Next. Dzięki za komentarze, które są naprawdę wspaniałe. Jako że dzisiejszy odcinek jest bardzo długi, mam nadzieję, że i wy napiszecie co nieco pod nim. Idę oglądać Przygody Merlina, a wy sobie czytajcie. Pozdrawiam ;)
Ukryte pragnienia
Czarny samochód skąpany w nielicznych o tej porze roku promieniach słońca mknął autostradą. Płynnie prześlizgiwał się z pasa na pas, wyprzedzając kolejne samochody. Charakterystyczne wzgórze z napisem Hollywood pozostawili daleko za sobą, a przed nimi majaczyły pierwsze szczyty gór. Zabudowania stawały się coraz uboższe, niedługo przed ich oczami miał się ukazać widok typowego dla Kalifornii krajobrazu. Żaden z mężczyzn nie dostrzegał jego piękna. Nudny kolor jezdni i jałowej pustyni porośniętej gdzieniegdzie niskimi krzakami był przerażająco nudny w porównaniu z kolorowymi plażami i nawałem wieżowców o coraz to bardziej skomplikowanych konstrukcjach. No i ten zapach tanich hamburgerów na każdej ulicy. Teraz w perspektywie mieli męczącą podróż szarą autostradą. Pędzenie szosą samochód za samochodem, ale bez wiatru we włosach czy tak zwanego zimnego łokcia. Temperatura i rodzaj auta nie pozwalały na szaleństwa. A i kierowca – perfekcjonista w każdym calu – wolał spokojną jazdę zwłaszcza o tej porze roku.
Tommy'ego nudził ten krajobraz. Był stokroć brzydszy od widoków, jakie zawierały się w każdym przewodniku po tym stanie. Ciekawych miejsc nie mijało się, jadąc autostradą – trzeba było je znaleźć. Nie miał na to ochoty. Zmęczonym wzrokiem spoglądał raz po raz na swego kierowcę, którego mina wyrażała zadowolenie. Gitarzysta zastanawiał się, jak jego przyjaciel znajduje jazdę tym pojazdem. Czy lubi prowadzić? Zapewne. Ja o wiele bardziej wolę podróże samolotem. Choć bał się latać i czuł dreszcze za każdym razem, gdy maszyna wzbijała się w powietrze, oceniał ten środek transportu za najlepszy. Najlepszy, bo najszybszy.
- Wolisz samochód czy samolot? - Zapytał spokojnie, patrząc w boczne okno. Spojrzał teraz bruneta, który zastanawiał się nad odpowiedzią.
- Chyba samolot. Dlaczego pytasz? - Adam zerknął na Ratliffa pogodnym wzrokiem, a następnie wrócił do obserwowania jezdni.
- Zastanawiam się, czemu wybrałeś ten środek transportu skoro samolotem byłoby szybciej. - Odpowiedział ponuro choć nie miał zamiaru skarżyć się na niewygodną jazdę. Krajobraz tak mało interesujący zmusił do rozpoczęcia rozmowy. Nic innego nie wydawało się teraz zajmujące, więc postanowił dowiedzieć się czegoś o Adamie.
- Samochodem z LA do San Diego podróż trwa około trzech godzin. Nie chciało mi się zamawiać biletów lotniczych i musiałbym płacić za nadbagaż. A poza tym lubię siedzieć za kółkiem.
Adam umieścił w swojej wypowiedzi wszystkie najważniejsze aspekty swojego wyboru. Nie wspomniał o szczęściu, jakie go dopadło. Jechał z Tommy'm – to było to szczęście. Ten fakt uszczęśliwiał go do granic możliwości. Samo przebywanie z blondynem, spoglądanie na tę cudowną twarz wypełniało go radością. Rozmowa z nim i możliwość głębszego poznania zamkniętego w sobie chłopaka ekscytowała go. Chciał przedłużyć czas ich podróży, by spędzić z nim jak najwięcej czasu.
Mimo chęci do rozmowy między mężczyznami znów zapadła głucha cisza. Tommy pogrążył się we własnych odległych myślach, a Adam próbował sklecić następne pytanie. Nie widziałem go tak długo. Dlaczego nie wiem, o co go zapytać? Jakby zabrakło mi słów, od kiedy wsiedliśmy do samochodu... Na myśl przychodziły mu najróżniejsze tematy: zaczynając od pogody, a kończąc na trasie koncertowej Ratliffa z Mouthlike. Fakt faktem nie wiedział, jak to wszystko się potoczyło. Dopadła go ciekawość, więc odważył się zapytać.
- Czy między tobą a Mitchelem już wszystko w porządku? - Spytał niepewnie, jednak nie zerknął na przyjaciela.
Tommy Joe zdziwił się, kiedy usłyszał to pytanie. Zerknął na Adama z uniesionymi brwiami i szybko zreflektował się, kiedy dotarło do niego, że przecież do Lamberta nie docierały żadne wiadomości o zespole, kiedy oni byli pokłóceni – bo niby skąd? Brunet nie mógł śledzić najnowszych doniesień o trasie, gdyż nie miał na to czasu. Program wypełniał cały jego grafik. Nawet mieszkał w rezydencji Idola. Tommy'emu zrobiło się przykro z powodu tego urwanego kontaktu. Na szczęście zaczynają się święta. Mam nadzieję, że nigdzie nie wyjedziesz. Chcę ci tak dużo powiedzieć... Od tej chwili patrzył na niego, a myśli przewijały się przez jego umysł jak kolejne klatki filmowe. Opowiedział przyjacielowi swoją historię, a im bardziej szczegółowo, tym Adam coraz częściej na niego spoglądał. Lambert był bardzo zajęty tą historią. Sprawiał wrażenie bardzo aktywnego słuchacza: gdy czegoś nie dosłyszał lub nie zrozumiał, pytał; gdy coś wydawało mu się dziwne, próbował interpretować to na swój sposób. Tommy Joe cieszył się z tego. Rozmowa w końcu się rozwinęła, a on nie tracił czasu na bezczynne gapienie się w „przemijający” krajobraz. Kiedy skończył opowiadać, znów nastała cisza. Nie tak niezręczna jak poprzednia. Oboje wysuwali refleksje na temat tragicznej historii Mitchela, a także całego zespołu, który czeka na rozwiązanie albo zaistnienie na rynku z nowym wokalistą. Drugie wyjście byłoby raczej trudne do zrealizowania, gdyż cały team tak naprawdę zmniejszył się o dwóch członków. Pozostałe trio mogłoby teraz tworzyć jedynie formację jazzową. A i tak niektórzy myślą o odejściu.
