Tęskniliście
za mną? Rekompensata za te długie 4 tygodnie, to 8 stron tekstu w
czcionce 12 więc dużo. Przepraszam, że tak długo to trwało
(szkoła jest bezlitosna), pozdrawiam i zapraszam do czytania i
komentowania.
Marona
– podaj link, chętnie obejrzę pijanego Tommy'ego, zapewne
to będzie niezapomniany widok!
Coś złego
-
Jedno piwo. - Poprosił i starał się na nikogo nie patrzeć. Wbił
wzrok w ladę i zaczął na niej kreślić palcem niewidoczne wzory,
zastanawiając się, w co się wpakował. Dopiero teraz zaczynała do
niego docierać myśl, o tym, co będzie musiał zrobić. Nie bał
się – był odważny. Nie wiedział tylko: JAK to zrobić. Nigdy
nie podrywałem faceta. Od czego zacząć...? Po trzech sekundach
rozmyślania uniemożliwi mu nieznajomy mężczyzna o szerokich
barkach i znacznych mięśniach, częściowo ukrytych pod czarnym
T-shirtem.
-
Jak łazisz, kretynie! - Powiedział ostro blondyn nim zdążył
zobaczyć, do kogo skierował uwagę.
-
Och, przepraszam cię! - Rzekł mężczyzna i położył dłoń na
ramieniu Ratliffa.
Blondyn
strząsnął rękę i spojrzał z odrazą na sąsiada. Dostrzegł
kasztanowe kręcone włosy i intrygujący błękit w oczach, grymas
znikł z jego oblicza. Pamiętaj, po co tu jesteś. Właśnie
w tej chwili barman przyniósł u piwo, a nieznajomy zamówił to
samo.
-
W sumie... Nic się nie stało. - Upił piwo i postarał się
uśmiechnąć.
-
W sumie, jeśli nic się nie stało, to może wyjawisz mi swoje imię,
nieznajomy? - Zmierzył go wzrokiem i uśmiechnął się szarmancko.
-
Tommy. - Rzucił i odstawił kufel.
-
Alex. - Przedstawił się i podziękował barmanowi, który właśnie
zrealizował jego zamówienie. - A więc Tommy. Ktoś ci towarzyszy?
- Spytał z udawaną obojętnością. Tommy pokręcił przecząco
głową, więc kontynuował. - Czyli jesteś tu sam. - Podsumował i
zerknął na swój napój.
-
Tak się złożyło. Może... Chcesz dotrzymać mi towarzystwa? -
Spytał niepewnie. Odwrócił się w stronę parkietu, by wziąć
głęboki oddech. Oparł plecy o ladę, a Alex zwrócił się do
niego przodem. Cały czas obserwował chłopaka i modlił się, by w
tej chwili nie odwrócił się z powrotem w stronę półek z
butelkami rozmaitego alkoholu.
-
Jeśli chcesz, mogę sprawić, że twoje uczucie osamotnienia
zniknie. - Nachylił się do jego ucha, uprzednio wyciągając z
kieszeni małą saszetkę z białym proszkiem. To jedyna dobra
okazja. Wsypał zawartość do napoju towarzysza i rozpuścił,
mieszając w alkoholu słomką, którą następnie wyrzucił za ladę.
Kiedy spostrzegł, że sypka substancja się rozpuściła, odważył
się polizać płatek ucha blondyna, który rozważał jego
propozycję.
Ratliff
postanowił pozwolić mężczyźnie na intymny gest, lecz nie patrzył
na niego. Patrzył na tańczący tłum. Dopiero teraz zauważył, że
ten parkiet bardzo różni się od parkietów s normalnych klubach.
Tutejsi goście nie przychodzili tutaj, by się pobawić, potańczyć,
pozbyć się nadmiaru energii z organizmu. Do tego lokalu i pewnie do
wielu innych gejowskich klubów mężczyźni przychodzili tylko po
to, by zaspokoić swoje żądze, zapolować na ofiarę, którą
zaciągną tego wieczoru do łóżka czy po prostu wypełnić pustkę,
w której do niedawna znajdowała się miłość.
