piątek, 12 września 2014

Rozdział 33 - Przyjaciel potrzebny od zaraz

Hej, dziś nie ma wstępu, bo nie mam czasu. Idę robić zadania domowe, bo cały weekend zawalony nauką. Życzcie mi powodzenia, a wy, jeśli macie chwilę wolnego, to luknijcie na 33. rozdział.

Przyjaciel potrzebny od zaraz

Zmierzając wąską parkową dróżką jego myśli zawędrowały do wielkiego zapomnianego magazynu, gdzie tyle się wydarzyło. Zrobił to kolejny raz. Mimowolnie przywołał woń, dotyk, smak. Nie mógł zapomnieć wspomnień, które teraz przyprawiały go o dwa rodzaje emocji zupełnie odmiennych od siebie. Jedne negatywne, czarne jak noc wpędzały go w depresyjny stan, w którym nie widział nic prócz smutku i udręki. Drugie, jasne jak pierwsze promienie słońca, wzbudzały w nim ziarno nadziei, które potrzebowało tylko wody, by zakiełkować.

Emocje w sercu Adama nasuwały do jego umysłu różne myśli, które krążyły jak burza przeplatając się wzajemnie, łącząc, a niekiedy wypierając. A to wszystko: ta burza w pracującym na wysokich obrotach mózgu, ból w i tak już ściśniętym sercu i napięcie w każdym nerwie i mięśniu – wszystko przez jeden pocałunek. Głowił się, jak ma zinterpretować zachowanie Tommy'ego. Ciągle czuł na swych ustach miękkie wargi, które po wstępnym szoku zaczęły powoli i niepewnie odwzajemniać pocałunek. Tak cudownie smakował... Adam dotknął swoich warg na wspomnienie cudownego gestu, na jaki sam się wtedy odważył. Nie ważne, co stało się potem. Było warto – tego jednego był pewien na sto procent. Pamiętał każdą sekundę pocałunku – ich zbliżenia. Jego dłonie zaciśnięte na nadgarstkach Tommy'ego. Blondyn wił się i szarpał, co wprawiało bruneta w rosnące podniecenie. Potem znieruchomiał – wtedy ich usta się zderzyły, a Lambert poczuł pyszny smak, którego tak często pragnął spróbować. Smak... mlecznej czekolady... A kiedy blondyn zaczął odwzajemniać pocałunek, piosenkarz odważnie przeniósł ręce na szyję i policzki muzyka. Tak kusząco zaróżowione policzki, tak intensywnie pulsująca szyja. Pełno było znaków wskazujących na to, że Tommy Joe nie jest obojętny na odważne gesty Adama. Jego ciało reagowało, pragnął mnie. Lambert przekonywał samego siebie lekko koloryzując fakty. A potem mnie odepchnął. Przywołał w pamięci scenę, w której Tommy szybko położył dłonie na jego klatce piersiowej, a następnie brutalnie odepchnął przyjaciela tak, że ten się zatoczył. Uderzył mnie. Fakt, zasłużyłem sobie, ale... Następnego momentu nie mógł sobie wytłumaczyć. Do placu zabaw pozostało kilka metrów, ale on tego nie zauważył. Przed oczami zamgliły mu się tylko kolorowe zjeżdżalnie i huśtawki. Przystanął przy jakiejś ławce, ciągle powtarzając słowa, które jak cierń utkwiły w jego sercu, które gasiły wszelkie nadzieje na lepsze jutro. Nie jesteś już moim przyjacielem.

- Nie jestem już jego przyjacielem. - Szepnął do siebie, a w jego oczach odbił się smutek przesycony trwogą. Nie rozumiał tych słów. I nie chciał rozumieć. Nie przyjmował ich do wiadomości. To zapewne da się jakoś wytłumaczyć. Wyjaśnię mu...

- Dzień dobry, panie Adamie! - Czarnoskóra kobieta siedziała na ławce, obok której przystanął. Dopiero teraz zauważyła mężczyznę, gdyż jej wzrok do tej pory utkwiony był w książce, na której stronnice padł teraz cień. - Miło pana znowu widzieć! - Uśmiechnęła się, kiedy Adam obdarzył ją słabym uśmiechem.

