Kochani!
Dziękuję
za komentarze, chociaż mogło być ich więcej. Wiem jednak, że
odwiedzaliście mój blog, kiedy przeżywałam swoją przygodę w
pięknej Hiszpanii oraz trwający 9 godzin sen w Księstwie Monako.
Tak, tak, odwiedziłam w sumie 7 krajów, ale to te 2 poznałam
najbliżej. Najbardziej urzekła mnie Barcelona, w której się
zakochałam i polecam wszystkim wizytę w tym urokliwym mieście.
Długo nie mogłam się pozbierać po takim przeżyciu, dlatego też
odcinek okrągły 60. trafia do Was dopiero teraz.
I
proszę, napiszcie, co u was! Jak tam świadectwa, hę?
I
podrawiam wszystkich, którzy wybierają się na LFO! Ja niestety nie
zaszczycę Queenbertu swoją obecnością, ale postaram się być tam
duchem :)
Rozdział
60
Bez kontroli
-
Tommy! Proszę, hamuj! Błagam cię, no!
Już
przez około dziesięć minut mięśnie Adama były napięte do
granic możliwości. Trzymając się za pas bezpieczeństwa
obserwował bezkolizyjne wymijanie kolejnych pojazdów przez
Tommy'ego Joe. Jego sposób jazdy przypominał slalom – blondyn
przejeżdżał z prawego pasa na lewy, by za chwilę znów wrócić
na prawy i wykorzystać go do wyminięcia pojazdu, który poruszał
się „szybszym” pasem ruchu. Muzyk cały czas się śmiał z
reakcji Lamberta, którego strach już w pierwszych sekundach
uwidocznił się w głosie i mimice twarzy.
-
Nie, nie mogę na to patrzeć... - W końcu piosenkarz zamknął
oczy, które zasłonił także dłońmi. Dopiero wtedy Tommy Joe
zdjął nogę z gazu.
-
Mógłbym teraz powiedzieć, że mi nie ufasz, wiesz? - Stwierdził
rzeczowo, wracając na prawy pas po stwierdzeniu, że miejsce za nim
nie jest już ograniczone przez tiry.
-
Tu nie chodzi o zaufanie, ale bezpieczeństwo. Nie myślisz o tym, że
jeden nieprawidłowy ruch mógłby pozbawić nas życia? - Odparł
wciąż zestresowany brunet. Rozsunął palce i otworzył jedno oko,
by sprawdzić, w którym miejscu na kilometromierzu znajduje się
wskazówka. Spadała, więc odsunął ręce od twarzy i powrócił do
obserwacji jezdni.
-
Myślenie o ryzyku pozbawia frajdy. Od kiedy jesteś takim pesymistą?
-
A od kiedy ty dostrzegasz tylko pozytywy? - Odbił piłeczkę Adam.
-
Odkąd poznałem ciebie. Chyba zabieram ci pozytywną energię. -
Ratliff stwierdził radośnie i spojrzał na przyjaciela. Zobaczył,
jak ziewa. - To dziwne, że nadal jesteś zmęczony. Może chcesz się
trochę przekimać? - Zapytał troskliwie, ale Adam zaprzeczył,
kiwając energicznie głową, jakby chciał otrząsnąć się z
nawiedzającego go zmęczenia.
-
Jest okay. Może to idolowe szaleństwo jeszcze się na mnie odbija?
Wiesz, byłem nieźle zapracowany...
-
I nadal sądzisz, że to chcesz w życiu robić? Śpiewać aż
padniesz z przemęczenia? - Rzekł bardziej ponuro Ratliff i spojrzał
na Adama właśnie w chwili, kiedy Lambert zwrócił w jego stronę
swoje spojrzenie. Ich oczy ponownie się spotkały, stykając
czekoladowy brąz z morskim błękitem. Trwało to tylko chwilę.
Tommy powrócił do obserwacji swojego pasa ruchu speszony zarówno
swoim odważnym pytaniem jak i niespodziewanym kontaktem. -
Przepraszam... Nie miałem tego na myśli. Wiem, że to twoje
marzenie i...
