Jestem
szybka, co nie? Serio, nie spodziewałam się, że tak szybko to na
piszę. Temat odcinka skojarzył mi się z piosenką Igora Herbuta
(zespół LomON) „(Wkręceni) Nie ufaj mi” i stąd tytuł.
Widziałam,
że w ostatnim odcinku wiele kontrowersji wywołał telefon –
przepraszam za to, ale gdyby nie zadzwonił to by było „zbyt
piękne, żeby było prawdziwe”. Nie martwcie się, jeszcze będzie
dużo okazji na pocałunek, ale już nic nie zdradzam *_*
Beautiful
Creature pisałam to już, ale
jeszcze raz powtórzę – nie czytam opowiadań Saulbert, bo psują
mi humor :( więc w kwestii twojego poprzedniego opowiadania byłam z
tobą i z chęcią dawałam wskazówki, ale w temacie tego nie mogę
się wypowiedzieć – przykro mi.
Wkręceni
Adam
wszedł do rezydencji. Cicho zamknął za sobą wielkie wrota, jednak
zachowanie ostrożności nie było potrzebne. Głosy dochodzące z
największej sali zagłuszyło trzaśnięcie drzwiami. Lambert
przeszedł do głośnego pomieszczenia, w którym zgromadzili się
wszyscy mieszkańcy rezydencji. Niektórzy nie zajęli jeszcze miejsc
na kanapach, więc Adam z łatwością wmieszał się w tłum. Nikt
nie zauważył, że przybył spóźniony. Kiedy dołączył do
przyjaciół, do sali weszli jurorzy programu telewizyjnego oraz
zaproszony gość: Randy Travis, który w tym tygodniu miał być
głównym mentorem uczestników. Zjawił się także Michael Pill –
właściciel rezydencji. To on zamierzał przedstawić sławnego
piosenkarza country.
-
Kochani. - Zwrócił się do uczestników, kiedy wszyscy już
siedzieli na swoich miejscach. - Przed wami kolejny ekscytujący
tydzień zmagań. Tym razem przyszła pora na muzykę country. W
związku z tym chcę wam przedstawić nowego mentora, który nieco
przybliży wam ten rodzaj muzyki i przekaże istotne wskazówki i
rady. Waszym nauczycielem będzie osoba, którą na pewno każdy z
was bardzo dobrze zna, a jeśli nie zna, to zaraz się dowie, co to
za gość. Randy Travis, a właściwie Randy Bruce Traywick oprócz
tworzenia muzyki country zajmuje się także aktorstwem. Występuje
zarówno w filmach jak i serialach. Swój genialny głos wykorzystuje
w dubbingu. Pan Randy Travis znany jest między innymi z takich
przebojów jak „Forever and Ever, Amen” oraz „Three Wooden
Crosses”. - Zrobił krótką pauzę i spojrzał na piosenkarza,
który z uniesionymi brwiami słuchał wypowiedzi. - Randy to bardzo
ciekawa osoba i długo byłoby wymieniać jego sukcesy. Sądzę, że
jeśli nurtuje was jakieś pytanie dotyczące jego osoby, to z
pewnością wam na nie odpowie. - Zakończył z przekonaniem, a
wielkim salonie rozległy się oklaski. Travis zaśmiał się cicho i
przeszedł na środek, zajmując miejsce Pilla.
-
Dobra, bez przesady. - Uciszył tłum machnięciem ręki. - Nie
musicie mnie znać żeby się czegoś ode mnie nauczyć. Kwestię
chęci pozostawiam wam i ostrzegam, że nie będę się z nikim
cackać. Michael wygłosił przed chwilą podstawową prezentację,
powiedział, czym się zajmuję i tak dalej. Chwała Bogu, że nie
koloryzował. - Zażartował, co właściciel rezydencji przyjął z
szerokim uśmiechem. - A wracając do tego, czym się zajmuję... Ja
nazwałbym siebie nie aktorem czy piosenkarzem. Jestem facetem, który
lubi sobie pobrzdąkać na gitarze i czasami pośpiewać. To, że
przy okazji mogę zarobić na tym trochę szmalu, to fajny plus.
