Cześć! Zapraszam i proszę o komentarze! Ciekawa jestem jak Wam się podoba ten odcinek i poprzedni!
Rozdział
79
Puszka
Pandory
Para przyjaciół postanowiła dać sobie tydzień na dokończenie
wiążących ich w Londynie spraw. Zwolnienie z pracy nie przyszło łatwo
Isaac’owi. Praca w sklepie muzycznym nie miała świetlanej przyszłości, ale
Carpenter zdążył polubić tamtejszą atmosferę oraz współpracowników. Tommy’emu
poszło lepiej: Jacob w pełni rozumiał decyzję młodego kolegi, który chciał w
życiu osiągnąć więcej niż mógł w ukrytym w cieniu klubie, przez który
przewijały się najdziwniejsze postaci. Szef klubu za to odmówił mu wypłacenia
niepełnej w tym miesiącu pensji. Nagła decyzja Ratliffa i wiążące się z nią
straty były dla niego nie do przyjęcia. Ponadto nie było nikogo do obsadzenia
powstałego wakatu. Tommy Joe jednak nie przejmował się tym. Z napiwków
nazbierał już na bilet lotniczy do domu i na wynajęcie nowego mieszkania. Na
razie nie zamieszał wracać do Burbanku. Przez kilka dni myślał o celu swojej
podróży. Był wolny jak ptak. Decyzję pomógł mu podjąć najlepszy przyjaciel.
– Nowy Jork. – Rzucił Isaac, wchodząc do kuchni, która była
jedynym wspólnym pomieszczeniem w wynajętej kawalerce z łazienką.
– Nowy Jork? Dlaczego? – Tommy był podejrzliwy. Ciekawość była
silnym uczuciem, ale silniejszy był instynkt. Z tym miastem wiązało się coś,
czego się obawiał i przed czym uciekał, ale Isaac nic o tym nie wiedział.
–
Kiedy cię nie było, wykonałem kilka telefonów. Już wcześniej o tym myślałem,
ale jakoś nie było okazji, by to zrobić. Jest jeden zespół, z którym się
zetknęliśmy, zanim pojawiłeś się w Mouthlike. Wokalista Ravi Dhar szuka muzyków
do swojego zespołu The Heartless. Zgodził się też polecić nas kilku gościom z
branży. Dlatego myślę, że powinniśmy spróbować właśnie tam. Poza tym słyszałem
o jednym castingu, na który warto pójść. – Wyłożył nie przyjmując sprzeciwu.
Tom
kiwnął tylko głową. Nie zamierzał dyskutować, bo i nie miał alternatywy dla
pomysłu przyjaciela. Myśli zatoczyły koło i w wyobraźni pojawiła się znajoma
twarz przyzywająca blondyna. Czy to nie
jest irracjonalne? Opuściłem Burbank ze względu na ciebie, usiłowałem uciec od
tego, co nas łączyło i teraz Isaac proponuje mi Nowy Jork. Nowy Jork, w którym
promujesz swoją debiutancką płytę i w którym szukasz zespołu, który wyruszy z
tobą w trasę koncertową… Nie wierzę w Boga ani przeznaczenie. Coś jednak
sprawia, że każda wybrana droga zawraca jak rzucony bumerang. Do ciebie, do
ciebie.
– Tommy, zawiesiłeś się. – Isaac pstryknął
palcami tuż przed nosem Ratliffa. Ten ocknął się z rozmyślań i uśmiechnął.
–
Sorry… Ale co my tu jeszcze robimy? Chodźmy się pakować? – Tommy wstał od stołu
i zaczekał na reakcję Carpentera.
–
Ta, za chwilę. Najpierw zamówię nam bilety przez Internet. – Muzyk wziął
laptopa, który zawsze odkładał na okienny parapet. Otworzył go, kiedy Ratliff
znikną w swoim pokoju. Wyświetlił mu się e-mail, którego przeglądał akurat,
kiedy jego współlokator ostatnim razem wparował bez pukania do jego sypialni.
By ukryć wiadomość, zamknął szybko klapę urządzenia. Teraz sycił oczy, czytając
na nowo treść przekazu. Wiadomość z informacjami o castingu, na który zamierzał
zapisać przyjaciela. Pozostało kilka dni.
Dzieli was tylko kilka dni i kilka tysięcy kilometrów. Muszę się pospieszyć… Otworzył
link do formularza zgłoszeniowego i zaczął wypełniać dane. Równolegle zamawiał
bilety lotnicze w drugiej karcie przeglądarki.
