piątek, 17 czerwca 2016

Rozdział 60 - Bez kontroli

Kochani!
Dziękuję za komentarze, chociaż mogło być ich więcej. Wiem jednak, że odwiedzaliście mój blog, kiedy przeżywałam swoją przygodę w pięknej Hiszpanii oraz trwający 9 godzin sen w Księstwie Monako. Tak, tak, odwiedziłam w sumie 7 krajów, ale to te 2 poznałam najbliżej. Najbardziej urzekła mnie Barcelona, w której się zakochałam i polecam wszystkim wizytę w tym urokliwym mieście. Długo nie mogłam się pozbierać po takim przeżyciu, dlatego też odcinek okrągły 60. trafia do Was dopiero teraz.
I proszę, napiszcie, co u was! Jak tam świadectwa, hę?
I podrawiam wszystkich, którzy wybierają się na LFO! Ja niestety nie zaszczycę Queenbertu swoją obecnością, ale postaram się być tam duchem :)

Rozdział 60
Bez kontroli

- Tommy! Proszę, hamuj! Błagam cię, no!

Już przez około dziesięć minut mięśnie Adama były napięte do granic możliwości. Trzymając się za pas bezpieczeństwa obserwował bezkolizyjne wymijanie kolejnych pojazdów przez Tommy'ego Joe. Jego sposób jazdy przypominał slalom – blondyn przejeżdżał z prawego pasa na lewy, by za chwilę znów wrócić na prawy i wykorzystać go do wyminięcia pojazdu, który poruszał się „szybszym” pasem ruchu. Muzyk cały czas się śmiał z reakcji Lamberta, którego strach już w pierwszych sekundach uwidocznił się w głosie i mimice twarzy.

- Nie, nie mogę na to patrzeć... - W końcu piosenkarz zamknął oczy, które zasłonił także dłońmi. Dopiero wtedy Tommy Joe zdjął nogę z gazu.

- Mógłbym teraz powiedzieć, że mi nie ufasz, wiesz? - Stwierdził rzeczowo, wracając na prawy pas po stwierdzeniu, że miejsce za nim nie jest już ograniczone przez tiry.

- Tu nie chodzi o zaufanie, ale bezpieczeństwo. Nie myślisz o tym, że jeden nieprawidłowy ruch mógłby pozbawić nas życia? - Odparł wciąż zestresowany brunet. Rozsunął palce i otworzył jedno oko, by sprawdzić, w którym miejscu na kilometromierzu znajduje się wskazówka. Spadała, więc odsunął ręce od twarzy i powrócił do obserwacji jezdni.

- Myślenie o ryzyku pozbawia frajdy. Od kiedy jesteś takim pesymistą?

- A od kiedy ty dostrzegasz tylko pozytywy? - Odbił piłeczkę Adam.

- Odkąd poznałem ciebie. Chyba zabieram ci pozytywną energię. - Ratliff stwierdził radośnie i spojrzał na przyjaciela. Zobaczył, jak ziewa. - To dziwne, że nadal jesteś zmęczony. Może chcesz się trochę przekimać? - Zapytał troskliwie, ale Adam zaprzeczył, kiwając energicznie głową, jakby chciał otrząsnąć się z nawiedzającego go zmęczenia.

- Jest okay. Może to idolowe szaleństwo jeszcze się na mnie odbija? Wiesz, byłem nieźle zapracowany...

- I nadal sądzisz, że to chcesz w życiu robić? Śpiewać aż padniesz z przemęczenia? - Rzekł bardziej ponuro Ratliff i spojrzał na Adama właśnie w chwili, kiedy Lambert zwrócił w jego stronę swoje spojrzenie. Ich oczy ponownie się spotkały, stykając czekoladowy brąz z morskim błękitem. Trwało to tylko chwilę. Tommy powrócił do obserwacji swojego pasa ruchu speszony zarówno swoim odważnym pytaniem jak i niespodziewanym kontaktem. - Przepraszam... Nie miałem tego na myśli. Wiem, że to twoje marzenie i...

