Next!
Dzięki za sweet komentarze. Jesteście boscy, że tyle czekaliście
(aż miesiąc). Chwała wam za to. Co do odcinków, staram się, jak
mogę, ale wiecie jak to jest. Nie zawsze ten czas jest.
Nie
zanudzam, enjoy!
Rozdział
35 Co robić
Wszędzie
mrok. Stali pośród ciemności w promieniu trzech metrów od siebie.
Blondyn, brunet i szatyn – zastygli jak wierzchołki trójkąta,
czekali. Dwoje bezradnych, jeden uzbrojony.
-
Zabiję go, a ty będziesz patrzył. - Mitchel patrzył na Tommy'ego,
który znieruchomiał z przerażenia.
-
Nie rób tego. Już wolę, żebyś zabił mnie. - Wydusił drżącym
głosem i spojrzał na Adama. Lambert stał struchlały ze strachu,
nie odzywał się.
-
Ach tak? Wybacz, Adam, więc to nie ty pożegnasz się dziś ze
światem.
Lufa
pistoletu przeniosła cel na serce Tommy'ego. Sekundę przed tym, jak
wystrzeliła, w kierunku Ratliff'a pędem puścił się Adam.
Zasłonił go własnym ciałem, a kula trafiła prosto w jego brzuch.
Ostatnim dźwiękiem, jaki Tommy usłyszał, był szyderczy śmiech
Mitchela i jego własny zawodzący krzyk.
***
Obudzi
się nagle, kurczowo ściskając poduszkę. Szok na jego twarzy
odmalowywał się tak wyraźnie, że przedstawiony na obrazie
wprawiłby widza w zakłopotanie. Nie zauważył, że jego policzki
zdobią pojedyncze łzy. Oczy go piekły, ale nie odważył się
ponownie ich zamknąć. Nie po takim śnie. Narzucił na siebie
szlafrok i, nawet nie zawiązując paska, opuścił pokój. Kiedy
zamykał drzwi, na zegarze wybiła godzina trzecia trzydzieści.
Minutę
później szwendał się po hotelowym korytarzu, nie mogąc zebrać
myśli. Dwie minuty później w jego umyśle ciągle panował chaos.
Doszedł do wniosku, że najważniejsze wydarzenia z jego życia
przyozdobione są czarnymi barwami. Te czarne barwy musiały zniknąć.
Trasa dobiegła końca – wreszcie. Wrócę do domu, dostanę
odpowiednie papiery. Będę mógł grać z innymi zespołami.
Zawodowo. Czy to nie jest pozytywny skutek tej całej afery? Mimo
to, nie cieszył się. Mitchel pewnie teraz jest za kratkami. I
spędzi tam kilka ładnych lat, jeśli się nie przyzna. Jeśli się
przyzna, kara może być łagodniejsza, ale nie uniknie kontaktu z
murami więzienia. Świadkowie go pogrążą. Ja go pogrążę.
Przecież wszyscy członkowie zespołu będą przesłuchiwani. Będzie
się to za mną ciągnęło przez całe święta. Co najmniej. Ale
muszę powiedzieć prawdę. Żaden dowód nie umniejszy mu kary,
chyba że nastąpi jakiś cud. Ale się facet wpakował. I to jeszcze
przed świętami Bożego Narodzenia. Normalni ludzie spędzają ten
dzień z rodziną, przyjaciółmi... Przyjaciółmi. Tak jasne.
Wyszedł na balkon na końcu korytarza. Nocne powietrze go
orzeźwiło i przypomniało o mokrych policzkach, które natychmiast
wytarł. Słowo przyjaciel kojarzyło mu się tylko z Adamem. Adam
był dla niego najbliższą osobą, choć nie wiedział nawet, jak do
tego doszło. Przecież nie spędzali ze sobą każdego dnia.
Widywali się raz, może dwa razy na tydzień, a kiedy wyjechali z
San Diego, jeszcze rzadziej. Każdy robił swoją karierę. Ale
nie zapomnieliśmy o sobie. Tutaj, w Los Angeles, wydarzyło się
wiele. Racja. Ale czy to naprawdę jest powód, by zrywać przyjaźń?
Teraz wrócimy do San Diego na przerwę świąteczną i co? Będziemy
się omijać na ulicy? Nie chciał tego. Każda komórka jego
ciała krzyczała „nie!” i wyrywała się w stronę Lamberta.
Muszę się jakoś z tym pogodzić. To przecież nie koniec
świata. W samym Nowym Jorku jest tyle ludzi odmiennej orientacji, że
to jest już norma.
