piątek, 14 grudnia 2018

Rozdział 77 - Poprzeczka


Hej, miło widzieć nowe komentarze. Dzięki, że jesteście

Rozdział 77
Poprzeczka

- Cholera, ale jestem zmeeeeeęęczony… - Blondyn ziewnął po raz któryś z kolei. Wraz z Jacobem wzięli się za sprzątanie podłogi. Tommy zamiatał, a Jacob mył parkiet tuż za nim. Zbliżała się czwarta rano. A więc już niedziela. W końcu wolny weekend aż do wtorku, kiedy klub otwierał się na nowo. Tommy najbardziej nie cierpiał piątków i sobót. Klub był wtedy otwarty do trzeciej w nocy, było też najwięcej sprzątania. To ostatnie trwało ponad godzinę. Było to ostatnie zadanie tej nocy i wbrew pozorom szło im bardzo szybko.

- Jeśli chcesz, możesz wyjść wcześniej. Szef już dawno poszedł do domu. – Wzruszył ramionami szatyn, po czym wrócił do efektywnego machania mopem. - Mogę skończyć za ciebie.

- Nie, nie. Tym razem podziękuję. Ostatnio chciałeś, żebym w zamian za to posprzątał kible. Wolę tu siedzieć nawet do piątej. W ogóle, jak ty to robisz, że zawsze wiesz, gdzie jest szef? Ja nie widziałem go od mojej oficjalnej rozmowy kwalifikacyjnej. Masz oczy dookoła głowy? - Zapytał Ratliff. Było w tym coś szczególnego.

- Po prostu jestem spostrzegawczy. Po roku zaczniesz dostrzegać te same twarze w poszczególnych kątach klubu. Ten przychodzi co piątek i siedzi tam z tamtym. Ten co sobotę i lubi cosmopolitany i tak dalej. Przywykniesz. – Wytłumaczył mu barman jakby czytał instrukcję obsługi. Był po stokroć znudzony pchaniem mopa w tę i z powrotem. Wreszcie skończyli. - Dobra. Możesz się zbierać. Idę wylać wodę i zamykam melinę. - Od czasu do czasu nazywali tak klub. Choć prawidłową nazwą był „Babylon”, ten przydomek bardziej pasował do klimatu miejsca.

- A może ja dzisiaj zamknę? We wtorek przyjdę wcześniej? - Zaproponował Tommy, choć bez przekonania. Nie robił tego z poczucia pracowitości.

- Co takiego? Nie żartuj. We wtorek przychodzisz dopiero o północy. - Jake roześmiał się szczerze. Podejrzewał w tym jakiś haczyk. - A może to ty chcesz mnie wkręcić w kible, co? Spadaj, niech cię nie widzę… - Nadal się śmiejąc wziął wiadro i poszedł do toalety, by je opróżnić.

- No coś ty, ja? Na razie! Zawołał z uśmiechem blondyn. Radosny grymas spełzł z jego twarzy, gdy tylko się odwrócił. Chwycił kurtkę, która leżała na ladzie. Schował telefon do kieszeni dżinsów i wziął głęboki oddech. Udał się w kierunku tylnego wyjścia. Nikogo tam nie będzie. Idziesz do domu, Tom. Najkrótszą drogą. To był ciężki dzień.

Ciemny korytarz prowadzący do kilku pomieszczeń na zapleczu oraz do drzwi wyjściowych wydawał mu się złowrogi. Zapiął się pod szyję i energicznie nacisnął klamkę. Otworzył drzwi, uchylając je najpierw na dwadzieścia centymetrów, by zbadać okolicę. Pojaśniało mu przed oczami, ale nie zobaczył nikogo podejrzanego. Ani żywej duszy. Nie ma go. Wyszedł na zewnątrz i z uśmiechem wziął głęboki wdech. Drzwi same się zamknęły.

- Na twoim miejscu tak bym się nie zaciągał. Tutejszy smog jest gorszy nawet od dymu papierosowego.

Krew w żyłach zawrzała. Nie od chłodu powietrza. Tommy’ego sparaliżował głos, który już wcześniej słyszał. Mylił się. Odwrócił głowę w stronę dochodzącego barytonu. Mężczyzna dotychczas ukryty za drzwiami opierał się o budynek, a prawą stopą dotykał czarnych cegieł najniższej części ściany.

