Kochani!
Już nie proszę, teraz żądam komentarzy, gdyż... Moja własna
wena mnie zdumiała i nieskromnie oceniam nr 67 za majstersztyk. A
żeby nie było, że jestem naiwną ignorantką zakochaną tylko w
Adamie Lambercie i Adommy, to mam dla was taki mały dodatek pod
rozdziałem. Czytajcie i się zachwycajcie :P
Rozdział
67
Tylko
z tobą
Zimno.
Twardo. Niewygodnie. Tommy'emu nie przeszkadzały takie szczegóły.
Spał potulnie przy łóżku Adama, kiedy ten z jękiem przewrócił
się z boku na plecy. Ruch zastałych kości wywołał mrowienie, ale
było ono tylko lekkim łaskotaniem w porównaniu z dającym o sobie
znać kacem. Ból rozsadzał czaszkę Lamberta, który tej nocy
przeholował z drinkami.
Złapał
się za głowę i głośno jęknął. Otworzył oczy w chwili, kiedy
do życia zaczął wracać Tommy Joe – zdezorientowany i zaspany,
nadal zmęczony, ale zdolny do trzeźwego myślenia. Jako pierwsza
doszła do niego informacja o miejscu, w którym się znajduje.
Ciemne kolory ścian przyzwyczajały oczy do światła dnia powoli, a
blondyn dodatkowo dbał o to, by nie wykonywać gwałtownych ruchów.
Miał nadzieję, że zmniejszy to brutalne objawy kaca. Jego wzrok
padł na Adama, który tępo patrzył w jego stronę.
Lambert
zdumiony był obecnością przyjaciela, ale nie miał siły pytać,
co on tutaj i w takiej pozycji robi. To spojrzenie wywołało pewną
niezręczność. Ratliff wstał. Poprawiając sobie szlafrok, zadrżał
– było mu zimno. Próbował unikać spojrzenia niebieskich oczu i
robił to skutecznie. Jednak sytuacja wymagała jakichś słów –
choćby banalnych.
-
Na stoliku masz tabletkę na ból głowy. Mnie to zawsze pomaga. -
Zwrócił uwagę Adama na rzeczy położone na serwetce. Chciał
wykorzystać ten moment na ucieczkę.
-
Poczekaj. - Poprosił Adam zachrypniętym głosem. Usiadł na łóżku,
by połknąć swoje lekarstwo. Łóżko zaskrzypiało, kiedy uniósł
się na nim, by usiąść przy samej ścianie.
Ratliff
zatrzymał się, spuścił głowę ze zrezygnowaniem, po czym bardzo
niechętnie odwrócił. Zobaczył zapraszający gest przyjaciela:
odkrył on koc, chcąc, by blondyn spoczął przy nim. Muzyk wahał
się. Zastanawiał się, do czego brunet zmierza. Nie mam siły na
rozmowy. Nie teraz, nie o dzisiejszej nocy. Jestem zmęczony...
Przetarł oczy, idąc w stronę łóżka. Jego ciało ciężko
spoczęło na materacu. Tak, jak umysł, nie było gotowe na
jakikolwiek przekaz informacji.
-
Wyglądasz na wykończonego. - Zaczął Adam niepewnie. Co
powiedzieć? Jak zacząć? Jak delikatnie spytać się o to, co się
wydarzyło? Czy to wszystko przeze mnie? A może chciałeś tylko
spróbować. Jeden raz. Przecież jesteś... Wolny.
-
Jestem... Zmęczony. - Ziewnął przeciągle. Powieki same mu opadały
na oczy, domagając się snu. - I ty chyba też. - Dopowiedział
bezsilnie. Skupiał wzrok na pościeli choć trudno było obserwować
cokolwiek, kiedy oczy zachodzą senną mgłą. Chcę spać.
Godzinkę, może dwie. Chcę moje łóżko.
