Hej,
dziś nie ma wstępu, bo nie mam czasu. Idę robić zadania domowe,
bo cały weekend zawalony nauką. Życzcie mi powodzenia, a wy, jeśli
macie chwilę wolnego, to luknijcie na 33. rozdział.
Przyjaciel potrzebny od zaraz
Zmierzając
wąską parkową dróżką jego myśli zawędrowały do wielkiego
zapomnianego magazynu, gdzie tyle się wydarzyło. Zrobił to kolejny
raz. Mimowolnie przywołał woń, dotyk, smak. Nie mógł zapomnieć
wspomnień, które teraz przyprawiały go o dwa rodzaje emocji
zupełnie odmiennych od siebie. Jedne negatywne, czarne jak noc
wpędzały go w depresyjny stan, w którym nie widział nic prócz
smutku i udręki. Drugie, jasne jak pierwsze promienie słońca,
wzbudzały w nim ziarno nadziei, które potrzebowało tylko wody, by
zakiełkować.
Emocje
w sercu Adama nasuwały do jego umysłu różne myśli, które
krążyły jak burza przeplatając się wzajemnie, łącząc, a
niekiedy wypierając. A to wszystko: ta burza w pracującym na
wysokich obrotach mózgu, ból w i tak już ściśniętym sercu i
napięcie w każdym nerwie i mięśniu – wszystko przez jeden
pocałunek. Głowił się, jak ma zinterpretować zachowanie
Tommy'ego. Ciągle czuł na swych ustach miękkie wargi, które po
wstępnym szoku zaczęły powoli i niepewnie odwzajemniać pocałunek.
Tak cudownie smakował... Adam dotknął swoich warg na
wspomnienie cudownego gestu, na jaki sam się wtedy odważył. Nie
ważne, co stało się potem. Było warto – tego jednego był
pewien na sto procent. Pamiętał każdą sekundę pocałunku – ich
zbliżenia. Jego dłonie zaciśnięte na nadgarstkach Tommy'ego.
Blondyn wił się i szarpał, co wprawiało bruneta w rosnące
podniecenie. Potem znieruchomiał – wtedy ich usta się zderzyły,
a Lambert poczuł pyszny smak, którego tak często pragnął
spróbować. Smak... mlecznej czekolady... A kiedy blondyn
zaczął odwzajemniać pocałunek, piosenkarz odważnie przeniósł
ręce na szyję i policzki muzyka. Tak kusząco zaróżowione
policzki, tak intensywnie pulsująca szyja. Pełno było znaków
wskazujących na to, że Tommy Joe nie jest obojętny na odważne
gesty Adama. Jego ciało reagowało, pragnął mnie. Lambert
przekonywał samego siebie lekko koloryzując fakty. A potem mnie
odepchnął. Przywołał w pamięci scenę, w której Tommy
szybko położył dłonie na jego klatce piersiowej, a następnie
brutalnie odepchnął przyjaciela tak, że ten się zatoczył.
Uderzył mnie. Fakt, zasłużyłem sobie, ale... Następnego
momentu nie mógł sobie wytłumaczyć. Do placu zabaw pozostało
kilka metrów, ale on tego nie zauważył. Przed oczami zamgliły mu
się tylko kolorowe zjeżdżalnie i huśtawki. Przystanął przy
jakiejś ławce, ciągle powtarzając słowa, które jak cierń
utkwiły w jego sercu, które gasiły wszelkie nadzieje na lepsze
jutro. Nie jesteś już moim przyjacielem.
-
Nie jestem już jego przyjacielem. - Szepnął do siebie, a w jego
oczach odbił się smutek przesycony trwogą. Nie rozumiał tych
słów. I nie chciał rozumieć. Nie przyjmował ich do wiadomości.
To zapewne da się jakoś wytłumaczyć. Wyjaśnię mu...
-
Dzień dobry, panie Adamie! - Czarnoskóra kobieta siedziała na
ławce, obok której przystanął. Dopiero teraz zauważyła
mężczyznę, gdyż jej wzrok do tej pory utkwiony był w książce,
na której stronnice padł teraz cień. - Miło pana znowu widzieć!
- Uśmiechnęła się, kiedy Adam obdarzył ją słabym uśmiechem.