- Witaj, Marie. Cóż za szczęśliwy przypadek, prawda? - Zagadnął, dosiadając się do niej, a kobieta przytaknęła głową. Adam obrzucił plac zainteresowanym spojrzeniem. Szukał jej syna, który ostatnio tak uroczo poprosił go, by ustąpił mu miejsca na huśtawce. Nie mógł przypomnieć, jak on się nazywa. - Twój syn... Znowu na huśtawkach? - Zapytał. Jego oblicze było już bardziej serdeczne niż wcześniej. Teraz, przy normalnej rozmowie, starał się odsuwać od siebie ponure myśli. Musiał myśleć o teraźniejszości, by jakoś dojść do przyszłości, powtarza sobie.

- O tak. Max znów wykorzystuje twoją przyjaciółkę. - Wspomniała akurat wtedy, gdy brunet dostrzegł Allison radosną z powodu wspólnej zabawy z chłopcem. Wyglądali razem prawie jak rodzeństwo.

- Kiedy przyszliśmy... Płakała. Tak mi się wydaje. W każdym razie siedziała skulona, patrzyła na ręce, którymi ciągle przecierała oczy, więc chyba płakała. Czy wy... Pokłóciliście się? - Spytała prosto z mostu, próbując zrozumieć sytuację między mężczyzną a czerwonowłosą dziewczyną. Wyglądali jak para, przy pierwszym spotkaniu przysięgłaby, że są parą. Teraz mocno się nad tym zastanawiała. Gdyby byli parą, zapewne nie on przychodziłby ją pocieszać, tylko jakaś przyjaciółka, nie? A może on nie jest... Pytała siebie. Odpowiedź potwierdziła jej domysły.

- Allison tak. Pokłóciła się, ale nie ze mną. - Nie chciał wyjawiać Marie wszystkiego, lecz jej wwiercający się w niego z dociekliwością wzrok po prostu go do tego zmuszał. - Zakochała się w moim przyjacielu, który... Ma narzeczoną, Katy. Często kłócą się o nią. Wiesz, zaczyna się od zaczepek, a potem jest eksplozja. Eksplozja u Allison – jest po prostu zazdrosna. Taki wybuchowy charakter jak ona nie potrafi dusić w sobie emocji. A dzisiaj doszła do kresu wytrzymałości i nagadała mu więcej niż trochę. Ale Kris też ma swoje za uszami.

- I powiedziała mu, że go kocha? - Marie wytrzeszczała oczy, zamykając książkę, która do teraz pozostawała otwarta.

- No właśnie tego... Nie zdążyła mu powiedzieć. Bo wybiegła. I bardzo dobrze, bo Kris za kilka miesięcy bierze ślub. - Opowiadał Adam z rosnącym zażenowaniem.

- To ma dziewczyna przekichane. - Westchnęła kobieta z burzą drobnych loków na głowie i splotła ręce na książce, która leżała na jej kolanach. - I co teraz będzie? - Zapytała Adama, pragnąc dowiedzieć się końca historii.

- Myślę, że All się odkocha. - Adam oparł się łokciem o ławkę, zwracając głowę w jej stronę.

- Tak myślisz? - Odparła bez przekonania i także zwróciła się w stronę Adama.

- Tak. Wiesz, oni ciągle się kłócą. Jak nie o Katy, to o coś innego. Dzisiaj, na przykład, pokłócili się o mnie... - Kiedy spostrzegł jej pytające spojrzenie, przewrócił oczami. Nienawidził ciekawskich ludzi. - …ale to już dłuższa historia. Marie, Allison to mądra dziewczyna i sądzę, że prędzej czy później dojdzie do wniosku, że Kris to nie jest facet dla niej. Oni w ogóle do siebie nie pasują! - Stwierdził na koniec tak jakby odkrył nowy kontynent. Matka Maxa natomiast uśmiechnęła się i odpowiedziała na to stwierdzenie po kilku sekundach.

- Wy do siebie pasujecie. - Rzuciła, sprawdzając, czy jej domysły o rzekomych uczuciach Adama do dziewczyny są prawdziwe.

- Ja?!... - Wybuchnął śmiechem. Ja? Pasuję do All? Haha, prędzej do Krisa... Prychnął z niedowierzaniem. - Dziękuję ci za takie... Spostrzeżenie, ale to nigdy by nie wyszło.

- Dlaczego? Przecież wspaniale się dogadujecie i... - Chciała wymienić jeszcze więcej wspólnych cech, lecz Adam uciszył ją przeczącym gestem głowy.

