piątek, 26 września 2014

Rozdział 34 - Cisza przed burzą

Kochani, zrobiło się tu pusto jak w szkołach w wakacje. Wiem, że jest koniec września i pewnie zakuwacie, ale byłoby miło, gdybyście się odezwali w komentarzu, jak wam leci? Mnie osobiście nauka porwała jak kosmici pewnego rolnika, ale na szczęście się wyrabiam. I macie odcineczek. Mam nadzieję, że mój blog to dla was niezłe oderwanie się od szarej rzeczywistości.
Read & comment, PLEASE!

Cisza przed burzą

- Mitchel?

Tommy stanął w środku rzędu przyjaciół z zespołu tuż za plecami wokalisty, który był tak pochłonięty rozmową z menadżerem, że nie zauważył obserwatorów rozmowy. Odwrócił się jak oparzony, przerywając w pół słowa rozpoczęte zdanie. Był zadowolony. Jak nigdy wcześniej. Promieniał ze szczęścia jakby właśnie spełniał swoje najskrytsze marzenie. Ani śladu pogardy, złości czy nawet zniecierpliwienia, które mogło zostać wywołane przez nagłe przerwanie rozmowy. Widok takiego Mitchela był dla członków zespołu nowym doświadczeniem.

- Witaj, Tommy. Witajcie. - Powitał ich promiennym uśmiechem i wszedł na scenę po swój mikrofon. Przeniósł go razem ze statywem na jej środek i popatrzył z niezrozumieniem na zespół. - Co tak stoicie? Robimy próbę, nie? - Rzekł tym samym tonem, a oni popatrzyli na siebie zdziwieni. Zdziwieni nie samymi słowami, ale grzecznością, jaka się przez nie przebijała. Znieruchomiali gapili się na niego jak na wariata. - O mamo. - Mruknął w tym czasie Mitchel. Czy na nich nic nie działa poza rozkazami? - Co jest? Ruszać się, do cholery! - Warknął, a oni jak pionki na szachownicy odnaleźli swoje miejsca przy instrumentach i zaczęli ostatnią próbę generalną przed ostatnim koncertem. Ta próba była najlepsza spośród wszystkich, jakie dotąd przeprowadzili. Podobnie jak później.
***

- Ile razy dzwoniłeś?

- Dzisiaj sześć.

- Ile wysłałeś wiadomości?

- Osiem.

Allison i Adam szli korytarzem, który miał ich zaprowadzić na kolejną próbę. Kolejną, ale pierwszą w tym tygodniu generalną próbę w studiu nagraniowym Idola. Druga i ostatnia próba generalna miała odbyć się jutro, a tuż po niej nagranie odcinka. Mimo to, każdy uczestnik stresował się już teraz. Nie wiadomo, co wpływało na stres: mało czasu na próby?; to miejsce?; czy sama świadomość o kolejnym programie i niepewności czy nie zostanie się zagrożonym? Uczestnicy cały tydzień pracowali, aby jutro wypaść jak najlepiej. Dzień nagrania był najbardziej stresujący. Wszystko musiało być dopięte na ostatni guzik: sprzęt sprawdzony, kamery przygotowane, uczestnicy w świetnej kondycji fizycznej i psychicznej. Z tym ostatnim było najwięcej kłopotu – nie wszyscy trzymali nerwy na wodzy. Niektórzy nie starali się nawet tego ukryć. Adam z pewnością nie był wśród nich.

Dzień przed nagraniem Adam wstał o piątej rano. Choć próby dziś zaczynały się dopiero o dziewiątej, on już od rana zajmował salę, w której codziennie odbywały się próby wokalu. Nie umiał grać na fortepianie. O tak wczesnej porze nie było też nikogo, kto mógłby mu zagrać melodię, którą słyszał od tygodnia. Znudzony zaczął naciskać poszczególne klawisze, a potem spróbował złożyć dźwięki w całość, która choć trochę przypominałaby linię melodyczną do jego piosenki. Trenował do ósmej trzydzieści, kiedy to znalazł go zaniepokojony Kris i zaciągnął na śniadanie.

Teraz był w takim samym nastroju jak rano, lecz tym razem przebywał w towarzystwie Allison. Także zaniepokojonej. Przyjaciele próbowali dowiedzieć się, co się stało. Zbywał ich zdawkowym „Nic”. I to była prawda. Nic się z nim nie działo. Myślał tylko o dwóch rzeczach: o występie, który napawał go niesamowitą energią i szczęściem, i o Tommy'm, na myśl o którym wpadał w niemal drażniący stan spokoju i opanowania. Dzisiaj jego umysł wypełniał Tommy, przez co jego zachowanie irytowało wszystkich pozostałych uczestników, z jakimi nawiązywał bliższy kontakt, a przede wszystkim dwójkę jego najbliższych przyjaciół.

