piątek, 13 marca 2015

Dwupart: Angel(s) - cz.2.

No i druga część. Chyba jest lepsza od pierwszej, ale oceńcie sami :)

Angel(s)
Cz.2.

Obudziłem się we własnym łóżku, ale coś było nie tak. Czułem obcy zapach. Przyjemny zapach. Nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek korzystał z kuchni, a teraz docierał do mnie zapach jajecznicy. Z niepokojem otworzyłem oczy. Czyżby moja kochana mama wpadła z niezapowiedzianą wizytą? Niemożliwe. Nie mogłaby sobie tak przeskoczyć kilkaset kilometrów z San Diego do Nowego Jorku. Rozejrzałem się po pokoju. Bez zmian” te same kolory ścian, ten sam kurz na komodzie, te same zdjęcia. Lustro weneckie odbijało widok mojego łóżka. Moja sylwetka rysowała się w nim obok... Spojrzałem w kierunku, który wskazywała mi tafla lustra. Obok mnie leżał... ON!

Nie pamiętam jego imienia. Czy w ogóle je znałem? We śnie był piękny. Teraz jest jeszcze piękniejszy. Blond włosy rozrzucone na poduszce okalały jego piękną alabastrową twarz. Oczy chowały się za powiekami, a usta lekko uchylone wydmuchiwały powietrze. Miał moją koszulę. Była lekko rozpięta. Na odsłoniętym torsie widać było zaschnięte rany. Spał. Jak anioł. Może naprawdę nim był? W tej chwili przypomniałem sobie mój sen. Zacząłem się zastanawiać, czy zdarzył się naprawdę. Jeżeli on tu jest, to musi być prawda. Patrzyłem na jego ciało okolone białą koszulą i... Co to jest? Zasłona? Wtedy zauważyłem, że między nami leży talerz z jajecznicą. On ją zrobił? Była lekko wystygnięta – trudno. Wyglądała smakowicie, ale nie zamierzałem jej jeść w łóżku. Oddałem swoją część kołdry aniołowi, który spał przy mnie, a następnie otuliłem swoje nagie (czy to też jego sprawka?) ciało puszystym szlafrokiem. Zaniosłem talerz do kuchni i tam zjadłem z apetytem swoje śniadanie. Do sypialni wróciłem po dwóch godzinach. Wypoczęty, umyty, ułożyłem sobie nawet włosy i pomalowałem paznokcie. Musiałem chyba długo spać, bo gdy dotarłem do swojej sypialni, w której nadal spał mój „gość”, zaczynało się ściemniać. Z dzisiejszego dnia nie wyniosłem nic szczególnego. Moja matka na szczęście nie przyjechała. Ufff... Chyba tylko jedna rzecz była zadziwiająca oprócz dziwnego zjawiska śpiącego w moim łóżku: dlaczego cały dzień chodzę w szlafroku? Kompletnie nagi pod spodem? Szczerze, nie mam tego w zwyczaju...

Wszedłem do sypialni, ale łóżko zastałem puste. Nawet zasłane. Czyli jednak t był sen? Zrobiło mi się smutno. Nagle usłyszałem huk. Dobiegł mnie z garderoby, więc wszedłem tam. Ona tam był. Chyba strącił z półki buty, które leżały teraz na ziemi.

- Mmm... Przepraszam. Ale dopiero teraz znalazłem garderobę. Problem w tym, że nie mam się w co ubrać. W twojej sypialni nie znalazłem nic do ubrania. Za to w salonie na kanapie leżała koszula. Co prawda zwinięta w kłębek, ale chociaż coś. - Podniósł moje buty i umieścił na półce. Położył je starannie tak jak były ułożone wcześniej. Z jego wypowiedzi wywnioskowałem tylko jedno: to nie jest moja koszula.

- Ta koszula jest do wyrzucenia. Możesz ją sobie wziąć. Idealnie do ciebie pasuje. - Mój głos zabrzmiał szorstko i twardo. Tak też się czułem. Za każdym razem, kiedy widziałem w swoim domu rzecz, którą celowo zostawił u mnie mój eks-, chciałem tę rzecz gnieść w dłoniach z gniewu. Tak było i tym razem.

