Przepraszam,
że tak późno, ale naprawdę ostatnio brakuje mi czasu. Dobra
wiadomość jest taka, że maturzyści od 25.04 robią sobie wolne i
może będę miała luzy w sQl. Co do świąt, życzę wam wesołych,
z jajem i zającem i obfitego lania wody w dyngusa. Tytuł tego
odcinka kojarzy mi się z modnym ostatnio w internetach Piesełem,
ale chyba nie jest tak śmieszny jak on. A tak w ogóle, to fajnie,
że ciągle ze mną jesteście.
Twe myśli samobójcze
Boże,
tylko nie to... Zbliżył się o parę kroków, próbując
zachować się jak najciszej. Dlaczego on chce to zrobić? Był
już kilka kroków od niego, kiedy usłyszał cichy szloch blondyna.
Strach i smutek wywołany zachowaniem Ratliffa spowodowały, że z
kącika oka mężczyzny spłynęła jedna mała łza.
-
Nie rób tego, proszę. - Wyszeptał głośno i zbliżył się
jeszcze bardziej, a Tommy opuścił ręce na dół. Lambert
delikatnie wsunął swoją dłoń w jego, by uniemożliwić
chłopakowi wykonanie skoku.
-
Adam. - Rzekł gitarzysta i odwrócił się gwałtownie. Ból głowy
spowodował, że lekko się zakołysał, lecz Adam złapał go za
ramiona i mocno przytulił do siebie, odciągając przy tym od
niebezpiecznej krawędzi budynku.
-
Jesteś tu. Tak się bałem, że nie przyjedziesz. - Tommy objął go
za bark i wtulił się w klatkę piersiową mężczyzny. Poczuł się
bezpiecznie – jak zawsze, kiedy z nim przebywał. Choć jego
zdaniem było to surrealistyczne, wiedział, że gdyby pojawiło się
teraz w pobliżu jakieś zagrożenie – psychopata z bronią,
kosmici czy nawet tornado – Adam byłby w stanie osłonić go
własną piersią. W tej chwili jednak cieszył się, że nie jest
sam i napawał bliskością, której w ostatnim czasie tak bardzo mu
brakowało.
-
Przecież wiesz, że nigdy był cię nie zostawił. Jesteś dla mnie
jedną z najważniejszych osób w moim życiu. - A może nawet
najważniejszą. Dopowiedział w myślach i przytulił go mocniej
zatapiając twarz w pachnących włosach.
Przerażenie
zniknęło. Adam poczuł pewność, że w jego ramionach Tommy nie
jest już w stanie zrobić nic głupiego. Skok z dachu hotelu, do
którego tak niewiele brakowało, był teraz odległym wyobrażeniem.
Nie wiedział, co skłoniło Tommy'ego do tak desperackiego pomysłu
– w tej chwili go to nie obchodziło. Pragnął trzymać go w
ramionach przez całą wieczność, jednak nie chciał się zdradzić.
Wiedział, że ta słodka chwila musi się skończyć i wiedział, że
lepiej będzie, jeśli zakończy ją właśnie on. By nie wzbudzać
podejrzeń. Zwolnił uścisk i lekko odsunął głowę, lecz to
spowodowało, że Tommy objął go jeszcze mocniej.
-
Jeszcze nie. - Odparł głośnym szeptem, a Adam uśmiechnął się
lekko. - Może wyda ci się to niemęskie, może nawet gejowskie, ale
podoba mi się to.
-
Przytulanie?
-
No. To sprawia... Chociaż nie. Ty sprawiasz, że czuję się lepiej.
- Rzekł, a Adam poczuł radość w sercu. Słowa przyjaciela mu
pochlebiały, więc zdecydował się trwać w tej pozycji trochę
dłużej i pogłaskał Tommy'ego po plecach. Ratliff natomiast
kontynuował. - To dziwne. Nie. Ty jesteś dziwny. - Blondyn odsunął
twarz, by popatrzeć w niebieskie oczy. - Jakbyś miał jakieś
uzdrawiające moce.
-
Może mam. - Odrzekł Adam intrygującym tonem. Widząc ścieżki łez
na policzkach Tommy'ego, na twarz Lamberta wróciło zatroskanie i
smutek. - Powiedz mi, co takiego zrobiłeś, że chciałeś skoczyć
z piętnastego piętra?
