piątek, 27 listopada 2015

Rozdział 50 - Znasz mnie - znam cię

Przed wami okrągły pięćdziesiąty odcinek. Aż się dziwię, że do niego dobiłam i że wy dobiliście :D
Mało dziś będzie o moim Tommy'm, ale jako że zbliżają się święta, mam dla was wątek rodzinny. Jakbym się spóźniła z następnym materiałem, to już teraz życzę wam wesołych, rodzinnych świąt Bożego Narodzenia i pięknych prezentów pod choinką głównie w postaci biletów na koncert pana A.L.
Oliwia Glamberts Forever Jestem pełna podziwu, jak moje fanfiction wpływa na was. Nie sądziłam, że takie coś w ogóle może się wydarzyć. Kreując tę historię w głowie myślałam: ech, chciałabym stworzyć tak genialną historię jak Marona (autorka Piaskowego Gołębia i Klatki Dla Kolibrów – polecam, bo to moja królowa). Może ktoś by to czytał i przez to mógł się oderwać od codziennej rutyny. Więc dziękuję, podnosicie mnie na duchu. Co do pytania, skąd tyle wiem, o mojej parze... Nie bez powodu podkreślam że to moja para. Prawdziwy Adam Lambert i Tommy Joe Ratliff mają nie wiele wspólnego z tymi z opowiadania. Tylko najważniejsze fakty to... Fakty. To jest fanfiction, Oliwio, więc tworzę tutaj fikcję, która łączy moich idola/idoli. To, co wiem o Adamie, wplatam w opowiadanie, a to, czego nie wiem, wymyślam. Jeśli nie znasz Adama osobiście i nie jesteś w gronie jego najbliższych osób, nigdy nie dowiesz się, co jest prawdą, a co fikcją. Mam nadzieję, że odpowiedź cię zadowala.

Enjoy the story :*

Rozdział 50
Znasz mnie – znam cię

- Twój notes. - Adam wszedł do kuchni akurat wtedy, gdy Tommy zalewał herbatę. Zapach grzanek wypełnił jego nozdrza, kiedy położył zeszyt w rogu stołu. - Moje grzanki. - Uśmiechnięty usiadł przy stole, wyciągając rękę w stronę pieczywa. Już miał go dotknąć, kiedy usłyszał ostrzeżenie.

- Uważaj, oparzysz się. Lepiej weź przez chusteczkę. - Rzekł spokojnie Tommy Joe, stawiając przed brunetem jego ulubiony kubek z logo firmy Apple. - Skoro jedziesz do San Diego, mógłbyś podrzucić mnie do wytwórni. Długo będziesz u rodziców?

- Myślę, że nie. Muszę wziąć resztę ciuchów, położę prezenty pod choinką. Muszę porozmawiać z mamą. Nie odezwałem się do niej po kłótni. Myślę, że Neil też nie wie dokładnie, co się stało. - Rzekł ponuro, chuchając na połówkę tosta, by szybciej ostygł. - Dlaczego chcesz jechać do wytwórni? Przecież dziś wigilia. Ktoś tam dzisiaj pracuje? - Wrócił do tematu wspomnianego przez Ratliffa. Dotychczas brunet myślał, że blondyn już zaczął świąteczne wakacje.

- Jest tam kilku pracoholików. Muszę odebrać od szefowej wynagrodzenie za trasę – wymarzone referencje. Dzięki temu będę mógł rozpocząć karierę jako gitarzysta, tak myślę. No i jeszcze mam ostatnie teksty do oddania. Tak dużo spraw jeszcze jest niezałatwionych... Obawiam się, że nie zdążymy dojechać do Sacramento na czas.

- Zdążymy, obiecuję. Najwyżej... Przekroczymy trochę dozwoloną prędkość. - Odpowiedział żartobliwie wokalista, przegryzając grzankę. - Boże, co sprawia, że one są tak dobre? - Westchnął, kończąc trzecią porcję.

Tommy tylko patrzył, grzejąc ręce o kubek. Nie był typem głodomora. Nigdy nie jadł śniadania. Po wstaniu z łóżka nie miał co ze sobą zrobić. Gotował. Zazwyczaj wyrzucał potrawę nim zjadł ją do końca. Dlatego też teraz cieszył się, że może komuś przygotować posiłek i ten ktoś to doceni. Obserwował z ukrytą radością Adama, który w milczeniu spożywał posiłek. Nigdy wcześniej nie doceniał dzielenia z kimś mieszkania. Nawet Carmen, jedząca jego śniadania, nie wywoływała w nim takiej radości. Ona nie jadła tak śmiesznie jak Adam. Piosenkarz najpierw obgryzał skórki, a dopiero potem smakował miękki środek kanapki. Miał w zwyczaju powąchać napój zanim go wypił. Najpierw wdychał nęcący aromat zawsze ziołowej herbaty, dopiero potem powoli upijał. Zawsze ostrożnie, żeby się nie oparzyć. Tommy samemu sobie się dziwił, że dostrzega takie detale. Może robię to z nudów? A może... Może po prostu mnie to fascynuje? Zestresował się, myśląc o tym. Ten element osobowości Lamberta nie był jedynym, jaki go fascynował. Już wcześniej blondynowi zdarzało się, że przyłapywał się na takich szczegółach. Zawsze potem starał się odsunąć takie myśli jak najdalej od siebie. Zrobił to i teraz. Wstał od stołu i z ponurą miną odstawił pusty już kubek do zlewu. - Skończyłeś już? Możesz wziąć kilka na drogę. - Rzekł obojętnie i wziął od przyjaciela brudny talerz nim ten zdążył przytaknąć.

- Ta-ak. Dzięki. Tak zrobię. Śniadanie było pyszne... Jak zwykle. - Rzekł wstając. - Pomóc ci w zmywaniu? - Spytał, kiedy Tommy zaczął wkładać naczynia do zmywarki.

- Nie ma w czym. Opłuczę tylko kubki z fusów i po kłopocie. - Odparł Tommy, kryjąc pochmurny nastrój. Starał się nie patrzeć na Lamberta. - Ile minut zajmie ci przygotowanie się do drogi?

- Pół godziny? Zrobię sobie make-up i ułożę włosy. - Przeczesał dłonią swoje czarne kosmyki i oparł o futrynę drzwi. Mierzył wzrokiem Ratliffa, który zastygł w bezruchu przy zlewie, zastanawiając się nad czymś. Obserwował, jak ten obraca się w jego stronę, następnie mierzy ze spokojem jego atletyczne ciało i skupia się na twarzy.

- A może... Nie maluj się dzisiaj? Daj swojej twarzy odpocząć od podkładów, pudrów i cieniów. - Zaproponował beztroskim tonem. W głębi duszy zależało mu na tym. Naturalna twarz Adama była piękna. Nie miał żadnego powodu, by zakrywać ją maską.

