piątek, 18 kwietnia 2014

Rozdział 24 - Twe myśli samobójcze

Przepraszam, że tak późno, ale naprawdę ostatnio brakuje mi czasu. Dobra wiadomość jest taka, że maturzyści od 25.04 robią sobie wolne i może będę miała luzy w sQl. Co do świąt, życzę wam wesołych, z jajem i zającem i obfitego lania wody w dyngusa. Tytuł tego odcinka kojarzy mi się z modnym ostatnio w internetach Piesełem, ale chyba nie jest tak śmieszny jak on. A tak w ogóle, to fajnie, że ciągle ze mną jesteście.

Twe myśli samobójcze
Wbiegł po schodach na samą górę i otworzył drzwi prowadzące na dach. Po przekroczeniu progu pierwszym, co poczuł, był lekki powiew zimnego wiatru, zbijający temperaturę spoconego ciała. Rozgorączkowany spojrzał we wszystkie strony, jednak nie zauważył ani żywej duszy. Zrobił kilka kroków w stronę jednego z obszernych kominów hotelu i wtedy go zobaczył: drobna postać o wątłej posturze stała przy krawędzi dachu. Głowa spuszczona w dół spoczywała w dłoniach. Choć nie mógł dostrzec twarzy, wiedział, że jest ona pogrążona w rozpaczy, a gładkie policzki zdobią błyszczące łzy.

Boże, tylko nie to... Zbliżył się o parę kroków, próbując zachować się jak najciszej. Dlaczego on chce to zrobić? Był już kilka kroków od niego, kiedy usłyszał cichy szloch blondyna. Strach i smutek wywołany zachowaniem Ratliffa spowodowały, że z kącika oka mężczyzny spłynęła jedna mała łza.

- Nie rób tego, proszę. - Wyszeptał głośno i zbliżył się jeszcze bardziej, a Tommy opuścił ręce na dół. Lambert delikatnie wsunął swoją dłoń w jego, by uniemożliwić chłopakowi wykonanie skoku.

- Adam. - Rzekł gitarzysta i odwrócił się gwałtownie. Ból głowy spowodował, że lekko się zakołysał, lecz Adam złapał go za ramiona i mocno przytulił do siebie, odciągając przy tym od niebezpiecznej krawędzi budynku.

- Jesteś tu. Tak się bałem, że nie przyjedziesz. - Tommy objął go za bark i wtulił się w klatkę piersiową mężczyzny. Poczuł się bezpiecznie – jak zawsze, kiedy z nim przebywał. Choć jego zdaniem było to surrealistyczne, wiedział, że gdyby pojawiło się teraz w pobliżu jakieś zagrożenie – psychopata z bronią, kosmici czy nawet tornado – Adam byłby w stanie osłonić go własną piersią. W tej chwili jednak cieszył się, że nie jest sam i napawał bliskością, której w ostatnim czasie tak bardzo mu brakowało.

- Przecież wiesz, że nigdy był cię nie zostawił. Jesteś dla mnie jedną z najważniejszych osób w moim życiu. - A może nawet najważniejszą. Dopowiedział w myślach i przytulił go mocniej zatapiając twarz w pachnących włosach.

Przerażenie zniknęło. Adam poczuł pewność, że w jego ramionach Tommy nie jest już w stanie zrobić nic głupiego. Skok z dachu hotelu, do którego tak niewiele brakowało, był teraz odległym wyobrażeniem. Nie wiedział, co skłoniło Tommy'ego do tak desperackiego pomysłu – w tej chwili go to nie obchodziło. Pragnął trzymać go w ramionach przez całą wieczność, jednak nie chciał się zdradzić. Wiedział, że ta słodka chwila musi się skończyć i wiedział, że lepiej będzie, jeśli zakończy ją właśnie on. By nie wzbudzać podejrzeń. Zwolnił uścisk i lekko odsunął głowę, lecz to spowodowało, że Tommy objął go jeszcze mocniej.

- Jeszcze nie. - Odparł głośnym szeptem, a Adam uśmiechnął się lekko. - Może wyda ci się to niemęskie, może nawet gejowskie, ale podoba mi się to.

- Przytulanie?