- I co? - Zapytała Allison po dłuższym milczeniu.

- Co „co”? - Odpowiedział brunet jakby zapomniał, o czym rozmawiali przed chwilą.

- Odebrał, oddzwonił, odpisał? - Iraheta zirytowała się. Adam był dziś nie do zniesienia. Nie dało się z nim porozmawiać nawet o normalnych rzeczach, a co dopiero o Tommy'm.

- Nie.

- Zamierzasz coś z tym zrobić? - Spytała znów, usiłując dowiedzieć się, jaki ma plan działania.

- Nie.

- Nie? Adam, czy ty dzisiaj kontaktujesz w ogóle? Zachowujesz się jak jakiś robot! Nawet jak idziesz, jesteś sztywny jak kij od szczotki. I wszystkich dzisiaj wkurzasz, wiesz? - Drażniła się z nim, próbowała rozweselić, a nawet zdenerwować, ale nic nie działało. Adam był wyłączony – z emocji, z życia. Jeśli tak będzie się zachowywał jutro na scenie, to publiczność własnoręcznie go z niej zrzuci, a jurorzy zdepczą wypastowanymi butami. Kiedy spojrzała na niego, żądając odpowiedzi, wzruszył tylko ramionami. Poczuła, że nic już nie wskóra.

***

- Świetnie! Wspaniale! Zagrajcie tak na koncercie, a publiczność rzuci wam się do stóp! - W ciągu tych dwóch godzin od przybycia Mitchela, nastrój menadżera diametralnie się zmienił. I to na lepsze. Radość z powodu nienagannej próby wypełniała go do tego stopnia, że wstał ze swojego krzesła, zrzucając tym samym na podłogę dokumenty, które miały swoje stałe miejsce na jego kolanach. Podszedł szybkim krokiem do muzyków i uścisnął każdemu z nich dłoń w geście wdzięczności.

Ta próba faktycznie była ich największym sukcesem. Członkowie zespołu byli bardzo rozentuzjazmowani, a jeszcze bardziej ucieszył ich fakt, że moją wolne aż do koncertu czyli aż półtora godziny na przerwy. Odłożyli instrumenty i zamierzali wyjść razem coś zjeść. Cała czwórka, gdyż Mitchel nigdy nie chodził z nimi. Tommy wraz z Isaac'em zamierzał iść po kurtki dla siebie i pozostałych członków zespołu, kiedy niespodziewanie zatrzymał go Mitchel, który stał na środku sceny niepewny, czy robi właściwie.

- Tommy? Możemy porozmawiać? - Powiedział zbyt głośno, przez co zamiast tylko blondyn, odwrócili się wszyscy. Spojrzał przepraszająco na Isaac'am a potem na Mike'a i Oliviera. Następnie przeniósł spojrzenie na Ratliff'a. Gitarzysta nie był zadowolony z propozycji, jednak zgodził się skinieniem głowy.

- Słucham. - Rzekł do frontmana i założył ręce na piersi, zamierzając wysłuchać, co ma do powiedzenia w obecności kolegów.

- Wolałbym w cztery oczy, okay? Odpowiedział i spojrzał na pozostałych, którzy spostrzegając rozkazujące spojrzenie zorientowali się, że ciągle stoją w tym samym miejscu i gapią się na dwójkę mężczyzn.

- Dołączę do was później. - Rzucił w kierunku kolegów i zbliżył się do Craftera. Chciał mieć to już za sobą. Spodziewał się, że nie będzie to przyjemna rozmowa zważając, że wszystkie rozmowy z Mitchelem takie nie były.
Chłopaki, chcąc jak najszybciej ulotnić się z sali, poszli do wyjścia, a Tommy i Mitchel zaczekali, aż zamkną za sobą drzwi. Potem Ratliff zszedł ze sceny i usiadł na jednym z krzeseł stojących w rzędzie pod wzniesieniem z instrumentami. Pewnie tuż przed koncertem je wyniosą, pomyślał Tommy ogarniając wzrokiem wielką halę zapełnioną miejscami siedzącymi. Tam, gdzie teraz się znajdowały, miało się zgromadzić dwa tysiące ludzi, którzy będą tańczyć i skakać w rytm rockowych brzmień. Kolejny tysiąc miał zgromadzić się na trybunach. To miał być ich ostatni i największy koncert na trasie. Tylko od nich zależało, czy okaże się sukcesem. Mitchel zszedł ze sceny tymi samymi schodkami, którymi przedtem zszedł Tommy Joe. Nie usiadł jednak, tylko oparł się o podest.