- Dlaczego? - Spytał z zainteresowaniem Lambert, podchodząc bliżej. Tym razem oparł się o szafki tuż obok zlewu, do którego lała się cienkim strumieniem gorąca woda. - Myślisz, że w makijażu nie spodobam się twojej rodzinie? - Ujawnił pierwszy powód, jaki przyszedł mu do głowy. Nie spodziewał się innego, gdyż samemu Tommy'emu nie powinien zwyczaj Lamberta przeszkadzać – przecież sam się malował.

- Nie, nie chodzi o to. Po prostu... Twój naturalny wygląd jest lepszy od jakiejkolwiek maski. Nie powinieneś go ukrywać. - Poradził przyjacielowi i zabrał się z powrotem do mycia naczyń. Zawstydził się tym, co powiedział, ale Adam upewnił go, że nie powinien tego robić.

- Skoro tak mówisz... - Adam umieścił swoją dłoń między jego dłonią a kranem. - W takim razie uwinę się w nie więcej niż piętnaście minut. - Oznajmił z uśmiechem i prysnął wodą prosto w twarz blondyna, który zmarszczył nos i zamknął oczy. Lambert zaśmiał się, widząc ten grymas. Nim blondyn zdążył wydać kontratak, jego przyjaciel się już ulotnił.

***

Dom rodzinny. Budynek, w którym człowiek spędza całe swoje dzieciństwo. Dom - gniazdo, które człowiek kiedyś opuszcza, by założyć nowe, własne. By zacząć samodzielne życie. Do domu zawsze się powraca. Człowiek zawsze powinien wracać do niego z ciepłem na sercu. W takim razie dlaczego ja czuję tylko smutek i żal? Chłód i nieprzyjemny ucisk organu pompującego krew - przede wszystkim to teraz odczuwał. Nie jestem tu już mile widziany... Stał przed budynkiem w takiej odległości, by móc objąć go całego wzrokiem. Bał się wejść. Bał się, że zobaczy ojca, który obdarzy go złowrogim, pogardliwym spojrzeniem. Dobrze zrób to. Zrobię to. Powiedział sobie w duchu, zachowując zimna krew.

Długo mocował się z zamkiem, po czym stwierdził, że zawsze zakluczone drzwi dzisiaj są otwarte. Czekali na niego? Wewnątrz zdjął buty i kurtkę i rozejrzał się po salonie. Poczuł nęcący zapach cynamonu. Wystrój domu był już w pełni świąteczny. Wielkie czerwone skarpety wisiały nad kominkiem, a choinkowe światełka iskrzyły się kolorowo. Skierował się w tamtą stronę. Bezgłośnie podszedł do tradycyjnie żywego drzewka i z dużej torby, którą miał ze sobą, wyjął kolejno trzy pudła w różnych rozmiarach zawinięte w świąteczny papier. Do każdego pakunku przyklejona była karteczka z imieniem. Prezenty ułożył pod choinką i wstał z kolan, obserwując, jak podarki wyglądają z pozostałymi, które już wcześniej ktoś tam położył.

Kolejnym punktem w programie bruneta było wypełnienie skarpet brata i rodziców słodyczami. Wypakował więc resztę zawartości torby i umieścił dwie wielkie garście rozmaitych słodyczy w każdej skarpecie. W każdej z trzech. Czwartą zostawił pustą. Czwarta była jego. Jedyna, która miała inny kolor. Pogłaskał zielony materiał, wspominając wydarzenia z poprzednich świąt. Zamknął oczy, żałując, że w tym roku nie poczuje rodzinnej magii, jaka była z nim zawsze w tym czasie. Nawet Tommy nie był w stanie tego zastąpić.

- Adam? Więc jednak spędzasz święta z nami? Myślałam, że już nie przyjedziesz... - Leila zauważyła go przypadkiem, idąc do spiżarni po mąkę. Obecność Adama ucieszyła ją jak nigdy wcześniej. A więc jest. Mój syn wrócił do domu. Uśmiechała się przez łzy, ale gdy Lambert odwrócił się w jej stronę, radość zgasła.

- Nie, mamo. Nie będzie mnie na wieczerzy. Ja... Przyjechałem tylko po resztę rzeczy. - Spojrzał na matkę z miną winowajcy. - Położyłem prezenty pod choinką. - Naprawdę mi przykro, mamo. - Rzekł, rozkładając ręce. Leila wykorzystała ten moment i wtuliła się w jego szeroki tors. Wiedział, że tęskniła za nim. On też tęsknił.

- Nie powinno tak być. Rodzina zawsze powinna być razem. - Próbowała się rozzłościć, przeciwstawić. Chciała nawet rozkazać mu zostać na wigilię, ale wiedziała, że nic nie może zrobić. Czas, kiedy mogła na niego wpływać i rozkazywać, już dawno minął. Mimo to ona wciąż widziała w Adamie małego brzdąca z rudymi włosami i piegami na nosie.

- Wiem, mamo. Wiem, że zawsze mogę na was liczyć tak jak wy możecie liczyć na mnie. Ale teraz...

- Rozumiem, synku. Wszystko rozumiem. Może... Dam ci już prezenty. Nie wiem nawet, gdzie teraz mieszkasz, więc nie mogę ci ich zawieźć ani cię odwiedzić. - Stwierdziła ze smutkiem, kiedy Adam nagle zaczął szukać czegoś po kieszeniach. Włożył rękę pod klapę marynarki i namacał w kieszeni papier. Następnie podał matce kilka złożonych kartek.

- Tu jest adres. - Rzekł, kiedy wzięła od niego papier.

- Co to jest? - Spytała, domyślając się. Spróbowała rozwinąć podarek, ale Adam położył rękę na jej dłoniach.

- List. Później przeczytasz. - Uśmiechnął się, kiedy spojrzała na niego ze zmarszczonymi brwiami. Teraz sobie przypomniała. List. Oczywiście! Jak mogłam się nie domyślić.

- Nie piszesz ich często. Spędzisz święta z tym chłopcem? Przez niego nie przyjechałeś do domu na czas.

Jesteś zbyt domyślna, mamo. - Rzekł z zażenowaniem. Nie takiej reakcji się spodziewał. Nie zniechęciła go ona jednak do opowiedzenia o tym, co go teraz najbardziej zajmowało. - Zaprosił mnie na święta do siebie. Może nie czuję się z tym komfortowo, ale... Jestem szczęśliwy, mamo. Szczęśliwy jak cholera. - Nie mógł się powstrzymać przed zdradzeniem najgłębszych uczuć. Kiedy jednak dokończył zdanie, nieoczekiwanie dostał lekkiego klapsa w policzek.