- No. To sprawia... Chociaż nie. Ty sprawiasz, że czuję się lepiej. - Rzekł, a Adam poczuł radość w sercu. Słowa przyjaciela mu pochlebiały, więc zdecydował się trwać w tej pozycji trochę dłużej i pogłaskał Tommy'ego po plecach. Ratliff natomiast kontynuował. - To dziwne. Nie. Ty jesteś dziwny. - Blondyn odsunął twarz, by popatrzeć w niebieskie oczy. - Jakbyś miał jakieś uzdrawiające moce.

- Może mam. - Odrzekł Adam intrygującym tonem. Widząc ścieżki łez na policzkach Tommy'ego, na twarz Lamberta wróciło zatroskanie i smutek. - Powiedz mi, co takiego zrobiłeś, że chciałeś skoczyć z piętnastego piętra?

- Skoczyć? - Powtórzył i roześmiał się. - Skąd ci to przyszło do głowy? - Zabrał ręce i odsunął się na krok.

- A co to było, jeśli nie próba utraty życia? - Zdenerwował się. - A może chciałeś nauczyć się latać? - Wskazał palcem na krawędź i podszedł do Ratliffa likwidując odległość, jaka ich dzieliła. Spojrzeli sobie w oczy, jednak oboje w inny sposób. Tommy utonął w spojrzeniu Adama – chciał, żeby brunet wyczytał w jego oczach wszystko jak w otwartej księdze. Adam zmarszczył brwi jakby chciał wyszukać w niewinnych oczach odpowiedzi na wszystkie trapiące go pytania – chciał rozwiązać wszystkie zagadki związane z osobą stojącą naprzeciw niego. Nie udało mu się. Jedyna cecha, jaką Bóg mnie zapomniał obdarzyć, to zdolność czytania w myślach. Cholera, co on takiego zrobił?

- Może i mam uzdrawiające moce, ale w pakiecie przydałaby się też zdolność czytania w myślach. Należy ci się solidny opieprz, Ratliff, bo cholernie mnie przestraszyłeś. - Powiedział już spokojnie, a Tommy uśmiechnął się przez łzy. - Powiedz mi, co się stało. - Poprosił, a Tommy spuścił wzrok, a potem znów zrównał go z Adamem.

- Wiesz, że mam lęk wysokości? - Zaczął Tommy z innej beczki. Wprawił Adama w osłupienie. Bo niby co ten fakt ma wspólnego z tajemniczym problemem Tommy'ego Joe? Brunet jednak nie odzywał się, chcąc jak najszybciej dowiedzieć się, do czego gitarzysta zmierza. Tymczasem Tommy cofnął się o krok i poszedł w stronę szerokiego komina, przy którym usiadł. Adam zrobił dokładnie to samo i wbił w niego wzrok zamieniając się w słuch.

- Kiedy mam problem, nawet błahy, zawsze wchodzę gdzieś, gdzie jest wysoko. Patrzę w dół i... Problem znika, a serce i umysł wypełnia tylko strach, obawa, przerażenie... W ten sposób próbuję zwalczyć lęk. Nie udaje mi się to, ale dobra strona jest taka, że problem nie wydaje mi się już taki poważny i jest do rozwiązania.

- A lęk zostaje. - Dopowiedział Adam, po czym nastała chwila ciszy.

- Myślałem, że teraz też tak będzie, ale... Cholera, nie mogę się od tego uwolnić. Nie wiem, co teraz zrobić, a co gorsza – nie wiem, jak to się stało. - Mówił szybko, mówił szybko jakby chciał to z siebie wyrzucić jak najprędzej.

- Tommy Joe. - Położył rękę na jego kolanie i ścisnął lekko. - Uspokój się. Po prostu powiedz.

- To trudne. - Zdenerwował się, co zmniejszyło zakres cierpliwości Adama.

- Wiem, powiedz. - Adam nieświadomie potęgował jego zdenerwowanie.

- Ja...

- Powiedz.

- Cholera, możesz się zamknąć? - Nie wytrzymał i wstał. Nienawidził, kiedy ktoś na niego naciskał. - Kurwa, „powiedz” o „powiedz”. Łatwo ci mówić. To nie ty przespałeś się z facetem, będąc hetero i nic z tego wydarzenia nie pamiętasz, więc się zamknij! - Krzyknął. Poczuł się bezsilny, więc opuścił ręce i spojrzał na Adama, który zastygł w szoku.