- Słuchaj... Tommy. Przez te dwa dni, gdy mnie nie było, uświadomiłem sobie pewien druzgoczący dla mnie fakt.

- Druzgoczący? Fakt. Jaki? - Spytał od niechcenia blondyn. Nie obchodziło go, gdzie Mitchel był i co sobie uświadamiał przez te dwa dni. Chcę po prosu wykorzystać przerwę i zjeść hamburgera popijając mocną kawą. Czy to tak wiele? Streszczaj się, Crafter. Nie mam całego dni!

- Ja... Chciałem... Chcę. Ciebie przeprosić. Krzywdziłem cię wiele razy moim zachowaniem i czynami. Ochrzaniałem cię za byle co. I w ogóle byłem wredny i arogancki. I nie znajduję wytłumaczenia, dlaczego to robiłem. Chociaż nie. Mam wytłumaczenie, ale ty pewnie i tak w nie nie uwierzysz. Więc po prostu biorę całą winę na siebie i... Chciałbym się zrehabilitować.

- Nie wierzę własnym uszom! - Tommy wstał i podszedł do Mitchela na niebezpieczną odległość. - Ty? Przeprosić. Mnie?! W sumie masz za co, fakt. - Zgodził się, ale i tak nie wierzył w szczerość tych słów. Jaki masz w tym cel, Mitchel? Czy to jest tylko na pokaz? Obiecałeś to komuś? A może to twoja kolejna intryga? Tommy zastanawiał się, patrząc w wielkie piwne oczy wokalisty. Nie będziesz ze mną pogrywać, dupku. - Ale kolejny raz nie dam się nabrać. Myślisz, że nie wiem, dlaczego to robisz? Myślisz, że nie wiem, że próbujesz mnie zniszczyć tylko dla tego, że John ci każe? Byłeś u niego. Przez te dwa dni. I co ci powiedział? Że teraz masz mnie przeprosić? Że masz mnie przeprosić za uprzykrzanie każdego dnia tych przeklętych dwóch miesięcy? Nie dam się nabrać, Mitchel. Nie jestem już takim naiwniakiem, jakim byłem na początku.

- Ja też nie jestem. - Dodał Mitchel. Wiedział, że tak będzie. Wiedziałem, że mi nie uwierzy. Ale muszę to teraz jakoś odkręcić.

- Co masz na myśli?

- Mój psychoterapeuta stwierdził u mnie uzależnienie od osoby. Od Johna. Wykonywanie jego rozkazów było silniejsze ode mnie. Ale teraz... Nie ma już rozkazów, które musiałbym wypełniać. Nie ma Johna. Jestem wolny, rozumiesz? Mogę to naprawić... Jeśli tylko dasz mi szansę. - Złapał go za ramiona, patrząc chciwie w oczy. Patrzył w oczy, w których pojawił się lęk, a następnie przerażenie. W następnej chwili Tommy zrzucił gwałtownie jego ręce ze swych ramion. W kolejnej – Mitchel został brutalnie odepchnięty.

- Jak to Johna już nie ma? Co ty mu zrobiłeś? - Tommy cofał się powoli aż wpadł na krzesło. - Chyba go nie zabiłeś? Powiedz, że go nie zabiłeś.

- Tommy, spokojnie. Zaraz ci to... - Mitchel próbował załagodzić stresującą sytuację, ale muzyk zdążył dopowiedzieć sobie całą prawdę.

- Mój Boże, ty go zabiłeś! - Tommy ominął krzesła, które znajdowały się teraz między nim a Crafterem. - Ty... Jesteś mordercą, Mitchel. Twój brat mówił, że jesteś nieprzewidywalny, ale żeby zrobić coś takiego...?

- Hej, skąd znasz mojego brata? - Wtrącił się Mitchel, zahaczając o ważny dla niego fakt. Skoro Tommy go zna, to znaczy, że... Dzięki Bogu! Nie zrobił tego!

- Nie mówimy teraz o nim. On też ma swoje za uszami, ale jest lepszym człowiekiem niż ty. On chociaż próbuje się wyleczyć z nałogu, a ty...

- Zrozum, ja też się wyleczyłem! Wyleczyłem się, niszcząc to uzależnienie w zarodku. Ty mi pomogłeś. To ty odpowiedziałeś na pytanie, którego ja nie byłem nawet w stanie sobie zadać. Na pytanie: co sprawia, że stałem się złym człowiekiem.

