piątek, 15 stycznia 2016

Rozdział 52 - Najlepsze życzenia

"Heloł, ic mi"
Glitter Dzięki za linka, twoje opowiadanie jest genialne i bardzo barwne, jeśli chodzi o język.
Oliwia Glamberts ��❤ Mi też przykro, że nie mogę częściej wrzucać odcinków. Niestety, Adommy to tylko moje hobby, które kontynuuję tylko w wolnym czasie. Moje życie jest zdominowane przez szkołę, zapewne wiesz, że jeśli w grę wchodzi nauka, na inne rzeczy zostaje mało czasu. A poza tym nie lubię się spieszyć :P
Dziękuję wszystkim na komentarze, proszę o jeszcze. Przepraszam za rozciąganie fabuły, ale jakoś inaczej mi się myśli nie składają...

Rozdział 52 Najlepsze życzenia

Przez zachmurzone niebo przebijał się tylko biały księżyc. Jego światło było na tyle jasne, że mogli zobaczyć swoje twarze. Ponad dziesięciominutowe oczekiwanie nie przyniosło spodziewanego efektu. Nie ujrzeli ani gwiazdy, ani spóźnionego członka rodziny – Annie Ratliff nadal była wielką nieobecną tego szczególnego wieczoru. Kiedy Tommy Joe zaczął szczękać z zimna, przebierając palcami w kieszeniach obcisłych spodni, Adamowi zaczęła kostnieć dłoń oparta na ramieniu towarzysza. Kurtki nadal utrzymywały ciepło ciała, ale brak rękawiczek obydwu mężczyznom doskwierał jak nigdy.

- Zimniej niż myślałem. - Burknął Tommy i przestąpił z nogi na nogę. Odrętwienie złapało go wcześniej niż Adama, który nadal dzielnie się trzymał.

- Może wrócimy już do domu? Przez te chmury i tak nic nie zobaczymy, a tak jest ciepły kominek i góra jedzenia na stole. - Lambert wyobraził sobie wspaniały widok i zapach. Chciał już wracać. Dlatego cofnął się w stronę drzwi.

- Nie. Musimy zaczekać. Tradycja to tradycja. - Postanowił sobie Ratliff i uparcie tkwił na swoim miejscu. Był zniecierpliwiony, ale chciał wytrwać. Chciał to zrobić dla siostry, bez której nie wyobrażał sobie wieczerzy. Podzielenie się opłatkiem z Annie było dla niego najistotniejszym elementem wigilii. - Musimy znaleźć inne źródło ciepła. - Rzucił, stojąc do Adama plecami. Lambert patrzył na zasłonę włosów z uśmiechem i podziwiał hart ducha przyjaciela.

- Właściwie już je znalazłem. - Odpowiedział cicho brunet.

Adam bez namysłu objął szczupłe ciało, zachodząc gitarzystę od tyłu. Wsunął swe zmarznięte ręce do kieszeni kurtki Ratliffa. Poczuł chłodną skórę dłoni blondyna, kiedy machinalnie splótł swe palce z jego palcami. Muzyk zgodził się na to bez protestów. W pierwszej sekundzie ta bliskość sparaliżowała gitarzystę bardziej niż panujące na dworze zimno. Ale potem paraliż zaczął mijać, aż w końcu Tommy ufnie wtulił się w tors przyjaciela. Głowę oparł na odsłoniętym obojczyku. Taki kontakt przestawał mu być obcy. Z dnia na dzień coraz bardziej się do niego przyzwyczajał, nawet oczekiwał go. Adam odczytywał te oczekiwania jako zachętę. Był coraz śmielszy w swoim działaniu. Blondyn nieświadomie dawał tlen iskrze, która wzniecała w sercu Lamberta ogień miłości. Wigilia okazała się dla nich nie tylko oczekiwaniem na prezenty pod choinką. To było oczekiwanie na taki właśnie kontakt. Lambert chciał go w pełni wykorzystać.