***
Kilka dni później i kilkadziesiąt
kilometrów dalej…
Ulice
Nowego Jorku były zatłoczone jak zwykle. Żółte taksówki pędziły do swojego
miejsca przeznaczenia tak samo jak piesi o upartym i gniewnym wyrazie twarzy.
Mknęli chodnikami i wysypywali się na szerokie zebry na jezdni, co wpędzało
kierowców w stan jeszcze większego wzburzenia, frustracji i nierzadko zwykłego
zmęczenia i rozczarowania swoim losem. Zwłaszcza ostatnie emocje udzielały się
dwóm towarzyszom podróży przez miejską dżunglę.
–
Jestem zmęczony… I głodny. I wszystko na nic. Uważałem, że jestem już blisko.
Tak blisko! Prawie go miałem i co? Zostaje mi tylko… pieprzona frustracja. –
Blondyn żalił się światu intensywnie gestykulując. Potykał się o własne stopy,
wpadając na ludzi przed sobą, zderzając się łokciem z innymi, zmierzającymi w
stronę przeciwną. Miał już tak poobijane ramię, że był bliski umieszczenia tego
miasta na górze listy znienawidzonych miejsc na świecie. Dotychczas na szczycie
plasował się Londyn. Ratliff spojrzał z ukosa na Isaaca, który tajemniczo się
uśmiechał. Niemal zapomniał, że jego towarzysz za nim podąża. – O, przepraszam!
Ty jesteś w całkowicie innym położeniu. Zapomniałem ci pogratulować. Gdyby mnie
przyjęli, powiedziałbym: witaj w zespole!, ale mnie nie wzięli, więc muszą ci
wystarczyć tylko zwykłe gratulacje. Nowy Jorku, oto nowy perkusista zespołu
Ravi Dhar & The Heartless! Jestem z ciebie dumny! Wiesz, że kumplujesz się
z bezrobotnym? – Ten wywód tak rozśmieszył Carpentera, że parsknął
niekontrolowanym śmiechem. Skończył dopiero po kilku minutach. W końcu
spoważniał i zaczął się zastanawiać. Powiedzieć
mu czy nie? Wybrał bezpieczniejszą wersję.
–
Właściwie mam dla ciebie niespodziankę. – Rzekł ze spokojem. Tommy spojrzał na
przyjaciela z uniesionymi brwiami, kiedy ten zastanawiał się, czy powiedzieć
coś więcej. – Ale zanim cokolwiek ci
powiem, musisz się zgodzić. – Wskazał na niego palcem.
–
Nie brzmi to zachęcająco. – Bąknął Tommy.
–
W dzisiejszym dniu nic gorszego cię już nie spotka. Obiecuję. – Powiedział z
przekonaniem chociaż w duchu się uśmiechał. Tymczasem Tommy Joe patrzył
obserwował go z ukosa, marszcząc brwi i zastanawiając się, jak rzekoma
niespodzianka może zmienić jego położenie.
–
Okay.
–
Co „okay”?
–
Zgadzam się, cokolwiek to jest. – Tommy kiwnął głową i przeczesał palcami
włosy, które powinien już spinać w kucyk, by mu nie przeszkadzały. Zastanawiał
się, kiedy zdążyły odrosnąć. Isaac okazał swą radość zaciskając kciuki. –
Będziesz się tak upajał swoim zwycięstwem czy powiesz mi, co to jest?
–
Tommy, więcej optymizmu! W końcu jesteśmy w mieście wielkich możliwości! To
casting. – Rzucił skromnie na koniec. W tej chwili na obliczu Ratliffa ponownie
pojawił się uśmiech.
–
Jaki zespół? – Zapytał znacznie weselszym tonem, ale Isaac musiał zgasić ten
zapał.
–
Okay, okay. Ochłoń trochę. To nie angaż, tylko przesłuchanie. Tylko od ciebie
zależy czy wykorzystasz swoją szansę, a raczej jak ją wykorzystasz. Powiem ci,
co masz wiedzieć, ale nic więcej. Później podam ci szczegóły.
–
Cholera, ale jesteś tajemniczy! Nie mogę nawet wiedzieć, kto to taki?
–
Z imienia i nazwiska nie.
–
A więc to osoba, a nie zespół?
–
To… Wschodząca gwiazda. Muzyka, którą wykonuje, to coś pomiędzy rockiem a
muzyką popularną. Bardziej soft niż hard, powiedziałbym, że „glam”. Tak, to
dobre określenie.
–
Glam… rock? Jaja sobie robisz? W stylu… Freddie Mercury przed ścięciem włosów?
W błyszczących kombinezonach i brokacie?