Adam zastanawiał się chwilę nad usłyszaną historią. Wydawała mu się nie tyle przerażająca, co smutna i tragiczna. Przyrównałby ją raczej do historii Romea i Julii niż kryminałów Agaty Christie. Mitchel – rozpaczliwie zakochany w swoim gitarzyście nie znalazł ukojenia w jego ramionach. Z rozpaczy sięgnął po nóż. Chciał uwolnić swoje serce od cierpień, a zapewne teraz cierpi jeszcze bardziej. To smutne. Lambert wysunął w myślach ostateczny wniosek i spojrzał na Tommy'ego. Blondyn przykuł jego uwagę inaczej niż zwykle. Nagle bruneta olśniło. Znalazł analogię tamtej historii do jego przyjaźni z muzykiem. Czy ja, gdybym kochał Tommy'ego nieodwzajemnioną miłością, byłbym w stanie posunąć się do czegoś takiego? Spojrzał na nieskazitelne rysy twarzy, oczy śledzące powierzchnię autostrady, nos wdychający i wypuszczający spokojnie powietrze oraz usta zawsze rozchylone nieznacznie jakby chciały coś powiedzieć, ale coś je powstrzymywało. Nie. Nie mógłbym cię skrzywdzić. Prędzej zabiłbym siebie niż...
- Adam! Patrz na drogę! - Tommy podniósł głos i wybił się z fotela, by skręcić odpowiednio kierownicę. Lambert jechał pasem tuż przy barierkach. Nie zauważył nieznacznego zakrętu i gdyby nie interwencja Ratliffa, zapewne zostawiłby mnóstwo rys na karoserii samochodu po zetknięciu z lśniącą stalą.
- Przepraszam, trochę się zamyśliłem. - Adam poczuł wstyd i wrócił do obserwacji drogi. Zmniejszył nieco prędkość, by uniknął ewentualnych kolizji.
- Nic dziwnego, skoro patrzysz na mnie a nie na drogę. - Tommy wykpił go, a potem lekko otarł swoim ramieniem o ramię Lamberta, by uświadomić mu, że nic wielkiego się nie stało.
- Więc... Mówiłeś, że nie miałeś przede mną styczności z homoseksualistami. A Mitchel? Przecież kochał się w Johnie. - Adam postanowił zmienić temat i zahaczyć o spostrzeżenie, którego dokonał w czasie słuchania opowieści.
- Nie wiedziałem, że jest gejem. Niczym się nie zdradzał. Jedyne, czym się wyróżniał spośród członków zespołu, to ta szalona agresja. Ja... Praktycznie go nie znałem, zawsze spędzał czas samotnie. Nie przyjmował zaproszenia, gdy szliśmy do klubu albo na miasto czy nawet żeby posiedzieć z nami w pokoju. Był totalnym outsiderem, ale myślę, że nie ze względu na orientację, ale na swoje problemy. - Odrzekł Tommy rzeczowo, nadal obserwując drogę, ale jakby jej nie widząc. Wrócił myślami do tamtego dnia, kiedy Mitchel zatrzymał go w hali, by porozmawiać. A potem we wspomnieniu obok Craftera nieoczekiwanie pojawił się Adam. I Tommy już nie bał się szalonego usposobienia wokalisty Mouthlike. Obecność Lamberta sprawiała, że czuł się bezpiecznie. - On jest zupełnie inny niż ty... - Mruknął, sam nie wiedząc, że powiedział to na głos.
Adam zdziwił się, słysząc to spostrzeżenie. Za chwilę jednak przyznał blondynowi rację. Nie można porównywać ludzi przez pryzmat orientacji. I zganił się w myślach za to, że w ogóle wspomniał ten temat. Przecież każdy człowiek jest inny. Spojrzał znów na blondyna, który zdawał się nie przejmować tym, o czym przed chwilą rozmawiali i o czym myśli Adam. Własne wspomnienia jakby uleciały z umysłu Ratliffa i ponownie wypełniał ją tylko widok rozciągający się przed maską samochodu.
- Dlaczego w Kalifornii wszystko jest zawsze takie samo? - Zirytował się w końcu gitarzysta. Nie mógł już patrzeć na monotonię, która ze świata zewnętrznego wkraczała kolejno do jego umysłu i ciała. Adam zaśmiał się, słysząc warknięcie i spojrzał roześmianymi oczami na przyjaciela, który postanowił wygłosić mowę na temat monotonii krajobrazu swojej małej ojczyzny. - Chyba też to zauważyłeś. Cała podróż jest monotonna przez ten krajobraz. Łąka, a raczej pustynia za paroma kępkami wysuszonej trawy. - Wskazał lewą stronę, a porem wyciągnął rękę prosto przed sienie, by wskazać autostradę. - Droga, w której asfalt nie jest czarny, ale szary, a znaki drogowe białe albo szare. Nudne. Auta są czarne, białe lub szare. Nawet budynki są tego samego koloru. Nie sądzisz, że krajobraz, jaki sami sobie narzucamy, obrazuje nasze życie? - Rzucił się na fotel i spojrzał ciekawymi oczami na piosenkarza, który z uśmiechem słuchał rozprawki na temat życia Kalifornijczyków. Może nawet wszystkich Amerykanów?
- Nic nie poradzimy na to, jaki jest świat. Nie pójdziesz do właściciela sklepu z prośbą o pomalowanie jego własności na fiolet, bo ten kolor jest o wiele żywszy niż wszystkie towary, które on sprzedaje. - Powiedział, a muzyk odrzucił włosy do tyłu. Lambert nie mógł nie zarejestrować tak seksownego gestu, ale nie patrzył zbyt długo, by nie zostać posądzonym o wgapianie się.
- Ale przecież on ma własny rozum. Wszyscy mamy. Nie tylko ludzie wyższej klasy, ale szara masa też. Politycy powinni coś zrobić, byśmy żyli nie tylko w bogatym, ale i pięknym kraju. - Dyskusja była dla Ratliffa wybawieniem po męce milczenia. Kontrargumenty wymyślone w ostatniej chwili stawiały Adama w sytuacji zmuszającej do myślenia, co z kolei zachęcało Ratliffa do opracowywania następnych tez.
- Amerykanie to ludzie bardzo wygodni, Tom. Po co wydawać dodatkowe pieniądze na czerwoną farbę skoro biała jest tańsza? Po co kupować farbę w ogóle skoro już otynkowany dom wygląda dobrze? Nawet Biały Dom jest biały. A nasz klimat czyli wieczne słońce sprawia, że miasta i pustkowia blakną. W porównaniu z tęczą, jaką jest Europa, Ameryka Północna to szara plama na globusie świata.
- Dobrze to ująłeś. „Szara plama na globusie świata”. A Europa... Chciałbym kiedyś tam pojechać. Tak jak Annie. - Tommy rozmarzył się i zamknął na chwilę oczy, by wyobrazić sobie stary kontynent.
- Annie?
Ukryte pragnienia
Czarny samochód skąpany w nielicznych o tej porze roku promieniach słońca mknął autostradą. Płynnie prześlizgiwał się z pasa na pas, wyprzedzając kolejne samochody. Charakterystyczne wzgórze z napisem Hollywood pozostawili daleko za sobą, a przed nimi majaczyły pierwsze szczyty gór. Zabudowania stawały się coraz uboższe, niedługo przed ich oczami miał się ukazać widok typowego dla Kalifornii krajobrazu. Żaden z mężczyzn nie dostrzegał jego piękna. Nudny kolor jezdni i jałowej pustyni porośniętej gdzieniegdzie niskimi krzakami był przerażająco nudny w porównaniu z kolorowymi plażami i nawałem wieżowców o coraz to bardziej skomplikowanych konstrukcjach. No i ten zapach tanich hamburgerów na każdej ulicy. Teraz w perspektywie mieli męczącą podróż szarą autostradą. Pędzenie szosą samochód za samochodem, ale bez wiatru we włosach czy tak zwanego zimnego łokcia. Temperatura i rodzaj auta nie pozwalały na szaleństwa. A i kierowca – perfekcjonista w każdym calu – wolał spokojną jazdę zwłaszcza o tej porze roku.