Motto, którym kieruję się na co dzień i którym będę się
kierował ucząc was to: muzyka to zabawa, a nie biznes. Radzę już
teraz się do tej sentencji zastosować. Jeszcze jedno: na moich
zajęciach jestem bardzo wymagający i radzę przychodzić z dużą
dawką pozytywnej energii, aczkolwiek jestem też gadatliwy, więc
jak będę za dużo mówił, to każcie mi się przymknąć, okey? -
Zakończył pytaniem, na które wszyscy odpowiedzieli energicznym
kiwnięciem głów. Prawo głosu dostał teraz przewodniczący jury –
Simon Cowell, który w czasie przemówienia gwiazdy country uciął
sobie krótką pogawędkę z drugim jurorem – Randy'm Jacksonem.
-
Od tego tygodnia zmieniają się zasady wyboru piosenki. Dla każdego
przygotowaliśmy dwie propozycje utworów dopasowanych do możliwości
uczestnika. Nie znaczy to, że są one łatwe do zaśpiewania. Na
pierwszy ogień prosimy bardzo... Adama Lamberta.
Kiedy
brunet usłyszał swoje nazwisko, mało brakowało, żeby spadł z
krawędzi kanapy, na której siedział. Jego ciało i umysł objęło
obezwładniające pragnienie, by zapaść się pod ziemię.
Uniemożliwił mu to siedzący obok Kris, który poklepał go lekko
po ramieniu, żeby się ruszył. Lambert wstał powoli i niemrawo
podszedł do jurorów. Nie wiedział, czy ma się przywitać czy
milczeć. Wybór repertuaru to zawsze była jego pięta achillesowa.
Przyspieszył kroku, pozostawiając bieg wydarzeń losowi. Bez
większych wstępów Kara DioGuardi przeczytała dwa tytuły.
-
The Last Cowboy Song” zespołu The Highwaymen oraz „Ring of Fire”
- przebój Johny'ego Casha i autorstwa June Carter. Wybierz jeden z
nich. - Trzymała w ręku dwie kartki, które podała Lambertowi.
Adam
przejął dwa losy i przyjrzał się tytułom. Żadnego z nich nie
znał. Piosenka ostatniego kowboja – dziwny tytuł. Pierścień
z ognia brzmi bardziej interesująco i... Współcześnie. Wybiorę
Casha. Opuścił cienki pasek papieru z tytułem utworu zespołu
The Highwaymen. Chociaż to może być pułapka. Ocenił
nieznany utwór i spojrzał na Randy'ego Travisa – jego usta zdobił
krzywy uśmieszek. Przeniósł wzrok na Cowella – ten czekał z
niecierpliwością jakby zaraz miał wykrzyczeć, że nie mają
całego dnia na jego rozmyślania. Ten kowboj jest bardzo w stylu
country. Za bardzo w stylu country. Adam podjął decyzję. Lubił
wyzwania. I bardzo ciekawiło go, co się kryje za tajemniczą
piosenką równie tajemniczego Johny'ego Casha.
-
Nie przekonuje mnie ten ostatni kowboj. Wybieram „Ring of fire”
Johny'ego Casha. - Powiedział pewnie, a Randy Travis odsłonił zęby
w promiennym uśmiechu.
-
No wreszcie. Myślałem, że się już nie doczekamy. - Rzekł
ironicznie Cowell.
-
Świetny wybór, Adamie. - Pochwaliła bruneta Paula Abdul, a nowy
mentor dodał:
-
Już się nie mogę doczekać twojego wykonania. - Mruknął
intrygująco, pocierając ręce jakby już szykował się do pracy z
Lambertem.
Adam
odszedł na swoje miejsce, uśmiechając się na pożegnanie. W głębi
duszy jednak bał się, że może sobie nie poradzić. Dodatkowo
umysł podpowiadał mu, że pozytywne reakcje grona sędziów oraz
samego Travisa miały w sobie coś podejrzanego. Przyspieszony puls i
emocje dawały mu się we znaki jeszcze mocniej niż przed dokonaniem
wyboru. Próbował uspokoić się przez oddanie energii kartce, która
w tej chwili była już bardzo pognieciona. Usiadł obok Krisa, który
zaczął wpatrywać się w niego wielkimi oczyma.
-
Czemu się tak na mnie gapisz? - Spytał poirytowany i spojrzał na
niego bawiąc się kawałkiem papieru.
-
Gratuluję wyboru. Na twoim miejscu w tej chwili wieszałbym się w
pokoju na żyrandolu. - Rzucił, a Allison zaśmiała się cicho. Na
policzki Adama wstąpił rumieniec i ponownie poczuł tę samą chęć,
co przedtem. Zniknąć i pomyśleć w spokoju – to było teraz jego
największym marzeniem, jednak musiał się opanować. To była
podstawowa cecha każdego aktora, którym był także Adam.
