Uszanowanko!
Read & comment, please!
Rozdział
55
Nikt
nie widzi
Czasami
coś znika, by zaraz powrócić. Feniks odradza się ze swoich
popiołów, a wigilijne dobre uczynki liczą się podwójnie w próbie
odkupienia grzechów. Cisza, która miała stłumić wybuch
podniecenia, zdwoiła jego siłę.W sypialni Tommy'ego energia
gotowała się, by rozsadzić swobodnie leżące na łóżku ciało.
Oczekiwanie na nieuniknione trwało najdłuższe sekundy świata.
A
potem pochylający się nad Adamem Tommy Joe wycisnął na ustach
Lamberta pocałunek, który pieczętował jedyną w swoim rodzaju
umowę. Dłoń o wyjątkowo szczupłych palcach niezauważalnie
wkradła się pod bawełniany materiał bokserek, a potem objęła
ogromny nabrzmiały członek i zaczęła wykonywać powolne
posuwisto-fryktyczne ruchy.
Strach zmieszany z podnieceniem uwidaczniał się w drżących wargach blondyna, który odważnie spojrzał w oczy bruneta. Więź ta zerwała się, gdy zbędna część garderoby Adama zaczęła mu przeszkadzać. Wtedy uniósł się nad Lambertem, podpierając o części łóżka po obydwóch bokach mężczyzny. Kolana piosenkarza znalazły się teraz między nogami muzyka, który przybrał taką pozycję, w jakiej zazwyczaj dosiada się konia. Tommy nie usiadł jednak. Klęcząc okrakiem nad przyjacielem nie zrywał z nim kontaktu wzrokowego. Zniecierpliwiony z zadziwiającą agresją ściągnął z Lamberta majtki, które teraz znalazły się w połowie masywnych ud. Baczne oczy prześlizgnęły się po nagiej sylwetce wokalisty, by dotrzeć do pulsującego ciepłem punktu. W mroku nocy wzrok Ratliffa na tyle się wyostrzył, by mógł go zobaczyć – wielki, czekający na zadowolenie męski członek.
- Boże, co ja robię. - Ciszy szept wyrwał się z zaciśniętego gardła, kiedy odsunął rękę. Spojrzał na Adama – jego zawstydzone, aczkolwiek wyczekujące spojrzenie mówiło samo za siebie.
Głębokie oddechy obojga mąciły ciszę. Adam czuł się, jakby był w drodze do nieba, ale napotkał przeszkodę. Strach Ratliffa znów dawał o sobie znać. Jego zadaniem było zlikwidowanie tej emocji. Złapał Tommy'ego Joe za ręce i przyciągnął do siebie tak, że blondyn idealnie przykrywał go swoim ciałem. Idealnie – klatka piersiowa przykrywała drugą klatkę, brzuchy nieznacznie się stykały, a krocza obydwu mężczyzn zaczęły ze sobą kolidować lekko się o siebie ocierając.
- Wygląda na to, że rozbudziłeś bestię. - Wyszeptał słodko Adam, mając przy swojej twarzy twarz Tommy'ego Joe. - Ale spokojnie. Nie masz się czego bać. Nie ugryzie cię, gdy spróbujesz jej dotknąć. Poza tym uwielbia pieszczoty... - Poradził i poprowadził rękę kochanka między ich ciała.
Z pomocą Adama Tommy Joe uchwycił jego męskość w szczupłą dłoń. To Lambert nadawał rytm ruchom ich dłoni. Po chwili zamknął także oczy, a z ust ponownie dał się słyszeć szept. - Pomyśl sobie, jak chciałbyś zadowolić siebie. Co tobie sprawia największą przyjemność? A potem to zrób. Tak po prostu. Przecież nikt nie widzi. - Rzekł spokojnie. To były ostatnie słowa, jakie wypowiedział. Od tej chwili muzyk musiał działać sam.
W jakiś sposób przekazał Tommy'emu Joe swój spokój. W jakiś sposób Tommy Joe zdobył odwagę i nachylił się skupiony nad Lambertem, a ten po chwili poczuł delikatny dotyk warg na swoim członku. Obsypywały go mokrymi pocałunkami. Wraz ze wzrostem ich intensywności wzrastało podniecenie. Adam starał się nie wydać żadnego dźwięku. Z trudem starał się wolno oddychać, ale z każdym ruchem Ratliffa te oddechy były coraz głębsze. Kiedy do swoich poczynań blondwłosy dodał język, stały się przerywane.
Ratliff starał się opanować. Wiedział, że to, co robi, było wkroczeniem na ich wspólną ścieżkę – długą drogę do pełnej ekstazy. To był tylko mały krok, ale chciał go zrobić bez strachu. Uspokajał swoje myśli i koncentrował się na dawaniu przyjemności. Robił to pierwszy raz – pierwszy raz innemu mężczyźnie, ale podniecenie było większe niż gdyby robił to kobiecie. Może to przez ten strach?Polecenie Adama wypełniał wzorowo. Właśnie to, co teraz robił, chciałby zrobić sobie. Zbliżył swój język do główki penisa, prześlizgując się po jego długości, a potem objął go ustami, pomagając sobie ręką. Członek zagłębił się w jego ustach do połowy, sięgnął niemal gardła, a potem wysunął się masowany przez nabrzmiałe wargi. Tom zrobił tak jeszcze parę razy, słuchając tłumionych za wszelką cenę westchnień. W przypływie odwagi odsłonił główkę męskości, wykonując coraz szybsze ruchy ręką. Czuł twardy trzon, odkrywając, że i w jego ciele coś twardnieje. Znów zatopił członek w ustach. Tak bardzo uważał, by nie zahaczyć go zębami – to sprawiłoby tylko niepotrzebny ból. Tym razem spróbował wyssać z niego pierwsze krople nasienia. Poczuł słonawy smak tajemniczej lepkiej substancji.