- W porządku. Myślę, że i ten etap skończy się prędzej czy później. Ale ta harówka jest warta celu. Im więcej czasu poświęcę nauce śpiewu teraz, tym lepiej będę śpiewał w następnych odcinkach Idola. Może widzowie to docenią, może dzięki tej pracy dojdę do finału, może... - Przerwał pełen pasji monolog, gdy poczuł coś niespodziewanego. Gest dłoni, która nakryła jego dłoń opartą na kolanie, wyrażał pełne wsparcie. Spojrzał na długie palce i powiódł wzrokiem po ramieniu aż do przystojnej twarzy, która właśnie się zarumieniła.

- Na pewno ci się uda. Ja... Zawsze, kiedy widzę cię na scenie, wyobrażam sobie, że zawsze będziesz śpiewał tak samo pięknie, tak samo poddawał się każdej emocji w każdym wersie każdej piosenki. Zmieniać się będzie tylko scena pod tobą i ilość ludzi, jaka przyjdzie na twój koncert. I nie będziesz potrzebował nikogo, by osiągnąć taki sukces. - Blondyn mówił to, cały czas patrząc w przednią szybę. Tylko na sekundę odwrócił głowę do Adama, by wypowiedzieć ostatnie słowo łamiącym się już głosem. - Nikogo. - Rzucił dobitnie i spróbował zabrać dłoń, ale Lambert w porę zacisnął na niej swoje palce. To spowodowało, że urwany kontakt wzrokowy mężczyzn znów się odnowił. Dzięki temu Adam uśmiechnął się, poczuł się szczęśliwy. Tommy Joe nieśmiało odwzajemnił ten uśmiech.

Coś go rozpraszało. Droga? Adam? Sprawcą dziwnego stanu były ukryte w sercu emocje, które ośmielały się właśnie ujawnić w głowie. Szybko zabrał rękę i położył na kierownicy, wokół której zacisnął palce. Poczuł się dosyć niezręcznie, ale to nie bliskość mu przeszkadzała. To burza, która rozszalała się w jego głowie przez dotyk, głos Lamberta i jego przenikliwe spojrzenie. Muzyk nagle poczuł chęć do rozmowy: jeszcze bliższego poznania Lamberta. Byli sami. Nikt nie mógł im teraz przeszkodzić. Był pewien, że już dobrze się poznali. Choć może nie aż tak dobrze? Blondyn nadal nie wiedział, co Adam robił przed programem „American Idol”. Chciał poznać go lepiej, dokładniej. Chciał słuchać. Teatr. Czy spędziłeś w nim całe życie? A co z życiem prywatnym? Uczuciowym? Czy wielu ich było? Ostatnie pytanie wpadło do blond głowy nagle i przykleiło się do pamięci jak rzep do psiego ogona. Jak wiele razy się zakochałeś? Czy była to szczęśliwa miłość? Czy kiedykolwiek uszczęśliwiłeś kogoś... Nie, to absurdalne. O czym ja myślę...! Czy kiedykolwiek...

- Uprawiałeś kiedyś seks w samochodzie? - Mruknął, ale dość głośno, by brunet mógł wyraźnie usłyszeć to pytanie. Lamberta rozświetlił uśmiech zaskoczenia, który rozszerzał się i rozszerzał. Tom zerknął na niego i dopiero wtedy uświadomił sobie, co się stało. - Cholera, powiedziałem to na głos? - Spytał, by się upewnić, ale brunet nie musiał odpowiadać. Jedno spojrzenie wystarczyło, by to potwierdzić. Blondyn westchnął. Wcale tego nie zauważając zwolnił do osiemdziesięciu kilometrów na godzinę. Teraz to białe Maserati było wyprzedzane przez inne samochody. W tym czasie Joe wyrzucał sobie w myślach własną głupotę, jednak było już za późno, by cokolwiek cofnąć. - Dobra, skoro już padło to pytanie. To może odpowiesz? Oczywiście, jeśli...

