piątek, 31 października 2014

Rozdział 35 - Co robić

Next! Dzięki za sweet komentarze. Jesteście boscy, że tyle czekaliście (aż miesiąc). Chwała wam za to. Co do odcinków, staram się, jak mogę, ale wiecie jak to jest. Nie zawsze ten czas jest.
Nie zanudzam, enjoy!

Rozdział 35 Co robić

Wszędzie mrok. Stali pośród ciemności w promieniu trzech metrów od siebie. Blondyn, brunet i szatyn – zastygli jak wierzchołki trójkąta, czekali. Dwoje bezradnych, jeden uzbrojony.

- Zabiję go, a ty będziesz patrzył. - Mitchel patrzył na Tommy'ego, który znieruchomiał z przerażenia.

- Nie rób tego. Już wolę, żebyś zabił mnie. - Wydusił drżącym głosem i spojrzał na Adama. Lambert stał struchlały ze strachu, nie odzywał się.

- Ach tak? Wybacz, Adam, więc to nie ty pożegnasz się dziś ze światem.

Lufa pistoletu przeniosła cel na serce Tommy'ego. Sekundę przed tym, jak wystrzeliła, w kierunku Ratliff'a pędem puścił się Adam. Zasłonił go własnym ciałem, a kula trafiła prosto w jego brzuch. Ostatnim dźwiękiem, jaki Tommy usłyszał, był szyderczy śmiech Mitchela i jego własny zawodzący krzyk.

***

Obudzi się nagle, kurczowo ściskając poduszkę. Szok na jego twarzy odmalowywał się tak wyraźnie, że przedstawiony na obrazie wprawiłby widza w zakłopotanie. Nie zauważył, że jego policzki zdobią pojedyncze łzy. Oczy go piekły, ale nie odważył się ponownie ich zamknąć. Nie po takim śnie. Narzucił na siebie szlafrok i, nawet nie zawiązując paska, opuścił pokój. Kiedy zamykał drzwi, na zegarze wybiła godzina trzecia trzydzieści.

Minutę później szwendał się po hotelowym korytarzu, nie mogąc zebrać myśli. Dwie minuty później w jego umyśle ciągle panował chaos. Doszedł do wniosku, że najważniejsze wydarzenia z jego życia przyozdobione są czarnymi barwami. Te czarne barwy musiały zniknąć. Trasa dobiegła końca – wreszcie. Wrócę do domu, dostanę odpowiednie papiery. Będę mógł grać z innymi zespołami. Zawodowo. Czy to nie jest pozytywny skutek tej całej afery? Mimo to, nie cieszył się. Mitchel pewnie teraz jest za kratkami. I spędzi tam kilka ładnych lat, jeśli się nie przyzna. Jeśli się przyzna, kara może być łagodniejsza, ale nie uniknie kontaktu z murami więzienia. Świadkowie go pogrążą. Ja go pogrążę. Przecież wszyscy członkowie zespołu będą przesłuchiwani. Będzie się to za mną ciągnęło przez całe święta. Co najmniej. Ale muszę powiedzieć prawdę. Żaden dowód nie umniejszy mu kary, chyba że nastąpi jakiś cud. Ale się facet wpakował. I to jeszcze przed świętami Bożego Narodzenia. Normalni ludzie spędzają ten dzień z rodziną, przyjaciółmi... Przyjaciółmi. Tak jasne. Wyszedł na balkon na końcu korytarza. Nocne powietrze go orzeźwiło i przypomniało o mokrych policzkach, które natychmiast wytarł. Słowo przyjaciel kojarzyło mu się tylko z Adamem. Adam był dla niego najbliższą osobą, choć nie wiedział nawet, jak do tego doszło. Przecież nie spędzali ze sobą każdego dnia. Widywali się raz, może dwa razy na tydzień, a kiedy wyjechali z San Diego, jeszcze rzadziej. Każdy robił swoją karierę. Ale nie zapomnieliśmy o sobie. Tutaj, w Los Angeles, wydarzyło się wiele. Racja. Ale czy to naprawdę jest powód, by zrywać przyjaźń? Teraz wrócimy do San Diego na przerwę świąteczną i co? Będziemy się omijać na ulicy? Nie chciał tego. Każda komórka jego ciała krzyczała „nie!” i wyrywała się w stronę Lamberta. Muszę się jakoś z tym pogodzić. To przecież nie koniec świata. W samym Nowym Jorku jest tyle ludzi odmiennej orientacji, że to jest już norma.