- Nie możesz jej po prostu wyprać? - Powiedział z uśmiechem, który mnie rozbroił.

- Nie. - Odpowiedziałem. Dziwne, że nastrój tak szybko mi się zmienił. Zazwyczaj, kiedy pomyślę o „tamtym człowieku”, zły humor zostaje mi do końca dnia. - Nie chcę jej zatrzymać. Należała do mojego byłego chłopaka, z którym nie chcę mieć nic wspólnego.

- Dobrze. - Rzekł zadziornie, widząc moją minę. Z wyzywającym wyrazem twarzy zaczął rozpinać guziki. Zastanawiałem się, co zamierza zrobić. Zdjął ją, a potem podarł. Nie wierzyłem własnym oczom. - Teraz możesz ją wyrzucić. - Uśmiechnął się do mnie, a ja znów poczułem, że miękną mi nogi. Strzępki jasnej niebieskiej tkaniny leżały na podłodze.

- Więc w co mogę się ubrać? - Spytał rzeczowo, ale ja ciągle się śmiałem.

- Nie wiem, wybierz sobie coś, jeśli musisz. Ten strój też do ciebie pasuje. - Zmierzyłem go od stóp do głów, zatrzymując na chwilę wzrok w okolicach bioder. - Zwłaszcza, że jest już wieczór. - Powiedziałem i, chichocząc, wyszedłem z garderoby tajnym przejściem, które w sypialni udawało wbudowaną w ścianę szafę.

Stanąłem przed komodą, na której stały moje rodzinne zdjęcia oprawione w drewniane ramki. Mama i tata uśmiechali się jak zwykle, trzymając moją małą osóbkę w ramionach. Stali w futrynie drzwi wejściowych do domu. Byli wtedy tacy młodzi... Na następnym zdjęciu byłem ja w butach taty. Nieźle wyglądałem w rudych włosach. Popatrzyłem teraz w swoje odbicie w lustrze nad komodą. Chciałem porównać fryzury, jednak w szklanej tafli obok mnie zobaczyłem piękną drobną postać mężczyzny o blond włosach i nagiej klatce piersiowej, który teraz wpatrywał się we mnie z tajemniczym wyrazem twarzy.

- To nie był sen, prawda? Naprawdę cię ocaliłem, a potem ty... Ocaliłeś mnie? - Spytałem poważnie, a on przytaknął. - A... Skrzydła? One też były prawdziwe? - Odwróciłem się i podszedłem do niego. Dzielił nas metr, kiedy on spuścił głowę i z uporem zacisnął powieki. Coś zatrzepotało.

Za chwilę ujrzałem najcudowniejszy widok na świecie. Za blondynem wyrastały skrzydła. Piękne, śnieżnobiałe, ogromne. Anielskie. Kiedy on podniósł głowę, jego skrzydła wypełniały już całą sypialnię. Cztery metry anielskich piór. Zajmowały całą sypialnię. Rozciągały się od ściany do ściany. Nie wierzyłem własnym oczom.

- Te... Skrzydła? - Uśmiechnął się od ucha do ucha.

Chyba bawiła go moja reakcja. Byłem ogłupiony, zdziwiony, niedowierzałem. Złapałem się za głowę i przeczesałem włosy. Nawet w świecie mutantów taka rzecz to cud. Nie mogłem wykrztusić słowa jakby zabrakło mi języka w ustach.

- Dotknij ich. - Rozkazał. Zbliżył się, gdy ja się zbliżyłem.

Nadal byłem oszołomiony. Wyciągnąłem rękę. W reakcji na mój dotyk on zamknął oczy. Skrzydła w dotyku przypominały aksamit. Rozkoszowałem się ich miękkością, a zarazem ich zdolnością do utrzymania masy człowieka w powietrzu. A nawet dwóch ludzi. W końcu ja też... Leciałem. Długą chwilę głaskałem skrzydła, a potem moja dłoń zawędrowała do pleców drobnego mężczyzny. Nie wyobrażałem sobie, jak istocie o tak aksamitnej skórze można wyrządzić tak wielką krzywdę.