-
W porządku. Myślę, że i ten etap skończy się prędzej czy
później. Ale ta harówka jest warta celu. Im więcej czasu poświęcę
nauce śpiewu teraz, tym lepiej będę śpiewał w następnych
odcinkach Idola. Może widzowie to docenią, może dzięki tej pracy
dojdę do finału, może... - Przerwał pełen pasji monolog, gdy
poczuł coś niespodziewanego. Gest dłoni, która nakryła jego dłoń
opartą na kolanie, wyrażał pełne wsparcie. Spojrzał na długie
palce i powiódł wzrokiem po ramieniu aż do przystojnej twarzy,
która właśnie się zarumieniła.
-
Na pewno ci się uda. Ja... Zawsze, kiedy widzę cię na scenie,
wyobrażam sobie, że zawsze będziesz śpiewał tak samo pięknie,
tak samo poddawał się każdej emocji w każdym wersie każdej
piosenki. Zmieniać się będzie tylko scena pod tobą i ilość
ludzi, jaka przyjdzie na twój koncert. I nie będziesz potrzebował
nikogo, by osiągnąć taki sukces. - Blondyn mówił to, cały czas
patrząc w przednią szybę. Tylko na sekundę odwrócił głowę do
Adama, by wypowiedzieć ostatnie słowo łamiącym się już głosem.
- Nikogo. - Rzucił dobitnie i spróbował zabrać dłoń, ale
Lambert w porę zacisnął na niej swoje palce. To spowodowało, że
urwany kontakt wzrokowy mężczyzn znów się odnowił. Dzięki temu
Adam uśmiechnął się, poczuł się szczęśliwy. Tommy Joe
nieśmiało odwzajemnił ten uśmiech.
Coś go rozpraszało. Droga? Adam? Sprawcą dziwnego stanu były ukryte w sercu emocje, które ośmielały się właśnie ujawnić w głowie. Szybko zabrał rękę i położył na kierownicy, wokół której zacisnął palce. Poczuł się dosyć niezręcznie, ale to nie bliskość mu przeszkadzała. To burza, która rozszalała się w jego głowie przez dotyk, głos Lamberta i jego przenikliwe spojrzenie. Muzyk nagle poczuł chęć do rozmowy: jeszcze bliższego poznania Lamberta. Byli sami. Nikt nie mógł im teraz przeszkodzić. Był pewien, że już dobrze się poznali. Choć może nie aż tak dobrze? Blondyn nadal nie wiedział, co Adam robił przed programem „American Idol”. Chciał poznać go lepiej, dokładniej. Chciał słuchać. Teatr. Czy spędziłeś w nim całe życie? A co z życiem prywatnym? Uczuciowym? Czy wielu ich było? Ostatnie pytanie wpadło do blond głowy nagle i przykleiło się do pamięci jak rzep do psiego ogona. Jak wiele razy się zakochałeś? Czy była to szczęśliwa miłość? Czy kiedykolwiek uszczęśliwiłeś kogoś... Nie, to absurdalne. O czym ja myślę...! Czy kiedykolwiek...
Coś go rozpraszało. Droga? Adam? Sprawcą dziwnego stanu były ukryte w sercu emocje, które ośmielały się właśnie ujawnić w głowie. Szybko zabrał rękę i położył na kierownicy, wokół której zacisnął palce. Poczuł się dosyć niezręcznie, ale to nie bliskość mu przeszkadzała. To burza, która rozszalała się w jego głowie przez dotyk, głos Lamberta i jego przenikliwe spojrzenie. Muzyk nagle poczuł chęć do rozmowy: jeszcze bliższego poznania Lamberta. Byli sami. Nikt nie mógł im teraz przeszkodzić. Był pewien, że już dobrze się poznali. Choć może nie aż tak dobrze? Blondyn nadal nie wiedział, co Adam robił przed programem „American Idol”. Chciał poznać go lepiej, dokładniej. Chciał słuchać. Teatr. Czy spędziłeś w nim całe życie? A co z życiem prywatnym? Uczuciowym? Czy wielu ich było? Ostatnie pytanie wpadło do blond głowy nagle i przykleiło się do pamięci jak rzep do psiego ogona. Jak wiele razy się zakochałeś? Czy była to szczęśliwa miłość? Czy kiedykolwiek uszczęśliwiłeś kogoś... Nie, to absurdalne. O czym ja myślę...! Czy kiedykolwiek...