- Wiesz, Marie, ja... - Nie wiedział, jak zacząć. Postanowił więc delikatnie naprowadzić kobietę na właściwy ślad do odkrycia powodów wyśmiania jej chęci do swat. - Mam inne zapatrywania na dziewczyny niż myślisz. Rozumiesz, o co mi...? - Kontemplował. To była dla niego niezręczna sytuacja. Spotkał tę kobietę zaledwie drugi raz w życiu, a już musiał odkrywać przed nią sekrety swojej osobowości. Wiedział, że musi się do tego przyzwyczaić. Zwłaszcza, że teraz będą go znały miliardy ludzi, a on będzie tym samym Adamem co zawsze: Adamem, który czuje się niezręcznie, gdy mówi o swych prywatnych sprawach.

- Ach... Rozumiem. - Zaczerwieniła się. Kto by pomyślał, że on...? - Przepraszam. Nigdy bym się nie domyśliła, że jesteś... Nie wyglądasz na...

- Geja? - Dopowiedział. Pomyślał, że kobieta musi być bardzo skrępowana skoro boi się nawet wymówić to słowo. Bardziej skrępowana niż on sam. Uderzyły go jednak ostatnie słowa. Co znaczy, że nie wyglądam? Czy to trzeba wyglądać? Zachowywać się? - Na obliczu Adama odbił się wyraz oburzenia. Nie potrafił pojąć, że ktoś może myśleć takimi stereotypami.

- Przepraszam, nie to chciałam powiedzieć. Po prostu jestem zaskoczona. - Próbowała wyjaśnić, ale Adam już jej nie słuchał.

- Nie przejmuj się. Chyba najlepiej zrobię, jeśli pójdę teraz do All. Potrzebna jej rozmowa, nie uważasz? - Nie czekał na jej reakcję. Po prostu zerwał się z ławki i poszedł prosto przed siebie.

Max i Allison bawili się w najlepsze. Dziewczyna była tak pochłonięta pracą przy huśtawce, że nie zauważyła przyjaciela zmierzającego w jej stronę przez piaszczysty plac. Zrobił to Max, który od razu obdarzył Adama uśmiechem. Był w optymistycznym nastroju – nie to co Lambert. Do huśtawek podszedł zmęczony, udręczony koszmarami człowiek, który serdeczność okazywał tylko za pomocą wyuczonej w teatrze pozy lekkoducha. Dziecko tego nie wyczuło. Allison... Tak.

- Witaj, Max. - Przybił piątkę z chłopcem w ramach powitania, kiedy sześciolatek zatrzymał huśtawkę.

- Cześć, Adam. - Max odwzajemnił gest i obserwował mężczyznę uważnie.

- Muszę cię prosić o ustąpienie miejsca na huśtawce. Twoja mama chciałaby już iść do domu, wiesz? - Rzekł łagodnie i popatrzył na Allison, która z takim samym łagodnym uśmiechem popatrzyła na chłopca.

- Och, tak. Chyba straciliśmy poczucie czasu. - Zaśmiała się.
- Skoro mama czeka, to ja już chyba pójdę. - Max odparł zawiedzionym głosem, jego buzia była wciąż uśmiechnięta. Pożegnał się ze starszymi przyjaciółmi i pobiegł do mamy. Adam usiadł wyczerpany na ławce i oparł głowę o łańcuch. Zamknął oczy.

- Mam teraz ciebie huśtać? Nie ma mowy... - Dobry humor opadł z jej twarzy jak poranna mgła unosząca się nad łąką tuż przed wschodem słońca. Dziewczyna usiadła obok niego w niemal takim samym humorze. Siedzieli w milczeniu przez długą chwilę. Oboje zmęczeni ostatnimi wydarzeniami.

- I co myślisz o tym wszystkim? - Zapytała ponuro patrząc w dal. Nie miała siły na udawanie radosnej. Wcale nie musiała tego robić. Wiedziała, że Adam ją rozumie jak nikt inny.

- O mnie i Tommy'm czy o tobie i Krisie? - Spytał, kiedy obrzuciła go jednym spojrzeniem, którym mówił wszystko. - Powiem ci jedno: wpakowaliśmy się w niezłe szambo.

- Wątpisz w swoje uczucia do Tommy'ego?

- A ty? Możesz kochać kogoś, kto swe uczucia ma ulokowane w innym sercu?

- Tommy ma kogoś?