- Ty...

- Tak. - Potwierdził, nie dając Adamowi dokończyć zdania, którego nawet nie zaczął.

To takie upokarzające przyznawał się do tego przyjacielowi. Chyba łatwiej byłoby przed księdzem, uznał, chociaż sakramentu pokuty doświadczył zaledwie parę razy w życiu. Teraz było gorzej. Trwająca cisza dobijała go o wiele bardziej niż myśl o tym, co zrobił.

Adam analizował w głowie jego słowa. Nie wiedział, co powiedzieć. Po prostu go zatkało. Przespał się z facetem. Na myśl przychodziły mu obrazy, które wyświetlone w telewizji, byłyby pokryte czerwonymi kwadratami z napisem „+18”. Cały czas musiał sobie przypominać, że jego przyjaciel jest heteroseksualny. Przecież sam to przyznał. Z drugiej strony kilka minut temu powiedział, że lubi przytulanie. Z mężczyzną. Powiedział, że sprawiam, że czuje się lepiej. Może jednak nie jest do końca takim hetero, za jakiego się uważa.

- Nic nie powiesz? - Spytał Tommy niepewnie. Bał się opinii Adama, jednak obawa nie umniejszyła ciekawości.

Głos muzyka wyrwał piosenkarza z zamyślenia. I co ja mam mu powiedzieć? Zapytał sam siebie. Poza tym, że między Tommy'm a innym mężczyzną doszło do czegoś, czego blondyn nawet nie pamięta, Adam nie wiedział nic więcej. Skoro nic nie pamięta, to skąd wie, że coś zaszło? Z chaosu argumentów i kontrargumentów mógłby stworzyć całą rozprawkę na ten temat. Nie mógł podsumowywać jego czynów po usłyszeniu jednego zdania. Nie mógł go oceniać. Musiał dowiedzieć się, jakie były okoliczności tego czynu. Spojrzał na niego i począł bacznie się przyglądać. Bez problemu odszukał spojrzenie brązowych oczu, których głębia sprawiała, że się w niej gubił. Tommy zamknął je na chwilę, a Adam przeniósł wzrok na pełne wydatne usta, które aż prosiły się o pocałunek. Tym razem Adam opuścił powieki, odsuwając od siebie kuszącą wizję unieruchomienia nadgarstków drobnego mężczyzny oraz reszty jego ciała i objęcia tych soczystych warg swoimi. Niejednokrotnie wyobrażał sobie, jak pysznie muszą smakować. Oblizał dolną wargę, kiedy ta myśl do niego wróciła, jednak nie mógł dłużej milczeć.

- Tommy. - Wyrwał blondyna z długiego wyczekiwania, po czym ich spojrzenia snów się skonfrontowały. - Nie mogę cię osądzać. - Stwierdził łagodnie. - Nie, po usłyszeniu dwóch suchych faktów, które wzajemnie się wykluczają. Z jednej strony mówisz, że między tobą, a jakimś mężczyzną doszło do... Czegoś. - Nie mógł znaleźć odpowiedniego słowa. Może nie chciał tego nazywać. Nie wiedział i nie chciał się nad tym zastanawiać. - Z drugiej zaś mówisz, że nic nie pamiętasz. - Zamilkł na moment, czym zmusił Tommy'ego Joe do zastanowienia się. - Nie chcę cię zmuszać, ale jeśli chcesz wiedzieć, co o tym myślę, muszę poznać okoliczności tego zdarzenia. Obiecuję, że nie będę ci przerywał. - Położył prawa rękę na sercu, a drugą podniósł pokazując dwa palce: środkowy i wskazujący.

- Jeśli się odezwiesz, to zakleję ci usta taśmą. - Ostrzegł i przysiadł się do niego, opierając o ciepły komin.

- Okey. - Zrobił mu miejsce i spojrzał w bok – obok wyjścia na dach przysiadł kilka ptaków. W ich tle rysowały się sylwetki budynków z kanonu architektury nowoczesnej, niektóre tak wysokie, że ich czubki rozdzierały płynące z wiatrem chmury.