-
Witaj, Marie. Cóż za szczęśliwy przypadek, prawda? - Zagadnął,
dosiadając się do niej, a kobieta przytaknęła głową. Adam
obrzucił plac zainteresowanym spojrzeniem. Szukał jej syna, który
ostatnio tak uroczo poprosił go, by ustąpił mu miejsca na
huśtawce. Nie mógł przypomnieć, jak on się nazywa. - Twój
syn... Znowu na huśtawkach? - Zapytał. Jego oblicze było już
bardziej serdeczne niż wcześniej. Teraz, przy normalnej rozmowie,
starał się odsuwać od siebie ponure myśli. Musiał myśleć o
teraźniejszości, by jakoś dojść do przyszłości, powtarza
sobie.
-
O tak. Max znów wykorzystuje twoją przyjaciółkę. - Wspomniała
akurat wtedy, gdy brunet dostrzegł Allison radosną z powodu
wspólnej zabawy z chłopcem. Wyglądali razem prawie jak rodzeństwo.
-
Kiedy przyszliśmy... Płakała. Tak mi się wydaje. W każdym razie
siedziała skulona, patrzyła na ręce, którymi ciągle przecierała
oczy, więc chyba płakała. Czy wy... Pokłóciliście się? -
Spytała prosto z mostu, próbując zrozumieć sytuację między
mężczyzną a czerwonowłosą dziewczyną. Wyglądali jak para, przy
pierwszym spotkaniu przysięgłaby, że są parą. Teraz mocno się
nad tym zastanawiała. Gdyby byli parą, zapewne nie on
przychodziłby ją pocieszać, tylko jakaś przyjaciółka, nie? A
może on nie jest... Pytała siebie. Odpowiedź potwierdziła jej
domysły.
-
Allison tak. Pokłóciła się, ale nie ze mną. - Nie chciał
wyjawiać Marie wszystkiego, lecz jej wwiercający się w niego z
dociekliwością wzrok po prostu go do tego zmuszał. - Zakochała
się w moim przyjacielu, który... Ma narzeczoną, Katy. Często
kłócą się o nią. Wiesz, zaczyna się od zaczepek, a potem jest
eksplozja. Eksplozja u Allison – jest po prostu zazdrosna. Taki
wybuchowy charakter jak ona nie potrafi dusić w sobie emocji. A
dzisiaj doszła do kresu wytrzymałości i nagadała mu więcej niż
trochę. Ale Kris też ma swoje za uszami.
-
I powiedziała mu, że go kocha? - Marie wytrzeszczała oczy,
zamykając książkę, która do teraz pozostawała otwarta.
-
No właśnie tego... Nie zdążyła mu powiedzieć. Bo wybiegła. I
bardzo dobrze, bo Kris za kilka miesięcy bierze ślub. - Opowiadał
Adam z rosnącym zażenowaniem.
-
To ma dziewczyna przekichane. - Westchnęła kobieta z burzą
drobnych loków na głowie i splotła ręce na książce, która
leżała na jej kolanach. - I co teraz będzie? - Zapytała Adama,
pragnąc dowiedzieć się końca historii.
-
Myślę, że All się odkocha. - Adam oparł się łokciem o ławkę,
zwracając głowę w jej stronę.
-
Tak myślisz? - Odparła bez przekonania i także zwróciła się w
stronę Adama.
-
Tak. Wiesz, oni ciągle się kłócą. Jak nie o Katy, to o coś
innego. Dzisiaj, na przykład, pokłócili się o mnie... - Kiedy
spostrzegł jej pytające spojrzenie, przewrócił oczami.
Nienawidził ciekawskich ludzi. - …ale to już dłuższa historia.
Marie, Allison to mądra dziewczyna i sądzę, że prędzej czy
później dojdzie do wniosku, że Kris to nie jest facet dla niej.
Oni w ogóle do siebie nie pasują! - Stwierdził na koniec tak jakby
odkrył nowy kontynent. Matka Maxa natomiast uśmiechnęła się i
odpowiedziała na to stwierdzenie po kilku sekundach.
-
Wy do siebie pasujecie. - Rzuciła, sprawdzając, czy jej domysły o
rzekomych uczuciach Adama do dziewczyny są prawdziwe.
-
Ja?!... - Wybuchnął śmiechem. Ja? Pasuję do All? Haha, prędzej
do Krisa... Prychnął z niedowierzaniem. - Dziękuję ci za
takie... Spostrzeżenie, ale to nigdy by nie wyszło.
-
Dlaczego? Przecież wspaniale się dogadujecie i... - Chciała
wymienić jeszcze więcej wspólnych cech, lecz Adam uciszył ją
przeczącym gestem głowy.
