Hejka!
Na początek muszę bardzo gorąco podziękować wszystkim
czytelnikom i nawet tym osobom, które tylko weszły na tę stronę
tak o, gdyż...
MIŁOŚĆ
Z IDOLA WŁAŚNIE PRZEKROCZYŁA 10000 WYŚWIETLEŃ! AAAAAAAAAle
super!
A
teraz spójrzcie czy nie ma message'a do was na dole i czytamy.
Czekolaaada,
dzięki
za full błędów! Naprawdę chciało ci się tak rozpisywać?
Następnym razem pisz BARDZIEJ ogólnikowo, proszę. Teksty napisane
zostawiam tak jak jest, ale będę się poprawiać w następnych
częściach.. Książki oczywiście czytam. Co do punktu 18.: Adam
nie chciał się wypowiadać na ten temat, bo już od samego
słuchania robił się nieswój (to w końcu Adommy, chyba każdy już
wie, że Adam jest w Tommy'm zakochany, tylko na razie boi się tego
okazać) Tommy funkcjonował normalnie, bo, jak już wiesz, Alex nie
zrobił tego, co miał zrobić. Interpunkcją bym się na twoim
miejscu nie przejmowała - zawsze znajdzie się jakiś błąd.
Brakuje mi synonimów, a w słownikach nic nie ma. Może nie jestem
zbyt douczona w stosowaniu odpowiednich metafor i składni, ale
postaram się to nadrobić książkami. Sherlock wziął mi się z
filmu "Rycerze z Szanghaju" - w drugiej części był taki
detektyw. Osobiście nic do Sherlocka nie mam. Ogólnie to
opowiadanie wydaje mi się zbyt poważne i zbyt szczegółowe, więc
czasami dodaję cukru. W ogóle wszystko tu tak się wlecze, ale
przykro mi, nic nie mogę zrobić, taka fabuła.
Sandra
Black
wracasz mi wiarę w pisanie tego opowiadania. Co do Tommy'ego, chcę
wymyślić własną jego historię. Nie chcę się opierać na
prawdziwej, bo na ten temat w necie jest bardzo mało informacji,
niektóre są nieprawdziwe (np. w Wikipedii). Jeśli chodzi o
konsultację, możesz do mnie napisać e-mail na adres
xaniax1997@gmail.com (i nie
tylko ty, wszyscy mogą). Pozdrawiam.
I
pytanie: czy jest ktoś, kto ostatnio odkrył tę stronę?
Jeśli
tak: czy wam się podoba? Czy przywitacie się ze mną w
komentarzach? Liczę nawet na anonimy, nie musicie mieć kont, żeby
to zrobić. Dodanie komentarza jest bardzo proste, a wystarczą mi
tylko trzy słowa, np. Hej, fajne opowiadanie. Mam nadzieję, że
zachęciłam. Do odcinka!
W pierścieniu ognia
Mijał
drugi dzień od zniknięcia wokalisty Mouthlike. Wszyscy siedzieli w
hotelu jak struci. Czekali na rozwój wydarzeń. W tym czasie Tommy
zdążył nadrobić wszystkie zawodowe zaległości. Z nudów
doszlifował grę niewyćwiczonych dotychczas utworów zespołu.
Napisał kilka tekstów piosenek (przeważnie o miłości) oraz
znalazł czas na nawiązanie telefonicznego kontaktu z dawno
niewidzianymi znajomymi. Wpadł nawet na pomysł odświeżenia
znajomości z mieszkającą w pobliżu Kathlyn Mossey. Teraz
początkująca aktorka kiedyś bardzo zawróciła mu w głowie.