-
Muszę cię o coś spytać. - Adam przeszedł do rzeczy. Chciał tym
krótkim wstępem od razu przejść do sedna sprawy, ale Joe
zatrzymał go jednym gestem. Wokalista poczuł na wierzchu swojej
dłoni palce Ratliffa. Zamilkł, by Tommy powiedział to, co
najwidoczniej było ważniejsze ni jakieś pytanie.
-
Potem, Adam. Proszę... Teraz nie jestem w stanie trzeźwo myśleć.
W ogóle... Myśleć. Możemy wrócić do tego... Potem? - Nalegał z
przerwami na ziewanie. Słaby głos cichł w końcówkach zdań.
Tommy zamknął oczy na dłużej, by dać im choć namiastkę snu.
Wyczuł jak Adam chwyta jego dłoń i zaczyna delikatnie głaskać
palcami. Nawet ten gest tulił do go snu.
-
Dobrze. Wrócimy do tego. Poczekam. - Oczywiście, że poczekam.
Wypuścił z rąk kościstą dłoń, a Tommy z wysiłkiem wstał,
opuścił pokój i udał się do swojej sypialni, gdzie szybko
zakopał się w puszystej pościeli. To był jego raj, w którym
regenerował siły. Adam musiał na niego poczekać.
***
Obudziłeś
się już? Może jeszcze śpisz? A może tylko przede mną usiekasz,
udając to wszystko... Pasek od
szlafroka wlókł się po podłodze. Adam owinięty puszystym
meszkiem zza długimi rękawami zmierzał bezszelestnie do sypialni
swojego ukochanego. Odświeżony i rześki miał nadzieję, że
śniadanie w łóżku przełamie lody.
Tom
spał w ulubionej pozycji: na brzuchu, z jedną ręką przy ciele, a
drugą na poduszce, którą nieświadomie ściskał. Adam usiadł po
tej stronie łóżka, którą zazwyczaj zwykł zajmować. Z troską
odgarnął muzykowi włosy z twarzy i westchnął smutno. Musimy
porozmawiać. Musisz mi opowiedzieć, co się wczoraj stało. Chcę
wiedzieć, co cię łączy z mężczyzną, którego obraz cały czas
tkwi w mojej głowie. Zwłaszcza, że to jedyny, jaki jestem w stanie
sobie przypomnieć...
-
Tommy. - Spróbował delikatnie zbudzić Ratliffa. - Obudź się,
proszę. - Rzekł półgłosem. Niebieskie oczy zarejestrowały
nieznaczny ruch: dłoń zwolniła uścisk, oczy już nie były
zaciśnięte.
Nie
obudził się. Nie spał już od godziny, ale dawał jeszcze odpocząć
swoim oczom, chroniąc je przed światłem dnia. Skrywał je pod
powiekami, udając, że śpi. Nie mógł dłużej czekać.
Przyszedł do mnie i czeka, aż się obudzę. Nie chcę rozmawiać.
Nie chcę O TYM rozmawiać. Ty już wszystko sobie dopowiedziałeś.
Spróbować? Jeszcze raz spróbować mu wytłumaczyć? Nie, to nic
nie da... Ale... Ech, trzy, dwa, jeden...
-
Wcale nie śpię. Chyba już od godziny, nie liczyłem. - Tommy Joe
ziewnął, przewrócił się na wznak i wyprostował. Usiadł na
łóżku, a pościel opadła z nagiej klatki piersiowej. Zadrżał.
Brązowe oczy ujrzały rzeczywistość, a w niej położone na nocnym
stoliku obok niego, przygotowane na nigdy nie używanej drewnianej
tacy, śniadanie: głównie resztki przywiezionych z Sacramento
smakołyków ciotki Klary, ale były też pokrojone ogórki i
pomidory oraz kawa, której zapach kusił zbyt mocno. Blondyn
odetchnął jej wonią, ale wiedział, że jeszcze na nią nie
zasłużył. Czekała go jeszcze konfrontacja z Adamem.
-
Chciałeś odwlec naszą rozmowę? Uciec?