-
Wiesz, Marie, ja... - Nie wiedział, jak zacząć. Postanowił więc
delikatnie naprowadzić kobietę na właściwy ślad do odkrycia
powodów wyśmiania jej chęci do swat. - Mam inne zapatrywania na
dziewczyny niż myślisz. Rozumiesz, o co mi...? - Kontemplował. To
była dla niego niezręczna sytuacja. Spotkał tę kobietę zaledwie
drugi raz w życiu, a już musiał odkrywać przed nią sekrety
swojej osobowości. Wiedział, że musi się do tego przyzwyczaić.
Zwłaszcza, że teraz będą go znały miliardy ludzi, a on będzie
tym samym Adamem co zawsze: Adamem, który czuje się niezręcznie,
gdy mówi o swych prywatnych sprawach.
-
Ach... Rozumiem. - Zaczerwieniła się. Kto by pomyślał, że
on...? - Przepraszam. Nigdy bym się nie domyśliła, że
jesteś... Nie wyglądasz na...
-
Geja? - Dopowiedział. Pomyślał, że kobieta musi być bardzo
skrępowana skoro boi się nawet wymówić to słowo. Bardziej
skrępowana niż on sam. Uderzyły go jednak ostatnie słowa. Co
znaczy, że nie wyglądam? Czy to trzeba wyglądać? Zachowywać się?
- Na obliczu Adama odbił się wyraz oburzenia. Nie potrafił pojąć,
że ktoś może myśleć takimi stereotypami.
-
Przepraszam, nie to chciałam powiedzieć. Po prostu jestem
zaskoczona. - Próbowała wyjaśnić, ale Adam już jej nie słuchał.
-
Nie przejmuj się. Chyba najlepiej zrobię, jeśli pójdę teraz do
All. Potrzebna jej rozmowa, nie uważasz? - Nie czekał na jej
reakcję. Po prostu zerwał się z ławki i poszedł prosto przed
siebie.
Max
i Allison bawili się w najlepsze. Dziewczyna była tak pochłonięta
pracą przy huśtawce, że nie zauważyła przyjaciela zmierzającego
w jej stronę przez piaszczysty plac. Zrobił to Max, który od razu
obdarzył Adama uśmiechem. Był w optymistycznym nastroju – nie to
co Lambert. Do huśtawek podszedł zmęczony, udręczony koszmarami
człowiek, który serdeczność okazywał tylko za pomocą wyuczonej
w teatrze pozy lekkoducha. Dziecko tego nie wyczuło. Allison... Tak.
-
Witaj, Max. - Przybił piątkę z chłopcem w ramach powitania, kiedy
sześciolatek zatrzymał huśtawkę.
-
Cześć, Adam. - Max odwzajemnił gest i obserwował mężczyznę
uważnie.
-
Muszę cię prosić o ustąpienie miejsca na huśtawce. Twoja mama
chciałaby już iść do domu, wiesz? - Rzekł łagodnie i popatrzył
na Allison, która z takim samym łagodnym uśmiechem popatrzyła na
chłopca.
-
Och, tak. Chyba straciliśmy poczucie czasu. - Zaśmiała się.
-
Skoro mama czeka, to ja już chyba pójdę. - Max odparł
zawiedzionym głosem, jego buzia była wciąż uśmiechnięta.
Pożegnał się ze starszymi przyjaciółmi i pobiegł do mamy. Adam
usiadł wyczerpany na ławce i oparł głowę o łańcuch. Zamknął
oczy.
-
Mam teraz ciebie huśtać? Nie ma mowy... - Dobry humor opadł z jej
twarzy jak poranna mgła unosząca się nad łąką tuż przed
wschodem słońca. Dziewczyna usiadła obok niego w niemal takim
samym humorze. Siedzieli w milczeniu przez długą chwilę. Oboje
zmęczeni ostatnimi wydarzeniami.
-
I co myślisz o tym wszystkim? - Zapytała ponuro patrząc w dal. Nie
miała siły na udawanie radosnej. Wcale nie musiała tego robić.
Wiedziała, że Adam ją rozumie jak nikt inny.
-
O mnie i Tommy'm czy o tobie i Krisie? - Spytał, kiedy obrzuciła go
jednym spojrzeniem, którym mówił wszystko. - Powiem ci jedno:
wpakowaliśmy się w niezłe szambo.
-
Wątpisz w swoje uczucia do Tommy'ego?
-
A ty? Możesz kochać kogoś, kto swe uczucia ma ulokowane w innym
sercu?
-
Tommy ma kogoś?
-
Nie! Ach, cholera. Nie wiem już, co o tym wszystkim myśleć.