- Adam jest gejem. - Powiedział głośno. Pierwszy raz odważył się to powiedzieć. Po raz pierwszy się nie bał. - Fakt, że jest gejem, wiąże się z tym, że będzie zachowywał się... Inaczej. - Dalszy monolog prowadził już w myślach, podziwiając stan ciszy, jaka zalała ulicę West Brock oświetloną słabym światłem latarni.

Powiedział, że wobec mnie zachowuje się inaczej niż wobec innych przyjaciół. Co to znaczy? Pytał siebie, ale wiedział. Adam darzył go uczuciem, do którego Tommy nie mógł dopuścić, żeby się rozwinęło. Jeśli on naprawdę mnie... Darzy mnie jakimś uczuciem... Będzie musiał pogodzić się z rozczarowaniem. Nie będę dawał mu żadnych sygnałów, żadnych nadziei. Przy najbliższym spotkaniu wyperswaduję mu dobitnie, czego od niego oczekuję i czego on będzie mógł spodziewać się ode mnie.

- Układ doskonały, nieprawdaż? Wyznaczmy granice i ustalmy jasne zasady, żeby każdy był świadom, na czym stoi. - Powiedział dobitnie i zawiązał szlafrok, gdyż poczuł zimnie dreszcze.

- Zasady są po to, żeby je łamać. - Powiedział cicho Isaac nachyliwszy się do ucha Tommy'ego. Stał tuż za jego plecami, zakradłszy się uprzednio na balkon. - Prowadzisz wewnętrzny monolog czy gadasz do swego anioła stróża? - Obszedł Tommy'ego, który przed chwilą wystraszył się niespodziewanego głosu i teraz oddychał ciężko.

- Nie wierzę w anioły. - Powiedział dobitnie. Mógłbyś na drugi raz się tak nie skradać? - Dodał z fałszywą pretensją i oburzeniem. Isaac z łobuzerskim uśmiechem kiwnął przecząco głową. - Tak myślałem. - Burknął i poprawił pasek od szlafroka i założył ręce na piersi.

- Piękna noc, prawda? - Oparł ręce o barierkę, czego nie odważył się zrobić Tommy.

- Dość chłodno. Czemu nie śpisz? - Blondyn nie ruszył się z miejsca. Stał dokładnie na środku balkonu, oglądając plecy perkusisty.

- Mam lekki sen. Usłyszałem, jak ktoś urządza sobie piętnastominutowy spacer po korytarzu, więc wyszedłem tego kogoś opieprzyć. Może wiesz, kto to był? - Rzekł zaczepnie, a Tommy zarumienił się, wspominając swój zwyczaj niepodnoszenia nóg podczas chodzenia.

- Nie mam zielonego pojęcia. - Uśmiechnął się, pokazując przy tym zęby, a następnie oparł się o ścianę. - Przepraszam. Po prostu obudziłem się w środku nocy i poczułem, że muszę pomyśleć. - Wytłumaczył się i zamknął na chwilę oczy.

- O Adamie. - Dopowiedział Isaac, a Tommy zaskoczony spojrzał na niego z uwagą.

- Skąd...

- Mam bardzo dobrze rozwiniętą zdolność obserwacji. To wszystko. - Rzucił i ziewnął.

- Ach tak? Nie myślałem tylko o nim. Myślałem też o...

- Mitchelu?

- A niech cię. Jesteś jakimś jasnowidzem czy co? - Oburzył się Ratliff. Denerwowało go, że nie może nic ukryć przed Carpenterem.

- Może, ale nie w każdej sprawie. Pamiętasz naszą ostatnią rozmowę? W łazience. Przerwano nam. Cały czas o tym myślę, ale za nic nie mogę rozgryźć, o co ci wtedy chodziło. Dokończ teraz, proszę. - Rzekł prosząco i przechylił głowę, spoglądając na gitarzystę badawczo.

