YW
:*
Afterparty
- Moi drodzy. Jutro wasz pierwszy występ. Mam nadzieję, że te dwa tygodnie wystarczająco przygotowały was do niego. - Dyrektor rezydencji stał w centralnym miejscu przed kanapami, na których siedzieli uczestnicy programu. - Jutro okaże się, kto z was stąd wyjedzie, a kto zostanie. Przed występem czeka was jednak jeszcze jedna niespodzianka. - Skierował wzrok na swoją asystentkę, która trzymała srebrną tacę. Na jego znak zaczęła podchodzić do każdego z uczestników. - Ufundowałem dla was bilety na koncert oraz afterparty zespołu Mouthlake.
- Ten koncert będzie także lekcją. Podczas show macie zaobserwować zachowania członków zespołu, ich styl poruszania się, mimikę oraz kontakt z publicznością. Proszę zwrócić uwagę na wokalistę Mitchela Craftera, który jest dość kontrowersyjny. Mam nadzieję, że z tego doświadczenia wysnujecie wnioski, które potem wykorzystacie na scenie i nas zachwycicie. - Przedostatnie słowo mocno podkreślił. Wszyscy wiedzieli, dlaczego. Sobotniego wieczora decyzję o losach uczestników ostatni raz miało podjąć jury. Potem kariera uczestników Idola miała zależeć już tylko od widzów dzierżących w dłoniach swe telefony komórkowe. - A teraz zapraszam na nieco skrócone lekcje. - Pożegnał się dyrektor i opuścił salon. Opiekunowie natomiast wstali z miejsc, by zebrać grupy podopiecznych. Wśród młodych ludzi podniosły się głosy oznaczające początek wymiany długich rozmyślań na temat dzisiejszego wieczora.
***
-
Hej, Tommy! Halo, tu Ziemia! - Olivier pomachał ręką przed oczami
blondyna, który od piętnastu minut wpatrywał się w ścianę
jednocześnie głaszcząc założoną na ramię gitarę o kremowym
korpusie. Jednym ruchem złapał Blake'a za nadgarstek, kiedy chłopak
zaczął go denerwować. Popatrzeli na siebie przez moment, a potem
uśmiechnęli się do siebie. - Nad czym tak dumasz? - Spytał z
ciekawością klawiszowiec i usiadł przed nim na skórzanej
kanapie.
- Mam dziwne obawy co do tego koncertu. Nie wiem, jak
mam określić swoje nastawienie do niego. - Przesunął palcami po
krawędzi gryfu tak, żeby nie dotknąć żadnej ze strun.
-
Stresujesz się. - Odpowiedział wyluzowanym tonem kolega i zmienił
pozycję na półleżącą. - Chociaż to dziwne. Po tylu
występach?
- Właśnie. - Tommy usiadł obok niego odkładając
instrument na blat stołu. - Stresuję się, jakby miało się
wydarzyć coś niespodziewanego. - Rzekł spokojnym tonem i oparł
głowę na rękach. Olivier położył swą dłoń na jego
ramieniu.
- Nie myśl za dużo, bo dostaniesz jeszcze choroby
o nazwie kobieca intuicja. - Zaintonował.
- Co? Spojrzał na
niego zdziwiony. Wciąż nie był oswojony ze specyficznym poczuciem
humoru kolegi.
- To, co słyszałeś. Moja dziewczyna zawsze
tak mówi, kiedy wyjeżdżamy do jej rodziców. Ciągle ma nadzieję,
że mnie polubią. Niestety, jej przeczucia nigdy się nie
sprawdzają.
- Wychodzimy za pięć minut! - Rzucił Mitchel z
korytarza. Mężczyźni nie zdążyli nawet dokończyć rozmowy,
kiedy wokalista pojawił się w wejściu. - A ty na co czekasz?
Specjalne zaproszenie ci wysłać czy jak? - Warknął na
Tommy'ego.
- Mówiłeś "pięć minut" - Zacytował
Tommy nie ruszając się z miejsca.