-
To jest nas dwoje. Ale serio: co z Tommy'm? Nie powiedziałeś mi ani
słowa o tej rozmowie w studio. - Zainteresowała się All, próbując
rozwinąć rozmowę.
-
Chodźmy już do rezydencji, co? Muszę pouczyć się tekstu
piosenki. - Oczy Adama zaczęły łzami na samo wspomnienie blondyna.
Nie mógł opanować drżenia rąk, więc wstał z huśtawki i
odszedł kilka kroków od koleżanki, by ukryć przed nią twarz.
Piosenkarka podążyła jego śladem jak cień.
-
Podobno znasz go na pamięć. Co to za piosenka? - Spytała ostrożnie
i okrążyła bruneta, by zobaczyć jego oblicze. Na jej twarzy odbił
się szok kiedy je ujrzała.
-
The tracks of my tears. - Wyszeptał, nie mogąc wydobyć z siebie
normalnego tonu. Słowom towarzyszyły łzy, zostawiające mokre,
słone ślady na policzkach.
All,
widząc to, przytuliła go mocno do siebie i próbowała uspokoić.
Płakał cicho w jej ramionach, kiedy gładziła go rękami po
plecach. Kołysali się lekko, stojąc na środku dziwnie pustego jak
na tę porę pacu zabaw. Allison, która miała zostać pocieszona,
teraz sama była pocieszycielem, przyjacielem potrzebnym od zaraz.
Uspokoiwszy trochę Lamberta, udała się wraz z nim w ustronne
miejsce parku. Tam wysłuchała historii nie wyjawionej jeszcze
nikomu. A potem dała Lambertowi to, czego potrzebował: ciszę i
pomocne ramię.
***
Kolejna
próba. Kolejna bez Mitchela. Jak mieli grać bez wokalisty? To było
niemożliwe. Wszyscy muzycy wiedzieli, że jeśli Crafter nie pojawi
się przed osiemnastą, zawalą kolejny, drugi już koncert. Sytuacja
na scenie była napięta jak struna gitary. Atmosferę podkręcało
zachowanie menadżera zespołu, który był najbardziej zdenerwowany.
-
Okey, macie przerwę do odwołania. - Menadżer Mouthlike machnął
ręką i usiadł na swoim miejscu, podnosząc do oczu umowę ze
zleceniodawcą. - Takie próby mogę sobie głęboko wsadzić, jeśli
nie ma pełnego składu. - Mruknął i zagłębił się w lekturze
warunków koncertu.
Zespół
mógł się teraz rozluźnić. Muzycy albo pobiegli po kawę, albo
jak w przypadku gitarzysty, udali się za kulisy. Blondyn szedł
szybkim krokiem, by jak najprędzej znaleźć się w garderobie.
Chciał być sam: położyć się na sofie, zamknąć oczy i zasnąć.
Bał się tylko, że wtedy obrazy z wczorajszego wieczoru wrócą i
będą o wiele bardziej wyraźne niż w nocy, kiedy z ich powodu
obudził się oblany potem. Przekroczy próg garderoby, lecz zamiast
udać się na wygodny fotel, spojrzał w lustro. Nie najlepszy stan,
w jakim znajdowała się jego psychika, odbijał się na twarzy.
Zmęczenie, zdenerwowanie i niepokój towarzyszyły mu nie pierwszy
raz. Teraz jednak uderzały w niego raz po raz ze zdwojoną siłą, a
on nie wiedział, jak wyjść z sytuacji, w jakiej się znalazł. A
może nie chciał z niej wychodzić? Był bezradny zarówno w pracy
jak i w życiu prywatnym. Mitchel nie wracał – Tommy mógł tylko
czekać. Sprawa Adama to także oczekiwanie. Jak mogę nazywać to
sprawą? To nie kolejny plik papierów do podpisania czy zapłacenie
rachunków. To mój przyjaciel...
-
Już nie. - Powiedział do siebie zdecydowanie i oparł ręce o blat
pełny kosmetyków, ubrań i Bóg wie, czego jeszcze. Panował tam
istny bałagan. Tommy'emu się to bardzo nie spodobało.
-Hej,
Tom. - Przywitał się Isaac, który gwałtownie nacisnął klamkę.
Ratliff aż podskoczył i odwrócił się w stronę kolegi, by
obrzucić go morderczym spojrzeniem.
-
Musisz mnie tak straszyć? Zawału można dostać! - Syknął i z
powrotem odwrócił się do tafli lustra. Nie patrzył w nie jednak.