- Tommy... Proszę... - Ponaglenie wyrwało się brunetowi. Ściskał on pościel, tracąc nad sobą kontrolę. Oboje przeczuwali, że cel zostanie zaraz osiągnięty, ale im bliżej było spełnienia, tym Tommy coraz bardziej się wahał. Czy chcę to w pełni poczuć? Poczuć JEGO smak? Martwił się. Nie był pewien czy pozostałe pokoje są zasnute senną mgłą. A jeśli Annie nie śpi? Jeśli nas usłyszy? Nie mogę na to pozwolić! Brązowe oczy zamknęły się z wysiłku podczas gdy oczy Adama już dawno były zamknięte. Muzyk zdecydował się na mniejsze ryzyko. Wykonując jedną ręką zamaszyste posuwiste ruchy ponownie położył się na Adamie, który w narastających konwulsjach powtarzał jego imię. Stykali się tylko torsami, a Tommy spojrzał gniewnie Lambertowi w twarz.
- Żadnych jęków, pamiętasz? - Przypomniał mu głośnych szeptem, a Adam momentalnie otworzył zamglone już oczy.
- Tommy... - Szepnął błagalnie brunet, zaglądając w czerń źrenic okolonych brązem.
- Żadnych jęków. - Powtórzył tym samym tonem Ratliff i energicznie wpił się w otwarte usta Lamberta. Łamał wszelkie możliwe granice.
Spełnienie nadeszło, zraszając z impetem brzuch piosenkarza i koszulkę muzyka, która pełniła rolę pidżamy. Namiętny pocałunek, w którym blondyn wdarł się językiem do ust bruneta, zminimalizował głośność jęków Adama – skutków uniesienia. Wymieniali się pocałunkami do ostatniej kropli gorącej spermy, która spłynęła po palcach Ratliffa.
Lambert jeszcze przez chwilę trzymał w objęciach Ratliffa, rozkoszował się przyjemnym dotykiem i cudownym zapachem puszystych blond włosów. Ta chwila trwała w nich, a jej magia roznosiła się po całym pokoju. Pokoju, w którym Tommy spędził część nocy swojego burzliwego dzieciństwa.
Chwila ta nie była zbyt długa. Gitarzysta poczekał, aż Adam ochłonie, a potem wypełzł spod otaczających go ramion. Powrócił do swojej poprzedniej pozycji, oglądając dłoń pokrytą białym płynem, który lśnił w ciemności. Pod okiem Adama wyciągnął z nocnej szafki pudełko chusteczek. Wyciągnął jedną dla siebie, a potem położył kartonik na piersiach przyjaciela. Sam usiadł na rogu łóżka, by wyczyścić dłoń. Tym samym oddał Adamowi chwilę na ogarnięcie i sobie samemu... Na rozmyślania.
Tak bywa u ludzi, że najpierw czynią, a potem myślą. U Tommy'ego zdarzało się to bardzo często, ale z czasem przestał żałować swoich czynów, z których jedne były dobre, a drugie.. Trochę mniej. Nie uznawał Boga, więc odpowiedzialnością za swoje czyny obarczał los. „Najwidoczniej los tak chciał” – mówił zawsze, ale nie tym razem. Tym razem to on tego chciał i zrobił to. Po raz pierwszy w pełni zadowolił kogoś i czerpał z tego przyjemność. Doskonale zapamiętał noc, kiedy podczas seksu z Carmen pomyślał o Adamie. Teraz obrazy jego wyobraźni urzeczywistniły się, a on... Był szczęśliwy. Nieświadomy uśmiechu, jaki zagościł na jego oświetlonej blaskiem księżycowej łuny twarzy, myślał o swoim dokonaniu, bawiąc się brudną chusteczką.
- Tommy... Joe... Ratliff... - Poczuł oplatające jego klatkę piersiową ręce i ciepły oddech na potylicy. Uśmiech zniknął z bladego oblicza, które spiął lęk. On mnie dotyka... Dotyka mnie mężczyzna. Przebłysk złego wspomnienia przeleciał przez jego umysł i ukrył się w ciemnym zakamarku. - O czym tak rozmyślasz, hm? - Przyjazny głos wypełnił jego uszy i nagle przypomniał sobie, że to przecież Adam. Adam, któremu ufa. Obrócił lekko twarz w jego stronę. Został obdarowany niespodziewanym całusem w skroń. Potem znów odwrócił wzrok w stronę księżyca, czerwienił się.
- Myślę... O tym, że przy tobie łatwo wpaść w kompleksy. - Spróbował nie myśleć o rękach, które niezauważalnie się zsuwały z jego talii.