-
Z...Znasz ten utwór? - Zająknął się, nie rozumiejąc wypowiedzi
Allena. Potarł lekko czoło i odetchnął, by uspokoić oddech.
-
Adam, kto go nie zna? To klasyk. - Stwierdził Kris.
-
Megatrudny klasyk. - Dopowiedziała Iraheta. - Szkoda, że nie
wybrałeś ostatniego kowboja. - Powiedziała śpiewająco Allison
jakby to miała być zachęta.
-
No to się wpakowałem. - Powiedział zatroskany, Wyjął telefon i
napisał wiadomość tekstową do Tommy'ego Joe o treści: Johny
Coash „Ring of fire”. Podobno masakra. Co sądzisz? Nacisnął
przycisk „wyślij”, kiedy Simon Cowell wywołał nazwisko Krisa.
Adam pogładził lekko lewą stronę telefonu, na którym widoczna
była mała rysa. Allison wpatrywała się w niego ze smutkiem.
-
Hej, nie martw się. Na pewno sobie poradzisz. - Potarła jego udo, a
on odwrócił głowę w jej stronę.
-
Ależ poradzę sobie, kochana. - Powiedział z lekkim uśmiechem, by
rozweselić koleżankę. - Uwierz mi, nie ma takiej piosenki, której
nie zaśpiewałby Adam Lambert. - Oznajmił, przypominając sobie
radę Tommy'ego. Poczuł się jakby wstąpiła w niego nowa siła.
Uśmiechnął się, lecz nie sztucznie jak przed chwilą. Jego
uśmiech był prawdziwy i szczery, a w oku pojawił się nieobecny
ostatnio błysk. - Po prostu muszę ją zaśpiewać po swojemu. -
Rzekł, kiedy Kris wrócił na miejsce.
-
„Make you feel my love” Boba Dylana. Niektórzy umieją wybierać
piosenki. - Powiedział pewnie Kris i usiadł jak dumny paw.
-
Kris, przestań mu dogryzać. - Rozkazała, kiedy z ust sędziów
padło kolejne nazwisko. - Zakład, że zaśpiewa lepiej od ciebie? -
Zaproponowała, zakładając ręce na piersi i zaczęli się cicho
przedrzeźniać.
Adam
posmutniał. Zakład... Przypomniał sobie sytuację na dachu.
Tommy, tak na mnie wpłynąłeś, że będę miał teraz
spieprzony cały dzień. Wyznanie rzeczywiście było dość
kontrowersyjne. Początkowa złość i nienawiść była otoczką dla
innych, tkwiących głęboko w sercu bruneta uczuć. Lambert nawet
nie zauważył, że każde słowo blondyna wypowiedziane na dachu tak
wryło się w jego pamięć i psychikę, że mimowolnie myślał o
nim w kategoriach daleko odbiegających od zwykłej przyjaźni.
Patrzył niewidzącym wzrokiem na przedstawienie z udziałem sędziów
Idola i nowego mentora, a szturchania i głosy przyjaciół nie były
w stanie przeszkodzić mu w transie. Zamknął na chwilę oczy, kiedy
jego telefon zawibrował. To Tommy odpisał na smsa wysłanego kilka
minut temu.
~Masz
taką skalę, że Cash się chowa, ale przyda ci się głowa pełna
pomysłów. Ring of fire to cholerstwo, ale wierzę w ciebie ^^ ~
-
No, dobra. Założę się z tobą, ale jeśli przegrasz, kupujesz mi
czteropak. - Oznajmił Kris, a Allison zgodziła się, uścisnąwszy
mu dłoń. - Adam, przecinasz. - Szturchnął znów wokalistę, który
spojrzał na nich z pochmurną miną.
-
Nie, nie. Na dziś zakładów mam już dość. Przez takie pomysły
ludzie skaczą z wieżowców. - Mruknął, odwracając wzrok. Wrócił
do obserwacji Kai Kalamy, który właśnie zastanawiał się nad
wyborem kompozycji. Poczuł na sobie ich zdziwiony wzrok, który
ponownie przywołał jego spojrzenie na oblicza przyjaciół. - Och,
za długo by tłumaczyć. - Poirytował się. - Teraz twoja kolej. -
Rzekł już obojętnie i zsunął się na miejsce czerwonowłosej
koleżanki, która pobiegła wybrać swój utwór.