-
Tak. Nie. Tak! Chciałem uciec. Ale wiem, że nawet, jeśli bym
spróbował, dopadłbyś mnie w mojej głowie. Na jedno wychodzi:
ucieczka... Po prostu nie ma sensu. - Zapach kawy nie dawał muzykowi
spokoju. Złapał za uszko kubka i spojrzał na czarną ciecz będącą
jego zawartością. Kilka godzin temu byłeś na mnie wściekły,
a teraz przychodzisz do mnie ze śniadaniem – czemu? - Zrobiłeś
mi śniadanie? Dlaczego? - Uniósł brwi i wychylił zawartość
ceramicznego naczynia do ust. Napój natychmiast pobudził go do
życia.
-
Pilnowałeś mnie całą noc. Dlaczego? - Adam odbił pałeczkę, ale
jego ton był zbyt niski. Zbyt chłodny i niski, zbyt bezwzględny.
Tommy nie odważył się odpowiedzieć. Przełknął ślinę zbyt
głośno – jakby próbował przełknąć to pytanie. Wzruszył
ramionami.
-
To nie jest pytanie, które chciałeś mi zadać, kiedy obudziłem
się przy tobie, prawda? Przetarł dłonią oczy, a potem całą
twarz. Ziewnął. Drugą dłonią wciąż podpierał się o łóżko.
Nie widział Adama, ale czuł na sobie jego baczny wzrok. - To
dziwne. - Wypuścił całe powietrze z ust, by zaczerpnąć świeżego,
a razem z nim wchłonąć energię potrzebną do kontynuowania
wypowiedzi. - Próbowałem to odwlec. Przygotować sobie jakąś
odpowiedź, spróbowałem opowiedzieć sobie w myślach o tym, co się
wczoraj stało. I nadal czuję pustkę. Nadal nie wiem, co ci
powiedzieć. - Spróbował wstać, ale Adam złapał go za rękę.
Muzyk zastygł w bezruchu, wyczuwając przyspieszony puls.
-
Powiedz mi, co zaszło między tobą a tamtym facetem. - Rzekł
Lambert spokojnie. Po dłuższym milczeniu Ratliffa powtórzył. -
Tommy, dlaczego poszedłeś z nim do dark-roomu?! - Jego głos
zadrżał, ale to Tommy'emu zaszkliły się oczy. Wnętrze blondyna
buntowało się. Umysł kazał mu wyszarpnąć rękę, a z gardła
wydobył się krzyk.
-
Dlaczego o to pytasz?! Przecież wiesz! Przecież już wszystko sobie
dośpiewałeś! Dokończyłeś tę historię za mnie i wyrzuciłeś w
twarz! Tak właśnie wygląda twoje zaufanie! - Wyrzucił mu,
intensywnie gestykulując. Złapał za szlafrok leżący obok łóżka
i wciągnął go na siebie. Sięgnął do klamki drzwi, ale nim palce
zetknęły się z surowym metalem, Adam zamknął odrzwia jednym
mocnym pchnięciem. Zatrzasnęły się z hukiem.
-
Ale ja właśnie nie wiem, co wtedy powiedziałem! Wszystko, co
pamiętam z tej nocy to ciebie w moich ramionach, a potem... W Jego.
- Przy końcu wyrzutu głos wokalisty ucichł. Spojrzał na Ratliffa,
który lustrował go wzrokiem. Tom był zaskoczony, ale ta emocja
znikła, gdy dotarło do niego, jak pijany wrócił do domu Adam. I
wtedy... Zdecydował się podzielić z nim wszystkim, co czuł od
momentu, kiedy się rozdzielili.
Trzymali
się za ręce odkąd Tommy chwycił miękką dłoń i zaprowadził
Adama do łóżka. Siedzieli na nim jeden słuchając drugiego.
Blondyn patrzył na kubek kawy, której nadal pragnął jak niczego
na świecie, ale wiedział, że nie może jej jeszcze wypić. Nie,
póki nie wyjaśnią sobie kolejnej rzeczy, która ich podzieliła.