- Jesteś aniołem. - Powiedziałem, a on uśmiechnął się znów. Pokochałem ten uśmiech. Następnie ukazał mi swoje piękne czekoladowe oczy. Zakochałem się w tych oczach. - Aniołem zranionym. - Rzuciłem, kiedy pod opuszkami palców poczułem zaschniętą krew. Była niczym rysa na szkle.

- Jesteś lepszym aniołem ode mnie. Ratujesz mnie przed śmiercią, ryzykując własne życie, uzdrawiasz, dajesz schronienie, a nawet... Rozkosz. - Powiedział niepewnie, a na moje policzki wstąpiły rumieńce. Nie chciałem kontynuować ostatniego tematu. Wiem, gdzie by mnie... Nas to zaprowadziło. On kontynuował. - To postępowanie czyni z człowieka anioła, nie skrzydła.

- A jednak jesteś piękny... Jak anioł. A ja... Mój dar jest przy mnie tylko w nocy. W nocy budzą mnie krzyki, jęki. Nie pomagam wszystkim, bo wiem, że gdy to zrobię, przeleję krew. Dla ciebie zabiłem kilkudziesięciu. Jeden niewinny za dziesiątki winnych osób. A i tak nie wyleczyłem cię do końca. - Kiedy mówiłem, patrzył na mnie tymi swoimi nieskończonymi oczami. Ich głębia fascynowała mnie. Chciałem się w nich zatracić. Odpłynąć i już nigdy nie powrócić. Marzenia nie zawsze się spełniają chociaż teraz się spełniały. Postać ze snu ożyła. - Chcę zrobić to teraz. - Zamierzałem dotknąć go w miejscu rany na obojczyku, ale on zatrzymał mnie. Wplótł swoje palce w moje jak to robią zakochani. Gdy spojrzałem mu w oczy, były smutne, pełne żalu.

- Może lepiej... Może lepiej tego nie rób? Widziałem cię wtedy? Przeze mnie straciłeś przytomność. Spałeś ponad osiem godzin. Ja...

- Większość energii tracę na duże rany. Takie jak na twoim brzuchu czy... - Nie dokończyłem. Nie mogłem! To było zbyt intymne. Dobrze, spróbuję jeszcze raz. - Kiedy leczyłem twoją drugą ranę... Widziałeś, co się potem stało... Powiem wprost. Taką ranę leczyłem drugi raz w życiu, ale czasami, by po prostu się wyładować... Robię to sobie. Za pomocą daru. Za każdym razem, gdy właśnie to robię, moja energia wyczerpuje się do zera. Wtedy już nic nie słyszę. - Opuściłem głowę, czerwieniąc się jak burak. Dziwię się sobie, że to wyznałem. Podobno obcym łatwiej jest się zwierzać. Ale on nie jest obcy. Uratowałem mu życie. A on uratował moje. Cholera, doprowadziłem go do orgazmu! I mówię takie rzeczy...Chyba go to do mnie nie zraziło, bo ujął mnie za podbródek. Uśmiechnął się szeroko, jego oczy śmiały się, a nasze palce ciągle były splecione. Co się ze mną, do cholery, dzieje?

- Więc ulecz mnie, a ja... Spróbuję ci to wynagrodzić. - Wyszeptał i przytulił się do mnie.