Przyglądał
się mężczyznom, którzy... No właśnie, co takiego robili? Tommy
nie wiedział, jak opisać to, co właśnie obserwował. Niektóre
pary tańczyły wtulone w siebie, a ich ręce błądziły po ciele
partnera. Inne uprawiały dziki taniec wijąc się i uwodząc siebie
nawzajem. Jeszcze inne po prostu stały trwając w namiętnym
pocałunku. Tommy spojrzał na Alexa i wziął piwo, po czym wrócił
do obserwacji zachowań tutejszych gości.
-
Jak chcesz to zrobić? - Spytał niskim tonem i upił spory łyk
piwa. Chciał dowiedzieć się, jaki pomysł na osamotnienie tli się
w umyśle mężczyzny. Jednocześnie obmyślał plan realizacji
zadania. Mam go tylko pocałować. Przy nich. Muszę go stąd
wyciągnąć, myślał podczas gdy Alex mówił mu do ucha, jak
chciałby wypełnić ten czas.
-
Możemy iść na parkiet. Pokazałbym ci moje seksowne ruchy. -
Odważył się położyć na jego klatce piersiowej swą dłoń,
którą zaczął masować sutek blondyna przez materiał koszulki.
Tommy wziął kolejny łyk napoju.
-
A potem. Co byś zrobił? - Obserwował jedną arę na parkiecie. Nie
wyróżniali się wśród tłumu. Drobny blondyn z włosami
postawionymi na żel pozwalał wysokiemu brunetowi na wszystko.
Kołysali się na parkiecie patrząc sobie w oczy jakby nie
zauważyli, że utwór w głośnikach narzuca szybkie tempo.
-
Potem... Hmm... - Zamruczał słodko i kontynuował. - moglibyśmy
iść do dark-roomu, żeby... - Zsunął rękę w dół. - Blondyn
odczuł lekkie mrowienie najpierw na brzuchu, potem w niższych
partiach ciała. Nie protestował jednak. Myśl, że to, co teraz
robią, jest czymś złym, czymś nienaturalnym i nie na miejscu, nie
przekonała go do wykonania jakiegokolwiek ruchu obronnego. -
Ciekawiło go, do czego jeszcze zdolny jest posunąć się tajemniczy
Alex. Kiedy ręka mężczyzny o kasztanowych włosach spoczęła na
kroczu blondyna, jego oddech przyspieszył. - Chyba nie muszę ci
mówić. - Zaczął masować tamto miejsce, podczas gdy Tommy'ego
przeszedł dreszcz. - Przecież wiesz, po co tu przyszedłeś. -
Szeptał zmysłowo Alex, a Ratliff zmrużył oczy i spojrzał na
niego. Poczuł zawroty głowy. Wiedział, po co tu przyszedł.
Przyszedłem tu, żeby...
Muzyk ujął jego twarz w dłonie i zbliżył swe usta do jego ust.
Żeby... Alex przejął inicjatywę i pocałował go namiętnie
biorąc resztki alkoholu z ręki Tommy'ego i odkładając szkło na
ladę. Ratliff zamknął oczy. Burza w jego głowie rozszalała się
na dobre. Umysł przetwarzał tysiące informacji, a mózg odbierał
miliony impulsów z reszty ciała.
-
Nie... Nie tutaj. - Wydukał Tommy, gdy pocałunek przybierał na
sile. - Chodź stąd. - Powiedział prosto e jego usta i wstał. Ujął
jego rękę w swą dłoń i chwiejnym krokiem poszedł w stronę
wyjścia.
Przekraczając
próg klubu spojrzał na ochroniarza, który uśmiechnął się
szeroko i pokiwał głową jakby nie dowierzał. Tommy'ego ogarnął
chłód. Rześkie nocne powietrze wschodniego Hollywood było
bardziej zanieczyszczone spalinami niż San Diego. Wziął głęboki
wdech, a następnie wydech jakby chciał tym przeczyścić swój
umysł z narastającego szumu i zawrotów głowy, które dodatkowo
potęgował wysoki poziom alkoholu w jego organizmie. Wykonał jeden
krok. Gdyby nie dłoń, którą wciąż trzymał, upadłby.
-
Chyba za dużo wypiłeś, kochanie. - Zaśmiał się Alex, a potem
znów powrócił do zmysłowego tonu. - To gdzie się zabawimy,
skarbie? - Zapytał, lecz do Ratliffa już nic nie docierało.