- Nie mieszaj mnie w to! - Wskazał na mężczyznę palcem, chcąc uciec od niego jak najdalej. - To ty jesteś winny, nie ja. Ja byłem tylko kolejną ofiarą. I uwierz mi, żałuję, że się w to wszystko wpakowałem.

- A ja jestem ci wdzięczny. Uratowałeś mnie od niego. Dzięki tobie miałem odwagę się przeciwstawić...

- Przestań. - Cholera, on mówi jak Alex. Zaraz powie, że mam uzdrawiające moce! Świr. - Jesteś chory, Mitchel. Powinieneś iść do szpitala. Co ja mówię... Powinieneś iść do więzienia! Ja nie chcę mieć z tobą nic wspólnego. - Powiedział na koniec, a zaraz potem wybiegł.

Dopiero na świeżym powietrzu znalazł siłę, by to wszystko udźwignąć. Jego układanka została ukończona. Każdy puzzel został wykorzystany. Finito. Historia znalazła swój koniec. Po dzisiejszym koncercie umowa zostanie wypełniona, a ja dostanę swoją licencję. Będę miał referencje i będę mógł grać jako profesjonalny muzyk. A Mouthlike będzie zamgloną historią, do której już nigdy nie wrócę. Całe to bagno zmyję z siebie już jutro. I będzie to dzień chwały. Szedł ulicą w niewiadomym kierunku. Miał dołączyć do przyjaciół z zespołu, ale wiedział, że gdy to zrobi, zauważą, że coś jest nie tak. Nie mógł powiedzieć im prawdy. Na pewno nie teraz, skoro za godzinę mieli zagrać ostatni koncert. Powiem im po koncercie. Dowiedzą się dopiero po show, jeśli prędzej nie zjawi się policja. Układał w myślach plan, według którego chciał działać. Wydawało mu się to trochę nierealne. Przed chwilą znajdował się kilka centymetrów od prawdziwego mordercy. Przecież wcześniej mógł zabić mnie! Cholera... Czemu to wszystko przytrafia się akurat mnie...? Chciał się teraz wyżalić. Pragnął podzielić się swoimi problemami z prawdziwym przyjacielem i pomyślał o Adamie. A potem przypomniał sobie, że przecież Lambert nie jest już jego przyjacielem. To wspomnienie było tak gorzkie, że oczy zamgliły mu się od łez. Chciał mieć nadzieję, że ich przyjaźń jeszcze powróci, że odbuduje się na nowo, ale wiedział, że to nie jest możliwe. Nie mógł na to pozwolić, bo nie pozwalał na to sam Adam, czując do blondyna coś więcej niż przyjaźń. A może się mylę. Może to wcale nie jest miłość? Może źle odczytałem jego sygnały? Ale przecież sam mi powiedział, że zachowuje się tak tylko, kiedy ja przy nim jestem. A może to było tylko chwilowe? Jak zauroczenie albo coś w tym rodzaju? Chciał w to wierzyć, bo tak bardzo pragnął Adama z powrotem w swoim życiu. Pragnął opoki, jaką był. Bezpieczeństwo, jakie mu dawał. A przede wszystkim pragnął rozwiązań – wskazówki i rady Adama były tak cenne i mądre. Tommy czuł, że nie da sobie sam rady, ale musiał. Musiał chociaż spróbować. I w tym celu zatrzymał się. Wyjął z kieszeni telefon komórkowy i go odblokował. Zignorował kilka nieodebranych połączeń i kilka wiadomości sms o tej samej treści każda. Były od Adama. Miał ich dość, ale dzięki nim wiedział, że Lambertowi zależy. Wybrał numer do Mike'a.

- Mike? Cześć. Gdzie jesteście? - Spytał rzeczowo, lecz otrzymał nierzeczową odpowiedź.

- No jak to gdzie. W barze. Jemy hamburgery.

- Mike, baranie! Jak pytam się: gdzie, to chodzi o ulicę i nazwę baru, tak? - Powiedział jak do dziecka.

- No dobra, dobra. Ale pogadałeś sobie z Mitchelem, tak? I co? Podaliście sobie łapki na zgodę?

- Mike... Nazwa!

- Róg '78 i '91. Lucillana czy Lucijana? W każdym razie przez dwa „L”, jakaś hiszpańska knajpa, ale jedzenie dobre, więc...

- Pa. - Tommy rozłączył się, nie mogąc dłużej słuchać paplaniny Mike'a.