O mój Boże, on... Ten anioł ze skrzydłami wielkimi i białymi jak Mount Everest. Przesuwałem palcami po jego plecach, a szramy pod nimi znikały. Objął mnie, a ja objąłem jego, a potem on mnie. Skrzydłami. Byliśmy jak w kokonie. Skończyłem go leczyć. Przez chwilę trzymałem go w objęciach, wdychając jego rozkoszny zapach. Potem wymówił zdanie, które wprawiło mnie w dreszcze: „Niżej też mam rany. Możesz temu zaradzić?”. W następnej sekundzie ciepłe dłonie znikły z mojego karku. On zaczął zwijać swoje skrzydła. Kiedy schowały się (nie wiem, jak się tam zmieściły) w jego plecach, materiał okalający biodra blondyna zaszeleścił. Zasłona opadła. Ujrzałem okrągłe jędrne pośladki. On zmuszał mnie, żebym ich dotknął. Nie musiał. Sam chciałem tego także. Były cudownie miękkie. Zapragnąłem ich. Zapragnąłem skóry, ciała, wnętrza chłopaka, który teraz uwodził mnie każdym gestem. Czy rzeczywiście mnie uwodził? Słowa „a ja spróbuję ci to wynagrodzić” - co one oznaczały? Spróbowałem uwolnić się z jego objęć. Ostatnie godziny nie były bajką. Dla mnie, a przede wszystkim dla niego były horrorem. Horrory nie mają dobrego zakończenia, więc i to zakończenie takie nie będzie.

- Nie wiem nawet, kim jesteś. - Rzuciłem ostro, próbując grać bezwzględnego. Zapomniałem, jak się to robi, on to zauważył. Cofnąłem się aż do ściany, ale on zrobił te same kroki w przód. Byłem w potrzasku: między nim a ścianą. Tak bardzo podniecała mnie jego bliskość...

- Krzykiem cierpienia w twojej głowie. Ofiarą w burdelu. Uciekinierem w amerykańskiej metropolii. Mutantem w oczach ludzi. Ptakiem w przestworzach. Bezdomnym w twoim domu. Pacjentem w twoich rękach i...

- I? - I kim jeszcze? Masz tyle cech, nazw. Dlaczego nie mówisz? Dlaczego mnie tak trudno cię odgadnąć? Taki otwarty, a taki tajemniczy. Jesteś...

Dotknął mnie. Pogładził policzek z delikatnością płatka róży. A potem zbliżył się do mnie jeszcze bardziej. Dzieliły nas centymetry, milimetry. Pocałunek smakował jak sok o poranku ze świeżo wyciśniętych owoców, jak truskawki z szampanem, jak czekoladowe lody w upalny dzień, jak... Jedyny w swoim rodzaju. Idealny, perfekcyjny. Zbyt krótki.

- Nagrodą w twojej pościeli. - Wyszeptał wprost w moje usta. - Chcę nią być. - Jego wargi tak ostrożnie ocierały się o moje. - Pozwól mi nią być, proszę. - Od szeptu zakręciło mi się w głowie. Byłem odurzony słowami, gestami, samą jego obecnością. Naprawdę był aniołem – inny mężczyzna nie byłby zdolny samym szeptem zawrócić mi w głowie. Zapragnąłem go jeszcze mocniej niż wtedy, gdy leżał bezbronny na ołtarzu i zdany na łaskę swoich oprawców, niż wtedy, gdy spał bezpieczny w moim łóżku, przy mnie, niż wtedy, gdy czułem jego orgazm w sobie. Teraz to ja chciałem być w nim. Teraz, gdy jego ciało znów było czyste, nieskalane brudami, krwią. Teraz, gdy rozbiera mnie tak umiejętnie. Teraz, gdy czuję jak muska mnie swoimi pysznymi wargami, myślę, że zaraz osiągnę maksymalną rozkosz, a tymczasem jest to dopiero początek.

- Chodź do mnie, kochanie. - Szepnąłem niecierpliwie i przyciągnąłem go do siebie. Całowałem go, a on odwzajemniał pocałunki z delikatnością motyla uderzającego powietrze skrzydłami. Kiedy przybiłem go do ściany, zorientowałem się, że jestem całkowicie nagi. Nie zdążyłem zarejestrować momentu, w którym rozwiązał pasek od mojego szlafroka, który teraz utraciwszy swoją rolę leżał bezwładnie na podłodze.