Po prostu spuścił głowę i pozwolił, by swobodnie zwisała z
karku.
-
Coś ty taki podminowany? Mówisz jak Mitchel. - Zauważył Carpenter
i opadł na skórzaną sofę, na której się wyciągnął, by ułożyć
się w najwygodniejszej pozycji. Tommy obrócił się w jego stronę
dotknięty porównaniem.
-
Jak Mitchel? Tak! Może powinienem go zastąpić, nie uważasz?
Przydałoby się tu trochę porządku. - Zirytował się i popatrzył
w sufit. Następnie przeniósł wzrok na przyjaciela, czekając na
odpowiedź.
-
O co ci chodzi? - Odrzekł spokojnie Isaac najwyraźniej nie
zauważając wzburzenia kolegi z zespołu. Chciał zamknąć oczy,
ale nie pozwoli mu na to Tommy, którego reakcja była
natychmiastowa.
-
O co? O TEN burdel! - Podniósł głos i spojrzał na blat za sobą.
Jednym ruchem ręki zrzucił wszystko na podłogę. Na szczęście
nic się nie potłukło, spadając na kafelki.
-
Co ty robisz, do cholery? Odbiło ci? - Perkusista skoczył na równe
nogi i, widząc między innymi swoje rzeczy na podłodze, zaczął je
zbierać.
-
Jeżeli tak myślisz? - Spojrzał na Isaaca bez emocji i agresywnie
otworzył drzwi od garderoby. Po chwili już go nie było. Isaac
spojrzał nieprzytomnie na drzwi, a potem na swoje rzeczy.
Zrezygnował z robienia porządków. Wolał sprawdzić, co dzieje się
z jego przyjacielem. Kiedy wybiegł w ślad za blondwłosym muzykiem,
garderoba znów opustoszała.
-
Tommy, zaczekaj!
Isaac
zauważył, jak Tommy znika za rogiem korytarza, a potem zamykające
się drzwi od WC. Poszedł w tamtą stronę z mieszanymi uczuciami.
Nawet nie domyślał się, o co Ratliff'owi może chodzić Udziela mu
się atmosfera z dzisiejszych prób? A może to sprawa prywatna?
Coś... z rodziną? Przyjaciółmi? Zgadywał, ale żaden pomysł
dotychczas nie znalazł potwierdzenia. Issac musiał poczekać na
wyjaśnienia. Chyba, że Tommy nic mi nie powie... Brał pod uwagę
różne opcje i zaraz miało się okazać, jaką drogę rozmowy
wybierze blondyn.
Kiedy
wszedł do łazienki, Tommy stał nad umywalką. Bawił się małym
strumieniem wody, podsuwając pod kran kolejne palce i przerywając
ciągłość lejącej się wody. Był dziwnie spokojny. Zupełnie
inny niż chłopak, który napadł na Carpentera w garderobie.
Perkusista przybliżył się do gitarzysty i oparł rękę o
sąsiednią umywalkę. Utkwił zatroskany wzrok w blondynie, który
zdawał się nie zauważać obecności przyjaciela.
-
Tommy. Czy... Wszystko w porządku? - Spytał delikatnie. Drugi muzyk
nie zaszczycił go żadną odpowiedzią. Między nimi zapanowała
głucha cisza. Isaac nie chciał się jednak poddawać. Postanowił
wykorzystać kilka pomysłów na powody dziwnego zachowania muzyka i
zaczął od najbardziej oczywistego. - Tommy, rozumiem, że atmosfera
w zespole nie jest zbyt dobra, ale... - Położył rękę na ramieniu
chłopaka i natychmiast tego pożałował. Ratliff wzdrygnął się i
z obrzydzeniem malującym się na twarzy brutalnie ją zrzucił.
Odszedł na parę kroków i dopiero teraz odważył się coś
powiedzieć. Nie były to przyjemne słowa.
-
Nie rób tego nigdy więcej, rozumiesz? Nie dotykaj mnie, nie
pocieszaj, nie zachowuj się jak przyjaciel. - Zimne słowa Tommy'ego
podziałały na zdziwionego Isaaca jak zetknięcie z rozżarzonymi
węglami. Nie dowierzał ich prawdziwości.
-
Dlaczego? Chyba mi nie powiesz, że nim nie jestem? - Zapytał z
histerycznym rozbawieniem w głosie. Spróbował zbliżyć się do
niego, ale Tommy zrobił parę kroków w tył, zbliżając się
jednocześnie do ściany.