Tym razem to Tommy musiał się tłumaczyć, ale z każdym następnym
zdaniem supeł na gardle Ratliffa uciskał coraz mniej, a głaz na
sercu Adama rozkruszał się. Historia jednego wspomnienia,
zamazanego obrazu dwóch całujących się w ciemności mężczyzn
zyskiwała nowe światło.
-
...nie wiedziałem, gdzie mnie prowadzi. Myślałem, że chce pogadać
czy coś. Nie wiedziałem, że... Miejsca takie jak tamto widziałem
tylko... Na filmach! Nim zorientowałem się, gdzie jestem, on...
-
Proszę, pomiń ten fragment. Nie wiem, czy chcę tego słuchać.
Sama myśl o tym, że dotykał cię inny mężczyzna... - Adam nie
chciał dokończyć. Spojrzał na muzyka, którego oblał rumieniec.
Chłopak wyglądał z nim uroczo. Lambert wiedział, że nie powinien
tego mówić. Powtarzanie sobie „on nie jest mój” nic nie
pomagało. Był zazdrosny i nie mógł nic na to poradzić. To była
część jego miłości. Runął jak długi na łóżko i zamknął
oczy. Chciał tak uniknąć kary za wypowiedziane słowa. -
Przepraszam, ja... Nie powinienem tego mówić. - Przeczesał palcami
świeżo umyte, nie do końca suche jeszcze włosy. Ich chłód bijał
temperaturę w gotujących się dłoniach.
-
Dlaczego? - Tommy'ego zaciekawiły te słowa. Dotyczyły go. Chciał
wiedzieć, co Adam ma na myśli. Co myśli na temat jego w ramionach
innego. Przecież mnie kochasz. Musiałeś być zazdrosny.
Zazdrość aż paliła cię od środka. Mogę się o to założyć.
Pomyślał z uśmiechem. Dosiadł Lamberta i pochylił się nad nim,
by zmusić go do odpowiedzi. - Byłeś zazdrosny? - Zamruczał
figlarnie, ale jego humor nie udzielił się Lambertowi. Ten otworzył
oczy. Zaczął się podnosić – zmusił tym samym tekściarza do
zajęcia miejsca na jego udach. Mina piosenkarza była zafrasowana.
-
Byłem zazdrosny. - Przyznał szczerze. - A nie powinienem być!
Powinienem pozwolić ci robić, co chcesz i z kim chcesz. A mimo
to... Byłem na ciebie wściekły, chorobliwie zazdrosny. Tak
zazdrosny, że chciałem zrobić tamtemu mężczyźnie krzywdę
albo... Ale nie powinienem. Tommy, mógłbyś mieć każdego: każdą
kobietę i każdego mężczyznę. A masz mnie moją głupią
zazdrością... Z głupią miłością... - Żalił się, patrząc na
odkryty tors blondyna. Gładka skóra nie miała na sobie żadnego
włoska. Nie potrafił teraz spojrzeć w cudowne brązowe oczy.
Poniżał się, próbując rozumieć, dlaczego to właśnie jego
Tommy wybrał. Dlaczego Tommy aż tak mu zaufał, a on teraz zawodzi
to zaufanie. Nagle przestał mówić. To Joe uciszył go jednym
gestem.
-
Shhh... - Szepnął, kładąc na poruszających się ustach
wskazujący palec. Usłyszał aż za dużo. Adam wątpił w samego
siebie; nie chciał uczucia, które nim zawładnęło. Uczucie to
było zdaniem Ratliffa piękne. Nie znał tej strony miłości dopóki
Adam mu jej nie pokazał. Jeszcze kiedyś sam chciał poczuć tę
legendarną miłość, o której wszyscy wciąż mówią. W tej
chwili znów jej zapragnął i nie wierzył, że Adam chce ją wyssać
z siebie jak truciznę jadowitego węża. - Ja. Nie chcę. Nikogo
Innego. - Wyznał, patrząc prosto w niebieskie oczy. - Chcę tylko
ciebie, rozumiesz?