-
Skoczyć? - Powtórzył i roześmiał się. - Skąd ci to przyszło
do głowy? - Zabrał ręce i odsunął się na krok.
-
A co to było, jeśli nie próba utraty życia? - Zdenerwował się.
- A może chciałeś nauczyć się latać? - Wskazał palcem na
krawędź i podszedł do Ratliffa likwidując odległość, jaka ich
dzieliła. Spojrzeli sobie w oczy, jednak oboje w inny sposób. Tommy
utonął w spojrzeniu Adama – chciał, żeby brunet wyczytał w
jego oczach wszystko jak w otwartej księdze. Adam zmarszczył brwi
jakby chciał wyszukać w niewinnych oczach odpowiedzi na wszystkie
trapiące go pytania – chciał rozwiązać wszystkie zagadki
związane z osobą stojącą naprzeciw niego. Nie udało mu się.
Jedyna cecha, jaką Bóg mnie zapomniał obdarzyć, to zdolność
czytania w myślach. Cholera, co on takiego zrobił?
-
Może i mam uzdrawiające moce, ale w pakiecie przydałaby się też
zdolność czytania w myślach. Należy ci się solidny opieprz,
Ratliff, bo cholernie mnie przestraszyłeś. - Powiedział już
spokojnie, a Tommy uśmiechnął się przez łzy. - Powiedz mi, co
się stało. - Poprosił, a Tommy spuścił wzrok, a potem znów
zrównał go z Adamem.
-
Wiesz, że mam lęk wysokości? - Zaczął Tommy z innej beczki.
Wprawił Adama w osłupienie. Bo niby co ten fakt ma wspólnego z
tajemniczym problemem Tommy'ego Joe? Brunet jednak nie odzywał się,
chcąc jak najszybciej dowiedzieć się, do czego gitarzysta zmierza.
Tymczasem Tommy cofnął się o krok i poszedł w stronę szerokiego
komina, przy którym usiadł. Adam zrobił dokładnie to samo i wbił
w niego wzrok zamieniając się w słuch.
-
Kiedy mam problem, nawet błahy, zawsze wchodzę gdzieś, gdzie jest
wysoko. Patrzę w dół i... Problem znika, a serce i umysł wypełnia
tylko strach, obawa, przerażenie... W ten sposób próbuję zwalczyć
lęk. Nie udaje mi się to, ale dobra strona jest taka, że problem
nie wydaje mi się już taki poważny i jest do rozwiązania.
-
A lęk zostaje. - Dopowiedział Adam, po czym nastała chwila ciszy.
-
Myślałem, że teraz też tak będzie, ale... Cholera, nie mogę się
od tego uwolnić. Nie wiem, co teraz zrobić, a co gorsza – nie
wiem, jak to się stało. - Mówił szybko, mówił szybko jakby
chciał to z siebie wyrzucić jak najprędzej.
-
Tommy Joe. - Położył rękę na jego kolanie i ścisnął lekko. -
Uspokój się. Po prostu powiedz.
-
To trudne. - Zdenerwował się, co zmniejszyło zakres cierpliwości
Adama.
-
Wiem, powiedz. - Adam nieświadomie potęgował jego zdenerwowanie.
-
Ja...
-
Powiedz.
-
Cholera, możesz się zamknąć? - Nie wytrzymał i wstał.
Nienawidził, kiedy ktoś na niego naciskał. - Kurwa, „powiedz”
o „powiedz”. Łatwo ci mówić. To nie ty przespałeś się z
facetem, będąc hetero i nic z tego wydarzenia nie pamiętasz, więc
się zamknij! - Krzyknął. Poczuł się bezsilny, więc opuścił
ręce i spojrzał na Adama, który zastygł w szoku.
-
Ty...
-
Tak. - Potwierdził, nie dając Adamowi dokończyć zdania, którego
nawet nie zaczął.
To
takie upokarzające przyznawał się do tego przyjacielowi. Chyba
łatwiej byłoby przed księdzem, uznał, chociaż sakramentu
pokuty doświadczył zaledwie parę razy w życiu. Teraz było
gorzej. Trwająca cisza dobijała go o wiele bardziej niż myśl o
tym, co zrobił.