- Ty wcale nie czekasz na pierwszą gwiazdkę, prawda? Czekasz na swoja siostrę. - Stwierdził piosenkarz sam dając odpowiedź na swoje pytanie. Nachylony wprost do ucha Ratliffa wydobywał z gardła cichy szept niezdolny do wyrwania okolicy z błogiej ciszy.

- Co roku się spóźnia, a ja co roku na nią czekam. Dlatego to tradycja. Kiedy przyprowadzam ją do domu, ciocia i wuj zawsze żartują, że ściągnąłem gwiazdkę z nieba i przyniosłem ją do domu. To Annie jest znakiem, e możemy zaczynać święta.

- Jesteś pewien, że tym razem też tak będzie? - Spytał poważnie. Usiłował spojrzeć na Ratliffa, a ten umożliwił mu to, obracając skroń w jego stronę. Mrugnął kilka razy, przez co długie rzęsy zatrzepotały odganiając zimne powietrze. Adam nie zauważył, że to zbłąkana łza zakręciła się w jego oku.

- Mam nadzieję. - Odpowiedział po namyśle. Zakończył rozmowę krótkim uśmiechem. Nie chciał pokazywać, że się martwi. Okazywanie emocji nie było w jego stylu. Adam jednak bez problemu domyślił się, co czuje. Ściśnięcie dłoni Ratliffa było znakiem, że rozumie. Powstała cisza także była bardzo wymowna.

Tommy Joe ponownie poczuł ucisk, który ostatnio towarzyszył mu coraz częściej. Nagle nieobecność siostry stała się zaletą. Zaczęło się liczyć tu i teraz. Tu – przed domem, patrząc w niebo, i teraz – w jego objęciach, czując ciepło bijące z jego ciała. Zamknął oczy, chłonąc to wszystko. Chciał zatrzymać tę chwilę jak najdłużej, choćby na niebie pojawiło się nagle milion gwiazd, a Annie wzywała go do domu na wieczerzę. To odczucie rosło w nim. Zapragnął się nim podzielić. W wypowiedzeniu odpowiednich słów przeszkadzała tylko ekscytacja rozsadzająca głowę i niemogące utrzymać się na wodzy nerwy.

- Adam? - Szepnął głośno, zaciskając w skupieniu powieki. To skupienie wymagało nie małego wysiłku. Poczekał, aż Adam odpowie swoim przeciągłym „hmmm...”, jak to zawsze miał w zwyczaju. Usłyszał je w oprawie melodyjnego głosu, który od jakiegoś czasu wprawiał go w dreszcze. - Dziękuję... Dziękuję, że jesteś. - Po tych słowach rozluźnił się. Zimny wiatr na policzkach przestał mu przeszkadzać. Ciemność i pusta ulica oświetlona tylko kilkoma latarniami kreowały nastrój, którego dopełnieniem była Adam.

Wydawało się, że zimno nie może rozgrzać atmosfery. Adam ośmielony słowami muzyka zaprzeczył tej tezie przytulając swój lodowaty policzek do policzka gitarzysty. Znalazł tylko jeden sposób na odwet za podziękowanie. Subtelnie przyłożył usta do gładkiej powierzchni skóry Ratliffa i odcisnął na niej coś, co ktoś kiedyś pięknie nazwał pocałunkiem. Słusznie pomyślał, że tak najlepiej odda wdzięczność za słowa Ratliffa. Obejmując chłopaka poczuł, jak przez drobniejsze ciało przebiegają dreszcze i stwierdził, że nie jest to spowodowane przez wiatr. Uśmiechnął się pod nosem wdychając zapach puszystych włosów przyjaciela. Cieszył się, że Ratliff nie protestuje, a nawet, że mu się to podoba. Był ciekaw, co dzieje się teraz w jego głowie. Czy Ratliff jest obojętny wobec tego gestu, czy się go boi, a może pragnie więcej? Tommy, jesteś nieodgadniony. Zapewne uśmiech, który zagościł właśnie na obliczu Ratliffa odpowiedziałby mu na liczne pytania, które sobie zadawał, ale było to niemożliwe z powodu pozycji, jaką przybrali.