- Nie! Ach, cholera. Nie wiem już, co o tym wszystkim myśleć.

- To jest nas dwoje. Ale serio: co z Tommy'm? Nie powiedziałeś mi ani słowa o tej rozmowie w studio. - Zainteresowała się All, próbując rozwinąć rozmowę.

- Chodźmy już do rezydencji, co? Muszę pouczyć się tekstu piosenki. - Oczy Adama zaczęły łzami na samo wspomnienie blondyna. Nie mógł opanować drżenia rąk, więc wstał z huśtawki i odszedł kilka kroków od koleżanki, by ukryć przed nią twarz. Piosenkarka podążyła jego śladem jak cień.

- Podobno znasz go na pamięć. Co to za piosenka? - Spytała ostrożnie i okrążyła bruneta, by zobaczyć jego oblicze. Na jej twarzy odbił się szok kiedy je ujrzała.

- The tracks of my tears. - Wyszeptał, nie mogąc wydobyć z siebie normalnego tonu. Słowom towarzyszyły łzy, zostawiające mokre, słone ślady na policzkach.

All, widząc to, przytuliła go mocno do siebie i próbowała uspokoić. Płakał cicho w jej ramionach, kiedy gładziła go rękami po plecach. Kołysali się lekko, stojąc na środku dziwnie pustego jak na tę porę pacu zabaw. Allison, która miała zostać pocieszona, teraz sama była pocieszycielem, przyjacielem potrzebnym od zaraz. Uspokoiwszy trochę Lamberta, udała się wraz z nim w ustronne miejsce parku. Tam wysłuchała historii nie wyjawionej jeszcze nikomu. A potem dała Lambertowi to, czego potrzebował: ciszę i pomocne ramię.

***

Kolejna próba. Kolejna bez Mitchela. Jak mieli grać bez wokalisty? To było niemożliwe. Wszyscy muzycy wiedzieli, że jeśli Crafter nie pojawi się przed osiemnastą, zawalą kolejny, drugi już koncert. Sytuacja na scenie była napięta jak struna gitary. Atmosferę podkręcało zachowanie menadżera zespołu, który był najbardziej zdenerwowany.

- Okey, macie przerwę do odwołania. - Menadżer Mouthlike machnął ręką i usiadł na swoim miejscu, podnosząc do oczu umowę ze zleceniodawcą. - Takie próby mogę sobie głęboko wsadzić, jeśli nie ma pełnego składu. - Mruknął i zagłębił się w lekturze warunków koncertu.

Zespół mógł się teraz rozluźnić. Muzycy albo pobiegli po kawę, albo jak w przypadku gitarzysty, udali się za kulisy. Blondyn szedł szybkim krokiem, by jak najprędzej znaleźć się w garderobie. Chciał być sam: położyć się na sofie, zamknąć oczy i zasnąć. Bał się tylko, że wtedy obrazy z wczorajszego wieczoru wrócą i będą o wiele bardziej wyraźne niż w nocy, kiedy z ich powodu obudził się oblany potem. Przekroczy próg garderoby, lecz zamiast udać się na wygodny fotel, spojrzał w lustro. Nie najlepszy stan, w jakim znajdowała się jego psychika, odbijał się na twarzy. Zmęczenie, zdenerwowanie i niepokój towarzyszyły mu nie pierwszy raz. Teraz jednak uderzały w niego raz po raz ze zdwojoną siłą, a on nie wiedział, jak wyjść z sytuacji, w jakiej się znalazł. A może nie chciał z niej wychodzić? Był bezradny zarówno w pracy jak i w życiu prywatnym. Mitchel nie wracał – Tommy mógł tylko czekać. Sprawa Adama to także oczekiwanie. Jak mogę nazywać to sprawą? To nie kolejny plik papierów do podpisania czy zapłacenie rachunków. To mój przyjaciel...

- Już nie. - Powiedział do siebie zdecydowanie i oparł ręce o blat pełny kosmetyków, ubrań i Bóg wie, czego jeszcze. Panował tam istny bałagan. Tommy'emu się to bardzo nie spodobało.

-Hej, Tom. - Przywitał się Isaac, który gwałtownie nacisnął klamkę. Ratliff aż podskoczył i odwrócił się w stronę kolegi, by obrzucić go morderczym spojrzeniem.