Ogarnęły go własne myśli i ból w skroniach, który wziął się
znikąd. Popatrzył przed siebie i ujrzał sylwetki osób, które
wciąż trwały w oczekiwaniu na moment wypełnienia warunków
zakładu. Muszę go tylko pocałować. Ta myśl huczała w
jego głowie niczym gromy burzowe.
-
Chodź. - Pociągnął Alexa i wyszedł kolegom naprzeciw. Gdy byli
tylko kilka metrów od niego, znów odezwał się do mężczyzny. -
Zróbmy scenę. - Mrugnął do Alexa i uśmiechnął się zawadiacko,
gdy szatyn zauważył grupkę mężczyzn.
-
Chyba nie są zdecydowani, czy wejść do klubu. - Odparł.
-
Albo są hetero i już z jednego wyszli. I zrobili postój na małe
rzyganko. - Dopowiedział Ratliff, a Alex zaśmiał się.
-
Co mam zrobić? - Spytał Alex rozbawiony pomysłem Ratliffa. Poczuł
ekscytację i dreszczyk podniecenia. Przyciągnął blondyna do
siebie, by zrównać z nim wzrok. Tommy pogłaskał jego twarz i
zaczął tłumaczyć reguły zabawy.
-
Przybijesz mnie do ściany i pocałujesz i... Zrobisz to, co w
klubie. - Postanowił, siląc się na uśmiech. Niech mają to, czego
chcieli. Przyspieszył kroku, by iść przed Alexem.
Właśnie
ich mijali. Tommy spojrzał spod grzywki na Mitchela, który teraz
bacznie mu się przyglądał. Kiedy spojrzał na pozostałych,
zauważył tylko otwarte usta i wybałuszone oczy. Tylko Isaac
zastygł w pozie z założonymi rękami i kiwał głową podobnie jak
wcześniej ochroniarz. Potem już tylko czuł, jakby był głównym
aktorem w filmie, który ktoś oglądał w przyspieszonym tempie.
Spojrzał
prosto przed siebie, ale spodziewany ucisk na nadgarstku sprawił, że
spojrzał w dół. Nie zdążył zarejestrować bólu w ręce, bo
zaraz potem został mocno szarpnięty do tyłu w taki sposób, że
wpadł w ramiona mężczyzny o szerokich barkach. Ledwie poczuł pod
palcami twarde mięśnie klatki piersiowej, a już poczuł ból w
plecach na wysokości łopatek – zderzył się z betonową ścianą.
Mimo to uśmiechnął się, kiedy jakby przez mgłę zobaczył duże
niebieskie oczy. Adam? Jego wąskie usta zostałby objęte
przez miękkie delikatne wargi. Poddał się im i zamknął oczy.
Namiętny pocałunek znów został zdominowany przez szatyna, którego
jedna ręka znów spoczęła na kroczu blondyna, a druga wplotła się
w długie włosy. Tommy objął go ramionami kontynuując seksowną
grę. Nie myślał. Zsunął ręce na tyłek Alexa i wsunął
szczupłe palce w obszerne kieszenie jego dżinsów. Chociaż
wcześniej myślał, że pocałunek z facetem będzie go brzydzić i
przyprawiać o mdłości, to teraz musiał przyznać, że nie jest
tak źle, może nawet lepiej. Różnica między tym, a pocałunkiem z
kobietą była taka, że z mężczyzną można było walczyć o
dominację. I to zdaniem Tommy'ego było cholernie seksowne. Nie
robił tego pierwszy raz – wielokrotna gra w butelkę w college'u
zmusiła go do „wymiany śliny” z różnymi osobami. Jednak
pierwszy raz odczuwał przy tym tak silne emocje. Zaczynało mu
brakować tchu, więc przerwał pocałunek. Alexowi to nie
przeszkadzało – zaczął pieścić jego szyję z nie mniejszą
perfekcją jak to robił z ustami.
Tommy
oddycha głęboko. Postanowił otworzyć oczy. Poczuł wstyd, kiedy
Isaac obrzucił go pogardliwym spojrzeniem. Za chwilę dostrzegł,
jak Carpenter szybko odchodzi spluwając w jego stronę.