Lambert spojrzał rozmarzony na niebo. Z uśmiechem obserwował płynące chmury, podczas gdy Tommy prawie spał na jego ramieniu. Firmament zasłaniały ciemne kłęby o dziwnym, pociągłym kształcie. Księżyc i miliony gwiazd schowane były za nimi, ale zadaniem wiatru było właśnie przegnanie czarnych poczwar, by wskazać najpiękniejsze konstelacje. I właśnie to zrobił. Nagle między chmurami wytworzyła się przerwa, która odsłoniła rąbek granatowego nieboskłonu.

- Tommy, patrz! - Rzekł, wytrącając blondyna z błogiej nirwany. - Gwiazdy... - Zwrócił uwagę przyjaciela, który otworzył oczy i zadarł głowę do góry.

- Która z nich jest naszą pierwszą gwiazdką? - Spytał naiwnie obserwując skrawek nieba. Szmat czasu nie patrzyłem w gwiazdy. Zapomniałem już, jakie są piękne... Chłonął widok z uśmiechem, gdy Adam wysunął z jego kieszeni swą dłoń i wskazał na nieboskłon.

- Może ta. Najmniejsza. Ledwo ją widać. Widzisz ją? - Celował serdecznym palcem w przestrzeń. Tommy także wyciągnął swoją dłoń, by wskazać tę, która najbardziej mu się podobała.

- Ta jest za mała. Wybierzmy inną. Największą. Nim zniknie. - Wyszukał wzrokiem gwiazdę, którą dopiero odkryły chmury. - O ta. Widzisz? Ta duża. Nazwij ją jakoś! - Rozkazał i odsunął się, by ujrzeć twarz Adama. Tak, jak się spodziewał, wyrażała radość.

- Ta gwiazda? Widzę ją. Jaśniejsza od innych. Śliczna jak...

- Jak brokat?

- Jak ty...

- jak ja? - Dotychczas oboje patrzyli na gwiazdę. Do momentu, gdy Tommy uznał, że się przesłyszał. Powtórzył słowa zaskoczony i spojrzał zaciekawiony na Lamberta, który uzmysłowił sobie, co powiedział.

Brunet powoli odwrócił wzrok w stronę przyjaciela. Za późno, by się wycofać. Speszony ty, co powiedział, zbliżył się do blondyna o krok. Tommy poczuł napięcie. Muzyk skrzyżował ręce na piersi w oczekiwaniu na potwierdzenie, zaprzeczenie lub jakiekolwiek wytłumaczenie.


- Tommy... Ja... - To właściwy moment. By mu to powiedzieć. Najwłaściwsza chwila. Nie mogę dłużej tego ukrywać. - Ja... - Zrób to, Adam. Powiedz mu to! - Chcę ci coś powiedzieć...
Mierzyli się wzrokiem jeden myśląc, jak się wyrazić, drugi – oczekując wyjaśnień. Brunet czuł, że spojrzenie Tommy'ego odbiera mu resztki odwagi. Napięcie sięgnęło zenitu, kiedy drzwi frontowe domu otworzyły się cicho i przez szparę stworzoną z futryną wysunęła się najpierw głowa, a potem całe ciało gospodarza domu. Adam spojrzał na niego z ulgą i spróbował opanować oddech. Tymczasem mina Tommy'ego wyrażała zawód jakby jego krewny zagrał rolę nieproszonego gościa. Pan Ratliff stanął między nimi tylko z powodu połączenia telefonicznego, którą przed chwilą zakończył. Dzwoniła Annie. Miała złą wiadomość.

- Nie musisz już czekać, Tom. Annie nie przyjedzie... Dzisiaj. - Rzekł ze smutkiem. Życzliwy uśmiech, jakim obdarzył właśnie Lamberta, nie pasował do jego nastroju.