Tommy'ego nudził ten krajobraz. Był stokroć brzydszy od widoków, jakie zawierały się w każdym przewodniku po tym stanie. Ciekawych miejsc nie mijało się, jadąc autostradą – trzeba było je znaleźć. Nie miał na to ochoty. Zmęczonym wzrokiem spoglądał raz po raz na swego kierowcę, którego mina wyrażała zadowolenie. Gitarzysta zastanawiał się, jak jego przyjaciel znajduje jazdę tym pojazdem. Czy lubi prowadzić? Zapewne. Ja o wiele bardziej wolę podróże samolotem. Choć bał się latać i czuł dreszcze za każdym razem, gdy maszyna wzbijała się w powietrze, oceniał ten środek transportu za najlepszy. Najlepszy, bo najszybszy.
- Wolisz samochód czy samolot? - Zapytał spokojnie, patrząc w boczne okno. Spojrzał teraz bruneta, który zastanawiał się nad odpowiedzią.
- Chyba samolot. Dlaczego pytasz? - Adam zerknął na Ratliffa pogodnym wzrokiem, a następnie wrócił do obserwowania jezdni.
- Zastanawiam się, czemu wybrałeś ten środek transportu skoro samolotem byłoby szybciej. - Odpowiedział ponuro choć nie miał zamiaru skarżyć się na niewygodną jazdę. Krajobraz tak mało interesujący zmusił do rozpoczęcia rozmowy. Nic innego nie wydawało się teraz zajmujące, więc postanowił dowiedzieć się czegoś o Adamie.
- Samochodem z LA do San Diego podróż trwa około trzech godzin. Nie chciało mi się zamawiać biletów lotniczych i musiałbym płacić za nadbagaż. A poza tym lubię siedzieć za kółkiem.
Adam umieścił w swojej wypowiedzi wszystkie najważniejsze aspekty swojego wyboru. Nie wspomniał o szczęściu, jakie go dopadło. Jechał z Tommy'm – to było to szczęście. Ten fakt uszczęśliwiał go do granic możliwości. Samo przebywanie z blondynem, spoglądanie na tę cudowną twarz wypełniało go radością. Rozmowa z nim i możliwość głębszego poznania zamkniętego w sobie chłopaka ekscytowała go. Chciał przedłużyć czas ich podróży, by spędzić z nim jak najwięcej czasu.
Mimo chęci do rozmowy między mężczyznami znów zapadła głucha cisza. Tommy pogrążył się we własnych odległych myślach, a Adam próbował sklecić następne pytanie. Nie widziałem go tak długo. Dlaczego nie wiem, o co go zapytać? Jakby zabrakło mi słów, od kiedy wsiedliśmy do samochodu... Na myśl przychodziły mu najróżniejsze tematy: zaczynając od pogody, a kończąc na trasie koncertowej Ratliffa z Mouthlike. Fakt faktem nie wiedział, jak to wszystko się potoczyło. Dopadła go ciekawość, więc odważył się zapytać.
- Czy między tobą a Mitchelem już wszystko w porządku? - Spytał niepewnie, jednak nie zerknął na przyjaciela.
Tommy Joe zdziwił się, kiedy usłyszał to pytanie. Zerknął na Adama z uniesionymi brwiami i szybko zreflektował się, kiedy dotarło do niego, że przecież do Lamberta nie docierały żadne wiadomości o zespole, kiedy oni byli pokłóceni – bo niby skąd? Brunet nie mógł śledzić najnowszych doniesień o trasie, gdyż nie miał na to czasu. Program wypełniał cały jego grafik. Nawet mieszkał w rezydencji Idola. Tommy'emu zrobiło się przykro z powodu tego urwanego kontaktu. Na szczęście zaczynają się święta. Mam nadzieję, że nigdzie nie wyjedziesz. Chcę ci tak dużo powiedzieć... Od tej chwili patrzył na niego, a myśli przewijały się przez jego umysł jak kolejne klatki filmowe. Opowiedział przyjacielowi swoją historię, a im bardziej szczegółowo, tym Adam coraz częściej na niego spoglądał. Lambert był bardzo zajęty tą historią. Sprawiał wrażenie bardzo aktywnego słuchacza: gdy czegoś nie dosłyszał lub nie zrozumiał, pytał; gdy coś wydawało mu się dziwne, próbował interpretować to na swój sposób. Tommy Joe cieszył się z tego. Rozmowa w końcu się rozwinęła, a on nie tracił czasu na bezczynne gapienie się w „przemijający” krajobraz. Kiedy skończył opowiadać, znów nastała cisza. Nie tak niezręczna jak poprzednia. Oboje wysuwali refleksje na temat tragicznej historii Mitchela, a także całego zespołu, który czeka na rozwiązanie albo zaistnienie na rynku z nowym wokalistą. Drugie wyjście byłoby raczej trudne do zrealizowania, gdyż cały team tak naprawdę zmniejszył się o dwóch członków. Pozostałe trio mogłoby teraz tworzyć jedynie formację jazzową. A i tak niektórzy myślą o odejściu.
Adam zastanawiał się chwilę nad usłyszaną historią. Wydawała mu się nie tyle przerażająca, co smutna i tragiczna. Przyrównałby ją raczej do historii Romea i Julii niż kryminałów Agaty Christie. Mitchel – rozpaczliwie zakochany w swoim gitarzyście nie znalazł ukojenia w jego ramionach. Z rozpaczy sięgnął po nóż. Chciał uwolnić swoje serce od cierpień, a zapewne teraz cierpi jeszcze bardziej. To smutne. Lambert wysunął w myślach ostateczny wniosek i spojrzał na Tommy'ego. Blondyn przykuł jego uwagę inaczej niż zwykle. Nagle bruneta olśniło. Znalazł analogię tamtej historii do jego przyjaźni z muzykiem. Czy ja, gdybym kochał Tommy'ego nieodwzajemnioną miłością, byłbym w stanie posunąć się do czegoś takiego? Spojrzał na nieskazitelne rysy twarzy, oczy śledzące powierzchnię autostrady, nos wdychający i wypuszczający spokojnie powietrze oraz usta zawsze rozchylone nieznacznie jakby chciały coś powiedzieć, ale coś je powstrzymywało. Nie. Nie mógłbym cię skrzywdzić. Prędzej zabiłbym siebie niż...
- Adam! Patrz na drogę! - Tommy podniósł głos i wybił się z fotela, by skręcić odpowiednio kierownicę. Lambert jechał pasem tuż przy barierkach. Nie zauważył nieznacznego zakrętu i gdyby nie interwencja Ratliffa, zapewne zostawiłby mnóstwo rys na karoserii samochodu po zetknięciu z lśniącą stalą.