- Olivier, Mike i Isaac
mają pięć minut. Ty masz tego czasu o wiele mniej. W sam raz na
dojście do sceny. - Odpowiedział kąśliwie i z impetem otworzył
drzwi tak szeroko, żeby przepuścić gitarzystę.
Zbliżał się do sceny. To w końcu tylko koncert. Czego ja się tak obawiam? Kiedy zaczął grać pierwszy akord, rozejrzał się po scenie. Wszyscy byli na swoich miejscach - jak zwykle. Kiedy popłynęły kolejne nuty utworu i rozbrzmiał głos Mitchela, spojrzał spod długich blond kosmyków na publiczność – nikt w pierwszych rzędach nie przyciągał szczególnej uwagi. Rozwrzeszczane fanki o twarzach podkreślonych czarnym make-upem oraz mężczyźni w ciemnych ubraniach bawili się w zachwycie przy dźwiękach między innymi jego gitary. Nic nie wywołało jego większego zainteresowania, więc opuścił głowę i, przybierając skupioną minę, skupił się na grze i pochłonął w myślach aż do końca koncertu. Dziwne uczucie, że ktoś mu się przygląda, nie zniknęło. Lecz co miało być w tym dziwnego, skoro był jedną z dzisiejszych gwiazd wieczoru. W sali był jednak człowiek, który przyglądał mu się ze szczególnym zainteresowaniem. I nie mógł spuścić z oczu z tego ciała, które tak wdzięcznie poruszało się po scenie.
Po
występie nadszedł czas na rozdanie autografów. Członkowie zespołu
zasiedli przy długiej ławie i, dzierżąc w dłoniach czarne
markery, zaczęli podpisywać zdjęcia i płyty, które często ze
specjalną dedykacją trafiały do rąk wniebowziętych fanów. Mimo,
że to zajęcie miało trwać maksymalnie pół godziny, to czas ten
wydłużył się o kolejne trzydzieści minut. Mężczyźni mieli już
odchodzić do garderoby, kiedy do stołu podszedł ostatni "fan".
-
W sumie to zależy mi na tylko jednym autografie. Tommy? - Przystojny
brunet przysunął pocztówkę ze zdjęciem zespołu na awersie przed
oczy Ratliffa.
Tommy
nie spuszczał wzroku z blatu, czekając na podanie papieru do
podpisu. Nie interesowały go twarze ludzi, których i tak by nie
zapamiętał. Chciał po prostu odwalić swoją robotę i iść się
bawić jak każdego koncertowego wieczoru. W pierwszej chwili nie
rozpoznał głosu proszącego o pamiątkę z show. Kiedy jednak z ust
stojącego padły kolejne słowa, charakterystyczny znak, jakim był
czarny lakier na paznokciach, od razu rzucił się w oczy blondyna.
Muzyk wstał energicznie ze swojego miejsca i spojrzał w oczy
młodego mężczyzny. To był Adam. Stał przed nim z zadziornym
uśmiechem i odsłonił szerzej swe białe zęby, kiedy inni
członkowie zespołu spojrzeli się w osłupieniu na Tommy'ego.
-
Adam? - Rzekł niepewny i zdziwiony zarazem z widoku, jaki zobaczył.
Dobrze zbudowany mężczyzna w brunatnym garniturze i białej, mocno
rozpiętej koszuli wyciągnął ramiona w zapraszającym geście. -
To naprawdę ty! - W tym momencie Tommy już się nie zastanawiał.
Wszedł na swoje krzesło, potem na ławę, a następnie szybkim
susem przeskoczył przez barierki odgradzające ich od tłumu fanów,
którzy jeszcze przed chwilą napierali na nie, próbując znaleźć
się jak najbliżej ulubionych artystów.
Ratliff
w jednej sekundzie znalazł w ramionach przyjaciela, którego
bliskość dawała mu bezpieczeństwo i ulgę. Jego usta znalazły
się tuż przy uchu Lamberta, nie mógł powstrzymać się od
wyszeptania mu kilku słów.
-
Mogę ci się podpisać nawet na tyłku. - Szepnął, po czym musnął
lekko wargami narząd słuchu.