- Nie klnij. To nieładnie. - Kobieta pohamowała go. Mimo iż miał już dwadzieścia sześć lat, wciąż czuła się w obowiązku pilnowania go przed złymi nawykami. Już za chwilę przytuliła go ponownie, zobowiązując się trzymać kciuki za spełnienie w nowej miłości.

- Odwiedzę was po świętach. Wtedy odbiorę prezenty. Wiesz, że gdybym wziął je teraz, odpakowałbym je zaraz po wyjściu z domu. - Wyszczerzył zęby w szczerym uśmiechu.

Niezmiernie się cieszył, że znowu widzi matkę, ale jego wewnętrzne ja wciąż szukało ojca, obawiając się, że za chwilę znów zostanie wyrzucony z domu. Chciał już opuścić dom – uciec niczym spłoszona sarna przed kłusownikiem, ale matka cały czas utrzymywała go w tym samym miejscu, wprowadzając rozmowę na nowe tematy. Uspokoiła go, że Eber pojechał na chwilę do firmy. Zrzędziła, że ojciec rodziny nawet w wigilię nie daje sobie chwili wytchnienia w zarządzaniu wielką korporacją. Adam domyślił się, że jak w każde święta tak i tym razem dostała taką samą odpowiedź. „Leila, ta firma to moje dzieło. Moje dziecko. Zostawiłabyś swoje dziecko na pastwę losu?” Każdorazowo to stwierdzenie wywoływało burzliwą dyskusję, ale wpływ „magicznego czasu” powodował, że żona zawsze ulegała w tej kłótni o nic. Ostatecznie na każdej wigilii byli zawsze razem. Kiedy matka wspominała synowi o jego bracie, brunet bardzo się zafrasował. Neil został poinformowany, że w tym roku nie będzie bił się z Adamem o to, kto ma rozdawać prezenty. Młodszy o trzy lata od Adama Neil zamiast zareagować optymistycznie na wieść, że dostał „dobrą fuchę”, odizolował się od rodziców i w zaciszu własnego pokoju komponował muzykę albo tylko grał na keyboardzie usłyszane gdzieś melodie.

Piosenkarz od razu domyślił się, o co chodzi. Adam zawsze był pewnym rodzajem autorytetu dla brata. Zawsze mieli ze sobą doskonały kontakt, ale z powodu programu i związanego z nim wyjazdu, nieoczekiwanie się on urwał. Lambert domyślił się, że Młody – jak go nazywał – musi czuć się trochę zagubiony. Faktem było, że nikt nie może nikogo wiecznie prowadzić za rączkę. I o ile Adam uświadomił to sobie sam i wybrał własną drogę, o tyle Neila musiał uświadomić ktoś inny. A kto jest lepszy od rodzonego brata?

- Dobrze, mamo. Porozmawiam z nim. Chociaż wiesz, że jest uparty jak ja. Mogę nic nie wskórać. - Zastrzegł na wstępie Lambert. Nic nie obiecywał – jak zwykle. Kiedy próbował dogadać się z Neilem, jakoś zawsze mu się udawało. Mimo to wierzył w siłę „zapeszenia” i wolał dmuchać na zimne.

Oddalając się od wdzięcznej matki, pokonał schody i wszedł bez pukania do pokoju Neila. Nie było go tam. Porozrzucane kartki i otwarte zeszyty do nut szpeciły biurko. Po podłodze walały się ubrania. Adam podniósł podejrzliwie brew i powoli skierował wzrok w kierunku drzwi do własnego pokoju. Czyżby był u mnie? W głowie tlił mu się niecny plan. Nie czekał, by go zrealizować. Z hukiem nacisnął klamkę i wparował do sypialni podczas gdy nieświadomy obecności starszego brata w domu Neil wylegiwał się na wygodnym łóżku. W tej chwili Młody podskoczył w strachu, a na jego twarzy odmalowało się rozdrażnienie tym większe, im więcej słów Adam wypowiedział na przywitanie.

- Nie było mnie kilka tygodni, a ty już przywłaszczyłeś sobie mój pokój? Wiesz, że tylko ja mogę się wylegiwać na moim łóżku. Spadaj! - Prędko rzucił się na łóżko, jednak refleks Neila pozwolił na szybkie usunięcie się z pola zagrożenia. Przesunął się na lewą część łóżka, kiedy Adam zajął jego prawą stronę. Leżeli tak razem kilka minut, oboje w milczeniu.

- Słyszałem, że wyprowadzasz się na stałe, więc się przyzwyczajam do nowego lokum. - Zaczął Neil, by jakoś zacząć rozmowę. Cały czas patrzył w jeden punkt na suficie, bawiąc się palcami swoich dłoni splecionych na brzuchu.

- Słyszałem, że unikasz rodziców od czasu imprezy, którą dla mnie zorganizowali. - Adam także leżał na wznak, ale teraz odwrócił głowę w stronę brata, by poznać jego reakcję. - Co się stało?

- Powiedz, czy się wyprowadzasz na stałe. Chcę wiedzieć. - Rzekł młodszy ostrym tonem, podpierając się na nadgarstku.

- Myślę, że tak. Zabieram dzisiaj resztę rzeczy. - Odpowiedział spokojnie piosenkarz, unikając wzroku Neila.

- A więc wszystko się stało. To przez ojca, tak? Ja wiem. Mam mi o wszystkim opowiedziała. Wiesz, że on się myli! I mimo to dajesz się wyrzucić z domu. To w takim razie ja też się wyprowadzę.

- Neil, posłuchaj mnie. To nie jest wina ojca, matki, czy nawet twoja. To niczyja wina. Ja po prostu podjąłem taką decyzję. Kłótnia nie miała z tym nic wspólnego. - Spróbował wytłumaczyć łagodnie młodszemu bratu sytuację w domu, ale kiedy teraz widział, jak Młody patrzy na niego z góry, stojąc na środku pokoju zadufany w sobie, Adam uznał swoje zadanie za trudniejsze niż zwykle. Mimo to podjął tę próbę po kolejnym wywodzie Neila.

- To wytłumacz mi to. Wytłumacz, dlaczego, od kiedy wróciłeś, nikt do nikogo się nie odzywa? Dlaczego, kiedy tylko wspominam o tobie ojcu czy matce, natychmiast zmieniają temat? Te święta to nie są prawdziwe święta. To jakaś szopka. Bez ciebie wszystko jest na pokaz. - Przyznał z wyrzutem i usiadł na łóżku plecami do brata.

