Doczekaliście
się. Już pisząc ten odcinek miałam wielką podnietę. Mam
nadzieję, że wy czytając dostaniecie orgazmu. Oczywiście treść
TYLKO DLA OSÓB POWYŻEJ 18 LAT, ZAWIERA TREŚCI HOMOSEKSUALNE
itp., itd. Żeby nie było, że nie uprzedzałam, ale nie będę wam
robić spoileru. Bardzo proszę o opinię, bo strasznie się pysznię
tym odcinkiem. Let's read!
Ok.
Jeszcze nie. W sobotę pojawiały się sneakpeaki na moim tt,
zapraszam, kto jeszcze nie wpadł, a nie mógł się doczekać. Są
tam różne moje przemyślenia, inspiracje i właśnie takie
niespodzianki. https://twitter.com/AnnaGlambert1
One
more: rozpływam się nad waszymi komentarzami! Dziękuję za
serduszka, kocham was. To prawie jakbym była Adamem
Lambertem-pisarzem. Już wiem, co on czuje, kiedy do niego tak ludzie
piszą. Mam nadzieję, że nie doznam żadnych hejtów. No i fajnie
mieć fanów <3
Daję
Wam spokój. Czytajcie, komentujcie itp.
Rozdział
53
Wyższy cel
Iskrzący
ogień w kominku, przygaszone lampy oraz migoczące światełka na choince
kreowały romantyczną atmosferę. Od kiedy dom opustoszał, w
pomieszczeniach zapadła grobowa cisza. Panowała ona także między
dwoma mężczyznami, których ruchy zastygły przez magiczne
działanie zwisającej z sufitu wprost nad ich głowy wiązki
jemioły.
Kontakt
wzrokowy między nimi nie urywał się, a zbliżające się usta
czekały na połączenie. Tommy chciał tego pocałunku. Pragnął go
już od jakiegoś czasu. Tym razem pociąg fizyczny był tak duży,
że blondyn nie był w stanie się powstrzymać. Zbliżał się coraz
bardziej. Zamknął oczy i wtedy poczuł na swoim policzku delikatny
dotyk. Jednak zamiast długo wyczekiwanego gestu usłyszał
rozczarowujące słowa wypowiedziane po cichu:
-
Nie. Nie mogę. - Adam zamknął oczy, czując wstyd. Zrobił to
akurat wtedy, gdy zszokowany blondyn otworzył swoje. - Przecież ci
obiecałem. Przyrzekłem. - Przyznał, zabierając dłoń. Spojrzał
w podłogę, a następnie wykonał krok w kierunku salonu.
Tommy Joe nie mógł na to pozwolić. Tak długo na to czekał. Nie chciał stracić okazji. Akt niemalże desperacji popchnął go do wsunięcia dłoni w dłoń Adama oraz zaciśnięcia na niej palców. W tej chwili zrobiłby wszystko, by go zatrzymać. Nawet cofnąć przysięgę.
- A co, jeśli... - Rzekł, kiedy Lambert obdarzył go podejrzliwym spojrzeniem. Tommy zdobył się na odwagę, myśląc ze zmarszczonymi brwiami o nieodwracalnych skutkach tego, co powie. Powiem to. Chcę więcej. I nic nie mogę na to poradzić. - Co zrobisz, jeśli ją cofnę? Jeśli zwolnię cię z danego słowa? - Rzekł i spojrzał na niego z odwagą mieszającą się z lękiem. Przeszedł śmiało odległość, która ich dzieliła.
- Myślę, że znasz odpowiedź na to pytanie. Prowokujesz mnie przy każdej okazji. Pytanie, czy masz odwagę to zrobić? - Odpowiedział po usłyszeniu kuszącej propozycji. Nie dowierzał. Widział strach w oczach blondyna, który przeczył jego słowom. Nie rozumiał, co muzyk chce osiągnąć. To wyglądało jak otwieranie furtki jego miłości. A może czujesz to samo? Może kochasz mnie tak, jak ja ciebie? Następne słowa miały to osądzić.
- A więc cofam twoją przysięgę. Chcę, żebyś zaprzeczył swojej obietnicy i...
Nie musiał mówić nic więcej. Jego słowa były pozwoleniem, deklaracją. „Chcę ciebie” - deklarowały jego usta, zaróżowione policzki, przymrużone oczy oraz przyspieszony oddech, kiedy piosenkarz przycisnął go do ściany i uniósł podbródek blondyna w swoją stronę.
Tommy opierał się teraz o ścianę, czekając. Patrząc na bruneta jak na obiekt pożądania. Chcę tego. Nie wiem, dlaczego, ale czuję... To pożądanie to głód, który muszę zaspokoić. Jestem głody, Adam. Głody ciebie, przez ciebie... Wyciągnął usta w stronę ust Adama, które błądziły po delikatnej skórze policzków, na swojej drodze zahaczając o miękkie wargi gitarzysty.