- Przepraszam, trochę się zamyśliłem. - Adam poczuł wstyd i wrócił do obserwacji drogi. Zmniejszył nieco prędkość, by uniknął ewentualnych kolizji.
- Nic dziwnego, skoro patrzysz na mnie a nie na drogę. - Tommy wykpił go, a potem lekko otarł swoim ramieniem o ramię Lamberta, by uświadomić mu, że nic wielkiego się nie stało.
- Więc... Mówiłeś, że nie miałeś przede mną styczności z homoseksualistami. A Mitchel? Przecież kochał się w Johnie. - Adam postanowił zmienić temat i zahaczyć o spostrzeżenie, którego dokonał w czasie słuchania opowieści.
- Nie wiedziałem, że jest gejem. Niczym się nie zdradzał. Jedyne, czym się wyróżniał spośród członków zespołu, to ta szalona agresja. Ja... Praktycznie go nie znałem, zawsze spędzał czas samotnie. Nie przyjmował zaproszenia, gdy szliśmy do klubu albo na miasto czy nawet żeby posiedzieć z nami w pokoju. Był totalnym outsiderem, ale myślę, że nie ze względu na orientację, ale na swoje problemy. - Odrzekł Tommy rzeczowo, nadal obserwując drogę, ale jakby jej nie widząc. Wrócił myślami do tamtego dnia, kiedy Mitchel zatrzymał go w hali, by porozmawiać. A potem we wspomnieniu obok Craftera nieoczekiwanie pojawił się Adam. I Tommy już nie bał się szalonego usposobienia wokalisty Mouthlike. Obecność Lamberta sprawiała, że czuł się bezpiecznie. - On jest zupełnie inny niż ty... - Mruknął, sam nie wiedząc, że powiedział to na głos.
Adam zdziwił się, słysząc to spostrzeżenie. Za chwilę jednak przyznał blondynowi rację. Nie można porównywać ludzi przez pryzmat orientacji. I zganił się w myślach za to, że w ogóle wspomniał ten temat. Przecież każdy człowiek jest inny. Spojrzał znów na blondyna, który zdawał się nie przejmować tym, o czym przed chwilą rozmawiali i o czym myśli Adam. Własne wspomnienia jakby uleciały z umysłu Ratliffa i ponownie wypełniał ją tylko widok rozciągający się przed maską samochodu.
- Dlaczego w Kalifornii wszystko jest zawsze takie samo? - Zirytował się w końcu gitarzysta. Nie mógł już patrzeć na monotonię, która ze świata zewnętrznego wkraczała kolejno do jego umysłu i ciała. Adam zaśmiał się, słysząc warknięcie i spojrzał roześmianymi oczami na przyjaciela, który postanowił wygłosić mowę na temat monotonii krajobrazu swojej małej ojczyzny. - Chyba też to zauważyłeś. Cała podróż jest monotonna przez ten krajobraz. Łąka, a raczej pustynia za paroma kępkami wysuszonej trawy. - Wskazał lewą stronę, a porem wyciągnął rękę prosto przed sienie, by wskazać autostradę. - Droga, w której asfalt nie jest czarny, ale szary, a znaki drogowe białe albo szare. Nudne. Auta są czarne, białe lub szare. Nawet budynki są tego samego koloru. Nie sądzisz, że krajobraz, jaki sami sobie narzucamy, obrazuje nasze życie? - Rzucił się na fotel i spojrzał ciekawymi oczami na piosenkarza, który z uśmiechem słuchał rozprawki na temat życia Kalifornijczyków. Może nawet wszystkich Amerykanów?
- Nic nie poradzimy na to, jaki jest świat. Nie pójdziesz do właściciela sklepu z prośbą o pomalowanie jego własności na fiolet, bo ten kolor jest o wiele żywszy niż wszystkie towary, które on sprzedaje. - Powiedział, a muzyk odrzucił włosy do tyłu. Lambert nie mógł nie zarejestrować tak seksownego gestu, ale nie patrzył zbyt długo, by nie zostać posądzonym o wgapianie się.
- Ale przecież on ma własny rozum. Wszyscy mamy. Nie tylko ludzie wyższej klasy, ale szara masa też. Politycy powinni coś zrobić, byśmy żyli nie tylko w bogatym, ale i pięknym kraju. - Dyskusja była dla Ratliffa wybawieniem po męce milczenia. Kontrargumenty wymyślone w ostatniej chwili stawiały Adama w sytuacji zmuszającej do myślenia, co z kolei zachęcało Ratliffa do opracowywania następnych tez.
- Amerykanie to ludzie bardzo wygodni, Tom. Po co wydawać dodatkowe pieniądze na czerwoną farbę skoro biała jest tańsza? Po co kupować farbę w ogóle skoro już otynkowany dom wygląda dobrze? Nawet Biały Dom jest biały. A nasz klimat czyli wieczne słońce sprawia, że miasta i pustkowia blakną. W porównaniu z tęczą, jaką jest Europa, Ameryka Północna to szara plama na globusie świata.
- Dobrze to ująłeś. „Szara plama na globusie świata”. A Europa... Chciałbym kiedyś tam pojechać. Tak jak Annie. - Tommy rozmarzył się i zamknął na chwilę oczy, by wyobrazić sobie stary kontynent.
- Annie?
Moja siostra. Starsza o pięć lat. Zwiedziła chyba cały świat. Francja, Hiszpania, Rosja, Chiny, Indie, Australia, Brazylia. Gdzie ona nie była? Raz na rok pisze do mnie czterostronnicowy list. Nie uznaje elektroniki. No i raz w roku przyjeżdża do Sacramento na święta. Taki z niej obieżyświat.
- Pewnie musiała ciężko pracować na te podróże. Czym się zajmuje? - Spytał Lambert, chcąc poznać nieco historię nieznajomej Annie.
- Jest stewardessą. W każdym mieście może zostać co najwyżej trzy dni. Nie boi się latać tak jak ja. Przynajmniej kocha to, co robi. Szkoda tylko, że nie widzę jej tak często, jak bym chciał. - Powiedział ze smutkiem i utkwił wzrok w kolanach.
Adam poczuł współczucie na myśl, że Tommy jest tak daleko od swojej siostry. Mówił, że z wujkiem i ciocią nie widują się często. Teraz brunet dowiedział się o siostrze, która robi karierę i niemal nie kontaktuje się z bratem. Lambert przywołał w umyśle obraz swojej rodziny. Był wdzięczny losowi za kochających i wspierających go rodziców oraz młodszego brata, który dotychczas we wszystkim go naśladował.
- Wiesz co? Święta zbliżają się wielkimi krokami. Annie na pewno się zjawi. Spotkasz się z rodziną. - Pocieszył blondyna Adam i machinalnie uścisnął jego dłoń, by okazać wsparcie. Tommy w odpowiedzi popatrzył na piosenkarza lekko zdziwiony, ale radosny i po krótkiej chwili zamknął dłoń Adama w swoich dłoniach. Zaczął ją głaskać, co z kolei wprawiło w osłupienie Adama. - Zrobiłeś się smutny, a ja chciałbym cię jakoś pocieszyć.