- Musisz mnie tak straszyć? Zawału można dostać! - Syknął i z powrotem odwrócił się do tafli lustra. Nie patrzył w nie jednak. Po prostu spuścił głowę i pozwolił, by swobodnie zwisała z karku.

- Coś ty taki podminowany? Mówisz jak Mitchel. - Zauważył Carpenter i opadł na skórzaną sofę, na której się wyciągnął, by ułożyć się w najwygodniejszej pozycji. Tommy obrócił się w jego stronę dotknięty porównaniem.

- Jak Mitchel? Tak! Może powinienem go zastąpić, nie uważasz? Przydałoby się tu trochę porządku. - Zirytował się i popatrzył w sufit. Następnie przeniósł wzrok na przyjaciela, czekając na odpowiedź.

- O co ci chodzi? - Odrzekł spokojnie Isaac najwyraźniej nie zauważając wzburzenia kolegi z zespołu. Chciał zamknąć oczy, ale nie pozwoli mu na to Tommy, którego reakcja była natychmiastowa.
- O co? O TEN burdel! - Podniósł głos i spojrzał na blat za sobą. Jednym ruchem ręki zrzucił wszystko na podłogę. Na szczęście nic się nie potłukło, spadając na kafelki.

- Co ty robisz, do cholery? Odbiło ci? - Perkusista skoczył na równe nogi i, widząc między innymi swoje rzeczy na podłodze, zaczął je zbierać.

- Jeżeli tak myślisz? - Spojrzał na Isaaca bez emocji i agresywnie otworzył drzwi od garderoby. Po chwili już go nie było. Isaac spojrzał nieprzytomnie na drzwi, a potem na swoje rzeczy. Zrezygnował z robienia porządków. Wolał sprawdzić, co dzieje się z jego przyjacielem. Kiedy wybiegł w ślad za blondwłosym muzykiem, garderoba znów opustoszała.

- Tommy, zaczekaj!
Isaac zauważył, jak Tommy znika za rogiem korytarza, a potem zamykające się drzwi od WC. Poszedł w tamtą stronę z mieszanymi uczuciami. Nawet nie domyślał się, o co Ratliff'owi może chodzić Udziela mu się atmosfera z dzisiejszych prób? A może to sprawa prywatna? Coś... z rodziną? Przyjaciółmi? Zgadywał, ale żaden pomysł dotychczas nie znalazł potwierdzenia. Issac musiał poczekać na wyjaśnienia. Chyba, że Tommy nic mi nie powie... Brał pod uwagę różne opcje i zaraz miało się okazać, jaką drogę rozmowy wybierze blondyn.

Kiedy wszedł do łazienki, Tommy stał nad umywalką. Bawił się małym strumieniem wody, podsuwając pod kran kolejne palce i przerywając ciągłość lejącej się wody. Był dziwnie spokojny. Zupełnie inny niż chłopak, który napadł na Carpentera w garderobie. Perkusista przybliżył się do gitarzysty i oparł rękę o sąsiednią umywalkę. Utkwił zatroskany wzrok w blondynie, który zdawał się nie zauważać obecności przyjaciela.

- Tommy. Czy... Wszystko w porządku? - Spytał delikatnie. Drugi muzyk nie zaszczycił go żadną odpowiedzią. Między nimi zapanowała głucha cisza. Isaac nie chciał się jednak poddawać. Postanowił wykorzystać kilka pomysłów na powody dziwnego zachowania muzyka i zaczął od najbardziej oczywistego. - Tommy, rozumiem, że atmosfera w zespole nie jest zbyt dobra, ale... - Położył rękę na ramieniu chłopaka i natychmiast tego pożałował. Ratliff wzdrygnął się i z obrzydzeniem malującym się na twarzy brutalnie ją zrzucił. Odszedł na parę kroków i dopiero teraz odważył się coś powiedzieć. Nie były to przyjemne słowa.

- Nie rób tego nigdy więcej, rozumiesz? Nie dotykaj mnie, nie pocieszaj, nie zachowuj się jak przyjaciel. - Zimne słowa Tommy'ego podziałały na zdziwionego Isaaca jak zetknięcie z rozżarzonymi węglami. Nie dowierzał ich prawdziwości.

- Dlaczego? Chyba mi nie powiesz, że nim nie jestem? - Zapytał z histerycznym rozbawieniem w głosie. Spróbował zbliżyć się do niego, ale Tommy zrobił parę kroków w tył, zbliżając się jednocześnie do ściany.