Adam
analizował w głowie jego słowa. Nie wiedział, co powiedzieć. Po
prostu go zatkało. Przespał się z facetem. Na myśl
przychodziły mu obrazy, które wyświetlone w telewizji, byłyby
pokryte czerwonymi kwadratami z napisem „+18”. Cały czas musiał
sobie przypominać, że jego przyjaciel jest heteroseksualny.
Przecież sam to przyznał. Z drugiej strony kilka minut temu
powiedział, że lubi przytulanie. Z mężczyzną. Powiedział, że
sprawiam, że czuje się lepiej. Może jednak nie jest do końca
takim hetero, za jakiego się uważa.
-
Nic nie powiesz? - Spytał Tommy niepewnie. Bał się opinii Adama,
jednak obawa nie umniejszyła ciekawości.
Głos
muzyka wyrwał piosenkarza z zamyślenia. I co ja mam mu
powiedzieć? Zapytał sam siebie. Poza tym, że między Tommy'm a
innym mężczyzną doszło do czegoś, czego blondyn nawet nie
pamięta, Adam nie wiedział nic więcej. Skoro nic nie pamięta, to
skąd wie, że coś zaszło? Z chaosu argumentów i kontrargumentów
mógłby stworzyć całą rozprawkę na ten temat. Nie mógł
podsumowywać jego czynów po usłyszeniu jednego zdania. Nie mógł
go oceniać. Musiał dowiedzieć się, jakie były okoliczności tego
czynu. Spojrzał na niego i począł bacznie się przyglądać. Bez
problemu odszukał spojrzenie brązowych oczu, których głębia
sprawiała, że się w niej gubił. Tommy zamknął je na chwilę, a
Adam przeniósł wzrok na pełne wydatne usta, które aż prosiły
się o pocałunek. Tym razem Adam opuścił powieki, odsuwając od
siebie kuszącą wizję unieruchomienia nadgarstków drobnego
mężczyzny oraz reszty jego ciała i objęcia tych soczystych warg
swoimi. Niejednokrotnie wyobrażał sobie, jak pysznie muszą
smakować. Oblizał dolną wargę, kiedy ta myśl do niego wróciła,
jednak nie mógł dłużej milczeć.
-
Tommy. - Wyrwał blondyna z długiego wyczekiwania, po czym ich
spojrzenia snów się skonfrontowały. - Nie mogę cię osądzać. -
Stwierdził łagodnie. - Nie, po usłyszeniu dwóch suchych faktów,
które wzajemnie się wykluczają. Z jednej strony mówisz, że
między tobą, a jakimś mężczyzną doszło do... Czegoś. - Nie
mógł znaleźć odpowiedniego słowa. Może nie chciał tego
nazywać. Nie wiedział i nie chciał się nad tym zastanawiać. - Z
drugiej zaś mówisz, że nic nie pamiętasz. - Zamilkł na moment,
czym zmusił Tommy'ego Joe do zastanowienia się. - Nie chcę cię
zmuszać, ale jeśli chcesz wiedzieć, co o tym myślę, muszę
poznać okoliczności tego zdarzenia. Obiecuję, że nie będę ci
przerywał. - Położył prawa rękę na sercu, a drugą podniósł
pokazując dwa palce: środkowy i wskazujący.
-
Jeśli się odezwiesz, to zakleję ci usta taśmą. - Ostrzegł i
przysiadł się do niego, opierając o ciepły komin.
-
Okey. - Zrobił mu miejsce i spojrzał w bok – obok wyjścia na
dach przysiadł kilka ptaków. W ich tle rysowały się sylwetki
budynków z kanonu architektury nowoczesnej, niektóre tak wysokie,
że ich czubki rozdzierały płynące z wiatrem chmury.
Tommy
Joe zaczął opowiadać swoją historię, ze szczegółami opisując
co ciekawsze momenty. Próbował robić to tak, jakby była to bajka
czytana dzieciom na dobranoc – z nieprawdziwymi bohaterami i
nierzeczywistymi zjawiskami. Jednak w niektórych momentach po prostu
się zacinał, nie mogąc się przemóc, by kontynuować. W takich
sytuacjach Lambert po prostu spuszczał wzrok i kładł rękę na
jego ramieniu. Zjeżdżając w dół, odszukiwał jego dłoń, którą
mocno ściskał. To muzykowi pomagało i mógł kontynuować
opowieść. Uczestnik Idola nie patrzył na niego – nie chciał go
peszyć. Zamiast tego patrzył na ptaki za blondynem, które znacznie
bardziej niż obecność mężczyzn interesował papierek po batonie.