Nie był głodny. Ochota na jedzenie przeszła mu po rozmowie z Mitchelem. Szedł więc w wyznaczonym kierunku nie spiesząc się. Idąc, rozmyślał o różnych błahych sprawach, ale w swych myślach nie otwierał szuflady z Adamem oraz osobnej szafki z Mitchelem. Na nich miała jeszcze przyjść pora. Kiedy w końcu dotarł na róg ulic oznaczonych numerami podanymi przez Mike'a, kumple z zespołu właśnie wychodzili z knajpy. Nie miał im tego za złe, że nie poczekali na niego. Pewnie wysłali mu wiadomość, że wychodzą, ale on albo jej nie usłyszał, albo usłyszał i pomyślał, że to znów Adam się do niego dobija z kolejnym żałosnym „Przepraszam” Potem wrócił z nimi do sali koncertowej i o ustalonej godzinie zagrali niesamowity koncert. Jego koledzy mocno się zdziwili, kiedy podczas rozdawania autografów do Mitchela podszedł blady menadżer, prosząc go za kulisy. W nieznacznej odległości od niego stało trzech policjantów z nowojorskiego komisariatu. Mitchel Crafter został aresztowany jako podejrzany w sprawie mordesrtwa Johna Bovary'ego. Podczas gdy na twarzach Mike'a, Oliviera i Isaac'a odmalowywał się przejmujący szok, twarz Tommy'ego wyrażała tylko bezgraniczny spokój. Każdy czyn ma swoje konsekwencje. Za każdą zbrodnię człowiek ponosi karę. Każdy grzech wymaga swojej pokuty. Takie zasady panują w dzisiejszym świecie. Tommy, myśląc o ludzkiej sprawiedliwości, zapominał tylko o jednym, ale najważniejszym – o wybaczeniu.


5 komentarzy:

  1. O jeju tęskniłam !
    Nie wyobrażasz sobie, jak bardzo brakowało mi twojego opowiadania. Dziękuję, że znajdujesz czas i piszesz rozdziały :)
    Mam taką małą uwagę, kiedy Tommy się zobaczy z Adamem, szkoda mi go ;c
    xoxo ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejcia! Ja też strasznie tęskniłam kochana! Rozdział świetny :D Nareszcie Tommy uświadamia sobie pewne sprawy dotyczące Adasia :) Mam nadzieję że przypomni sobie wreszcie o wybaczeniu bo na pewno każdy dobrze widzi jak bardzo za Adamem tęskni. A co do Adama.....jeju ale mu ta cała sprawa przewróciła w głowie. Kiedyś - pogodny rozgadany człowiek, teraz - melancholijny robot wrak dawnego człowieka aż zaczynam się o niego bać że niedługo już cały będzie pusty :( Tommy działaj!!! A co do Mitchela to na początku mi go było nawet żal że tak długo się męczył z Johnem potem jeszcze go zabił i teraz będzie musiał trafić do pudła za to że uwolnił się od potwora i prześladowcy własnego umysłu ale szybko się opamiętałam bo co jak co ale za zabicie dla swojego dobra czy nie i tak należy się kara :\ cóż...... tak to jest ze mną że staram się współczuć wszystkim chociaż w części nawet jeśli nie mam za co się nad nim litować :\ ależ ja miękka XD ogólnie jestem ci cholernie wdzięczna za to że tak się starasz z tym wstawianiem odcinków dla nas bo wiem że masz pewnie kupę roboty w szkole i bardzo mało czasu a mimo wszystko nadal dla nas piszesz i wstawiasz części regularnie <3 a i nie martw się tym że nie wiele osób komentuje poprostu też muszą być wszyscy zajęci szkołą i nauką a ja obiecuję że pod każdym nowym rozdziałem będę się rozpisywać za wszystkich XD zresztą nawet jakbym nie chciała się rozpisywać to nie potrafię bo jakoś samo mi się pisze i nim się obejrzę moje komentarze mają już co najmniej połowę kartki A5 XD po prostu nie potrafię inaczej i tyle :D
    P.S. Lubisz Tokio Hotel? 7 października wychodzi ich nowa płyta <3 !!!
    Koffciam cię <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3<3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 a to było tak dla motywacji do dalszego pisania, serduszek nigdy za wiele :* ja po prostu kocham kochać :D
    Twoja najwierniejsza Glamtasticnator
    - GlamKinia <3 <3 <3 <3 <3 (oh te serduszka :*) <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Witaj z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy Twojego świetnego opowiadania . Serdecznie pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej pisz dalej osładzasz mi ten smutny świat

    OdpowiedzUsuń
  5. Właśnie! Pisz, pisz ^^ <3
    Jesteś świetna ;) Oby tak dalej!
    J.

    OdpowiedzUsuń