- Nie... Nie chcę, żebyś... - Tommy przymknął oczy. Słowa uwięzły mu w gardle jakby je ktoś związał. - ...był. Otworzył oczy. Zobaczył przed sobą Adama. Jego twarz, szyję, ręce. Dlaczego? Nie chcę go widzieć. Chciał widzieć Isaaca, ale nawet czyny perkusisty przypominały Tommy'emu Lamberta – jakby oszalał z tęsknoty.

- Tom, to niedorzeczne! Nie chcesz, żebym był twoim przyjacielem? Kumplem? Co ja ci takiego zrobiłem? - W zdenerwowaniu podniósł głos i znów zbliżył się o krok. Reakcja Ratliffa była taka jak poprzednio.

- Nic. Jeszcze nic. - Powiedział cicho blondyn i ponownie odwrócił wzrok. Próbował odwrócić z pamięci Adama, zachowywać trzeźwe myślenie, ale nie dawał rady. Chciał być twardy. Nie mógł pozwolić, by ktokolwiek dowiedział się o tym, co wydarzyło się w jego życiu. Z drugiej zaś strony obecność Isaac powodowała, że chciał z siebie wyrzucić całą złość, żal i smutek, gdyż właśnie te emocje kulminowały się w jego sercu od kilku dni.

- Tommy. Ja w ogóle nie rozumiem, co chcesz mi powiedzieć. Bo chcesz, prawda? Chodzi o mnie czy o kogoś innego? - Powiedział tym razem spokojnie i cicho Isaac i znów przybliżył się do blondyna. - Nie chcesz mieć w ogóle przyjaciół czy nie chcesz, żebym to ja był twoim przyjacielem? Jeżeli to drugie, to wytłumacz mi chociaż, dlaczego? Jestem aż tak zły?

- Przyrzekam, nie chodzi o ciebie, ale nie chcę o tym mówić. Czy nie wystarczy, jeśli po prostu powiem, żebyś przestał? - W jego głosie tkwiła niemal błagalna prośba, kiedy popatrzył na przyjaciela zaszklonymi czekoladowymi oczami.

- Nie chodzi o mnie, chodzi o ciebie, tak? Nie, Tommy. - Teraz Isaac postanowił być radykalny. Chciał dowiedzieć się prawdy za wszelką cenę. - W tej chwili powiesz mi prawdę albo zostaniesz ze mną w tym kiblu do końca dnia. - Podszedł do Tommy'ego gwałtownie, a blondyn, cofając się, zetknął się ze ścianą. - Mów, o co chodzi.

- Nie... mogę. - Tommy odwrócił głowę w bok. Kręciło mu się w głowie. Isaac stał tak blisko, jak wtedy Adam. Tylko, że wtedy Adam...

- Do cholery, Tommy! Dlaczego nie mogę być twoim przyjacielem?! - Potrząsnął go za ramiona, prawie krzycząc.

- BO TAK BARDZO MI GO PRZYPOMINASZ! - Krzyknął mu w twarz.

- Kogo? - Rzekł zdziwiony Isaac i jak zamurowany patrzył na Tommy'ego.

- ADAMA! - On też się o mnie troszczył, opiekował się. Mówiłem mu o wszystkim, nie miałem przed nim tajemnic. I myślałem, że on te nie ma ich przede mną. A potem... Okłamał mnie, od samego początku mnie okłamywał. Cholerny drań. By taki... Żałosny, kiedy to mówił. Prosił mnie o wybaczenie, ale tego się przecież nie da wybaczyć... - Słowotokowi towarzyszyły łzy raz po raz spływające po policzkach. Tommy wczepiony w granatową koszulę Isaaca mówił jednym tchem.

Przypominało to trochę spowiedź. Co prawda, miejsce nie było do tego idealne, ale ponoć każde miejsce jest dobre, by się wyżalić. Isaac słuchał słów skargi z prawdziwą uwagą. Starał się wyłapać ich sens, jednak Tommy, jak przystało na humanistę, owijał wszystko w bawełnę. Zrozumiał tylko, że chodzi o Adama i że Adam okłamał Tommy'ego. Jaki to rodzaj kłamstwa? Zapewne najgorszy, skoro Tommy tak reaguje. Carpenter słuchał przyjaciela przytulonego do jego torsu z lekkim zakłopotaniem. Zawsze służył przyjaciołom pomocną ręką, a teraz ta ręka klepała Tommy'ego lekko w łopatkę, by rozluźnić zestresowane ciało.