-
Ten przykład odnosił się do Tommy'ego? - Spytał Kris, patrząc na
Allison, która właśnie zaczęła rozmowę z Paulą Abdul.
-
No. - Burknął. - Nie mogę przestać o nim myśleć. O tym, co mi
powiedział. - Uściślił i zaczął obracać telefon w dłoni.
-
Chłopak z problemami?
-
Nie, raczej... Ciągle prześladuje go pech. Wokalista Mouthlake go w
coś wrabia. Przynajmniej ja to tak odbieram.
-
Musiał mu podpaść. To się zdarza.
-
Raczej nie. Ta sytuacja ciągnie się od początku. Od kiedy przyjęli
go do zespołu. T o wiele bardziej zagmatwane niż się wydaje.
-
A więc problem ma Crafter. Zamierzasz rozwiązać tę zagadkę? -
Spytał, kiedy Allison z uśmiechem wracała na kanapę.
-
Jeszcze nie wiem. W każdym razie nie zamierzam go z tym wszystkim
zostawić. - Oznajmił, rozmyślając o tym, jaki cel może mieć
Mitchel Crafter w nękaniu Tommy'ego Joe. Wiedział jednak, że żadne
próby rozgryzienia tej zagadki na własną rękę spalą na panewce.
W drodze do prawdy mogło się powieść tylko Tommy'emu. To on
musiał rozwiązać ten problem. Lambert to wiedział. Martwił się
tylko, czy wrażliwy i ufny blondyn poradzi sobie z prześladującym
go pechem i odnajdzie w sobie siłę do walki z przeciwnościami.
Pozostało mu tylko wspierać przyjaciela i w niego wierzyć.
***
Towarzyszący
wstyd i stres spowodowały, że poczuł chęć, by zapaść się pod
ziemię, po prostu zniknąć. Co o mnie myśli? Że zrobiłem to
wszystko dla kasy. Wszyscy tak uważają. Muszę wszystko naprawić.
Postanowił zacząć od osoby, którą darzył w tym zespole
największym zaufaniem. Isaac wyciągał do niego pomocną dłoń
zawsze wtedy, gdy blondyn jej potrzebował. Odpowiadał na pytania,
do których odpowiedzi znajdowały się w środku zawiłego
labiryntu. W pewnym sensie był jak drugi Adam. Te dwie przyjaźni
jednak bardzo się różniły. Tak bardzo, że tych dwoje mężczyzn
nie mogło stać na jednym szczeblu w rankingu. Isaac był tylko
dobrym kumplem, a Adam stał się niemal najważniejszym elementem
rzeczywistości gitarzysty. Blondyn musiał sobie to tylko
uświadomić, a żeby to zrobić, musiał przestać uciekać od
poważnych spraw i zacząć słuchać swego serca zamiast ciągle
kierować się rozumem. Jednym z wielu małych kroczków w drodze do
prawdy było dwukrotne zapukanie do drzwi. Nie musiał długo czekać.
Nie minęło kilka sekund, kiedy ujrzał twarz Isaaca – nie był w
dobrym humorze.
-
Możemy porozmawiać? - Wypalił bez przywitania. Isaac nie wyrzekł
ani słowa. Po prostu wpuścił go do pokoju. Puścił klamkę i udał
się do barku, z którego wyjął butelkę whisky i dwie szklanki z
grubym dnem.
-
Żeby z tobą pogadać, to najpierw muszę się napić, bo tego, co
usłyszę, na pewno nie będę w stanie przyjąć na sucho. - Zaczął
obojętnym tonem i na małym stoliku postawił przed nim i przed sobą
szkło. Odkręcił butelkę. - O czym dokładnie chcesz porozmawiać.
-
O wczorajszym wieczorze. Ja... Chcę cię przeprosić. Chyba
posunąłem się za daleko. - Trudno mu było przyznać się do
błędu. Jak każdemu.
-
To już wiemy, Tom. Wiemy także, że chciałem uratować ci dupę, a
ty tej pomocy nie przyjąłeś. I wiemy też, że Mitchel znowu
wpuścił cię w maliny poprzez wkręcenie w głupi zakład. I to, że
wylądowałeś w łóżku z facetem. - Obojętny znużony ton go nie
opuszczał. Nalał gitarzyście centymetr alkoholu, a swoją szklankę
wypełnił do połowy. Widząc to, Tommy wybałuszył oczy i
zastanowił się, jak długo perkusista będzie opróżniać
szklankę.
