piątek, 19 lutego 2016

Rozdział 55 - Nikt nie widzi

Uszanowanko! 
Read & comment, please!

Rozdział 55 
Nikt nie widzi

Czasami coś znika, by zaraz powrócić. Feniks odradza się ze swoich popiołów, a wigilijne dobre uczynki liczą się podwójnie w próbie odkupienia grzechów. Cisza, która miała stłumić wybuch podniecenia, zdwoiła jego siłę.W sypialni Tommy'ego energia gotowała się, by rozsadzić swobodnie leżące na łóżku ciało. Oczekiwanie na nieuniknione trwało najdłuższe sekundy świata.

A potem pochylający się nad Adamem Tommy Joe wycisnął na ustach Lamberta pocałunek, który pieczętował jedyną w swoim rodzaju umowę. Dłoń o wyjątkowo szczupłych palcach niezauważalnie wkradła się pod bawełniany materiał bokserek, a potem objęła ogromny nabrzmiały członek i zaczęła wykonywać powolne posuwisto-fryktyczne ruchy.

Strach zmieszany z podnieceniem uwidaczniał się w drżących wargach blondyna, który odważnie spojrzał w oczy bruneta. Więź ta zerwała się, gdy zbędna część garderoby Adama zaczęła mu przeszkadzać. Wtedy uniósł się nad Lambertem, podpierając o części łóżka po obydwóch bokach mężczyzny. Kolana piosenkarza znalazły się teraz między nogami muzyka, który przybrał taką pozycję, w jakiej zazwyczaj dosiada się konia. Tommy nie usiadł jednak. Klęcząc okrakiem nad przyjacielem nie zrywał z nim kontaktu wzrokowego. Zniecierpliwiony z zadziwiającą agresją ściągnął z Lamberta majtki, które teraz znalazły się w połowie masywnych ud. Baczne oczy prześlizgnęły się po nagiej sylwetce wokalisty, by dotrzeć do pulsującego ciepłem punktu. W mroku nocy wzrok Ratliffa na tyle się wyostrzył, by mógł go zobaczyć – wielki, czekający na zadowolenie męski członek.

- Boże, co ja robię. - Ciszy szept wyrwał się z zaciśniętego gardła, kiedy odsunął rękę. Spojrzał na Adama – jego zawstydzone, aczkolwiek wyczekujące spojrzenie mówiło samo za siebie.

Głębokie oddechy obojga mąciły ciszę. Adam czuł się, jakby był w drodze do nieba, ale napotkał przeszkodę. Strach Ratliffa znów dawał o sobie znać. Jego zadaniem było zlikwidowanie tej emocji. Złapał Tommy'ego Joe za ręce i przyciągnął do siebie tak, że blondyn idealnie przykrywał go swoim ciałem. Idealnie – klatka piersiowa przykrywała drugą klatkę, brzuchy nieznacznie się stykały, a krocza obydwu mężczyzn zaczęły ze sobą kolidować lekko się o siebie ocierając.

- Wygląda na to, że rozbudziłeś bestię. - Wyszeptał słodko Adam, mając przy swojej twarzy twarz Tommy'ego Joe. - Ale spokojnie. Nie masz się czego bać. Nie ugryzie cię, gdy spróbujesz jej dotknąć. Poza tym uwielbia pieszczoty... - Poradził i poprowadził rękę kochanka między ich ciała.

Z pomocą Adama Tommy Joe uchwycił jego męskość w szczupłą dłoń. To Lambert nadawał rytm ruchom ich dłoni. Po chwili zamknął także oczy, a z ust ponownie dał się słyszeć szept. - Pomyśl sobie, jak chciałbyś zadowolić siebie. Co tobie sprawia największą przyjemność? A potem to zrób. Tak po prostu. Przecież nikt nie widzi. - Rzekł spokojnie. To były ostatnie słowa, jakie wypowiedział. Od tej chwili muzyk musiał działać sam.

W jakiś sposób przekazał Tommy'emu Joe swój spokój. W jakiś sposób Tommy Joe zdobył odwagę i nachylił się skupiony nad Lambertem, a ten po chwili poczuł delikatny dotyk warg na swoim członku. Obsypywały go mokrymi pocałunkami. Wraz ze wzrostem ich intensywności wzrastało podniecenie. Adam starał się nie wydać żadnego dźwięku. Z trudem starał się wolno oddychać, ale z każdym ruchem Ratliffa te oddechy były coraz głębsze. Kiedy do swoich poczynań blondwłosy dodał język, stały się przerywane.

Ratliff starał się opanować. Wiedział, że to, co robi, było wkroczeniem na ich wspólną ścieżkę – długą drogę do pełnej ekstazy. To był tylko mały krok, ale chciał go zrobić bez strachu. Uspokajał swoje myśli i koncentrował się na dawaniu przyjemności. Robił to pierwszy raz – pierwszy raz innemu mężczyźnie, ale podniecenie było większe niż gdyby robił to kobiecie. Może to przez ten strach?Polecenie Adama wypełniał wzorowo. Właśnie to, co teraz robił, chciałby zrobić sobie. Zbliżył swój język do główki penisa, prześlizgując się po jego długości, a potem objął go ustami, pomagając sobie ręką. Członek zagłębił się w jego ustach do połowy, sięgnął niemal gardła, a potem wysunął się masowany przez nabrzmiałe wargi. Tom zrobił tak jeszcze parę razy, słuchając tłumionych za wszelką cenę westchnień. W przypływie odwagi odsłonił główkę męskości, wykonując coraz szybsze ruchy ręką. Czuł twardy trzon, odkrywając, że i w jego ciele coś twardnieje. Znów zatopił członek w ustach. Tak bardzo uważał, by nie zahaczyć go zębami – to sprawiłoby tylko niepotrzebny ból. Tym razem spróbował wyssać z niego pierwsze krople nasienia. Poczuł słonawy smak tajemniczej lepkiej substancji.

- Tommy... Proszę... - Ponaglenie wyrwało się brunetowi. Ściskał on pościel, tracąc nad sobą kontrolę. Oboje przeczuwali, że cel zostanie zaraz osiągnięty, ale im bliżej było spełnienia, tym Tommy coraz bardziej się wahał. Czy chcę to w pełni poczuć? Poczuć JEGO smak? Martwił się. Nie był pewien czy pozostałe pokoje są zasnute senną mgłą. A jeśli Annie nie śpi? Jeśli nas usłyszy? Nie mogę na to pozwolić! Brązowe oczy zamknęły się z wysiłku podczas gdy oczy Adama już dawno były zamknięte. Muzyk zdecydował się na mniejsze ryzyko. Wykonując jedną ręką zamaszyste posuwiste ruchy ponownie położył się na Adamie, który w narastających konwulsjach powtarzał jego imię. Stykali się tylko torsami, a Tommy spojrzał gniewnie Lambertowi w twarz.