- Prawda? Kłamstwo jest najgorsze w przyjaźni. Przez kłamstwo przyjaźń może się rozpaść. I nasza właśnie się rozpadła. Rozpadła się, bo ją zerwałem Na początku myślałem, że dobrze zrobiłem. Ale teraz już nie jestem taki pewien, bo on ciągle do mnie wydzwania! Pisze wiadomości, mejle. On jest wszędzie! Wszędzie go widzę: zamknę oczy – pojawia się w moich myślach, spróbuję zasnąć – pojawia się w moich snach. Cholera, nawet patrząc na ciebie, widzę Adama! - Wypowiadając ostatnie zdanie spojrzał na Isaaca i zmarszczył brwi. Następnie go odepchnął i odszedł na parę kroków. - Ja chyba zwariowałem. I nienawidzę się za to. A powinienem nienawidzić jego. Nie cierpię, kiedy się rozklejam. A to wszystko przez to, że jestem taki wrażliwy. Po matce. Ona też nie dawała sobie z niczym rady. - Zobaczył czerwoną zapłakaną twarz – większość rysów odziedziczył po mamie. Teraz to widział. Na myśl o rodzicach zachciało mu się znów płakać. To wszystko przez nich! - Cholera, przez tego kretyna wyglądam ja burak. - Od razu odkręcił kurek z zimną wodą i zaczął myć twarz. Przyniosło to trochę ulgi. Potem osuszył się za pomocą papierowych ręczników. Teraz czuł się znacznie lepiej, kiedy cały ciężar z niego spadł. Spojrzał ponownie w lustro i w odbiciu ujrzał Isaaca, który teraz opierał się o ścianę tak jak poprzednio on sam. Poczuł się głupio, kiedy zauważył jak Isaac patrzy na niego z uwagą. Kiedy Carpenter obdarzył go pocieszającym uśmiechem, Tommy zaczerwienił się ze wstydu. Postanowił jednak nie kryć zakłopotania i odwrócił się od lustra.

- Przepraszam, ze zwalam na ciebie moje problemy. I jednocześnie dziękuję, że ich wysłuchałeś. Proszę, nie mów nikomu o tym, co ci powiedziałem.

- Proszę, dziękuję, przepraszam – to słowa, które nie każdy ma odwagę wypowiedzieć. Sam nieczęsto je słyszę, wiesz? - Isaac podszedł do Tommy'ego, który się zastanawiał. - Adam musi być dla ciebie bardzo ważny, skoro tak wpłynęło na ciebie jego jedno kłamstwo. Jeśli jednak chcesz ode mnie rady...

- Oczywiście, że chcę. - Przerwał mu wpół zdania Tommy, na którego twarzy odbił się lęk.
Blondyn pomyślał, że po tym, co Isaac usłyszał, nie będą mogli się już przyjaźnić. Przecież sam mu powiedziałem, że nie chcę, żeby był moim przyjacielem. Isaac był kimś, na kim zawsze mógł polegać. Jak Adam. Ale znał się z nim krótko. Jak Tommy z Adamem. Mimo tych podobieństw, Ratliff czuł, że ta przyjaźń jest inna. Jednostronna. Nie wymagała zobowiązań. Wcześniej o tym nie pomyślał, ale teraz to zauważył. Zwierzał się Isaac'owi z największych problemów, a nic o tym mężczyźnie nie wiedział. Nic poza tym, że grali w jednym zespole i dzielili pasję, jaką jest muzyka. Muszę to nadrobić. Muszę nadrobić to, co przed chwilą zepsułem. Chcę, żeby Isaac nadal był moim przyjacielem. Lepszym niż był Adam. Prawdziwym i szczerym. Przestanę myśleć o Adamie, jeśli będę miał nowego przyjaciela. Dokończę wszystkie sprawy i rozpocznę nowy etap w swoim życiu. Etap szczerości. Postanowił wprowadzić w życie swój plan już w tej chwili.

- ...I chcę, żebyś był moim przyjacielem.

- Cieszę się, że zmieniłeś zdanie, ale jeśli tego chcesz, to muszę wiedzieć, co to za kłamstwo, jakiego Adam się dopuścił. - Powiedział poważnie Isaac i założył ręce na piersi, wymuszając na Ratliff'ie odpowiedź. Tommy nie był z tego zadowolony.