Widocznie wiatr nie zdążył go ponieść w świat.
Gitarzysta
wpatrywał się w inny punkt. Dokładnie naprzeciwko niego, Adama i
całego budynku, na którego dachu się znajdowali, wyrastał potężny
gmach biurowca. Nie był on szeroki, ale bardzo smukły i sięgał
bardzo wysoko. Nie miał okien – cały pokryty był szkłem, które
w wyższych partiach odbijało światło i wydawało się lustrem dla
sąsiednich budynków. Wpatrywanie się w jeden punkt uspokajało go.
Wyobrażał sobie, że poza tym punktem w jego otoczeniu nie ma nic,
co ciekawe i godne jednego spojrzenia. Pewnie gdyby utracił ten
punkt z zasięgu wzroku lub zmienił obiekt zainteresowania,
straciłby wątek i musiał zaczynać od początku historii. Teraz
zbliżał się do jej końca.
Adam
słuchał z zainteresowaniem. Nie chciał przegapić ani jednego
szczegółu, dlatego tworzył w myślach plan wydarzeń. Zwyczaj
przeprowadzenia próby na nowym członku zespołu zwany inicjacją
wydawał mu się dziwny i niedorzeczny. Pomysł na próbę, który
zaproponował Mitchel, wydawał mu się podejrzany. Kiedy Tommy
opisał interwencję Isaaca, Adam poczuł najpierw uznanie, potem
zazdrość, a następnie żal, że sam nie mógł być tam obecny, by
zmusić Tommy'ego do odrzucenia propozycji zakładu. Na końcu
Ratliff doszedł do opisu pocałunku. Bardzo szczegółowego opisu.
Tego Lambert nie chciał słuchać. Chciał zatkać czymś sobie
uszy, jednak wiedział, że to nic nie pomoże. Chciał powiedzieć
„Stop. Przestań.”, ale obiecał się nie odzywać. Musiał to
jakoś przetrwać, chociaż same słowa wywoływały u niego
rumieńce, podniecenie i podwyższały temperaturę ciała. Modlił
się, by te objawy nie uwidoczniły się szczególnie w jednej części
ciała. Ratliff jednak jak szybko zaczął, tak szybko skończył.
-
A potem już nic nie pamiętam. Od tego momentu aż do rana, kiedy
się obudziłem, w głowie mam kompletną pustkę. Nic. Ciemność i
próżnia.
-
Pamiętasz, ile wypiłeś? - Zapytał Adam, próbując odbiec od
intymnych spraw. Musiał się opanować, więc wziął głęboki
oddech. Pomogło.
-
Dużo. - Podsumował. - Nie powiem dokładnie, bo weźmiesz mnie za
pijaczynę.
-
Chciałbym się z tobą zamienić na głowy. MI urywa się film po
pięciu piwach i muszą wyprowadzać mnie z lokalu. - Rzekł, a Tommy
się uśmiechnął.
-
Coś o tym wiem. - Westchnął z udawaną obojętnością Ratliff i
trącił Lamberta łokciem.
-
Impreza pożegnalna. - Powiedzieli jednocześnie i wybuchli śmiechem.
-
Śpiewałeś coś. Kurczę, co to było? „Our house”? -
Przypomnieć sobie blondyn, a piosenkarz podniósł ręce w geście
„Nie strzelaj do mnie”.
-
Nie mam zielonego pojęcia. Nie pamiętam. - Powiedział rozbawionym
głosem, a Tommy spoważniał.
-
Powspominamy później. Nie opowiedziałem ci jeszcze wszystkiego.
-
No tak. Dawaj. - Rzucił i skrzyżował ręce na piersi.
-
Więc. Obudziłem się i sobie leżę, a tu nagle z mojego biodra
spada ręka. Kojarzysz to? Odwracam się, a tu facet. Wcześniej
zorientowałem się, że w ogóle nie mam bokserek, ale to by był
pryszcz, gdybym spał z jakąś laską, ale facet? No. To był dla
mnie szok. Ale najgorsze zaczęło się później. Spróbowałem go
obudzić, więc go dźgnąłem palcem w ramię. Nic.