- Jesteś tu… - Tommy zdołał wydusić z siebie tylko te dwa słowa. Pozostałe uwięzły w gardle.

- Przecież ci to obiecałem, prawda? - Mężczyzna odbił się od ściany i podszedł Ratliffa od tyłu. - Więc gdzie idziemy? Do mnie? Do ciebie? Chociaż marzy mi się tu zostać. Rozebrać cię w tym pustym klubie i posiąść na blacie brudnego od rozlanej wódki baru.

Kusił go. Nawet nie dotykając Tommy’ego, potrafił zawrócić mu w głowie. Blondyn podniecił się. Ten obcy człowiek podsuwał mu obrazy, które tak bardzo mu się podobały. Nie śmiał pomyśleć o czymkolwiek innym. Tak pragnął bliskości; choć chwili uniesienia po tak długich miesiącach samotności i cierpienia. Chciał wypełnić w sobie pustkę , która wytworzyła się po zniknięciu… Adama tu nie ma. Zostawiłeś go. Nie zasługujesz na niego. Nie masz nic, co mógłbyś mu dać. Obok ciebie stoi mężczyzna, który czekał całą noc tylko na ciebie. Podpowiadał głos, który nęcił go jak wąż w raju Ewy. Miałem o nim zapomnieć. Czemu nie w ten sposób? Nie. Nie mogę. To moje wygnanie. Opuściłam raj. Znalazłam się w piekle. Nogi samego poniosły. Parę kroków, kilka metrów. Był już w znaczącej odległości.

Mógłbyś o nim zapomnieć. Choć na chwilę! Nagły zwrot. Nie spięte tego dnia blond włosy zatańczyły na wietrze. Spojrzenie padło na mężczyznę, który na pierwszy rzut oka nie pasował do krajobrazu brudnej wąskiej ulicy. Nieznajomy czekał na decydujący ruch.

- Na co czekasz? Nagle obleciał cię strach? - Rzekł lodowatym głosem Ratliff, ale własny ton wydał mu się nieswój jakby w jego ciało wstąpiło jakieś mroczne alter ego. To ono prowadziło jego nogi , wyznaczało ścieżkę do zapomnienia.

Joe szedł równym tempem, ale jego oddech stawał się coraz szybszy, bardziej płytki. Ekscytacja brała górę. Podświadomie nasłuchiwał kroków kilka metrów zanim. Jeśli spojrzy na niego jeszcze raz, straci odwagę. Był tak temu bliski, że zaczął walczyć sam ze sobą. Zobaczył jednak coś innego: szyld klubu go-go i ciemne okna swojego mieszkania. Przeszedł przez niedomknięta bramę i wspiął się na drugie piętro. Zatrzymał się tuż przed drzwiami z numerem 3. Wyjął klucze z kieszeni kurtki, słysząc skrzypienie schodów za sobą. Nieznajomy już wyciągnął do niego ręce, kiedy Tommy syknął ostrzegawczo.

- Nie. - Jednym słowem zatrzymał gest mężczyzny. - Nie waż się mnie tknąć póki nie przekroczymy progu mojej sypialni. Mam współlokatora. Chyba nie muszę ci tłumaczyć dalszych zasad? - Włożył klucz do drzwi i przekręcił. Czekał na odpowiedź z zamiarem złapania za klamkę.

- Twój dom, twoje zasady. - Brunet był szybszy. Szepcząc głośno, otworzył Tommy’emu drzwi.

Jakkolwiek by sobie tego nie wyobrażał, mężczyzna nie przewidział tylko chłodu bijącego od tego ponętnego chłopaka, który właśnie się przed nim rozbierał. Błyszczące spojrzenie ciemnych oczu, których dokładnego koloru w mroku sypialni nie potrafił rozpoznać, rzucało wyzwanie. I cholernie go podniecało. Zbliżył się do niego, ściągając kurtkę, a potem koszulkę. Przyciągnął do siebie drobną postać, łapiąc brutalnie za biodra. Zaczęli się całować: niespokojnie, pospiesznie, dziko. Bez zawahania dobrał się do paska i rozporka. Rozpoczęła się gra wstępna.