- Ty i kompleksy? Nigdy nie uwierzę... - Prychnął Lambert, zanurzając nos w miękkich włosach.
- Przed chwilą widziałem i czułem piękne, seksowne ciało. - Przyznał szczerze muzyk. - Wyobrażam sobie zbiorowy zawał miliardów twoich fanek, kiedy złapią cię na nagiej sesji. I ziemia wyludni się, by natura mogła załatać dziurę ozonową i inne tego typu problemy ekologów.
- Nie złapią. - Adam zaśmiał się mimowolnie z powodu wyszukanego żartu. Szybko powrócił jednak do poprzedniego tematu. - Nigdy nie będzie takiej sesji. - Zaprzeczył stanowczo. Był w pełni przeciwny takiej reklamie. Ludzie sprzedają się dla kariery, ale nie można zdobyć jej za wszelką cenę. Czasami trzeba odpuścić.
- Szkoda. Byłbyś świetnym modelem.
- Jestem pewien, że ty odnalazłbyś się lepiej w tej roli. - Szepnął znowu, tym razem całując odsłonięty kark blondyna. Był szczęśliwy, że w końcu może sobie na to pozwolić.
- Przecież mnie nie widziałeś! - Prychnął tym razem Tommy i znów spróbował spojrzeć na przyjaciela. Niestety ten zaatakował szyję po przeciwnej stronie, wykonując sprytny unik. Nagle poczuł napięcie, którego w żaden sposób nie potrafił się pozbyć.
- Nie wiesz, jak bardzo chcę to zrobić. I nie tylko to. - Zmysłowy szept wypełnił jego uszy, a duże ręce spłynęły na jego krocze. Wybrzuszenie pod bielizną jeszcze bardziej napęczniało, a i tak było już dość duże po poprzednim „eksperymencie”. Stanowczo cofnął ręce piosenkarza zbyt mocno ściskając je w nadgarstkach.
Strach zmieszany z podnieceniem uwidaczniał się w drżących wargach blondyna, który odważnie spojrzał w oczy bruneta. Więź ta zerwała się, gdy zbędna część garderoby Adama zaczęła mu przeszkadzać. Wtedy uniósł się nad Lambertem, podpierając o części łóżka po obydwóch bokach mężczyzny. Kolana piosenkarza znalazły się teraz między nogami muzyka, który przybrał taką pozycję, w jakiej zazwyczaj dosiada się konia. Tommy nie usiadł jednak. Klęcząc okrakiem nad przyjacielem nie zrywał z nim kontaktu wzrokowego. Zniecierpliwiony z zadziwiającą agresją ściągnął z Lamberta majtki, które teraz znalazły się w połowie masywnych ud. Baczne oczy prześlizgnęły się po nagiej sylwetce wokalisty, by dotrzeć do pulsującego ciepłem punktu. W mroku nocy wzrok Ratliffa na tyle się wyostrzył, by mógł go zobaczyć – wielki, czekający na zadowolenie męski członek.
- Boże, co ja robię. - Ciszy szept wyrwał się z zaciśniętego gardła, kiedy odsunął rękę. Spojrzał na Adama – jego zawstydzone, aczkolwiek wyczekujące spojrzenie mówiło samo za siebie.
Głębokie oddechy obojga mąciły ciszę. Adam czuł się, jakby był w drodze do nieba, ale napotkał przeszkodę. Strach Ratliffa znów dawał o sobie znać. Jego zadaniem było zlikwidowanie tej emocji. Złapał Tommy'ego Joe za ręce i przyciągnął do siebie tak, że blondyn idealnie przykrywał go swoim ciałem. Idealnie – klatka piersiowa przykrywała drugą klatkę, brzuchy nieznacznie się stykały, a krocza obydwu mężczyzn zaczęły ze sobą kolidować lekko się o siebie ocierając.
- Wygląda na to, że rozbudziłeś bestię. - Wyszeptał słodko Adam, mając przy swojej twarzy twarz Tommy'ego Joe. - Ale spokojnie. Nie masz się czego bać. Nie ugryzie cię, gdy spróbujesz jej dotknąć. Poza tym uwielbia pieszczoty... - Poradził i poprowadził rękę kochanka między ich ciała.
Z pomocą Adama Tommy Joe uchwycił jego męskość w szczupłą dłoń. To Lambert nadawał rytm ruchom ich dłoni. Po chwili zamknął także oczy, a z ust ponownie dał się słyszeć szept. - Pomyśl sobie, jak chciałbyś zadowolić siebie. Co tobie sprawia największą przyjemność? A potem to zrób. Tak po prostu. Przecież nikt nie widzi. - Rzekł spokojnie. To były ostatnie słowa, jakie wypowiedział. Od tej chwili muzyk musiał działać sam.
W jakiś sposób przekazał Tommy'emu Joe swój spokój. W jakiś sposób Tommy Joe zdobył odwagę i nachylił się skupiony nad Lambertem, a ten po chwili poczuł delikatny dotyk warg na swoim członku. Obsypywały go mokrymi pocałunkami. Wraz ze wzrostem ich intensywności wzrastało podniecenie. Adam starał się nie wydać żadnego dźwięku. Z trudem starał się wolno oddychać, ale z każdym ruchem Ratliffa te oddechy były coraz głębsze. Kiedy do swoich poczynań blondwłosy dodał język, stały się przerywane.