- Nie musisz. Już jestem szczęśliwy. - Muzyk uśmiechnął się lekko, ale Adam nie wierzył fałszywym gestom Ratliffa.
- Nie uwierzę dopóki się nie przekonam. Dlatego zabieram cię w fajne miejsce. - Mrugnął do Ratliffa, który niepewnie się poruszył i zdjął rękę z dłoni przyjaciela. Ten wykorzystał moment, by zmienić bieg.
- Jakie miejsce?
- Nie nudne. Kolorowe za dnia, spokojne nocą. To tylko parę kilometrów od głównej drogi. Ufasz mi? - Adam był pewien twierdzącej odpowiedzi tak samo jak tego, że jego pomysł spodoba się Tommy'emu Joe w stu procentach.
Zjechał z autostrady, by pomknąć cienką nitką szosy na zachód. Tutaj ukształtowanie terenu było bardziej nizinne, a gleba chyliła się w kierunku, w którym jechali. Im bliżej byli celu, jaki obrał sobie piosenkarz, tym bliżej odpowiedzi znajdował się muzyk w zgadywaniu, gdzie jadą. Wreszcie zamigotał przed nimi lazurowy ocean, który o tej porze odbijał słabe przebłyski wieczornego słońca.
- Ocean. Mogłem się domyślić. Poza wesołym miasteczkiem to jedyne miejsce, w którym za dnia jest kolorowo, a wieczorem spokojnie. - Stwierdził, kiedy wysiadł z samochodu i wraz z Adamem zaczął schodzić po łagodnym stoku, prowadzącym na plażę. Lambert wziął ze sobą gruby koc, by nie siedzieć na zimnym piasku. Szedł tuż za blondynem, który ostrożnie schodził po schodach.
- Mam nadzieję, że trafiłem w twój gust. Jeśli trochę poczekamy, załapiemy się na zachód słońca, co ty na to? - Rzucił Adam, rozkładając koc w wybranym przez Ratliffa miejscu na piaszczystej plaży. Kiedy już go rozłożył, Tommy położył się na nim. Lambert przycupnął przy przyjacielu.
- Pan romantyk. Wybierz mnie, a nie samolot; obejrzymy zachód słońca, mam akurat gruby koc, a szampana i truskawki możemy wyczarować – przyznaj, że o tym nie pomyślałeś. - Tommy uśmiechnął się do bruneta, a ten obruszył się lekko, lecz pod nosem także chichotał.
- Taka jest twoja wersja zdarzeń, chociaż... Nie, nie mam takich mocy, by wyczarować truskawki. - Adam zaśmiał się, patrząc z góry na Ratliffa, który leżał na wznak na kocu, trzymając ręce za głową. Lambert doznał dziwnego uczuciem patrząc na jego postać. Zapragnął czegoś, a to pragnienie przypominało emocje, przez które przed kilkunastoma dniami rozstali się w tak burzliwych nastrojach.
- A mimo to jest romantycznie. Zaczyna się ściemniać. Słońce podąża w stronę horyzontu, a my nie widzimy tego, wpatrując się w siebie pełni nieodgadnionych myśli. Dobry tekst na piosenkę, co? - Wymruczał Tommy Joe, lustrując wzrokiem oblicze Lamberta, który z powagą obserwował spokojną twarz.
„Jesteś pięknym człowiekiem, Tommy. Pociągasz mnie, a najmniejszy twój gest powoduje, że mam dreszcze” - takie słowa cisnęły się teraz na usta Adamowi, ale ignorował je. Ignorował wszystko, co podpowiadało mu serce. Nie zauważył pary spacerującej brzegiem morza, z której mógłby wziąć przykład – wziąć Tommy'ego za rękę i pocałować dłoń, a potem wyznać, jak ważny jest dla niego. Odganiał od siebie wizje przyszłości, o którą bał się zawalczyć. Zamknął oczy pod wpływem zmęczenia podczas gdy Tommy czekał na odpowiedź.
- Jesteś śpiący? - Blondwłosy mężczyzna podniósł się do pozycji siedzącej i pogłaskał policzek Lamberta. Brunet przykrył ją swoją i spojrzał w niesamowicie brązowe oczy.
- Tylko zmęczony. Ale nie na tyle, by nie spędzić tego wieczoru z najlepszym przyjacielem, oglądając najpiękniejszy zachód słońca, jaki widział świat. Spójrz. - Mimiką twarzy wskazał na falujące wody oceanu, nad którymi wznosiła się pomarańczowa tarcza. Wciąż trzymał w dłoni dłoń Ratliffa, który z podziwem obserwował zachodzące słońce.
- Jest piękne. Piękniejsze od tych, które oglądałem jako dziecko z Annie. Zmuszała mnie, bym z nią oglądał zachodzące słońce, a ja zawsze marudziłem, że chce mi się spać. Jakoś... Zawsze udawało jej się mnie przekonać. - Opowiedział ze wzrokiem utkwionym w oceanie odbijającym pomarańczowe promienie słońca. Ich blask odbijał się w oczach, które przyozdabiały szczęśliwą twarz.
On także miał swojego obserwatora. Z fascynacją śledziły jego mimikę niebieskie oczy. Adam ciągle trzymał w swojej dłoni dłoń Ratliffa. Delikatnie głaskał ją kciukiem i zastanawiał się jak przedłużyć ten cudowny, najcudowniejszy w jego życiu moment. Spojrzał na linię horyzontu, za którą chowała się ognista kula. Faktycznie ten widok zwalał z nóg. Kilka sekund później nastała ciemność, a wraz z nią oczy Adama schowały się pod powiekami. Następnym obiektem godnym obserwacji ponownie stał się dla niego blondwłosy muzyk. Tym razem nie zdołał uniknąć jego wzroku.
- Dziękuję, że zająłeś miejsce Annie. - Rzekł cicho jakby wstydził się tych słów. Oczy jednak mówiły o szczerości, jaka się w nich zawierała.
- Dziękuję, że pozwoliłeś mi je zająć. - Tym razem odezwał się Adam. Mimo iż ciemność ogarnęła plażę, widzieli się bardzo dobrze. - A kiedy słońce się schowało... Szliście do domu i kładliście się spać?
- Czasami.
- Czasami?
- Czasami zostawaliśmy. Kładliśmy się na ziemi w ten sposób... - Tommy położył się na kocu, kładąc ręce skrzyżowane za głową. Jego wyprostowana sylwetka spoczywała teraz przed kolanami Lamberta, który wodził po niej wzrokiem. - I oglądaliśmy gwiazdy. Uczyła mnie, jak się nazywają poszczególne konstelacje. Na przykład... Tutaj jest Skorpion. - Uniósł rękę w stronę gwiazd i nakreślił kształt gwiazdozbioru. Próbował skupić się na odszukiwaniu kolejnych, jednak Adam skutecznie go dezorientował. - A to... Gwiazdozbiór Oriona. Adam, nie patrzysz. Pokazuję ci najpiękniejsze gwiazdy, a ty na nie nawet nie raczysz spojrzeć. Dlaczego? - Spytał z wyrzutem, obrzucając przyjaciela nieprzyjazną miną. Lambert ani trochę się nie przejął.