-
Uprawiałeś kiedyś seks w samochodzie? - Mruknął, ale dość
głośno, by brunet mógł wyraźnie usłyszeć to pytanie. Lamberta
rozświetlił uśmiech zaskoczenia, który rozszerzał się i
rozszerzał. Tom zerknął na niego i dopiero wtedy uświadomił
sobie, co się stało. - Cholera, powiedziałem to na głos? -
Spytał, by się upewnić, ale brunet nie musiał odpowiadać. Jedno
spojrzenie wystarczyło, by to potwierdzić. Blondyn westchnął.
Wcale tego nie zauważając zwolnił do osiemdziesięciu kilometrów
na godzinę. Teraz to białe Maserati było wyprzedzane przez inne
samochody. W tym czasie Joe wyrzucał sobie w myślach własną
głupotę, jednak było już za późno, by cokolwiek cofnąć. -
Dobra, skoro już padło to pytanie. To może odpowiesz? Oczywiście,
jeśli...
-
Wielokrotnie. - Przerwał mu namiętny ton. Lambert obdarzył go
spojrzeniem, które było inne niż wszystkie pozostałe. Było tak
przenikliwe i wyzywające, że gdy je zobaczył, przeszły go ciarki.
Wstrzymał oddech, starając się nie myśleć o rosnącej
temperaturze własnego ciała.
O
cholera... Gitarzysta nie
potrafił odetchnąć. Wypuszczał powietrze ustami bardzo powoli i
płytko. Jego wyobraźnia zaczęła pracować na zwiększonych
obrotach, podsyłając obrazy nagiego Lamberta, który sprawiał
przyjemność drugiemu ciału bez twarzy w pełni je dominując. Nie
wiedział, dlaczego widzi Lamberta jako samca alfa. Jako przyjaciel
zawsze był tym silniejszym, dającym wsparcie i bezpieczeństwo. A
może jest na odwrót? Może to on... W tym samochodzie...?
-
W tym samochodzie? - Kolejna myśl przestała być myślą. Blondyn
sam już nie wiedział, czy chciał ją wypowiedzieć na głos, czy
nie. Zrobił/ to i tym razem zaczął lękać się odpowiedzi.
-
Nie. - Rzucił Adam rzeczowo. Zastanawiał się, dlaczego ten temat
ciekawi Ratliffa, ale chciał bawić się w tę grę. Odpowiadał
zgodnie z prawdą za każdym razem sprawdzając reakcję przyjaciela.
Z niecierpliwością czekał na następne odważne pytanie.
-
Opowiedz mi. - Rozkazał muzyk, nie potrafiąc utrzymać nad sobą
kontroli. Zacisnął palce na kierownicy, starając się utrzymać
stałą prędkość. W tym momencie ogarnął go już zupełny strach
przed spojrzeniem Adama. Co on sobie o mnie pomyśli? Dlaczego w
ogóle zadałem to pytanie...? Zastanawiał się, ale swoje
zachowanie mógł zrzucić tylko na uśpione dotychczas, a teraz
uaktywnione żądze, które były wywołane nie tylko przez
niedozwoloną prędkość. Temperaturę miała podgrzać
nieprzyzwoita opowieść Adama.
-
Mój poprzedni... Nazwijmy to związkiem. - Brunet zamilkł na
chwilę, by po przełknięciu śliny kontynuować. - Składał się
tylko z wtorkowych wypadów nad jezioro. Ale nie jeździliśmy tam
popływać czy podziwiać nocą gwiazdy. Nawet nie wychodziliśmy z
samochodu. Byliśmy zbyt skupieni na sobie, by dostrzec przestrzeń
wokół nas. A potem wracaliśmy: ja do swojego życia, on do
swojego.
-
Dlaczego? On... Cię nie kochał? - Ratliff zapytał delikatnie. To
pytanie także nie sprawiło wokaliście kłopotu.
-
Drake, on... Nie wierzy w miłość. Krótka po przesłuchaniu do
„Idola...” zrozumiałem, że on nie da mi tego, czego pragnę.