-
Dźgnąłeś go palcem w ramię? - Adam powstrzymywał się, by się
nie roześmiać, jednak nie udało mu się, gdyż wizja Tommy'ego
zszokowanego i zdenerwowanego dźgającego palcem innego faceta
przypominała mu sprawdzanie widelcem, czy indyk na talerzu w święto
Dziękczynienia jeszcze się rusza. Pamiętał, że jego brat Neil
zawsze tak robił, kiedy matka wmuszała w niego jedzenie, wstydząc
się przed ciotkami i wujkami, którzy zjechali się z całej
Ameryki.
-
Miałeś się zamknąć. - Pogroził mu palcem i kontynuował.
-
Nie obudził się, więc zacząłem potrząsać nim tak jak to robią
niektóre laski. Wiesz: potrząsają torebką aż nie wyleci komórka.
Podziałało. Zadawałem mu mnóstwo pytań, ale nic nie
odpowiedział. Mówił tylko, że ma na imię Alex. I powiedział, że
w nocy jego imię pomyliło mi się z imieniem Adam...
-
Zaraz, co? - Lambert myślał, że się przesłyszał. Przecież
to moje imię... Czyżby...
-
A myślisz, że kurwa, nie wiem?! To, co on wygadywał... To było
okropne. Nie mogłem tego słuchać. - Ściszył głos. Nie odważył
się mówić dalej. Ciągle powracała do niego wizja jego i tamtego
mężczyzny w jednoznacznych pozycjach. To obrzydliwe. Dłoń
znów zacisnęła się na jego dłoni, co skłoniło go do
wypełnienia umysłu obrazami ich przyjaźni. Znów mógł odczuć
bezpieczeństwo i ulgę. Znów mógł opowiadać tę historię jako
fantastykę, nierealną bajkę. - Mówił podłe rzeczy. Obrzydliwe.
-
Co mówił? - Spytał Adam po chwili. Nie był przygotowany na to, co
usłyszy.
-
Mówił, że było bosko. Powiedział do mnie kochanie. Powiedział,
że... Nie spodziewał się, że tak drobne ciało, tak się wyraził,
ma tak wielkie możliwości. Spytałem, czy widział mnie nago.
Odpowiedział: jak miałem nie widzieć, skoro całą noc cię
pieprzyłem?. Nie zapomnę tego do końca życia. - W miarę, jak on
mówił coraz ciszej, oddech Adama był coraz szybszy. Lambert
wiedział, że nie może zamknąć oczu – jego wyobraźnia działała
teraz na zwiększonych obrotach. Tommy także nie mógł się
opanować. Chociaż targały nim inne emocje, jego ciało także
dawało mu się we znaki. Reszcie opowieści towarzyszyły łzy i
szloch. - Powiedział, że byłem ciasny, że to była niesamowita
noc. Powiedział, że... Że ssałem jego fiuta i robiłem to z
oddaniem. I że mógłbym to robić zawodowo. Zaproponował mi
powtórkę. - Ostatnie trzy zdania wypowiedział już w ramionach
Adama, w którym przebrała się czara goryczy. Podniecenie zmieniło
się w złość i żądzę zemsty. Choć Adam był z natury łagodnym
człowiekiem, to kiedy się już zdenerwował, to nic i nikt nie był
w stanie go uspokoić.
-
Znajdę go i wypruję flaki, kurwa. - Mruknął Adam mocno obejmując
Ratliffa i gładząc go po plecach. - Albo nie. Najpierw go
wykastruję, a potem wypruję flaki. - Zagroził i zamknął oczy.
Chciał się uspokoić, ale serce mu na to nie pozwalało, wyrywając
się z piersi.
-
Adam, nie myślisz racjonalnie.
-
A jak mam myśleć? On cię wykorzystał i zasługuje na karę. -
Wstał i odwrócił się do blondyna plecami. Założył ręce na
piersi i z groźną miną lustrował wzrokiem krajobraz.