- Może... Znalazłem obiekt piękniejszy niż najpiękniejsza gwiazda i jestem nim tak zauroczony, że nie potrafię oderwać wzroku? - Rzekł z uśmiechem, a Tommy przewrócił oczami.
- Nie żartuj sobie ze mnie. Proszę cię tylko o popatrzenie na gwiazdy. Czy to dużo? - Zdawał się nie zauważać zaczepnego tonu i przyciszonego głosu. Postawione przez niego pytanie zmusiło jednak do konfrontacji. Wtedy zobaczył, jak Adam na niego patrzy. Mimo ciemności zobaczył błyszczące oczy wpatrujące się tylko w niego. Poczuł się nieswojo. Nie tyle zawstydzony co... Zagrożony. W jego żołądku skumulował się dziwny stres, który go skurczył. Ten stres najwidoczniej oddziaływał na serce, gdyż właśnie ten narząd wybijał teraz dziki rytm. Stan jego organizmu „pogorszył się”, kiedy usłyszał te słowa.
- Wcale nie żartuję, Tommy. Twoje oczy świecą jaśniej niż każda z gwiazd. I nie jest to światło odbite, ale twoje własne. To światło... Rozświetla ciebie całego i czyni cię pięknym człowiekiem. - Mówiąc to ani razu nie mrugnął. Powiedział to, co pragnął wyznać już dawno. Nawet jeśli tego nie zrozumiesz, Tom... Dziękuję, że jesteś. Zagłębił się w oczach Ratliffa, który patrzył na niego nieodgadnionym wzrokiem. Lambert w tym momencie nie był w stanie wyobrazić sobie konsekwencji swoich słów. Nie świadom tego odsłaniał przed blondynem swoje uczucia. Okazywał przywiązanie, na jakie Ratliff nie był gotów. Mimo to pragnął być z nim szczery. Taka była zasada ich przyjaźni.
- Naprawdę jest tak, jak obiecałeś. Mówisz mi to, co czujesz. - Tommy podniósł się i podparł łokciem, by zajrzeć w oczy przyjaciela, który ułożył się na kocu, którą poprzednio przyjął Tommy.
- Miałem być z tobą szczery, więc jestem. - Przyznał Adam, patrząc w gwiazdy. Próbował ignorować spojrzenie muzyka, ale nie potrafił. Czy właśnie tak się czułeś, kiedy ja na ciebie patrzyłem? Niezręcznie, jakbyś miał zaraz zrobić coś, czego oboje się boimy, a zarazem pragniemy. Przeszedł go dreszcz, a potem kolejny. Czekał na rozwój wydarzeń.
- Wiesz, kiedy mówiłeś te piękne rzeczy i patrzyłeś na mnie... w ten nieokreślony sposób. Miałem dziwne wrażenie. - Kiedy to powiedział, nie dowierzał samemu sobie. Uśmiechnął się na tę niejednoznaczną myśl, która mu przyszła do głowy, jednak pytanie Adama sprawiło, że nie wiedział, czy kontynuować.
- Jakie wrażenie?
- Ze chcesz zrobić coś, czego ja się boję. Do czego kilka tygodni temu nie chciałem dopuścić, a teraz tego pragnę... Ale ty nie łamiesz obietnic. Nie zrobiłbyś tego ponownie. Nie mnie. Przecież jestem twoim przyjacielem...
Tylko blondyn wiedział, o czym mówił. Brunet wyobrażał tylko pełnię niezrozumienia. Ratliff zauważył to i posmutniał. Sam już nie wiedział, czego chce. Zdarzało mu się to wcześniej, ale nigdy w takim stopniu jak teraz. Usiadł na kocu zwrócony plecami do Adama, Wpatrywał się w głębię oceanu, kiedy Lambert błyskawicznie znalazł się przy nim i objął go ramieniem. Pocieszał bez słów.
- Chwilami nie wiem, co się ze mną dzieje. Ja... Czuję, jakbym nie nadążał, wiesz? Nie nadążam za życiem, a czasami je wyprzedzam. Żadnej równowagi, brak... Stabilizacji. Wrócę teraz do Burbanku i zastanę puste mieszkanie. Wrócę do pracy, w której szefowa trzyma mnie z łaski. Brak rodziny, miłości, przyjaciół. Prócz ciebie, który mówisz mi, że jestem pięknym człowiekiem. Czy nie wydaje ci się to surrealistyczne?
- Jesteś zagubiony jak każdy człowiek, który żyje w tym szalonym świecie. Każdy szuka swojej drogi, własnego tempa. Niewielu ją znajduje, wiesz?
- A ty? Wiesz, co chcesz w życiu robić, co kochasz. Jesteś szczęśliwy.
- Póki jestem w Idolu. Ale to ciągła walka o marzenia. Balansowanie na krawędzi. Nigdy nie wiem, kiedy spadnę.
- Nie spadniesz. Będę cię wspierał. - Tommy położył dłoń na udzie Adama, by potwierdzić to, co powiedział. Zaraz jednak zabrał ją, uświadamiając sobie, że jest to zbyt odważny gest jak na jego skromną osobę.
- A ja ciebie, Tommy. Pomogę ci spełnić każde pragnienie, nawet najmniejsze. Jeśli tego chcesz. Musisz mi tylko o tym powiedzieć. - Spojrzał na blondyna, którego twarz wyrażała powagę. - Okey, więc czego pragniesz?
- Teraz? Hmm... - Zamyślił się chwilę i ziewnął. Za chwilę na jego oblicze wstąpił uśmiech. - Teraz chciałbym zasnąć w miękkim łóżku otulony ciepłą pościelą i spać jak długo się da. - Zaśmiał się i spojrzał radośnie na przyjaciela. Adam zmarszczył brwi, a potem uśmiechnął się łobuzersko.
- Myślę, że da się zrobić. Musimy tylko dotrzeć do samochodu. - Wstał energicznie, a potem podał rękę Ratliffowi.
- Nie mówiłem o samochodzie, tylko o łóżku... - Przypomniał, kiedy zrównał się z piosenkarzem. Adam złożył koc, śmiejąc się.
- Czy mówiłem ci już, że jesteś niecierpliwy? - Obdarzył go uśmiechem, a blondyn odwzajemnił gest.
- O tak. Wiele razy...
Wzajemnie sobie pomagając pokonali stok, który stromo opadał ku plaży. Na górze znajdował się parking, do którego prowadziły wysokie schody. Adam schował koc w bagażniku, a Tommy ponownie zajął miejsce pasażera. Był wdzięczny za spędzenie wieczoru na plaży, a jednak czuł niedosyt. Chciał wrócić z Adamem na piasek, wpatrywać się w niebo, spoglądać na przyjaciela, rozmawiać. Przede wszystkim rozmawiać. Gdyby nie zasypiający organizm, muzyk przedłużyłby wizytę na plaży do maksimum. Kiedy Lambert wrócił do niego i zasiadł za kierownicą czarnego mercedesa, Ratliff ponownie ziewnął. Jego oczy stawały się ciężkie. Jak to możliwe, że jemu nie chce się spać? A może też jest śpiący, tylko tego po sobie nie okazuje? Muzyk zerknął na swego kierowcę, po czym zamknął oczy. Już ich nie otworzył. Zmożony snem oparł głowę o zagłówek i zasnął. Pomógł mu w tym monotonny dźwięk silnika i ciemność, jaka panowała w aucie.