- Skąd wiesz? Dlaczego? - Kiedy Tommy to usłyszał, wszystko inne, razem z poprzednim tematem, przestało się liczyć. Patrzy teraz nieobecnym wzrokiem, słuchając wyjaśnień wujka. Lambert natomiast oddychał z ulgą szczęśliwy, że udało mu się wymigać od niezręcznego wyznania. Ale wciąż nie pozbył się emocji zrodzonych przy poprzednim temacie. Wiedział, że to przypadkowe przerwanie rozmowy już się nie powtórzy. A do tego tematu będą musieli jeszcze wrócić.

- Przed chwilą odebrałem telefon. Annie jest w Waszyngtonie. Z powodu śnieżycy odwołano wszystkie loty, więc musi zaczekać do rana. Padła jej komórka, a dopiero teraz włączyli prąd. Dzwoniła z hotelu. - Poinformował. Dał parze do zrozumienia, że mogą już zasiąść do stołu.

Tommy odetchnął. Choć ostatnie, spędzone z Adamem chwile oderwały go od rozmyślań o siostrze, to teraz jednocześnie martwił się i złościł na nią za wieczne spóźnienia i niedotrzymywanie obietnic. Zapachy dochodzące ze stołu lekko otępiły jego zmysły. Na każdym talerzu spoczywał już opłatek. Teraz wziął swój do ręki i spojrzał na odbity na nim obrazek stajenki. Kolejny rok wyznawania zabobonów. Czasami chciałbym im powiedzieć prawdę i zjeść zwykłą kolację bez tego kawałka z mąki i wody. Zaraz potem uświadomił sobie, że nie może tego zrobić. Nie mógł zawieść swoich przybranych rodziców. Wystarczyło, że robiła to już jego siostra. Po wujku Henry'm i cioci Klarze kolej na składanie życzeń przeszła na niego. Wstał od stołu przykrytego białym obrusem i wziął głęboki oddech. Ponownie przybrał swoją coroczną uroczą minę i skierował wzrok na wujostwo.

- Ciociu, wujku. Chciałbym życzyć wam, aby wasza miłość pogłębiała się z każdym kolejnym dniem. Żebyście żyli ze sobą w zdrowiu i razem z radością witali słońce o poranku i żegnali księżyc wieczorami. Życzę wam, by domowe ognisko, jakie stworzyliście, kiedy zamieszkałem tu z Annie, nigdy nie zgasło. Kocham was. - Kiedy skończył, cioci Klarze jak zwykle napłynęły do oczu łzy, a wujek w jej i swoim imieniu podziękował.

Potem Tommy spojrzał na Adama. Dopiero teraz zauważył, że brunet zajął miejsce Annie. Siedział tuż obok niego. Chciał odczytać pragnienia Adama, to, czego mógł mu teraz życzyć, ale brunet patrzył tylko na starszą parę. Patrzył z westchnieniem i jakimś dziwnym sentymentem. Patrzysz na nich jakbyś chciał być na ich miejscu. Jakbyś pragnął tak się zestarzeć. Z kimś kochanym u boku. Po zaledwie kilku sekundach takich rozmyślań wzrok Adama zwrócił się ku blondynowi, dając niemą odpowiedź jego rozmyślaniom. Ze mną? Nie, jesteś moim przyjacielem. Wiesz o tym. I ja o tym wiem. Nie dał po sobie poznać strachu, które wywołały te myśli. Na potwierdzenie wypowiedział głośno to, czego przestawał być pewien.