Blondyn właśnie dostawał to, czego w ostatnich tygodniach brakowało mu najbardziej. Próbował rozładować napięcie, wpijająć się w obce usta, badając wypukłości torsu i pleców, śledząc ruchy obcych rąk na swoim ciele. Temperatura powoli wzrastała. Nagle znalazł się na łóżku, przybity do sztywnego materaca nadgarstkami, które przyciskane przez obce dłonie przeszywał ostry ból. Był zdany na jego łaskę. Bezimienny mężczyzna czerpał przyjemność z każdego fragmentu ciała Ratliffa: wrażliwe sutki stwardniały, na brzuchu lśnił szlak wytyczony mokrymi pocałunkami. Zbliżał się…

 - Zrób to. Zrób to wreszcie albo sam wepchnę ci go do gardła… - Mrukliwy ton wydobył się z ust Ratliffa, który przymykał oczy w niecierpliwym oczekiwaniu. W końcu to poczuł. Miękkość języka prześlizgującego się po całej długości nabrzmiałego członka, ciepły oddech, a potem… Przejął inicjatywę. Złapał go za włosy i przymusił do czynności, której tak pragnął. Zatopił swą męskość w jego ustach. Przyciskał jego głowę do swojego krocza coraz mocniej i mocniej aż jego kochanek zakrztusił się, kiedy męskość dotarła aż do gardła.

- Jesteś bezczelny… - Rzucił brunet gniewnie.

- Nie podoba ci się? Więc ukarz mnie za to. Zasłużyłem… - Wymruczał słodko Tommy, kontynuując zaniechane przez bruneta pieszczoty.

Oniemiały mężczyzna patrzył teraz, jak Ratliff się masturbuje. Poczuł skurcz podniecenia. Tak, jakbyś chciał mi pokazać, że jesteś samowystarczalny. Zaraz zobaczysz, na co mnie stać. Rozchylił szczupłe nogi i brutalnie złapał za wąskie biodra chłopaka, który bacznie go teraz obserwował. Tommy patrzył, jak brunet obficie naślinia kilka palców naraz. Potem czuł już tylko ból wewnątrz, który z czasem miał przynieść tę ostateczną przyjemność. Czuł je w sobie, choć nie tak głęboko jakby chciał. Na to miała jeszcze przyjść pora.

- Nie pozwolę ci się mną bawić. Zaraz poczujesz…

- Poczekaj. - Przerwał mu wpół słowa Tommy. - Musisz użyć… - Wyciągnął rękę w stronę spodni, ale leżały na podłodze za daleko od niego. Przypomniał sobie o najważniejszym.

- Szukasz tego? - Zobaczył małe kwadratowe opakowanie między palcami bruneta, który zaraz potem delikatnie rozerwał je zębami tak, by nie uszkodzić tego, co znajdowało się wewnątrz. - Załóż mi go. Chwilowo jestem zajęty. - Anglik pochylił się w stronę Ratliffa i zaczął całować jego szyję, kiedy Tommy przejął od niego niewielki kondom. Wyczuł pod palcami nabrzmiałą męskość, której umiarkowany rozmiar zaskoczył go, ale i uspokoił. Dotychczas nie miał do czynienia z taką czynnością. Z Adamem kochał się bez zabezpieczenia. Ufali sobie bezgranicznie. W tej sytuacji wolał dmuchać na zimne. Tu nie było zaufania ani miłości. Tutaj liczyła się tylko fizyczna przyjemność. Zamknął oczy, kiedy obcy mężczyzna wszedł w jego ciało. Wciągnął gwałtownie powietrze i zacisnął palce na pościeli, ale nie jęknął. Wolał nie przewidywać, co się stanie, jeśli Isaac się obudzi. Pragnął w ogóle nie myśleć, tylko chłonąć przyjemność, która jednak nie przychodziła. Niecierpliwił się.

Nie przewidział tego. Chciał przyjemności natychmiast. Przyjemności, która nie trwałaby sekundę czy dwie, lecz znacznie dłużej. Ten mężczyzna nie potrafił mu tego dać. Tommy sam musiał ją wywalczyć – wziąć sobie to, co najlepsze; wyssać z bruneta to, czego pragnął. Niewiele myśląc, przewrócił mężczyznę na plecy i dosiadł go. Zaskoczył go tą samowolką. Sam zaczął stymulować przyjemność. Najpierw kołysał się na biodrach bruneta powoli i swobodnie, lecz to nie wystarczyło. Złapał oburącz za metalowe wezgłowie łóżka. Spojrzał na kochanka, czując zbliżający się orgazm.

Czarne włosy, niebieskie oczy, rysy twarzy tak podobne do… W nikłej poświacie przebijającego przez rolety światła księżyca wszystko zaczęło się mieszać. Adam… Mógłbyś być teraz ze mną. To ty byłbyś pode mną. Patrzyłbyś na mnie z miłością... O Boże, Adam?

- Adam... - Jęknął przeciągle, ściskając swą męskość. Szybkie posuwiste ruchy uwolniły białawy płyn, który trysnął na masywny brzuch. Tommy zacisnął powieki. W konwulsjach rozkoszy nie potrafił przestać poruszać się na mężczyźnie. Skurcze blondyna spowodowały ścisk mięśni. Przełożyło się to na doznania drugiego mężczyzny., który zaciskał paznokcie na biodrach Ratliffa.

- Och tak... Kochanie. Mocniej... Och… Och! - Brunet wygiął się w łuk. Osiągnął orgazm, będąc w ciele Tommy’ego. Choć mogłoby się wydawać, że byli złączeni, to jedno ciało od drugiego oddzielała cienka prezerwatywa, napełniona teraz efektem uzyskanej rozkoszy.

Nie byli połączeni. Nie scalili się w jedno jak Tommy z Adamem. Do tego potrzeba jeszcze uczuć. Po rozładowaniu napięcia mężczyźni dyszeli ciężko. Powoli wracali do rzeczywistości. Tom położył się obok bruneta na wznak. Emocje zniknęły, prócz zmęczenia nie czuli już nic.

- Byłeś...

- Wiem. - Tommy uciął rozpoczętą wymianę zdań. Nie obchodziło go, co ma do powiedzenia brunet. Nie chciał go słuchać. Chciał tylko napawać się osiągniętą ekstazą i ciszą, która po niej nastała. Chciał się nią napawać... W samotności. - Powinieneś już iść. - Rzucił oschle, nie zwracając uwagi na śledzący go wzrok.

- Och, tak. Skoro tego chcesz… Więc… Nie powiesz mi, jak było? - Mężczyzna wyskoczył z łóżka. Spojrzał na lepką substancję pokrywającą jego ciało. Nie miał czym jej wytrzeć. Tommy zadbał o to. Z nocnej szafki wyjmował właśnie pudełko chusteczek, które tak szybko się w ostatnim czasie zużywały, że musiał co chwilę uzupełnić zapasy.

- Byłeś tu ze mną. Wiesz, jak było.

- Chcę znać twoją opinię. Było ci dobrze? Bardzo dobrze? Niebiańsko? - Nachylił się nad łóżkiem, by skraść ostatniego całusa, ale Joe odsunął głowę. Usta trafiły w policzek.

- Chcesz znać prawdę? - Zapytał Ratliff prowokująco. Uzyskał odpowiedź w skinieniu głową. - Było przeciętnie. - Syknął. - Mam bardzo wysoką poprzeczkę. Tylko jeden mężczyzna ją przeskoczył i nie sądzę, by komukolwiek innemu się to udało. Dziękuję ci jednak. Mimo, że musiałam przejąć inicjatywę, udało mi się osiągnąć choć trochę przyjemności. - To, co Ratliff powiedział, nie spodobało się jego słuchaczowi. Brunet najpierw musnął krawędź szczęki blondyna, a potem niespodziewanie zacisnął palce na jego szyi, pozbawiając Ratliffa tchu.

- Jesteś bezczelnym dupkiem, California. Seksownym, ale mimo wszystko dupkiem. - Syknął przez zęby i odsunął się. Doprowadził do porządku swój tors i rzucił brudną chusteczkę na podłogę, na której leżała już zużyta prezerwatywa. Ubrał koszulę i kurtkę. Zamierzał wyjść, kiedy nagle coś mu się przypomniało.