Ratliff starał się opanować. Wiedział, że to, co robi, było wkroczeniem na ich wspólną ścieżkę – długą drogę do pełnej ekstazy. To był tylko mały krok, ale chciał go zrobić bez strachu. Uspokajał swoje myśli i koncentrował się na dawaniu przyjemności. Robił to pierwszy raz – pierwszy raz innemu mężczyźnie, ale podniecenie było większe niż gdyby robił to kobiecie. Może to przez ten strach?Polecenie Adama wypełniał wzorowo. Właśnie to, co teraz robił, chciałby zrobić sobie. Zbliżył swój język do główki penisa, prześlizgując się po jego długości, a potem objął go ustami, pomagając sobie ręką. Członek zagłębił się w jego ustach do połowy, sięgnął niemal gardła, a potem wysunął się masowany przez nabrzmiałe wargi. Tom zrobił tak jeszcze parę razy, słuchając tłumionych za wszelką cenę westchnień. W przypływie odwagi odsłonił główkę męskości, wykonując coraz szybsze ruchy ręką. Czuł twardy trzon, odkrywając, że i w jego ciele coś twardnieje. Znów zatopił członek w ustach. Tak bardzo uważał, by nie zahaczyć go zębami – to sprawiłoby tylko niepotrzebny ból. Tym razem spróbował wyssać z niego pierwsze krople nasienia. Poczuł słonawy smak tajemniczej lepkiej substancji.
- Tommy... Proszę... - Ponaglenie wyrwało się brunetowi. Ściskał on pościel, tracąc nad sobą kontrolę. Oboje przeczuwali, że cel zostanie zaraz osiągnięty, ale im bliżej było spełnienia, tym Tommy coraz bardziej się wahał. Czy chcę to w pełni poczuć? Poczuć JEGO smak? Martwił się. Nie był pewien czy pozostałe pokoje są zasnute senną mgłą. A jeśli Annie nie śpi? Jeśli nas usłyszy? Nie mogę na to pozwolić! Brązowe oczy zamknęły się z wysiłku podczas gdy oczy Adama już dawno były zamknięte. Muzyk zdecydował się na mniejsze ryzyko. Wykonując jedną ręką zamaszyste posuwiste ruchy ponownie położył się na Adamie, który w narastających konwulsjach powtarzał jego imię. Stykali się tylko torsami, a Tommy spojrzał gniewnie Lambertowi w twarz.
- Żadnych jęków, pamiętasz? - Przypomniał mu głośnych szeptem, a Adam momentalnie otworzył zamglone już oczy.
- Tommy... - Szepnął błagalnie brunet, zaglądając w czerń źrenic okolonych brązem.
- Żadnych jęków. - Powtórzył tym samym tonem Ratliff i energicznie wpił się w otwarte usta Lamberta. Łamał wszelkie możliwe granice.
Spełnienie nadeszło, zraszając z impetem brzuch piosenkarza i koszulkę muzyka, która pełniła rolę pidżamy. Namiętny pocałunek, w którym blondyn wdarł się językiem do ust bruneta, zminimalizował głośność jęków Adama – skutków uniesienia. Wymieniali się pocałunkami do ostatniej kropli gorącej spermy, która spłynęła po palcach Ratliffa.
Lambert jeszcze przez chwilę trzymał w objęciach Ratliffa, rozkoszował się przyjemnym dotykiem i cudownym zapachem puszystych blond włosów. Ta chwila trwała w nich, a jej magia roznosiła się po całym pokoju. Pokoju, w którym Tommy spędził część nocy swojego burzliwego dzieciństwa.
Chwila ta nie była zbyt długa. Gitarzysta poczekał, aż Adam ochłonie, a potem wypełzł spod otaczających go ramion. Powrócił do swojej poprzedniej pozycji, oglądając dłoń pokrytą białym płynem, który lśnił w ciemności. Pod okiem Adama wyciągnął z nocnej szafki pudełko chusteczek. Wyciągnął jedną dla siebie, a potem położył kartonik na piersiach przyjaciela. Sam usiadł na rogu łóżka, by wyczyścić dłoń. Tym samym oddał Adamowi chwilę na ogarnięcie i sobie samemu... Na rozmyślania.
Tak bywa u ludzi, że najpierw czynią, a potem myślą. U Tommy'ego zdarzało się to bardzo często, ale z czasem przestał żałować swoich czynów, z których jedne były dobre, a drugie.. Trochę mniej. Nie uznawał Boga, więc odpowiedzialnością za swoje czyny obarczał los. „Najwidoczniej los tak chciał” – mówił zawsze, ale nie tym razem. Tym razem to on tego chciał i zrobił to. Po raz pierwszy w pełni zadowolił kogoś i czerpał z tego przyjemność. Doskonale zapamiętał noc, kiedy podczas seksu z Carmen pomyślał o Adamie. Teraz obrazy jego wyobraźni urzeczywistniły się, a on... Był szczęśliwy. Nieświadomy uśmiechu, jaki zagościł na jego oświetlonej blaskiem księżycowej łuny twarzy, myślał o swoim dokonaniu, bawiąc się brudną chusteczką.