Rozważał tę możliwość wykorzystania wolnego czasu oglądając
reklamy w telewizji. Nagle mignęła mu przed oczami zapowiedź
kolejnego odcinka talentshow „American Idol”. Natychmiast
pomyślał o Adamie. Przypomniał sobie jego sylwetkę: długie nogi,
szerokie barki, potężne ramiona, pięknie wyrzeźbioną klatkę
piersiową, która odbijała się zawsze, kiedy włożył t-shirt i
twarz... anioła w rockowym makijażu. I jeszcze ten zmysłowy,
melodyjny głos. Ciągle się zastanawiam, dlaczego nie ma
dziewczyny? Zapytam go o to... Dzisiaj. Już nie musiał szukać
pomysłów na wieczór. Telefon, którym ciągle się bawił, teraz
się przydał. Mężczyzna wyszukał coś w aplikacji internetowej,
następnie dwa razy kliknął przycisk akceptacji. Włączył stronę
startową, a potem zablokował smartfona, który przeszedł w stan
hibernacji. Blondyn miał szczęście, że bilety jeszcze się nie
skończyły. Podszedł do okna swojego hotelowego pokoju i popatrzył
na panoramę miasta. Z uśmiechem na twarzy czekał na kuriera. Nie
mógł doczekać się wieczoru.
-
Adam, mam nadzieję, że zaśpiewasz dzisiaj tak, że przyprawisz
wszystkich o dreszcze. - Powiedział do siebie. Ring of fire miało
być trudnym kawałkiem z gatunku muzyki, z którą Lambert się
jeszcze nie spotkał. Choć Tommy nie wiedział, jak utwór brzmi,
wyobraził sobie Adama, scenę, mikrofon. Zamknął oczy
przypominając sobie ten fenomenalny, jedyny w swoim rodzaju głos.
Włoski na jego przedramionach pokrytych czarnymi tatuażami
mimowolnie się uniosły.
***
Drugi
w kolejności. Dobrze, że nie pierwszy. Serce biło mu jak
młotem, kiedy czekał na swój występ. Spokojnie, Adam. Robiłeś
to już. Ćwiczyłeś. Kiedy wyjdziesz, stres minie. Uspokajał
się oczywistą prawdą – publiczność zawsze dodawała mu odwagi,
której nie znajdował za kulisami. Stres ciągle krążył w jego
żyłach i rozpalał od środka. Tę dawkę zwiększała myśl o tym,
że uczestnik o imieniu Scott, który występował przed nim, właśnie
dostał złe noty od większej części jury. Simon Cowell miał
dzisiaj wyjątkowo cięty język. Że też nigdy nie brakuje mu
odpowiednich epitetów, pomyślał z przekąsem Lambert i wyszedł
z determinacją na scenę. Minął po drodze Scotta, który poklepał
go po ramieniu życząc powodzenia. Jego pokazowy uśmiech nie dodał
Adamowi ani grama otuchy.
Pam,
pam, param, pam, pam, pam, to jak to leciało? Przypomniał sobie
słowa, kiedy reflektor zaczął śledzić jego ruchy. Znajdował się
teraz w oświetlonym okręgu, który przywodził mu na myśl
zacieśniający się pierścień ognia, który zaraz wypali go od
środka. Podszedł do statywu. Spojrzał na ludzi. Byli oszołomieni
sensualną niemal muzyką i przygotowani, by chłonąć jak gąbka
każdą zaśpiewaną frazę. Trema go opuszczała. Ogień w żyłach
zalewała zimna krew. Znów mógł spokojnie oddychać. Zaczął
śpiewać. Słowa wypływały z jego ust obklejone namiętnością,
miłością, erotyzmem, które zmieszane były z odrobiną rockowego
pazura. Choć muzyka wprowadzała egipski klimat z typową dla niego
temperaturą, to wygląd Adama nie mieścił się w te ramy. Czarne
spodnie z rozkloszowanymi nogawkami niby dzwony i bluzka w tym samym
kolorze nie wprowadzały takiego zamętu w przyjemny dla oka obrazek
performance'u jak złota skórzana kurtka z ćwiekami i buty z
wężowej skóry. Rockowego stylu dodawały szczegóły: rękawiczki
bez palców, nabity ćwiekami pasek, przypięty do spodni brelok z
rzemyków, dwa naszyjniki zwisające z szyi niczym amulety
zapewniające powodzenie. Nie mogło też zabraknąć podniesionego
kołnierzyka i czarnych paznokci, o których tyle się dzisiaj
mówiło.