Adam opierał lewe przedramię o ścianę za muzykiem, przykładając całą powierzchnię dłoni do jej gładkiej struktury. Drugą ręką obejmował jego szyję, pod palcami wyczuwając przyspieszony puls. Czy ty naprawdę jesteś w stanie mnie pokochać? Muszę się przekonać. Nie mogę dłużej czekać...W przypływie podniecenia objął miękkie wargi, które machinalnie się rozchyliły. Zaczął je pieścić z pasją, a po chwili do masażu dołączył język. Polizał je energicznie, spodziewając się, że Tommy Joe wyjdzie mu na spotkanie. Nie pomylił się. Już po chwili ich języki złączyły się, a namiętny pocałunek przybrał na sile, wywołując dreszcze u obojga. Ich miękkie języki subtelnie ocierały się o siebie wywołując drażniące wibracje. Ich ruchy były szybsze i szybsze, aż w końcu Tommy jęknął z rozkoszy przyciągając Adama jeszcze bliżej, zaplatając swoje ręce na jego karku. Tracili zmagazynowane w ciałach kalorie, które zamieniały się w oddawaną energię. Nie mogli już dłużej. Pocałunkowi zaczęły towarzyszyć sapania spowodowane przez niewystarczającą ilość tlenu w płucach. To Adam zakończył gest stanowczym przygryzieniem warg. Ich zbliżenie jeszcze nigdy nie było tak podniecające.
Brunet odsunął się na kilka centymetrów, wykorzystując moment na wyrównanie oddechu. W tej magicznej chwili spojrzał na Ratliffa, którego oczy wciąż były zasłonięte powiekami o długich rzęsach. Blondwłosy chłopak przeniósł dłonie na klatkę piersiową bruneta. Chciał się upewnić, że serce Lamberta bije w tym samym szaleńczym rytmie. Miał rację. Lęk, który nabył, kiedy był dzieckiem, nie pozwalał mu na otworzenie oczu ani na żaden inny gest. Nie mógł pozwolić sobie na intymność, nie z mężczyzną, którego sam dotyk kiedyś wpędził go w depresję. Ale czy pocałunek już sam w sobie nie jest intymny? Dlaczego chcę tego, czego się boję? Czy mój lęk jest jednocześnie pożądaniem czy jedno próbuje wyprzeć drugie? Wiem tylko, że go pragnę. Tylko pożądam.- Tommy. - Adam nie mógł powstrzymać się od wymówienia tego słodko brzmiącego imienia. Kiedy spojrzysz na mnie swym pięknym pragnącym spojrzeniem, powiem ci, co czuję. Wreszcie powiem ci, że cię kocham. Już się nie boję... Spojrzenie czekoladowych oczu jednak nie przekazywało emocji, jakich się spodziewał. Było przepełnione lękiem. Co gorsza, ten lęk przypominał mu feralne zdarzenie w magazynie – błąd, za który już zapłacił. - Tommy? - Powtórzył imię, zapominając o tym, co sobie postanowił. Oczy ponownie się zamknęły, a blondyn zdjął ręce z torsu wokalisty i uwolnił się z jego objęć. Szybko odszedł w stronę kanapy, na której usiadł, podkulając nogi pod brodę i zatapiając wzrok w widoku płonącego drewna.
Adam nie uwierzył temu, co zobaczył. Jak mogłeś odejść po czymś takim? Odprowadził blondyna wzrokiem, a potem spojrzał tępo w ścianę, do której przed chwila przybił muzyka. To, czego przed chwilą był pewien, znów przykryło się mgłą, jak droga, na której przed chwilą widoczny był cel i teraz zakrył się białymi kłębami. Wokalista nie potrafił rozgryźć zagadki, jaką stanowił dla niego Ratliff. Tę osobę pochłaniały sprzeczności. Najpierw zakazujesz się dotykać, a potem pozwalasz. Całujesz mnie, choć jesteś heteroseksualny. Zapraszasz mnie na święta, ale w aucie nie chcesz wypowiedzieć słowa w moją stronę. Uciekasz od każdego poważnego tematu, nie chcesz rozmawiać o nas. Ja już nawet boję się pytać o nas. Boję się, że mi uciekniesz i już nie wrócisz, a ja zwariuję, szukając ciebie. Dlaczego miłość musi być taka trudna? Walnął pięścią w ścianę, próbując pozbyć się negatywnej energii. Chciałbym czytać w myślach. Może gdybym miał dostęp do twoich, zrozumiałbym, czego ode mnie oczekujesz... Chciał postawić blondwłosemu ultimatum „teraz albo nigdy”, przybić do muru i dowiedzieć się wszystkiego. Skończyło się na tym, że poszedł jego śladem i usiadł obok na kanapie. Ale zaciekawione spojrzenie utkwił w jego osobie, a nie w kominku, którego obraz odbijał się w czekoladowych oczach.
- O czym teraz myślisz? - Zapytał cicho, nie spuszczając z niego wzroku. Pytanie nie wyrwało muzyka ze stanu hipnozy, jednak po chwili salon wypełnił się czystym barytonem.
- O tym, że zapomniałem kupić ci prezentu. I teraz strasznie mi głupio. - Rzekł ze ściśniętym gardłem, nie spuszczając oczu z kominka. Obiecywał sobie, że nie straci ponownie kontroli nad sobą. Dlatego unikał jakiegokolwiek kontaktu z Lambertem.
- Wiesz przecież, że największym prezentem było zaproszenie mnie tutaj. Nie potrzebuję nic więcej. - Uznał swoje słowa za oczywistość, która i dla Tommy'ego powinna być banalnie prosta w zrozumieniu. Blondyn jednak nadal gryzł się z tą sprawą.
- Kiedy jutro rano wszyscy rzucą się do otwierania prezentów, ty nie znajdziesz nic pod choinką. Chciałbym ci zrekompensować jutrzejszy zawód. Ja... - Odwrócił głowę w stronę Lamberta, łamiąc wcześniejsze postanowienia. Zafrasowane spojrzenie speszyło Adama, ale nie odwrócił on wzroku. Czekał na to, co Tommy chce mu powiedzieć. - ...chciałbym dać ci coś jeszcze. Coś lepszego niż przyjacielskie zaproszenie na święta. Powiedz, czego pragniesz? Co mogę ci dać? - Naciskał, odwracając się, a następnie przysuwając do niego. Nie potrafił trzymać się z dala. Jeszcze nie ochłonął po pocałunku. Gorączka nie została stłumiona. Z trudem próbował się jej nie poddać.