- No więc... Adam powiedział mi, że... - Miał szybko wypowiadać te słowa, jednak dalszy ciąg zdania zagłuszyły z impetem otwierające się drzwi.

Do męskiej ubikacji wpadł Olivier i Mike, którzy byli tak rozemocjonowani, że krzyczeli jeden przez drugiego. Isaac i Tommy spojrzeli na nich, a potem wymienili spojrzenia między sobą, dając sobie nawzajem do zrozumienia, że ani jeden, ani drugi nie mogą rozszyfrować nachodzących na siebie głosów Mike'a i Oliviera. Isaac spróbował ich uciszyć podniesieniem ręki.

- Chłopaki, nie wszyscy naraz. O co chodzi? - Spytał zniecierpliwiony i spojrzał na Oliviera, któremu dał znak, by to on powiedział, co się stało.

- Nie zgadniecie, kto się pojawił. - Rzekł klawiszowiec chytrze i oparł ręce na biodrach.

- Mitchel. - Powiedzieli jednocześnie Carpenter i Ratliff i znów wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Mężczyźni nie byli zachwyceni.

- Strzał w dziesiątkę. I jeszcze jedna informacja.

- On zachowuje się jak nie on! - Zawołał Mike, nie mogąc dłużej utrzymać języka za zębami.

- No właśnie. Lepiej chodźcie go zobaczyć. - Rzekł już poważnie Olivier i razem z Mike'iem opuścili łazienkę, w której nastała niepokojąca cisza.

- Jeśli Mitchel zachowuje się dziwnie, to nie wróży to nic dobrego. - Ostrzegł gitarzystę Isaac i już zamierzał iść na scenę, kiedy zauważył minę Tommy'ego – był zawiedziony. - Co do naszej rozmowy... Porozmawiamy przy najbliższej okazji, dobrze? - Kiedy Tommy kiwnął głową, Isaac był już w znacznie lepszym humorze. - A teraz chodźmy zobaczyć, co się dzieje.

Perkusista puścił gitarzystę przodem. Nie chciał zostawiać Ratliff'a samego z problemami, ale teraz nie mieli innego wyjścia. Obiecał sobie, że porozmawiają przy najbliższej okazji i dowie się, o co chodzi z tym całym kłamstwem. Jeśli go okłamał, musiał mieć ważny powód. Wiedział, że teraz nie uwolni się od domysłów. Był też pewien, że Tommy nie zatai przed nim istoty swoich problemów. Niestety, przemyślenia musiały teraz ustąpić miejsca bieżącym wydarzeniom. Mitchel wrócił i wrócił inny niż wyjechał. To nie oznaczało nic dobrego. Isaac jak zwykle wietrzył w tym fakcie jakąś intrygę. Musiał tylko sprawdzić, czy naprawdę ma powody do obaw. A sprawdzić to mógł tylko w jeden sposób: szeroko zakrojonym wywiadem.




1 komentarz:

  1. Jejciu nareszcie kolejny rozdział!!! Jupijej!!!! Naprawdę nie mogłam się doczekać. :) Co do treści rozdziału to mam nadzieję, że kiedy Tommy powie Isaacowi o kłamstwie Adama to jakoś mądrze mu doradzi i Tommy pogodzi się z Adasiem. Ciągle mam wrażenie że Tommy'emu cholernie na Adamie zależy i po prostu nie chce dopuścić do siebie myśli że może czuć coś do faceta który jeszcze w dodatku jest jego przyjacielem. :( Biedny Adam tyle cierpi! Nie wiem jak źle ja bym się czuła w jego sytuacji, bo on i tak świetnie sobie radzi. Jest mi go strasznie żal. Widac że starał się trochę ukrywać swoje uczucia aby być oparciem dla All, której też bardzo współczuję bo wiem jak to jest czuć nieodwzajemnioną miłość. Cholernie to boli. :(
    Cóż moja kochana odcinek był cudowny jak wszystkie uwielbiam cię za to że poświęcasz nam tyle czasu i dalej piszesz opowiadanie chociaż masz pełno nauki :) nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy dla innych pewnie też bardzo w ciebie wierzę i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział <3
    PS. słuchałam tej piosenki All którą poleciłaś i sądzę że jest naprawdę fajna :D
    Życzę powodzenia w szkole :*
    - GlamKinia <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3

    OdpowiedzUsuń