Wokalista
płynął przez piosenkę obserwowany przez głównego mentora w
tygodniu country – Randy'ego Travisa. Tak jak podczas pierwszej
lekcji z Lambertem, tak i teraz mężczyzna był oniemiały z
zachwytu. Adam był prawdziwym talentem. Travis stwierdził to już
po usłyszeniu pierwszej frazy piosenki Johny'ego Casha, która
opuściła usta Lamberta i która na długo pozostała jego uszach.
Tak, to bardzo charyzmatyczny wokal, pomyślał, przypominając
sobie tę lekcję.
***
Wysoki
brunet wszedł do pokoju z przyjaznym uśmiechem przyklejonym do
twarzy. Randy stał przy fortepianie i rozmawiał z muzykiem, który
instrument obsługiwał. Travis usłyszał ciche kroki, a właściwie
trzeszczącą podłogę. To jej dźwięk najbardziej go irytował.
Odwrócił się, by zlikwidować hałas.
-
Ach, Adam Lambert, prawda? - Zawołał, a gość pokiwał głową.
-
Dzień dobry. - Powiedział skromnie, a piosenkarz pospieszył, by
uścisnąć mu dłoń. - Miło mi pana poznać, panie Travis.
-
Mów mi Randy, chłopcze. - Wyciągnął dłoń i patrząc Adamowi w
oczy potrząsnął dłonią. Kiedy miał już cofnąć rękę,
spojrzał w dół. W oczach mignęło mu coś czarnego. Zamiast
zakończyć gest, odwrócił dłoń Adama, by zobaczyć jej wierzch.
To, co zobaczył, wywołało w nim mieszane uczucia. - Ekhm, lakier
do paznokci? Nie uważasz, że to trochę... dziwaczne?
-
Nie, dlaczego? - Spytał Adam, zdziwiony uwagą.
-
No, wiesz... Nie żebym miał coś przeciwko, ale to raczej kosmetyk
dla kobiet. - Travis podrapał się po głowie.
-
W dobie nowoczesności i równouprawnienia to raczej przestarzała
definicja, nie uważa pan? - Miał gotową ripostę na wszystko, co
wiązało się z jego wyglądem i sposobem bycia. Nie od dziś
słyszał uwagi i obelgi. Już dawno nauczył się walczyć z
nietolerancją. Nauczyciel nie zauważył kpiącego tonu. Zastanawiał
się nad tą nową dla niego sytuacją i, jakby tego nie nazwać,
nowym odkryciem.
-
Jakby się nad tym dłużej zastanowić... - Przyglądał się
paznokciom mężczyzny i próbował wyjaśnić swoją reakcję. -
Przepraszam, trochę zbiłeś mnie z tropu. Na ogół nie otaczam się
tak... Nowoczesnymi ludźmi. - Spojrzał na twarz Adama. Tym razem
dostrzegł coś jeszcze bardziej zadziwiającego – kolczyki w
uszach. - Doprawdy, jesteś bardzo nowoczesny i ekstrawagancki. -
Uśmiechnął się i złapał się za ucho, dając Lambertowi do
zrozumienia, o co mu chodzi.
-
Czy to jest komplement? Jeśli tak, to bardzo dziękuję. - Adam
zaśmiał się lekko speszony i podszedł do fortepianu. - Muszę
jednak wiedzieć, czy to panu nie przeszkadza? Nie... krępuje?