–
Wiedziałem, że tak będzie. Nawet nie znasz gościa, a już go oceniasz. – Isaac
pokręcił głową.
–
A więc to facet! Haha… – Tommy nie mógł powstrzymać swoich myśli, ale kiedy
spostrzegł nachmurzone oblicze przyjaciela, zmienił zdanie. – To może być nawet
interesujące.
–
Nie, nie. Zapomnij. Gość poszukuje ludzi z osobowością, pasujących do jego
image’u. Dobrze by było, jeślibyś grał na kilku instrumentach. Chyba bez sensu,
żebym cię tam wysyłał. – Isaac pokręcił głową z coraz bardziej widocznym
powątpiewaniem. Tymczasem Tommy po pierwszym wrażeniu najwidoczniej zapalił się
do pomysłu.
–
Gram na gitarze klasycznej, elektrycznej i basowej, perkusji i trochę na
klawiszach i… Muszę iść do fryzjera.
–
Co? – Isaac pomyślał, że chyba się przesłyszał. – Nie mówiłeś, że grasz na…
Fryzjer?
–
Mówiłeś coś o image’u. Kiedy jest ten casting?
–
Jutro. W domu mam zapisane adres i godzinę.
–
Okay. W takim razie potrzebuję kobiety… Albo jakiegoś geja. – Pomyślał głośno
Tom i już wypatrzył perfekcyjne miejsce na swoją przemianę.
–
Kobiety? Geja? Tommy, przecież miałeś iść do fryzjera! – Zatrwożył się
Carpenter, kiedy usłyszał o kolejnym dziwnym pomyśle. Joe natomiast spojrzał na
niego z niezrozumieniem.
–
No przecież idę! – Wzruszył ramionami i wskazał palcem ekskluzywny salon po
drugiej stronie ulicy, którego neon i witryna stanowczo mówiły o
ekstrawagancji. – Jedno pytanie, Is. Czy jesteś gotowy na szok? – Zapytał
rzeczowo, zatrzymując się przed przejściem dla pieszych. Ten tylko pokiwał
przecząco głową. – Ja też nie. – Tommy chwycił przyjaciela za ramiona. – Ale
czego się nie robi dla kariery. – Pewnie wszedł na jezdnię i rozpostarł ramiona
jakby miał przytulić cały świat.
–
Kim jesteś? I co zrobiłeś z Tommy’m? – Krzyknął za chłopakiem Carpenter. W odpowiedzi
usłyszał śmiech.
***
Nazajutrz
Isaac jak zwykle wstał wcześniej niż Tommy Joe. Od razu po przebudzeniu poczuł
zdenerwowanie. Na myśl o tym, co zamierzał tego dnia zrobić, mięśnie
automatycznie mu się skurczyły. Powodzenie dzisiejszego przedsięwzięcia
graniczyło z cudem, a mimo to postanowił je zrealizować. Sprawdził plik i
spisał adres i godzinę przesłuchania, by w odpowiednim czasie przekazać je
Tommy’emu, który o tej porze jeszcze smacznie spał. Pierwsze zadanie wykonane, teraz coś trudniejszego.
Muszę poczekać aż pójdzie do łazienki.
Wtedy zabiorę futerał i zostawię mu kartkę z adresem. A potem bezszelestnie
opuszczę mieszkanie. Kończył śniadanie, kiedy Ratliff
zjawił się w salonie, który był połączony z aneksem kuchennym. Obserwował, jak
blondyn siada na jednym z wysokich krzeseł przy kuchennej wyspie i chwyta jedną
z przygotowanych kanapek.
–
Dzień dobry. – Przywitał się Isaac.
–
Mmm… Dobre kanapki. Jest jeszcze kawa? – Spytał blondyn, obżerając się tostami
z szynką i serem. Isaac nie odpowiedział. Zamiast tego podsunął mu kubek i
nalał jeszcze ciepłej kawy z ekspresu. Obserwując zachowanie przyjaciela,
głośno się zastanowił:
–
Nie mam pojęcia, jak ja z tobą wytrzymałem te pół roku w Londynie. Czy ty w
ogóle posiadasz jakieś maniery? – Rzekł z podziwem i poczuciem zniesmaczenia
jednocześnie.
–
Hej, o co ci chodzi? Jeśli o śniadanie, to nic nie poradzę, że zawsze wstajesz
wcześniej ode mnie. – Wskazał na niego kanapką.
–
Nie chodzi o to. Wchodząc, nawet się ze mną nie przywitałeś. I może chociaż
sporadyczne dziękuję za śniadanka, obiadki i kolacyjki? – Zmarszczył brwi i
spojrzał do kubka tak, jakby na dnie miały pojawić się słowa wdzięczności.
