piątek, 11 października 2013

Rozdział 16 - Traumatyczne przeżycia

Witam was znowu kolorem czerwonym jak te liście na drzewach :) To już 16. rozdział. Chciałabym się od was dowiedzieć, jakie wątki czy wydarzenia w MZI wam się nie podobały i jakie wątki byście zmienili. Mogę na was liczyć? Jak znosicie moje dodawanie rozdziałów co dwa tygodnie? Pozdrowienia :) i całuski :*

Traumatyczne przeżycia

Tommy czekał z niecierpliwością. Siedząc w fotelu przy oknie oczekiwał trojga gości, którzy niebawem mieli się zjawić. Miał to być zwykły męski wieczór z piwem w jednym ręku i kartami w drugim. Zwykły, ale pełen ciekawych wydarzeń. Blondyn zamierzał bowiem dowiedzieć się tego wieczora, jaka tajemnica kryje się za nienawiścią Mitchela do jego osoby. Czuł, że członkowie zespołu coś wiedzą. Ba, on wiedział, że znają całą prawdę. Muszę to od nich tylko wyciągnąć. Dochodziła ósma, to był jeden z dni wolnych od koncertów, których zagrali już chyba z dziesięć. Zamierzał wziąć kolejny łyk jasnego piwa, którego zostało już tylko pół butelki. Nim zdążył dotknąć wargami szyjkę butelki, w pokoju rozległo się głośne pukanie do drzwi. Nareszcie. Odstawił napój na parapet i poszedł otworzyć.

- Meldujemy się na rozkaz, kapitanie! - Zasalutował Olivier i wszedł do pokoju, dzierżąc w dłoni siatkę z alkoholem. Zaczął rozkładać puszki i butelki na podłodze w czasie, kiedy Isaac i Mike witali się z Tommy'm mocnym uściskiem dłoni.

- Zagrałbym w pokera. - Rzekł Olivier, siadając po turecku na beżowej wykładzinie. Pozostali poparli pomysł, a Tommy wyciągnął z szafki karty – był przygotowany na wszystko.

- Trzy rozdania, a potem film. Chcę obejrzeć coś fajnego! - Zaczął Mike, a Isaac kiwnął głową z uśmiechem i przysiadł się do przyjaciół. - Szkoda, że Mitchela tu nie ma, on nie umie grać, zawsze po grze jest spłukany. - Prychnął, po czym zaczął tasować karty.

- Namawiałem go, żeby przyszedł. Powiedział: „nie odpowiada mi towarzystwo”. - Sparodiował wokalistę Mike, po czym otworzył swoje pierwsze piwo. Zerknął na Tommy'ego porozumiewawczo.

- I w sumie to mu się nie dziwię. - Rzucił Ratliff. - Nie wiem, dlaczego jest na mnie taki cięty. I, szczerze mówiąc, zaprosiłem was, żebyście mi to wytłumaczyli. - Rzekł spokojnie. Wziął przydzielone mu karty do ręki i uśmiechnął się lekko. Spodziewał się, że pierwsza wygrana trafi do jego kieszeni.

- Och, Tommy. Nie odpuścisz, co? - Olivier zaśmiał się i nachylił, by popchnąć przyjaźnie kolegę.

- W sumie ani Olivier, ani ja nie opowiemy ci tego najdokładniej, bo tak naprawdę najwięcej wie Isaac. - Mike wzruszył ramionami, a oczy kolegów skierowały się na Carpentera.

- No dobra. - Odpowiedział niechętnie i potarł czoło rękawem, próbując przypomnieć sobie szczegóły opowieści. - Z tego pokera to nam chyba nic nie wyjdzie.

- Nic nie szkodzi. Lubię tę historię! - Powiedział z entuzjazmem Mike i rozsiadł się wygodnie przy kaloryferze.

Olivier odłożył karty na podłogę i oparł się o tył kanapy. Tommy siedział obok telewizora. Wytężył słuch, by nie przeoczyć żadnego szczegółu.