Tommy Joe zaczął opowiadać swoją historię, ze szczegółami opisując co ciekawsze momenty. Próbował robić to tak, jakby była to bajka czytana dzieciom na dobranoc – z nieprawdziwymi bohaterami i nierzeczywistymi zjawiskami. Jednak w niektórych momentach po prostu się zacinał, nie mogąc się przemóc, by kontynuować. W takich sytuacjach Lambert po prostu spuszczał wzrok i kładł rękę na jego ramieniu. Zjeżdżając w dół, odszukiwał jego dłoń, którą mocno ściskał. To muzykowi pomagało i mógł kontynuować opowieść. Uczestnik Idola nie patrzył na niego – nie chciał go peszyć. Zamiast tego patrzył na ptaki za blondynem, które znacznie bardziej niż obecność mężczyzn interesował papierek po batonie. Widocznie wiatr nie zdążył go ponieść w świat.

Gitarzysta wpatrywał się w inny punkt. Dokładnie naprzeciwko niego, Adama i całego budynku, na którego dachu się znajdowali, wyrastał potężny gmach biurowca. Nie był on szeroki, ale bardzo smukły i sięgał bardzo wysoko. Nie miał okien – cały pokryty był szkłem, które w wyższych partiach odbijało światło i wydawało się lustrem dla sąsiednich budynków. Wpatrywanie się w jeden punkt uspokajało go. Wyobrażał sobie, że poza tym punktem w jego otoczeniu nie ma nic, co ciekawe i godne jednego spojrzenia. Pewnie gdyby utracił ten punkt z zasięgu wzroku lub zmienił obiekt zainteresowania, straciłby wątek i musiał zaczynać od początku historii. Teraz zbliżał się do jej końca.

Adam słuchał z zainteresowaniem. Nie chciał przegapić ani jednego szczegółu, dlatego tworzył w myślach plan wydarzeń. Zwyczaj przeprowadzenia próby na nowym członku zespołu zwany inicjacją wydawał mu się dziwny i niedorzeczny. Pomysł na próbę, który zaproponował Mitchel, wydawał mu się podejrzany. Kiedy Tommy opisał interwencję Isaaca, Adam poczuł najpierw uznanie, potem zazdrość, a następnie żal, że sam nie mógł być tam obecny, by zmusić Tommy'ego do odrzucenia propozycji zakładu. Na końcu Ratliff doszedł do opisu pocałunku. Bardzo szczegółowego opisu. Tego Lambert nie chciał słuchać. Chciał zatkać czymś sobie uszy, jednak wiedział, że to nic nie pomoże. Chciał powiedzieć „Stop. Przestań.”, ale obiecał się nie odzywać. Musiał to jakoś przetrwać, chociaż same słowa wywoływały u niego rumieńce, podniecenie i podwyższały temperaturę ciała. Modlił się, by te objawy nie uwidoczniły się szczególnie w jednej części ciała. Ratliff jednak jak szybko zaczął, tak szybko skończył.

- A potem już nic nie pamiętam. Od tego momentu aż do rana, kiedy się obudziłem, w głowie mam kompletną pustkę. Nic. Ciemność i próżnia.

- Pamiętasz, ile wypiłeś? - Zapytał Adam, próbując odbiec od intymnych spraw. Musiał się opanować, więc wziął głęboki oddech. Pomogło.

- Dużo. - Podsumował. - Nie powiem dokładnie, bo weźmiesz mnie za pijaczynę.

- Chciałbym się z tobą zamienić na głowy. MI urywa się film po pięciu piwach i muszą wyprowadzać mnie z lokalu. - Rzekł, a Tommy się uśmiechnął.

- Coś o tym wiem. - Westchnął z udawaną obojętnością Ratliff i trącił Lamberta łokciem.

- Impreza pożegnalna. - Powiedzieli jednocześnie i wybuchli śmiechem.

- Śpiewałeś coś. Kurczę, co to było? „Our house”? - Przypomnieć sobie blondyn, a piosenkarz podniósł ręce w geście „Nie strzelaj do mnie”.

- Nie mam zielonego pojęcia. Nie pamiętam. - Powiedział rozbawionym głosem, a Tommy spoważniał.

- Powspominamy później. Nie opowiedziałem ci jeszcze wszystkiego.