-
Zapamiętam. - Zaśmiał się.
-
Ale jak ty się tutaj znalazłeś? Przecież byłeś zajęty! Miałeś
tyle obowiązków, że nie miałeś czasu na spotkanie... Co?
Wytłumacz się teraz. - Zaczął dźgać go palcem w lewą pierś,
żądając odpowiedzi, lecz ten przytulił go mocno nie dając
możliwości ruchu.
-
Tęskniłem za tobą, Tommy. - Wyszeptał mu do ucha, czym wywołał
u blondyna lekkie dreszcze. Na pewno to wyczuł. Dlaczego tak
reaguję... Pomyślał Tommy. Spojrzeli sobie w oczy, po czym
oboje się zaśmiali. W pewnej chwili jednak Tommy poczuł się
zakłopotany. Zapomniał, że mieli małą publiczność złożoną z
Oliviera, Mike'a, Isaaca oraz Mitchela.
-
Uhm, Adam? Może cię przedstawię... - Rzekł i odwrócił się z
Adamem w stronę kolegów. Zaczął przedstawiać od prawej strony:
najbliżej nich siedział Olivier, następnie Mike, Isaac oraz
Mitchel.
-
A to jest Mitchel właśnie. Chłopaki, to Adam Lambert. Mój
przyjaciel. - Zabrał rękę z talii mężczyzny, którego dotąd
obejmował. Adam przywitał się ze wszystkimi członkami zespołu, a
kiedy dotarł do Mitchela, uścisnął jego dłoń podobnie jak
innych mężczyzn, lecz nie puścił jej, kiedy wokalista zamierzał
to zrobić.
-
Mitchel. Tommy Joe dużo mi o tobie opowiadał. - Spojrzał z
ciekawością na frontmana Mouthlake, wywołał zdziwienie na jego
twarzy mówiąc te słowa.
-
Hmmm... O mnie? - Mitchel spojrzał na Tommy'ego, który teraz
wydawał się jeszcze bardziej zakłopotany. Tommy spojrzał w dół,
na swoje buty. Z rumieńcem na zwykle bladej twarzy postanowił
wpatrywać się w ten punkt dopóki nie uwolni się z tej krępującej
sytuacji.
-
Tak. Słyszałem, że twój przyjaciel, John, jest w szpitalu. Bardzo
mi przykro. Ja pewnie też bym się martwił, gdyby mojemu
przyjacielowi - tu spojrzał na Tommy'ego - zdarzyło się podobne
nieszczęście. - Puścił rękę frontmana kończąc tym samym
rozmowę i nie pozwalając dojść do słowa Crafterowi. Przybliżył
się do swojego przyjaciela. Jego zdaniem zapowiadał się miły
wieczór. - Pogadamy? - Rzekł do blondyna, który pokiwał głową.
***
-
Fajny koncert. Pasujesz do nich. - Stwierdził Adam trzymając w
dłoni kieliszek Martini.
-
Sam nie wiem. Trochę inaczej to wyglądało w moich wyobrażeniach.
Kiedy skończy mi się kontrakt, mam w planach dołączenie do
jakiegoś innego zespołu. Może nawet artysty solowego. - Mrugnął
porozumiewawczo do Adama, który roześmiał się serdecznie i
zwrócił twarz ku sufitowi sali. Za chwilę jednak znów zerknął
na przyjaciela, nie mogąc się oprzeć widoku pięknych
czekoladowych oczu.
-
Jeśli to propozycja, to jest ona naprawdę kusząca. Ale najpierw
muszę dokończyć to, co zacząłem.
-
Czy to aż tak ważna tajemnica, że nawet twój najlepszy przyjaciel
nie może o niej wiedzieć? - Rzekł Tommy, przysuwając się do
bruneta o kilka centymetrów.
-
Szczególnie najlepszy przyjaciel. - Wpatrzył się w Ratliffa,
którego twarz była tylko kilkanaście centymetrów od niego.