-
Masz prawo tak myśleć. - Tommy także wstał i podszedł do Adama,
którego mięśnie były napięte jak struna. Położył rękę na
jego ramieniu, co sprawiło, że brunet nieco się rozluźnił. Nie
odwrócił się jednak. - Ale to nie zmienia faktu, że to moja wina.
Więc... Zostawmy to tak jak jest. - Powiedział z trudem i opuścił
głowę. Tym razem Lambert wykonał obrót w jego stronę i sam
położył dłonie na ramionach blondyna. Ujął jego podbródek i
zmusił do spojrzenia w oczy.
-
Możemy to zostawić. Ale pytanie, czy sobie z tym poradzisz? -
Spytał cicho i czekał.
Odpowiedź
nie nadchodziła, a czekanie się wydłużało. Głębia brązowych
oczu znów go zaintrygowała. Musiał przyznać, że właśnie te
oczy pasowały do reszty twarzy idealnie. Stanowiły kontrast z
alabastrową cerą i blond włosami, a w połączeniu z malinowymi
ustami wydawały się jeszcze piękniejsze. Dodatkowo teraz, gdy
padało na nie światło promieni słonecznych, tęczówki
przybierały miodowy odcień, a czarne źrenice stanowiły odbicie
duszy. Był... Piękny...
Gubiąc
się w niebieskich oczach poczuł ucisk w żołądku. Ten stan nie
towarzyszył mu po raz pierwszy w jego towarzystwie. I co ja mam ci
powiedzieć? - Spytał w myślach samego siebie. Nie wyrzekł ani
słowa. Po prostu patrzył, a twarz zbliżała się do drugiej
niezauważenie. Zrównoważone oddechy przyspieszyły, a oczy zostały
nieznacznie skryte przez pomalowane kredką powieki. Dzieliły ich
centymetry, kiedy nagle jeden z nich odskoczył zakłopotany. Oboje
usłyszeli refren utworu „Don't stop me now” zespołu Queen.
-
Odbierz. To pewnie ważne. - Rzucił blondyn, kiedy Adam spojrzał na
wyświetlacz telefonu, który wcześniej szybko wyciągnął z
kieszeni. Kiedy Lambert spojrzał na Ratliffa, ten stał do niego
plecami z rękami w tylnych kieszeniach spodni.
-
Halo, Kris?
-
ej, Adam. Nie chciałbym przeszkadzać w... Czymkolwiek? Ale lepiej,
żebyś był już w drodze do rezydencji.
-
Co się dzieje? - Rzekł zdenerwowany, ale opanowany.
-
Przyjeżdża do nas nowy mentor, który będzie nas przygotowywać
do wykonów. Super-gwiazda. Zgadnij, kto?
-
Nie wiem. Freddie Mercury wstał z grobu? - Zapytał, wykonując ręką
gest w stylu „No, cóż”.
-
Nie, to ktoś, kto żyje. Dobra, już powiem, bo nie zgadniesz. To
Randy Travis. Kojarzysz typa? Za piętnaście minut wszyscy mają być
obecni w wielkiej sali, więc lepiej całuj Tommy'ego na pożegnanie
i spadaj.
-
Żarty to ty masz wyszukane. - Adam uśmiechnął się lekko i
spojrzał przelotnie na blondyna, którego twarz była odwrócona. -
Postaram się dotrzeć jak najszybciej.
-
Najszybciej. Do zobaczenia.
-
Cześć. - Rozłączył się i rozejrzał wokół. Tommy znowu
zniknął mu z pola widzenia. Po kilku chwilach wyłonił się zza
jednego z kominów z niepewnym uśmiechem. Dało się jednak zauważyć
u niego cień zawstydzenia i niepokoju.
-
Ja... Muszę jechać. - Podniósł telefon, a następnie schował do
kieszeni.
-
Sprawy Idola? - Tommy zbliżył się nieznacznie i stanął w
bezpiecznej odległości od Lamberta.
-
Tak. Mamy nowego mentora. To Randy Travis. Mamy go powitać i...
-
Travis? Ten od country? Zaraz... Będziesz śpiewał country?
-
Tak. Muszę już iść. Odprowadzisz mnie? Mam tremę. Jeszcze nigdy
nie śpiewałem muzyki country... - Mruknął, idąc do windy.
-
Więc zrób to w swoim stylu. Co wybrałeś?