Dlatego odszedłem. Puścił mnie wolno, życząc powodzenia. Przy
ostatnim spotkaniu... To był nasz najostrzejszy seks... - Rzekł,
wspominając w myślach pikantne obrazy. - Był... Taki gorący i
namiętny... - Wymieniał epitety, a wraz z ich ilością zwiększała
się prędkość, z jaką jechali.
Tommy
przestał kontrolować szybkość. Jego stopa bez rozkazu coraz
mocniej dociskała do podłogi pedał gazu. Adam zauważył to, kiedy
przestał bujać w obłokach. Wtedy licznik pokazywał już dwieście
pięćdziesiąt kilometrów na godzinę.
-
Tommy! Hamuj! - Brunet krzyknął, a blondyn natychmiast zareagował
wciśnięciem pedału hamulca, a potem sprzęgła. Zjechał na pas
awaryjny, czując, że temperatura jego ciała skoczyła do niemal
pięćdziesięciu stopni. Choć było to niemożliwe, przeczuwał, że
zaraz wyparuje. Ryk silnika zmniejszył się, a przestrzeń samochodu
zaczął wypełniać przyspieszony oddech Ratliffa. Oparł on
najpierw ręce, a potem głowę na kierownicy sportowego auta, a Adam
wpatrzył się w niego osłupiały.
-
Tommy... Wszystko w porządku? - Spytał Adam zdenerwowanym głosem i
położył dłoń na ramieniu kierowcy.
Tommy Joe tylko się wzdrygnął. Potem jednak spojrzał na dłoń oraz jej właściciela. Jest w porządku... Nie, nie jest w porządku. Nic nie może być w porządku, kiedy jesteś obok, bo... To wszystko to jeden wielki chaos, który ty nieświadomie powiększasz. Ja... Nie wiem, dlaczego tak reaguję, ale wiem, że to przez ciebie. Wiem, że to wszystko dotyczy nas, to coś jest pomiędzy nami i wszystko rujnuje. Adam, ja... Dotknął palcami palców dłoni Adama. Zapragnął ją pogłaskać. To było niewłaściwe. Odrzucił to pragnienie tak jak delikatną dłoń.
Tommy Joe tylko się wzdrygnął. Potem jednak spojrzał na dłoń oraz jej właściciela. Jest w porządku... Nie, nie jest w porządku. Nic nie może być w porządku, kiedy jesteś obok, bo... To wszystko to jeden wielki chaos, który ty nieświadomie powiększasz. Ja... Nie wiem, dlaczego tak reaguję, ale wiem, że to przez ciebie. Wiem, że to wszystko dotyczy nas, to coś jest pomiędzy nami i wszystko rujnuje. Adam, ja... Dotknął palcami palców dłoni Adama. Zapragnął ją pogłaskać. To było niewłaściwe. Odrzucił to pragnienie tak jak delikatną dłoń.
-
Muszę iść się przewietrzyć. Chyba faktycznie przeholowałem z
prędkością. - Stwierdził, siląc się na uśmiech, ale i on
wyszedł mu smętnie i słabo. Nie przekonał nim przyjaciela, który
opuścił auto kilka sekund później i udał się w ślad za
Ratliff'em. Piosenkarz przeszedł szybko odcinek dzielący go od
brązowookiego. Stał on oparty o maskę, miał skrzyżowane ręce i
nogi jakby chciał się zamknąć na cały świat. Lambert stanął
naprzeciwko niego, nie martwiąc się o przejeżdżające obok nich z
zawrotną prędkością samochody.
-
Tommy... - Zaczął, ale czekoladowe oczy nawet na niego nie
spojrzały, choć tak pragnął się z nimi spotkać. Blondyn unikał
go, a on nie wiedział, co jest tego powodem. Bywał skryty, ale
nigdy do tego stopnia. W tej chwili nie wiedział, co powiedzieć.
Pocieszyć? Ale z jakiego powodu? Wytłumaczyć? Ale co wytłumaczyć?
Mógł tylko czekać na jakikolwiek ruch ze strony Tommy'ego Joe,
gdyż bariera, jaką wokół siebie zbudował, nie pozwalała mu
nawet podejść.