- No tak. Dawaj. - Rzucił i skrzyżował ręce na piersi.

- Więc. Obudziłem się i sobie leżę, a tu nagle z mojego biodra spada ręka. Kojarzysz to? Odwracam się, a tu facet. Wcześniej zorientowałem się, że w ogóle nie mam bokserek, ale to by był pryszcz, gdybym spał z jakąś laską, ale facet? No. To był dla mnie szok. Ale najgorsze zaczęło się później. Spróbowałem go obudzić, więc go dźgnąłem palcem w ramię. Nic.

- Dźgnąłeś go palcem w ramię? - Adam powstrzymywał się, by się nie roześmiać, jednak nie udało mu się, gdyż wizja Tommy'ego zszokowanego i zdenerwowanego dźgającego palcem innego faceta przypominała mu sprawdzanie widelcem, czy indyk na talerzu w święto Dziękczynienia jeszcze się rusza. Pamiętał, że jego brat Neil zawsze tak robił, kiedy matka wmuszała w niego jedzenie, wstydząc się przed ciotkami i wujkami, którzy zjechali się z całej Ameryki.

- Miałeś się zamknąć. - Pogroził mu palcem i kontynuował.

- Nie obudził się, więc zacząłem potrząsać nim tak jak to robią niektóre laski. Wiesz: potrząsają torebką aż nie wyleci komórka. Podziałało. Zadawałem mu mnóstwo pytań, ale nic nie odpowiedział. Mówił tylko, że ma na imię Alex. I powiedział, że w nocy jego imię pomyliło mi się z imieniem Adam...

- Zaraz, co? - Lambert myślał, że się przesłyszał. Przecież to moje imię... Czyżby...

- A myślisz, że kurwa, nie wiem?! To, co on wygadywał... To było okropne. Nie mogłem tego słuchać. - Ściszył głos. Nie odważył się mówić dalej. Ciągle powracała do niego wizja jego i tamtego mężczyzny w jednoznacznych pozycjach. To obrzydliwe. Dłoń znów zacisnęła się na jego dłoni, co skłoniło go do wypełnienia umysłu obrazami ich przyjaźni. Znów mógł odczuć bezpieczeństwo i ulgę. Znów mógł opowiadać tę historię jako fantastykę, nierealną bajkę. - Mówił podłe rzeczy. Obrzydliwe.

- Co mówił? - Spytał Adam po chwili. Nie był przygotowany na to, co usłyszy.

- Mówił, że było bosko. Powiedział do mnie kochanie. Powiedział, że... Nie spodziewał się, że tak drobne ciało, tak się wyraził, ma tak wielkie możliwości. Spytałem, czy widział mnie nago. Odpowiedział: jak miałem nie widzieć, skoro całą noc cię pieprzyłem?. Nie zapomnę tego do końca życia. - W miarę, jak on mówił coraz ciszej, oddech Adama był coraz szybszy. Lambert wiedział, że nie może zamknąć oczu – jego wyobraźnia działała teraz na zwiększonych obrotach. Tommy także nie mógł się opanować. Chociaż targały nim inne emocje, jego ciało także dawało mu się we znaki. Reszcie opowieści towarzyszyły łzy i szloch. - Powiedział, że byłem ciasny, że to była niesamowita noc. Powiedział, że... Że ssałem jego fiuta i robiłem to z oddaniem. I że mógłbym to robić zawodowo. Zaproponował mi powtórkę. - Ostatnie trzy zdania wypowiedział już w ramionach Adama, w którym przebrała się czara goryczy. Podniecenie zmieniło się w złość i żądzę zemsty. Choć Adam był z natury łagodnym człowiekiem, to kiedy się już zdenerwował, to nic i nikt nie był w stanie go uspokoić.

- Znajdę go i wypruję flaki, kurwa. - Mruknął Adam mocno obejmując Ratliffa i gładząc go po plecach. - Albo nie. Najpierw go wykastruję, a potem wypruję flaki. - Zagroził i zamknął oczy. Chciał się uspokoić, ale serce mu na to nie pozwalało, wyrywając się z piersi.

- Adam, nie myślisz racjonalnie.