Adam zauważył stan przyjaciela, kiedy ponownie wjechał na autostradę. Chciał znaleźć jakiś motel, w którym mogliby spędzić noc. Mimo iż pozostało im tylko kilkanaście mil drogi do domu, postanowił nie ryzykować wypadku przez zaśnięcie za kierownicą. Dziesięć minut zajęło mu szukanie miejsca do spania, kiedy nagle zobaczył upragniony budynek i migoczący neon. Zjechał na parking pełen samochodów i ciągników siodłowych i opuścił auto. Otworzył drzwi od strony pasażera i zaczął delikatnie budzić przyjaciela.
- Tommy? Tommy, zbudź się. Znalazłem motel, Tom! - Krótkie szturchanie za ramię nie pomogło. Adam zainteresowany przyjemnym dotykiem przeniósł dłoń na brzuch blondyna. Śledził tors, potem zahaczył o szyję. Dotknął rozkosznie aksamitnej skóry, potem dotarł do policzka. Do jego nozdrzy dotarł zniewalający zapach perfum, który nie pomagał mu się opanować. Jednak spróbował trzymać nerwy na wodzy. - Tommy. Jesteśmy na miejscu. Tak jak chciałeś: łóżko, ciepła poście, puszysta poduszka, ja... - Cholera, co ja mówię? Odbija mi. Tommy, proszę cię, obudź się. Obudź się nim zrobię coś, czego będę żałować... - Tommy? - Lambert głaskał blondyna po policzku i przesuwał wzrokiem po skąpanym w upragnionym stanie uśpienia ciele. Wcale nie chciał go budzić. Tommy spał jak anioł. Budzenie anioła buło grzechem. Wyrzucił tę myśl z umysłu, kiedy powieki Ratliffa się uniosły.
- Co się stało? Zasnąłem? - Tommy przetarł oczy i ziewnął cicho. Wtedy Adam natychmiast zabrał rękę. Zaczął się tłumaczyć.
- Tak, właśnie próbowałem cię obudzić, bo znalazłem motel. Możemy się tu przespać zamiast w samochodzie i...
- Chodźmy. Mam nadzieję, że są wolne pokoje. - Wysiadł z samochodu, kiedy Adam się odsunął. Blondyn ogarnął wzrokiem parking, a potem prostokątny budynek z małymi oknami. Podążył za Lambertem, który zmierzał w stronę wejścia. Kiedy weszli do środka, w oczy rzuciła im się niewielka recepcja. Wnętrze hotelu nie miało w sobie nic z luksusu.
- Poczekaj tutaj. Załatwię klucze. - Burknął brunet i podszedł do kobiety za ladą. Tommy czekał w bezruchu, co chwilę przymykając oczy. Konwersacja piosenkarza z recepcjonistką wydała mu się zbyt długa, gdy jego przyjaciel podniósł głos. Muzyk postanowił zainterweniować.
- Co się dzieje? - Zapytał niechętnie, a Adam przybrał bezradną minę.
- Nie mają miejsca. Został tylko apartament małżeński. - Lambert wzruszył ramionami, lecz Tommy spojrzał obojętnie na recepcjonistkę.
- Poprosimy. To tylko jedna noc. Można zapłacić przelewem? - Rzekł spokojnie blondyn, a Adam wytrzeszczył oczy w niedowierzaniu. Odciągnął przyjaciela na bok, by pomówić w cztery oczy.
- Tommy, nie chodzi o pieniądze, ale o to, że będziemy spać...
- Razem? Przecież cię nie pogryzę. A ty? Chyba nie muszę się ciebie bać? - Tommy Joe skwitował problem ze śmiechem. Nie słysząc z ust Adama żadnego kontrargumentu zostawił go na środku holu i wrócił do recepcjonistki po klucz.
Obiecując, że załatwi formalności jutro rano, otrzymał błyszczący klucz. Skierował się w stronę schodów. Wejście na trzecie piętro było dla niego męczarnią. Kiedy wraz z Adamem wspiął się na upragnione piętro, ucieszył się jakby dostał wymarzony prezent. Szybko pokonał drogę do drzwi, za którymi znajdowało się wygodne łóżko. Jeszcze szybciej włożył klucz do zamka i zwolnił blokujący mechanizm. Mimo iż zewnętrzny wygląd hotelu pozostawiał wiele do życzenia, to ten pokój w pełni odpowiadał jego potrzebom. Nie mógł się doczekać, kiedy znajdzie się w tym wielkim łożu.
- Zamknij drzwi, proszę. - Poprosił Adam, który do tej pory nie wiedział, co ze sobą zrobić.
Lambert spełnił prośbę Tommy'ego i zamknął drzwi od wewnątrz. Kiedy z powrotem spojrzał na przyjaciela, oparł się o drzwi w szoku. Tommy po kolei zdejmował kolejne części ubrania, myśląc tylko o tym, by zanurzyć się w puszystych poduszkach. Najpierw zdjął skórzaną kurtkę. Rzucił ją w kąt przy nocnej szafce. Zrzucał buty, jednocześnie uwalniając tors z białego T-shirtu. Wtedy Adam zobaczył najbardziej alabastrowe plecy jakie kiedykolwiek widział. Ogarniał wzrokiem postać przystojnego chłopaka, kiedy nagle ten odwrócił się do niego. Adam spojrzał na jego twarz. Zaciekawione, zamglone spojrzenie podnieciło go. Mówiło „Co ty jeszcze robisz przy tych drzwiach? Chodź do mnie. Chyba wiesz, co ze mną zrobić?”. Wyobraźnia podsuwała mu pikantne obrazy nierealnej przyszłości, kiedy dotarł do niego zmysłowy głos.
- Jeśli przyszedł ci na myśl pomysł, że będziesz spał na podłodze, to od razu ci mówię, że nie ma takiej opcji. Nie jestem żadną wygodną panienką, ale spragnionym snu facetem, którego nie obchodzi nic poza tym łóżkiem, nawet jeśli ma w nim lokatora. - Rzucił i położył ręce na pasku od spodni.
Ledwie do Adama dotarło to, co powiedział, a już kusił nowymi gestami. Przed chwilą go odrzucił, a teraz nieświadomie zachęcał do zrobienia czegoś niewłaściwego. Lambert musiał jakoś zatrzymać bieg wydarzeń. Albo zrobię to teraz, albo on znienawidzi mnie do końca życia.
- Tom, poczekaj. Zgadzam się na wszystko, ale pozwól mi nie patrzeć na to, jak się rozbierasz, okey? Idę pod prysznic. - Oznajmił kategorycznie i znikł w pomieszczeniu obudowanym ceramicznymi kafelkami nim Ratliff zaczął się śmiać.