- Ta sprawa wypełnia moją głowę od tygodnia. Ogólny zarys jest taki: Adam – niby spoko gość, dość bogaty, może osiągnąć wszystko, mieć wszystko. Dodatkowo super przyjaciel, można z nim pogadać, spędzić czas, iść na piwo, rozerwać się, nawet pomilczeć. I wydawałoby się: przyjaciel idealny. Mało tego. Facet idealny. Mógłby mieć każdą laskę. I z pewnością teraz, kiedy jest już sławny, ustawiają się do niego w kolejce. Jeden defekt. Zgadnij, jaki. - Objaśnił całą sytuację tak szybko jak się dało. Nie miał ochoty opisywać zachowań, jakie w jego obecności prezentował Adam; jak on sam dał się oszukać, wmawiając sobie, że to normalne. Jak flirt faceta z facetem może być normalny? Nie. Jak flirt faceta ze mną może być normalny? Czy ja mam napisane na czole gej – bierz, ile chcesz? Zwariowałem do reszty albo byłem ślepy jak kret. Albo nie. Najpierw byłem ślepy, a teraz zwariowałem. Podczas gdy Tommy wyrzucał sobie w myślach własną naiwność, Isaac próbował rozgryźć zagadkę.

- Nie jest heteroseksualny. - Powiedział spokojnie z wyrazem twarzy wyrażającym olśnienie. - To prawda, tak? Jest gejem?

- Eureka. - Tommy jeszcze przed chwilą myślał, że Isaac na to nie wpadnie, ale najwidoczniej umysł jasnowidza znów go zawiódł. W sumie nie było trudno się domyślić. To tylko ja jestem taki ociemniały i ciężko myślący. Jestem idiotą! - Powiedz, czy tylko ja tego nie zauważyłem? - Podszedł do niego gwałtownie i złapał za ramiona, gdyż nagły spokój Isaaca wytrącał go z równowagi.

- Tommy, uspokój się, okey? - Powiedział spokojnie, ale to jeszcze bardziej rozdrażniło gitarzystę.

- Nie! Bo wiem, że tylko ja byłem taki głupi, że tego nie zauważyłem. A może i zauważyłem, ale ignorowałem to, bo tak chciałem... - Westchnął i odwrócił się do kolegi plecami. Właśnie uświadomił sobie, czego naprawdę chciał. Czego oczekiwał, a co zostało mu dane. W nadmiarze. Pragnął uwagi. Nigdy nikt nie poświęcił mu wystarczająco uwagi. Nigdy nie spotkał osoby, która wysłuchałaby go do końca, która interesowałaby się tym, co mówi. Do chwili, gdy zjawił się Adam. On go wysłuchał, zainteresował się. To dlatego nie zauważyłem, że jest inny? Bo byłem zbyt zajęty sobą, by to zauważyć?

Cisza wypełniała przestrzeń między muzykami. Isaac patrzył na Tommy'ego ze zrozumieniem. Ale do końca nie wiedział, co dzieje się w głowie współtowarzysza. Może teraz odkrywa kolejne tajemnice dotyczące Adama? A może zastanawia się, co spowodowało, że nie spostrzegł tego oczywistego faktu, który zauważyli wszyscy wokół? Cóż, jeśli samym byciem mu pomogę, to będzie mój mały wkład w naprawianie świata.

- I co? Wpadłeś już na coś genialnego? - Powiedział beztrosko i potarł ramiona po nagłym dreszczu z powodu zimna.

- Wpadłem na dużo rzeczy, ale żadna z nich nie jest genialna. - Szepnął głośno zatrwożony swymi odkryciami.

- Więc opowiesz mi o nich w pokoju, bo mam już dość marznięcia na tym balkonie. - Odbił się rękoma od barierki i wszedł na korytarz. Chciał zamknąć drzwi balkonowe, ale Tommy nie wszedł za nim. Stał tylko w tym samym miejscu, co przedtem, z opuszczoną głową jakby nie dosłyszał słów perkusisty. - Idziesz, czy mam cię tu zamknąć? - Isaac spytał żartobliwie, ponaglając tym samym Ratliff'a.

Szczupły mężczyzna ocknął się z zamyślenia i poszedł mechanicznie w stronę pokoju Isaaca. Nie odezwał się, kiedy Isaac go dogonił i spytał czy nie jest śpiący. Nie odezwał się także wtedy, gdy Carpenter objął go przyjacielsko ramieniem i ze zrozumieniem milczał przez całą krótką drogę do sypialni. Jednak kiedy krótko przystrzyżony mężczyzna o niebiesko-szarych oczach zaprosił go do środka, zawahał się.