-
To, co się wczoraj zdarzyło, to nie był tylko zakład. Ale po co
ja ci to mówię. Przecież ty wszystko wiesz... - Odrzekł z nutą
pretensji po tym, jak Carpenter podsumował jego poczynania. Wziął
do ręki szklankę i usiadł na krześle przy stoliku. Zaczął nią
kołysać, by ciecz kręciła się wkoło. Isaac popatrzył na
blondyna z irytacją i zdziwieniem.
-
Jak to „wszystko wiem”? O czym ty mówisz? - Podniósł głos i
wypił do dna zawartość naczynia. Zaczął nalewać sobie kolejną
porcję. - Kiedy wczoraj przekonywałem cię, żebyś nie właził
do tego pieprzonego klubu dla męskich dziwek, powiedziałeś, że to
tylko zakład. Potem bredziłeś o jakiejś inicjacji. Nie słuchałeś
mnie, chociaż wiedziałeś, że Mitchel robi wszystko, żebyś na
własne życzenie wyleciał z zespołu. Jednak na tym idiotycznym
pocałunku nie poprzestałeś. To wszystko, co wiem. Nie wiem
natomiast, co chciałeś tym udowodnić? Że zasługujesz na jego
łaskę? - Znów podniósł naczynie, by powtórzyć czynność.
Tommy jeszcze bardziej wybałuszył oczy, kiedy dotarła do niego
prawda, której nigdy nie spodziewałby się usłyszeć.
-
To Mitchel sam to wymyślił? - Powiedział cicho, lecz dosłyszalnie.
Drugi
muzyk o mało się nie zakrztusił, kiedy usłyszał to pytanie.
Pochylając się do przodu wypluł ciemnobrązową substancję z
powrotem do szklanki. Oparł rękę o oparcie krzesła, by złapać
oddech, a następnie popatrzył zmęczonymi oczyma na gitarzystę,
żądając wyjaśnień.
-
Powiedział mi, że muszę przejść inicjację, żeby stać się
prawdziwym członkiem zespołu. Że to jest rytuał, który musieli
przejść wszyscy muzycy. Każde zadanie jest inne. Myślałem, że
wspólnie mi je wymyśliliście!
-
A ty uwierzyłeś w tę bajeczkę?! - Wybuchnął i zaniósł się
śmiechem. Ta opowieść zmieniła jego humor diametralnie. - Nie do
wiary, Tommy. Powinieneś już dawno wpaść na to, że wszystko, co
wychodzi z ust Craftera, jest tylko i wyłącznie jego wymysłem. Ja
próbuję tylko ci pomóc, bo nie mogę patrzeć, jak ten facet się
nad tobą znęca. - Wrócił do obojętnego tonu. - Pijesz? - Spytał,
a Tommy odłożył szklankę i posunął ją w stronę muzyka. Poczuł
się okropnie. - Nie wypiję już tego, co przed chwilą wyrzygałem.
Pijaństwo ma swoje granice. - Wypił jednym haustem i uśmiechnął
się. Pomyślał chwilę nad omawianą przed chwilą historią. Coś
mu się nie zgadzało. - Swoją drogą... Zrobiłeś to bardzo
wiarygodnie. I... spałeś z mężczyzną. Co wskazuje na to, że
jesteś... Ten-tego? A w takiej sytuacji zakład traci ważność. -
Podsumował.
-
Co „ten-tego”? - Podniósł wzrok.
-
No... Gejem. - Uśmiechnął się, pokazując zęby.
-
Nie jestem gejem. - Syknął przez zęby i skrzyżował ręce na
piersi. - Nie pamiętam nawet, co się stało i jak to się stało,
jasne? Jeśli możesz, to przekaż tego newsa chłopakom. Idioci
pewnie sobie już wszystko dośpiewali.
-
A propos idiotów. - Isaac wstał podszedł do szafki, z której
wyciągnął mały plecak. Następnie w plecaku wyszperał małą
skórzaną rzecz: portfel. Kiedy go wyjął, rzucił plecak na
miejsce, a z miejsca przechowywania pieniędzy wyjął plik
banknotów. - Twoja kasa. - Rzucił gotówkę na stół i znów
przysiadł się do kolegi. - Mike i Olivier stchórzyli i dali mi
twoją nagrodę, żebym ci ją przekazał. Myślą, że dobierzesz im
się do tyłków. - Powiedział żartobliwie i zaczął bawić się
zamkiem od kieszeni z drobnymi monetami, a Tommy Joe zebrał banknoty
i schował do kieszeni, zwijając w mały rulonik. Zaburczało mu w
brzuchu, więc przełknął ślinę. Poczuł głód.