-
Od tego tygodnia zmieniają nam zasady i sami przygotowują
repertuar. Jeszcze nie wiem, co mnie czeka. - Wieszli do windy, a
Tommy nacisnął przycisk „0”.
-
Przepraszam za to na dachu. Nie chciałem cię przestraszyć. -
Powiedział cicho Ratliff, kiedy minęli ósme piętro.
-
A ja nie chciałem... - Spojrzał na Tommy'ego, lecz szybko odwrócił
wzrok, kiedy Ratliff złapał jego spojrzenie. Adam nie dokończył i
zaczął z innej beczki. - Wiem, że to wyglądało jakbym chciał
cię... Ale to nie było tak. W sumie, nie wiem co to było. Ostatnio
robię same dziwne rzeczy. Nie wiem, dlaczego. Nie wiem... Co się ze
mną dzieje? - Wyjaśnił z lekkim drżeniem w głosie. Wiedział, że
Tommy powoduje zamęt w jego głowie. W obecności blondyna często
zapominał się i władzę nad ciałem przejmowało serce zamiast
umysłu.
-
Chyba jesteś zestresowany i zbyt samotny. - Powiedział krótko.
Wypowiadając te słowa myślał nie tylko o Lambercie, ale także o
sobie. Prawdą było, że i jego życie zdominowały te dwa stany
ducha – samotność i stres. W pogoni za szczęściem te dwie
cechy towarzyszą najczęściej, pomyślał i uśmiechnął się.
Podzielił się tą myślą z przyjacielem, co przywróciło radość
ducha i na jego oblicze.
-
Napisz, jak już będziesz wiedział... - Zaczął, a pytający wzrok
przyjaciela zmusił go do kontynuowania myśli. - Jak już poznasz
tytuł utworu. - Dokończył, kiedy wyszli z hotelu.
Zaparkowane
przez Adama auto stało przed gmachem naprzeciw głównego wejścia.
Adam wsiadł do samochodu, a Tommy oparł się o karoserię.
Zauważył, że za wycieraczką widnieje mały biały bilecik.
Zainteresowany, jaka reklama jest teraz modna w ulotkach wyjął go i
rzucił okiem. Niestety, tym razem nie była to propozycja pożyczki
pieniędzy, lecz zapłaty.
-
Chyba dostałeś mandat. - Oznajmił krótko patrząc w kartkę, po
czym wręczył ją przyjacielowi.
-
To przez ciebie. Twe myśli samobójcze kiedyś wyczyszczą mój
portfel do zera.
-
Hej, to nie były... - Sprzeciwił się Ratliff, jednak widząc
rozbawienie Lamberta, zamilkł i też się rozpromienił.
-
Wiem, spokojnie. Ale nie strasz mnie już więcej, jasne? - Pogroził
palcem, a Tommy z uśmiechem pokiwał głową. - A teraz wybacz,
obowiązki wzywają. - Rzekł teatralnie.
-
Więc jedź ostrożnie. - Wziął ręce z dachu i po ostatnich
słowach pożegnania popatrzył, jak czarny mercedes należący do
ojca Adama włącza się do ruchu. Wkrótce auto znikło, a blondyn
poczuł, że musi ostatecznie wyjaśnić kilka spraw. Postanowił
zacząć od Isaaca.
Eeej, dlaczego Adam nie miał wyłączonego telefonu? XD
OdpowiedzUsuńTo chyba jeden z moich ulubionych rozdziałów :) Nie wiem jak mogłaś przerwać im tym telefonem w takiej chwili. A więc pisz dalej i życzę ci dużo weny i czasu, żeby następny odcinek pojawił się szybciej ;)
OdpowiedzUsuńA jakby ci się nudziło to mogłabyś przeczytać chociaż rozdział mojego opowiadania i powiedzieć co mogę poprawić w tłumaczeniu? Byłabym bardzo wdzięczna :) http://opposites-attract-adommy.blogspot.com/
To było świetne. Jak prawie się pocałowali serce zaczęło mi szybciej bić, ale oczywiście ty musiałaś wykombinować telefon :(
OdpowiedzUsuńPisz dalej ;) Weny życzę :)
Awwwww :3 sweet odcinek , tylko ten telefon :c czekam na next :*
OdpowiedzUsuń