- Tommy... Joe... Ratliff... - Poczuł oplatające jego klatkę piersiową ręce i ciepły oddech na potylicy. Uśmiech zniknął z bladego oblicza, które spiął lęk. On mnie dotyka... Dotyka mnie mężczyzna. Przebłysk złego wspomnienia przeleciał przez jego umysł i ukrył się w ciemnym zakamarku. - O czym tak rozmyślasz, hm? - Przyjazny głos wypełnił jego uszy i nagle przypomniał sobie, że to przecież Adam. Adam, któremu ufa. Obrócił lekko twarz w jego stronę. Został obdarowany niespodziewanym całusem w skroń. Potem znów odwrócił wzrok w stronę księżyca, czerwienił się.
- Myślę... O tym, że przy tobie łatwo wpaść w kompleksy. - Spróbował nie myśleć o rękach, które niezauważalnie się zsuwały z jego talii.
- Ty i kompleksy? Nigdy nie uwierzę... - Prychnął Lambert, zanurzając nos w miękkich włosach.
- Przed chwilą widziałem i czułem piękne, seksowne ciało. - Przyznał szczerze muzyk. - Wyobrażam sobie zbiorowy zawał miliardów twoich fanek, kiedy złapią cię na nagiej sesji. I ziemia wyludni się, by natura mogła załatać dziurę ozonową i inne tego typu problemy ekologów.
- Nie złapią. - Adam zaśmiał się mimowolnie z powodu wyszukanego żartu. Szybko powrócił jednak do poprzedniego tematu. - Nigdy nie będzie takiej sesji. - Zaprzeczył stanowczo. Był w pełni przeciwny takiej reklamie. Ludzie sprzedają się dla kariery, ale nie można zdobyć jej za wszelką cenę. Czasami trzeba odpuścić.
- Szkoda. Byłbyś świetnym modelem.
- Jestem pewien, że ty odnalazłbyś się lepiej w tej roli. - Szepnął znowu, tym razem całując odsłonięty kark blondyna. Był szczęśliwy, że w końcu może sobie na to pozwolić.
- Przecież mnie nie widziałeś! - Prychnął tym razem Tommy i znów spróbował spojrzeć na przyjaciela. Niestety ten zaatakował szyję po przeciwnej stronie, wykonując sprytny unik. Nagle poczuł napięcie, którego w żaden sposób nie potrafił się pozbyć.
- Nie wiesz, jak bardzo chcę to zrobić. I nie tylko to. - Zmysłowy szept wypełnił jego uszy, a duże ręce spłynęły na jego krocze. Wybrzuszenie pod bielizną jeszcze bardziej napęczniało, a i tak było już dość duże po poprzednim „eksperymencie”. Stanowczo cofnął ręce piosenkarza zbyt mocno ściskając je w nadgarstkach.
-
Nie dzisiaj, okey? - Nie chciał dać poznać po sobie napięcia, ale
drżące ręce je zdradzały. Nie chcę cię zranić, ale to dla
mnie za dużo. Przepraszam.
- Ale ty przecież...
- Wiem, ale musisz pozwolić mi załatwić to samemu. Proszę? - Zdołał spojrzeć na niego, odwracając się. Rzucał zdenerwowane spojrzenia na wszystkie strony. Musiał uciec. To było silniejsze od niego. Ale nie chciał też urazić przyjaciela. Ucałował go w policzek w ramach przeprosin. A potem szybko opuścił pokój. Miał nadzieję, że brunet zrozumie.
- Ale ty przecież...
- Wiem, ale musisz pozwolić mi załatwić to samemu. Proszę? - Zdołał spojrzeć na niego, odwracając się. Rzucał zdenerwowane spojrzenia na wszystkie strony. Musiał uciec. To było silniejsze od niego. Ale nie chciał też urazić przyjaciela. Ucałował go w policzek w ramach przeprosin. A potem szybko opuścił pokój. Miał nadzieję, że brunet zrozumie.
***
Z
łazienki wyszedł bardziej zmęczony i bardziej zdenerwowany niż do
niej wszedł. Czuł narastającą senność. Chciał wracać do
pokoju, do ciepłego wygodnego łóżka, do zapewne śpiącego już
Adama. Przeszkadzała mu w tym suchość w przełyku. Jego gardło
nadal nie było rozluźnione. Skoczę tylko do lodówki i zaraz
wracam. To tylko minutka. A potem spać... Podrapał się po
głowie i podreptał do kuchni. Gładkie panele chłodziły jego bose
stopy. Jak zawsze zapomniał włożyć na nie ciepłe kapcie. Kiedy
schodził w dół, nagle zabolały go oczy. Rażące światło
oślepiło go akurat w chwili, gdy przestał śledzić drogę swoich
stóp. Już wiedział, że na dole ktoś jest. Pytanie tylko, kto?
Stanął
u podnóża schodów i zajrzał do kuchni, wychylając się w łuk
zza ściany. Najpierw zobaczył mały stół, zasunięte dokładnie
cztery krzesła, okno przyozdobione lekkimi firankami w kwiatowym
wzorze, które przy uchylonym oknie zawsze falowały jak wody oceanu
niezmącone sztormem. Przeniósł wzrok lekko w bok. Wtedy zobaczył
szczupłą, wysoką osobę. Wysoka po ojcu. Piękna po matce.