-
Chodźmy coś zjeść. - Zaproponował Isaac widząc stan kolegi.
Wstali szybko, a perkusista zwinął portfel do obszernej kieszeni.
Kiedy wyszli z pokoju, korytarz świecił pustkami.
-
Naprawdę pomyślałeś, że jestem gejem? - Spytał podejrzliwie,
przemierzając hol.
-
Wiesz, to trzyma się kupy. Nie masz dziewczyny. Nosisz makijaż i te
dziwne buty. No i ciągle kręci się koło ciebie ten... Adam?
-
Adam to tylko przyjaciel.
-
Tylko? Jesteś pewien? - Zaczął go przedrzeźniać i podarował mu
kuksańca w bok.
-
Jeśli moja orientacja się zmieni, to na pewno cię powiadomię. -
Powiedział zirytowany gitarzysta i nacisnął guzik windy. - A te
buty... - Pokazał obuwie, unosząc lewą nogę. - ...nazywają się
creepersy! I są bosko-wygodne... - Westchnął z uśmiechem i
zamilkł. Cisza trwała przez całą drogę na parter.
Podczas
gdy Isaac po prostu stał i oczekiwał na otworzenie się windy,
Tommy rozważał wypowiedziane słowa. Miał wrażenie, że nie mówi
tego on, lecz ktoś inny. Nigdy nie próbował okłamywać ludzi, ale
mówił szczerze to, co myślał. Tym razem dało mu do myślenia
wyrażenie „tylko przyjaciel”. A jeśli nie tylko?
Pomyślał o wydarzeniu na dachu. To wyglądało jakby chciał...
Miał rację – oboje tego chcieli. Nie wiedzieli jednak, jak
wyglądałoby zakończenie. Jeden telefon wywołał kolejną serię
niedomówień, a Tommy znów poczuł, że Lambert mu czegoś nie
mówi. Czy naprawdę powinienem się nad tym zastanawiać? W
odpowiedzi na to pytanie przeszkodziła mu otwierająca się winda.
Razem z Isaac'kiem wyszedł z niej i wspólnie udali się do
hotelowej restauracji. Tommy postanowił odłożyć na później
rozmyślanie o dziwnych zajściach, których ostatnio był
uczestnikiem. To jakby prześladował mnie ciągły pech. Czy ja coś
temu światu zrobiłem? Czarne myśli nie pozwoliły mu dojrzeć
pozytywnych aspektów życia, a głód dodatkowo pozbawił zdolności
pozytywnego myślenia. Na szczęście ten problem miał za chwilę
zostać rozwiązany.
Wszedłszy
do restauracji dobre chęci obydwu muzyków uleciały w atmosferę
jak powietrze z przebitego balonu. Wszystkie miejsca były zajęte,
co o tej porze dla Tommy'ego było po prostu absurdem. Przecież
jest południe... Tommy spojrzał na zegarek i oniemiał. Białe
wskazówki na ciemnogranatowej tarczy wskazywały godzinę 14.24.
Teraz już nie dziwił się, dlaczego wszyscy goście hotelu
zgromadzili się właśnie w tej sali. Była pora obiadowa, a
dokładniej mówiąc, trwała już od dobrych dwudziestu minut, co
tłumaczyło brak miejsc w restauracji i pośpiech kelnerów
roznoszących kolejne dania. Kiedy Isaac podszedł do lady baru, by
spytać o wolny stolik, Tommy postanowił rozejrzeć się za dwoma
wolnymi miejscami. Jego bystre oko szybko je wypatrzyło.
Niespodzianką było dla niego, że ich sąsiadami przy
czteroosobowym stoliku mieli być Olivier i Mike – kumple z
zespołu. Blondyn dał znać perkusiście, co zauważył, a tuż po
tym, jak Isaac zamówił dwa dania obiadowe, udali się do stolika.
Mężczyźni spożywający posiłek nie mieli dobrych min, kiedy ich
zauważyli.
-
Hej, co jest? Macie miny, jakbyście zobaczyli ducha. - Powiedział
wesoło Isaac podczas gdy koledzy patrzyli spod byka na gitarzystę.