-
Chodź stąd. Nie chcę tu być. - Wydukał. Robiło mu się
niedobrze. Zawroty głowy przybrały na sile, kiedy Alex zaczął go
prowadzić w nieznaną stronę. Po przejściu kilku przecznic oczy
znów zaszły mu mgłą. Miał problemy z rozróżnianiem budynków i
ulic. Ból w skroniach był nie do wytrzymania. Co się ze mną
dzieje... Zatrzymał się i złapał obiema rękami za głowę.
-
Tommy? Co ci jest? - Drugi mężczyzna także się zatrzymał, ale
Tommy nie odezwał się. Kiedy ból w skroniach uderzył z podwójną
siłą, Ratliff upadł na kolana. Nie wiedział, gdzie jest, co się
z nim dzieje. Nie potrafił myśleć. Chciał tylko, by ból ustąpił.
-
Ałł... - Jęknął i skulił się. Stracił przytomność i upadł
na ziemię.
***
Otworzył
drzwi kartą magnetyczną znalezioną w jednej z kieszeni spodni
blondyna. Wtaszczył nieprzytomne ciało do pokoju i delikatnie
położył na środku łóżka, zastanawiając się, co takiego
zrobił blondyn, że Mitchel tak go nienawidzi. Wygląda tak
niewinnie..., pomyślał i zastanowił się, czy naprawdę warto
się w tę całą intrygę pakować. Nie raz mu pomagał, choć
wiedział, że czasami jego pomysły osiągają poziom pomysłów
szaleńca Wszedł na łóżko i usadowił się pomiędzy kolanami
gitarzysty. Kiedy sięgnął do rozporka, zawahał się. Wiedział,
że to będzie niewłaściwe, jednak kusiły go dwa tysiące, które
miał dostać za tę „brudną robotę”.
-
Cholera... - Spojrzał na twarz Ratliffa. Była spokojna i
nieruchoma. Cokolwiek zrobiłeś, musiałeś go nieźle wkurzyć. -
Rzekł i zaczął rozpinać guzik, a następnie suwak jego spodni.
Wiedział, że się nie obudzi. Sprzedawca towaru zapewniał, że
ten, kto weźmie całą dawkę wieczorem, obudzi się dopiero około
południa następnego dnia. Kiedy pozbył się ciemnych dżinsów,
sięgnął do koszulki – z tą częścią garderoby było trudniej,
jednak poradził sobie.
-
Masz takie seksowne ciało. - Szepnął, gładząc w zamyśleniu
alabastrową skórę. Kiedy doszedł do linii majtek, znów się
zawahał. Wybrzuszenie pod płaskim brzuchem było sporych rozmiarów,
co podsycało jego ciekawość. „Masz go zgwałcić
Inaczej nie dostaniesz pieniędzy, rozumiesz? Nie obchodzi mnie, jak
to zrobisz. Ja dostarczę go do klubu. Reszta należy do ciebie. Rano
ma być w hotelu razem z tobą. To były słowa Mitchela, których
nie mógł nijak wymazać z umysłu. Wstał z łóżka. Miał jeszcze
dużo czasu. Znów ogarnęły go wątpliwości. Podważał wszystkie
za i przeciw, trzymając ręce na karku i chodząc w kółko po
pokoju. „Spłacisz dług – będziesz czysty. Nie spłacisz –
zabijemy cię.” Podsumowywał swoje własne problemy.
-
Dobra. To tylko „robota”. - Znów ukląkł przed blondynem i
zaczął powoli ściągać jego białe bokserki. Patrzył przy tym na
twarz blondyna, który miał zmarszczone brwi. Pewnie coś mu się
śni. Kiedy spojrzał w dół, dosłownie opadła mu szczęka.
-
Cholera, Tommy... - Jęknął, kiedy obliczył na oko długość
męskości blondyna. Patrzył w jeden punkt, nie dowierzając.
Jest boski. Jego serce zaczęło walić jak
młotem. Opanuj się, Alex. To tylko... -
Spojrzał w sufit, próbując opanować emocje. - Ogromny śliczny
penis, który znajduje się w odległości około dziesięciu
centymetrów od twojego tyłka! - Nie mógł się opanować. Dłonie
zaczęły mu drżeć, kiedy skrzyżował ręce na piersi. Nie mógł
nic poradzić na to, że takie widoki wzbudzały jego ukryte żądze.