-
Adam jest gejem. - Powiedział głośno. Pierwszy raz odważył się
to powiedzieć. Po raz pierwszy się nie bał. - Fakt, że jest
gejem, wiąże się z tym, że będzie zachowywał się... Inaczej. -
Dalszy monolog prowadził już w myślach, podziwiając stan ciszy,
jaka zalała ulicę West Brock oświetloną słabym światłem
latarni.
Powiedział,
że wobec mnie zachowuje się inaczej niż wobec innych przyjaciół.
Co to znaczy? Pytał siebie, ale
wiedział. Adam darzył go uczuciem, do którego Tommy nie mógł
dopuścić, żeby się rozwinęło. Jeśli on naprawdę
mnie... Darzy mnie jakimś uczuciem... Będzie musiał pogodzić się
z rozczarowaniem. Nie będę dawał mu żadnych sygnałów, żadnych
nadziei. Przy najbliższym spotkaniu wyperswaduję mu dobitnie, czego
od niego oczekuję i czego on będzie mógł spodziewać się ode
mnie.
-
Układ doskonały, nieprawdaż? Wyznaczmy granice i ustalmy jasne
zasady, żeby każdy był świadom, na czym stoi. - Powiedział
dobitnie i zawiązał szlafrok, gdyż poczuł zimnie dreszcze.
-
Zasady są po to, żeby je łamać. - Powiedział cicho Isaac
nachyliwszy się do ucha Tommy'ego. Stał tuż za jego plecami,
zakradłszy się uprzednio na balkon. - Prowadzisz wewnętrzny
monolog czy gadasz do swego anioła stróża? - Obszedł Tommy'ego,
który przed chwilą wystraszył się niespodziewanego głosu i teraz
oddychał ciężko.
-
Nie wierzę w anioły. - Powiedział dobitnie. Mógłbyś na drugi
raz się tak nie skradać? - Dodał z fałszywą pretensją i
oburzeniem. Isaac z łobuzerskim uśmiechem kiwnął przecząco
głową. - Tak myślałem. - Burknął i poprawił pasek od szlafroka
i założył ręce na piersi.
-
Piękna noc, prawda? - Oparł ręce o barierkę, czego nie odważył
się zrobić Tommy.
-
Dość chłodno. Czemu nie śpisz? - Blondyn nie ruszył się z
miejsca. Stał dokładnie na środku balkonu, oglądając plecy
perkusisty.
-
Mam lekki sen. Usłyszałem, jak ktoś urządza sobie
piętnastominutowy spacer po korytarzu, więc wyszedłem tego kogoś
opieprzyć. Może wiesz, kto to był? - Rzekł zaczepnie, a Tommy
zarumienił się, wspominając swój zwyczaj niepodnoszenia nóg
podczas chodzenia.
-
Nie mam zielonego pojęcia. - Uśmiechnął się, pokazując przy tym
zęby, a następnie oparł się o ścianę. - Przepraszam. Po prostu
obudziłem się w środku nocy i poczułem, że muszę pomyśleć. -
Wytłumaczył się i zamknął na chwilę oczy.
-
O Adamie. - Dopowiedział Isaac, a Tommy zaskoczony spojrzał na
niego z uwagą.
-
Skąd...
-
Mam bardzo dobrze rozwiniętą zdolność obserwacji. To wszystko. -
Rzucił i ziewnął.
-
Ach tak? Nie myślałem tylko o nim. Myślałem też o...
-
Mitchelu?
-
A niech cię. Jesteś jakimś jasnowidzem czy co? - Oburzył się
Ratliff. Denerwowało go, że nie może nic ukryć przed Carpenterem.
-
Może, ale nie w każdej sprawie. Pamiętasz naszą ostatnią
rozmowę? W łazience. Przerwano nam. Cały czas o tym myślę, ale
za nic nie mogę rozgryźć, o co ci wtedy chodziło. Dokończ teraz,
proszę. - Rzekł prosząco i przechylił głowę, spoglądając na
gitarzystę badawczo.
-
Ta sprawa wypełnia moją głowę od tygodnia. Ogólny zarys jest
taki: Adam – niby spoko gość, dość bogaty, może osiągnąć
wszystko, mieć wszystko. Dodatkowo super przyjaciel, można z nim
pogadać, spędzić czas, iść na piwo, rozerwać się, nawet
pomilczeć. I wydawałoby się: przyjaciel idealny. Mało tego. Facet
idealny. Mógłby mieć każdą laskę. I z pewnością teraz, kiedy
jest już sławny, ustawiają się do niego w kolejce. Jeden defekt.