Adam milczał chwilę. Te wiadomości z opóźnieniem dochodziły do jego świadomości. Wyobrażał sobie, jakie będą konsekwencje jego odejścia, ale one musiały się kiedyś wydarzyć bez względu na to, z jakiego powodu. On podjął tylko decyzję. Wybrał własną drogę. Chciał, żeby go wspierali, ale ojciec nie okazał wsparcia. Wydawało się, że to głowa rodziny wywołuje napiętą atmosferę, ale pozostali ją podsycali próbując na siłę przyswoić sobie nawzajem, że Adam nie będzie już osobą codziennie krzątającą się o domu po powrocie z teatru; domownicy nie zobaczą go już wykłócającego się o łazienkę, bo musi mieć lustro, by ułożyć włosy, czy też przedrzeźniającego młodszego brata podczas spożywania śniadania. Skoro Adam pogodził się z konsekwencjami swojej decyzji, oni też będą musieli. Może i zajmie im to więcej czasu niż mnie, ale w końcu wszystko wróci do normy. Powiedział sobie optymistycznie i zsunął się z łóżka tak, by mógł usiąść obok brata.

- Prędzej czy później ty też wybierzesz samodzielność. Każdy ją wybiera. Moja przepustką do samodzielnego życia jest „American Idol”. Wierzę, że i ty swoją znajdziesz, braciszku. Wiesz, że kiedy ktoś zaczyna podążać własną ścieżką, zawsze zostawia coś lub kogoś za sobą. Ale to wcale nie oznacza, że do tego kogoś lub czegoś nie wraca.

- Nie wiem tylko, dlaczego mówisz to mnie. Powiedz to mamie i tacie. To oni zachowują się jakby mieli żałobę. - Oburzył się Neil. Skrzyżował ręce na piersiach i spojrzał na podłogę pokrytą szarą wykładziną. Usłyszał Adama, który zaczął się śmiać, więc spojrzał na niego zdziwiony.

- Właśnie dlatego cię kocham. Bo jesteś moim najlepszym, najmądrzejszym braciszkiem! - Przytulił się do niego, obejmując wokół brzucha.

- No weź się. Chyba brakuje ci faceta, wiesz? - Próbował uwolnić się z kleszczów, ale piosenkarz był na tyle silny, by to uniemożliwić.

- Od czego ma się brata, hahaha... - Zaśmiał się starszy Lambert. Śmiałym gestem zaczął grę, w którą bawili się od dzieciństwa.

Wymieniali się wspólnie docinkami, próbowali obezwładnić się nawzajem. Był to rodzaj walki. Blokowali nawzajem swoje ruchy, nie wymierzając ciosów. Taktykę udoskonalali od dzieciństwa. Teraz oboje byli już dorośli – bitwa osiągnęła najwyższy poziom trudności. I tym razem jak za każdym poprzednim Adam dał młodszemu wygrać. Zablokowanie jednocześnie rąk i nóg przeciwnika oznaczało wygraną. Nagrodą dla zwycięzcy było wypowiedzenie ostatniego najgorszego docinka. Nie od razu Neil wymyślił obraźliwą treść. Adam już dawno zauważył, że z czasem stają się one coraz łagodniejsze. Ale nadal ciekaw był kolejnego kreatywnego pomysłu brata.

- Wygrałem. Jak zawsze. - Rzekł triumfalnie Neil, siedząc okrakiem na bracie.

- Okej, dawaj. Co nie zabije, to wzmocni. - Zaśmiał się, zakrywając ręką oczy i przygotowując się na obelgę.

Młodszy mężczyzna niespodziewanie puścił go. Odbił się od torsu Adama, by wstać. Kiedy powrócił do pozycji stojącej, drugi zaskoczony zmierzył go wzrokiem. Jego młodszy brat nigdy nie zrezygnował z okazji okazania uszczypliwości. Tym razem jego twarz nie była twarzą małego cwaniaka. Młodszy Lambert miał na języku słowa, które miały na celu zbić piosenkarza z pantałyku.

- Mam nadzieję, że facet, dla którego poświęcasz nasze święta, jest ciebie wart. - Rzekł zagadkowo i podał rękę bratu, by pomóc mu wstać.

- Ty... Wiesz? Ale skąd? - Rzekł Adam onieśmielony. Pierwszy raz poczuł się tak przed obliczem brata. Był przyzwyczajony do odwrotnej sytuacji. Teraz poczuł się zagrożony jak człowiek, którego wszystkie sekrety wyszły na jaw.

- Znasz mnie, ale ja też ciebie znam, Adam. Wiem, kiedy jesteś zakochany, a nie często ci się to zdarza. Jak chcesz, mogę pomóc ci w pakowaniu. - Zaproponował po uprzednim porozumiewawczym mrugnięciu okiem.

Nie był dobry w rozmowach o miłości, więc zmienił temat. Przez lata przyglądał się Adamowi, próbował go nawet naśladować, brał przykład. Czasami jednak Adam znikał nie mówiąc nic nikomu. Jednego razu wracał do domu bardzo późno chociaż próby w teatrze nigdy nie trwały cały dzień, nawet generalne. Zdarzało mu się wychodzić, kiedy rodzice kładli się spać. Pewnego razu Neil wyszedł za nim w ciemną noc. W obszernej bluzie z wielkim kapturem był nie rozpoznawalny. Wtedy Adam znikał szybko w następnych uliczkach, zatrzymał się dopiero w Czwartej Alei. Ktoś czekał tam na niego. Mężczyzna. Wtedy brunet z uśmiechem powitał nieznajomego Neilowi człowieka. Podszedł do niego i gorąco pocałował. Neil nie mógł na to patrzeć, więc oparł się tylko o zimną ścianę i czekał. Na co? Na wyjaśnienie? Usłyszał tylko, że idą do Brass Raila. Młody słyszał tę nazwę kilka razy w życiu. To był pub. Nie byle jaki. Pub dla gejów. Od tamtej pory sam dopowiadał sobie historie do niewyjaśnionych zniknięć byłego aktora.

Adam stał osłupiały jeszcze przez chwilę. Neil uznał tę ciszę za zgodę. Przyniósł ze swojego pokoju obszerna torbę i pakował to, co wokalista mu podawał. Były to głównie ubrania. Brunet tymczasem zagłębił się w swoim własnym myślowym światku. Jego myśli tym razem krążyły wokół rodziny.

Neil nigdy się tak nie zachowywał. Czyżby wydoroślał? Doszedł do wniosku, że nawet tak krótka przerwa, jaką było kilka miesięcy spędzonych na udziale w programie telewizyjnym, zmieniła wiele nie tyle w życiu Adama, co Neila. Wokalista zawsze umiał się przystosować: znajdował własne sposoby na oswajanie się z nowymi sytuacjami, także sam wyznaczał sobie kolejne cele. Młody zawsze za kimś podążał. Miesiące, w których był wolny od obecności starszego brata, sprawiły, że dokładnie zastanowił się nad swoim życiem. Tak jak Adam, on też chciał czegoś więcej. Jemu także marzyła się kariera muzyczna, ale w innym kierunku. Starał się zaistnieć na rynku jako producent, menadżer, kompozytor. Wysyłał podania do każdej wytwórni muzycznej. W końcu dostał posadę asystenta realizatora dźwięku i był z tego bardzo zadowolony.

Adam dowiedział się tego wszystkiego podczas pakowania ciuchów. Z jednej strony żałował, że minęły go tak ważne wydarzenia jak realizacja marzeń brata, a z drugiej cieszył się, że swoją nieobecnością wpłynął na jego poważne decyzje. Kiedy skończyli pakowanie, Adam przytulił Neila. Przyznał, że jest z niego dumny. Potem zeszli do salonu. Adam dzierżył w dłoni obszerną torbę z resztą rzeczy. Akurat w tym momencie ich ojciec wyszedł z przedpokoju. Podeszli do siebie i zamilkli. Eber czekał na jakiekolwiek słowa starszego syna, ale Adam nie wiedział, jak zacząć rozmowę. Sądził, że to senior powinien zacząć. Przeprosić. W tej chwili Neil usunął się z „pola bitwy” i uciekł po cichu do kuchni. Zostawił ich samych. Wiadomo było, że mają sobie coś do powiedzenia – niekoniecznie miłego.

- Cześć, tato. - Zaczął obojętnie brunet. Nie czekał na odpowiedź. Wyciągnął z kieszeni klucze i dowód rejestracyjny samochodu ojca. Szybko oddał mu rzeczy i poprosił o swoją własność.

- No tak. Samochód. Trudno będzie mi się odzwyczaić. - Ojciec oddał mu klucze i dokumenty od Maserati z widocznym żalem. Nadal nie wiedział, jak doprowadzić do tematu ostatniej rozmowy, która zakończyła się podwyższonym tonem i trzaśnięciem drzwi. Długo milczał, więc Adam stwierdził, że nie maja sobie nic więcej do powiedzenia i wyminął go, kierując się w stronę wyjścia. - Adam? - Zdobył się na odwagę, by go zatrzymać. Młody Lambert odwrócił się pełen nadziei. Wyczekiwał upragnionych słów, ale nie usłyszał ich od ojca. - Życzę ci udanych świąt. - Powiedział niepewnie, walcząc ze sobą. Wiedział, że stać go na więcej. Ego okazało się zbyt wielkie. Spuścił wzrok, kiedy mina syna zmieniła się w odważną i surową.

- Na pewno takie będą. - Zgodził się. - Ja życzę ci odpoczynku. Chociaż rodzinne grono będzie w tym roku niepełne. Może kiedy mnie w nim zabraknie, zrozumiesz, że w życiu nie liczą się tylko pieniądze. - Rzekł na pożegnanie i zniknął za drzwiami.

Te słowa były trudne do wypowiedzenia. Adam wiedział, że bolały. Nie tylko ojca, ale i jego. Idąc w stronę samochodu otarł pojedynczą łzę, która pojawiła się w kąciku oka. Uśmiechnął się na myśl, że posłuchał rady Ratliffa. Inaczej miałby teraz rozmazany makijaż. Wrzucił torbę na tylne siedzenie sportowego samochodu, który zaparkowany był na poboczu ulicy.


Jaki byłem głupi. Ma zbyt duże ego, by przyznać się do błędu. Jest zbyt pyszny. Ocenił ojca piosenkarz, który sam pokutował za popełnione grzechy. Miał nadzieję, że Eber uświadomi sobie sobie, że życie nie polega tylko na rozsądku i robieniu tego, co słuszne. Najważniejsze są odczucia, doświadczenia, ważny jest każdy dzień, w którym człowiek czuje się szczęśliwy, a nie myśli, co byłoby lepsze dla jego przyszłości, portfela, wygody, bezpieczeństwa. Kiedy człowiek myśli o tylu rzeczach naraz, nie jest szczęśliwy, a jeśli on sam nie jest szczęśliwy, to jak mają być szczęśliwi jego najbliżsi? Ktoś musiał położyć temu kres. To Adam postanowił uświadomić ojcu, że ważne są też marzenia. Chciał mu to udowodnić przez spełnienie własnych i ciężko na to pracował. Kariera i miłość - tylko na tym skupiał teraz swoją uwagę. Nic nie mogło mu przeszkodzić - przecież wierzył w siebie.

piątek, 6 listopada 2015

Rozdział 49 - Sekrety twoje i moje

Kto używa twittera? Wspominałam już, że prowadzę konto i udostępniam tam linki do odcinków. Są tam także moje niekoniecznie dotyczące bloga przemyślenia i odczucia.
Chętnych zapraszam https://twitter.com/AnnaGlambert1
W jednym komentarzu padło pytanie czy wybieram się na koncert Adama Lamberta w Warszawie. Bardzo bym chciała, niestety nie zależy to ode mnie. Jeśli załatwię sobie transport (nie pociąg) to na pewno przybędę do Torwaru. Ech... Negocjacje z rodzicami – skąd ja to znam.
Mam prośbę do Was. Dodajecie komentarz a nie macie konta – podpisujcie się imieniem, nazwiskiem lub jakimś glamtastycznym pseudonimem. Gdyż czasami odpisuję na komentarz i nie wiem kompletnie, do kogo się zwracam. Z góry dzięki :*
A teraz pora na odcinek :D

Sekrety twoje i moje

- Adam...

- Adam...

- Adam...

Słyszał swoje imię już milion razy, ale nigdy nikt nie wypowiedział go tak dźwięcznie. Tommy. Niski zmysłowy głos, a jednak tak dźwięczny.

- Adam...

Tak, mów do mnie. Wymów moje imię nieskończoną ilość razy. Chcę, żebyś je powtarzał.

- Adam...

Dźwięki nachodziły na siebie aż w końcu z miliona takich samych słów zlepiło się jedno wielkie echo. Stało się chaosem, szumem, krzykiem szkodliwym dla uszu i głowy.

- Tommy, przestań! - Krzyknął na całe gardło, jednak wokół siebie nie ujrzał nikogo.

Pokój oświetlały tylko kostki gitarowe zasilone energią światła dziennego. Adam leżał na łóżku na wznak. Patrzył tępo w sufit, myśląc o śnie. Tak, to był tylko sen. Nie było go tu, nie przyszedł. Byłem sam, a jednak z nim. Zwykle nie miewał snów. Kiedy się zdarzały, wróżyły coś złego. Krzyk... Rozluźnił mięśnie i przewrócił się na bok, przodem do kolorowej ściany. Mimowolnie pomyślał o Tommy'm i zapragnął go zobaczyć. Ale przecież nie mógł tam iść. Nie mógł ujrzeć anioła pogrążonego w sennych marzeniach. Bał się.