Zrezygnowany odstawił brudne naczynia do zlewu.
–
Cześć. A co do śniadania to powiedziałem. Że kanapki są dobre, więc nie
rozumiem twojego focha. Ale mimo to, ponieważ jesteśmy przyjaciółmi, kupię ci
wielki prezent za dbanie o to, bym nie przymarł głodem, okay? – Zaśmiał się.
–
Jesteś dzisiaj dziwnie radosny… Nie denerwujesz się castingiem? – Isaac zmienił
temat. Odkąd wrócili do Stanów, dosłownie zamienili się rolami. To Isaac
chodził ponury i podbity, a Tom tryskał energią i bardzo często się uśmiechał z
wyjątkiem chwil, w których narzekał na hałas Nowego Jorku. Isaac w głębi duszy
wiedział, że Ratliff czuje się tu jak ryba w wodzie.
–
Staram się o tym nie myśleć. Na razie jestem podekscytowany i nie mogę się
doczekać, aż zobaczysz mój nowy image a la glam rock.
–
Na razie nadal nie mogę przyzwyczaić się do nowej fryzury… Nie wiem czy zniosę
całego ciebie w nowej odsłonie. – Isaac obrzucił spojrzeniem wygolony prawy bok
głowy Ratliffa i kolejny raz od czasu wczorajszej wizyty u fryzjera z
niedowierzaniem pokręcił głową. Reszta włosów, jeszcze wczoraj bardzo
nastroszona, opadała ku uchu po lewej stronie czaszki. Efektowna fryzura
uwydatniała jeszcze jeden szczegół. Tommy pozbył się połowy włosów w
szczególnym celu – by odsłonić obkolczykowane ucho, przez które oprócz małych
kółek przebijała także srebrna sztanga.
–
Będziesz musiał. Jak już się dostanę do zespołu, chyba przemaluję je sobie na
różowo, fioletowo albo ostrą czerwień. Nie mogę się zdecydować… Fajnie
wyglądałyby też loki! – Tom zaczął przeczesywać włosy swoimi długimi palcami, a
Isaac nie mógł opanować śmiechu z powodu kolejnych szalonych pomysłów i
ogólnego samozachwytu Tommy’ego Joe. Ostatnio naprawdę nie poznawał swojego
przyjaciela.
Odkąd
wrócili do USA, samopoczucie Tommy’ego Joe naprawdę poprawiało się z dnia na
dzień. Chwilami Isaac zastanawiał się nawet, czy Joe faktycznie zostawił
przeszłość za sobą? Odpowiedź przychodziła jednak każdego wieczora, kiedy Tommy
wyrywał kolejną kartkę z kalendarza i zanosił ją do swojego pokoju. Początkowo
Carpenter nie wiedział, co kryje się za tą rutynową czynnością, ale z czasem
ciekawość zwyciężyła. Choć brunet nienawidził się za to i uważał, że zdradził
przyjaciela, dowiedział się, do czego kluczem są kolejne daty wyrywane z
kalendarza. Dzisiaj zamierzał na chwilę wypożyczyć skrzętnie skrywany sekret
Tommy’ego. I właśnie nadszedł na to czas.
–
Pamiętaj, że musisz tam być przed jedenastą. – Przypomniał mu, kiedy Tom
wstawał od stołu. Włożył swoje naczynia do zlewu, zamierzając następnie udać
się do łazienki.
–
Wiem. Ale mówiłeś, że będziesz tam ze mną? Zmieniłeś zdanie? – W tej chwili
poczuł zdenerwowanie. Nie ważne, jak bardzo by się maskował, to przesłuchanie
było dla niego ważne. Od niego zależało, czy jego muzyczna kariera ruszy z
miejsca, w której zatrzymała się na długo po rozpadzie Mouthlike.
–
Nie martw się. Odprowadzę cię prosto do drzwi. – Zapewnił go, wyprzedzając
myślami teraźniejszość.
Tommy
pokiwał głową, po czym zniknął za drzwiami łazienki. Z doświadczenia Isaac
wiedział, że Joe zawsze bardzo długo okupuje łazienkę. Po zamieszkaniu z
blondynem i zauważeniu tego faktu Isaac jeszcze bardziej niż normalnie cenił
sobie, że jest rannym ptaszkiem. Postanowił odczekać jeszcze parę minut aż
usłyszy szum prysznica i dopiero potem przejść do następnego etapu swojego
przedsięwzięcia. Wrócił do swojego pokoju, by wziąć z komody kartkę z adresem.