- Adam. Wiesz, że jesteś moim najlepszym przyjacielem, prawda? - Zapytał, a Adam przytaknął z wymuszonym uśmiechem. - Mam nadzieję, że zawsze nim będziesz, bo nikt tak jak ty nie potrafi podnosić na duchu. - Stwierdził, by rozluźnić podniosłą atmosferę, ale nie udało mu się. Jego przyjaciel posmutniał i spuścił wzrok, bo obejrzeć wykwintną zastawę na stole. Tommy zrozumiał wtedy, że to wyznanie było błędem, który spróbował naprawić. - Ale do rzeczy... Życzę ci, by spełniły się wszystkie twoje marzenia. Nie tylko te dotyczące kariery, bo na pewno wygrasz „Idola...” …

- Święte słowa, Tommy. - Wtrąciła gospodyni z uśmiechem popierając blondyna.

- Życzę ci, żebyś znalazł to, czego szuka twoje serce. Myślę, że jest to prawdziwa, odwzajemniona miłość. - Oparł dłoń na ramieniu Lamberta, a wtedy Lambert ponownie obdarzył go zaciekawionym spojrzeniem. Oczy blondyna wyrażały szczerość. Powaga w głosie mówiła o pewności tych słów. - A poza tym zdrowia, szczęścia, pomyślności i innych banalnych, ale ważnych rzeczy. - Usiadł, przewracając oczami.

- I to się przyda. - Odpowiedział żartobliwie Lambert. Potem ukradkiem położył dłoń na zewnętrznej stronie uda przyjaciela. Tommy o mało nie podskoczył przez gwałtowny gest. Stres błyskawicznie objął jego ciało jak zawsze w przypadku takiego dotyku. Spojrzał buntowniczo na Adama, który cichym, lecz wciąż melodyjnym głosem wypowiedział dwa słowa...

- Dziękuję ci. - ...a potem wstał i złożył swoje życzenia pozostałym. - Więc... Przede wszystkim chciałbym podziękować wam wszystkim za to, że mogę tu być, że przyjęliście mnie pod swój dach w ten szczególny świąteczny czas. Życzę wam, by nieobecność Annie nie przeszkodziła spędzić tych świąt w rodzinny, ciepły sposób. By te święta jak i cały następny rok upłynął wam w zdrowiu i szczęściu i żeby w tym czasie spełniły się wszystkie wasze plany i marzenia. - Obdarzył rodzinę Ratliffów ciepłym spojrzeniem, a Klara i Henry zaklaskali radośnie podobnie jak przy życzeniach Toma. Adam dopiero teraz spojrzał z góry na blondyna, który spoglądał na niego przez cały ten czas. - I zostałeś mi ty. Nie potrafię układać tak pięknych życzeń jak ty, ale myślę, że to, czego najbardziej potrzebujesz, odnajdziesz sam, bez niczyjej pomocy. Życzę ci, żeby przeszkód w twoim dążeniu do celu było jak najmniej, a sam cel był nie mniej ekscytujący jak wędrówka. - Powiedział tajemniczo i usiadł, nie spuszczając wzroku z gitarzysty. Tommy spojrzał na niego z uśmiechem, nie doszukując się w życzeniach ukrytego sensu.

- A jednak twoje życzenia były piękniejsze niż moje. Kłamca. - Lekko uderzył Adama pięścią w ramię, a Lambert zaśmiał się w odpowiedzi. Potem wszyscy usłyszeli słodkie „dziękuję” z ust blondyna.

Miły wieczór, który rozpoczął się życzeniami i podzieleniem opłatka, został uświetniony wielkim indykiem, którego porcje rozdzielił między wszystkich Ratliff senior. Wigilia przebiegała w miłej atmosferze, choć nie unikano smutnego wątku wielkiej zaginionej. Wszyscy żałowali, że nie mogła dotrzeć do domu u ten wieczór musi spędzać sama. Jedynym, który dostrzegał zalety nieobecności dziewczyny, był Adam. Dzięki temu zdobył możliwość zwrócenia na siebie większej uwagi przez Ratliffa. Chwytał każdą, by to zrobić. Miał nadzieję, że do jutra będzie ich jeszcze wiele.