Chciał wziąć go do ręki, lecz w tej chwili Tommy przewrócił się
na bok, mrucząc pod nosem. Alex popatrzył na blondyna, lecz nie
mógł dłużej się uspokajać. Przykrył blondyna cienką warstwą
pościeli, a kiedy otulał jego ramiona i szyję, śpiący mężczyzna
przemówił przez sen.
-
Adam... Adam, co robisz? Adam... - Wziął kołdrę i przytulił ją
do piersi. Alex uśmiechnął się, lecz nie wyrzekł ani słowa.
Musiał pomylić imiona. Adam – Alex. W sumie podobne...
Nie
mógł się przemóc, by to zrobić. Nie chciał tego zrobić. Mimo,
że nie znał tego chłopaka, wydawał on mu się kimś dobrym. Kimś,
kto ma czystą, piękną duszę. Mężczyzną idealnym, a nie ofiarą.
-
Nie zrobię tego. - Postanowił, patrząc na pogrążonego we śnie
chłopaka. - Wykombinuję coś, obiecuję. Ale teraz muszę pozbyć
się tego namiotu w spodniach albo przy tobie zwariuję. Rozrzucił
ubrania Ratliffa po pokoju, następnie rozebrał się, stojąc obok
łóżka, i zrobił to samo ze swoimi, by upozorować wspaniałą,
gorącą noc. Kiedy ściągał bokserki, zobaczył, że jego własne
przyrodzenie jest w stanie wzwodu. Odwrócił twarz, by upewnić się,
czy roztarta tabletka nasenna, którą zażył blondyn wraz z piwem,
wciąż działa i poszedł pod prysznic. Muszę się jakoś
zaspokoić. Szkoda, że nie ma tu jakichś pornosów, pomyślał,
lecz wiedział, że to nie będzie to samo, co spełnienie z drugim
mężczyzną. Mówi się trudno. Otworzył drzwi łazienki i
przekroczył jej próg. Od płytek poczuł zimno w stopach, ale
gorąca woda w kabinie prysznicowej szybko to zniwelowała.
***
Kiedy
otworzył oczy, momentalnie poraziło go blask promieni słonecznych.
Cholera, nie zasunąłem rolet. Zamknął ponownie oczy, lecz
wiedział, że to na nic. Spojrzał na zegarek – dochodziła
jedenasta. Jezu, co się wczoraj stało? Spróbował odwrócić
się w drugą stronę, lecz znieruchomiał, kiedy z jego biodra
spadła czyjaś ręka. Ta ręka nie była jego! W jednej sekundzie
zaczął przypominać sobie pojedyncze sceny. Co się stało? Nie
pamiętał wielu rzeczy.
-
Najpierw klub, potem wyszliśmy. Mitchel coś ode mnie chciał. Potem
znowu poszliśmy do klubu i... Gadałem z... Kimś. Kto to był? -
Mruczał do siebie. - A potem... Nie wiem. Cholera! Nie wiem! -
Powiedział głośno i odwrócił się.
W
jego łóżku spał obcy mężczyzna. Zamrugał kilka razy, by
upewnić się, czy to nie jest sen. Nie był. Odchylił lekko kołdrę,
by zobaczyć swoją najbardziej w tej chwili pożądaną część
garderoby. Nie miał jej. Jestem kompletnie nagi! Cholera, co tu
jest grane? W coś ty się wpakował, Ratliff? Prowadził
wewnętrzny monolog, jakby miało to pomóc w rozgryzieniu zagadki.
On. Kim on jest? Co robi w moim łóżku?
-
Hej! - Dotknął go palcem jakby dotykał czegoś obrzydliwego. -
Hej! Obudź się, do cholery! Kim jesteś? Co robisz w moim łóżku?
- Zaczął potrząsać jego ramieniem, a potem przeszedł do całej
klatki piersiowej. - Czemu tu jesteś? Co się wczoraj stało?
Odpowiedz mi do cholery! - Wrzasnął, kiedy mężczyźnie wróciła
świadomość.
-
Nie znęcaj się nade mną. Nie jestem jakimś workiem treningowym. -
Spytał zaspanym głosem i ziewnął przeciągle.
-
Kim jesteś? Co się wczoraj stało? - Spytał Tommy przejmująco.
Obawiał się odpowiedzi.