- Czego chcę? - Sparafrazował i zamyślił się, choć z góry wiedział, jaką dać odpowiedź. Czego pragnę bardziej niż twojej miłości? - Odpowiedzi. Odpowiedzi na wszystkie pytania, które dręczą mnie od chwili poznania ciebie. - Odpowiedział z uśmiechem. Jego dłoń znów machinalnie powędrowała do policzka przyjaciela, który od razu się w nią wtulił.
- Dobrze. - Zgodził się, już czując odpowiedzialność za swoje dotychczasowe zachowanie. Niektóre czyny zasługują na nagrodę, a za niektóre trzeba słono zapłacić. Zapłacę za swoje, ale zachęć mnie do tego. - Odpowiem. Ale przedtem pocałuj mnie jeszcze raz. Inaczej nie powiem ani słówka. - Postawił swój warunek, na który Adam zgodził się bez zająknięcia.
Czy to jakiś rodzaj zabawy? Ja jestem kotkiem, a ty myszką, która, kiedy już prawie jest w moich pazurach, nagle umyka do czarnych odmętów swojej kryjówki. Pomyślał nim przygniótł swoim ciałem do kanapy ciało Tommy'ego, którego głowa opierała się teraz o jej poręcz. Potem ponownie wpił się w zaróżowione i nabrzmiałe od poprzedniego pocałunku usta tak usilnie pragnące przeżyć nową przygodę. Adam dawał mu to, czego Ratliff pragnął, ale czy to rzeczywiście było pragnienie? Czy może jedno wielkie oszustwo? Spróbował się tego dowiedzieć, kiedy ich języki ponownie zawirowały w dzikim tańcu. Czy chcesz tego samego, co ja, czy tylko mamisz mnie i kokietujesz dla jakiegoś wyższego celu? Jego dłoń spłynęła z kolana na udo, a potem wyżej, by dostać się pod koszulkę, która przykrywała ponętne ciało, którego Lambert tak bardzo pragnął. Nigdy nie pozwoliłeś mi zajść tak daleko. Ciekaw jestem, czy teraz pozwolisz. Odsunął skrawek materiału, a jego palce dotknęły alabastrowo jasnej skóry. Dotknął pięknego ciała, które natychmiast spięło wszystkie mięśnie. Odważny gest wywołał napięcie, które ujawniło się w na pół proszących, na pół rozkazujących ostrych słowach gitarzysty.
- Nie, proszę... Przestań! - Tommy odsunął głowę, przerywając namiętny pocałunek.
Adam poczuł dłoń zaciskającą się mocno na jego nadgarstku i wycofującą go z zakazanej strefy. Tym razem i on się przestraszył, ale nie zmienił pozycji. Nadal trzymał blondyna w objęciach o pochylał się nad nim, czekając na jakiekolwiek wyjaśnienie. Nie wypuszczę cię. Postanowił, choć widział proszące spojrzenie przyjaciela.
- Wiem, jakie pytanie chcesz mi zadać, ale nawet ja nie znam na nie odpowiedzi. - Rzekł gitarzysta, popychając Adama do tyłu, by wrócili do pozycji siedzącej. - Prawda jest taka, że... Poczułem coś. To nie jest miłość. Miłość przecież składa się z wielu różnych emocji, takich jak tęsknota, zazdrość, chęć ochrony drugiego człowieka. Poza tym wiesz, że jestem hetero. Nie mógłbym... Nie potrafiłbym zakochać się w mężczyźnie. - Tłumaczył, patrząc na swoje ręce. Wraz z zagłębianiem się w temat mina jego słuchacza coraz bardziej smutniała.
Adam uświadomił sobie, że to, czym ostatnimi czasy żył, to ułuda – cholerne kłamstwo, które sam w sobie stworzył. On mnie nie kocha. A więc musi być jakiś inny cel. Tommy, dlaczego mnie zwodzisz? Miał wrażenie, że się rozpłacze, ale kiedy podniósł dłoń do oka, stwierdził, że skóra wokół niego jest sucha. Lambert stwardniał jak glina wystawiona na słońce, która za długa tam trzymana zawsze pęknie.
- Więc co to jest? - Adam coraz mniej z tego wszystkiego rozumiał. Teraz to on mógł spytać: czego ode mnie chcesz?. Zaczynał żałować, że chciał poznać prawdę. Może lepiej jest nie wiedzieć wszystkiego...- Pożądanie. - Rzucił muzyk i po raz pierwszy od rozpoczęcia rozmowy spojrzał na Adama. - To bardzo dziwne. Kiedy jesteś blisko, chcę, żebyś znalazł się bliżej, a kiedy próbujesz się zbliżyć, pojawia się ten głupi lęk. O mnie paraliżuje i... Nie wiem już, co robić, wiesz? Chcę, żeby chociaż jedno z nich zniknęło i właśnie dlatego chcę cię prosić o pomoc.