-
Zrób coś dla mnie. - Mruknął Tommy, starając się jednak przebić
przez hałas przejeżdżających samochodów. Spojrzał poważnie na
Adama, a w jego oczach przez odwagę przebijał się strach. -
Pocałuj mnie tak jak za pierwszym razem.
-
Za pierwszym razem? - Powtórzył niebieskooki, nie mogąc
sprecyzować, o co chodzi gitarzyście.
-
Pierwszy pierwszy raz. Pamiętasz zakurzony magazyn? Przybiłeś mnie
do szafek. Deski półek wbijały się w moje plecy, a twoje
kolano... Nie pamiętam, które... Było milimetry od mojego krocza.
Wtedy...
-
Wtedy cię zraniłem. - Dokończył Adam. Jego lodowaty ton ugodził
Ratliffa prosto w serce. Gitarzysta podciągnął się na masce i
odbił rękami od auta, by wstać. Reakcja Adama zaskoczyła go, ale
nie mógł spodziewać się innej. - Jak możesz mnie o to prosić?
Dlaczego to robisz? Teraz, kiedy jesteśmy przyjaciółmi, kiedy
obiecałem, że więcej cię nie zranię?! Co to ma być? Jakaś
próba? Ja... Nie! Nie wierzę w to, co właśnie usłyszałem... -
Odwrócił się i przeczesał ręką włosy, robiąc parę kroków
oddalających go od Tommy'ego.
Patrząc na Lamberta, Tommy odczuł wszystkie emocje, które zaczęły właśnie miotać jego przyjacielem. Zaszkliły mu się oczy, ale to nie rozrzucający jego włosy na wszystkie strony wiatr to spowodował. To jego serce właśnie poczuło się winne za słowa które właśnie wypowiedział. Nie potrafił już go kontrolować. Serce zaczęło kontrolować umysł, przesyłając uczucia, których nigdy nie nosił w sobie w takim stopniu. Próbował jeszcze walczyć. I jak ta walka się kończyła? Ranił człowieka, który stał się dla niego bliższy niż ludzie, którzy go wychowali oraz siostra. Dla niego wyjechał wcześniej z Sacramento. A teraz próbując nad sobą zapanować, próbując osłabić to przyciąganie, którego źródłem był Adam, ranił siebie i jego. Miał nadzieję, że ten pocałunek go osłabi, sprawi, że poczuje gniew i niechęć do człowieka, który stał przed nim. Brunet nie tylko odmówił, wzbudzając przy tym jeszcze większe zaufanie Ratliff'a, ale i oburzył się z powodu tej prośby, czym utwierdził blondyna w przekonaniu, że jego bliskość i wsparcie jest cenniejsze niż wszystko, o co muzyk do tej pory walczył. Teraz Adam wpatrywał się w przejeżdżające samochody, chcąc zrozumieć, co w chwilach takich jak ta kieruje jego przyjacielem, ukochanym. Trzymał ręce w kieszeniach, próbując wsłuchać się w szum samochodów. Zamknął oczy. W tej chwili poczuł oplatające go nieśmiało ręce oraz przytulające się do jego pleców ciało.
Patrząc na Lamberta, Tommy odczuł wszystkie emocje, które zaczęły właśnie miotać jego przyjacielem. Zaszkliły mu się oczy, ale to nie rozrzucający jego włosy na wszystkie strony wiatr to spowodował. To jego serce właśnie poczuło się winne za słowa które właśnie wypowiedział. Nie potrafił już go kontrolować. Serce zaczęło kontrolować umysł, przesyłając uczucia, których nigdy nie nosił w sobie w takim stopniu. Próbował jeszcze walczyć. I jak ta walka się kończyła? Ranił człowieka, który stał się dla niego bliższy niż ludzie, którzy go wychowali oraz siostra. Dla niego wyjechał wcześniej z Sacramento. A teraz próbując nad sobą zapanować, próbując osłabić to przyciąganie, którego źródłem był Adam, ranił siebie i jego. Miał nadzieję, że ten pocałunek go osłabi, sprawi, że poczuje gniew i niechęć do człowieka, który stał przed nim. Brunet nie tylko odmówił, wzbudzając przy tym jeszcze większe zaufanie Ratliff'a, ale i oburzył się z powodu tej prośby, czym utwierdził blondyna w przekonaniu, że jego bliskość i wsparcie jest cenniejsze niż wszystko, o co muzyk do tej pory walczył. Teraz Adam wpatrywał się w przejeżdżające samochody, chcąc zrozumieć, co w chwilach takich jak ta kieruje jego przyjacielem, ukochanym. Trzymał ręce w kieszeniach, próbując wsłuchać się w szum samochodów. Zamknął oczy. W tej chwili poczuł oplatające go nieśmiało ręce oraz przytulające się do jego pleców ciało.