Usiadł na łóżku niezdolny do ponownego zaśnięcia. Nie wiedział, co robić. Bezczynnie rozglądał się po pokoju. Mimo iż umeblowany, wydawał mu się pusty. Jednoosobowe łóżko, komoda, w której nie zdołał pomieścić wszystkich ubrań. Reszta rzeczy leżała w walizkach w kącie pokoju. Dywan – czerwony jak krew – komponował się z jedną ze ścian. Nocna szafka... Jeszcze nie zdążył z niej skorzystać. Włączał tylko lampę, która na niej stała. Wcześniej nie obchodziło go, co się znajduje wewnątrz mebla, a teraz poczuł się zaintrygowany. Otworzył jedną z szuflad. Jego oczom ukazał się klej w tubce i dwie kostki gitarowe. Czyżby odpadły od ściany? Wziął jedną w kolorze jaśminu i przyjrzał się jej. Nie zobaczył nic szczególnego. Dopiero po odwróceniu strony zaciekawił się. Kostka była pokryta klejem, ale pod warstwą zaschniętej mazi znajdował się ledwie widoczny napis.

- Nadzieja. - Odczytał hasło.

Co to oznacza? Nie rozumiał, dlaczego na kostce znajduje się to słowo, ani dlaczego zostało ono ukryte pod klejem. Czy to jakaś zagadka? Wyjął z szuflady drugą kostkę i odczytał słowo zapisane na plastikowej blaszce koloru turkusu.

- Miłość. - Jak tylko ta informacja doszła do jego mózgu, połączyła się z jedną osobą. Zakotłowało mu się w sercu, więc zamknął oczy. Przedmiot wyleciał mu z rąk wprost do szafy. Zacisnął pięści, a następnie odetchnął głęboko, rozluźniając je. - Popadasz w paranoję, Adam. - Spróbował się uspokoić, zajmując czymś ręce. Mimo próby racjonalnego myślenia umysł ciągle podpowiadał mu: Jesteś zakochany, zakochany, zakochany... Jak głos ze snu. 

Bez namysłu otworzył drugą szufladę. Było tam pełno kartek z niedokończonymi tekstami piosenek lub pojedynczymi myślami spisanymi gdzieś w pośpiechu. Na czubku stosu leżał duży zeszyt formatu A4 oraz kilka długopisów. Lambert wziął go do ręki. Spodziewał się znaleźć w nim prywatne zapiski, ale notes był pusty. Tylko pierwsza strona była wyrwana, ale nie cała. Skrawek kartki został. Był zapisany.

Miłość zagadką, 
pożądanie tajemnicą,
to wszystko jest w tobie.

Takie zdanie widniało w rogu skrawka. Zaintrygowało go. Wpatrując się w pochyłe cienkie litery wstał z łóżka i przeszedł się z zeszytem po pokoju. Kilka razy przeczytał frazę na głos. Pomrukiwał cicho, próbował je nawet zanucić. Słowa były równaniem, a jego rozwiązaniem zdawał się być sam brunet. Pełen miłości, pełen pożądania. Najchętniej przebiłbym tę ścianę i padł przed nim na kolana. A wtedy... Nawet wtedy nie wiedziałbym, co mu powiedzieć. Nie jestem go godzien. Wyrzucał sobie swoje uczucie nie pierwszy raz i nie pierwszy raz myślał, jak wybrnąć z tej sytuacji. Nie mógł się po prostu odkochać, więc zostawała mu tylko jedna opcja. Wykorzystać okazję. Tak, jak próbował wykorzystać wszystkie szanse na miłość. Nagle uderzyło go wspomnienie ich pierwszego spotkania, a potem obraz jego pierwszej miłości. Brad... Zawsze zaczynało się niewinnie.

Tak, jak kiedyś nie spodziewał się, że zakocha się w najpopularniejszym chłopaku w szkole i jak nie myślał o tym, czy kiedyś zwiąże się emocjonalnie ze szczupłym brunetem poznanym w klubie, tak jadąc do parku, by dać upust emocjom, uspokoić się po przesłuchaniu do „Idola”, nie wiedział, że spotka kogoś tak wspaniałego.

Ta miłość była inna. Nieświadomie zaczął porównywać gitarzystę do swoich byłych partnerów. Sytuacja, która zaistniała między nim i Tommy'm Joe, była całkowicie inna. Znałem tamtych chłopaków chociażby z widzenia. Znałem ich twarz, zachowania. Uczucie zawsze przychodziło z czasem, a teraz...
Zakochał się od pierwszego wejrzenia. Widok zranionego, zapłakanego młodzieńca skruszył jego serce i wzniecił w nim płomień miłości. Jego oczy buntowniczo i nieufnie zerkały wtedy na wokalistę. Wahał się, kiedy brunet zaoferował mu pomoc. A potem... Stało się wszystko: pierwsze słowa, pierwsza rozmowa, pierwszy podarunek. Wtedy Lamberta nie obchodziła wartość gitary ani czas, jaki zaczął mu poświęcać. Między nimi wydarzyło się coś. I Adam wiedział, że jest to coś wyjątkowego. Coś, czego strata byłaby ogromnym cierpieniem.

Zawsze, gdy Lambert wpadał w podobne tarapaty, radził się swojej najlepszej przyjaciółki. O dziwo, nie była nią Brooke, ani Allison. Tą przyjaciółką była jego matka. Napływ wspomnień zmienił teraz źródło. Rodzina, choć nieliczna, zawsze go wspierała. Brat brał z niego przykład. Z ojcem był blisko, choć po wyznaniu , że Adam jest gejem, Eber trzymał się na uboczu i w jego kwestii zawsze radził się żony. To Leila, choć była kobietą, utrzymywała w domu porządek. Eber był głową, ale ona szyją. Więc któż miał grać rolę dobrej przyjaciółki w sprawach emocjonalnych dzieci? Mama zawsze daje dobre rady.

Mały Adam nie był jednak na tyle odważny, by porozmawiać z „wszechwiedzącą” twarzą w twarz. Bał się, wstydził. Zwłaszcza, że do czternastego roku życia borykał się z problemem swojej orientacji. W końcu znalazł sposób – napisał list.

***
Wrócił ze szkoły później niż zwykle, ale przekraczając próg domu ani nie przywitał się z bratem, ani nie miał ochoty na żaden posiłek, chociaż mama zaproponowała, że odgrzeje mu obiad. Nie odpowiedział na pytanie, gdzie był, zamknął się w pokoju. I tyle go widzieli...

Trzy godziny później zszedł cicho po schodach i niemal na paluszkach podszedł do kanapy, na której siedziała owinięta kocem Leila, zmartwionymi, pustymi oczyma śledząca obrazy wyświetlane w telewizorze.