-
Dzięki za szmal, przyda się podczas następnej imprezki. -
Przypomniał sobie Ratliff, po czym wspólnie zasiedli przy stole.
Mike, siedzący po jego prawej stronie odsunął się nieco.
-
Nie możesz usiąść gdzieś indziej? - Mruknął do blondyna Mike
wyraźnie poirytowany jego obecnością. Zdziwiony wzrok Tommy'ego
Joe domagał się wyjaśnień. - Nie jestem w stanie zjeść, kiedy
siedzi obok mnie homo-nie wiadomo.
-
„Homo – nie wiadomo”? Przestań, przecież nie jestem gejem. A
swoją drogą fajne mieliście miny, kiedy zobaczyliście u mnie tego
faceta. Daliście się nieźle wkręcić... - Rzekł uradowany muzyk,
a Carpenter zwrócił w jego stronę podejrzliwy wzrok. Tom zauważył
to, więc dyskretnie kopnął go nogą w łydkę, dając do
zrozumienia, jaki przed chwilą wymyślił plan. Bębniarz zrozumiał
gest i uśmiechnął się szeroko podobnie jak Ratliff.
-
Wkręcić? - Powtórzył Olivier dotychczas bierny w rozmowie. -
Przecież ty, no... Ten-tego z tym facetem i potem...
-
Żart, dowcip, kawał, podpucha, wkręt, zasadzka... Chyba zabrakło
mi synonimów, chłopaki. - Wyjaśnił zachowując fałszywie
obojętną twarz i zaczął czyścić paznokieć. - Ale satysfakcja
była wielka. - Podsumował i skonfrontował wzrok z kumplami. Mike i
Olivier patrzeli jak wryci. Tommy swoją grą przekonał ich w stu
procentach. Nie chciał im mówić prawdy. Warto było zachować
twarz jak nie całą, to chociaż połowę. Osądził, że nie warto
wtajemniczać wszystkich w prawdziwą historię wydarzenia, którego
jak najszybciej chciał pozbyć się z pamięci. Im mniej osób o tym
wie, tym lepiej. Oblicza muzyków z zaskoczonych zmieniły się w
pełne rozgoryczenia i jakby rozczarowania – chociaż może było
to tylko złudzeniem dla blondyna wpatrującego się w zarumienione
twarze.
-
Nieźle to wymyśliłeś, wiesz? - Isaac wybuchnął śmiechem chwilę
potem jak szczupła kelnerka położyła na ich stole dwa talerze z
jedzeniem. - Naprawdę, nie do wiary... - Zanosił się śmiechem,
biorąc sztućce do rąk. Tommy już dawno zaczął się zajadać
pysznym stekiem.
-
To tylko żart? A ten facet to co? Pojawił się u ciebie jak królik
w kapeluszu magika? - Mike nie był do końca przekonany, więc Tommy
był zmuszony wysilić się na opowiedzenie zmyślonej historii.
-
To Alex. Pamiętacie, jak zniknąłem z nim po tym jak go
pocałowałem? Powiedziałem mu, żeby przyszedł do mnie rano, około
szóstej. Nie będę was wdrażał w szczegóły, bo możecie je
sobie sami dopowiedzieć. - Wytłumaczył i połknął kolejny kęs
mięsa.
-
Ty to masz czelność. Żeby tak okłamywać kolegów z większym
doświadczeniem muzycznym. Taki żółtodziób jak ty. - Isaac pchnął
go lekko w ramię, posyłając mu przy tym perskie oko.
Kpiący
ton podziałał na pozostałych jak słodki syrop na pszczoły.
Olivier i Mike włączyli się w rozmowę, która wkrótce zeszła na
tematy związane z koncertami. Pozostali goście, którzy napełnili
już brzuchy, zaczęli powoli znikać z sali, a przy stoliku
należącym do koncertowego teamu zaczęło być głośno jak w ulu.
Mężczyźni zaczęli podsumowywać trasę i uznali, że zostało im
jeszcze tylko parę koncertów do zagrania. Sprawa domniemanej
homoseksualnej orientacji blondyna została rozwiązana z korzyścią
jego samego. Tommy, choć spodziewał się blizn po ostatnim
wieczorze, zdziwił się, że poniósł ich tak mało. Wkrótce miało
się okazać, że według przewidywań Adama zagadka Alexa będzie
trudniejsza do rozwiązania niż się wydawało.