- Kiedy zacząłem grać w Mouthlake, był jeszcze stary skład. Zamiast Mike'a i Oliviera na basie grał Piter Cleaver a stanowisko klawiszowca zajmowała Mariah Rodriguez. Była piękna, pochodziła z Hiszpanii, ale urodziła się w Stanach. John był w niej zakochany. - Upił trochę piwa i odstawił butelkę na podłogę. Skrzyżował ręce na piersi i kontynuował. Mariah odwzajemniała to uczucie.

- A jaki ma to związek z Mitchelem? - Spytał z niezrozumieniem Tommy i sięgnął po miskę z chipsami. Dla niego ta historia zaczynała się jak tanie romansidło.

- Duży. Mitchel nie chciał, żeby byli razem, bo wymyślił sobie, że nie ma być żadnych związków w zespole. To oficjalna wersja.

- Lepsza jest ta nieoficjalna. Mów szybciej! - Ponaglił go Mike podekscytowany.

- Może chcesz się zamienić? - Poirytowany Isaac zadał pytanie retoryczne, lecz po chwili zmarszczki na czole mu się wygładziły.

- Tom, teraz będzie najlepsze. - Nie wytrzymał i zasłonił sobie buzię ręką, by nie wybuchnąć śmiechem. - Nadchodząca część opowieści wywoływała u niego niekontrolowane emocje.

- Mike, opanuj swoje ADHD, co? - Zwrócił mu uwagę Olivier, po czym ponaglił Isaaca. - Powiedz mu wreszcie, bo nam chłopak umrze z ciekawości.

- Mitchel jest biseksualny. Nie kryje się ze swoją orientacją. Ma żonę Olivię i dwoje dzieci, ale John spowodował u niego, hmm... Jak to powiedzieć? - Zastanowił się Isaac. Mike nie wytrzymał.

- Mike się w nim zakochał! - Wybuchnął i zaczął się śmiać. Uważał to za świetny żart i jednocześnie coś żałosnego. Zawsze sądził, że dla mężczyzn stworzone są tylko kobiety i odwrotnie, a nie osoby tej samej płci. Po prostu nie mógł tego przyjąć do wiadomości.

- Zakochał. - Powtórzył Ratliff ważąc to słowo w myślach i zastanawiając się, co ono może w tym przypadku oznaczać. Nie rozumiał przypływu radości Mike'a. - I co w tym śmiesznego? - Spojrzał zdziwiony na kolegów, a potem zmierzył wzrokiem basistę.

- Jak to? Nie rozumiesz? Facet w facecie? Wyobrażasz sobie to? Chodzą sobie na kolacyjki przy świecach i kupują kwiatki. To niedorzeczne! - Rzekł kpiąco i złapał się za brzuch, w którym właśnie odezwał się głód.

- To nie jest typowe zakochanie, Tommy. To nawet nie jest zauroczenie. Tylko ograniczony Mike nie przyjmuje tego do wiadomości. - Zauważył Isaac ponuro, jakby w ogóle nie interesował się tematem

- W takim razie co to jest?

- Między Mitchelem a Johnem jest bardzo specyficzna więź. Jakby byli braćmi bliźniakami, rozumiesz?

- Ale nie wmówisz mi, że ta więź zaczęła istnieć po pierwszym przesłuchaniu na gitarzystę. - Rzekł kpiąco Tommy. Nie wierzył. Czy to może być prawda? Czy Mitchel aż tak mógłby się troszczyć o Johna, który nawet nie jest członkiem jego rodziny. Chociaż z drugiej strony może to naprawdę jest coś więcej niż braterska sztama, przyjaźń? A może w tajemnicy przed wszystkimi po każdym koncercie pieprzą się w garderobie i Mitchel żałuje, że stracił tak dobrą dupę? Stop! Tommy, twoja wyobraźnia jest chora!