-
Ależ nie. Wręcz przeciwnie! Lubię czerpać pomysły od ludzi
właśnie takich jak ty. Nie tylko stylowe, ale też pomysły na
piosenki. To jest moja przewodnia myśl, Adamie. Otoczenie kryje
rzeczy, o których nie masz pojęcia. Kiedy te rzeczy odkrywasz, one
cię zadziwiają. Kiedy przystosowujesz się do tych rzeczy, uczysz
się z nimi żyć, stajesz się mądrzejszy, bo poszerzyłeś swoje
horyzonty. To ta idea, poszerzanie horyzontów. Cholera, czuję, że
to byłby dobry temat na piosenkę. - Pomyślał głośno,
przybierając pozę myśliciela.
Idąc
do tej sali Adam myślał, że to nie będzie udane spotkanie, ale
totalna kicha. Myślał w kategoriach: nie jestem piosenkarzem
country, nigdy nie miałem styczności z taką muzyką, jesteśmy z
dwóch innych światów. Teraz był mile zaskoczony. Przekonał się,
że nie tylko muzyka łączy ludzi, ale też filozofia. Może
jednak się dogadamy? Miał taką nadzieję.
-
Ale nie na to czas. Powiedz mi, chłopcze, jaki wybrałeś utwór?
-
„Ring of fire” Johny'ego Casha. Dużo ćwiczyłem , ale nie w
stylu country. Mam własną wersję.
-
„Własną wersję” i „nie w stylu country”? Przerażasz mnie,
Adam. Wątpię, czy to w ogóle da się zaśpiewać nie-country. -
Posłużył się słowami rozmówcy. Choć wyraził zwątpienie, dał
znak mężczyźnie siedzącemu za fortepianem, by zagrał pierwsze
nuty.
Adam
oparł rękę o instrument. Wlepił oczy w okno i skupił się na
słowach. Z jego gardła wydobył się melodyjny głos o
nieokreślonych oktawach. Jest dobry. Randy Travis uniósł
brwi. Cholernie dobry. Tego się nie spodziewał.
***
W
zaśpiewanych słowach zawierało się skupienie i profesjonalizm. U
Adama było widoczne przywiązanie do słów utworu jakby się z nimi
identyfikował. Nogi w lekkim rozkroku i dłoń przytrzymująca
statyw miały na celu zachowanie stabilizacji. Zmrużone oczy to znak
panowania nad szybkością utworu i intonacją. Adam miał całą
gamę znaków rozpoznawczych. Umiał je dostrzec tylko bardzo
spostrzegawczy obserwator. Pomyślałby ktoś: parę wersów, a tyle
z nimi roboty- to prawda. Czasami praca umysłowa staje się cięższa
niż fizyczna. Na szczęście Adam nie musiał się nad tym
zastanawiać i w odpowiednim tempie skończył śpiewać refren
następujący po pierwszej zwrotce. Miał wrodzony talent, a jego
serce umiłowało to co właśnie robił. Był szczęśliwy.
-
Smak miłości jest słodki, kiedy serca takie jak nasze spotkają
się. - Uwodził wzrokiem, mącił w głowach głosem. Jego ciało
wykonywało zmysłowe gesty, które miały przede wszystkim poruszyć
widza. - Przy tobie czuję się jak dziecko. Och, wtedy ogień staje
się dziki.
Dla
wielu widzów to były najgorętsze dwie minuty nie tylko tego
programu, ale także całego wieczoru. Do grona tych szczęśliwców
zaliczał się zajmujący miejsce tuż obok wyjścia ewakuacyjnego
niewysoki blondyn. Podobnie jak podczas dwóch poprzednich występach
niekonwencjonalnego wokalisty jego oblicze tryskało szczęściem,
dumą i zachwytem, a walące w piersiach serce pompowało dwa razy
tyle krwi. Na ciele wystąpiła gęsia skórka, podtrzymywana przez
każdy ton, który przebywał drogę z głośników do uszu
słuchaczy. Emocje w studiu były nieporównywalnie większe niż
przed telewizorem czy komputerem. Jednak tutaj nie dało się włączyć
funkcji Cofnij lub Powtórz. Tommy mógł wynieść stąd tylko
obrazy, które wryły mu się głęboko w pamięć. Był tak
oszołomiony i podekscytowany, ze kiedy zwiesił wzrok na swoim
przyjacielu oczekującym opinii jurorów, zauroczył się na tyle
długo, że nieświadomie wyłączył zmysł słuchu. Udało mu się
usłyszeć cokolwiek dopiero wtedy, gdy przyszła kolej na ostatniego
sędziego – Simona Cowella.