Och! - Co ty ze mną robisz, mój aniele? Przyssał się do mojej szyi niczym pszczoła pobierająca nektar z kwiatowego kielicha. Za chwilę scałowywał obojczyki. W międzyczasie błądził idealnymi dłońmi po moich plecach i pośladkach. Idealny... Potem jego dłonie znów pojawiły się na moim torsie, zahaczyły o sutki tak wrażliwe na dotyk. I nagle... Był już na dole. Och... Jak rozkosznie, jak bosko. Robił to tak doskonale, że pojękiwałem z rozkoszy, opierając ręce o ścianę wysoko nad głową. Myśli o nadchodzącym spełnieniu były fałszywe. Co sekundę myślałem, że to już, że wreszcie zaleję go swymi sokami. Tymczasem on – moja nagroda, mój anioł – tylko przygotowywał mnie do dalszej drogi, dalszej wędrówki po rajskim ogrodzie, której celem było drzewo z zakazanym owocem. On... Och, nie wiem, czy wolę kontynuować wędrówkę czy już znaleźć się przy drzewie i zrywać jabłko.


- Mój aniele... Proszę... - Prosiłem. O co? O więcej rozkoszy? Już samo to, co teraz robił, wystarczało mi.

Gdy dajesz palec, chcą wziąć całą rękę. Owszem. Chciałbym więcej. Chciałem nie tylko jego ust. Chciałem też szyję, piersi, brzuch, pośladki, jego piękną seksowną męskość, jego całego. Ale on miał mnie w szachu. Dreszcze przebiegały przez moje ciało od stóp do głów z szybkością tsunami, kiedy to robił. Czy tylko się mną bawił czy wielbił z czcią, robiąc mi niebiański masaż. Robił wszystko – zaszczycał całą długość mojego penisa swymi mokrymi pocałunkami, lizał go zwinny językiem wykonując nieme akrobacje, ssał jądra i żołądź, odsuwał napletek jakby chciał tą stroną wśliznąć się do mojego wnętrza. Ale to ja miałem go wypełniać.

- Kochanie, wstań... Proszę, wstań! - Błagałem między jęknięciami. Moja nagroda była bardzo posłuszna. On zrównał się ze mną i popatrzył z lekkim niepokojem na moją zamgloną twarz.

- Coś nie tak? - Spytał szeptem, a ja pokiwałem przecząco głową. Patrzyłem na niego spod na wpół przymkniętych powiek, kiedy zrównał się ze mną. Moją twarz zdobił szeroki uśmiech, który szykował dla niego wyszukaną odpowiedź.

- Co za długo to nie zdrowo. - Celowo zniekształciłem jedno słowo. Przysłowia zawsze potrafiły odzwierciedlić to, co czujemy, a nie potrafimy opisać. Nie zastanawiałem się nad tym, bo teraz liczył się tylko on – mój anioł, którego zamierzałem zatrzymać jak najdłużej. Nim zniknie. - Chcę ciebie. Chcę ciebie teraz. - Wyszeptałem zmysłowo i objąłem jego wargi swoimi. Ponownie się przekonałem, jak zwinny jest jego język. On zawrócił mi w głowie. Miałem w niej mętlik. Wrażenie, że ktoś pomieszał mi zmysły? Ktoś? To on. Na pewno on. Wdarł się językiem w moje usta, nie znosząc żadnego sprzeciwu. Sięgnął niemal gardła, a ja w przypływie adrenaliny złapałem go za uda. Objął mnie za kark tak mocno, że znów zacząłem się zastanawiać, jak taka krucha, drobna istota może zgromadzić w sobie tyle siły.