-
Przepraszam. Przepraszam, zapomnij o tym, co powiedziałem. Ja...
-
Nie mów już nic. - Rzekł, próbując nie poddać się kojącemu
tonowi i porażającej bliskości Ratliffa. Prośba, jaką usłyszał,
ukuła go zbyt mocno, by teraz mógł o niej zapomnieć. Odwrócił
się, zdejmując obce ręce ze swojego brzucha. Ujrzał zaszklone
oczy, które łamały mu serce. Dlatego przykrył dłońmi blade
policzki, na których pojawiły się właśnie łzy. Starł je
palcami. - Nie wiem, dlaczego o to poprosiłeś, ale nie chcę tego
wiedzieć. Nie wracajmy już do tego. Po prostu... Jedźmy do
Burbanku. Tym razem to ja poprowadzę. - Oznajmił twardo i zabrał
ręce. Minął przyjaciela i skierował się w stronę auta, by po
chwili zająć miejsce kierowcy i czekać, aż Tommy zajmie miejsce
obok niego. Wpatrywał się chwilę w sylwetkę o spuszczonej głowie,
ale nie mógł tak długo. Żałował, że potraktował Toma w ten
sposób, ale nie umiał inaczej. Musisz w końcu zrozumieć. Nie
jesteś mi obojętny. I wiem, że ja też nie jestem obojętny tobie.
Chociaż próbujesz mnie odtrącić. Chociaż próbujesz mnie namówić
do czynów, przez które mógłbyś mnie znienawidzić i osłabić
to, co się w tobie rodzi. Kocham cię. Właśnie dlatego nie pozwolę
ci mnie odtrącić. Nie zrobię nic głupiego. Może wtedy
zrozumiesz, że to, co czujesz, to miłość. Podjechał wolno
kilka metrów naprzód i zatrzymał się tuż przed Tommy'm Joe. Ten
odwrócił głowę i pospieszył, by wsiąść do samochodu.
Do
samego Burbanku Tommy Joe milczał. Nie chciał jeszcze bardziej
zepsuć ich wspólnej relacji. Kilka razy powstrzymał się od tego w
ostatniej sekundzie. Adam bowiem prowadził auto z takim samym
zacięciem jak on wcześniej. Pędził z podobną prędkością, co
brązowooki, a w pewnym momencie przekroczył ją, osiągając
prędkość, jakiej gitarzysta nigdy nie ważył się przekroczyć.
Może to była nauczka dla Ratliffa, a może tak duża prędkość
wynikła ze zdenerwowania kierowcy – pewne było, że Tommy bał
się teraz tak samo jak Adam wcześniej. Bał się o swoje życie i
zrzucał na siebie winę za trzykrotnie przekroczoną prędkość
dozwoloną na autostradzie. Lambert jednak był bardzo skupiony na
jeździe, a w jego ruchach można było rozpoznać ostrożność.
Tylko to powstrzymało Tommy'ego Joe od komentarzy.
Po
kilku godzinach parze mężczyzn podróżujących śnieżnobiałym
Maserati ukazało się miasto o niewielu wieżowcach, a potem po
długim kluczeniu w jego środku znajoma ulica. Tommy Joe spodziewał
się, że zaparkują na nigdy nieużywanym przez niego podziemnym
parkingu. Blondyn nie posiadał samochodu. Nigdy więc nie zjeżdżał
na to piętro, którego po prostu się bał. Odkąd zaczęli używać
parkingu obawy zniknęły. Był to zwyczajny parking ze zwyczajnymi
samochodami. Oczywiście do czasu, gdy nie zaparkował tam Lambert.