Zgadnij, jaki. - Objaśnił całą sytuację tak szybko jak się
dało. Nie miał ochoty opisywać zachowań, jakie w jego obecności
prezentował Adam; jak on sam dał się oszukać, wmawiając sobie,
że to normalne. Jak flirt faceta z facetem może być normalny?
Nie. Jak flirt faceta ze mną może być normalny? Czy ja mam
napisane na czole gej – bierz, ile chcesz? Zwariowałem do reszty
albo byłem ślepy jak kret. Albo nie. Najpierw byłem ślepy, a
teraz zwariowałem. Podczas gdy Tommy wyrzucał sobie w myślach
własną naiwność, Isaac próbował rozgryźć zagadkę.
-
Nie jest heteroseksualny. - Powiedział spokojnie z wyrazem twarzy
wyrażającym olśnienie. - To prawda, tak? Jest gejem?
-
Eureka. - Tommy jeszcze przed chwilą myślał, że Isaac na to nie
wpadnie, ale najwidoczniej umysł jasnowidza znów go zawiódł. W
sumie nie było trudno się domyślić. To tylko ja jestem taki
ociemniały i ciężko myślący. Jestem idiotą! - Powiedz, czy
tylko ja tego nie zauważyłem? - Podszedł do niego gwałtownie i
złapał za ramiona, gdyż nagły spokój Isaaca wytrącał go z
równowagi.
-
Tommy, uspokój się, okey? - Powiedział spokojnie, ale to jeszcze
bardziej rozdrażniło gitarzystę.
-
Nie! Bo wiem, że tylko ja byłem taki głupi, że tego nie
zauważyłem. A może i zauważyłem, ale ignorowałem to, bo tak
chciałem... - Westchnął i odwrócił się do kolegi plecami.
Właśnie uświadomił sobie, czego naprawdę chciał. Czego
oczekiwał, a co zostało mu dane. W nadmiarze. Pragnął uwagi.
Nigdy nikt nie poświęcił mu wystarczająco uwagi. Nigdy nie
spotkał osoby, która wysłuchałaby go do końca, która
interesowałaby się tym, co mówi. Do chwili, gdy zjawił się Adam.
On go wysłuchał, zainteresował się. To dlatego nie zauważyłem,
że jest inny? Bo byłem zbyt zajęty sobą, by to zauważyć?
Cisza
wypełniała przestrzeń między muzykami. Isaac patrzył na
Tommy'ego ze zrozumieniem. Ale do końca nie wiedział, co dzieje się
w głowie współtowarzysza. Może teraz odkrywa kolejne tajemnice
dotyczące Adama? A może zastanawia się, co spowodowało, że nie
spostrzegł tego oczywistego faktu, który zauważyli wszyscy wokół?
Cóż, jeśli samym byciem mu pomogę, to będzie mój mały wkład w
naprawianie świata.
-
I co? Wpadłeś już na coś genialnego? - Powiedział beztrosko i
potarł ramiona po nagłym dreszczu z powodu zimna.
-
Wpadłem na dużo rzeczy, ale żadna z nich nie jest genialna. -
Szepnął głośno zatrwożony swymi odkryciami.
-
Więc opowiesz mi o nich w pokoju, bo mam już dość marznięcia na
tym balkonie. - Odbił się rękoma od barierki i wszedł na
korytarz. Chciał zamknąć drzwi balkonowe, ale Tommy nie wszedł za
nim. Stał tylko w tym samym miejscu, co przedtem, z opuszczoną
głową jakby nie dosłyszał słów perkusisty. - Idziesz, czy mam
cię tu zamknąć? - Isaac spytał żartobliwie, ponaglając tym
samym Ratliff'a.
Szczupły
mężczyzna ocknął się z zamyślenia i poszedł mechanicznie w
stronę pokoju Isaaca. Nie odezwał się, kiedy Isaac go dogonił i
spytał czy nie jest śpiący. Nie odezwał się także wtedy, gdy
Carpenter objął go przyjacielsko ramieniem i ze zrozumieniem
milczał przez całą krótką drogę do sypialni. Jednak kiedy
krótko przystrzyżony mężczyzna o niebiesko-szarych oczach
zaprosił go do środka, zawahał się.
-
A może to nie jest dobry pomysł? - Powiedział spokojnie i spojrzał
na przyjaciela, który patrzył na niego nierozumiejącymi oczyma.