-
Nie... Nie chcę, żebyś... - Tommy przymknął oczy. Słowa uwięzły
mu w gardle jakby je ktoś związał. - ...był. Otworzył oczy.
Zobaczył przed sobą Adama. Jego twarz, szyję, ręce. Dlaczego?
Nie chcę go widzieć. Chciał widzieć Isaaca, ale nawet czyny
perkusisty przypominały Tommy'emu Lamberta – jakby oszalał z
tęsknoty.
-
Tom, to niedorzeczne! Nie chcesz, żebym był twoim przyjacielem?
Kumplem? Co ja ci takiego zrobiłem? - W zdenerwowaniu podniósł
głos i znów zbliżył się o krok. Reakcja Ratliffa była taka jak
poprzednio.
-
Nic. Jeszcze nic. - Powiedział cicho blondyn i ponownie odwrócił
wzrok. Próbował odwrócić z pamięci Adama, zachowywać trzeźwe
myślenie, ale nie dawał rady. Chciał być twardy. Nie mógł
pozwolić, by ktokolwiek dowiedział się o tym, co wydarzyło się w
jego życiu. Z drugiej zaś strony obecność Isaac powodowała, że
chciał z siebie wyrzucić całą złość, żal i smutek, gdyż
właśnie te emocje kulminowały się w jego sercu od kilku dni.
-
Tommy. Ja w ogóle nie rozumiem, co chcesz mi powiedzieć. Bo chcesz,
prawda? Chodzi o mnie czy o kogoś innego? - Powiedział tym razem
spokojnie i cicho Isaac i znów przybliżył się do blondyna. - Nie
chcesz mieć w ogóle przyjaciół czy nie chcesz, żebym to ja był
twoim przyjacielem? Jeżeli to drugie, to wytłumacz mi chociaż,
dlaczego? Jestem aż tak zły?
-
Przyrzekam, nie chodzi o ciebie, ale nie chcę o tym mówić. Czy nie
wystarczy, jeśli po prostu powiem, żebyś przestał? - W jego
głosie tkwiła niemal błagalna prośba, kiedy popatrzył na
przyjaciela zaszklonymi czekoladowymi oczami.
-
Nie chodzi o mnie, chodzi o ciebie, tak? Nie, Tommy. - Teraz Isaac
postanowił być radykalny. Chciał dowiedzieć się prawdy za
wszelką cenę. - W tej chwili powiesz mi prawdę albo zostaniesz ze
mną w tym kiblu do końca dnia. - Podszedł do Tommy'ego gwałtownie,
a blondyn, cofając się, zetknął się ze ścianą. - Mów, o co
chodzi.
-
Nie... mogę. - Tommy odwrócił głowę w bok. Kręciło mu się w
głowie. Isaac stał tak blisko, jak wtedy Adam. Tylko, że wtedy
Adam...
-
Do cholery, Tommy! Dlaczego nie mogę być twoim przyjacielem?! -
Potrząsnął go za ramiona, prawie krzycząc.
-
BO TAK BARDZO MI GO PRZYPOMINASZ! - Krzyknął mu w twarz.
-
Kogo? - Rzekł zdziwiony Isaac i jak zamurowany patrzył na
Tommy'ego.
-
ADAMA! - On też się o mnie troszczył, opiekował się. Mówiłem
mu o wszystkim, nie miałem przed nim tajemnic. I myślałem, że on
te nie ma ich przede mną. A potem... Okłamał mnie, od samego
początku mnie okłamywał. Cholerny drań. By taki... Żałosny,
kiedy to mówił. Prosił mnie o wybaczenie, ale tego się przecież
nie da wybaczyć... - Słowotokowi towarzyszyły łzy raz po raz
spływające po policzkach. Tommy wczepiony w granatową koszulę
Isaaca mówił jednym tchem.
Przypominało
to trochę spowiedź. Co prawda, miejsce nie było do tego idealne,
ale ponoć każde miejsce jest dobre, by się wyżalić. Isaac
słuchał słów skargi z prawdziwą uwagą. Starał się wyłapać
ich sens, jednak Tommy, jak przystało na humanistę, owijał
wszystko w bawełnę. Zrozumiał tylko, że chodzi o Adama i że Adam
okłamał Tommy'ego. Jaki to rodzaj kłamstwa? Zapewne najgorszy,
skoro Tommy tak reaguje. Carpenter słuchał przyjaciela
przytulonego do jego torsu z lekkim zakłopotaniem. Zawsze służył
przyjaciołom pomocną ręką, a teraz ta ręka klepała Tommy'ego
lekko w łopatkę, by rozluźnić zestresowane ciało.