Kasztanowe włosy zasłaniały twarz. Pochylała się nad
kromkami chleba, rozsmarowując na nich nutellę. Tommy oparł się o
ścianę w wejściu do kuchni, podziwiając smagłą sylwetkę;
skupienie, w którym zastygła. Nadszedł czas na rewanż.
Pomyślał z przekąsem i zbliżył się o krok w jej stronę,
usiłując zachować się jak najciszej.
- BUM! - Wydał z siebie dźwięk, a reakcja Annie była błyskawiczna. Podskoczyła w miejscu, ściskając przy tym nóż, który służył do rozsmarowywania. Odwróciła się i z impetem wymierzyła narzędzie jak do ataku. Gdy ujrzała brata, opuściła dłoń i zaśmiała się cicho.
- Rewanż, co? - Spytała, zgadując jego myśli. Ratliff nie odpowiedział, ale skierował swe kroki w stronę lodówki, z której wyjął pomarańczowy sok. Kiedy odkręcił butelkę, zamierzając wypić trochę napoju z niej bezpośrednio, Annie postanowiła zwrócić mu uwagę.
- Hej, weź szklankę. Nie chcę mieć potem twoich zarazków. - Wzięła swoje danie w ręce i usiadła przy stole. - Mi też możesz nalać. - Zaproponowała. O dziwo, Tommy posłuchał starszej siostry, czego nigdy nie miał w zwyczaju robić. Sam też usiadł na krześle, odwrócony w jej stronę. Podał jej jedną ze szklanek, a drugą zbliżył do ust. Zaraz potem lodowata ciecz rozlała się w jego gardle i spłynęła wzdłuż mostka do żołądka.
- Śniadanie w nocy? - Spytał, obserwując pochłaniany przez Annie chleb.
- Różnica stref czasowych robi swoje. - Mruknęła i obrzuciła go zmęczonym spojrzeniem. - A ty? Jednak to Adam cię wykopał? - Zauważyła, zastanawiając się, czy aby tylko pragnienie przywiodło go do kuchni.
- Nie. - Odpowiedział zgodnie z prawdą. To ja się wykopałem. Pytanie skłoniło go do powrotu myślami do przystojnego bruneta, który prężył się pod jego ciałem kilkanaście minut temu. Wydało mu się to śmieszne. Ja. Zadowalający mężczyznę. Z zaskakująco dobrym efektem. Ta myśl wywołała uśmiech na jego twarzy, który zauważyła jego siostra.
- Chcę wiedzieć o nim wszystko. To pierwszy raz, kiedy przyprowadzasz kogoś do domu. Musi w nim być coś wyjątkowego. - Stwierdziła obiektywnie. Facet, który siedział teraz naprzeciwko niej, w niczym nie przypominał wiecznie zagubionego, pochłoniętego w depresji, skrytego chłopaka, z którym się wychowywała. Ten uśmiech był jej znajomy, ale dotychczas zawsze dotyczył rodzinnych wspomnień. A mówiąc rodzina, myślała o cioci Klarze i wujku Henry'm. Nie uznawała innej rodziny. Matka zmarła przez ojca. Jaki facet zabija matkę swoich dzieci? Za to poszedł do więzienia i za to stracił ją i Tommy'ego. Tylko o takiej prawdzie wiedziała. Tommy Joe wpadł w depresję, bo zawsze był z matką bliżej niż ona. Był jeszcze dzieckiem, a ona więcej rozumiała. Wyjść Tommy'emu z depresji pomogło wujostwo. Jej pomogła szkoła i przyjaciele, a z tymi tematami jej brat był zawsze na bakier. Dlatego zdziwiła się ostatnimi wydarzeniami, których była świadkiem. Muzyk zdobył przyjaciela, który, sądząc po uśmiechu, chyba sprawdza się w tej roli.
- To tylko przyjaciel. Ostatnio nie dogaduje się z rodzicami, więc zaprosiłem go na święta. Nic wielkiego. - Muzyk zbył siostrę krótkim wyjaśnieniem i odniósł szklankę do zlewu, uciekając od dalszej rozmowy. Ale Annie nie odpuszczała tak łatwo.
- Przyjaciel, który zdobywa sławę. Uczestnik Idola, pretendent do wygranej, a obok niego ty – outsider chowający się za gitarą, nie utrzymujący z nikim kontaktów, który najlepiej dogaduje się z własnym odbiciem...
- Dzięki za podsumowanie. Za to kocham cię najbardziej. Ale z ciebie materialistka, wiesz? Jeśli sądzisz, że chcę się na nim wybić, to się mylisz i to grubo. - Odfuknął, próbując zachować normalny ton. Nie wiedział, jak odebrać jej słowa. Co ona chce przez to powiedzieć?
- Jestem materialistką, przyznaję. I na twoim miejscu wykorzystałabym ten patent na karierę. - Poradziła.
- Nie idę po trupach do celu tak jak ty. I dobrze ci radzę, nie próbuj go więcej uwodzić. I tak już się ciebie boi. - Skomentował z przekąsem, co dziewczyna od razu skwitowała uśmiechem. Zamierzał wrócić już do pokoju, kiedy ponownie go zatrzymała.
- A co? Zajęty jest?