Zaniosłem mojego anioła na łóżko. Tak pasował do mojej satynowej pościeli, do idealnie białych jak jego skrzydła poduszek. I jeszcze bardziej go zapragnąłem. Leżał tak spokojnie. Z intrygującym uśmiechem czekał na mnie. Właśnie na mnie, a ja przykryłem go swoim ciałem i zacząłem pieścić najlepiej jak umiałem. Zaczynając od ust. Były tak aksamitne. Włosy... Pachniały jak morska bryza, jak morskie fale rozrzucały się na poduszce, puszyste jak morska piana. Szyja wyraźnie zaznaczała jabłko Adama (moje jabłko), a ja chciałem je skosztować. Powstrzymałem się – tę pieszczotę zostawię sobie na niższe partie ciało. Tors, tak seksownie zaznaczone na ciele piersi, tak podniecająco sterczące sutki – nie mogłem się oprzeć. Niespodzianki, jakie mnie czekały na drodze do ostatecznej rozkoszy zachęcały do jak najdłuższych przystanków. Korzystałem z tych propozycji, a mój anioł niecierpliwił się coraz bardziej.

- Wykończysz mnie, kochanie. Co za długo to niezdrowo, och... Znęcasz się nade mną! - Roześmiał się, kiedy przygryzłem jeden sutek. Jeśli chciał mnie ponaglić, to mu się nie udało. Wręcz przeciwnie – poczułem chęć do zabawy, do rozkoszowania się tym, co mi ofiarował. Nie wypuszczę cię z rąk. Będziesz czekał tak długo, jak mi się spodoba.

I ja miałem swój kres wytrzymałości. Gdy dotarłem do uroczego (jak go określiłem) pępka, moja podnieta osiągnęła szczyt. Obecność tak wielkiego członka pochłonęła moje myśli do tego stopnia, że zapomniałem o moim planie. Podniosłem głowę, by ujrzeć mojego anioła w całej okazałości. Wyczekiwał ze wzrokiem wlepionym w moje oczy, jego dłonie drżały. Już za chwilę, zaraz... Teraz.

Wziąłem go do ust. Zaatakowałem jak wąż swoją ofiarę, a potem udusiłem w swoich ustach. Smakował jak ambrozja, już wypływał z niego soczysty nektar. Raczyłem się jak bogowie na Olimpie, a on jęczał. Raz głośniej, raz ciszej, innym razem tylko szeptał, jak fantastycznie się czuje. Mój anioł. Ssałem jego męskość w idealnym tempie, otulałem językiem, połykałem ją całą. Sięgała niemal gardła, a ja nie zapominałem o niczym. Wiedziałem, że on teraz jest mój. Czekałem na stosowny moment, w którym dostanie ode mnie największą niespodziankę. Trzy... Dwa... Jeden.

- Och! Mój Boże! - A więc teraz jestem Bogiem. Podoba mi się to przezwisko. Więc wykonam mój trik jeszcze raz. Pochłonąłem jego męskość w całości, a potem stopniowo obciągałem ją, by w końcu wgryźć się i wessać wszystko, co miała w sobie. - Matko! Robisz to tak wspaniale... - To mi się nie spodobało. Przysunąłem się do jego ucha i wyszeptałem ostro, jednocześnie łapiąc go w kroczu.

- Nie bluźnij aniele. Anioł nie obraża Boga. - Przygryzłem jego ucho, a on westchnął przeciągle, kładąc rękę na moim ramieniu. Przesunął nią wzdłuż mego boku mówiąc:

- Nie należę do Boga, ale do ciebie. Ty... Jesteś moim bogiem rozkoszy. - Wpił się w moje usta z nie mniejszą starannością, z jaką dobrał słowa. Kolejny przypływ adrenaliny w moim ciele spowodował, że ścisnąłem jego męskość. On zrewanżował się, wbijając swe paznokcie w mój pośladek. Moją odpowiedzią był mokry palec zagłębiający się w jego wnętrzu. Przegrał. Mogłem z nim robić, co zechcę. Zagłębiłem w nim drugi palec, na co on odpowiedział syczeniem i zaciskającymi się co chwilę zębami. Dłonią szarpał pościel, a ja powodowałem kolejne reakcje.