Smakołyki szybko znikały ze stołu. Tommy, choć dobrze radził sobie w kuchni, już dawno nie jadł takich frykasów. Najbardziej lubił próbować sałatek ciotki. Ich różnorodność zawsze go zachwycała. Teraz nie chciał nawet ich tknąć, choć ciocia co chwilę wmuszała w niego lub Adama poszczególne dania. Kiedy skończyli jeść, przenieśli się na kanapę. Starsi zajęli wielką białą sofę, a Tommy i Adam rozsiedli się w tego samego koloru skórzanych fotelach. Stłoczeni wokół kominka wpatrywali się w żarzący ogień. Przy stole wszyscy byli rozmowni. Tym razem oddali głos płomieniowi, który strzelał iskrami, gdy dokładano drewna. Stonowana atmosfera wypełniła dom. Ciepło rodzinne poczuł także Adam, który do tej pory odczuwał głównie niezręczność. Małżeństwo odpoczywało w swoich objęciach, nie wstydząc się swoich uczuć, tymczasem Tommy przeniósł wzrok na migoczącą swymi lampkami choinkę, a potem na prezenty. Nie mógł się doczekać reakcji przybranych rodziców na wycieczkę do Paryża. Nie mógł się doczekać swojego wyjazdu. Na przeciwko niego, akurat przy choince zatopiony w myślach siedział Adam. Gitarzysta rzucił na niego okiem. Patrzył, jak piosenkarz obserwuje Klarę i Henry'ego. Widok przyjaciela sprawił, że po ciele blondyna rozlało się ciepło. Myślał o nim – jak najbardziej pozytywnie. To był dobry pomysł, byś spędził z nami święta. Nie wydajesz się smutny. Kiedy to pomyślał, poczuł na sobie jego spojrzenie. Adam spojrzał na niego swoim przenikliwym wzrokiem, lekko unosząc kąciki ust. To tak, jakbyś odczytywał moje myśli... Tommy Joe poczuł się obnażony, ale nie śmiał odwrócić wzroku. Nawiązało się między nimi niewidzialne połączenie, którego nie chciał zerwać. Co mi próbujesz przekazać? Czego chcesz... Ode mnie? Adam zachowywał się, jakby na coś czekał. Na coś, co miało wyjść od blondyna. Czego chcesz? Czy to ma związek z twoimi życzeniami? Zaczynał czuć się nieswojo, kiedy nagle więź urwała się z pomocą głosu cioci Klary.

- Śmiało! Przyłączcie się. Adam, chociaż ty! Tommy i tak fałszuje. - Zwróciła ich uwagę. Nie zauważyli, kiedy ciocia z wujem zainicjowali śpiewanie kolędy. Tommy od razu zasygnalizował, że w tym repertuarze go nie usłyszą. Natomiast Lambert pod presją cioci uchwycił rytm i zaczął śpiewać. Doskonale wpasował swój głos w poszczególne tony i takty. To było prawdziwe, rodzinne przedstawienie, którego widzem stał się Tommy Joe. Melodyjny głos Lamberta jeszcze bardziej zwrócił uwagę gitarzysty. Teraz, kiedy brunet bujał się do rytmu, w fotelu przypominał Adama z „Idola...”, choć bardziej rozluźnionego i nie martwiącego się opinią czy czystością śpiewanych fraz. Był sobą i dawał się takiego poznać muzykowi.

Tommy nie chciał tej chwili przerywać. Ona miała trwać jak najdłużej, by jak najdłużej mógł podziwiać ten wspaniały widok. Kończyli właśnie drugą zwrotkę, kiedy w stworzoną przez nich melodię wkradł się fałszywy, obcy dźwięk – dzwonek do drzwi. Sygnał uniemożliwił dokończenie kolędy, wprawiając rodzinę w zaskoczenie. Henry, Klara oraz Adam trwali w nim dopóki Tommy nie zerwał się, by otworzyć drzwi. To ona. To Annie! Zestresowany nacisnął klamkę wejściowych drzwi, a następnie pociągnął do siebie. Na progu stała drobna postać spowita w czerni nocy. Mimo to blondyn od razu rozpoznał roześmiane oczy tego samego co jego koloru mlecznej czekolady, wąskie usta otoczone słodkimi dołeczkami w policzkach, kiedy się uśmiechała oraz wystające spod przyozdobionej płatkami śniegu czapki kasztanowymi włosami. Była bardzo podobna do matki.