- A może to nie jest dobry pomysł? - Powiedział spokojnie i spojrzał na przyjaciela, który patrzył na niego nierozumiejącymi oczyma. Wytłumaczył więc, o co mu chodzi. - Przecież widzę, że jesteś śpiący, jest środek nocy, a ty rano będziesz wyglądał jak cień człowieka tylko dlatego, że ja teraz zawracam ci głowę. - Wyjaśnił.
- Tommy, nie bredź. Teraz najbardziej interesuje mnie twoja sprawa, a spać będę w samolocie. Trasa się skończyła, nie ma jutro ciężkiej próby ani koncertu. Wyluzuj. - Rzucił na koniec i wciągnął go do pokoju.

Sypialnia wyglądała zupełnie inaczej pokój Tommy'ego z przytłaczającym swoją wszechobecnością kolorem beżu. Ten zakątek wypełniał kolor błękitu oraz morskie wzory. Na każdej szafce nie brakowało ozdób rodem z dna oceanu, a na ścianie, o którą opierało się wezgłowie łóżka, wisiał ogromny morski pejzaż. Ten pokój z pewnością nie działał na właściciela przygnębiająco. On ożywiał. Nic dziwnego, że TJ uśmiechnął się, kiedy tu wszedł. Niepewność zniknęła, a jej miejsce zajęła wdzięczność. Isaac był jak anioł stróż. Wystarczyła sama jego obecność, by Tommy Joe znalazł odpowiednie rozwiązania swoich problemów. Taki migający kierunkowskaz: idź tu, a nie tam.

- I co z tym Adamem. Naprawdę tak cię przeraża to że jest gejem? - Spytał Isaac, podchodząc do barku, by zrobić drinki.

- Ja... Sam nie wiem. Nigdy nie miałem powodów do zastanawiania się nad tym, jaki jest mój stosunek do homoseksualistów. Może to dlatego, że nigdy wcześniej nie spotkałem nikogo takiego, nie miałem styczności z osobą homoseksualną i...

- A ja pytam konkretnie o Adama. - Zaznaczył muzyk i podał blondynowi whisky.

- Adam... - Westchnął i usiadł na łóżku, kołysząc lekko szklanką z trunkiem. - Będzie zachowywał się inaczej. Zupełnie inaczej... Jeżeli się z nim pogodzę. - Ważył szklankę w dłoni. Patrzył na ciecz, która w słabym blasku żarówki mieniła się jak bursztyn.

- Dlaczego inaczej? Myślisz, że nie pokazywał ci prawdziwego siebie, kiedy był z tobą? To znaczy, kiedy z tobą rozmawiał, spędzał czas.

- Kiedy po jego występie poszedłem go poszukać, on rozmawiał z koleżanką. Nie zauważył mnie. A potem, kiedy już mnie zobaczył, ucieszył się tak jak dziecko, które odnalazło dawno zagubioną lalkę. Był taki szczęśliwy... - Wspominał to wydarzenie z uśmiechem na ustach. - Był bardziej szczęśliwy niż wtedy, gdy występował na scenie, rozumiesz? Śpiewanie na scenie – trzymanie w ręku mikrofonu, operowanie głosem, którym czaruje publiczność, a mimo to bardziej szczęśliwy był wtedy, gdy ujrzał mnie. Nie sądzę, żeby to było fałszywe, Carp. - Spojrzał na współtowarzysza wzrokiem pełnym radości i szczęścia. A potem wyraz jego twarzy diametralnie się zmienił. - Właśnie to mnie przeraża. W jego oczach chyba jestem kimś więcej niż przyjacielem. Tego samego wieczoru znaleźliśmy się w jakimś ogromnym magazynie na graty. On mnie tam wciągnął, bo nie chciał, żeby zobaczył mnie jego współlokator z pokoju. W dalszym ciągu nie wiem, dlaczego. - Zauważył i odłożył szklankę z alkoholem na nocną szafkę. Nie miał ochoty na drinka ani na żaden inny napój. Podczas gdy Isaac słuchał z uwagą, blondyn położył się na wygodnym łóżku i milczał chwilę, z trudem wracając do wspomnień tak ciężkich dla sumienia i tak trudnych do zrozumienia.

- To tam powiedział ci prawdę? - Spytał poważnie usiłując zachować kamienny wyraz twarzy. W duchu jednak podekscytowany był opowieścią i nie mógł doczekać się dalszego jej ciągu.