- Ten Adam, którego imię tak namiętnie jęczałeś… Musiał się przy tobie nacierpieć. Może i był szczęśliwy, ale zbudował to szczęście na cierpieniu. – Powiedział po namyśle. Zobaczył to spojrzenie, którego się spodziewał – smutne, pełne trwogi i żalu. Potem jednak zobaczył znajomy błysk i gotowy na usłyszenie jakiegoś epitetu zdecydował się ostatecznie wyjść i nigdy tu nie wracać. Znajomy głos jednak zatrzymał go jeszcze na chwilę.

- Hej, poczekaj. Jak masz na imię? - Spytał Tommy nieśmiało, zastanawiając się czy usłyszy odpowiedź.

- Noah.

- Noah… - Wypowiedział to słowo z uwielbieniem. Taki ton nie wróżył nic dobrego. Za chwilę w pokoju sypialnym wybrzmiał gardłowy brutalny ton. - WYPIERDALAJ.

Nie trzeba mu było dwa razy powtarzać. Wyszedł szybko do przedpokoju, a potem zatrzasnął frontowe drzwi obcego mieszkania. Nie zauważył po drodze majaczącej postaci,która ledwo zdążyła skryć się w kuchni i tylko przez szparę w drzwiach jednym okiem obserwowała zajście.

Noah opuścił budynek i wybrał drogę, która miała go zaprowadzić do domu. Po drodze myślał o przygodzie, którą sam zaplanował, a której koniec zupełnie go zaskoczył. Nigdy nie spotkał kogoś takiego. Człowiek z końca świata znalazł się w Londynie i zaczął prowadzić życie w gejowskim światku otwartym na wszelkie dziwactwa i skrajności. To miał być tylko seks. Fizyczna przyjemność zmieniła się jednak w walkę o dominację, chęć osiągnięcia niemożliwego i konkurs w jednym. Noah nie chciał z nikim się ścigać, niczego udowadniać, a jednak został wciągnięty w grę. Na własne życzenie. Mężczyzna nazywany przez wszystkich „Californią” przywiózł ze sobą wewnętrzny konflikt, którego konsekwencje miały się odbić nie tylko na nim, ale i innych mężczyznach zwabionych przez zamkniętą w sobie postać o tajemniczym spojrzeniu. Nie wyobrażał sobie faceta, który potrafiłby poskromićten nieokiełznany charakter. Ten Adam… musiał być wyjątkowym człowiekiem. Pomyślał z kwaśnym uśmiechem, przecinając kolejne skrzyżowanie. Na ulicach zaczął pojawiać się poranny gwar.

6 komentarzy:

  1. no nieźle.. Ciekawe co dalej��

    OdpowiedzUsuń
  2. Dosłownie nie wiem co powiedzieć. Trochę mnie ten nasz nowy Tommy zszokował haha. Mam jedynie nadzieje, że będzie raczej stronił od takich czynności z nieznajomymi i w końcu wróci do domu ❤️
    Świetny rozdział jak zawsze, tym razem jednak bardziej mnie zaskoczył! Widzę, że szczerość u Ratliffa to podstawa hah
    Czekam wytrwale na nowy ❤️

    OdpowiedzUsuń
  3. Hmm niegrzeczny Tommy... Podoba mi się :P
    Cieszę się że wróciłaś do pisania tego opowiadania, przyjemnie tu wrocic i poczytać nowe, naprawdę niezle rozdziały ;)
    Pozdrowienia :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak śmie tak robić Tommy! Kochać się z innym facetem.. niż z Adamem...

    OdpowiedzUsuń
  5. "- Hej, poczekaj. Jak masz na imię? - Spytał Tommy nieśmiało, zastanawiając się czy usłyszy odpowiedź.

    - Noah.

    - Noah… - Wypowiedział to słowo z uwielbieniem. Taki ton nie wróżył nic dobrego. Za chwilę w pokoju sypialnym wybrzmiał gardłowy brutalny ton. - WYPIERDALAJ"

    hahahaha
    Kocham to!!!
    <3 !!

    OdpowiedzUsuń
  6. Będzie kontynuacja??
    A co z Adamem?

    OdpowiedzUsuń