- Tommy, o co ty chcesz mnie prosić? Czy to dlatego, że jestem gejem? Tommy, ja nie wiem... Nie wiem, czy chcę to usłyszeć. - Zamknął oczy, próbując opanować powstały chaos w swojej głowie. Domyślił się już wszystkiego. A jednak istnieje inny, wyższy cel. Tylko dlaczego ja muszę naprawiać błędy twojego ojca? Od jak dawna to planujesz? Nie chciał już nawet myśleć, ale delikatny głos blondyna nie dawał mu o sobie zapomnieć. Zmuszał, by Adam ponownie otworzył swe oczy i spojrzał w te najpiękniejsze na świecie, błyszczące, czekoladowe tęczówki i by ponownie zapragnął jego całego. Dlaczego mi to robisz?
- Pomożesz mi, jakąkolwiek decyzję podejmiesz. Proszę cię o to przede wszystkim dlatego, że jesteś moim przyjacielem. Może zwariowałem, ale chcę poznać, na czym polega fascynacja mężczyznami. Jestem pewien, że to zdusi mój strach w zarodku. Jeśli to dla ciebie za dużo, obiecuję, że już nigdy cię nie sprowokuję i po prostu będę się trzymał z daleka. - Powiedział poważnie i odsunął się na drugi koniec sofy, by Lambert swobodnie oswoił się z tym, co usłyszał.
- Nie ważne, jaką decyzję podejmę. Nasza przyjaźń i tak nie przetrwa. Albo staniemy się kochankami, albo odizolujesz się ode mnie. - Rzekł ze smutkiem, wyłamując palce. Przeszkodził mu w tej czynności Tommy, który przykrył jego dłonie swoją. Obdarzył go przepraszającym spojrzeniem, ale Adam nie zmusił się, by na niego spojrzeć. Patrząc tępo na obcą dłoń o długich palcach z pomalowanymi na czarno paznokciami, wziął ją w swoje dłonie i zaczął cierpliwie głaskać opuszkami kciuków.
Tommy nie powiedział nic więcej. Z prawdziwym żalem patrzył na Adama, który był teraz obrazem nędzy i rozpaczy. Chciał pożałować swojej decyzji, ale wiedział, że jest ona słuszna. Nie długo wyjedziesz. Wygrasz Idola i zostaniesz w L.A., może nawet zawrzesz kontrakty z jakąś nowojorską wytwórnią. Wybierzesz karierę. Każdy by wybrał. Nie wrócisz. Bo do czego? Nasze drogi splotły się przypadkowo, a żaden przypadek nie trwa długo. To jeszcze nie pożegnanie. Mam nadzieję, że nie. Jeśli wybierzesz pierwszą opcję, spotka cię nagroda. Wynagrodzę ci wszystko, co dla mnie zrobiłeś. Jeśli wybierzesz to drugie, tylko przyspieszysz to, co nieuniknione. Kiedy zastanawiał się, jaka decyzja będzie dla nich najlepsza, nagle usłyszał zimny, lekko zachrypnięty głos Lamberta.
- Czy mógłbyś zostawić mnie samego? Potrzebuję trochę samotności. - Poprosił beznamiętnie i wypuścił dłoń Tommy'ego ze swoich rąk. Jego przyjaciel niechętnie wstał.
- Oczywiście. Pójdę pościelić dla nas łóżko. - Poinformował, a Adam spojrzał na niego zdziwiony myśląc, że się przesłyszał.
- Dla nas? - Powtórzył niepewnie, a Ratliff skwitował te słowa uśmiechem.
- Widziałem, jak patrzy na ciebie moja siostra. Gdybym zamknął was w jednym pokoju, rano zostałyby z ciebie tylko strzępki ubrania. Daj spokój, spaliśmy już ze sobą, nie było tak źle. - Ocenił i wskoczył na schody wiodące na piętro. Za chwilę już go nie było.
Po jego zniknięciu Adam odetchnął z ulgą. Uznał prośbę Ratliffa za abstrakcyjną, ale im dłużej się nad nią zastanawiał, tym coraz bardziej się do niej skłaniał. Nie myślał o przyszłości. W swoich słowach Tommy wyraźnie zawarł, że nie będą jej dzielić. To nie jest miłość. To pożądanie. To wcale nie musiało się tak skończyć. Ile romansów kończy się ślubem? Ale nie znał żadnej homoseksualnej pary, której się to przydarzyło. To nie musiało się skończyć źle. Wybór między kochankiem a obcym nie przewidywał trzeciej opcji, ale przecież wszystkie zasady można nagiąć. Obcy – to nie wchodziło w grę. Nie, skoro już zdążył się przywiązać. Nie, skoro zaledwie przez tydzień po kłótni i miesiącach rozłąki podczas trwania „Idola” zdążył za nim zatęsknić miliardy razy. Kochanek – już samo to słowo wprawiało go w dreszcze. Położył się na kanapie i za skrzyżowanymi nogami i rękami za głową wpatrzył się w sufit. W jego oczach jednak zamiast szklanego żyrandola i bieli sufitu stanął Tommy kuszący go wzrokiem i ciałem, spokojnie leżący na łóżku, nagi... To tylko abstrakcja. Zaśmiał się w duchu, przywołując następne myśli. Abstrakcja, która może stać się rzeczywistością. Pomyśl, kochankowie. Zasugerował mu złowieszczy głos ciemniejszej strony jego sumienia. Jak na zawołanie zaraz odezwała się ta jaśniejsza w postaci anielskiego głosiku. Pamiętaj, że już raz władowałeś się w taki układ. Zabrzmiało złowieszczo. Ale wtedy to nie była miłość, a ja Tommy'ego kocham. Zrobię dla niego wszystko. Odpowiedział sam sobie. Nie każdy romans kończył się znudzeniem i rozstaniem. Chociaż jeden takowy miał już za sobą. Tommy jest inny. Ten romans mógłby przekształcić się w miłość. Istniało pięćdziesiąt procent szans, a to zawsze więcej niż nic. Dla Adama też istniał wyższy cel. Choć nadzieja była regularnie gaszona, siła i hart Lamberta nie pozwoliły mu porzucić wyznaczonej sobie ścieżki. Bo chodzi o to, by dojść do celu nawet jeśli palisz za sobą wszystkie mosty.