- Romantyczne miejsce, nie? Wystarczy wypuścić z siebie powietrze, a każdy pyłek uniesie się, zatykając ci płuca. Już w chwili przekroczenia progu tego pomieszczenia miałem problem ze złapaniem powietrza. A potem... Powiedział, że, kiedy jest ze mną, zachowuje się inaczej niż w otoczeniu innych przyjaciół. To było wprowadzenie, którego nie mogłem zrozumieć. Kiedy doszedł do sedna, nie mogłem uwierzyć. A kiedy mnie pocałował... Brakło mi tchu. Na własnej skórze przekonałem się, że jednak można umrzeć z braku powietrza. - Ostatnie słowa miały być żartobliwym dokończeniem historii, ale załamany głos głos sprawił, że wyszła z nich słaba puenta. Zamknął oczy, by dać im odpocząć. Dopiero teraz odczuł zmęczenie. Chciał spać.

- Zaraz, pocałował?! Tommy, to oznacza, że on ciebie...

- Nie oznacza! - Podniósł się gwałtownie i spojrzał na Isaaca złowrogo. - To nic nie oznacza. Po prostu: nie chciałem uwierzyć, więc mnie przekonał. Najprostszym sposobem. Nie waż się nigdy nawet pomyśleć, że ten pocałunek miałby coś oznaczać. Pocałunek, do którego nigdy nie powinno było dojść. Przez ten gest w mojej głowie panuje burza. Więcej – huragan. Przez ten pocałunek nie mogę w nocy spać, śnią mi się koszmary. Przez ten pocałunek nienawidzę jego, ale przede wszystkim nienawidzę siebie, bo do czegoś takiego dopuściłem. To jest prawdziwy powód mojego zachowania wobec niego, wszystko inne mogę mu wybaczyć.

Po tym wyrzucie wziął głęboki oddech. Węzeł wokół gardła, jaki utworzył się w trakcie wyznania, ciążył mu, więc wykorzystał alkohol, by się rozluźnić. Isaac patrzył na niego oniemiały, ale i podejrzliwie. Sam nie wiedział, jak czułby się w sytuacji, której doświadczył jego kolega. Gdyby facet chociaż spróbował mnie dotknąć w dwuznaczny sposób, to albo skopałbym mu tyłek, albo posłał do wszystkich diabłów. Nie, nie wiem. W najgorszym razie uciekłbym, gdzie pieprz rośnie. To musi być ohydne! Wzdrygnął się od samego myślenia o homoseksualnym geście.

- I nie broniłeś się, kiedy on już... No wiesz. - Zagestykulował dłońmi, a Tommy spojrzał na niego nie dowierzając, że w ogóle zadał to pytanie.

- Pewnie, że się broniłem! Przynajmniej próbowałem, ale na początku zablokował mnie tak, że nie mogłem się ruszyć. Potem zdołałem go jakoś odepchnąć, a na końcu uderzyłem go w twarz i powiedziałem, że nie jest już moim przyjacielem. - Kiedy teraz o tym pomyślał, zrozumiał, że nie powinien tego robić. W każdym razie nie powinien Lamberta bić. Agresja niczego nie załatwia, a on przecież występuje w telewizji. Mogłem mu nabić jakiegoś siniaka, albo... Ale to był odruch. Niekontrolowany. I to nie była moja wina. Zasłużył sobie.

- Wiesz, trochę to dla mnie skomplikowane. Mówisz o tym tak, jakbyś się brzydził tego, co zrobił twój przyjaciel. A z drugiej strony pamiętam, jak dałeś się wkręcić w pomysł Mitchela z tą całą próbą. Wtedy nie stawiałeś oporów, kiedy całował cię obcy mężczyzna.

- To było zupełnie coś innego. - Oburzył się Ratliff.

- Bo wtedy chciałeś, a teraz nie?

- To... Nie takie proste do wytłumaczenia. Kiedy całujesz się z obcym facetem to to jest coś innego niż kiedy całujesz się z przyjacielem... Rozumiesz? - Tommy próbował to wytłumaczyć, ale Isaac pokręcił tylko stanowczo głową, że nie rozumie. - Wtedy musiałem to zrobić (a przynajmniej tak sobie to tłumaczyłem) i powiedziałem sobie, że to nic takiego, że nawet tego kogoś nie znam. A dopiero potem się dowiedziałem, że to jest brat Mitchela, że to wszystko było ustawione, a Adam...