- Żadnych jęków, pamiętasz? - Przypomniał mu głośnych szeptem, a Adam momentalnie otworzył zamglone już oczy.

- Tommy... - Szepnął błagalnie brunet, zaglądając w czerń źrenic okolonych brązem.

- Żadnych jęków. - Powtórzył tym samym tonem Ratliff i energicznie wpił się w otwarte usta Lamberta. Łamał wszelkie możliwe granice.

Spełnienie nadeszło, zraszając z impetem brzuch piosenkarza i koszulkę muzyka, która pełniła rolę pidżamy. Namiętny pocałunek, w którym blondyn wdarł się językiem do ust bruneta, zminimalizował głośność jęków Adama – skutków uniesienia. Wymieniali się pocałunkami do ostatniej kropli gorącej spermy, która spłynęła po palcach Ratliffa.

Lambert jeszcze przez chwilę trzymał w objęciach Ratliffa, rozkoszował się przyjemnym dotykiem i cudownym zapachem puszystych blond włosów. Ta chwila trwała w nich, a jej magia roznosiła się po całym pokoju. Pokoju, w którym Tommy spędził część nocy swojego burzliwego dzieciństwa.

Chwila ta nie była zbyt długa. Gitarzysta poczekał, aż Adam ochłonie, a potem wypełzł spod otaczających go ramion. Powrócił do swojej poprzedniej pozycji, oglądając dłoń pokrytą białym płynem, który lśnił w ciemności. Pod okiem Adama wyciągnął z nocnej szafki pudełko chusteczek. Wyciągnął jedną dla siebie, a potem położył kartonik na piersiach przyjaciela. Sam usiadł na rogu łóżka, by wyczyścić dłoń. Tym samym oddał Adamowi chwilę na ogarnięcie i sobie samemu... Na rozmyślania.

Tak bywa u ludzi, że najpierw czynią, a potem myślą. U Tommy'ego zdarzało się to bardzo często, ale z czasem przestał żałować swoich czynów, z których jedne były dobre, a drugie.. Trochę mniej. Nie uznawał Boga, więc odpowiedzialnością za swoje czyny obarczał los. „Najwidoczniej los tak chciał” – mówił zawsze, ale nie tym razem. Tym razem to on tego chciał i zrobił to. Po raz pierwszy w pełni zadowolił kogoś i czerpał z tego przyjemność. Doskonale zapamiętał noc, kiedy podczas seksu z Carmen pomyślał o Adamie. Teraz obrazy jego wyobraźni urzeczywistniły się, a on... Był szczęśliwy. Nieświadomy uśmiechu, jaki zagościł na jego oświetlonej blaskiem księżycowej łuny twarzy, myślał o swoim dokonaniu, bawiąc się brudną chusteczką.

- Tommy... Joe... Ratliff... - Poczuł oplatające jego klatkę piersiową ręce i ciepły oddech na potylicy. Uśmiech zniknął z bladego oblicza, które spiął lęk. On mnie dotyka... Dotyka mnie mężczyzna. Przebłysk złego wspomnienia przeleciał przez jego umysł i ukrył się w ciemnym zakamarku. - O czym tak rozmyślasz, hm? - Przyjazny głos wypełnił jego uszy i nagle przypomniał sobie, że to przecież Adam. Adam, któremu ufa. Obrócił lekko twarz w jego stronę. Został obdarowany niespodziewanym całusem w skroń. Potem znów odwrócił wzrok w stronę księżyca, czerwienił się.

- Myślę... O tym, że przy tobie łatwo wpaść w kompleksy. - Spróbował nie myśleć o rękach, które niezauważalnie się zsuwały z jego talii.

- Ty i kompleksy? Nigdy nie uwierzę... - Prychnął Lambert, zanurzając nos w miękkich włosach.

- Przed chwilą widziałem i czułem piękne, seksowne ciało. - Przyznał szczerze muzyk. - Wyobrażam sobie zbiorowy zawał miliardów twoich fanek, kiedy złapią cię na nagiej sesji. I ziemia wyludni się, by natura mogła załatać dziurę ozonową i inne tego typu problemy ekologów.

- Nie złapią. - Adam zaśmiał się mimowolnie z powodu wyszukanego żartu. Szybko powrócił jednak do poprzedniego tematu. - Nigdy nie będzie takiej sesji. - Zaprzeczył stanowczo. Był w pełni przeciwny takiej reklamie. Ludzie sprzedają się dla kariery, ale nie można zdobyć jej za wszelką cenę. Czasami trzeba odpuścić.

- Szkoda. Byłbyś świetnym modelem.

- Jestem pewien, że ty odnalazłbyś się lepiej w tej roli. - Szepnął znowu, tym razem całując odsłonięty kark blondyna. Był szczęśliwy, że w końcu może sobie na to pozwolić.

- Przecież mnie nie widziałeś! - Prychnął tym razem Tommy i znów spróbował spojrzeć na przyjaciela. Niestety ten zaatakował szyję po przeciwnej stronie, wykonując sprytny unik. Nagle poczuł napięcie, którego w żaden sposób nie potrafił się pozbyć.

- Nie wiesz, jak bardzo chcę to zrobić. I nie tylko to. - Zmysłowy szept wypełnił jego uszy, a duże ręce spłynęły na jego krocze. Wybrzuszenie pod bielizną jeszcze bardziej napęczniało, a i tak było już dość duże po poprzednim „eksperymencie”. Stanowczo cofnął ręce piosenkarza zbyt mocno ściskając je w nadgarstkach.

- Nie dzisiaj, okey? - Nie chciał dać poznać po sobie napięcia, ale drżące ręce je zdradzały. Nie chcę cię zranić, ale to dla mnie za dużo. Przepraszam.

- Ale ty przecież...

- Wiem, ale musisz pozwolić mi załatwić to samemu. Proszę? - Zdołał spojrzeć na niego, odwracając się. Rzucał zdenerwowane spojrzenia na wszystkie strony. Musiał uciec. To było silniejsze od niego. Ale nie chciał też urazić przyjaciela. Ucałował go w policzek w ramach przeprosin. A potem szybko opuścił pokój. Miał nadzieję, że brunet zrozumie.