- Mamo? - Rudowłosy chłopiec pogłaskał ją po ramieniu, stojąc za kanapą. W ręce trzymał dwie zapisane kartki papieru. Kobieta odwróciła się do niego z troską, sprawdzając, czy nie płakał. Okazało się, że jego policzki są suche, a oczy rześkie. Patrzył trzeźwo na kobietę, ale wzrok miał zlękniony.

- Czy coś się stało, kochanie? - Spytała, głaszcząc jego głowę. Odpowiedź była oczywista, jednak nie wiedziała, czy jej syn jest w stanie ją dać. Adam wziął do ręki dłoń, która go głaskała. Włożył w tę dłoń zapisane kartki i odpowiedział tym samym tonem.

- Mogłabyś mi odpisać na list? To jest ważne. - Powiedział rzeczowo, popchnąwszy kartki w jej stronę. Kiedy na nie spojrzała, już go nie było. Zaniepokojona zaczęła czytać zawiłe litery napisane przez czternastolatka.

Tak młoda głowa, a tak dojrzała. Rodzicielka czytała o sprawie, z którą jej starszy syn miał problem od dłuższego czasu. To był opis jego pierwszej miłości, której tak bardzo się bał. Miłości, która była inna niż wszystkie.

...on jest śliczny, mamo. I taki mądry. Jest z równoległej klasy, ale ciągle mijamy się na korytarzu. Kiedy go widzę, moje serce bije mocniej i czuję, że nie mógłbym rozstać się z nim ani na chwilę. I gdyby nie dzwonek na lekcję, to pewnie by tak było. Podczas lekcji też o nim myślę (pewnie dlatego ostatnio dostałem lufę z matmy, zapomniałem ci powiedzieć)...
Czytając treść zaśmiała się przez łzy. Nawet zła ocena syna nie mogła jej teraz rozzłościć. List był bardzo długi i chwilami nie mogła się doczytać, ale słowa doskonale oddawały emocje chłopca.

...Myślę, że się zakochałem. Ale właśnie tu tkwi problem. Przecież jestem chłopakiem i powinienem zakochiwać się w dziewczynach, prawda? A ja wcale nie znam się na tym, czy dziewczyny są ładne, czy są mądre i czy mi się podobają. Ja nawet nie chcę się w nich zakochiwać, wolę zakochiwać się w chłopakach. Mamo, czy ja mogę zakochiwać się w chłopakach? I czy mogę zakochiwać się w Bradzie? Czy mogę mu o tym powiedzieć? Nie wiem już, co robić. Myślę, że jesteś jedyną dorosłą, której mogę o tym powiedzieć. Po pierwsze, kobieta wszystko zrozumie, a po drugie: nie chcę rozmawiać o tym z nauczycielkami w szkole, bo ich nie znam i mogłyby mnie wyśmiać. Czekam na pisemną odpowiedź w swoim pokoju. Pisz dużymi literami na odwrocie tak, żebym się doczytał. Adam.
Oderwała wzrok od kartki i spojrzała na telewizor. Teraz, gdy był wyłączony, widziała w nim zarys swojej postaci. Nie mogła zobaczyć łez spływających po policzkach i kapiących na kartkę. Wystarczyło, że je czuła. Adam. Mój mały Adaś jest... Inny. Nie! Nie jest. Jest normalny. Jest taki jak wszystkie dzieci w jego wieku. Może się zmieni? A jeśli nie? Nie mogę powiedzieć Eberowi. On nie może się dowiedzieć. Tylko... Co ja teraz powiem Adasiowi? Jak... Wytłumaczę? W tym momencie uświadomiła sobie, jak trudna jest rola matki. Siedziała skulona w fotelu płacząc jeszcze przez chwilę. Przez ten czas uświadamiała sobie, jakie życie ma przed sobą jej syn. Jeśli rzeczywiście jest homoseksualny... To życie będzie wiązać się z wieczną tęsknotą i poszukiwaniem – prawdziwa miłość dotyka przecież tak niewielu ludzi. Najgorsza za to będzie pustka, którą pewnego dnia zauważy w swoim sercu – pustka, której nie będzie mógł wypełnić, bo nigdy nie dozna ojcostwa, bo jego miłość nigdy nie przyniesie owoców.

Kilkanaście minut wystarczyło, by zdobyła siłę. Położyła kartkę na stole i napisała na odwrocie listu kilka słów, ale nie zamierzała wręczać mu jej i odejść bez słowa. Poszła do pokoju Adama. Zastała go siedzącego na łóżku. Obserwował podłogę z rękami położonymi na kolanach. Leila patrzyła chwilę na niego. Znów z jej oczu zaczęły płynąć łzy. Nie chciała, by zobaczył ją w takim stanie, więc szybko podeszła do syna i przytuliła go. Kartki spadły na pościel, lecz młody Lambert szybko je porwał i przeczytał odpowiedź. Widniało tam tylko dwa zdania.

INNY NIE ZNACZY GORSZY. INNY ZNACZY WYJĄTKOWY.

Siedząc na łóżku, tulony przez mamę, poczuł się silny. Teraz już wiedział, że wszystko będzie dobrze.

***

- Adam. Wstawaj! Ech, głuptasie... Obudź się. Adam!

Blondyn próbował obudzić przyjaciela, który zasnął w dość niecodziennej pozycji i jeszcze bardziej niecodziennym miejscu. Kiedy Lambert w końcu otworzył oczy, uświadomił sobie, że siedzi na podłodze obok łóżka. Był w samych majtkach, jednak nie zawstydził się przed przyjacielem swoją nagością. Jego dłoń ściskała coś cienkiego. Kiedy podniósł ją i przypatrzył się przedmiotowi, wystraszył się. Długopis... Długopis...? Cholera! Długopis! List! Tommy!
- Mój Boże... - Mruknął i spojrzał na notes, który poprzedniego dnia wyciągnął z szafki nocnej. Był zamknięty, jednak wiedział, że w środku nadal są zapisane przez niego karty. - Czy możesz się odwrócić, proszę?

- Hahah, jasne. Jeśli się krępujesz... - Ratliff z uśmiechem odwrócił się plecami do bruneta i odczekał chwilę.

W jednej sekundzie Lambert porwał notes i ukrył go pod poduszką, którą z kolei przykrył pościelą. Na szczęście był zamknięty. Gdyby on to przeczytał, byłbym stracony... Odetchnął z trudem i spojrzał w stronę Ratliffa.

- Okej, już. - Stanął przodem do Tommy'ego, który sądził, że Adam się już okrył. Teraz, kiedy się odwrócił i zobaczył go w pełnej krasie, mimowolnie się zarumienił.