- Ustawione?!

- To długa historia. Opowiem ci kiedy indziej. - Tommy ominął temat, chcąc powrócić do sprawy Adama. Isaac wyczuł to, więc odpuścić kolejną interesującą opowieść. Poczuł się jednak trochę zawiedziony, że mimo iż Tommy mówi mu dużo, to i tak jest niezbyt wiele w stosunku do tego, co mógłby mu jeszcze opowiedzieć.

- Więc chcesz mojej rady, jak sądzę?

- Byłbym zaszczycony, gdybyś mi jej udzielił o mądry Isaacu. - Skłonił się jak do króla, wymachując ręką jak sługa. Gimnastykował się przy tym tak, że Isaac niemal wybuchnął śmiechem. Za chwilę obydwaj się śmiali.

- Jam mądry Isaac powiadam ci... - Zaintonował niskim głosem, a potem mówił już normalnie opanowując śmiech. - ...powiedz mu, to co mi powiedziałeś. Póki jeszcze nie jest za późno. Tom, jeżeli ta przyjaźń naprawdę wiele dla ciebie znaczy, a widzę, że tak, to powiedz mu, co czujesz i czego oczekujesz. Ale powiedz mu też, co ty możesz mu dać, a czego nie możesz.

- Czyli mam ustalać zasady? - Podsumował sceptycznie, a Isaac kiwnął głową na znak potwierdzenia. Tommy natomiast nie podchodził do tego pomysłu tak optymistycznie. - Cofnijmy się od kilkudziesięciu minut wstecz. „Zasady są po to, żeby je łamać” - powiedział pan Carpenter, skradając się na balkon. I co na to powiesz, hmm? - Krótka parodia spowodowała, że bębniarz zaśmiał się, a potem ziewnął.

- Dobra, dobra, mądralo. A więc ostatnia moja rada, więcej nie dostaniesz. Kieruj się sercem, a teraz idź spać, może być?

- Nie masz w zanadrzu czegoś innego? - Tommy zniechęcony zszedł z łóżka i stanął obok perkusisty, który okrył się szczelnie pościelą.

- Wybacz, pakiet się skończył, ale serio. Masz jeszcze kupę czasu, żeby pomyśleć. W końcu samolot jest dopiero jutro... O trzeciej. - Uśmiechnął się szczerząc zęby. - A... I musisz mi opowiedzieć o tej sprawie z Mitchelem itp. Czemu ja nigdy nic nie wiem? - Zadał pytanie retoryczne, a Tommy zbył to uśmiechem, oddalając się w kierunku drzwi.

Błyskawicznie znalazł się w swoim monotonnym pokoju. Ostatnia rada Isaaca była dla niego marnym pocieszeniem. Ponury zagłębił się w miękkiej pościeli. Blondyn nadal nie wiedział, co robić. Rady Carpentera rodem z romansów niewiele pomogły, a on musiał zdecydować, co robić. Postanowił podjąć decyzję do rana, a że ta przełomowa noc dobiegała już końca i do świtu pozostała niespełna godzina, musiał się sprężyć i wytężyć umysł. Budzik nastawiony na godzinę szóstą rano trwał w gotowości, odliczając sekundy do alarmu. Tommy jednak nie patrzył na urządzenie. Przyłożył głowę mocno do poduszki, modląc się o wygraną w potyczce ze snem.

***

Za ścianą Isaac próbował jak najszybciej zasnąć, ale i jego dotknęły zawiłe sprawy między Adamem a Tommy'm. Jak to jest, że ludzie, którzy darzą się uczuciami, nie mogą się dogadać. A oni darzą się uczuciami na pewno, to widać. Oby udało im się dojść do porozumienia. Szkoda by było... Takiej dopasowanej pary. Bo pasują do siebie. Pod każdym względem. Choć widział Adama na żywo tylko raz, to na podstawie jednego kontaktu mógł ocenić jego stosunek do Tommy'ego, a blondyn odpowiadał mu tym samym. To nie mógł być przypadek. Tak patrzeć na siebie mogą tylko ludzie darzący się miłością. Ostatnie wspomnienie zmorzyło go snem. Wtulił się w poduszkę, oddając się w pełni w ramiona Morfeusza, a los Tommy'ego powierzył jemu samemu.