Tym
razem Adam nie zjechał na drogę wiodącą do podziemia budynku, w
którym mieszkali. Zamiast tego wjechał na kawałek chodnika tuż
przed głównym wejściem do szarego bloku, a kiedy zatrzymał
samochód, włączył światła awaryjne, nie gasząc silnika. Tommy
z niemym zaskoczeniem obserwował jego poczynania. Dopiero, kiedy
jego przyjaciel spojrzał na niego, zareagował.
-
Nie jedziemy na parking? - Zapytał, patrząc w zmęczone niebieskie
oczy.
- Nie tym razem, Tommy. Wysadzę cię tutaj, ja chciałbym jeszcze gdzieś jechać.
-
Myślałem, że wrócisz ze mną do domu. To przeze mnie, tak? Adam,
proszę...
-
Tommy, przestań. - Przerwał mu Adam, ponownie dostrzegając nutę
żalu w brązowych oczach. - Chcę jechać do San Diego. Obiecałem
mamie, że wpadnę, jak wrócę z Sacramento. Chcę to zrobić teraz.
- Wytłumaczył z przepraszającym uśmiechem.
-
Ale wrócisz, prawda? Nie wyprowadzasz się? - Upewnił się Ratliff,
nachylając w stronę Adama. Musiał być pewien tego, że Lambert
nie opuszcza go na zawsze i że nie wyjeżdża z powodu słów, które
padły w drodze.
Słysząc
te pytania, Adam szczerze się roześmiał. Także zbliżył się do
chłopaka i obdarzył całusem, który nie skończył się tak
szybko. Tommy – pragnący tej bliskości od samego wyjazdu z
rodzinnego domu – uchwycił wokalistę za dekolt T-shirtu i
przyciągnął do siebie. Pochłaniał usta Lamberta z chciwością.
By oddać pieszczoty, posłużył się językiem. Ocierał nim o
język Lamberta, wywołując intensywne wibracje. Adam pod tym
wpływem przyciągnął mężczyznę jeszcze bardziej do siebie.
Gałka biegów zaczęła im wyraźnie przeszkadzać, kiedy drżące
palce mężczyzn zaczęły wzajemnie błądzić po torsach i plecach.
To Tommy jako pierwszy został pozbawiony tchu. Oparł czoło o czoło
Adama i zaczerpnął powietrza.
-
Cholera, musimy częściej się kłócić... - Stwierdził piosenkarz
pod wrażeniem pocałunku. Uśmiechnął się, wzdychając. Tommy
także się uśmiechnął, jednak na myśl przyszły mu inne słowa,
które tkwiły w jego głowie od chwili zajęcia miejsca pasażera w
białym sportowym samochodzie.
-
Przepraszam cię, Adam. Przepraszam za to, co powiedziałem. Za
wszystko. Ostatnio nie jestem sobą. Nie wiem, co się ze mną
dzieje. Mam jakieś dziwne odczucia i myślę o tym, o czym nie
powinienem. Myślę... Jestem pewien, że ma to jakiś związek z
tobą, ale wiem, że to nie twoja wina. To, co się zdarzyło... To
potwierdzenie tego, że cały czas się lękam i próbuję cię
odepchnąć, zmuszając cię do rzeczy, które zranią nas obu. A z
drugiej strony chcę twojej obecności w moim życiu... Może dlatego
tracę nad nim kontrolę. - Mamrotał pod nosem, tłumacząc wszystko
tak szybko, jak tylko mógł. Nie chciał pozwolić, by Adam ponownie
mu przerwał. Nie wydawało się jednak, by Lambert chciał cokolwiek
powiedzieć. Po prostu słuchał, bawiąc się długimi kosmykami
włosów Ratliffa. Przemówił dopiero, kiedy jego ukochany skończył
swój monolog.
-
To twoje bariery, Tom. - Odparł tajemniczo i odkleił się od niego,
by móc spojrzeć w oczy, w których odbijał się brak zrozumienia.