-
Szukam słów, by opisać ten wykon, ale do głowy przychodzi mi
tylko pytanie: Co to, do cholery, było?! - Rozłożył ręce jak
ksiądz przed ołtarzem. Wciąż nie dowierzał oryginalności
ostatniego performance'u.
Adam
o mało nie pękł ze śmiechu, kiedy usłyszał to pytanie. Czyżby
chciałby mi dać pozytywną opinię? Siedzący w pierwszym
rzędzie za widowni Randy Travis także poruszył się w miejscu,
próbując ukryć atak śmiechu. Niestety nie udało mu się to i
kamera uchwyciła ten moment. Simon Cowell natomiast otrząsnął się
z szoku, po którym został już tylko nieznaczny grymas na twarzy.
Kontynuował.
-
To znaczy... Przepraszam, ale nie tylko nie zagłosowałbym na ten
utwór, ale także (i pewnie nie tylko ja) zgrzytam zębami po
usłyszeniu go. Założę się, że dużo ludzi wyrzuciło przed
chwilą telewizor przez okno z powodu tego występu, gdyż...
W
ogromnej sali rozległo się buczenie publiczności. Adam chciał
jeszcze coś dodać na swoją obronę, jednak zamknął usta, gdy
zobaczył reakcję publiczności. Wszyscy mieli niezadowolone, wręcz
oburzone miny. Wśród widzów dostrzegł kilka ważnych da niego
osób. Mama niezmiennie od pierwszego odcinka trwała przy nim i
trzymała kciuki z całych sił. Wierzyła, ale też nie mogła nie
zobaczyć się z synem chociaż raz na tydzień. Neil wierzył, że
poderwie tu dziewczynę, ale Adam w głębi duszy wiedział, że
brat, który od najmłodszych lat naśladował go we wszystkim, pęka
teraz z dumy. Duet wspierany przez ciocię Klarę i Jaspera –
kolegę z sąsiedztwa ostro dopingował stojącego na scenie
nowicjusza i wygwizdywali szefa jury. Brunet nie mógł dostrzec w
tłumie ostatniej ważnej dla niego osoby. Może nawet
najważniejszej. Tommy znalazł się tutaj, by znowu go zobaczyć.
Chciał się nie tylko przekonać, czy emocje, których doznał przed
szklanym ekranem telewizora, były prawdziwe i nieprzesadzone. Muzyk
przyszedł tutaj, by po prostu być, napawać się tym pięknem
stojącym na scenie. Już na początku znajomości przekonał się,
że los na jego drodze postawił pięknego człowieka. Pięknego
charakterem, duszą, a nawet ciałem. Dlaczego nie otacza się
pięknymi kobietami, ludźmi, którzy będą go podziwiać i wielbić?
Zastanawiał się nad tym bardzo długo. A może już to robi,
a ja tego nie widzę? A skoro tak, to dlaczego darzy przyjaźnią
mnie – faceta z kompleksami i problemami? Musiał go o to
spytać. Wiedział, że musi z nim poważnie porozmawiać. Ale nie
dziś. Dzisiaj jest twój dzień. Zasłużyłeś na laury, a nie na
marną gadkę krytyka z przypadku. Tommy zaciskał dłonie w
pięści powstrzymując się od jakiegokolwiek innego gestu. Gdyby to
była kreskówka, para wodna szybko ulatniałaby się mu z uszu. Nie
spuszczał oczu z Adama. Jeżeli on to dobrze przyjął, to ja też
jestem w stanie. Zmrużył oczy i spojrzał na swoje ręce. Długa
grzywka opadła mu na czoło, a jeden kosmyk zahaczał o nos.