Zamknął się na trzy spusty. A potem oparł o drzwi podobnie jak to zrobił w sypialni. Oddychał głęboko, próbując wytłumaczyć sobie sytuację, w jakiej się znalazł. Spełniłem jego prośbę. Znalazłem wygodne łóżko i... Poduszki. Wizje nagiego Tommy'ego otulonego tylko pościelą wywołała u niego dreszcze. Zaczął się rozbierać, tłumacząc sobie kolejne decyzje, w wyniku których znalazł się w atrakcyjnym apartamencie z jeszcze atrakcyjniejszym mężczyzną. Nie było wolnych pokoi. Dobrze. Ale prędzej bym zasnął niż znalazł drugi motel. To Tommy zadecydował za mnie. Byłem w szoku. Wyszedłbym na idiotę, gdybym się nie zgodził na ten apartament... Małżeński – nawet nie jesteśmy parą! Nie jesteśmy parą, więc jak może rozbierać się przy mnie? Przypomniał sobie, kiedy Ratliff zrzucił z siebie kurtkę. Jakby chciał jak najszybciel pozostać bez ubrania. Adama stał przed prysznicem w samych majtkach, które teraz postanowił zdjąć. Kompletnie nagi wszedł do kabiny i nastawił odpowiednią temperaturę wody. Wtedy jego myśli rozbrykały się tak, że stracił nad nimi kontrolę. Nagi. Czy wytrzymałbym, gdyby zdjął pasek? Obcisłe spodnie? I został w samych bokserkach, które znakomicie uwypuklałyby jego... Och! Za gorąco. Przykręcił kurek zbyt mocno. Zbyt zimna woda wprawiła go w dreszcze, więc znów odkręcił gorącą wodę. Teraz było idealnie. Woda oblewała jego ciało oparte o ścianę, a on myślał o seksownym ciele Ratliffa. Czy on w ogóle nosi bokserki? Podniecenie spowodowało, że jego męskość nabrzmiała. Musiał coś z tym zrobić. Nie miał innego wyboru. Nie wejdę ze wzwodem do łóżka. Jeśli poczuje? Jeśli go dotknie? Już to wystarczyłoby mi do osiągnięcia szczytu. Masturbował się energicznie, a jego ciche jęki zagłuszał szum wody. A jeśli jest zupełnie nagi? Co będzie, jeśli we śnie się do mnie przytuli? Nie zasnę. Nie mogę przegapić takiego momentu. Nie... NIE!
- Och! - Jęknął głośno, kiedy z jego penisa wytrysnęła sperma.
Znak uniesienia jak szybko się pojawił tak szybko zniknął zmyty przez strumienie wody. Adam zakręcił wodę i sięgnął po ręcznik. Wycierał się, patrząc w lustro. Wyrzucał swojemu odbiciu wszystkie grzechy, jakie popełnił w kabinie prysznicowej. Dlaczego o nim myślałem? Jest tylko przyjacielem. O przyjaciołach nie myśli się w tych kategoriach. Wyjdę teraz z łazienki i zobaczę, jak śpi. Będzie spał, a ty pójdziesz w jego ślady. Nie ważne, co do niego czujesz. Nie zrobisz mu krzywdy. Nawet go nie dotkniesz, rozumiesz? Z żelaznymi zasadami w głowie założył bieliznę, złożył rzeczy i ze stosikiem swoich ubrań w rękach poszedł do sypialni. Wszedł do łóżka i ułożył się do snu podobnie jak Tommy, który leżał pogrążony we śnie po stronie łóżka, na której miał w zwyczaju spać Lambert.
Nic się tej nocy nie wydarzy. Nie ma prawa się wydarzyć. Ostatnie spojrzenie na blondyna i zamknął oczy. Wyobrażenie białych owieczek skaczących przez niski płot było jego ostatnim. Policzył osiem, a potem oddał się pod opiekę Morfeuszowi – władcy nocnych marzeń.
Ohayo~
OdpowiedzUsuńJuż wczoraj przeczytałam, ale... tak było późno i nie chciało mi się pisać, gomen >.<
W każdym razie rozdział... hm... trochę romantyczny, trochę zabawny, trochę poważny, trochę smutny (wspomnienia) Ale... tak, ale bardzo mi się podobał. Był długi wierzyli co czytać, dobrze napisany, widać że sporo nad nim pracowałaś ;)
Mam nadzieję na więcej rozdziałów i, kurczę, Twoje rozdziały zmuszają do przemyśleń, nawet jeśli to nie jest Twój zamierzony efekt. Albo to tylko ja tak mam? W każdym razie czasu, weny i wesołych świąt - pozdrawiam
Kochammm Twojego bloga . !! :) :) Jak dla mnie jeden z najlepszych odcinków . !! :) :* <3
OdpowiedzUsuńŻyczę Ci dużoooo weny !!! <3 :* :)
Kolejny niesamowity odcinek :3 ja nie wiem jak Ty to robisz, ale tak jak Neko, po przeczytaniu każdego rozdziału wpadam w melancholijny nastrój, który wzbudza refleksje :) wracając do rozdziału, albo nawet do wszystkich dotychczasowych odcinków.... Im więcej ich czytam, tym bardziej chce mi się więcej :3 moim zdaniem (skromnym^^) osiągnęłaś już sukces, bo zawarcie tylu różnych emocji w jednym odcinku jest trudną sztuką. Nie wiem...może Tobie to wychodzi z łatwością, ale jak dla mnie i tak zasługujesz na gratulacje :D ^^ Sama mam zamiar napisać książkę, tylko mam problem z przelaniem emocji na papier... mam nadzieję, że dzięki czytaniu tego bloga uda mi się osiągnąć to w sposób jaki ty to zrobiłaś :D *.* Sorki, że Ci takimi moimi smętnymi myślami tutaj spamuję :D Życzę dużo weny, więcej weny i jeszcze więcej czasu do napisania kolejnego odcinka, oby tak wspaniałego jak poprzednie ! Pozdrawiam, Nati. :)
OdpowiedzUsuńwow *-* cudowny
OdpowiedzUsuńOd początku czytam Twojego bloga i zawsze z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział .Piszesz po prostu cudownie (sama bym tak chciała ) rozdziały są bardzo ciekawe i wogóle.To dotychczas najlepsze opowiadanie jakie czytałam *-* nie moge się doczekac kolejnego rozdziału ,mam nadzieję ze niedługo dodasz nowy rozdział(będę czekała chociaż to dla mnie strasze męki xd )
OdpowiedzUsuńPS.Kocham Cię <3 za to opowiadanie i że wogóle piszesz o ADOMMY bo mało jest takich opowiadań
zajebisty rozdział , piszesz świetnie :3
OdpowiedzUsuńBoskie *-* mam nadzieje że next będzie za niedługo , życzę weny :*
OdpowiedzUsuńwow zawalisty rozdział piszesz pięknie tylko szkoda że tak rzadko dodajesz :/ żebyś chociaż dodawała raz na tydzień albo chociaż 2 byłabym wniebowzięta xd
OdpowiedzUsuńMmm Adaś pomyślał o Tommym nagim...to musi być coś hah
OdpowiedzUsuńKocham to! <3