- Cześć, brat. - Rzuciła luźno, uśmiechając się serdecznie.

- Nareszcie. - Rzucił się w jej kierunku w celu wykonania najgorętszego uścisku, na jaki było go stać. Gest spowodował, że opuściła z rąk torby z prezentami. Odwzajemniła przytulańca, wtulając się w czarny sweter z napisem The Skeletons Team. - Za e coroczne spóźnienia powinien ci ktoś nieźle skopać tyłek. Powinienem to być ja. - Mruknął, kiedy odkleili się od siebie. Wziął bagaże, które stały za nią na schodach i wspólnie weszli do domu, gdzie czekali pozostali.

Adam chował się za przybranymi rodzicami rodzeństwa. Wiedział, kto przeszkodził w śpiewaniu kolędy i z kim tak gorąco witał się Tommy Joe. Annie – nie chciał, by tu dotarła. Choć Tommy tak bardzo jej wyczekiwał, Lambert wcale nie cieszył się z jej nieoczekiwanego przyjazdu. Odbierze mi go, a przecież to miały być nasze święta. Moje i jego, a nie jego i jej.
- Nie wiedziałam, że będzie więcej gości. Co to za przystojniak? - Spytała, witając się z ciocią. Następnie zrównała się z piosenkarzem, przy którego boku zjawił się Tommy.

- To jest mój... - Zawahał się, kiedy zauważył nęcące spojrzenie siostry. Znał je. Adam jej się spodobał, a to źle wróżyło... - Przyjaciel. Adam. Adam, to jest właśnie Annie, moja siostra. - Spojrzał przelotnie na bruneta, który czuł się zakłopotany. Podał dłoń dziewczynie, patrząc bez skupienia w jej oczy. Tymczasem ona wysłała mu uwodzicielskie spojrzenie wolno potrząsając dłońmi w geście powitania.

- Bardzo miło cię poznać. - Podkreśliła pierwsze słowo, z szerokim uśmiechem wprowadzając nowo poznanego mężczyznę w jeszcze większe zakłopotanie.

Niekomfortowa sytuacja trwałaby jeszcze co najmniej parę minut, gdyby nie pytanie Klary, która odciągnęła uwagę Annie. Kiedy pani domu zaproponowała wyjście na pasterkę, piosenkarz wykorzystał ten moment, by uciec. Propozycja bardzo ucieszyła Annie, która miała nadzieję, że nie tylko ona jest chętna. Adam szybko ją zgasił, wymawiając się zmęczeniem. Tommy'ego nawet nie pytano o zdanie. Ciocia Klara z góry rozkazała mu dotrzymać towarzystwa gościowi. Obojgu mężczyznom taki układ bardzo odpowiadał.

Stali w przejściu z przedpokoju do salonu, obserwując, jak Klara, Henry i ich bratanica zakładali ciepłe płaszcze. Ciocia dawała blondynowi wskazówki typu „w lodówce macie ciasto” albo „zjedzcie jeszcze trochę indyka, bo się zmarnuje” oraz „zaopiekuj się swoim gościem, a ja pomodlę się za was w kościele”. Wujek Henry w tym czasie pomagał jej się ubrać i nieznacznie poganiał. Tylko Annie czekała już na staruszków zwarta i gotowa. Śmiało mierzyła wzrokiem Adama, który tego spojrzenia nie mógł już wytrzymać, ale nadal próbował je ignorować. W końcu kobiety wyszły na zewnątrz, a w domu został Henry, który też już wychodził. W drzwiach znieruchomiał, przypominając coś sobie.