Wytłumaczył więc, o co mu chodzi. - Przecież widzę, że jesteś
śpiący, jest środek nocy, a ty rano będziesz wyglądał jak cień
człowieka tylko dlatego, że ja teraz zawracam ci głowę. -
Wyjaśnił.
-
Tommy, nie bredź. Teraz najbardziej interesuje mnie twoja sprawa, a
spać będę w samolocie. Trasa się skończyła, nie ma jutro
ciężkiej próby ani koncertu. Wyluzuj. - Rzucił na koniec i
wciągnął go do pokoju.
Sypialnia
wyglądała zupełnie inaczej pokój Tommy'ego z przytłaczającym
swoją wszechobecnością kolorem beżu. Ten zakątek wypełniał
kolor błękitu oraz morskie wzory. Na każdej szafce nie brakowało
ozdób rodem z dna oceanu, a na ścianie, o którą opierało się
wezgłowie łóżka, wisiał ogromny morski pejzaż. Ten pokój z
pewnością nie działał na właściciela przygnębiająco. On
ożywiał. Nic dziwnego, że TJ uśmiechnął się, kiedy tu wszedł.
Niepewność zniknęła, a jej miejsce zajęła wdzięczność. Isaac
był jak anioł stróż. Wystarczyła sama jego obecność, by Tommy
Joe znalazł odpowiednie rozwiązania swoich problemów. Taki
migający kierunkowskaz: idź tu, a nie tam.
-
I co z tym Adamem. Naprawdę tak cię przeraża to że jest gejem? -
Spytał Isaac, podchodząc do barku, by zrobić drinki.
-
Ja... Sam nie wiem. Nigdy nie miałem powodów do zastanawiania się
nad tym, jaki jest mój stosunek do homoseksualistów. Może to
dlatego, że nigdy wcześniej nie spotkałem nikogo takiego, nie
miałem styczności z osobą homoseksualną i...
-
A ja pytam konkretnie o Adama. - Zaznaczył muzyk i podał blondynowi
whisky.
-
Adam... - Westchnął i usiadł na łóżku, kołysząc lekko
szklanką z trunkiem. - Będzie zachowywał się inaczej. Zupełnie
inaczej... Jeżeli się z nim pogodzę. - Ważył szklankę w dłoni.
Patrzył na ciecz, która w słabym blasku żarówki mieniła się
jak bursztyn.
-
Dlaczego inaczej? Myślisz, że nie pokazywał ci prawdziwego siebie,
kiedy był z tobą? To znaczy, kiedy z tobą rozmawiał, spędzał
czas.
-
Kiedy po jego występie poszedłem go poszukać, on rozmawiał z
koleżanką. Nie zauważył mnie. A potem, kiedy już mnie zobaczył,
ucieszył się tak jak dziecko, które odnalazło dawno zagubioną
lalkę. Był taki szczęśliwy... - Wspominał to wydarzenie z
uśmiechem na ustach. - Był bardziej szczęśliwy niż wtedy, gdy
występował na scenie, rozumiesz? Śpiewanie na scenie – trzymanie
w ręku mikrofonu, operowanie głosem, którym czaruje publiczność,
a mimo to bardziej szczęśliwy był wtedy, gdy ujrzał mnie. Nie
sądzę, żeby to było fałszywe, Carp. - Spojrzał na
współtowarzysza wzrokiem pełnym radości i szczęścia. A potem
wyraz jego twarzy diametralnie się zmienił. - Właśnie to mnie
przeraża. W jego oczach chyba jestem kimś więcej niż
przyjacielem. Tego samego wieczoru znaleźliśmy się w jakimś
ogromnym magazynie na graty. On mnie tam wciągnął, bo nie chciał,
żeby zobaczył mnie jego współlokator z pokoju. W dalszym ciągu
nie wiem, dlaczego. - Zauważył i odłożył szklankę z alkoholem
na nocną szafkę. Nie miał ochoty na drinka ani na żaden inny
napój. Podczas gdy Isaac słuchał z uwagą, blondyn położył się
na wygodnym łóżku i milczał chwilę, z trudem wracając do
wspomnień tak ciężkich dla sumienia i tak trudnych do zrozumienia.
-
To tam powiedział ci prawdę? - Spytał poważnie usiłując
zachować kamienny wyraz twarzy. W duchu jednak podekscytowany był
opowieścią i nie mógł doczekać się dalszego jej ciągu.
-
Romantyczne miejsce, nie? Wystarczy wypuścić z siebie powietrze, a
każdy pyłek uniesie się, zatykając ci płuca. Już w chwili
przekroczenia progu tego pomieszczenia miałem problem ze złapaniem
powietrza. A potem... Powiedział, że, kiedy jest ze mną, zachowuje
się inaczej niż w otoczeniu innych przyjaciół. To było
wprowadzenie, którego nie mogłem zrozumieć. Kiedy doszedł do
sedna, nie mogłem uwierzyć. A kiedy mnie pocałował... Brakło mi
tchu. Na własnej skórze przekonałem się, że jednak można umrzeć
z braku powietrza. - Ostatnie słowa miały być żartobliwym
dokończeniem historii, ale załamany głos głos sprawił, że
wyszła z nich słaba puenta. Zamknął oczy, by dać im odpocząć.
Dopiero teraz odczuł zmęczenie. Chciał spać.
-
Zaraz, pocałował?! Tommy, to oznacza, że on ciebie...
-
Nie oznacza! - Podniósł się gwałtownie i spojrzał na Isaaca
złowrogo. - To nic nie oznacza. Po prostu: nie chciałem uwierzyć,
więc mnie przekonał. Najprostszym sposobem. Nie waż się nigdy
nawet pomyśleć, że ten pocałunek miałby coś oznaczać.
Pocałunek, do którego nigdy nie powinno było dojść. Przez ten
gest w mojej głowie panuje burza. Więcej – huragan. Przez ten
pocałunek nie mogę w nocy spać, śnią mi się koszmary. Przez ten
pocałunek nienawidzę jego, ale przede wszystkim nienawidzę siebie,
bo do czegoś takiego dopuściłem. To jest prawdziwy powód mojego
zachowania wobec niego, wszystko inne mogę mu wybaczyć.
Po
tym wyrzucie wziął głęboki oddech. Węzeł wokół gardła, jaki
utworzył się w trakcie wyznania, ciążył mu, więc wykorzystał
alkohol, by się rozluźnić. Isaac patrzył na niego oniemiały, ale
i podejrzliwie. Sam nie wiedział, jak czułby się w sytuacji,
której doświadczył jego kolega. Gdyby facet chociaż spróbował
mnie dotknąć w dwuznaczny sposób, to albo skopałbym mu tyłek,
albo posłał do wszystkich diabłów. Nie, nie wiem. W najgorszym
razie uciekłbym, gdzie pieprz rośnie. To musi być ohydne!
Wzdrygnął się od samego myślenia o homoseksualnym geście.
-
I nie broniłeś się, kiedy on już... No wiesz. - Zagestykulował
dłońmi, a Tommy spojrzał na niego nie dowierzając, że w ogóle
zadał to pytanie.
-
Pewnie, że się broniłem! Przynajmniej próbowałem, ale na
początku zablokował mnie tak, że nie mogłem się ruszyć. Potem
zdołałem go jakoś odepchnąć, a na końcu uderzyłem go w twarz i
powiedziałem, że nie jest już moim przyjacielem. - Kiedy teraz o
tym pomyślał, zrozumiał, że nie powinien tego robić. W każdym
razie nie powinien Lamberta bić. Agresja niczego nie załatwia, a
on przecież występuje w telewizji. Mogłem mu nabić jakiegoś
siniaka, albo... Ale to był odruch. Niekontrolowany. I to nie była
moja wina. Zasłużył sobie.
-
Wiesz, trochę to dla mnie skomplikowane. Mówisz o tym tak, jakbyś
się brzydził tego, co zrobił twój przyjaciel. A z drugiej strony
pamiętam, jak dałeś się wkręcić w pomysł Mitchela z tą całą
próbą. Wtedy nie stawiałeś oporów, kiedy całował cię obcy
mężczyzna.
-
To było zupełnie coś innego. - Oburzył się Ratliff.
-
Bo wtedy chciałeś, a teraz nie?
-
To... Nie takie proste do wytłumaczenia. Kiedy całujesz się z
obcym facetem to to jest coś innego niż kiedy całujesz się z
przyjacielem... Rozumiesz? - Tommy próbował to wytłumaczyć, ale
Isaac pokręcił tylko stanowczo głową, że nie rozumie. - Wtedy
musiałem to zrobić (a przynajmniej tak sobie to tłumaczyłem) i
powiedziałem sobie, że to nic takiego, że nawet tego kogoś nie
znam. A dopiero potem się dowiedziałem, że to jest brat Mitchela,
że to wszystko było ustawione, a Adam...