Odważył się dotknąć jego policzka i go pogłaskać. - Ta
tajemnica jest swego rodzaju niespodzianką dla ciebie. Dowiesz się
w swoim czasie, co to za projekt. - Powiedział beztrosko i zmierzwił
mu włosy. Tommy odpowiedział cichym burknięciem. Zauważył, że
zbliżają się do nich dwie nieznajome osoby. Kiedy spojrzał na
Adama, domyślił się, że on musi je znać. - Tymczasem - wstał z
miejsca i wcisnął się między mężczyznę i kobietę i objął
ich lekko - muszę ci powiedzieć, że nie jestem tutaj tylko ze
względu na ciebie. To Allison Iraheta - wskazał na czerwonowłosą
dziewczynę. - A to Kris Allen z mojej szkoły.
-
Szkoły? - Powtórzyli równocześnie Allison i Kris. Nie wiedzieli
jeszcze, co tu jest grane, jednak kiedy Lambert dyskretnie dał znak
Allison, ta zrozumiała, jaki jest ogólny zarys sytuacji.
-
Ach, tak! Szkoły! No, bo w sumie, to "szkoła" - spojrzała
na Allena nerwowo i uścisnęła dłoń Tommy'emu - ufundowała nam,
znaczy... Naszej klasie bilety na ten koncert i afterparty. I to jest
w ramach lekcji... - Zaczęła gubić się w swojej paplaninie i
kopnęła pod stołem szatyna, by pomógł jej wyjść z dość
nietypowej opresji.
-
Lekcji, podczas której mieliśmy zaobserwować mowę werbalną i
niewerbalną zespołu. - Uśmiechnął się sztucznie i tym razem to
on kopnął pod stołem Allison. Tak mu się zdawało do czasu, gdy
poznał po minie Adama, że to on został obdarowany ciosem. - A tak
w ogóle to bardzo się cieszymy z Allison, że mogliśmy się
poznać. W końcu nie każdy dostaje tak niepowtarzalną szansę jak
granie w zespole Mouthlake.
-
No... Prawdę mówiąc byłem ich ostatnia deską ratunku, kiedy
poprzedni gitarzysta został ofiarą wypadku samochodowego. - Tommy
postanowił się trochę pochwalić przed znajomymi Adama. Skoro
wszyscy myślą, że w Mouthlake są same gwiazdy, to dlaczego by ich
trochę nie przyćmić? Szczypta prawdy nie zaszkodzi... - Przed
dołączeniem do zespołu zajmowałem się tylko pisaniem tekstów
piosenek. Nie mam żadnego papierka na to, że jestem gitarzystą czy
coś.
-
Jak to? Wzięli cię ot tak? Nawet bez sprawdzenia umiejętności? -
Zdziwił się Kris.
-
To było tak: Mouthlae jest pod opieką wytwórni, dla której piszę.
Gitarzysta zespołu miał wypadek i niestety dziwnym trafem okazało
się, że nie ma żadnego wolnego gitarzysty, który mógłby
zastąpić Johna. Szefowa wytwórni zna mnie od kilku ładnych lat i
wie, że umiem grać na poziome ponadpodstawowym. Podpisałem
kontrakt, który zapewni mi dokument, potwierdzający moje
umiejętności muzyczne. To jest właśnie mój ósmy koncert. -
Rozłożył ręce i wziął duży łyk whisky, po czym odłożył na
stolik szklankę, w której pozostał już tylko nieroztopiony lód.
-
A tego to mi nie mówiłeś. - Zauważył Adam. - Czyli wystarczy, że
spełnisz warunki kontraktu i będziesz mógł grać w każdym
zespole.
-
Taa... - Przytaknął przeciągle.
-
Adam, musimy już iść... - Zauważyła Iraheta i pokazała
Lambertowi telefon z wyświetlonym zegarem.
-
No tak. Wszystko się kiedyś kończy, a mówią, że najszybciej
mija czas właśnie przy interesującej rozmowie. - Rzekł Kris,
wstając. Wykorzystał tę chwilę na dopicie drinka.
-
Jak to? Już? - Tommy poderwał się z kanapy nieco zdziwiony.