-
Jestem Alex, a wczoraj... Było bosko. - Przeciągnął się na łóżku
u zmierzył wzrokiem Tommy'ego, który szczelniej okrył się
pościelą. Zamierzał spać dalej, jednak Ratliff nie pozwolił mu
na to.
-
Jak to? Co to znaczy? Mów! Co wczoraj robiłem? I dlaczego tu
jesteś?! - Zadawał mnóstwo pytań, lecz nie otrzymał odpowiedzi
na żadne z nich.
-
Nic nie pamiętasz, kochanie? - Alex zdawał się go olewać, ale w
rzeczywistości była to tylko gra. Nie chciał go okłamywać, ale
musiał. Żeby dotrzymać umowy. Żeby dostać pieniądze. Żeby
spłacić dług i żeby w końcu być czystym. Powodów było wiele.
Musiał go zranić prawdą, która była kłamstwem.
-
Nie. - Rzekł cicho i usiadł obok niego. Podwinął nogi i oparł
głowę o kolana. Spodziewał się najgorszego. To nie mogło się
stać, pomyślał, jednak głośno zapytał: - Powiedz mi, czy
my... - Nie dokończył. Bał się to powiedzieć. Ta prawda była
dla niego druzgocąca, chociaż tliła się w jego sercu jeszcze
iskierka nadziei, że prawda zrodzona w jego głowie jest kłamstwem.
-
Owszem. I... Nie sądziłem, że takie drobne ciało skrywa tak
ogromne skarby. - To miał być komplement, ale Tommy obrzucił go
tylko złowrogim spojrzeniem.
-
Widziałeś mnie... Nago?! - Tommy przesunął się na drugi koniec
łóżka, byle tylko być jak najdalej od tego mężczyzny.
-
Jak miałem nie widzieć, skoro całą noc cię pieprzyłem? -
Powiedział beztrosko, ale nie zamierzał kończyć. Zamierzał
wyjawić mu „oficjalną” prawdę. - Byłeś taki ciasny... Uh...
- Podniecił się. - Ale chyba zapomniałeś, jak mam na imię, bo
zamiast Alex, ciągle tylko wzdychałeś: „Adam, oh.”, „Adam,
mocniej”. - Zaczął naśladować gitarzystę, który kipiał z
rozgoryczenia. Zanim jednak wybuchnął, poczekał, aż szatyn
skończy. - To była niesamowita noc. Zwłaszcza kiedy ssałeś
mojego... - Wskazał kciukiem w dół i kontynuował. - Wiesz, o co
chodzi. Więc, robiłeś to z takim oddaniem... Aż pomyślałem, że
mógłbyś to robić zawodowo...
-
DOŚĆ! - Krzyknął, a z jego oczu niekontrolowanie popłynęły
łzy. - WYNOŚ SIĘ STĄD! - Wstał z łóżka razem z kołdrą i
podszedł do drzwi, lecz kiedy zamierzał je otworzyć, uświadomił
sobie jeden fakt – przecież nie tylko on jest bez ubrania. Kiedy
się odwrócił, spostrzegł, że mężczyzna także jest bez
ubrania. Na szczęście zaczął się już ubierać. Odetchnął
z ulgą i odwrócił się, by na niego nie patrzeć.
-
Jeśli zechcesz, możemy to kiedyś powtórzyć. - Powiedział, gdy
już całkowicie się ubrał.
-
SPIERDALAJ! TERAZ! - Krzyknął, czując się bezsilny wobec
sytuacji, w jakiej się znalazł.
Kiedy
otworzył drzwi i wypuścił mężczyznę z pokoju, zobaczył, że w
jego stronę zmierzają pozostali członkowi zespołu. Wracali
właśnie ze śniadania, a Tommy pomyślał, że kac musiał się z
nimi obejść nadzwyczaj łagodnie albo połknęli sporo tabletek
przeciwbólowych. Widząc gościa Tommy'ego, który właśnie
wychodził z pokoju blondyna, na ich twarze wstąpił wyraz
zdziwienia. Kiedy jednak przenieśli wzrok na samego Ratliffa –
otulonego tylko śnieżnobiałą pościelą oraz z opuchniętymi od
płaczu oczami wprawił ich w osłupienie i wywołał jednoznaczne
myśli.