Tommy Joe nie mógł na to pozwolić. Tak długo na to czekał. Nie chciał stracić okazji. Akt niemalże desperacji popchnął go do wsunięcia dłoni w dłoń Adama oraz zaciśnięcia na niej palców. W tej chwili zrobiłby wszystko, by go zatrzymać. Nawet cofnąć przysięgę.
- A co, jeśli... - Rzekł, kiedy Lambert obdarzył go podejrzliwym spojrzeniem. Tommy zdobył się na odwagę, myśląc ze zmarszczonymi brwiami o nieodwracalnych skutkach tego, co powie. Powiem to. Chcę więcej. I nic nie mogę na to poradzić. - Co zrobisz, jeśli ją cofnę? Jeśli zwolnię cię z danego słowa? - Rzekł i spojrzał na niego z odwagą mieszającą się z lękiem. Przeszedł śmiało odległość, która ich dzieliła.
- Myślę, że znasz odpowiedź na to pytanie. Prowokujesz mnie przy każdej okazji. Pytanie, czy masz odwagę to zrobić? - Odpowiedział po usłyszeniu kuszącej propozycji. Nie dowierzał. Widział strach w oczach blondyna, który przeczył jego słowom. Nie rozumiał, co muzyk chce osiągnąć. To wyglądało jak otwieranie furtki jego miłości. A może czujesz to samo? Może kochasz mnie tak, jak ja ciebie? Następne słowa miały to osądzić.
- A więc cofam twoją przysięgę. Chcę, żebyś zaprzeczył swojej obietnicy i...
Nie musiał mówić nic więcej. Jego słowa były pozwoleniem, deklaracją. „Chcę ciebie” - deklarowały jego usta, zaróżowione policzki, przymrużone oczy oraz przyspieszony oddech, kiedy piosenkarz przycisnął go do ściany i uniósł podbródek blondyna w swoją stronę.
Tommy opierał się teraz o ścianę, czekając. Patrząc na bruneta jak na obiekt pożądania. Chcę tego. Nie wiem, dlaczego, ale czuję... To pożądanie to głód, który muszę zaspokoić. Jestem głody, Adam. Głody ciebie, przez ciebie... Wyciągnął usta w stronę ust Adama, które błądziły po delikatnej skórze policzków, na swojej drodze zahaczając o miękkie wargi gitarzysty.
Adam opierał lewe przedramię o ścianę za muzykiem, przykładając całą powierzchnię dłoni do jej gładkiej struktury. Drugą ręką obejmował jego szyję, pod palcami wyczuwając przyspieszony puls. Czy ty naprawdę jesteś w stanie mnie pokochać? Muszę się przekonać. Nie mogę dłużej czekać...W przypływie podniecenia objął miękkie wargi, które machinalnie się rozchyliły. Zaczął je pieścić z pasją, a po chwili do masażu dołączył język. Polizał je energicznie, spodziewając się, że Tommy Joe wyjdzie mu na spotkanie. Nie pomylił się. Już po chwili ich języki złączyły się, a namiętny pocałunek przybrał na sile, wywołując dreszcze u obojga. Ich miękkie języki subtelnie ocierały się o siebie wywołując drażniące wibracje. Ich ruchy były szybsze i szybsze, aż w końcu Tommy jęknął z rozkoszy przyciągając Adama jeszcze bliżej, zaplatając swoje ręce na jego karku. Tracili zmagazynowane w ciałach kalorie, które zamieniały się w oddawaną energię. Nie mogli już dłużej. Pocałunkowi zaczęły towarzyszyć sapania spowodowane przez niewystarczającą ilość tlenu w płucach. To Adam zakończył gest stanowczym przygryzieniem warg. Ich zbliżenie jeszcze nigdy nie było tak podniecające.
Brunet odsunął się na kilka centymetrów, wykorzystując moment na wyrównanie oddechu. W tej magicznej chwili spojrzał na Ratliffa, którego oczy wciąż były zasłonięte powiekami o długich rzęsach. Blondwłosy chłopak przeniósł dłonie na klatkę piersiową bruneta. Chciał się upewnić, że serce Lamberta bije w tym samym szaleńczym rytmie. Miał rację. Lęk, który nabył, kiedy był dzieckiem, nie pozwalał mu na otworzenie oczu ani na żaden inny gest. Nie mógł pozwolić sobie na intymność, nie z mężczyzną, którego sam dotyk kiedyś wpędził go w depresję. Ale czy pocałunek już sam w sobie nie jest intymny? Dlaczego chcę tego, czego się boję? Czy mój lęk jest jednocześnie pożądaniem czy jedno próbuje wyprzeć drugie? Wiem tylko, że go pragnę. Tylko pożądam.- Tommy. - Adam nie mógł powstrzymać się od wymówienia tego słodko brzmiącego imienia. Kiedy spojrzysz na mnie swym pięknym pragnącym spojrzeniem, powiem ci, co czuję. Wreszcie powiem ci, że cię kocham. Już się nie boję... Spojrzenie czekoladowych oczu jednak nie przekazywało emocji, jakich się spodziewał. Było przepełnione lękiem. Co gorsza, ten lęk przypominał mu feralne zdarzenie w magazynie – błąd, za który już zapłacił. - Tommy? - Powtórzył imię, zapominając o tym, co sobie postanowił. Oczy ponownie się zamknęły, a blondyn zdjął ręce z torsu wokalisty i uwolnił się z jego objęć. Szybko odszedł w stronę kanapy, na której usiadł, podkulając nogi pod brodę i zatapiając wzrok w widoku płonącego drewna.