Następnie położył ją na blacie w kuchni, a krawędź skrawka papieru zakrył
kubkiem, który uniemożliwiał jego przemieszczenie. Sprawdził ponownie odgłosy
dochodzące z łazienki i ze ściągniętą z nerwów twarzą zakradł się do sypialni
Ratliffa. Otworzył tam wielką szafę, w której na wieszakach i półkach
znajdowały się nieliczne ubrania Tommy’ego. Najbardziej interesował Carpentera
czarny futerał na spodzie mebla. Wyjął go i ostrożnie otworzył. Na szczęście,
wszystko wewnątrz znajdowało się w tym samym miejscu, co poprzednio.
Białą
gitarę z autografem Jimmy’ego Hendrixa, którą nawet bał się dotykać, pokrywały
stosy karteczek wyrwanych z kalendarza, a na każdej widniały dwa lub trzy
słowa: „Kocham Cię” oraz „Tęsknię za Tobą” zapisane złotym lub srebrnym markerem.
Najważniejsza spośród całej zawartości futerału nie była wcale gitara, ale list
wsunięty za jej struny na środku pudła rezonansowego. Ten list musiał dotrzeć
do adresata i to sam Tommy Joe powinien go dostarczyć. Isaac musiał przyznać,
że blondyn znalazł do tego piękną oprawę, ale jednego mu zabrakło – odwagi. W
tej chwili na scenę wkroczył Isaac. Dzisiaj
to się wydarzy. Muszę mu tylko trochę pomóc. Muzyk dokładnie zamknął
futerał i na palcach opuścił pokój ze zdobyczą w ręce. Wziął swoje klucze i
kurtkę. Cicho jak mysz wyszedł z mieszkania. Kolejny etap misji zakończył się
powodzeniem.
Tommy
spędził w łazience ponad godzinę. Sam prysznic nie zajął mu dużo czasu, ale
układanie włosów, które nadal niezbyt dobrze mu wychodziło, oraz wykonanie
make-upu, które wychodziło mu perfekcyjnie po półrocznym przybieraniu maski w
londyńskim klubie, wypełniło cenne minuty, które mógłby spożytkować choćby na
wcześniejsze wyjście z domu. Po opuszczeniu łazienki stanął przed kolejnym
wyzwaniem. W co ja się ubiorę? Postawił
na klasykę gatunku rocka – skórzane spodnie i pasek z błyszczącą klamrą. Ale co
z jego szafy wpasowałoby się w drugą część stylu artysty, który miał go dziś
oceniać? Co jest dostatecznie glam? Nie
mam nic takiego… Przetrząsnął wszystkie swoje T-shirty i koszule, ale nic
mu nie pasowało. Pomyślał nawet o zakupach na ostatnią chwilę, ale od razu
odrzucił ten pomysł ze względu na brak czasu.
–
Cholera… – Spojrzał na bałagan w swoim łóżku i w tej chwili coś dostrzegł.
Wśród ciuchów, z których większość była koloru czarnego, wyraźnie odznaczała
się czerwona falbana. – Nie… – Szczupłe palce dotknęły cienkiego materiału, po
czym zacisnęły się na tkaninie. Wspomnienia związane z tą czarną koszulą nie
zamierzały ukrywać się głęboko – od razu w pamięci Ratliffa ukazały się obrazy
ze sklepu uroczej Brooke. Wspólny śmiech, błysk w oku, pożądanie widoczne w
każdym spojrzeniu wysokiego bruneta o niebieskich oczach. – Adam… – Pachniała
jeszcze nowością. – DOŚĆ! – Tommy wstał zbyt energicznie i zakręciło mu się w
głowie. Zaczął rozpinać guziki. Podszedł do lustra w korytarzu z już przykrytym
torsem. Naga skóra zakrywana z każdym guzikiem nagle przypomniała sobie dotyk,
którego była tak spragniona. Nosił na sobie wspomnienie, którym może się tylko
zadręczać, ale nie dozna go ponownie.
–
Isaac? Jestem już gotowy! Is? – Tommy obrzucił swoją sylwetkę ostatnim
spojrzeniem, które z powodu samej koszuli mogło być tylko krytyczne. Sprawdził
sypialnię przyjaciela, ale była pusta. Podobnie jak salon i aneks kuchenny, na
którym leżała samotna kartka z adresem, godziną i odręcznym dopiskiem Isaaca.
Musiałem
wyjść – załatwić parę spraw. Dwie godziny w łazience
na pewno się opłaciły i wyglądasz czadowo.