- O nie. Od Johna wiem, że znają się od dziecka. Mają podobno za sobą jakieś bardzo traumatyczne przeżycia, które bardzo ich do siebie zbliżyły.

- Aha... - Zrozumiał. Czyli to jednak nie ostry seks na skórzanej kanapie w pokoju z lustrami. Uśmiechnął się na myśl o tym, że jego wyobraźnia działa dzisiaj nadzwyczaj dziwnie. Ciekawe, jak Adam by zareagował na moje myśli. Na pewno by się skrzywił i powiedział, że to obrzydliwe. - Czyli ten wczorajszy incydent to tylko z troski o Johna?

- Myślę, że tak. - Wtrącił się Olivier, drugi raz tego wieczoru. - Wiesz, osobiście też jestem zszokowany tym napadem Mitchela na ciebie, chociaż, w przeciwieństwie do Mike'a, rozumiem ich relacje. - Chciał na tym skończyć swój wywód, lecz odczytał z mimiki Tommy'ego, że jest on zainteresowany jego tokiem rozumowania. - Według mnie to jest pewnego rodzaju uzależnienie. Mitchel jednak jest uzależniony od Johna bardziej niż John od niego, ponieważ Mitchel jest młodszy i te „traumatyczne przeżycia” - pokazał gestem cudzysłów – wpłynęły na niego bardziej niż na Johna, kiedy byli dziećmi. - Teraz przyjaciele patrzyli na niego z zaskoczeniem i niedowierzaniem. Ich miny zdawały się pytać „Skąd ty się urwałeś?”. - No co? Czytałem o tym w takiej jednej książce psychologicznej, jak Isaac mi to opowiedział pierwszy raz. I powiem ci, Tommy, że to trzyma się kupy. -Usiadł obok niego i sięgnął do miski leżącej na jego kolanach.

- Swoją drogą, jakby o tym pomyśleć z tej strony, to może to faktycznie jest prawda. - Powiedział Mike i usiadł po drugiej stronie blondyna.

- A ja wolę się nad tym nie zastanawiać. Póki nie wpływa to na relacje z zespole nic nam do tego. - Rzekł obojętnie Isaac. Ta historia zaczynała go nudzić. Ponadto nie lubił wtrącać się w prywatne sprawy innych ludzi. Dla takiego laika jak on było to dla niego irytujące i niepotrzebne.

Mężczyźni nie poruszyli więcej tego tematu. Zajęli się innymi, bardziej męskimi sprawami jak wybór filmu. Padło na „Wybrańca” - seans obejrzany przez Tommy'ego już kilkanaście razy. Isaac włączył płytę i wszyscy trzej rozsiedli się na podłodze przed kanapą. Z zapartym tchem zaczęli oglądać film, lecz Tommy postanowił nie śledzić fabuły. Patrzył w ekran 48-calowej plazmy niewidzącymi oczyma. Pogrążony w myślach rejestrował tylko kolory obrazów. Popijając piwo z przerwami na przekąskę myślał nad sprawą Mitchela i Johna. Czy można związać się z kimś tak bardzo, jednak nie do stopnia zakochania? Czy żeby to osiągnąć trzeba przeżyć z tą osobą tragiczne wydarzenie? I w końcu: czy Tommy Joe mógłby doznać takiego uczucia? Do Adama? Nie nie jestem od niego uzależniony. I nie chcę być. Chociaż chciałabym się z nim spotkać, albo chociaż zobaczyć. Tak bardzo za nim tęsknię... Nie wiem, jak to możliwe, skoro znamy się zaledwie parę tygodni.