- Wielokrotnie. - Przerwał mu namiętny ton. Lambert obdarzył go spojrzeniem, które było inne niż wszystkie pozostałe. Było tak przenikliwe i wyzywające, że gdy je zobaczył, przeszły go ciarki. Wstrzymał oddech, starając się nie myśleć o rosnącej temperaturze własnego ciała.

O cholera... Gitarzysta nie potrafił odetchnąć. Wypuszczał powietrze ustami bardzo powoli i płytko. Jego wyobraźnia zaczęła pracować na zwiększonych obrotach, podsyłając obrazy nagiego Lamberta, który sprawiał przyjemność drugiemu ciału bez twarzy w pełni je dominując. Nie wiedział, dlaczego widzi Lamberta jako samca alfa. Jako przyjaciel zawsze był tym silniejszym, dającym wsparcie i bezpieczeństwo. A może jest na odwrót? Może to on... W tym samochodzie...?

- W tym samochodzie? - Kolejna myśl przestała być myślą. Blondyn sam już nie wiedział, czy chciał ją wypowiedzieć na głos, czy nie. Zrobił/ to i tym razem zaczął lękać się odpowiedzi.

- Nie. - Rzucił Adam rzeczowo. Zastanawiał się, dlaczego ten temat ciekawi Ratliffa, ale chciał bawić się w tę grę. Odpowiadał zgodnie z prawdą za każdym razem sprawdzając reakcję przyjaciela. Z niecierpliwością czekał na następne odważne pytanie.

- Opowiedz mi. - Rozkazał muzyk, nie potrafiąc utrzymać nad sobą kontroli. Zacisnął palce na kierownicy, starając się utrzymać stałą prędkość. W tym momencie ogarnął go już zupełny strach przed spojrzeniem Adama. Co on sobie o mnie pomyśli? Dlaczego w ogóle zadałem to pytanie...? Zastanawiał się, ale swoje zachowanie mógł zrzucić tylko na uśpione dotychczas, a teraz uaktywnione żądze, które były wywołane nie tylko przez niedozwoloną prędkość. Temperaturę miała podgrzać nieprzyzwoita opowieść Adama.

- Mój poprzedni... Nazwijmy to związkiem. - Brunet zamilkł na chwilę, by po przełknięciu śliny kontynuować. - Składał się tylko z wtorkowych wypadów nad jezioro. Ale nie jeździliśmy tam popływać czy podziwiać nocą gwiazdy. Nawet nie wychodziliśmy z samochodu. Byliśmy zbyt skupieni na sobie, by dostrzec przestrzeń wokół nas. A potem wracaliśmy: ja do swojego życia, on do swojego.

- Dlaczego? On... Cię nie kochał? - Ratliff zapytał delikatnie. To pytanie także nie sprawiło wokaliście kłopotu.

- Drake, on... Nie wierzy w miłość. Krótka po przesłuchaniu do „Idola...” zrozumiałem, że on nie da mi tego, czego pragnę. Dlatego odszedłem. Puścił mnie wolno, życząc powodzenia. Przy ostatnim spotkaniu... To był nasz najostrzejszy seks... - Rzekł, wspominając w myślach pikantne obrazy. - Był... Taki gorący i namiętny... - Wymieniał epitety, a wraz z ich ilością zwiększała się prędkość, z jaką jechali.

Tommy przestał kontrolować szybkość. Jego stopa bez rozkazu coraz mocniej dociskała do podłogi pedał gazu. Adam zauważył to, kiedy przestał bujać w obłokach. Wtedy licznik pokazywał już dwieście pięćdziesiąt kilometrów na godzinę.

- Tommy! Hamuj! - Brunet krzyknął, a blondyn natychmiast zareagował wciśnięciem pedału hamulca, a potem sprzęgła. Zjechał na pas awaryjny, czując, że temperatura jego ciała skoczyła do niemal pięćdziesięciu stopni. Choć było to niemożliwe, przeczuwał, że zaraz wyparuje. Ryk silnika zmniejszył się, a przestrzeń samochodu zaczął wypełniać przyspieszony oddech Ratliffa. Oparł on najpierw ręce, a potem głowę na kierownicy sportowego auta, a Adam wpatrzył się w niego osłupiały.

- Tommy... Wszystko w porządku? - Spytał Adam zdenerwowanym głosem i położył dłoń na ramieniu kierowcy.

Tommy Joe tylko się wzdrygnął. Potem jednak spojrzał na dłoń oraz jej właściciela. Jest w porządku... Nie, nie jest w porządku. Nic nie może być w porządku, kiedy jesteś obok, bo... To wszystko to jeden wielki chaos, który ty nieświadomie powiększasz. Ja... Nie wiem, dlaczego tak reaguję, ale wiem, że to przez ciebie. Wiem, że to wszystko dotyczy nas, to coś jest pomiędzy nami i wszystko rujnuje. Adam, ja... Dotknął palcami palców dłoni Adama. Zapragnął ją pogłaskać. To było niewłaściwe. Odrzucił to pragnienie tak jak delikatną dłoń.

- Muszę iść się przewietrzyć. Chyba faktycznie przeholowałem z prędkością. - Stwierdził, siląc się na uśmiech, ale i on wyszedł mu smętnie i słabo. Nie przekonał nim przyjaciela, który opuścił auto kilka sekund później i udał się w ślad za Ratliff'em. Piosenkarz przeszedł szybko odcinek dzielący go od brązowookiego. Stał on oparty o maskę, miał skrzyżowane ręce i nogi jakby chciał się zamknąć na cały świat. Lambert stanął naprzeciwko niego, nie martwiąc się o przejeżdżające obok nich z zawrotną prędkością samochody.

- Tommy... - Zaczął, ale czekoladowe oczy nawet na niego nie spojrzały, choć tak pragnął się z nimi spotkać. Blondyn unikał go, a on nie wiedział, co jest tego powodem. Bywał skryty, ale nigdy do tego stopnia. W tej chwili nie wiedział, co powiedzieć. Pocieszyć? Ale z jakiego powodu? Wytłumaczyć? Ale co wytłumaczyć? Mógł tylko czekać na jakikolwiek ruch ze strony Tommy'ego Joe, gdyż bariera, jaką wokół siebie zbudował, nie pozwalała mu nawet podejść.

- Zrób coś dla mnie. - Mruknął Tommy, starając się jednak przebić przez hałas przejeżdżających samochodów. Spojrzał poważnie na Adama, a w jego oczach przez odwagę przebijał się strach. - Pocałuj mnie tak jak za pierwszym razem.

- Za pierwszym razem? - Powtórzył niebieskooki, nie mogąc sprecyzować, o co chodzi gitarzyście.

- Pierwszy pierwszy raz. Pamiętasz zakurzony magazyn? Przybiłeś mnie do szafek. Deski półek wbijały się w moje plecy, a twoje kolano... Nie pamiętam, które... Było milimetry od mojego krocza. Wtedy...

- Wtedy cię zraniłem. - Dokończył Adam. Jego lodowaty ton ugodził Ratliffa prosto w serce. Gitarzysta podciągnął się na masce i odbił rękami od auta, by wstać. Reakcja Adama zaskoczyła go, ale nie mógł spodziewać się innej. - Jak możesz mnie o to prosić? Dlaczego to robisz? Teraz, kiedy jesteśmy przyjaciółmi, kiedy obiecałem, że więcej cię nie zranię?! Co to ma być? Jakaś próba? Ja... Nie! Nie wierzę w to, co właśnie usłyszałem... - Odwrócił się i przeczesał ręką włosy, robiąc parę kroków oddalających go od Tommy'ego.

Patrząc na Lamberta, Tommy odczuł wszystkie emocje, które zaczęły właśnie miotać jego przyjacielem. Zaszkliły mu się oczy, ale to nie rozrzucający jego włosy na wszystkie strony wiatr to spowodował. To jego serce właśnie poczuło się winne za słowa które właśnie wypowiedział. Nie potrafił już go kontrolować. Serce zaczęło kontrolować umysł, przesyłając uczucia, których nigdy nie nosił w sobie w takim stopniu. Próbował jeszcze walczyć. I jak ta walka się kończyła? Ranił człowieka, który stał się dla niego bliższy niż ludzie, którzy go wychowali oraz siostra. Dla niego wyjechał wcześniej z Sacramento. A teraz próbując nad sobą zapanować, próbując osłabić to przyciąganie, którego źródłem był Adam, ranił siebie i jego. Miał nadzieję, że ten pocałunek go osłabi, sprawi, że poczuje gniew i niechęć do człowieka, który stał przed nim. Brunet nie tylko odmówił, wzbudzając przy tym jeszcze większe zaufanie Ratliff'a, ale i oburzył się z powodu tej prośby, czym utwierdził blondyna w przekonaniu, że jego bliskość i wsparcie jest cenniejsze niż wszystko, o co muzyk do tej pory walczył. Teraz Adam wpatrywał się w przejeżdżające samochody, chcąc zrozumieć, co w chwilach takich jak ta kieruje jego przyjacielem, ukochanym. Trzymał ręce w kieszeniach, próbując wsłuchać się w szum samochodów. Zamknął oczy. W tej chwili poczuł oplatające go nieśmiało ręce oraz przytulające się do jego pleców ciało.

- Przepraszam. Przepraszam, zapomnij o tym, co powiedziałem. Ja...

- Nie mów już nic. - Rzekł, próbując nie poddać się kojącemu tonowi i porażającej bliskości Ratliffa. Prośba, jaką usłyszał, ukuła go zbyt mocno, by teraz mógł o niej zapomnieć. Odwrócił się, zdejmując obce ręce ze swojego brzucha. Ujrzał zaszklone oczy, które łamały mu serce. Dlatego przykrył dłońmi blade policzki, na których pojawiły się właśnie łzy. Starł je palcami. - Nie wiem, dlaczego o to poprosiłeś, ale nie chcę tego wiedzieć. Nie wracajmy już do tego. Po prostu... Jedźmy do Burbanku. Tym razem to ja poprowadzę. - Oznajmił twardo i zabrał ręce. Minął przyjaciela i skierował się w stronę auta, by po chwili zająć miejsce kierowcy i czekać, aż Tommy zajmie miejsce obok niego. Wpatrywał się chwilę w sylwetkę o spuszczonej głowie, ale nie mógł tak długo. Żałował, że potraktował Toma w ten sposób, ale nie umiał inaczej. Musisz w końcu zrozumieć. Nie jesteś mi obojętny. I wiem, że ja też nie jestem obojętny tobie. Chociaż próbujesz mnie odtrącić. Chociaż próbujesz mnie namówić do czynów, przez które mógłbyś mnie znienawidzić i osłabić to, co się w tobie rodzi. Kocham cię. Właśnie dlatego nie pozwolę ci mnie odtrącić. Nie zrobię nic głupiego. Może wtedy zrozumiesz, że to, co czujesz, to miłość. Podjechał wolno kilka metrów naprzód i zatrzymał się tuż przed Tommy'm Joe. Ten odwrócił głowę i pospieszył, by wsiąść do samochodu.

Do samego Burbanku Tommy Joe milczał. Nie chciał jeszcze bardziej zepsuć ich wspólnej relacji. Kilka razy powstrzymał się od tego w ostatniej sekundzie. Adam bowiem prowadził auto z takim samym zacięciem jak on wcześniej. Pędził z podobną prędkością, co brązowooki, a w pewnym momencie przekroczył ją, osiągając prędkość, jakiej gitarzysta nigdy nie ważył się przekroczyć. Może to była nauczka dla Ratliffa, a może tak duża prędkość wynikła ze zdenerwowania kierowcy – pewne było, że Tommy bał się teraz tak samo jak Adam wcześniej. Bał się o swoje życie i zrzucał na siebie winę za trzykrotnie przekroczoną prędkość dozwoloną na autostradzie. Lambert jednak był bardzo skupiony na jeździe, a w jego ruchach można było rozpoznać ostrożność. Tylko to powstrzymało Tommy'ego Joe od komentarzy.

Po kilku godzinach parze mężczyzn podróżujących śnieżnobiałym Maserati ukazało się miasto o niewielu wieżowcach, a potem po długim kluczeniu w jego środku znajoma ulica. Tommy Joe spodziewał się, że zaparkują na nigdy nieużywanym przez niego podziemnym parkingu. Blondyn nie posiadał samochodu. Nigdy więc nie zjeżdżał na to piętro, którego po prostu się bał. Odkąd zaczęli używać parkingu obawy zniknęły. Był to zwyczajny parking ze zwyczajnymi samochodami. Oczywiście do czasu, gdy nie zaparkował tam Lambert.

Tym razem Adam nie zjechał na drogę wiodącą do podziemia budynku, w którym mieszkali. Zamiast tego wjechał na kawałek chodnika tuż przed głównym wejściem do szarego bloku, a kiedy zatrzymał samochód, włączył światła awaryjne, nie gasząc silnika. Tommy z niemym zaskoczeniem obserwował jego poczynania. Dopiero, kiedy jego przyjaciel spojrzał na niego, zareagował.

- Nie jedziemy na parking? - Zapytał, patrząc w zmęczone niebieskie oczy.

- Nie tym razem, Tommy. Wysadzę cię tutaj, ja chciałbym jeszcze gdzieś jechać.

- Myślałem, że wrócisz ze mną do domu. To przeze mnie, tak? Adam, proszę...

- Tommy, przestań. - Przerwał mu Adam, ponownie dostrzegając nutę żalu w brązowych oczach. - Chcę jechać do San Diego. Obiecałem mamie, że wpadnę, jak wrócę z Sacramento. Chcę to zrobić teraz. - Wytłumaczył z przepraszającym uśmiechem.

- Ale wrócisz, prawda? Nie wyprowadzasz się? - Upewnił się Ratliff, nachylając w stronę Adama. Musiał być pewien tego, że Lambert nie opuszcza go na zawsze i że nie wyjeżdża z powodu słów, które padły w drodze.

Słysząc te pytania, Adam szczerze się roześmiał. Także zbliżył się do chłopaka i obdarzył całusem, który nie skończył się tak szybko. Tommy – pragnący tej bliskości od samego wyjazdu z rodzinnego domu – uchwycił wokalistę za dekolt T-shirtu i przyciągnął do siebie. Pochłaniał usta Lamberta z chciwością. By oddać pieszczoty, posłużył się językiem. Ocierał nim o język Lamberta, wywołując intensywne wibracje. Adam pod tym wpływem przyciągnął mężczyznę jeszcze bardziej do siebie. Gałka biegów zaczęła im wyraźnie przeszkadzać, kiedy drżące palce mężczyzn zaczęły wzajemnie błądzić po torsach i plecach. To Tommy jako pierwszy został pozbawiony tchu. Oparł czoło o czoło Adama i zaczerpnął powietrza.

- Cholera, musimy częściej się kłócić... - Stwierdził piosenkarz pod wrażeniem pocałunku. Uśmiechnął się, wzdychając. Tommy także się uśmiechnął, jednak na myśl przyszły mu inne słowa, które tkwiły w jego głowie od chwili zajęcia miejsca pasażera w białym sportowym samochodzie.

- Przepraszam cię, Adam. Przepraszam za to, co powiedziałem. Za wszystko. Ostatnio nie jestem sobą. Nie wiem, co się ze mną dzieje. Mam jakieś dziwne odczucia i myślę o tym, o czym nie powinienem. Myślę... Jestem pewien, że ma to jakiś związek z tobą, ale wiem, że to nie twoja wina. To, co się zdarzyło... To potwierdzenie tego, że cały czas się lękam i próbuję cię odepchnąć, zmuszając cię do rzeczy, które zranią nas obu. A z drugiej strony chcę twojej obecności w moim życiu... Może dlatego tracę nad nim kontrolę. - Mamrotał pod nosem, tłumacząc wszystko tak szybko, jak tylko mógł. Nie chciał pozwolić, by Adam ponownie mu przerwał. Nie wydawało się jednak, by Lambert chciał cokolwiek powiedzieć. Po prostu słuchał, bawiąc się długimi kosmykami włosów Ratliffa. Przemówił dopiero, kiedy jego ukochany skończył swój monolog.

- To twoje bariery, Tom. - Odparł tajemniczo i odkleił się od niego, by móc spojrzeć w oczy, w których odbijał się brak zrozumienia. - One topnieją. Może warto by było stracić tę kontrolę, by się przekonać, co naprawdę czujesz. Co czuje twoje serce nieograniczone działaniem umysłu. Wybacz, że nie pomogę ci zanieść tych wszystkich tobołków na górę, ale im wcześniej wyjadę, tym wcześniej wrócę do ciebie. - Zakończył, kierując odpowiedź w stronę poprzedniego pytania blondyna.

Tommy Joe wpatrywał się w niego odważnie, ważąc w głowie każde usłyszane słowo. Otworzył usta przy ostatnim zdaniu. Wtedy wróciła mu nadzieja. Wrócisz? Wrócisz do mnie mimo tego wszystkiego? Podniósł dłoń i ostrożnie zbliżył ją do szorstkiego od zarostu policzka Adama. Nie wiedział, co powiedzieć. Powiódł wzrokiem po przystojnej twarzy i zatrzymał się na ustach, które czekały na jakikolwiek ruch. Dotknął ich. Dwoma palcami obrysował kontur dolnej wargi. Zauważył, że Lambert zamknął oczy pod wpływem tego dotyku. Chce stracić tę kontrolę, ale tylko w twoim towarzystwie. Pomożesz mi się uwolnić? Pomóż mi, inaczej moje serce już na zawsze pozostanie więzione przez umysł. Tylko ty jesteś w stanie to zrobić, dlatego poczekam na ciebie. Nie mam dużo czasu, ale jeszcze jestem w stanie poczekać.

- Poczekam. Ale najpierw daj mi wszystko, co zdołam wnieść na górę. - Z trudem powstrzymał się od następnego pocałunku. Zabrał rękę i cofnął się aż do drzwi. Magia chwili bezpowrotnie uleciała, a między mężczyznami ponownie wytworzyła się przyjacielska relacja. Adam z żalem zaakceptował powrót do normalnego tonu po szeptanej rozmowie. Jednak już dawno pogodził się z nienaruszaniem granic. Sam musiał siebie kontrolować, więc nie dziwił się Tommy'emu. Pewnego dnia oboje się jej pozbawią. Pewnego dnia.

Tommy przyjął podane mu torby, w których były przygotowane przez jego ciotkę smakołyki oraz poukładane ciuchy należące do niego i Adama. Nie wziął jednak wszystkiego. Lambert zapewnił, że reszta może poczekać tę parę godzin i zadeklarował się wnieść te pozostałości do mieszkania własnoręcznie. Blondyn nie poszedł jednak do domu od razu. Ułożył torby na chodniku, by popatrzeć, jak białe Maserati odjeżdża. Nie odszedł, kiedy zniknęło za rogiem. Stał jeszcze parę minut, wpatrując się w asfalt i przekonywał siebie, że gdyby to on prowadził do samego Burbanku, nie pozwoliłby Lambertowi jechać do San Diego. Zabrałbym ci kluczyki, a ty poszedłbyś po nie do samego mieszkania. Ze mną. Wtedy... Właśnie wtedy chciałbym stracić kontrolę. Wtedy moglibyśmy stracić ją oboje.