***

Z łazienki wyszedł bardziej zmęczony i bardziej zdenerwowany niż do niej wszedł. Czuł narastającą senność. Chciał wracać do pokoju, do ciepłego wygodnego łóżka, do zapewne śpiącego już Adama. Przeszkadzała mu w tym suchość w przełyku. Jego gardło nadal nie było rozluźnione. Skoczę tylko do lodówki i zaraz wracam. To tylko minutka. A potem spać... Podrapał się po głowie i podreptał do kuchni. Gładkie panele chłodziły jego bose stopy. Jak zawsze zapomniał włożyć na nie ciepłe kapcie. Kiedy schodził w dół, nagle zabolały go oczy. Rażące światło oślepiło go akurat w chwili, gdy przestał śledzić drogę swoich stóp. Już wiedział, że na dole ktoś jest. Pytanie tylko, kto?

Stanął u podnóża schodów i zajrzał do kuchni, wychylając się w łuk zza ściany. Najpierw zobaczył mały stół, zasunięte dokładnie cztery krzesła, okno przyozdobione lekkimi firankami w kwiatowym wzorze, które przy uchylonym oknie zawsze falowały jak wody oceanu niezmącone sztormem. Przeniósł wzrok lekko w bok. Wtedy zobaczył szczupłą, wysoką osobę. Wysoka po ojcu. Piękna po matce. Kasztanowe włosy zasłaniały twarz. Pochylała się nad kromkami chleba, rozsmarowując na nich nutellę. Tommy oparł się o ścianę w wejściu do kuchni, podziwiając smagłą sylwetkę; skupienie, w którym zastygła. Nadszedł czas na rewanż. Pomyślał z przekąsem i zbliżył się o krok w jej stronę, usiłując zachować się jak najciszej.

- BUM! - Wydał z siebie dźwięk, a reakcja Annie była błyskawiczna. Podskoczyła w miejscu, ściskając przy tym nóż, który służył do rozsmarowywania. Odwróciła się i z impetem wymierzyła narzędzie jak do ataku. Gdy ujrzała brata, opuściła dłoń i zaśmiała się cicho.

- Rewanż, co? - Spytała, zgadując jego myśli. Ratliff nie odpowiedział, ale skierował swe kroki w stronę lodówki, z której wyjął pomarańczowy sok. Kiedy odkręcił butelkę, zamierzając wypić trochę napoju z niej bezpośrednio, Annie postanowiła zwrócić mu uwagę.

- Hej, weź szklankę. Nie chcę mieć potem twoich zarazków. - Wzięła swoje danie w ręce i usiadła przy stole. - Mi też możesz nalać. - Zaproponowała. O dziwo, Tommy posłuchał starszej siostry, czego nigdy nie miał w zwyczaju robić. Sam też usiadł na krześle, odwrócony w jej stronę. Podał jej jedną ze szklanek, a drugą zbliżył do ust. Zaraz potem lodowata ciecz rozlała się w jego gardle i spłynęła wzdłuż mostka do żołądka.

- Śniadanie w nocy? - Spytał, obserwując pochłaniany przez Annie chleb.

- Różnica stref czasowych robi swoje. - Mruknęła i obrzuciła go zmęczonym spojrzeniem. - A ty? Jednak to Adam cię wykopał? - Zauważyła, zastanawiając się, czy aby tylko pragnienie przywiodło go do kuchni.

- Nie. - Odpowiedział zgodnie z prawdą. To ja się wykopałem. Pytanie skłoniło go do powrotu myślami do przystojnego bruneta, który prężył się pod jego ciałem kilkanaście minut temu. Wydało mu się to śmieszne. Ja. Zadowalający mężczyznę. Z zaskakująco dobrym efektem. Ta myśl wywołała uśmiech na jego twarzy, który zauważyła jego siostra.
- Chcę wiedzieć o nim wszystko. To pierwszy raz, kiedy przyprowadzasz kogoś do domu. Musi w nim być coś wyjątkowego. - Stwierdziła obiektywnie. Facet, który siedział teraz naprzeciwko niej, w niczym nie przypominał wiecznie zagubionego, pochłoniętego w depresji, skrytego chłopaka, z którym się wychowywała. Ten uśmiech był jej znajomy, ale dotychczas zawsze dotyczył rodzinnych wspomnień. A mówiąc rodzina, myślała o cioci Klarze i wujku Henry'm. Nie uznawała innej rodziny. Matka zmarła przez ojca. Jaki facet zabija matkę swoich dzieci? Za to poszedł do więzienia i za to stracił ją i Tommy'ego. Tylko o takiej prawdzie wiedziała. Tommy Joe wpadł w depresję, bo zawsze był z matką bliżej niż ona. Był jeszcze dzieckiem, a ona więcej rozumiała. Wyjść Tommy'emu z depresji pomogło wujostwo. Jej pomogła szkoła i przyjaciele, a z tymi tematami jej brat był zawsze na bakier. Dlatego zdziwiła się ostatnimi wydarzeniami, których była świadkiem. Muzyk zdobył przyjaciela, który, sądząc po uśmiechu, chyba sprawdza się w tej roli.

- To tylko przyjaciel. Ostatnio nie dogaduje się z rodzicami, więc zaprosiłem go na święta. Nic wielkiego. - Muzyk zbył siostrę krótkim wyjaśnieniem i odniósł szklankę do zlewu, uciekając od dalszej rozmowy. Ale Annie nie odpuszczała tak łatwo.

- Przyjaciel, który zdobywa sławę. Uczestnik Idola, pretendent do wygranej, a obok niego ty – outsider chowający się za gitarą, nie utrzymujący z nikim kontaktów, który najlepiej dogaduje się z własnym odbiciem...

- Dzięki za podsumowanie. Za to kocham cię najbardziej. Ale z ciebie materialistka, wiesz? Jeśli sądzisz, że chcę się na nim wybić, to się mylisz i to grubo. - Odfuknął, próbując zachować normalny ton. Nie wiedział, jak odebrać jej słowa. Co ona chce przez to powiedzieć?
- Jestem materialistką, przyznaję. I na twoim miejscu wykorzystałabym ten patent na karierę. - Poradziła.

- Nie idę po trupach do celu tak jak ty. I dobrze ci radzę, nie próbuj go więcej uwodzić. I tak już się ciebie boi. - Skomentował z przekąsem, co dziewczyna od razu skwitowała uśmiechem. Zamierzał wrócić już do pokoju, kiedy ponownie go zatrzymała.

- A co? Zajęty jest?

- Tak. - Odpowiedział bez namysłu. Skłamał, ale tak było dla niej lepiej. Wiedział, że z trudem przyjęłaby prawdę. I wolał nie ryzykować wydania Adama – nie sądził, by Lambert chciał się przyznać do swojej orientacji na przykład mediom.

- Kłamiesz. Przekopałam już cały Internet. Nie ma nawet plotki o jakimś romansie.

- I dobrze. Ona świetnie potrafi się maskować. W końcu grał w teatrze. - Przyznał dobitnie i wyszedł z kuchni. Niestety, Annie jak każda dziewczyna musiała mieć ostatnie słowo.