To była prawda. Od wyjazdu z San Diego dużo się zmieniło. Cały swój czas poświęcał teraz na próby i koncerty z Mouthlake. Prawie nie miał wolnego czasu. Wyjątkiem były przerwy w koncertowaniu, lecz ten czas wypełniał wypadami na miasto i do klubów z Olivierem i Mike'iem. Isaac nie miał na to ochoty. Był typem samotnika, co Tommy doskonale rozumiał i nie próbował go namawiać na spotkania integracyjne. Jedna propozycja wystarczyła, druga byłaby już grzechem w starciu z takim charakterem. Tommy sam pragnął wypełniać puste godziny właśnie w ten sposób – bawiąc się i nie myśląc o niczym, wykorzystywać dzień na zasadzie carpe diem i spełniać muzyczne marzenia. Jednak nie uniknął tematu Adama, który był dla niego tak zagmatwany jak worek z makiem pomieszanym z cukrem. Często, niemal cały czas, kiedy był sam w pokoju lub kładł się spać, przed oczami stawała mu postać Adama: jego roześmiana twarz, szaro-niebieskie oczy podkreślone czarnym cieniem, czy dobrze zbudowane ciało. Tęsknił. I to bardzo. I nie wiedział, dlaczego.

W pokoju co kilka minut rozlegały się okrzyki strachu czy ekscytacji. Do Tommy'ego jednak niewiele docierało. Myśli pochłonęły go tak bardzo, że nie zauważył, że chipsy i paluszki już się skończyły, a ze stosu butelek z piwem pozostały już tylko dwie pełne. Sam nie dokończył jeszcze swojego. Kiedy pojawiły się napisy końcowe, oprzytomniał. Muzycy zaczęli wymieniać się komentarzami na temat głównej bohaterki i zaczęli wstawać. Zbliżała się druga w nocy. Blondyn także wstał i mężczyźni skierowali się ku wyjściu, dziękując za miły wieczór. Po chwili gitarzysta został sam w wielkim apartamencie.

***

Wszechstronna sypialnia pogrążona była w błogiej ciszy i ciemności, podobnie jak Kris i Adam w głębokim śnie. Lambert spał już od kilku dobrych godzin, natomiast Allen z klubu wrócił niedawno. Nagle na szafce nocnej po stronie ciemnowłosego mężczyzny zaświecił się ekran telefonu i dało się słyszeć ciche wibracje. Adam, jako że miał bardzo lekki sen, od razu otworzył oczy. Ze zmrużonymi powiekami spojrzał na urządzenie, zastanawiając się, kto może się do niego o tej porze dobijać. Ciągle leżąc, wysunął rękę spod kołdry i wziął urządzenie w dłoń.

- Tommy. - Powiedział bezgłośnie, odczytując litery układające się w jeden wyraz. Odbiorę. A co mi tam. - Cześć, Tommy.

- Cześć, Adam. Nie śpisz jeszcze? Nie chciałem cię budzić... - Rzekł szybko, w myślach ganiąc się, że to mogło poczekać do jutra.

- Obudziłeś, nie szkodzi. Coś się stało? - Wyszeptał sennie i poprawił sobie poduszkę.

- Przepraszam, to może ja zadzwonię jutro? Naprawdę nie chciałem... - Nie dokończył, w słowo wszedł mu przyjaciel.

- Tommy. Nie zaśniesz, jeśli się nie spytasz lub czegoś nie wyjaśnisz. Mów. - Wyszeptał spokojnie, uważając, żeby nie obudzić Krisa. Na szczęście współlokator miał bardzo twardy sen.

- Ładnie brzmisz tuż po obudzeniu, wiesz. - Rzekł z uśmiechem. Wyobraził sobie jak Adam się do niego uśmiecha. Faktycznie to robił, co dało się słyszeć po jego łagodnym, pełnym radości pomruku.

- Hmm... Dziękuję. - Zamruczał i ziewnął. - Powiedz mi. O czym myślisz?

- Czy ty sądzisz, że można uzależnić się od drugiej osoby? - Zapytał Tommy niepewnie. Kiedy to powiedział, odetchnął z ulgą.