- Hej, Adam? - Zwrócił jego uwagę, zerkając na niego. - Uważaj na jemiołę. Klara wszędzie tego cholerstwa porozwieszała. Zapewne razem z Annie będą polować na ciebie. - Dał mu radę i z uśmiechem wskazał na wiązkę zawieszoną nad głowami Tommy'ego i Adama.

Pan Ratliff znikał za drzwiami w chwili, kiedy oni spojrzeli w górę. Pofalowane gałązki zakończone zielonymi listkami rzeczywiście były przylepione do sufitu. Adam w myślach podziękował cioci Klarze i uśmiechnął się radośnie. Ja też mógłbym na kogoś zapolować. Spuścił wzrok w dół i ujrzał Tommy'ego, który patrzył z niedowierzaniem na sufit. Nie mógł tak długo, więc w końcu i on spojrzał Adamowi w oczy. Mam cię. Brunet już się szykował do intymnego gestu, kiedy nagle coś sobie przypomniał. Przysięga. Nie mogę jej złamać. Cholera... Nie mógł złamać danego słowa. Nawet, jeśli cały czas ukrywał coś przed Tommy'm, złamanie przysięgi łączyło się z utratą zaufania, które już raz wyśliznęło się z jego rąk. Czasami trzeba odpuścić, by coś zyskać. W tej sytuacji – by czegoś nie stracić.

9 komentarzy:

  1. Super rozdział. Moment Adama z Tommy'm byl boski. Czekam na następna część.
    Jesli bedziesz miala ochotę wpadnij do mnie ;)
    http://ifihadyou-adommy.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak zwykle rozpływam się czytając twój rozdział. Jesteś fenomenalna i profesjonalna w każdym calu :) zakochałam się w każdym z opisów relacji bohaterów *-* jeszcze raz - cudo!
    PS: dziękuję za wyróżnienie przed rozdziałem, cieszę się, że moje Adommy przypadło Ci w gusta (:

    OdpowiedzUsuń
  3. Było cudownie ^V^ uwielbiam twoje ff z wielu powodów :) a jednym z nich jest to, że odc są takie długieee *.* ten odc był magiczny :D początek był świetny, ten moment kiedy Adam miał wyznać Tommy'emu prawdę <3 szkoda, że wujek im przerwał, ale to było by zbyt piękne c: każdy twój opis jest taki głęboki, to jak opisujesz uczucia bohaterów... Albo życzenia :) życzenia były piękne <3 te jemioły to bardzo dobry pomysł, szkoda, że Adam obiecał Tommy'emu :c no i ten Tommy, tak broni się przed uczuciem, niepotrzebnie :D całokrztał oceniam 11/10 <3 no i czekam na kolejny ;* życzę dużooo weny i czasu

    OdpowiedzUsuń
  4. jej to było takie słodkie, Adam i Tommy powoli się do siebie zbliżają mam nadzieję że z odcinka na odcinek będzie tej bliskości coraz więcej. Z niecierpliwością czekam na kolejny ♥ ♥ ♥

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziewczyno, trafiłam tu przypadkiem zarwałam dwie noce i wiesz co..Nie żałuje, to najpiękniejsze Adommy jakie do tej pory czytałam. Proszę, pisz dalej czekam z niecierpliwością.
    Sama tez postanowiłam napisać coś o tematyce Adommy, blog jest nowy, wiem,że tobie nie dorównam,ale liczę na asertywną opinię.
    http://time-for-banned-dream.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Mało, mało! Pochlonelam Twoje opowiadanie szybciej niz gwaltownie.. blagam pisz dalej! Kocham Adommy a Twoje opowiadanie jest przecudne <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Twoje opowiadania spowodowały, że nie mogę ich przestać czytać. Więc liczę na kolejne.PS Świetnie piszesz i moim zdaniem żaden blog nie dorówna twojemu.

    OdpowiedzUsuń