- A jak mam myśleć? On cię wykorzystał i zasługuje na karę. - Wstał i odwrócił się do blondyna plecami. Założył ręce na piersi i z groźną miną lustrował wzrokiem krajobraz.

- Masz prawo tak myśleć. - Tommy także wstał i podszedł do Adama, którego mięśnie były napięte jak struna. Położył rękę na jego ramieniu, co sprawiło, że brunet nieco się rozluźnił. Nie odwrócił się jednak. - Ale to nie zmienia faktu, że to moja wina. Więc... Zostawmy to tak jak jest. - Powiedział z trudem i opuścił głowę. Tym razem Lambert wykonał obrót w jego stronę i sam położył dłonie na ramionach blondyna. Ujął jego podbródek i zmusił do spojrzenia w oczy.

- Możemy to zostawić. Ale pytanie, czy sobie z tym poradzisz? - Spytał cicho i czekał.
Odpowiedź nie nadchodziła, a czekanie się wydłużało. Głębia brązowych oczu znów go zaintrygowała. Musiał przyznać, że właśnie te oczy pasowały do reszty twarzy idealnie. Stanowiły kontrast z alabastrową cerą i blond włosami, a w połączeniu z malinowymi ustami wydawały się jeszcze piękniejsze. Dodatkowo teraz, gdy padało na nie światło promieni słonecznych, tęczówki przybierały miodowy odcień, a czarne źrenice stanowiły odbicie duszy. Był... Piękny...

Gubiąc się w niebieskich oczach poczuł ucisk w żołądku. Ten stan nie towarzyszył mu po raz pierwszy w jego towarzystwie. I co ja mam ci powiedzieć? - Spytał w myślach samego siebie. Nie wyrzekł ani słowa. Po prostu patrzył, a twarz zbliżała się do drugiej niezauważenie. Zrównoważone oddechy przyspieszyły, a oczy zostały nieznacznie skryte przez pomalowane kredką powieki. Dzieliły ich centymetry, kiedy nagle jeden z nich odskoczył zakłopotany. Oboje usłyszeli refren utworu „Don't stop me now” zespołu Queen.

- Odbierz. To pewnie ważne. - Rzucił blondyn, kiedy Adam spojrzał na wyświetlacz telefonu, który wcześniej szybko wyciągnął z kieszeni. Kiedy Lambert spojrzał na Ratliffa, ten stał do niego plecami z rękami w tylnych kieszeniach spodni.

- Halo, Kris?

- ej, Adam. Nie chciałbym przeszkadzać w... Czymkolwiek? Ale lepiej, żebyś był już w drodze do rezydencji.

- Co się dzieje? - Rzekł zdenerwowany, ale opanowany.

- Przyjeżdża do nas nowy mentor, który będzie nas przygotowywać do wykonów. Super-gwiazda. Zgadnij, kto?

- Nie wiem. Freddie Mercury wstał z grobu? - Zapytał, wykonując ręką gest w stylu „No, cóż”.

- Nie, to ktoś, kto żyje. Dobra, już powiem, bo nie zgadniesz. To Randy Travis. Kojarzysz typa? Za piętnaście minut wszyscy mają być obecni w wielkiej sali, więc lepiej całuj Tommy'ego na pożegnanie i spadaj.
- Żarty to ty masz wyszukane. - Adam uśmiechnął się lekko i spojrzał przelotnie na blondyna, którego twarz była odwrócona. - Postaram się dotrzeć jak najszybciej.

- Najszybciej. Do zobaczenia.

- Cześć. - Rozłączył się i rozejrzał wokół. Tommy znowu zniknął mu z pola widzenia. Po kilku chwilach wyłonił się zza jednego z kominów z niepewnym uśmiechem. Dało się jednak zauważyć u niego cień zawstydzenia i niepokoju.

- Ja... Muszę jechać. - Podniósł telefon, a następnie schował do kieszeni.

- Sprawy Idola? - Tommy zbliżył się nieznacznie i stanął w bezpiecznej odległości od Lamberta.

- Tak. Mamy nowego mentora. To Randy Travis. Mamy go powitać i...

- Travis? Ten od country? Zaraz... Będziesz śpiewał country?

- Tak. Muszę już iść. Odprowadzisz mnie? Mam tremę. Jeszcze nigdy nie śpiewałem muzyki country... - Mruknął, idąc do windy.