Spotkamy się na miejscu. Nie spóźnij się!
na pewno się opłaciły i wyglądasz czadowo.
Spotkamy się na miejscu. Nie spóźnij się!
Isaac
–
To wcale nie trwało dwie godziny… – Mruknął do siebie Tom i spojrzał na zegar
ścienny. Wybiła dziesiąta. – Najwyższy czas ruszać.
Przesłuchania
odbywały się w klubie Enigma. Blondyn przekroczył próg i udał się do baru, przy
którym zamierzał czekać na przyjaciela. Na parkiecie głównej sali zebrało się
mnóstwo ludzi. Zbici w małych grupkach stali lub siedzieli zajęci
niezobowiązującą konwersacją. Ratliff rozejrzał się uważnie w poszukiwaniu
tabliczki, która kierowałaby go do sali, w której odbywał się casting, ale
zauważył tylko krzepkiego mężczyznę w garniturze, który z długopisem w ręce
spoglądał bystrym okiem znad podkładki na zgromadzonych ludzi. Tommy Joe
domyślił się, że to pewnie selekcjoner wyczytujący kolejne nazwiska z listy.
Stał przy wejściu, które długim oświetlonym niebieskimi ledami korytarzem
wiodło do pokoju przesłuchań. Tommy odwrócił wzrok i, opierając się o bar,
jeszcze raz omiótł spojrzeniem otoczenie. Spostrzegł mężczyznę odwróconego do
niego plecami, który mógłby być jego przyjacielem, ale nie był tego pewien. Najbezpieczniejszym
sposobem na odszukanie Isaaca bez narażania się na obce spojrzenia, była
wystukana w telefonie wiadomość: „Jestem przy barze” i wysłana do perkusisty. W
tej samej chwili mężczyzna, którego obserwował, spuścił głowę i wyciągnął z kieszeni telefon, odczytał
wiadomość i odwrócił się. To jednak był Isaac. Powiedział coś do nowopoznanych
ziomków i opuścił grono, by dołączyć do Tommy’ego Joe przy barze. Joe
zmarszczył brwi, kiedy spostrzegł, co Carpenter dzierży w prawej w ręce. To był
futerał. Futerał JEGO gitary.
–
Hej. Proszę. Może ci się przydać. – Isaac podał mu jego własność. W tej chwili
Tommy’emu przemknęło przez myśl, że wcześniej nawet nie pomyślał o tym, że może
potrzebować własnego instrumentu. Z drugiej strony gniewał się na Isaaca, że
śmiał wziąć jego własność, ale gniew ten powoli ustępował. – A to na pewno ci
się przyda. Kwestionariusz. – Wyjął z kieszeni złożoną kartkę papieru, którą
zaczął rozkładać. Z tej samej kieszeni wyjął długopis. – Musisz go uzupełnić.
Brakuje kilku informacji. – Podał zwitek papieru blondynowi, który w tej chwili
był zmuszony zwrócić na moment muzykowi swój skarb. Uzupełniał informacje,
myśląc o zawartości futerału. Isaac nie do końca wiedział, co jest w środku –
przynajmniej tak mu się wydawało. Oprócz pokazanej Carpenterowi któregoś
wieczoru w Londynie białej gitary z cennym podpisem muzycznej legendy, w
futerale znajdowały się dowody półrocznej półrocznej męki i rozpaczy Ratliffa.
Na samą myśl o tym, że będzie musiał otworzyć tę puszkę Pandory, żołądek
podchodził mu do gardła. Dodatkowo uświadomił sobie, że za chwilę będzie musiał
dać z siebie wszystko, pokazując muzyczne umiejętności przed nieznanym jury.
–
Dlaczego się denerwuję? – Mruknął bardziej do siebie niż do przyjaciela, który
oddał mu ciężki futerał, kiedy zobaczył, że brakujące dane zostały uzupełnione.
– Denerwuję się jak nigdy wcześniej, zobacz! – Tommy wyciągnął przed siebie
dłoń, teraz już bezpośrednio zwracając się do Carpentera, który spojrzał na
drżące palce.
–
Tak musi być. W końcu to przesłuchanie, a ty stajesz przed… bądź co bądź
surowym jury. – Rzekł Isaac uspokajająco, a jego słowa były bardzo bliskie
prawdy.
–
Powiesz mi w końcu, kto to jest? – Tommy spojrzał błagalnie na bruneta, ale ten
tylko pokręcił głową.