- Tak. - Odpowiedział bez namysłu. Skłamał, ale tak było dla niej lepiej. Wiedział, że z trudem przyjęłaby prawdę. I wolał nie ryzykować wydania Adama – nie sądził, by Lambert chciał się przyznać do swojej orientacji na przykład mediom.
- Kłamiesz. Przekopałam już cały Internet. Nie ma nawet plotki o jakimś romansie.
- BUM! - Wydał z siebie dźwięk, a reakcja Annie była błyskawiczna. Podskoczyła w miejscu, ściskając przy tym nóż, który służył do rozsmarowywania. Odwróciła się i z impetem wymierzyła narzędzie jak do ataku. Gdy ujrzała brata, opuściła dłoń i zaśmiała się cicho.
- Rewanż, co? - Spytała, zgadując jego myśli. Ratliff nie odpowiedział, ale skierował swe kroki w stronę lodówki, z której wyjął pomarańczowy sok. Kiedy odkręcił butelkę, zamierzając wypić trochę napoju z niej bezpośrednio, Annie postanowiła zwrócić mu uwagę.
- Hej, weź szklankę. Nie chcę mieć potem twoich zarazków. - Wzięła swoje danie w ręce i usiadła przy stole. - Mi też możesz nalać. - Zaproponowała. O dziwo, Tommy posłuchał starszej siostry, czego nigdy nie miał w zwyczaju robić. Sam też usiadł na krześle, odwrócony w jej stronę. Podał jej jedną ze szklanek, a drugą zbliżył do ust. Zaraz potem lodowata ciecz rozlała się w jego gardle i spłynęła wzdłuż mostka do żołądka.
- Śniadanie w nocy? - Spytał, obserwując pochłaniany przez Annie chleb.
- Różnica stref czasowych robi swoje. - Mruknęła i obrzuciła go zmęczonym spojrzeniem. - A ty? Jednak to Adam cię wykopał? - Zauważyła, zastanawiając się, czy aby tylko pragnienie przywiodło go do kuchni.
- Nie. - Odpowiedział zgodnie z prawdą. To ja się wykopałem. Pytanie skłoniło go do powrotu myślami do przystojnego bruneta, który prężył się pod jego ciałem kilkanaście minut temu. Wydało mu się to śmieszne. Ja. Zadowalający mężczyznę. Z zaskakująco dobrym efektem. Ta myśl wywołała uśmiech na jego twarzy, który zauważyła jego siostra.
- Chcę wiedzieć o nim wszystko. To pierwszy raz, kiedy przyprowadzasz kogoś do domu. Musi w nim być coś wyjątkowego. - Stwierdziła obiektywnie. Facet, który siedział teraz naprzeciwko niej, w niczym nie przypominał wiecznie zagubionego, pochłoniętego w depresji, skrytego chłopaka, z którym się wychowywała. Ten uśmiech był jej znajomy, ale dotychczas zawsze dotyczył rodzinnych wspomnień. A mówiąc rodzina, myślała o cioci Klarze i wujku Henry'm. Nie uznawała innej rodziny. Matka zmarła przez ojca. Jaki facet zabija matkę swoich dzieci? Za to poszedł do więzienia i za to stracił ją i Tommy'ego. Tylko o takiej prawdzie wiedziała. Tommy Joe wpadł w depresję, bo zawsze był z matką bliżej niż ona. Był jeszcze dzieckiem, a ona więcej rozumiała. Wyjść Tommy'emu z depresji pomogło wujostwo. Jej pomogła szkoła i przyjaciele, a z tymi tematami jej brat był zawsze na bakier. Dlatego zdziwiła się ostatnimi wydarzeniami, których była świadkiem. Muzyk zdobył przyjaciela, który, sądząc po uśmiechu, chyba sprawdza się w tej roli.
- To tylko przyjaciel. Ostatnio nie dogaduje się z rodzicami, więc zaprosiłem go na święta. Nic wielkiego. - Muzyk zbył siostrę krótkim wyjaśnieniem i odniósł szklankę do zlewu, uciekając od dalszej rozmowy. Ale Annie nie odpuszczała tak łatwo.
- Przyjaciel, który zdobywa sławę. Uczestnik Idola, pretendent do wygranej, a obok niego ty – outsider chowający się za gitarą, nie utrzymujący z nikim kontaktów, który najlepiej dogaduje się z własnym odbiciem...
- Dzięki za podsumowanie. Za to kocham cię najbardziej. Ale z ciebie materialistka, wiesz? Jeśli sądzisz, że chcę się na nim wybić, to się mylisz i to grubo. - Odfuknął, próbując zachować normalny ton. Nie wiedział, jak odebrać jej słowa. Co ona chce przez to powiedzieć?
- Jestem materialistką, przyznaję. I na twoim miejscu wykorzystałabym ten patent na karierę. - Poradziła.
- Nie idę po trupach do celu tak jak ty. I dobrze ci radzę, nie próbuj go więcej uwodzić. I tak już się ciebie boi. - Skomentował z przekąsem, co dziewczyna od razu skwitowała uśmiechem. Zamierzał wrócić już do pokoju, kiedy ponownie go zatrzymała.
- A co? Zajęty jest?
- Tak. - Odpowiedział bez namysłu. Skłamał, ale tak było dla niej lepiej. Wiedział, że z trudem przyjęłaby prawdę. I wolał nie ryzykować wydania Adama – nie sądził, by Lambert chciał się przyznać do swojej orientacji na przykład mediom.
- Kłamiesz. Przekopałam już cały Internet. Nie ma nawet plotki o jakimś romansie.
-
I dobrze. Ona świetnie potrafi się maskować. W końcu grał w
teatrze. - Przyznał dobitnie i wyszedł z kuchni. Niestety, Annie
jak każda dziewczyna musiała mieć ostatnie słowo.
- Tommy? - Ponownie zwróciła jego zniechęconą już uwagę. - Tęskniłam za tobą, braciszku. - Wyznała szczerze, przytulając się do ściany. Mężczyzna przewrócił tylko oczami, ale zdecydował się odwzajemnić wyznanie.
- A ja cieszę się, że mimo wszystko przyjechałaś, siostra. Dobranoc. Pożegnał się i podreptał na górę, a Annie wróciła do kuchni, podsumowując nowe informacje na temat „chłopaka z Idola”.
Aktor i piosenkarz w jednym. Mężczyzna idealny. Zachwycała się, dokańczając ostatnią kanapkę. Ciekawe, czy serio ma dziewczynę. Mam nadzieję, że nie jest zbyt ładna. Taką łatwo mi będzie wygryźć. Myślała z dzikim zapałem. Niestety, konkurencja była ogromna. W dodatku... Męska. Tommy Joe szybko, ale z prawdziwą gracją wślizgnął się do łóżka, w którym zastał zwiniętego w kłębek tyłem do siebie Lamberta. Kiedy łóżko ugięło się pod ciężarem ułożonego już na wznak Ratliffa, piosenkarz odwrócił się i nieświadomy swoich czynów przytulił się do torsu przyjaciela, kładąc rękę na skraju podwiniętej koszulki. Tommy poczuł znajomy paraliż, kiedy obca dłoń pokryła nagi brzuch tuż nad linią majtek. Bał się jej ruszać, by nie obudzić śpiącego jak anioł przyjaciela. Zaaferowany nagłym dotykiem spróbował się uspokoić, co przyszło mu niełatwo, zwłaszcza, że Adam pomrukiwał przez sen. By opanować przyspieszone tętno, Ratliff nakrył rękę spoczywającą na swoim brzuchu swoją dłonią i, obejmując drugą ręką śpiącego, wsłuchał się w gardłowe szepty.
- Kocham... kochaj... mnie... Tommy... Jesteś tu...?
- Jestem. - Odrzekł, czując coraz większe kołatanie serca.
- Tommy? - Ponownie zwróciła jego zniechęconą już uwagę. - Tęskniłam za tobą, braciszku. - Wyznała szczerze, przytulając się do ściany. Mężczyzna przewrócił tylko oczami, ale zdecydował się odwzajemnić wyznanie.
- A ja cieszę się, że mimo wszystko przyjechałaś, siostra. Dobranoc. Pożegnał się i podreptał na górę, a Annie wróciła do kuchni, podsumowując nowe informacje na temat „chłopaka z Idola”.
Aktor i piosenkarz w jednym. Mężczyzna idealny. Zachwycała się, dokańczając ostatnią kanapkę. Ciekawe, czy serio ma dziewczynę. Mam nadzieję, że nie jest zbyt ładna. Taką łatwo mi będzie wygryźć. Myślała z dzikim zapałem. Niestety, konkurencja była ogromna. W dodatku... Męska. Tommy Joe szybko, ale z prawdziwą gracją wślizgnął się do łóżka, w którym zastał zwiniętego w kłębek tyłem do siebie Lamberta. Kiedy łóżko ugięło się pod ciężarem ułożonego już na wznak Ratliffa, piosenkarz odwrócił się i nieświadomy swoich czynów przytulił się do torsu przyjaciela, kładąc rękę na skraju podwiniętej koszulki. Tommy poczuł znajomy paraliż, kiedy obca dłoń pokryła nagi brzuch tuż nad linią majtek. Bał się jej ruszać, by nie obudzić śpiącego jak anioł przyjaciela. Zaaferowany nagłym dotykiem spróbował się uspokoić, co przyszło mu niełatwo, zwłaszcza, że Adam pomrukiwał przez sen. By opanować przyspieszone tętno, Ratliff nakrył rękę spoczywającą na swoim brzuchu swoją dłonią i, obejmując drugą ręką śpiącego, wsłuchał się w gardłowe szepty.
- Kocham... kochaj... mnie... Tommy... Jesteś tu...?
- Jestem. - Odrzekł, czując coraz większe kołatanie serca.
Słowa wyszeptane przez kochanka odbijały się w blondwłosej głowie wielokrotnym echem. Zwątpił, że zaśnie tej nocy. To mu się tylko śni. To nie ma żadnego znaczenia. Próbował sobie wyjaśnić usłyszane słowa, ale nijak nie mógł (albo nie chciał) ich związać. Skończyło się na tym, że po prostu powtarzał sobie usłyszane słowa jak kołysankę. Właśnie w ten sposób zasnął: trzymając cudownego mężczyznę w ramionach, ze najpiękniejszymi słowami na ustach.