-
Fiu, fiu. Chyba trochę za bardzo przyłożyłeś się do zadania,
Tom. - Zagwizdał Olivier i zaśmiał się, zbliżając do drzwi
pokoju muzyka, który zacisnął jedną rękę na pościeli, a drugą
na klamce, aż pobielały mu knykcie.
-
Zakład to zakład. Chyba jesteście mi coś winni. - Próbował
zachować surowy wyraz twarzy, jednak walka ze wstydem wdzierającym
się na jego oblicze była coraz mniej skuteczna.
-
Tak. Oczywiście. Jednak... Nie powiedziałeś nam, że wolisz
facetów... - Rzekł Mike, ale Isaac nie pozwolił mu dokończyć.
-
A w tej sytuacji zakład traci na wartości. To było dla ciebie
pestka. - Dopowiedział Carpenter, podsycając atmosferę. Gdyby
Tommy miał na sobie nieco odpowiedniejsze „ubranie”, zapewne
rzuciłby się z pięściami na każdego z nich. Ta uwaga dotknęła
go najbardziej.
-
Nie jestem gejem, rozumiecie? Jestem, kurwa, heteroseksualny! -
Powiedział, zaciskając zęby. - A teraz wybaczcie, że opuszczę
tak wyborne towarzystwo, bo w przeciwnym razie moglibyście skończyć
z paroma siniakami, a w najgorszym wypadku z połamanymi żebrami. -
Powiedział z nutą ironii i obrzucił ich groźnym spojrzeniem nim
do towarzystwa zdążył dołączyć Mitchel, który przed chwilą
wyszedł z windy. Niedoczekanie twoje, skurwielu, powiedział
sobie w duchu Tommy Joe i gwałtownie zamknął drzwi od swojego
pokoju, trzaskając przy tym głośno.
-
Mogę sobie mówić, kurwa, co chcą! - Zaczął głośny monolog,
zbierając swoje ubrania i kładąc na łóżko. Chodząc po pokoju w
pościeli, nie było to takie łatwe. - To nie była moja wina! To
nie była! Moja! Wina! - Usiadł na łóżku i zaczął się ubierać,
próbując stracić jak najmniej ciepła. - Byłem pijany. Nic nie
pamiętam. - Tłumaczył sobie, lecz prawda była taka, że za
wszelką cenę chciał odsunąć od siebie obrazy wczorajszego
wieczoru i nocy. - To nie jest prawda... - Powiedział sobie głośno,
a w duchu modlił się, by człowiek, z którym spędził noc,
okłamał go. Dusza jednak z minuty na minutę przyjmowała prawdę i
godziła się z nią. Nie mógł jej jednak przyjąć rozum.
Kiedy
ubrał spodnie i skarpetki, wziął z szafki swoje ulubione trampki.
Musiał stąd wyjść, bo ogarnęło go wrażenie, że zaraz udusi
się powietrzem przesiąkniętym obcymi perfumami i ciężkim od
wczorajszych wydarzeń. Musiał wyjść i zaczerpnąć świeżego
powietrza. Musiał wyczyścić umysł i wypełnić myśli czymś
innym. Wiedział, co musi zrobić. Tylko jedno miejsce wzbudzało w
nim strach większy od wszystkich przerażających rzeczy na tym
świecie. Musiał iść na dach i znaleźć się na jego krawędzi.
To była jedyna opcja, by poradzić sobie z problemami. Odciąć się
od wszystkiego.
***
Jego
serce waliło jak młotem, kiedy szedł w stronę krawędzi. Znalazł
się nad ostatnim piętrem budynku, a wokół niego znajdowała się
pusta przestrzeń.
-
Byłem w barze i piliśmy. Było dużo alkoholu. - Zrobił jeden
krok, oddalając się od komina, który był dla niego jedynym
zapewnieniem bezpieczeństwa. - Potem wyszliśmy, bo Mike i Olivier
byli już zbyt pijani, by cokolwiek jeszcze wypić. Wypiłem około
ćwierć litra wódki, kilka piw i dwie tequile. - Podsumował,
wysilając pamięć. Bardzo w sobie cenił, że alkohol nie powoduje
u niego zaników pamięci, a po-imprezowy kac jest do zniesienia.