-
Tommy... Ty wtedy... Kiedy całował cię ten... - Nie mógł
przypomnieć sobie jego imienia. Przypomniał mu Tommy i zrobił to
za pomocą lodowatego tonu.
-
Jason.
-
Chciałeś być z nim? Czułeś... Pożądanie? - Wydukał Adam
nieśmiało. Objął chłopaka za biodra, wsuwając ręce pod
szlafrok. Przybliżył go do siebie, by nie spadł.
Czy
czułem pożądanie? Do Jasona? Do przystojnego blondyna o długich
włosach? Tam, w tej ciemności? Pośród nagich ciał? Pośród
ludzi dających sobie rozkosz? Kiedy zapytałeś mnie: „Tommy, co
ty robisz?”. Spojrzał w dal
poza ramieniem bruneta i przypomniał sobie tamto wydarzenie. Płonące
usta i gorącą atmosferę; szum w głowie i jedno zdanie bez
odpowiedzi.
-
Nie. Wtedy zastanawiałem się tylko, gdzie jesteś i dlaczego nie ma
cię przy mnie. - Wyzna poważnie po ponownym zagłębieniu się w
niebieskich oczach. Przygarnął Adam do siebie i przytulił, ale
jego ciałem wstrząsnęły dopiero następne słowa.
-
Kocham cię, Tommy. - Wyszeptał Adam, delektując się bliskością
ukochanego.
A
więc myślałeś o mnie. Tylko o mnie. Chciałeś być ze mną.
Chciałeś, bym cię znalazł. Nie powinienem był cię zostawiać.
Nie powinienem cię oskarżać. Nie sądziłem, że kiedykolwiek
będziesz chciał być tylko ze mną. Chcesz, żebym był przy tobie
i to nie jest żaden egoizm. Martwiłeś się o mnie w klubie.
Czuwałeś przy mnie całą noc. A teraz... Tommy, kocham cię.
Kocham cię najbardziej na świecie. Chcę być przy tobie. Już
nigdy cię nie zostawię. Chcę być tylko twój, a ty... Tommy?
Tommy
zadrżał, ale nie był to jednorazowy dreszcz. Adam wyznał mu
miłość już nie pierwszy raz, ale po raz pierwszy te słowa
dotarły aż do serca Ratliffa, które zaczęło topnieć. Lód
znikał, wprawiając w drżenie całe drobne ciało i wydzielał się
w postaci łez. Tommy płakał i nie wiedział, dlaczego. Chcę
być tylko z tobą... Nie chcę nikogo innego. Nie chcę Jasona i
innych mężczyzn. Nie chcę Carmen. Nie chcę kobiet. Chcę tylko
ciebie, bo nie mógłbym... Nie potrafiłbym cię zdradzić...
-
Tommy?
-
Co?! - Wydukał przez łzy.
-
Dlaczego płaczesz? Kochanie? - Adam zaniepokoił się. Joe drżał w
jego ramionach. Zanosił się od niemego płaczu. Lambert spojrzał w
zapłakaną twarz i zmartwił się. Z kącików oczu jego anioła
płynęły obfite łzy.
-
Ja... Nie wiem, Adam. Ja... Wtedy z Jasonem... Wziął oddech, ale to
nic nie pomogło. Adam zmarszczył brwi – pomyślał, że
brązowooki ukrywa przed nim coś jeszcze – coś złego; coś, co
go zrani. - Ja nie potrafiłbym cię zdradzić. Nie chciałem z nim
tego robić! I nie chcę robić z nikim innym! Tylko przy tobie czuję
się bezpieczny, Adam. Gdy z nim tańczyłem... - Otarł łzy rękawem
szlafroka. Przypominał dziecko, które pierwszy raz spadło z roweru
po odkręceniu tylnych kółek. - Spróbował mnie dotknąć.