- W jakim sensie? - Spytał Adam, nie bardzo rozumiejąc sens pytania.
- W takim, że jedna osoba nie może bez drugiej żyć, a jednocześnie jej nie kocha. Że ten ktoś chce ją chronić, troszczyć się o nią, a jednocześnie nie darzy jej miłością, rozumiesz? - Wypaplał Tommy, a powiedział to tak szybko, jakby ciążyło mu to na sercu.

- A jesteś w takiej sytuacji? - Spytał podchwytliwie, rozumiejąc już, co przyjaciel ma na myśli. Uśmiechnął się złośliwie, jakby to dotyczyło ich przyjaźni.

- No właśnie nie ja. - Powiedział chytrze. - Ale znam kogoś, kto prawdopodobnie w takie coś wpadł. To co o tym sądzisz? - Rzekł trochę już zniecierpliwiony.

- Sądzę, że istnieje takie coś. Kiedyś słyszałem, że to najwyższe stadium przyjaźni, lecz wielu ludzi nie dochodzi do takiego poziomu, bo albo za krótko się znają i nie starcza im na to życia, albo wcześniej się w sobie zakochują. - Stwierdził i znów ziewnął cicho.

- A sądzisz, że my moglibyśmy do takiego poziomu dojść? - Teraz to Tommy zadał podchwytliwe pytanie. Adam momentalnie wyprostował się i usiadł na łóżku. Po ciele przeszły mu ciarki na myśl o takiej sytuacji w jego życiu.

- Dlaczego... O to pytasz? - Spytał ostrożnie z powagą w głosie. Nie chciał na nie odpowiadać. Stan opisywany przez Ratliffa był pewnym rodzajem choroby, w którą on z całą pewnością nie chciał zapadać.
- Nie wiem. Tak z ciekawości. - Roześmiał się, po czym kontynuował. - Ale nie musisz odpowiadać. Wiem chyba, co myślisz na ten temat, wiesz?

- Co takiego? - Spytał z obawą w głosie.

- To coś strasznego. Dawać komuś wszystko, a jednocześnie nic. Nie kochać kogoś, a jednocześnie być zazdrosnym o to, że ta osoba kocha kogoś innego.
To trochę zachowanie w stylu psa ogrodnika. Mylę się? - Spytał spokojnie, lecz z nutą radości.

- N-nie. - Rzekł i przetarł oczy. Chciał już zasnąć. Zamknął na moment oczy. - Ująłeś to dokładnie w taki sposób, jak myślę. - Rzekł sennie.

- Och, jesteś śpiący. To ja już będę kończyć. Dobranoc, Adam.

- Dobranoc. - Chciał już się rozłączyć, ale Tommy zatrzymał go jednym słowem.

- Adam. Ja... Chciałem ci powiedzieć... Znaczy wiesz, że jesteś moim najlepszym przyjacielem? - Rzucił zakłopotany i odgarnął z czoła niesforne włosy, czekając na odpowiedź. Niecierpliwił się.
- Wiem. A ty jesteś moim najlepszym przyjacielem, Tom. - Rzekł poważnie, a po chwili jego nastrój znów się zmienił. - Idź już spać, co? I kup sobie nowy zegarek.
- Zegarek? Po co?

- Żeby nie mylić drugiej po południu z drugą w nocy. - Rzekł z fałszywym wyrzutem i zaśmiał się cicho.
- Okey, postaram się kupić, dobranoc. - Pożegnał się blondyn.

- Dobranoc. - Rzekł i rozłączył się.
Kiedy kładł telefon na szafkę, jego współlokator przewrócił się na drugi bok, mamrocząc coś pod nosem. Lambertowi zdawało się, że powiedział „Lambert,uduszę cię, jak się nie zamkniesz”, ale uznał, że się przesłyszał. Zmęczony runął na poduszkę. W duchu pomodlił się jeszcze, żeby nigdy już nie odebrał tak stresującego połączenia. A potem zasnął.