Dwudziesta druga? Jutro mają szkołę... Ale nie mogliby zostać
jeszcze trochę? Albo tylko Adam? Na paręnaście minut? Ewentualnie
godzinę. Poczerwieniał na twarzy, lecz neonowe błyski lamp to
ukryły. Wokół nich przewijały się tłumy ludzi: spora część
stała lub siedziała, prowadząc konwersacje na popularne tematy,
inni tańczyli, jeszcze inni coś jedli. Jakby nie liczyli sekund,
godzin.
-
Obejmuje nas regulamin. - Wytłumaczył brunet. - Odprowadzisz nas? -
Rzekł, wstając.
-
Pewnie. Szkoda, że tak krótko to trwało. Chciałbym się
dowiedzieć o wiele więcej o twoich śpiewających przyjaciołach.
-
Jeszcze zdążysz się dowiedzieć, tylko musisz oglądać I...
-
Allison, powinniśmy już wychodzić. - Adam w porę jej przerwał.
-
Musisz oglądać nas częściej! - Wtrącił się Kris. Bardzo miło
było cię poznać, Tommy. Chętnie zamieniłbym jeszcze kilka słów
z tak barwną osobą jak ty. - Uścisnął mu rękę i zaczęli
zmierzać ku wyjściu.
Kiedy
znaleźli się na chodniku przed koncertową halą, Adam zatrzymał
się, a wraz z nim jego koledzy, zastanawiający się, co spowodowało
jego nagły zanik ruchu.
-
Idźcie, chciałbym jeszcze zamienić z Tommy'm parę słów. -
Rzekł, spoglądając w stronę drogi, którą blondyn wracał do
sali.
-
Jasne, dogonisz nas. - Rzekła Allison i wraz z Krisem podążyła
wąską ulicą. Adam natomiast dogonił swego przyjaciela.
-
Tommy? - Złapał go za rękę i pociągnął w swoją stronę.
-
Adam? Zapomniałeś czegoś?
-
Nie, to znaczy... Tak, bo... Nie masz jutro żadnego koncertu,
prawda? - Spytał szybko denerwując się na myśl o odpowiedzi.
-
Jutro? Z tego, co wiem, to nie, a dlaczego pytasz?
-
Obiecaj mi coś. - Odetchnął, po czym kontynuował, kiedy Ratliff
czekał z milczącą miną. - Jutro od godziny dziewiętnastej
trzydzieści bądź w pokoju hotelowym.
-
Jeśli to prośba, to jest ona dziwna. Ale okey, będę. Szykujesz mi
jakieś niespodzianki? Przyjedziesz? - Już zaczął sobie robić
nadzieję, lecz Adam zgasił ją paroma słowami.
-
To drugie - nie. To pierwsze owszem. I miej włączony telefon. A
teraz muszę już iść. Do zobaczenia, Tommy. - Pożegnał się i w
niekontrolowanym odruchu pocałował gitarzystę w policzek. Zostawił
go przed klubem, sam zmierzając w nieznaną Ratliff'owi stronę.
Gitarzysta
stał tam jeszcze długo onieśmielony, zdziwiony i pełen niepokoju
mieszającego się z ekscytacją. Wciąż trzymał dłoń na
policzku, który kilka chwil temu został udekorowany nadzwyczajnym
całusem. Całusem Adama. Pocałunkiem mężczyzny. Co to miało
znaczyć? Czy Adam nie powiedział mi o sobie wszystkiego? Kłamał?
Nie mógł, to mój przyjaciel. Dlaczego mnie... Pocałował? Czy tak
robią przyjaciele? Nie wiem... Może to jednak nie zwykła przyjaźń.
Tommy wrócił do klubu, a myśli zasiane w jego głowie przez
przyjaciela jeszcze paręnaście dni temu zaczęły kiełkować.
Podlane przez ruchy, których brunet nie był w stanie kontrolować,
w przyszłości mogłyby stać się rośliną. Nie wiadomo tylko czy
jej owoc okaże się trującym czy najsłodszym ze słodyczy.