Spróbował... Zejść niżej. A ja poczułem strach. Poczułem się
jak wtedy, gdy byłem małym chłopcem, gdy... - Zamilkł, kiedy
poczuł dłoń na swoim policzku. Brązowe oczy wpatrywały się w
niebieskie, które zbliżały się i zbliżały. Słodki pocałunek
zatrzymał słone łzy. Adam scałował je wszystkie.
-
Zamknij oczy.
Tommy
wykonał polecenie Adama. Po chwili poczuł chłodny podmuch pod
oczami. To Lambert osuszał swoim oddechem jego rzęsy i policzki.
Poczuł ulgę, a uśmiech wracał na naturalnie blade oblicze.
-
Teraz mi zimno! - Pożalił się żartobliwie. Tylko ty w mgnieniu
oka możesz zmienić mój nastrój. Tylko ty sprawiasz, że mogę się
ze śmiechu rozpłakać oraz że z mego smutku zrodzi się radość.
Nadal
miał zamknięte oczy. Mógł tylko czuć. Inne zmysły wyostrzały
się dość szybko. Adam rozbierał go. Czyżby to miało pomóc w
zwalczaniu zimna? Tak, Adam chciał rozpalić chłopaka. Całował
jego klatkę piersiową. Posuwał się wzdłuż mostka. Tommy poczuł
coś w brzuchu: jakieś drobinki rozsypujące się po ciele,
łaskoczące jego wnętrze, kiedy Adam drażnił językiem i wargami
jego lewy sutek.
-
O-och... - Wyprostował się, nie mogąc usiedzieć w miejscu.
Spojrzał na Lamberta i wplótł palce w jego puszyste włosy, kiedy
ten odkleił się od jego ciała. Niebieskie oczy spojrzały na niego
z oddaniem, kiedy silne ręce spłynęły na drobne pośladki
Ratliffa i pociągnęły w dół białe bokserki, ukazując silny
wzwód blondyna.
-
To twoja wina, wiesz? - Zamruczał, gładząc palcami policzek.
-
Moja? Hmm... I co teraz? - Spytał Lambert z uśmiechem. Silny wzwód
Ratliffa dekoncentrował go do tego stopnia, że piosenkarz kolejny
raz spojrzał na ponętne przyrodzenie. I, podniecony, zapragnął
się nim zająć.
-
Jest wina, musi być też kara, nie uważasz?
-
Ukarzesz mnie? - Spytał brunet z niedowierzaniem, kiedy Tommy
skutecznie zwrócił jego twarz ku swojej. Niski seksowny ton
kochanka drażnił zmysły Lamberta.
-
Czytasz mi w myślach, kochanie...
Mówiąc
to, Tommy Joe pchnął swojego kochanka na łóżko. Adam położył
się swobodnie, ale Tommy nadal się zbliżał. Przybliżał swą
męskość do oblizujących się ust – jedno pragnęło drugiego.
Oboje byli zafascynowani. Oboje czuli, że to coś nowego. Adam był
zniewalany – ręce zablokowane za głową i przybite do łóżka
przez kajdany z dłoni Tommy'ego Joe nie mogły wykonać ruchu. Tommy
czuł wolność – mówił, czego chce i dostawał to; pragnął sam
dać coś od siebie i oddawał to Adamowi chełpiąc się własną
odwagą. Tu nie chodziło już o zwalczanie strachu, ale o
pokonywanie granic, przekraczanie własnych możliwości i
sprawdzanie, do czego mogą się jeszcze razem posunąć. Mieli tylko
siebie i nie chcieli nikogo innego.
!
! ! ! ! ! ! ! ! ! ! ! ! ! ! ! CIEKAWOSTKA ! ! ! ! ! ! ! ! ! ! ! ! ! !
! ! ! ! ! ! !
Pamiętasz
fragment, w którym Adam „osuszał” twarz Tommy'ego z łez?
Inspirowany jest serią francuskich filmów kostiumowych „Markiza
Angelika” (4 części) z olśniewającą Michèle Mercier. To
romans oczywiście – bardzo stary i bardzo warty obejrzenia.
Polecam, bo uwielbiam jak czekoladę!