Adam nie uwierzył temu, co zobaczył. Jak mogłeś odejść po czymś takim? Odprowadził blondyna wzrokiem, a potem spojrzał tępo w ścianę, do której przed chwila przybił muzyka. To, czego przed chwilą był pewien, znów przykryło się mgłą, jak droga, na której przed chwilą widoczny był cel i teraz zakrył się białymi kłębami. Wokalista nie potrafił rozgryźć zagadki, jaką stanowił dla niego Ratliff. Tę osobę pochłaniały sprzeczności. Najpierw zakazujesz się dotykać, a potem pozwalasz. Całujesz mnie, choć jesteś heteroseksualny. Zapraszasz mnie na święta, ale w aucie nie chcesz wypowiedzieć słowa w moją stronę. Uciekasz od każdego poważnego tematu, nie chcesz rozmawiać o nas. Ja już nawet boję się pytać o nas. Boję się, że mi uciekniesz i już nie wrócisz, a ja zwariuję, szukając ciebie. Dlaczego miłość musi być taka trudna? Walnął pięścią w ścianę, próbując pozbyć się negatywnej energii. Chciałbym czytać w myślach. Może gdybym miał dostęp do twoich, zrozumiałbym, czego ode mnie oczekujesz... Chciał postawić blondwłosemu ultimatum „teraz albo nigdy”, przybić do muru i dowiedzieć się wszystkiego. Skończyło się na tym, że poszedł jego śladem i usiadł obok na kanapie. Ale zaciekawione spojrzenie utkwił w jego osobie, a nie w kominku, którego obraz odbijał się w czekoladowych oczach.
- O czym teraz myślisz? - Zapytał cicho, nie spuszczając z niego wzroku. Pytanie nie wyrwało muzyka ze stanu hipnozy, jednak po chwili salon wypełnił się czystym barytonem.
- O tym, że zapomniałem kupić ci prezentu. I teraz strasznie mi głupio. - Rzekł ze ściśniętym gardłem, nie spuszczając oczu z kominka. Obiecywał sobie, że nie straci ponownie kontroli nad sobą. Dlatego unikał jakiegokolwiek kontaktu z Lambertem.
- Wiesz przecież, że największym prezentem było zaproszenie mnie tutaj. Nie potrzebuję nic więcej. - Uznał swoje słowa za oczywistość, która i dla Tommy'ego powinna być banalnie prosta w zrozumieniu. Blondyn jednak nadal gryzł się z tą sprawą.
- Kiedy jutro rano wszyscy rzucą się do otwierania prezentów, ty nie znajdziesz nic pod choinką. Chciałbym ci zrekompensować jutrzejszy zawód. Ja... - Odwrócił głowę w stronę Lamberta, łamiąc wcześniejsze postanowienia. Zafrasowane spojrzenie speszyło Adama, ale nie odwrócił on wzroku. Czekał na to, co Tommy chce mu powiedzieć. - ...chciałbym dać ci coś jeszcze. Coś lepszego niż przyjacielskie zaproszenie na święta. Powiedz, czego pragniesz? Co mogę ci dać? - Naciskał, odwracając się, a następnie przysuwając do niego. Nie potrafił trzymać się z dala. Jeszcze nie ochłonął po pocałunku. Gorączka nie została stłumiona. Z trudem próbował się jej nie poddać.
- Czego chcę? - Sparafrazował i zamyślił się, choć z góry wiedział, jaką dać odpowiedź. Czego pragnę bardziej niż twojej miłości? - Odpowiedzi. Odpowiedzi na wszystkie pytania, które dręczą mnie od chwili poznania ciebie. - Odpowiedział z uśmiechem. Jego dłoń znów machinalnie powędrowała do policzka przyjaciela, który od razu się w nią wtulił.
- Dobrze. - Zgodził się, już czując odpowiedzialność za swoje dotychczasowe zachowanie. Niektóre czyny zasługują na nagrodę, a za niektóre trzeba słono zapłacić. Zapłacę za swoje, ale zachęć mnie do tego. - Odpowiem. Ale przedtem pocałuj mnie jeszcze raz. Inaczej nie powiem ani słówka. - Postawił swój warunek, na który Adam zgodził się bez zająknięcia.
Czy to jakiś rodzaj zabawy? Ja jestem kotkiem, a ty myszką, która, kiedy już prawie jest w moich pazurach, nagle umyka do czarnych odmętów swojej kryjówki. Pomyślał nim przygniótł swoim ciałem do kanapy ciało Tommy'ego, którego głowa opierała się teraz o jej poręcz. Potem ponownie wpił się w zaróżowione i nabrzmiałe od poprzedniego pocałunku usta tak usilnie pragnące przeżyć nową przygodę. Adam dawał mu to, czego Ratliff pragnął, ale czy to rzeczywiście było pragnienie? Czy może jedno wielkie oszustwo? Spróbował się tego dowiedzieć, kiedy ich języki ponownie zawirowały w dzikim tańcu. Czy chcesz tego samego, co ja, czy tylko mamisz mnie i kokietujesz dla jakiegoś wyższego celu? Jego dłoń spłynęła z kolana na udo, a potem wyżej, by dostać się pod koszulkę, która przykrywała ponętne ciało, którego Lambert tak bardzo pragnął. Nigdy nie pozwoliłeś mi zajść tak daleko. Ciekaw jestem, czy teraz pozwolisz. Odsunął skrawek materiału, a jego palce dotknęły alabastrowo jasnej skóry. Dotknął pięknego ciała, które natychmiast spięło wszystkie mięśnie. Odważny gest wywołał napięcie, które ujawniło się w na pół proszących, na pół rozkazujących ostrych słowach gitarzysty.