–
To tylko pogorszyłoby sytuację, skoro już się denerwujesz. Może nawet
uciekłbyś, gdzie pieprz rośnie, wiedząc, kto to jest… Nie ważne. Wyglądasz
czadowo, grasz jeszcze lepiej. Wystarczy, że wsłuchasz się w swoje serce, a
usłyszysz muzykę, którą następnie zagrają twoje palce.
–
TOMMY… RATLIFF. TOMMY RATLIFF! – Ryknął ochroniarz tak, by usłyszała cała sala.
Ten
głos i to hasło zmroziły Tommy’emu krew w żyłach. Wziął głęboki oddech, a potem
uchwycił pewnie gitarę i wolnym krokiem podszedł do postawnego bramkarza.
–
Masz kwestionariusz?
–
Tak.
–
Do końca korytarza. Drzwi po prawej. Powodzenia. – Z oddali groźny wyraz twarzy
mężczyzny wydał się blondynowi o wiele bardziej nieprzyjemny z bliska. Kiedy
więc mężczyzna przepuścił blondyna na korytarz i dodatkowo klepnął mocno w
plecy, Ratliff zatoczył się. Ten niespodziewany gest miał jednak swoje dobre
strony – pomógł się Ratliff’owi uspokoić. Odzyskał równowagę i pewnym krokiem
doszedł do drzwi, które otworzył, zamknął za sobą i odwrócił się w stronę
spodziewanego jury. Spojrzenie przenosiło się centymetrami podłogi przez nogi niezwykle długiego stołu,
jego blat zawalony formularzami aż na twarze czterech zgromadzonych ludzi.
O nie…
Dopiero co uspokojone serce podskoczyło, kiedy spojrzenie brązowych oczu
spotkało się ze spojrzeniem ostatniej osoby, jaką spodziewał się tu spotkać.
Nagle wszystkie elementy zagadki zaczęły do siebie pasować. Podszedł nieśmiało
do zgromadzonych sędziów. Nie rozpoznawał on łagodnie uśmiechającej się
blondynki o raczej przeciętnych rysach ani brodacza o okrągłej twarzy, który
siedział z brzegu. Nie rozpoznawał też ciemnoskórego chłopaka, któremu w białym
T-shircie bardzo odznaczały się mięśnie, chociaż gdyby Ratliff wytężył pamięć,
przypomniałby sobie, że kiedyś się już spotkali. Prawdę mówiąc, Tommy Joe
wpatrywał się tylko w jedną osobę, której zimne oczy hipnotyzowały go.
–
Dzień dobry. – Zdołał odpowiedzieć na miłe przywitanie pozostałych. Oddał swój
kwestionariusz i cofnął się, nie przerywając więzi, jaką stworzył kontakt
wzrokowy dwóch żywiołów: lodowatej wody w niebieskich i piekielnego ognia w
czekoladowych oczach. Nim jednak się odsunął, zdołał wyrzucić z siebie jeszcze
dwa słowa: – Witaj, Adam.
Więcej
nie mógł znieść. Nie wytrzymał tego oziębłego spojrzenia. Starał się odpowiadać
składnie i rzeczowo na zadane mu przez dwóch ludzi pytania.
Przebyłeś długą drogę…
Gdzie grałeś?
Jaki instrument preferujesz?
Grasz też na perkusji…
Wybierz jedną z naszych gitar i zagraj
nam kawałek wybranej rzez siebie piosenki.
Świetnie. Może teraz coś z twórczości
Adama. Adam, co chcesz usłyszeć?
–
Fever.
To
jedno słowo zburzyło cały spokój, jaki od chwili zobaczenia Lamberta próbował
budować w sobie Ratliff. Sam jego widok sprawił, że Tommy przypomniał sobie
całą miłość, jaką się obdarzali zanim ich drogi się rozeszły. Chociaż oboje się
zmienili – fizycznie i duchowo. Adam zmężniał. W Idolu był tylko chłopakiem,
który buja w obłokach i marzy o sławie i karierze. Dziś był mężczyzną, który
twardo stąpa po ziemi i nie waha się przed podjęciem ryzykownych decyzji. Jego
uroda przyciągała uwagę w równym stopniu jak rockowy styl. Tego dnia brunet
postawił na nabijaną ćwiekami czarną skórzaną kurtkę i pasujące do tego wysokie
buty na koturnie. Nieodłącznym elementem jego garderoby były też rękawiczki bez
palców. Podobnie jak Tommy, w programie znalazł upodobanie w make-upie i
codziennie używał eye-linera lub czarnego cienia do powiek. Również Tommy się
zmienił. Był nie do poznania w zadziwiająco podobnym stylu do tego, który był
widoczny u Lamberta. Mroczny, drapieżny, tajemniczy z fryzurą opadającą na
jedno oko, kiedy się pochylił, by zagrać pierwsze nuty melodii tak uwielbianej
przez siedzącego przed nim wykonawcę.