- Myślałem... Myślałem, że chcesz się ubrać. - Rzekł słabym głosem. Widok umięśnionego ciała – doskonale wyrzeźbionej klatki piersiowej, silnych ramion, atletycznych łydek i ud... Zaczął się zastanawiać czy czarny kolor rzeczywiście wyszczupla, kiedy jego wzrok padł na właśnie tego koloru bokserki Adama. Uniósł brwi i zamknął oczy, by odciąć się od przyciągającego uwagę punktu. Spróbował skupić się na twarzy przyjaciela. Było to bardzo trudne.

- Krępujesz się? - Spytał wokalista, marszcząc brwi.

- Nie! Dlaczego miałbym... Nadzy faceci mnie nie krępują, jeśli o to ci chodzi. - Wytłumaczył i splótł ręce za plecami, rumieniąc się.

- Skoro tak uważasz... - Adam wyminął go i podszedł do walizki, by poszukać czystej koszuli i dawno nienoszonych czarnych spodni. Tommy powiódł za nim wzrokiem. - Chociaż... Rumieńców człowiek nie dostaje ot tak. Nie wiesz, co zrobić z rękami, więc schowałeś je za sobą, bawiąc się palcami i stoisz napięty jak struna, będąc w tym pokoju tylko ze mną, sam na sam. Więc... Może chcesz mi coś powiedzieć?

- Och, tak, kochanie. Przyznam ci się. Leży mi to na sercu od dawna, ale nie mogłem się zdobyć, żeby do ciebie przyjść i o to spytać. - Odwrócił się do niego z łobuzerskim uśmiechem. Podszedł do Adama, robiąc poważną minę. W miarę, jak się zbliżał, Adam coraz bardziej skupiał uwagę na tym, co zamierza mu oznajmić blondyn. A kiedy Ratliff przybił go do ściany przez samo tylko podejście do niego, a Lamberta ogarnęła fala gorąca, Tommy nachylił się w jego stronę i zniżył głos do szeptu. - Przyszedłem, a ty spałeś. Wtedy i teraz myślałem i myślę o jednej rzeczy, która znajduje się w tym pokoju, ale nie mogę jej dostać.

- Więc jestem rzeczą?

- Oczywiście, że nie. Chodzi o mój notes, w którym zapisuję piosenki. Powinien być w szafce obok twojego łóżka. Mogę? - Spytał, śmiejąc się z Lamberta, którego mina wydawała się zawiedziona.

Jaki byłem głupi, że dałem się tak podejść! Zakochany... Więc aż tak zaślepiony miłością, że zapomniałem, kiedy używa się aktorskich zdolności, a kiedy nie? Uwierzyłem mu, a on chciał tylko notes... Oparł się o ścianę czując się jak idiota. W uszach ciągle dźwięczał mu zmysłowy szept. Szept taki sam jak ten ze snu. Zerknął na sylwetkę Tommy'ego, który szukał czegoś w szafce. Widok uświadomił mu, w jakim niebezpieczeństwie znalazł się tym razem. Podszedł do Ratliffa, który ze smutkiem przeszukiwał dolną szufladę. Były tam tylko zapisane kartki.

- Nie ma go, a przecież zawsze tu był. Nie wiedziałeś może takiego dużego czarnego zeszytu? Dość gruby. Prawie niezapisany.

- Hmm, gdzieś go widziałem... Wiesz co? - To cud, że go nie zobaczył i nie wziął! Taa, w końcu na nim spałem... Ale przecież mógł zauważyć? A może kiedy spostrzegł mnie, szukanie notesu przestało go zajmować? Ucieszył się z fartu, jakiego znów doświadczył. Ostatnio szczęście trzymało się go cały czas. Musiał coś wymyślić, by fart nie poszedł na marne. Chciał odciągnąć Ratliffa od poszukiwań jego własności. - Może ja go poszukam. Pełno tu moich ciuchów, może leży gdzieś pod nimi. A ty zrobisz jakieś śniadanie? Wiesz, że uwielbiam twoje grzanki. - Rzekł ze sztucznym uśmiechem, kiedy Tommy wstał.

- A może poszukam z tobą? Naprawdę go teraz potrzebuję. A ty znowu wykręcasz się od zrobienia śniadania.

- Może, ale bardziej niż przygotowywać śniadania nie chciałbym, byś znalazł moje majtki w panterkę albo dildo. - Próbował zbyć muzyka wymyślonymi argumentami, wyprowadzając go z pokoju. Ratliff skrzywił się tylko, pozwalając Lambertowi odprowadzić się do kuchni.

- Nie wierzę, masz majtki w panterkę? To przecież obleśne! - Stwierdził Tommy z obrzydzeniem. O dziwo, muzyk nie zareagował tak na przykład rzekomego dildo, którego tak naprawdę nie było w posiadaniu wokalisty.

Lambert w końcu pozbył się współlokatora z pokoju. Tommy posłusznie odmaszerował do kuchni dumny z niepowtarzalności swoich grzanek. Podczas przygotowywania posiłku zaczął zastanawiać się, czy Adam rzeczywiście ma coś do ukrycia i gdzie podział się jego notes. Czy Adam go wziął? Czy czytał? Z pozoru czysty zeszyt zawierał coś, co Tommy chciał ukryć przed światem. Jego teksty były w środku. Choć niewidoczne dla oka, jednak znajdowały się w zeszycie. Na pojedynczych kartkach, które przeglądane „na szybko” nie były w stanie odkryć treści. Potrzebował ich. Mimo obowiązków związanych z trasą ciągle był związany z wytwórnią pierwszym kontraktem. Musiał pisać, a ostatnie wydarzenia zajęły go na tyle, że nie miał czasu nic stworzyć. Zostawały teksty zastępcze, które tworzył pod wpływem chwili. Teksty te i inne lądowały na płytach nieznanych artystów. Podpisane nie nazwiskiem twórcy, a wykonawcy piosenki. W każdej wytwórni na stanowisku, jakie zajmował też Ratliff, znajdował się ktoś, kto pisał – pisał w sekrecie, bo ujawnienie takiej funkcji drogo kosztowało. Zaletą była anonimowość i dobre pieniądze. Ale przecież każdy miewa sekrety. Nie tylko wielkie koncerny czy dobrze funkcjonujące firmy, ale każdy człowiek taki jak Tommy czy Adam.

Brunet długo nasłuchiwał, czy Tommy nie wraca do jego pokoju pod kolejnym pretekstem. Po kilku minutach zdobył się na to, by wyciągnąć ze swojej kryjówki czarny zeszyt i wyrwać z niego swoje notatki. Ostrożnie złożył kartki na pół, a potem jeszcze na pół. Schował je do tylnej kieszeni spodni i poszedł do kuchni. On też miał swój sekret. Sekret, o którym Tommy Joe jeszcze nie mógł się dowiedzieć.