-
Ustawione?!
-
To długa historia. Opowiem ci kiedy indziej. - Tommy ominął temat,
chcąc powrócić do sprawy Adama. Isaac wyczuł to, więc odpuścić
kolejną interesującą opowieść. Poczuł się jednak trochę
zawiedziony, że mimo iż Tommy mówi mu dużo, to i tak jest niezbyt
wiele w stosunku do tego, co mógłby mu jeszcze opowiedzieć.
-
Więc chcesz mojej rady, jak sądzę?
-
Byłbym zaszczycony, gdybyś mi jej udzielił o mądry Isaacu. -
Skłonił się jak do króla, wymachując ręką jak sługa.
Gimnastykował się przy tym tak, że Isaac niemal wybuchnął
śmiechem. Za chwilę obydwaj się śmiali.
-
Jam mądry Isaac powiadam ci... - Zaintonował niskim głosem, a
potem mówił już normalnie opanowując śmiech. - ...powiedz mu, to
co mi powiedziałeś. Póki jeszcze nie jest za późno. Tom, jeżeli
ta przyjaźń naprawdę wiele dla ciebie znaczy, a widzę, że tak,
to powiedz mu, co czujesz i czego oczekujesz. Ale powiedz mu też, co
ty możesz mu dać, a czego nie możesz.
-
Czyli mam ustalać zasady? - Podsumował sceptycznie, a Isaac kiwnął
głową na znak potwierdzenia. Tommy natomiast nie podchodził do
tego pomysłu tak optymistycznie. - Cofnijmy się od kilkudziesięciu
minut wstecz. „Zasady są po to, żeby je łamać” - powiedział
pan Carpenter, skradając się na balkon. I co na to powiesz, hmm? -
Krótka parodia spowodowała, że bębniarz zaśmiał się, a potem
ziewnął.
-
Dobra, dobra, mądralo. A więc ostatnia moja rada, więcej nie
dostaniesz. Kieruj się sercem, a teraz idź spać, może być?
-
Nie masz w zanadrzu czegoś innego? - Tommy zniechęcony zszedł z
łóżka i stanął obok perkusisty, który okrył się szczelnie
pościelą.
-
Wybacz, pakiet się skończył, ale serio. Masz jeszcze kupę czasu,
żeby pomyśleć. W końcu samolot jest dopiero jutro... O trzeciej.
- Uśmiechnął się szczerząc zęby. - A... I musisz mi opowiedzieć
o tej sprawie z Mitchelem itp. Czemu ja nigdy nic nie wiem? - Zadał
pytanie retoryczne, a Tommy zbył to uśmiechem, oddalając się w
kierunku drzwi.
Błyskawicznie
znalazł się w swoim monotonnym pokoju. Ostatnia rada Isaaca była
dla niego marnym pocieszeniem. Ponury zagłębił się w miękkiej
pościeli. Blondyn nadal nie wiedział, co robić. Rady Carpentera
rodem z romansów niewiele pomogły, a on musiał zdecydować, co
robić. Postanowił podjąć decyzję do rana, a że ta przełomowa
noc dobiegała już końca i do świtu pozostała niespełna godzina,
musiał się sprężyć i wytężyć umysł. Budzik nastawiony na
godzinę szóstą rano trwał w gotowości, odliczając sekundy do
alarmu. Tommy jednak nie patrzył na urządzenie. Przyłożył głowę
mocno do poduszki, modląc się o wygraną w potyczce ze snem.
***
Za
ścianą Isaac próbował jak najszybciej zasnąć, ale i jego
dotknęły zawiłe sprawy między Adamem a Tommy'm. Jak to jest,
że ludzie, którzy darzą się uczuciami, nie mogą się dogadać. A
oni darzą się uczuciami na pewno, to widać. Oby udało im się
dojść do porozumienia. Szkoda by było... Takiej dopasowanej pary.
Bo pasują do siebie. Pod każdym względem. Choć widział Adama
na żywo tylko raz, to na podstawie jednego kontaktu mógł ocenić
jego stosunek do Tommy'ego, a blondyn odpowiadał mu tym samym. To
nie mógł być przypadek. Tak patrzeć na siebie mogą tylko ludzie
darzący się miłością. Ostatnie wspomnienie zmorzyło go snem.
Wtulił się w poduszkę, oddając się w pełni w ramiona Morfeusza,
a los Tommy'ego powierzył jemu samemu.