Tommy
Joe drżącymi palcami złapał za gryf gitary i zamknął na moment oczy. Odszukał w
sobie melodię i spuścił wzrok. Obserwował gryf, na którym tańczyły jego
zręczne, długie palce. Zatracił się w muzyce, którą stworzył jego ukochany i
którą za chwilę musiał brutalnie przerwać na polecenie jej autora. – Dość.
Przestań. – Adam dobitnie powtórzył rozkaz. Głosem, który nie zniósłby ani
jednej nuty więcej, tak lodowatym, że mógłby zmrozić piekło. Tommy odłożył
instrument należący do wyposażenia sali. Odwrócony tyłem do pozostałych zdołał
wziąć pierwszy pełen oddech od chwili, kiedy wszedł do pomieszczenia.
Starał
się jak mógł, ale nie docierało do niego ani jedno słowo z monologu mężczyzny z
bródką. Niebieskie oczy przyciągały bowiem całą jego uwagę. Ten lód niemal
wyczuwalny w powietrzu był przeznaczony tylko i wyłącznie dla Ratliffa. Zwężał
krtań i zatykał płuca. Oddychanie stało się niemożliwe, więc Tommy zaczął się
wycofywać. Akurat w tej chwili usłyszał rutynową formułkę „dziękujemy za
przybycie” i „w ciągu dwóch tygodni skontaktujemy się z tobą” – był to znak, że
może już zacząć uciekać. Odwrócił się i szybkim krokiem ruszył w stronę drzwi i
ukrył twarz w dłoniach, które za chwilę stały się mokre od łez. Wreszcie mógł
oddychać. Zdołał uciec z piekła, które w końcu go dopadło. Które, jak się za
chwilę okazało, nie wypuściło go jeszcze z rąk. Odbił się od drzwi i, nim
zrobił dwa kroki, te otworzyły się za nim. Zmierzał przez korytarz, kiedy
usłyszał wołanie. Ten głos mógł poznać wszędzie.
–
Tommy! Tommy, stój! Tommy! – Blondyn poczuł ucisk w ramieniu, który zmusił go
do zatrzymania. Odwrócił się niechętnie. Półmrok oświetlony tylko klimatycznymi
ledami pomógł ukryć łzy, chociaż szkliste brązowe oczy odbijały się w
spojrzeniu drugiego.
Oto
stali naprzeciw siebie twarzą w twarz, nie wiedząc, co powiedzieć. Pełni
miłości i nienawiści, żalu i strachu, goryczy i niepewności.
–
Zapomniałeś czegoś. Proszę. – Adam uniósł lekko gitarę, by podać ją Tommy’emu,
lecz ten nawet na nią nie spojrzał.
–
Jest twoja. Ona zawsze była tylko twoja. – Wydusił z siebie Tommy, a obraz rozmazał
mu się przed oczami. Zaczął się cofać, a potem biegiem pokonał resztę
korytarza, na końcu którego czekał na niego Isaac.
Tommy
przepchnął się między selekcjonerem, który zagradzał wejście. Odepchnął także
Carpentera, próbującego się tłumaczyć. Ratliff jednak nic nie słyszał, nic nie
widział, a czuł tylko nieznośny ból serca, które drugi już raz pękało na milion
ostrych kawałków. Tommy Joe wydostał się na ulicę i pobiegł w nieznanym sobie
kierunku. Uciekał, chociaż brakowało mu tchu. Jeszcze rok temu sądził, że nie
jest zdolny nikogo pokochać. Od tego czasu został obdarzony miłością, którą
odrzucił dla wyższego dobra. Czy miał w ogóle prawo być szczęśliwy? Skoro życie
ponownie postawiło przed nim tę miłość, może była jeszcze szansa na szczęście? Ta
możliwość oddalała się tak szybko, jak szybko Joe uciekał z miejsca
konfrontacji. Nie było już szans na szczęście poza jedną jedyną, która została
w rękach Lamberta. Tylko od niego zależało, czy otworzy futerał nazwany przez
Isaaca puszką Pandory ze względu na pół roku wielkiego smutku i cierpienia.
Isaac bardzo trafnie nadał nową nazwę przedmiotowi, który Tommy tak długo
trzymał ukryty głęboko w szafie. Razem z bólem i cierpieniem Ratliff zamknął w
futerale jeszcze jedną nikłą emocję, która mu jeszcze pozostała. Była to
nadzieja.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz