, który w tej chwili był zmuszony zwrócić na moment muzykowi swój skarb. Uzupełniał informacje, myśląc o zawartości futerału. Isaac nie do końca wiedział, co jest w środku – przynajmniej tak mu się wydawało. Oprócz pokazanej Carpenterowi któregoś wieczoru w Londynie białej gitary z cennym podpisem muzycznej legendy, w futerale znajdowały się dowody półrocznej półrocznej męki i rozpaczy Ratliffa. Na samą myśl o tym, że będzie musiał otworzyć tę puszkę Pandory, żołądek podchodził mu do gardła. Dodatkowo uświadomił sobie, że za chwilę będzie musiał dać z siebie wszystko, pokazując muzyczne umiejętności przed nieznanym jury.
– Dlaczego się denerwuję? – Mruknął bardziej do siebie niż do przyjaciela, który oddał mu ciężki futerał, kiedy zobaczył, że brakujące dane zostały uzupełnione. – Denerwuję się jak nigdy wcześniej, zobacz! – Tommy wyciągnął przed siebie dłoń, teraz już bezpośrednio zwracając się do Carpentera, który spojrzał na drżące palce.
– Tak musi być. W końcu to przesłuchanie, a ty stajesz przed… bądź co bądź surowym jury. – Rzekł Isaac uspokajająco, a jego słowa były bardzo bliskie prawdy.
– Powiesz mi w końcu, kto to jest? – Tommy spojrzał błagalnie na bruneta, ale ten tylko pokręcił głową.
– To tylko pogorszyłoby sytuację, skoro już się denerwujesz. Może nawet uciekłbyś, gdzie pieprz rośnie, wiedząc, kto to jest… Nie ważne. Wyglądasz czadowo, grasz jeszcze lepiej. Wystarczy, że wsłuchasz się w swoje serce, a usłyszysz muzykę, którą następnie zagrają twoje palce.
– TOMMY… RATLIFF. TOMMY RATLIFF! – Ryknął ochroniarz tak, by usłyszała cała sala.
Ten głos i to hasło zmroziły Tommy’emu krew w żyłach. Wziął głęboki oddech, a potem uchwycił pewnie gitarę i wolnym krokiem podszedł do postawnego bramkarza.
– Masz kwestionariusz?
– Tak.
– Do końca korytarza. Drzwi po prawej. Powodzenia. – Z oddali groźny wyraz twarzy mężczyzny wydał się blondynowi o wiele bardziej nieprzyjemny z bliska. Kiedy więc mężczyzna przepuścił blondyna na korytarz i dodatkowo klepnął mocno w plecy, Ratliff zatoczył się. Ten niespodziewany gest miał jednak swoje dobre strony – pomógł się Ratliff’owi uspokoić. Odzyskał równowagę i pewnym krokiem doszedł do drzwi, które otworzył, zamknął za sobą i odwrócił się w stronę spodziewanego jury. Spojrzenie przenosiło się centymetrami  podłogi przez nogi niezwykle długiego stołu, jego blat zawalony formularzami aż na twarze czterech zgromadzonych ludzi.
O nie… Dopiero co uspokojone serce podskoczyło, kiedy spojrzenie brązowych oczu spotkało się ze spojrzeniem ostatniej osoby, jaką spodziewał się tu spotkać. Nagle wszystkie elementy zagadki zaczęły do siebie pasować. Podszedł nieśmiało do zgromadzonych sędziów. Nie rozpoznawał on łagodnie uśmiechającej się blondynki o raczej przeciętnych rysach ani brodacza o okrągłej twarzy, który siedział z brzegu. Nie rozpoznawał też ciemnoskórego chłopaka, któremu w białym T-shircie bardzo odznaczały się mięśnie, chociaż gdyby Ratliff wytężył pamięć, przypomniałby sobie, że kiedyś się już spotkali. Prawdę mówiąc, Tommy Joe wpatrywał się tylko w jedną osobę, której zimne oczy hipnotyzowały go.
– Dzień dobry. – Zdołał odpowiedzieć na miłe przywitanie pozostałych. Oddał swój kwestionariusz i cofnął się, nie przerywając więzi, jaką stworzył kontakt wzrokowy dwóch żywiołów: lodowatej wody w niebieskich i piekielnego ognia w czekoladowych oczach. Nim jednak się odsunął, zdołał wyrzucić z siebie jeszcze dwa słowa: – Witaj, Adam.
Więcej nie mógł znieść. Nie wytrzymał tego oziębłego spojrzenia. Starał się odpowiadać składnie i rzeczowo na zadane mu przez dwóch ludzi pytania.
Przebyłeś długą drogę…
Gdzie grałeś?
Jaki instrument preferujesz?
Grasz też na perkusji…
Wybierz jedną z naszych gitar i zagraj nam kawałek wybranej rzez siebie piosenki.
Świetnie. Może teraz coś z twórczości Adama. Adam, co chcesz usłyszeć?
– Fever.
To jedno słowo zburzyło cały spokój, jaki od chwili zobaczenia Lamberta próbował budować w sobie Ratliff. Sam jego widok sprawił, że Tommy przypomniał sobie całą miłość, jaką się obdarzali zanim ich drogi się rozeszły. Chociaż oboje się zmienili – fizycznie i duchowo. Adam zmężniał. W Idolu był tylko chłopakiem, który buja w obłokach i marzy o sławie i karierze. Dziś był mężczyzną, który twardo stąpa po ziemi i nie waha się przed podjęciem ryzykownych decyzji. Jego uroda przyciągała uwagę w równym stopniu jak rockowy styl. Tego dnia brunet postawił na nabijaną ćwiekami czarną skórzaną kurtkę i pasujące do tego wysokie buty na koturnie. Nieodłącznym elementem jego garderoby były też rękawiczki bez palców. Podobnie jak Tommy, w programie znalazł upodobanie w make-upie i codziennie używał eye-linera lub czarnego cienia do powiek. Również Tommy się zmienił. Był nie do poznania w zadziwiająco podobnym stylu do tego, który był widoczny u Lamberta. Mroczny, drapieżny, tajemniczy z fryzurą opadającą na jedno oko, kiedy się pochylił, by zagrać pierwsze nuty melodii tak uwielbianej przez siedzącego przed nim wykonawcę.
Tommy Joe drżącymi palcami złapał za gryf gitary i zamknął na moment oczy. Odszukał w sobie melodię i spuścił wzrok. Obserwował gryf, na którym tańczyły jego zręczne, długie palce. Zatracił się w muzyce, którą stworzył jego ukochany i którą za chwilę musiał brutalnie przerwać na polecenie jej autora. – Dość. Przestań. – Adam dobitnie powtórzył rozkaz. Głosem, który nie zniósłby ani jednej nuty więcej, tak lodowatym, że mógłby zmrozić piekło. Tommy odłożył instrument należący do wyposażenia sali. Odwrócony tyłem do pozostałych zdołał wziąć pierwszy pełen oddech od chwili, kiedy wszedł do pomieszczenia.
Starał się jak mógł, ale nie docierało do niego ani jedno słowo z monologu mężczyzny z bródką. Niebieskie oczy przyciągały bowiem całą jego uwagę. Ten lód niemal wyczuwalny w powietrzu był przeznaczony tylko i wyłącznie dla Ratliffa. Zwężał krtań i zatykał płuca. Oddychanie stało się niemożliwe, więc Tommy zaczął się wycofywać. Akurat w tej chwili usłyszał rutynową formułkę „dziękujemy za przybycie” i „w ciągu dwóch tygodni skontaktujemy się z tobą” – był to znak, że może już zacząć uciekać. Odwrócił się i szybkim krokiem ruszył w stronę drzwi i ukrył twarz w dłoniach, które za chwilę stały się mokre od łez. Wreszcie mógł oddychać. Zdołał uciec z piekła, które w końcu go dopadło. Które, jak się za chwilę okazało, nie wypuściło go jeszcze z rąk. Odbił się od drzwi i, nim zrobił dwa kroki, te otworzyły się za nim. Zmierzał przez korytarz, kiedy usłyszał wołanie. Ten głos mógł poznać wszędzie.
– Tommy! Tommy, stój! Tommy! – Blondyn poczuł ucisk w ramieniu, który zmusił go do zatrzymania. Odwrócił się niechętnie. Półmrok oświetlony tylko klimatycznymi ledami pomógł ukryć łzy, chociaż szkliste brązowe oczy odbijały się w spojrzeniu drugiego.
Oto stali naprzeciw siebie twarzą w twarz, nie wiedząc, co powiedzieć. Pełni miłości i nienawiści, żalu i strachu, goryczy i niepewności.
– Zapomniałeś czegoś. Proszę. – Adam uniósł lekko gitarę, by podać ją Tommy’emu, lecz ten nawet na nią nie spojrzał.
– Jest twoja. Ona zawsze była tylko twoja. – Wydusił z siebie Tommy, a obraz rozmazał mu się przed oczami. Zaczął się cofać, a potem biegiem pokonał resztę korytarza, na końcu którego czekał na niego Isaac.
Tommy przepchnął się między selekcjonerem, który zagradzał wejście. Odepchnął także Carpentera, próbującego się tłumaczyć. Ratliff jednak nic nie słyszał, nic nie widział, a czuł tylko nieznośny ból serca, które drugi już raz pękało na milion ostrych kawałków. Tommy Joe wydostał się na ulicę i pobiegł w nieznanym sobie kierunku. Uciekał, chociaż brakowało mu tchu. Jeszcze rok temu sądził, że nie jest zdolny nikogo pokochać. Od tego czasu został obdarzony miłością, którą odrzucił dla wyższego dobra. Czy miał w ogóle prawo być szczęśliwy? Skoro życie ponownie postawiło przed nim tę miłość, może była jeszcze szansa na szczęście? Ta możliwość oddalała się tak szybko, jak szybko Joe uciekał z miejsca konfrontacji. Nie było już szans na szczęście poza jedną jedyną, która została w rękach Lamberta. Tylko od niego zależało, czy otworzy futerał nazwany przez Isaaca puszką Pandory ze względu na pół roku wielkiego smutku i cierpienia. Isaac bardzo trafnie nadał nową nazwę przedmiotowi, który Tommy tak długo trzymał ukryty głęboko w szafie. Razem z bólem i cierpieniem Ratliff zamknął w futerale jeszcze jedną nikłą emocję, która mu jeszcze pozostała. Była to nadzieja.