- Więc zrób to w swoim stylu. Co wybrałeś?

- Od tego tygodnia zmieniają nam zasady i sami przygotowują repertuar. Jeszcze nie wiem, co mnie czeka. - Wieszli do windy, a Tommy nacisnął przycisk „0”.

- Przepraszam za to na dachu. Nie chciałem cię przestraszyć. - Powiedział cicho Ratliff, kiedy minęli ósme piętro.

- A ja nie chciałem... - Spojrzał na Tommy'ego, lecz szybko odwrócił wzrok, kiedy Ratliff złapał jego spojrzenie. Adam nie dokończył i zaczął z innej beczki. - Wiem, że to wyglądało jakbym chciał cię... Ale to nie było tak. W sumie, nie wiem co to było. Ostatnio robię same dziwne rzeczy. Nie wiem, dlaczego. Nie wiem... Co się ze mną dzieje? - Wyjaśnił z lekkim drżeniem w głosie. Wiedział, że Tommy powoduje zamęt w jego głowie. W obecności blondyna często zapominał się i władzę nad ciałem przejmowało serce zamiast umysłu.

- Chyba jesteś zestresowany i zbyt samotny. - Powiedział krótko. Wypowiadając te słowa myślał nie tylko o Lambercie, ale także o sobie. Prawdą było, że i jego życie zdominowały te dwa stany ducha – samotność i stres. W pogoni za szczęściem te dwie cechy towarzyszą najczęściej, pomyślał i uśmiechnął się. Podzielił się tą myślą z przyjacielem, co przywróciło radość ducha i na jego oblicze.

- Napisz, jak już będziesz wiedział... - Zaczął, a pytający wzrok przyjaciela zmusił go do kontynuowania myśli. - Jak już poznasz tytuł utworu. - Dokończył, kiedy wyszli z hotelu.
Zaparkowane przez Adama auto stało przed gmachem naprzeciw głównego wejścia. Adam wsiadł do samochodu, a Tommy oparł się o karoserię. Zauważył, że za wycieraczką widnieje mały biały bilecik. Zainteresowany, jaka reklama jest teraz modna w ulotkach wyjął go i rzucił okiem. Niestety, tym razem nie była to propozycja pożyczki pieniędzy, lecz zapłaty.

- Chyba dostałeś mandat. - Oznajmił krótko patrząc w kartkę, po czym wręczył ją przyjacielowi.

- To przez ciebie. Twe myśli samobójcze kiedyś wyczyszczą mój portfel do zera.

- Hej, to nie były... - Sprzeciwił się Ratliff, jednak widząc rozbawienie Lamberta, zamilkł i też się rozpromienił.

- Wiem, spokojnie. Ale nie strasz mnie już więcej, jasne? - Pogroził palcem, a Tommy z uśmiechem pokiwał głową. - A teraz wybacz, obowiązki wzywają. - Rzekł teatralnie.

- Więc jedź ostrożnie. - Wziął ręce z dachu i po ostatnich słowach pożegnania popatrzył, jak czarny mercedes należący do ojca Adama włącza się do ruchu. Wkrótce auto znikło, a blondyn poczuł, że musi ostatecznie wyjaśnić kilka spraw. Postanowił zacząć od Isaaca.



4 komentarze:

  1. Eeej, dlaczego Adam nie miał wyłączonego telefonu? XD

    OdpowiedzUsuń
  2. To chyba jeden z moich ulubionych rozdziałów :) Nie wiem jak mogłaś przerwać im tym telefonem w takiej chwili. A więc pisz dalej i życzę ci dużo weny i czasu, żeby następny odcinek pojawił się szybciej ;)
    A jakby ci się nudziło to mogłabyś przeczytać chociaż rozdział mojego opowiadania i powiedzieć co mogę poprawić w tłumaczeniu? Byłabym bardzo wdzięczna :) http://opposites-attract-adommy.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. To było świetne. Jak prawie się pocałowali serce zaczęło mi szybciej bić, ale oczywiście ty musiałaś wykombinować telefon :(
    Pisz dalej ;) Weny życzę :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Awwwww :3 sweet odcinek , tylko ten telefon :c czekam na next :*

    OdpowiedzUsuń