-
Prawda? Kłamstwo jest najgorsze w przyjaźni. Przez kłamstwo
przyjaźń może się rozpaść. I nasza właśnie się rozpadła.
Rozpadła się, bo ją zerwałem Na początku myślałem, że dobrze
zrobiłem. Ale teraz już nie jestem taki pewien, bo on ciągle do
mnie wydzwania! Pisze wiadomości, mejle. On jest wszędzie! Wszędzie
go widzę: zamknę oczy – pojawia się w moich myślach, spróbuję
zasnąć – pojawia się w moich snach. Cholera, nawet patrząc na
ciebie, widzę Adama! - Wypowiadając ostatnie zdanie spojrzał na
Isaaca i zmarszczył brwi. Następnie go odepchnął i odszedł na
parę kroków. - Ja chyba zwariowałem. I nienawidzę się za to. A
powinienem nienawidzić jego. Nie cierpię, kiedy się rozklejam. A
to wszystko przez to, że jestem taki wrażliwy. Po matce. Ona też
nie dawała sobie z niczym rady. - Zobaczył czerwoną zapłakaną
twarz – większość rysów odziedziczył po mamie. Teraz to
widział. Na myśl o rodzicach zachciało mu się znów płakać. To
wszystko przez nich! - Cholera, przez tego kretyna wyglądam ja
burak. - Od razu odkręcił kurek z zimną wodą i zaczął myć
twarz. Przyniosło to trochę ulgi. Potem osuszył się za pomocą
papierowych ręczników. Teraz czuł się znacznie lepiej, kiedy cały
ciężar z niego spadł. Spojrzał ponownie w lustro i w odbiciu
ujrzał Isaaca, który teraz opierał się o ścianę tak jak
poprzednio on sam. Poczuł się głupio, kiedy zauważył jak Isaac
patrzy na niego z uwagą. Kiedy Carpenter obdarzył go pocieszającym
uśmiechem, Tommy zaczerwienił się ze wstydu. Postanowił jednak
nie kryć zakłopotania i odwrócił się od lustra.
-
Przepraszam, ze zwalam na ciebie moje problemy. I jednocześnie
dziękuję, że ich wysłuchałeś. Proszę, nie mów nikomu o tym,
co ci powiedziałem.
-
Proszę, dziękuję, przepraszam – to słowa, które nie każdy ma
odwagę wypowiedzieć. Sam nieczęsto je słyszę, wiesz? - Isaac
podszedł do Tommy'ego, który się zastanawiał. - Adam musi być
dla ciebie bardzo ważny, skoro tak wpłynęło na ciebie jego jedno
kłamstwo. Jeśli jednak chcesz ode mnie rady...
-
Oczywiście, że chcę. - Przerwał mu wpół zdania Tommy, na
którego twarzy odbił się lęk.
Blondyn
pomyślał, że po tym, co Isaac usłyszał, nie będą mogli się
już przyjaźnić. Przecież sam mu powiedziałem, że nie chcę,
żeby był moim przyjacielem. Isaac był kimś, na kim zawsze
mógł polegać. Jak Adam. Ale znał się z nim krótko. Jak Tommy z
Adamem. Mimo tych podobieństw, Ratliff czuł, że ta przyjaźń jest
inna. Jednostronna. Nie wymagała zobowiązań. Wcześniej o tym nie
pomyślał, ale teraz to zauważył. Zwierzał się Isaac'owi z
największych problemów, a nic o tym mężczyźnie nie wiedział.
Nic poza tym, że grali w jednym zespole i dzielili pasję, jaką
jest muzyka. Muszę to nadrobić. Muszę nadrobić to, co przed
chwilą zepsułem. Chcę, żeby Isaac nadal był moim przyjacielem.
Lepszym niż był Adam. Prawdziwym i szczerym. Przestanę myśleć o
Adamie, jeśli będę miał nowego przyjaciela. Dokończę wszystkie
sprawy i rozpocznę nowy etap w swoim życiu. Etap szczerości.
Postanowił wprowadzić w życie swój plan już w tej chwili.
-
...I chcę, żebyś był moim przyjacielem.
-
Cieszę się, że zmieniłeś zdanie, ale jeśli tego chcesz, to
muszę wiedzieć, co to za kłamstwo, jakiego Adam się dopuścił. -
Powiedział poważnie Isaac i założył ręce na piersi, wymuszając
na Ratliff'ie odpowiedź. Tommy nie był z tego zadowolony.