- Nie, proszę... Przestań! - Tommy odsunął głowę, przerywając namiętny pocałunek.
Adam poczuł dłoń zaciskającą się mocno na jego nadgarstku i wycofującą go z zakazanej strefy. Tym razem i on się przestraszył, ale nie zmienił pozycji. Nadal trzymał blondyna w objęciach o pochylał się nad nim, czekając na jakiekolwiek wyjaśnienie. Nie wypuszczę cię. Postanowił, choć widział proszące spojrzenie przyjaciela.
- Wiem, jakie pytanie chcesz mi zadać, ale nawet ja nie znam na nie odpowiedzi. - Rzekł gitarzysta, popychając Adama do tyłu, by wrócili do pozycji siedzącej. - Prawda jest taka, że... Poczułem coś. To nie jest miłość. Miłość przecież składa się z wielu różnych emocji, takich jak tęsknota, zazdrość, chęć ochrony drugiego człowieka. Poza tym wiesz, że jestem hetero. Nie mógłbym... Nie potrafiłbym zakochać się w mężczyźnie. - Tłumaczył, patrząc na swoje ręce. Wraz z zagłębianiem się w temat mina jego słuchacza coraz bardziej smutniała.
Adam uświadomił sobie, że to, czym ostatnimi czasy żył, to ułuda – cholerne kłamstwo, które sam w sobie stworzył. On mnie nie kocha. A więc musi być jakiś inny cel. Tommy, dlaczego mnie zwodzisz? Miał wrażenie, że się rozpłacze, ale kiedy podniósł dłoń do oka, stwierdził, że skóra wokół niego jest sucha. Lambert stwardniał jak glina wystawiona na słońce, która za długa tam trzymana zawsze pęknie.
- Więc co to jest? - Adam coraz mniej z tego wszystkiego rozumiał. Teraz to on mógł spytać: czego ode mnie chcesz?. Zaczynał żałować, że chciał poznać prawdę. Może lepiej jest nie wiedzieć wszystkiego...- Pożądanie. - Rzucił muzyk i po raz pierwszy od rozpoczęcia rozmowy spojrzał na Adama. - To bardzo dziwne. Kiedy jesteś blisko, chcę, żebyś znalazł się bliżej, a kiedy próbujesz się zbliżyć, pojawia się ten głupi lęk. O mnie paraliżuje i... Nie wiem już, co robić, wiesz? Chcę, żeby chociaż jedno z nich zniknęło i właśnie dlatego chcę cię prosić o pomoc.
- Tommy, o co ty chcesz mnie prosić? Czy to dlatego, że jestem gejem? Tommy, ja nie wiem... Nie wiem, czy chcę to usłyszeć. - Zamknął oczy, próbując opanować powstały chaos w swojej głowie. Domyślił się już wszystkiego. A jednak istnieje inny, wyższy cel. Tylko dlaczego ja muszę naprawiać błędy twojego ojca? Od jak dawna to planujesz? Nie chciał już nawet myśleć, ale delikatny głos blondyna nie dawał mu o sobie zapomnieć. Zmuszał, by Adam ponownie otworzył swe oczy i spojrzał w te najpiękniejsze na świecie, błyszczące, czekoladowe tęczówki i by ponownie zapragnął jego całego. Dlaczego mi to robisz?
- Pomożesz mi, jakąkolwiek decyzję podejmiesz. Proszę cię o to przede wszystkim dlatego, że jesteś moim przyjacielem. Może zwariowałem, ale chcę poznać, na czym polega fascynacja mężczyznami. Jestem pewien, że to zdusi mój strach w zarodku. Jeśli to dla ciebie za dużo, obiecuję, że już nigdy cię nie sprowokuję i po prostu będę się trzymał z daleka. - Powiedział poważnie i odsunął się na drugi koniec sofy, by Lambert swobodnie oswoił się z tym, co usłyszał.
- Nie ważne, jaką decyzję podejmę. Nasza przyjaźń i tak nie przetrwa. Albo staniemy się kochankami, albo odizolujesz się ode mnie. - Rzekł ze smutkiem, wyłamując palce. Przeszkodził mu w tej czynności Tommy, który przykrył jego dłonie swoją. Obdarzył go przepraszającym spojrzeniem, ale Adam nie zmusił się, by na niego spojrzeć. Patrząc tępo na obcą dłoń o długich palcach z pomalowanymi na czarno paznokciami, wziął ją w swoje dłonie i zaczął cierpliwie głaskać opuszkami kciuków.