- One topnieją. Może warto by było stracić tę kontrolę, by się
przekonać, co naprawdę czujesz. Co czuje twoje serce nieograniczone
działaniem umysłu. Wybacz, że nie pomogę ci zanieść tych
wszystkich tobołków na górę, ale im wcześniej wyjadę, tym
wcześniej wrócę do ciebie. - Zakończył, kierując odpowiedź w
stronę poprzedniego pytania blondyna.
Tommy Joe wpatrywał się w niego odważnie, ważąc w głowie każde usłyszane słowo. Otworzył usta przy ostatnim zdaniu. Wtedy wróciła mu nadzieja. Wrócisz? Wrócisz do mnie mimo tego wszystkiego? Podniósł dłoń i ostrożnie zbliżył ją do szorstkiego od zarostu policzka Adama. Nie wiedział, co powiedzieć. Powiódł wzrokiem po przystojnej twarzy i zatrzymał się na ustach, które czekały na jakikolwiek ruch. Dotknął ich. Dwoma palcami obrysował kontur dolnej wargi. Zauważył, że Lambert zamknął oczy pod wpływem tego dotyku. Chce stracić tę kontrolę, ale tylko w twoim towarzystwie. Pomożesz mi się uwolnić? Pomóż mi, inaczej moje serce już na zawsze pozostanie więzione przez umysł. Tylko ty jesteś w stanie to zrobić, dlatego poczekam na ciebie. Nie mam dużo czasu, ale jeszcze jestem w stanie poczekać.
Tommy Joe wpatrywał się w niego odważnie, ważąc w głowie każde usłyszane słowo. Otworzył usta przy ostatnim zdaniu. Wtedy wróciła mu nadzieja. Wrócisz? Wrócisz do mnie mimo tego wszystkiego? Podniósł dłoń i ostrożnie zbliżył ją do szorstkiego od zarostu policzka Adama. Nie wiedział, co powiedzieć. Powiódł wzrokiem po przystojnej twarzy i zatrzymał się na ustach, które czekały na jakikolwiek ruch. Dotknął ich. Dwoma palcami obrysował kontur dolnej wargi. Zauważył, że Lambert zamknął oczy pod wpływem tego dotyku. Chce stracić tę kontrolę, ale tylko w twoim towarzystwie. Pomożesz mi się uwolnić? Pomóż mi, inaczej moje serce już na zawsze pozostanie więzione przez umysł. Tylko ty jesteś w stanie to zrobić, dlatego poczekam na ciebie. Nie mam dużo czasu, ale jeszcze jestem w stanie poczekać.
-
Poczekam. Ale najpierw daj mi wszystko, co zdołam wnieść na górę.
- Z trudem powstrzymał się od następnego pocałunku. Zabrał rękę
i cofnął się aż do drzwi. Magia chwili bezpowrotnie uleciała, a
między mężczyznami ponownie wytworzyła się przyjacielska
relacja. Adam z żalem zaakceptował powrót do normalnego tonu po
szeptanej rozmowie. Jednak już dawno pogodził się z
nienaruszaniem granic. Sam musiał siebie kontrolować, więc nie
dziwił się Tommy'emu. Pewnego dnia oboje się jej pozbawią.
Pewnego dnia.
Tommy
przyjął podane mu torby, w których były przygotowane przez jego
ciotkę smakołyki oraz poukładane ciuchy należące do niego i
Adama. Nie wziął jednak wszystkiego. Lambert zapewnił, że reszta
może poczekać tę parę godzin i zadeklarował się wnieść te
pozostałości do mieszkania własnoręcznie. Blondyn nie poszedł
jednak do domu od razu. Ułożył torby na chodniku, by popatrzeć,
jak białe Maserati odjeżdża. Nie odszedł, kiedy zniknęło za
rogiem. Stał jeszcze parę minut, wpatrując się w asfalt i
przekonywał siebie, że gdyby to on prowadził do samego Burbanku,
nie pozwoliłby Lambertowi jechać do San Diego. Zabrałbym ci
kluczyki, a ty poszedłbyś po nie do samego mieszkania. Ze mną.
Wtedy... Właśnie wtedy chciałbym stracić kontrolę. Wtedy
moglibyśmy stracić ją oboje.