-
No więc... Adam powiedział mi, że... - Miał szybko wypowiadać te
słowa, jednak dalszy ciąg zdania zagłuszyły z impetem otwierające
się drzwi.
Do
męskiej ubikacji wpadł Olivier i Mike, którzy byli tak
rozemocjonowani, że krzyczeli jeden przez drugiego. Isaac i Tommy
spojrzeli na nich, a potem wymienili spojrzenia między sobą, dając
sobie nawzajem do zrozumienia, że ani jeden, ani drugi nie mogą
rozszyfrować nachodzących na siebie głosów Mike'a i Oliviera.
Isaac spróbował ich uciszyć podniesieniem ręki.
-
Chłopaki, nie wszyscy naraz. O co chodzi? - Spytał zniecierpliwiony
i spojrzał na Oliviera, któremu dał znak, by to on powiedział, co
się stało.
-
Nie zgadniecie, kto się pojawił. - Rzekł klawiszowiec chytrze i
oparł ręce na biodrach.
-
Mitchel. - Powiedzieli jednocześnie Carpenter i Ratliff i znów
wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Mężczyźni nie byli
zachwyceni.
-
Strzał w dziesiątkę. I jeszcze jedna informacja.
-
On zachowuje się jak nie on! - Zawołał Mike, nie mogąc dłużej
utrzymać języka za zębami.
-
No właśnie. Lepiej chodźcie go zobaczyć. - Rzekł już poważnie
Olivier i razem z Mike'iem opuścili łazienkę, w której nastała
niepokojąca cisza.
-
Jeśli Mitchel zachowuje się dziwnie, to nie wróży to nic dobrego.
- Ostrzegł gitarzystę Isaac i już zamierzał iść na scenę,
kiedy zauważył minę Tommy'ego – był zawiedziony. - Co do naszej
rozmowy... Porozmawiamy przy najbliższej okazji, dobrze? - Kiedy
Tommy kiwnął głową, Isaac był już w znacznie lepszym humorze. -
A teraz chodźmy zobaczyć, co się dzieje.
Perkusista
puścił gitarzystę przodem. Nie chciał zostawiać Ratliff'a samego
z problemami, ale teraz nie mieli innego wyjścia. Obiecał sobie, że
porozmawiają przy najbliższej okazji i dowie się, o co chodzi z
tym całym kłamstwem. Jeśli go okłamał, musiał mieć ważny
powód. Wiedział, że teraz nie uwolni się od domysłów. Był
też pewien, że Tommy nie zatai przed nim istoty swoich problemów.
Niestety, przemyślenia musiały teraz ustąpić miejsca bieżącym
wydarzeniom. Mitchel wrócił i wrócił inny niż wyjechał. To nie
oznaczało nic dobrego. Isaac jak zwykle wietrzył w tym fakcie jakąś
intrygę. Musiał tylko sprawdzić, czy naprawdę ma powody do obaw.
A sprawdzić to mógł tylko w jeden sposób: szeroko zakrojonym
wywiadem.
Jejciu nareszcie kolejny rozdział!!! Jupijej!!!! Naprawdę nie mogłam się doczekać. :) Co do treści rozdziału to mam nadzieję, że kiedy Tommy powie Isaacowi o kłamstwie Adama to jakoś mądrze mu doradzi i Tommy pogodzi się z Adasiem. Ciągle mam wrażenie że Tommy'emu cholernie na Adamie zależy i po prostu nie chce dopuścić do siebie myśli że może czuć coś do faceta który jeszcze w dodatku jest jego przyjacielem. :( Biedny Adam tyle cierpi! Nie wiem jak źle ja bym się czuła w jego sytuacji, bo on i tak świetnie sobie radzi. Jest mi go strasznie żal. Widac że starał się trochę ukrywać swoje uczucia aby być oparciem dla All, której też bardzo współczuję bo wiem jak to jest czuć nieodwzajemnioną miłość. Cholernie to boli. :(
OdpowiedzUsuńCóż moja kochana odcinek był cudowny jak wszystkie uwielbiam cię za to że poświęcasz nam tyle czasu i dalej piszesz opowiadanie chociaż masz pełno nauki :) nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy dla innych pewnie też bardzo w ciebie wierzę i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział <3
PS. słuchałam tej piosenki All którą poleciłaś i sądzę że jest naprawdę fajna :D
Życzę powodzenia w szkole :*
- GlamKinia <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3