Tommy nie powiedział nic więcej. Z prawdziwym żalem patrzył na Adama, który był teraz obrazem nędzy i rozpaczy. Chciał pożałować swojej decyzji, ale wiedział, że jest ona słuszna. Nie długo wyjedziesz. Wygrasz Idola i zostaniesz w L.A., może nawet zawrzesz kontrakty z jakąś nowojorską wytwórnią. Wybierzesz karierę. Każdy by wybrał. Nie wrócisz. Bo do czego? Nasze drogi splotły się przypadkowo, a żaden przypadek nie trwa długo. To jeszcze nie pożegnanie. Mam nadzieję, że nie. Jeśli wybierzesz pierwszą opcję, spotka cię nagroda. Wynagrodzę ci wszystko, co dla mnie zrobiłeś. Jeśli wybierzesz to drugie, tylko przyspieszysz to, co nieuniknione. Kiedy zastanawiał się, jaka decyzja będzie dla nich najlepsza, nagle usłyszał zimny, lekko zachrypnięty głos Lamberta.
- Czy mógłbyś zostawić mnie samego? Potrzebuję trochę samotności. - Poprosił beznamiętnie i wypuścił dłoń Tommy'ego ze swoich rąk. Jego przyjaciel niechętnie wstał.
- Oczywiście. Pójdę pościelić dla nas łóżko. - Poinformował, a Adam spojrzał na niego zdziwiony myśląc, że się przesłyszał.
- Dla nas? - Powtórzył niepewnie, a Ratliff skwitował te słowa uśmiechem.
- Widziałem, jak patrzy na ciebie moja siostra. Gdybym zamknął was w jednym pokoju, rano zostałyby z ciebie tylko strzępki ubrania. Daj spokój, spaliśmy już ze sobą, nie było tak źle. - Ocenił i wskoczył na schody wiodące na piętro. Za chwilę już go nie było.
Po jego zniknięciu Adam odetchnął z ulgą. Uznał prośbę Ratliffa za abstrakcyjną, ale im dłużej się nad nią zastanawiał, tym coraz bardziej się do niej skłaniał. Nie myślał o przyszłości. W swoich słowach Tommy wyraźnie zawarł, że nie będą jej dzielić. To nie jest miłość. To pożądanie. To wcale nie musiało się tak skończyć. Ile romansów kończy się ślubem? Ale nie znał żadnej homoseksualnej pary, której się to przydarzyło. To nie musiało się skończyć źle. Wybór między kochankiem a obcym nie przewidywał trzeciej opcji, ale przecież wszystkie zasady można nagiąć. Obcy – to nie wchodziło w grę. Nie, skoro już zdążył się przywiązać. Nie, skoro zaledwie przez tydzień po kłótni i miesiącach rozłąki podczas trwania „Idola” zdążył za nim zatęsknić miliardy razy. Kochanek – już samo to słowo wprawiało go w dreszcze. Położył się na kanapie i za skrzyżowanymi nogami i rękami za głową wpatrzył się w sufit. W jego oczach jednak zamiast szklanego żyrandola i bieli sufitu stanął Tommy kuszący go wzrokiem i ciałem, spokojnie leżący na łóżku, nagi... To tylko abstrakcja. Zaśmiał się w duchu, przywołując następne myśli. Abstrakcja, która może stać się rzeczywistością. Pomyśl, kochankowie. Zasugerował mu złowieszczy głos ciemniejszej strony jego sumienia. Jak na zawołanie zaraz odezwała się ta jaśniejsza w postaci anielskiego głosiku. Pamiętaj, że już raz władowałeś się w taki układ. Zabrzmiało złowieszczo. Ale wtedy to nie była miłość, a ja Tommy'ego kocham. Zrobię dla niego wszystko. Odpowiedział sam sobie. Nie każdy romans kończył się znudzeniem i rozstaniem. Chociaż jeden takowy miał już za sobą. Tommy jest inny. Ten romans mógłby przekształcić się w miłość. Istniało pięćdziesiąt procent szans, a to zawsze więcej niż nic. Dla Adama też istniał wyższy cel. Choć nadzieja była regularnie gaszona, siła i hart Lamberta nie pozwoliły mu porzucić wyznaczonej sobie ścieżki. Bo chodzi o to, by dojść do celu nawet jeśli palisz za sobą wszystkie mosty.
Podjął
już decyzję. Podjął ją zanim usłyszał niecodzienną propozycję
Tommy'ego Joe. Z tajemniczym uśmiechem podszedł do stołu, na
którym pozostały tylko napoje i świąteczne pierniczki wyłożone
na ozdobnym talerzu. Spośród różnych butelek wybrał
niedokończone podczas kolacji wino oraz dwa czyste kieliszki, które
były przyszykowane „na wszelki wypadek”. Następnie udał się
na górę, gdzie przekroczył próg drzwi sypialni blondyna. Ten już
znajdował się w łóżku. Dzierżył w dłoniach grubą książkę,
którą usiłował przeczytać, bijąc się z myślami o Adamie.
Lambert ujrzał go i oparł się o futrynę. Obdarzył blondyna
uwodzicielskim uśmiechem, pokazując skrzyżowane w ręku kieliszki.
Tommy Joe uśmiechnął się w odpowiedzi. Trzymając palce prawej
dłoni na zaznaczonej linijce tekstu, drugą ręką odkrył pościel
po lewej stronie łóżka. Zapraszał go do siebie bez względu na
to, co miał za chwilę usłyszeć. Naprawdę mógłbyś ze mnie
zrezygnować? Przemknęło przez myśl Lambertowi. W odpowiedzi
na zaproszenie oparł głowę o futrynę i odetchnął głęboko
zadowolony. W świetle nocnej lampki wpatrzył się w lśniące,
brązowe tęczówki. Myślę, że nie.
NIESPODZIANKA:
Następny odcinek nie za trzy, nie za dwa, a już za tydzień!
(jak
zwykle w piątek)