Zrobił następny krok ku przepaści między budynkami. Poradzisz
sobie. To nie boli. Pocieszał się w duchu, mierząc odległość
od krawędzi. - Po drodze Mike i Olivier zwracali zawartość swojego
żołądka. Chłopaki chcieli odpocząć, więc zatrzymaliśmy się
na rogu ulic. Mitchel zobaczył klub dla gejów. - Zrobił następny
krok. Czuł, że się uspokaja próbując oderwać myśli od
wysokości, na jakiej się znajduje oraz samochodów, które ujrzy po
spojrzeniu w dół. - Mitchel wymyślił zakład, który jednocześnie
był inicjacją. Miałem pocałować faceta na ich oczach, a
wcześniej pójść do klubu gejowskiego, by... - Zrobił jeszcze
jeden krok. Tylko spokojnie, Ratliff. Jesteś twardzielem, a nie
tchórzem. - Nie pamiętam jego twarzy, ale zrobiłem to.
Zrobiłem to dwa razy, ale... - Kolejny odstęp. Był już blisko.
Czuł to całym sobą. Tylko 3-4 kroki do krawędzi. Potem musiał
zmusić się, by to zrobić. Chciał to zrobić, żeby wyzbyć się
obrazów, które dręczyły jego wyobraźnię. Zrobił 3 trzy kroki
od razu. Stał stabilnie na nogach, kiedy spojrzał w dół.
Samochody pędziły w zawrotnym tempie, a ludzie przypominali mrówki
łażące po mrowisku. Z jego oczy zaczęły spływać łzy. Tym
razem strach go nie wypełniał. Zwalczyłem to. Pozbyłem się tego
cholernego ręku! Wreszcie! Teraz mógł patrzeć z uwielbieniem na
to, co kiedyś przyprawiało go o dreszcze przerażenia. Wyzbył się
lęku, z którym walczył od dzieciństwa. Teraz jednak nie cieszył
się ze zwycięstwa. Trapiła go o wiele bardziej przerażająca
prawda. Ukląkł przed krawędzią budynku i zaniósł się płaczem.
Spałem z facetem. Spałem z nim, ale nic nie pamiętam. Może to i
dobrze, że nic nie pamiętam. Przynajmniej mogę...
-
Nie mogę! - Wrzasnął z całych sił. - Nie mogę sobie z tym
poradzić! Dlaczego to zrobiłem?! Nie jestem cholernym pedałem! Nie
chcę nim być! Jestem hetero! Nawet jeśli to zrobiłem, to nie
wiem, jak to się stało! Dlaczego nic nie pamiętam...? - Jęknął
na koniec i wyciągnął telefon. Czuł, że sobie z tym nie poradzi.
Na pewno nie sam. Na szczęście miał do kogo zadzwonić. Jedyną
osobą na świecie, która mogła go teraz wysłuchać, był Adam.
Włączył listę najczęściej wybieranych numerów. Na pierwszym
miejscu był Lambert. Wcisnął przycisk „Zadzwoń” i przystawił
telefon do ucha. Czekanie na połączenie okazało się dla niego
najtrudniejszym momentem ostatnich kilku miesięcy. Na szczęście
połączenie nie zostało odrzucone.
-
Adam... - Rzekł, kiedy usłyszał słodki zaspany głos. Czy...
Mógłbyś do mnie przyjechać? Ja... Nie wiem, co mam robić.
Przyjedź, proszę. Bo... Chyba zaraz zwariuję. - Bełkotał przez
łzy, jąkając się. Spokojny ton z głośnika nie niwelował
strachu i nie zmniejszał tempa myśli, które przewijały się przez
rdzeń mózgowy Tommy'ego jak błyskawice. Pytania: co się stało,
gdzie jesteś – dodatkowo to spotęgowały. - Jestem... Na dachu
hotelu... Ja... Zrobiłem coś złego, Adam... I nie wiem, co robić.
- Zrobiłem coś złego. Coś okropnego, niedozwolonego,
zakazanego. Pieprzył mnie facet. Był we mnie. Nie wiem. Nie
pamiętam. Ale wiem. Nie słuchał już Adama. Myśli wchłonęły
jego świat i zajmowały teraz całą jego uwagę. Patrzył przed
siebie, ale nie widział. Słuchał, ale myśl zatykały mu uszy.
Czuł... Tylko wstręt. Do siebie samego.