Rozluźnił mięśnie i w tej samej chwili dmuchnął w swoje włosy,
by uciekły z twarzy. Gwar w sali ucichł, a sędzia przeszedł do
dalszej części swojej oceny. Chociaż nie taka zła w rankingu
negatywnych opinii Cowella dotychczasowych tygodni, ta nota miała
być najgorszą dla Adama spośród wszystkich.
-
Adamie, jeśli chcesz usłyszeć moją szczerą opinię, to sądzę,
że to, co przed chwilą zobaczyłem, to były absolutnie pobłażliwe
śmieci. - Skończył wywód, po czym napił się ze szklanki wody
mineralnej. Napój orzeźwił mu płuca, jednak to ochłodzenie nie
było w tej chwili potrzebne jemu.
Lambert
stał jak słup soli. Przybity do ziemi z przylepionym do twarzy
uśmiechem. Sztucznym uśmiechem. Pobłażliwe śmieci?... Jęknął
cicho. Spokojnie, Adam. Za tydzień będziesz się z tego śmiał...
Pobłażliwe śmieci?! Będę śmiał się z tego z Tommy'm podczas
przerwy w opowieściach o zwariowanych fankach na koncertach
Mouthlike. Teraz wrócił myślami do swojego mini koncertu
sprzed paru minut. Co było źle? Nic. To było perfekcyjne, wiesz
o tym. Podpowiedział mu wewnętrzny głos sumienia. Może
zdaniem Cowella to jest zbyt dobre i nie może tego przetrawić? Na
tę myśl uśmiechnął się szczerze. Te myśli zajęły mu około
dwóch sekund, więc nie słyszał kilku zdań wypowiedzianych przez
czarnoskórego Randy'ego Jacksona, który zabrał jeszcze na chwilę
głos.
-
…świetne! A już najbardziej fascynujące jest to, że wyobraziłeś
sobie faceta z epicko czarnymi paznokciami śpiewającego muzykę
country. To jest już sukces! To jakbyś zobaczył co najmniej
Marylina Mansona, który śpiewa w repertuarze Hanny Montany. To twój
sukces! To jest świetne! Tak! Młode, świeże, gorące! To jest to.
- Bardziej wykrzyczał niż powiedział, ale dobił się do mózgu
Adama i dodał mu taką ilość otuchy, że uczestnik show wyrzucił
z głowy słowa poprzedniego jurora.
Jury
odegrało swoją rolę. Teraz do uczestnika podszedł prowadzący
show i podał numer i treść smsa, jaki należało wysłać w celu
oddana głosu na swojego ulubieńca. Tommy Joe zapisał sobie szybko
te informacje w telefonie i popędził na kulisy. Nie sądził, żeby
w tym konkursie był ktoś lepszy od jego przyjaciela. Postanowił
nie tracić na to czasu. Nie wiedział, jak przechytrzy ochroniarzy.
Wiedział natomiast, że musi się spotkać z Adamem. Chociaż przez
kilka minut. Chociaż przez sekundę. Nie mógł przegapić okazji.
Tymczasem
Adam zszedł ze sceny i za kulisami od razu wpadł w ramiona Allison,
która tak samo zestresowana przed występem jak on przedtem musiała
z kimś pogadać. All miała to w zwyczaju – jeśli nie chcesz o
czymś myśleć, pomyśl o czymś innym. Najbardziej zaś wciągały
ją sprawy osobiste przyjaciół. Ploteczki, gadki-szmatki – to
była jej specjalność. Przy okazji dowiadywała się czegoś
ciekawego. Tym razem zamierzała wycisnąć coś z Adama.