- Tommy? - Ponownie zwróciła jego zniechęconą już uwagę. - Tęskniłam za tobą, braciszku. - Wyznała szczerze, przytulając się do ściany. Mężczyzna przewrócił tylko oczami, ale zdecydował się odwzajemnić wyznanie.

- A ja cieszę się, że mimo wszystko przyjechałaś, siostra. Dobranoc. Pożegnał się i podreptał na górę, a Annie wróciła do kuchni, podsumowując nowe informacje na temat „chłopaka z Idola”.

Aktor i piosenkarz w jednym. Mężczyzna idealny. Zachwycała się, dokańczając ostatnią kanapkę. Ciekawe, czy serio ma dziewczynę. Mam nadzieję, że nie jest zbyt ładna. Taką łatwo mi będzie wygryźć. Myślała z dzikim zapałem. Niestety, konkurencja była ogromna. W dodatku... Męska. Tommy Joe szybko, ale z prawdziwą gracją wślizgnął się do łóżka, w którym zastał zwiniętego w kłębek tyłem do siebie Lamberta. Kiedy łóżko ugięło się pod ciężarem ułożonego już na wznak Ratliffa, piosenkarz odwrócił się i nieświadomy swoich czynów przytulił się do torsu przyjaciela, kładąc rękę na skraju podwiniętej koszulki. Tommy poczuł znajomy paraliż, kiedy obca dłoń pokryła nagi brzuch tuż nad linią majtek. Bał się jej ruszać, by nie obudzić śpiącego jak anioł przyjaciela. Zaaferowany nagłym dotykiem spróbował się uspokoić, co przyszło mu niełatwo, zwłaszcza, że Adam pomrukiwał przez sen. By opanować przyspieszone tętno, Ratliff nakrył rękę spoczywającą na swoim brzuchu swoją dłonią i, obejmując drugą ręką śpiącego, wsłuchał się w gardłowe szepty.

- Kocham... kochaj... mnie... Tommy... Jesteś tu...?

- Jestem. - Odrzekł, czując coraz większe kołatanie serca.

Słowa wyszeptane przez kochanka odbijały się w blondwłosej głowie wielokrotnym echem. Zwątpił, że zaśnie tej nocy. To mu się tylko śni. To nie ma żadnego znaczenia. Próbował sobie wyjaśnić usłyszane słowa, ale nijak nie mógł (albo nie chciał) ich związać. Skończyło się na tym, że po prostu powtarzał sobie usłyszane słowa jak kołysankę. Właśnie w ten sposób zasnął: trzymając cudownego mężczyznę w ramionach, ze najpiękniejszymi słowami na ustach.



piątek, 5 lutego 2016

Rozdział 54 - Rudzielec

Anonim: jesteśmy przy końcówce... Części pierwszej! Czy serio chcesz, żeby moje opowiadanko się już skończyło? :P
Joanna Cytacka: Jeśli zamierzasz poniższy odcinek przeczytać po północy tak jak poprzedni, to naprawdę nie radzę :P Szkoda mi twojego balu. Ja w gimnazjum miałam tylko pożegnalne ognisko, ale wspomnień pełno. Na pocieszenie masz chociaż koncert, ale za to jaki... :)
Do wszystkich: fajnie by było was wszystkich znaleźć w tym koncertowym tłumie, bo ja jak najbardziej do Wa-wy się wybieram:)
Gosiaczek: dzięki za nabijanie wyświetleń. Między innymi dzięki tobie poprzedni tydzień (piątek-czwartek) był rekordowy 1518 wyświetleń w 7 dni!, a całe istnienie bloga to prawie 37 tysięcy! Thx so much.
Czytając, proszę nic nie pić, nie jeść.
Nie odpowiadam za uszczerbki na zdrowiu oraz psychice.
Komentarze i podpisy pod nimi mile widziane, a nawet wymagane!

Rozdział 54 Rudzielec

Nalej, a ja za chwilę wrócę.” Z tymi słowami, butelką musującego wina oraz dwoma kieliszkami zostawił Tommy'ego Joe Adam. A potem zniknął, a gitarzyście znów pozostały własne myśli, które były o wiele bardziej zajmujące niż książka, złożona na jego kolanach. Nie otworzył jej ponownie po zniknięciu Adama. A stało się to piętnaście minut temu. Za to czternaście i pół minuty temu Tom usłyszał głośne kliknięcie zamka w drzwiach łazienki na piętrze. Czyżby Adam nawet do łóżka się stroił? Możliwe. Tommy Joe posłusznie wykonał polecenie przyjaciela. Napełnił dwa wysokie kieliszki bursztynowym trunkiem... A potem dwukrotnie opróżnił jeden z nich, zeskrobując przy tym tytuł z twardej okładki tomiszcza. Po chwili pierwszy wyraz dało się odczytać tylko po prześledzeniu wyżłobień liter. Myśli Tommy'ego nie dałoby się zawrzeć w jednej książce. Nie wystarczyłoby stron. Gdyby takowa powstała, nie zastanawiałby się długo nad tytułem. „Adam Lambert – wszystkie pytania, żadnych odpowiedzi”. Przylazł tutaj. Myślałem, że powie prosto z mostu, że jestem wariatem. Ale nie. On podał mi wino. Będziemy coś oblewać czy sam mam się upić i jutro zapomnieć o tym, co mu zaproponowałem? Nie zapomnę. Chociaż po trzecim kieliszku zapewne bąbelki zaszumią mi w głowie. Pijany czy nie – wyciągnę z ciebie odpowiedź.Sięgnął ponownie po butelkę i ze zdziwieniem stwierdził, że wino się skończyło. Z szyjki spłynęło zaledwie parę kropel. Odstawił więc szkło, a potem schował w nocnej szafce książkę, która dotychczas spoczywała na jego kolanach. Zaraz potem usłyszał huk zamykanych frontowych drzwi. Ciekawe, czy kazanie było jak zawsze umoralniające... Będąc w każdym stanie znajdował odrobię humoru, by zażartować sobie z wiary. Uchwycił drugi, pełny kieliszek i opróżnił go do połowy, nasłuchując. Zapomniał, że szkło razem z zawartością było uszykowane dla Lamberta. Nie uzmysłowił sobie tego nawet, kiedy jego otępiałe zmysły zostały pobudzone przez miękki głos należący do bruneta. Piosenkarz ubrany był tylko w czarny szlafrok, który zawiązany luźno w pasie dumnie odkrywał nagą klatkę piersiową. Było to widoczne nawet w świetle samotnej nocnej lampki.


- Masz coś przeciwko, żebym spał tylko w bokserkach? Strasznie nie lubię pidżam! - Przyznał się Lambert, chwytając za pasek szlafroka.

- Annie się ucieszy, kiedy wpadnie tu rano. - Odburknął blondyn, upijając jeszcze jeden łyk. Starał się nie patrzeć, jak brunet wolno rozwiązuje supeł, ale ciekawość zwyciężyła zdrowy rozum.

- Nie pytałem o jej zdanie tylko o twoje. Więc? - Spytał zachęcająco i zdjął szlafrok pod baczną obserwacją blondyna.

- Jestem już dużym chłopcem. Wiem, jak wygląda męska klata. - Jego wzrok spłynął z pociągającej twarzy niżej. Wtedy poczuł, że jednak odkrył coś nowego. Zarysowane w słabym świetle mięśnie brzucha imponowały swoim wyglądem, a wyżłobione w ciele zakreślające biodra linie, które kusząco przybliżały się do siebie wiodąc wzrok muzyka ku podbrzuszu, wywołały niekontrolowane rumieńce na bladej twarzy obserwatora. - Chociaż twoja bardziej niż inne przyciąga uwagę. Ćwiczysz? - Zadał oczywiste pytanie. Nikt nie rodzi się z tak wyrzeźbionym brzuchem. Śledził z uśmiechem pracujące mięśnie, kiedy Lambert zbliżył się do łóżka, a następnie wsunął pod ciepłą pościel. Tommy'emu Joe poprawił się humor, więc machinalnie uniósł kieliszek do ust, by doprawić go procentami. Ale nie wypił ani kropli więcej. Spojrzał tylko z uniesionymi brwiami na kieliszek. - Cholera, chyba właśnie wypijam twoją porcję szampana. - Stwierdził, uprzytomniwszy sobie, że to ostatnia porcja, jaka znajduje się w pokoju. Oczywiście oprócz tych, które zostały już strawione przez jego własne ciało.

- Spokojnie. Nie widzę różnicy w tym, z którego kieliszka piję. - Zbył Ratliffa Lambert i spróbował sięgnąć po drugi kieliszek i butelkę. - Co?! Chyba nie przenosisz groźnych bakterii? - Spytał, gdy Tommy zagrodził mu drogę do butelki własnym ciałem.

- Wiesz, czekałem na ciebie bardzo długo. - Stwierdził prowokującym tonem. - A książka wydała mi się mało interesująca. - Tuż przy twarzy Adama wypił ostatni łyk trunku i położył się, odkładając kieliszek z powrotem na blat szafki. Ułożył ręce za głową i ponownie spojrzał na piosenkarza, który z niedowierzaniem go obserwował.

- To nie powód, by wypić wszystko.

- Masz nauczkę, żeby nie zostawiać mnie samego z alkoholem. - Dał mu przestrogę, upajając się gorącem w przełyku.

- A ja tak chciałem posmakować tego wina. Szkoda... - Niebieskooki zrobił smutną minę na myśl o chociaż kropli alkoholu, którego ostatnio smakował na swojej imprezie pożegnalnej przed Idolem. Nagle jego oczy zaświeciły dawnym radosnym blaskiem – w jego umyśle pojawił się pewien pomysł. Nic straconego... Spojrzał ponownie na leżącego na wygodnych poduszkach Ratliffa i mruknął intrygująco. - Ale przecież mogę jeszcze spróbować, prawda?

- Przykro mi, to była ostatnia butelka. - Poinformował Tommy Joe, oglądając swoje paznokcie. Adamowi nie chodziło jednak o to, co Ratliff miał na myśli. Gwałtownie nachylił się nad przyjacielem, odsuwając z drogi jego ręce.

- Teraz już nie możesz mi zabronić... - Wyszeptał wprost w jego usta i wpił się w nie delikatnie. Następnie polizał dolną wargę ponętnych ust blondyna. Akurat wtedy usłyszał, jak kliknęła klamka, a drzwi do sypialni otworzyły się powoli. Lambert, w przeciwieństwie do Ratliffa nie przestraszył się, że ktoś ich nakrył. Wolną ręką namacał pustą butelkę i odkleił się z uśmiechem od sparaliżowanego blondyna. - Mam ją! - Rzekł triumfalnie, chwytając ją, i wrócił na miejsce, przykładając dzióbek naczynia do ust. Udawał, że pije. Tymczasem Tommy spojrzał zdziwiony na swoją siostrę, która rzucała podejrzliwe spojrzenia to na Adama, to na brata. W końcu jednym wyzywającym spojrzeniem wymusiła wyjaśnienia od muzyka.

- Faktycznie pusta. A niech cię, Ratliff. - Lambert odłożył butelkę po winie na podłogę po swojej stronie łóżka. Dopiero w tej chwili zauważył Annie. - Taa, wiem, jak to wygląda. Popijawa jak się patrzy, ale niestety. Spóźniłaś się tak jak ja. - Rzekł obojętnym tonem i tak samo obojętne spojrzenie rzucił w jej stronę. - Wyżłopał resztę wina nim wróciłem. Nie zostawił nawet kropli. A chciałem wypić chociaż lampkę przed snem. Podobno to pomaga na struny głosowe, wiedziałaś? - Przydługawe tłumaczenie wprawiło Tommy'ego w stan głupawej śmiechawki. Ataki już się u niego zaczęły, więc przyłożył dłoń do ust głośno chichocząc. Tymczasem Annie poczuła wstyd, myśląc, że to, co przed chwilą zobaczyła, to pocałunek. Pocałunek. Tommy całujący faceta. Kompletnie zwariowałam... Przeszło jej przez myśl. Spróbowała wytłumaczyć jej niespodziewaną wizytę o północy.

- Nie... Ja... Przepraszam. Myślałam, że śpicie. Tommy zasypia przy świetle lampki, a ja zawsze mu ją gaszę. - Wybełkotała, straciwszy energię w głosie. Z zaróżowionymi policzkami próbowała oderwać oczy od piosenkarza. Z podziwem oceniła seksowny męski tors zbudowany z samych mięśni. Miał na sobie tylko bokserki, a długie atletyczne nogi wyciągnięte były na powierzchni pościeli, którą nie zdążył lub wcale nie zamierzał się okryć. Widok podniecał ją, uniemożliwiając zebranie myśli. - To ja może już pójdę do siebie. Dobrej nocy. - Spróbowała jakoś wybrnąć, czując się jak idiotka. Zamykała drzwi, słysząc dobitne pożegnania, ale nagle wpadło jej coś do głowy. Chciała skorzystać z kontaktu, jaki wytworzył się przypadkowo między nią, a „przystojniakiem” (jak go nazywała). Otworzyła ponownie drzwi i uwiesiła się między nimi a futryną. - A tak przy okazji... - Przymrużyła oczy, zmieniając ton głosu na uwodzicielski. - Jakby Tom się rzucał w nocy, zawsze możesz przenocować u mnie. Mam większe i o wiele wygodniejsze łóżko. - Spojrzała na Tommy'ego chytrze.

Annie nie mogła nie wykorzystać nowej szansy, by mu dopiec, a i flirt z nowym kolegą brata mógł okazać się skuteczny. Uważała Lamberta za prawdziwe ciacho. W dodatku sławne. Ciocia Klara zdążyła już jej streścić krótką historię tajemniczego gościa już w drodze do kościoła. „Chłopak z Idola” - tak ciotka go nazywała. Annie pomyślała wtedy, że warto wykorzystać swoje zdolności, by zwrócić jego uwagę. Jak na razie Adam jej unikał. Dziewczyna nie zniechęcała się. Im dłużej dążymy do wygranej, tym jest ona bardziej ekscytująca – wyznawała zasadę. Teraz oczekiwała tak samo prowokującej odpowiedzi, ale rozczarowała się.

- Z własnego doświadczenia wiem, że nawet, jak go zrzucę, on tego nie poczuje i będzie spał dalej, ale dzięki za propozycję. I sam zgaszę światło.

- Mam nadzieję, że jeszcze zmienisz zdanie. Dobranoc. - Ziewnęła przekonująco i stanowczo zamknęła drzwi, klnąc w myślach. Jeszcze cię usidlę. Przekonasz się... Oddaliła się od drzwi, za którymi para już nie powstrzymywała się od śmiechu. Przyjaciele śmiali się do łez, a kiedy już przestali, trzymając się za obolałe brzuchy, spojrzeli na siebie z radością, odwracając na poduszkach głowy we wspólną stronę.

- Nieźle to wymyśliłeś. Pewnie przeklinała się za brudne myśli. - Docenił z podziwem blondyn, obserwując, jak piosenkarz podpiera się na boku, by mieć lepszy obraz przyjaciela.

- A gdybym nie przestał cię całować? Gdybym całował cię tak długo, że zacząłbyś jęczeć na jej oczach? - Spytał poważnie, nie oczekując na odpowiedź. Sprawił, że mina Tommy'ego spochmurniała.

- Nie zrobiłbyś tego. - Zaprzeczył z lękiem Tommy.

- Oczywiście, że nie. Żartuję! - Poinformował, czym przywrócił radość na oblicze Ratliffa. Zamyślił się. - Ale byłoby warto wycisnąć z ciebie jeszcze parę kropel. To wino było pyszne. Nie dziwię się, że wypiłeś wszystko. Ale... Teraz i ja jestem spragniony. - Spróbował nachylić się ponownie i ponownie objąć miękkie wargi swoimi, ale blondyn umożliwił mu to, kładąc dłoń na jego lewej piersi.

- Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł. Ona może przyjść tu znowu. A wtedy już nie znajdziesz tak dobrego wytłumaczenia. - Wymruczał i zaczął delikatnie gładzić skórę palcami.

Adam bez słowa wrócił na swoją połowę łóżka, godząc się na decyzję muzyka. Nie był zachwycony. Ona nie może nas zobaczyć? No tak. Co by sobie pomyślała? Że jej heteroseksualny brat ma inne preferencje seksualne. A to byłaby katastrofa, nieprawdaż? Patrzył gniewnie w sufit, rozpoczynając okres długiego milczenia. Nie chciał postawić się na miejscu Ratliffa, bo wiedział, że wtedy przyznałby mu rację. Zabawne, jak wielką cenę musiał zapłacić za swoje szczęście. Szczęście, które leżało obok niego, a którego nawet nie mógł dotknąć. Zaczekam, aż wszyscy zasną, ale tobie nie dam zasnąć. A potem spróbuję przełamać twój strach. Postanowił w myślach, nie dając sobie zmrużyć oka. Położył ręce za głowę uprzednio przykrywając się do pasa kołdrą. Nie próbował nawet spojrzeć na przyjaciela, na którego skrycie się boczył. Sufit stał się dla niego najlepszą alternatywą dla rozwinięcia obrazów wyobraźni.

Tommy zgasił lampę i poszedł śladem przyjaciela, układając się w możliwie najwygodniejszej dla siebie pozycji. Jego myśli krążyły wokół siostry. Zastanawiał się, czy uwierzyła w bajeczkę, którą sprzedał jej Adam. Swoją drogą niezły jest w improwizacji. Pewnie wyniósł tę zdolność z teatru. Zachwycił się i jakby na potwierdzenie swoich myśli spojrzał w stronę towarzysza. W świetle przebijającego przez niezasłonięte okno księżyca obserwował jego sylwetkę: płynnie unosząca się i opadająca klatę piersiową, silne ręce, w których prężne żyły udostępniały swe koryta krwi koloru rubinu. Potem spojrzał na twarz. Z uwielbieniem pochłaniał bijącą z niej powagę, wpatrując się w zasznurowane usta spowite w niecodziennym grymasie. Otwarte oczy nawet nie mrugały jakby uniesione powieki zastygły jak beton. Muzyk przeniósł wzrok na szyję i dalej na barki, blisko których przed chwilą znajdowała się jego dłoń. Zobaczył tam ciemne plamki, którymi obficie obsypana była skóra. Zaraz... Plamki? Ale dlaczego... Plamki? Zwrócił uwagę na istotny fakt. Przypomniał sobie strukturę skóry Adama i zastanowił się chwilę. Nie pieprzyki. Niemożliwe. Pomyślał, obdarzając zamyślonym spojrzeniem sufit, któremu dzisiaj poświęcono już wyjątkowo dużo uwagi.

- Czy to piegi? - Spytał szybko, nie wytrzymując z ciekawości. Cisza, która zapadła w nocnej atmosferze, została brutalnie przerwana. Adam zatopiony w odległym świecie swoich myśli dopiero po chwili odpowiedział twierdząco, a potem znów zapadła brutalna, pełna napięcia cisza... Którą z kolei znów tak samo brutalnie, ale już łagodniejszym tonem przerwał gitarzysta. - Mogę je obejrzeć? - Rzucił prosto z mostu, nie owijając w bawełnę. Gdy usłyszał niewymuszone „oczywiście”, od razu ponownie zapalił lampę. Błyskawicznie znalazł się przy Lambercie. Spróbował nie zasłaniać swoim ciałem źródła światła. Jego wzrok od razu padł na szyję i dekolt przyjaciela. Piegi obsypywały całą skórę. Zanikały tylko w tych częściach, gdzie znajdował się pępek oraz sutki. Dla Tommy'ego okazały się fascynującą cechą Lamberta, ale on tylko się krzywił na myśl o nich. Kolejna cecha odziedziczona po ojcu, który wyrzucił mnie z domu. Adam przypomniał sobie fakt, że prawie wszystkie geny odziedziczył po nim. Znacznie bardziej doceniał cechy odziedziczone po matce, w tym umiejętność śpiewania i niezwykły gust w dobieraniu garderoby.

- Nienawidzę ich. - Syknął, napinając wszystkie mięśnie. Były jedynym słabym punktem, którego się jeszcze nie pozbył. - Ale ich też się pozbędę. - Postanowił głośno, zapominając o obecności przyglądającego się mu przyjaciela.

- Co to znaczy? Ja uważam, że są bardzo ładne. Musiałeś być uroczym dzieckiem, kiedy... byłeś dzieckiem. - Zaśmiał się na skutek zaplątania w słowach, ale brunetowi nie było do śmiechu.

- Szkoda, że tego uroku nie zauważyli moi rówieśnicy. - Lambert obdarzył Ratliffa krytycznym spojrzeniem, które jednak go nie wystraszyło. Tommy patrzył na piegi. Zapragnął ich dotknąć, kiedy Adam prowadził swój monolog. - Nie tylko piegi odziedziczyłem po ojcu. Skłonności do nadwagi prześladowały mnie jak cień. Kiedy ważyłem już ponad sto kilogramów, postanowiłem zmienić swój wizerunek. Zapisałem się na siłownię. Ćwiczyłem w każdej wolnej chwili. Głównie po zajęciach w szkole i kółku teatralnym. - Rozweselił się, kiedy pomyślał o następnej rzeczy, którą chciał się podzielić z przyjacielem. - Nawet nie wiesz, jakie miny mieli rodzice, kiedy przefarbowałem włosy na czarno. Rudzielec odszedł w zapomnienie, a pojawił się nowy emo-style. I zająłem się... - Przerwał, kiedy poczuł dotyk zimnych palców na swojej skórze. Gładziły bark, a potem nakreśliły linię do mostka. Spojrzał na Tommy'ego Joe, który zaintrygowany nagłą ciszą spojrzał w niebieskie oczy.

Muzyk zarumienił się, odrywając rękę od ciała Lamberta, ale ten tylko zmarszczył brwi. - Nie. Kontynuuj, proszę. - Zniżył głos do szeptu. To pozwolenie ucieszyło muzyka. Ponownie pogładził delikatną skórę ramion, na których też spoczywały ciemniejsze od karnacji kropki. Łagodny dotyk uspokajał Adama, który poczuł nagłą chęć podzielenia się wspomnieniami. Spojrzenie Toma tylko do tego zachęcało. - Wtedy zacząłem eksperymentować z makijażem. Chciałem zakryć piegi, które występowały na twarzy. Na szczęście znikły, kiedy już... Dorosłem. Ale te na ramionach zostały. Chcę je jakoś zakryć. - Przysunął prawą rękę w stronę promienia światła. - I chyba już znalazłem sposób. - W oczach mężczyzn odbił się widok dwóch tatuaży. Kolorowe obrazy znaku nieskończoności oraz oka Horusa zdobiły nadgarstek Lamberta. - Zrobię sobie rękawy takie, jakie masz ty... Choć może nie tak straszne. - Zauważył, kiedy spojrzał na obraz krwiopijcy na jednym kawałku skóry ramienia Ratliffa.

- Niezły plan, rudzielcu... Ciekaw jestem, jak wyglądałeś...?

- Okropnie. Przestraszyłbyś się. - Zażartował, na skutek czego oboje się zaśmiali.

Rozluźniona atmosfera udzielała się obojgu. Tommy już ze swobodą gładził palcami tors przyjaciela, zaznaczając tylko sobie znajome wzory. Upajali się swoim towarzystwem, dzieląc dobre i złe wspomnienia. I Tommy podzielił się swoją historią, uchylając cenny rąbek tajemnicy swojej osobowości. Jego tatuaże były oznaką buntu. Zło odzwierciedlone na jego skórze w postaci ciemnych, strasznych rysunków miało odstraszać wszystko i wszystkich. W pewien sposób ukazywały cały jego los, a był on naznaczony w większości złą energią.

- Chyba teraz powinienem wytatuować sobie coś dobrego. W końcu spotkałem ciebie. - Stwierdził z optymizmem i szczerością, ale Adam znów zbył go żartem.

- Wytatuuj sobie moją podobiznę, kiedy byłem nastolatkiem. Ten obraz z pewnością wygryzie wszystkie demony na twoich rękach.

- Rudzielec. - Przezwał go znowu, zauważając urok w tym słowie. - Rudy chłopak. Rudy... Rudowłosy...? „Rudowłosy nastolatek wrócił wcześniej ze szkoły...” - Przypomniał sobie, mrużąc oczy. - To byłeś ty! - Zszokowany podniósł głos. Olśniło go. Historia chłopca o włosach koloru płonienia, który w tajemnicy przeglądał zakazane strony dotyczyła Adama. A więc jednak jest prawdziwa? - Nie mogę uwierzyć. To byłeś ty? - Spytał olśniony prawdą, kiedy na oblicze bruneta wstąpiła niewyobrażalna radość.

- Długo zajęło ci odkrycie tego. - Przyznał wokalista, śmiejąc się krótko.

- Jesteś niepoprawnym zboczeńcem, który po kryjomu ogląda ohydne gejowskie porno. - Stwierdził z udawanym obrzydzeniem. Przesunął ręką po piersi Lamberta, by móc podnieść się do pozycji siedzącej. Niechcący zahaczył palcami o sutek przyjaciela i usłyszał ciche syknięcie. Zamarł, słysząc ten niecodzienny dźwięk. Spojrzał na piosenkarza, który zacisnął powieki. Coś się stało? Adam? Przestraszył się, że mógł przypadkiem zbyt mocno nacisnąć ręką na partię żeber pod piersią Lamberta i niechcący wywołać u niego ból. Twarz Adama jednak nie była spowita w grymasie cierpienia. Tylko usta Adama były mocno przygryzione zębami, ale stopniowo wracały do swego naturalnego wypukłego kształtu.

- Coś się stało?

- Nic.

- Co się stało? - Ponowne pytanie zmusiło do konkretnej odpowiedzi.

- Po prostu... Strefy erogenne mężczyzn to nie tylko penis. A ty nadal masz zimne palce. Mógłbyś zgasić światło?

Tommy Joe posłusznie wyłączył nocną lampkę, ale nadal obserwował przyjaciela z tej samej, co wcześniej, pozycji. Uświadomił sobie, co zrobił – układając się w innej pozycji przypadkiem zetknął swe palce z wrażliwym punktem na ciele wokalisty. Dotknął swojego policzka, by sprawdzić, czy opuszki jego palców nadal są chłodne. Były lodowate jakby nigdy nie dopływała do nich wystarczająca ilość krwi. Obejrzał dłoń w świetle księżyca, a potem rzucił okiem na nagi tors Lamberta. Gnany podnieceniem pomieszanym ze strachem wyciągnął rękę w stronę drugiego ciała. Opuszki palców zetknęły się z szyją, by wyznaczyć drogę w dół, ale nie była to prosta linia. Smukła dłoń dotarła do wrażliwego sutka, a dwa palce – serdeczny i środkowy – wyznaczyły okrąg wokół niego. Część ciała od razu naprężyła się, by powstać i sterczeć jak Mount Everest wokół nizin na mapie Azji. Źrenice w tęczówkach o kolorze głębi oceanu zaświeciły w świetle słabej szarej poświaty, a usta wydały gardłowy dźwięk.

- Co ty robisz? - Szybki groźny ton nie przeszkodził blondynowi drażnić wrażliwego punktu.

- Sprawdzam ilość twoich stref erogennych. - Odpowiedział łagodnie i ułożył się bokiem między ramieniem a bokiem piosenkarza.

Ratliff świadomie podniecał bruneta, który usiłował nie reagować na odważne gesty. Adam poddał się w końcu, kiedy Tommy Joe do podrażniania lodowatymi palcami lewego sutka dodał swoje uprzednio zwilżone językiem usta. Wargi zajęły się położonym symetrycznie sutkiem, wystawiając niebieskookiego na próbę wytrzymałości. Już za pierwszym dotykiem palców oddech leżącego przyspieszył. Dodany do pieszczot masaż warg wywołał jęk, a potem szereg westchnień.

- Och, Boże... Tommy, proszę. Przestań... - Prosił ciemnowłosy, ale prośby nie docierały do uszu blondyna. Oboje wiedzieli, do czego to doprowadzi. Ponadto Lambert wiedział, co ten drugi chce mu pokazać. Utracę to, jeśli wybiorę rozstanie. Utracę ciebie: tę bliskość i to zrozumienie. - Dobrze. - Rzekł, by zapobiec nieuniknionemu. - Zgadzam się, Tommy. Zgadzam się. - Rzekł, przymuszony dreszczami podniecenia.

- Zgadzasz się na co? - Spytał Tommy Joe, odrywając się od jednego ze swoich zajęć. Jego palce nadal wyznaczały okręgi.

- Zgadzam się na twoją propozycję. Przecież dlatego się nade mną znęcasz. Chciałeś wymusić na mnie tę decyzję. - Odrzekł Adam otrzeźwiony, śledząc ruchy twarzy i rąk przyjaciela. Mimika Tommy'ego była poważna, zobojętniona tak, jakby nic więcej, prócz ciała Lamberta go teraz nie interesowało. Dał to do zrozumienia nawet słowami.

- Nie wiem, o czym mówisz. - Przyznał, ale mimo ukrywania się na jego twarzy zamajaczył uśmiech.

- Dobrze wiesz. Nie uwierzę, że alkohol zamroczył ci umysł. Chcę być twoim kochankiem. - Podkreślając pierwsze zdanie, zacisnął rękę na pościeli, kiedy wargi Tommy'ego znów złączyły się z jego sutkiem.

- Chcesz. A więc skoro tego chcesz, to na pewno podoba ci się to, co robię... - Wymruczał i zacisnął usta w sterczącym sutku. Jednocześnie uszczypnął drugi. Rozkoszny jęk opuścił rozwarte usta Adama, który tracił nad sobą kontrolę.

- Och, nawet nie wiesz, jak bardzo... - Wyszeptał, zanim pomyślał. Co on ze mną robi? Pieści mnie... Nie dostatecznie. Odważ się na więcej, proszę... Puścił pościel i uchwycił wyciągniętą dłoń Ratliffa. Naprowadził ją na właściwą drogę.

Po policzeniu żeber po lewej stronie torsu Adama Tommy Joe wyczuł seksownie naprężone mięśnie brzucha. Następnie przesunął po kształtnym pępku, by dotrzeć z pomocą Lamberta do linii majtek. Ale to nie był koniec jego drogi. Wdarł się na powierzchnię czarnego materiału, który był bardzo wybrzuszony. Krocze czarnowłosego pęczniało z każdą chwilą, z każdym ruchem warg Ratliffa. Nagle ręka Adama zniknęła z jego przegubu, pozostawiając mu szerokie pole do manewru. Bał się, ale ten strach go napędzał. Tak samo, jak odważny, sprawdzający wzrok przyjaciela. Przyjaciela, którego teraz mógł także nazywać kochankiem. Z ręką na gigantycznym wybrzuszeniu Adama i wargami przy wrażliwym sutku uniósł głowę i spojrzał w oczy, w których czaił się demoniczny ogień. Ten ogień czekał, by w pełni rozjarzyć ciemny błękit tęczówek. I wtedy to się stało.

Język szybko wysunął się z ust Ratliffa, by musnąć wrażliwy punkt. Jeszcze wrażliwszy został uchwycony w jego dłoń jak w kleszcze. Wtedy po pokoju rozniósł się groźny jęk Adama. Brunet zacisnął mocno powieki, oczekując na więcej, ale nic więcej się nie stało. Tylko jego prawe ucho zostało zdominowane przez groźny niczym u Lorda Voldemorta, dobitny szept.

- Jeśli jękniesz jeszcze raz albo wydasz inny głośny dźwięk, moja propozycja zniknie bezpowrotnie... A ja razem z nią. - Słowa ugrzęzły w głowie Lamberta jak kalosze w gęstym błocie. To była próba. Ostateczna próba, konieczna, by przejść do następnego etapu – całkowitego spełnienia.

A potem wszystko znikło. Podniecający dotyk, zmysłowy szept, nawet kuszący zapach. Pokój wypełnił się ciszą, jaka nigdy wcześniej między mężczyznami nie zapadła. To była erotyczna cisza, pełna oczekiwania na spełnienie, pełne zmysłowych szeptów i seksownych jęków. Cisza przed burzą. A raczej przed próbą.



NIESPODZIANKA! :


Zapowiedź 55. rozdziału
Jedne próby trwają krótko, inne wymagają dłuższego okresu czasu, ale każde wymagają poświęceń. Co zaczyna się niewinnie, zawsze kończy się ofiarą. Kto był teraz ofiarą? Przestraszony Tommy Joe – wystawiony na przyłapanie przez rodzinę? A może bezwzględnie złapany w uczuciową pułapkę Adam? Każdy czyn ma swoje konsekwencje. Nieraz i najlepszy uczynek niesie ze sobą gorzki posmak cierpienia.