Nie zamierzałem dłużej czekać. Mój anioł był gotów na ziemską rozkosz, a ja nie mogłem dłużej zwlekać z oddaniem mu jej. Wszedłem w niego jak jaszczurka wślizguje się do swojej jamki. Poczuł mnie jak ja poczułem jego. Był ciasny i gorący, a ja wilgotny i cierpliwy. Wodziłem męskością w przód i wstecz, wprawiając jego wnętrze w wibracje. Chciałem dojść jak najszybciej, ale ból widoczny na jego twarzy otrzeźwił mnie. Ran w środku nie mogłem uleczyć tak jak na powierzchni skóry. Dopiero teraz dotarło do mnie, co robię. Znęcam się nad nim tej jak oni. Przed oczami stanęły mi okropne wspomnienia poprzedniego dnia. Oni – pozabijałbym ich wszystkich jeszcze raz – dotykali go, krzywdzili wbrew jego osobie. On tego nie chciał. A teraz... Ja robię to samo.

- Czy chcesz, żebym przestał? - Przestałem poruszać się. On odetchnął i ze zdziwieniem popatrzył na mnie. Nie rozumiał, o co mi chodzi. - Wydarzenia z wczoraj... Ja nie chcę cię skrzywdzić tak jak oni. - Cały czas byłem w nim, ale opanowałem się. Dla niego.

- Wiem... Kochanie, wiem. Chcę tego tak jak ty. Uszczęśliwiasz mnie. - Rzekł szczerze. Patrzył na mnie tymi niewinnymi błyszczącymi oczyma, a ja poczułem tęsknotę. Mimo że byłem tak blisko, tęskniłem za nim. Ale musiałem zadać mu jeszcze jedno pytanie. Dla całkowitej pewności.

- Widzę, że czujesz ból. Mimo to jesteś szczęśliwy? - Szepnąłem, a on wyciągnął w moją stronę drżącą dłoń. Przycisnął mnie do swojego ciała, a ja wtuliłem się w jego unoszący się lekko i opadający za chwilę tors. Zaczął głaskać mnie po głowie, szepcząc:

- Właśnie tak, kochanie. Szczęście czasem przychodzi wraz z bólem. Trzeba go zwalczyć, by doznać pełnego szczęścia. Nie martw się więcej. Po prosu bądź delikatny. - Ucałował mnie w skroń.

Postanowiłem dostosować się do jego wskazówek. Ponownie połączyłem swe usta z ustami, za którymi się stęskniłem. Pogłębialiśmy pocałunek i jednocześnie ja powróciłem do penetracji. Wzdychał prosto w moje usta, błądził opuszkami palców po moim muskularnym ciel, oddając się rozkoszy. Wszedłem w niego cały, a on to poczuł. Przesunął paznokciami wzdłuż mojego kręgosłupa, co wywołało u mnie wibracje. Dygotałem, kiedy on oplótł wokół moich bioder swe zgrabne nogi. Spełnienie zbliżało się wielkimi krokami, więc zwiększyłem tempo. On wyczuwał każdy mój ruch, jak ja – każdy jego ruch. Nagle wydał z siebie przeciągły jęk – inny niż wcześniejsze. Był blisko.

- Tutaj. Kochanie, to tutaj. - Wyjęczał i przycisnął swe nabrzmiałe wargi do moich.

Poruszałem się coraz szybciej. Moje ruchy były głębsze i trafiały dokładnie w to miejsce. Na czoło wstąpił mi pot. Mimo tego nie poddawałem się – kontynuowałem. Cały czas trzymałem go w objęciach, obserwując kolejne fazy rozkoszy, wstępujące na jego niebiańskie oblicze. Teraz jego ciało zaczęło drżeć. Gardłowe dźwięki wypływały z jego ust, gdy pieściłem go tak dokładnie. Postanowiłem dodać coś od siebie do naszego sukcesu. Ująłem ponownie męskość blondyna i pieściłem w rytm swych posuwisto-fryktycznych ruchów.

- Och... Już blisko! Boże mój, proszę... Mocniej! - Krzyknął, a ja go posłuchałem. Zaczęły ogarniać mnie silne spazmy, ale próbowałem je wstrzymać. Przelewałem energię na jego męskość. Teraz wił się pode mną, próbując osiągnąć orgazm za wszelką cenę. Moja ręka, która w tej chwili tak szybko przesuwała się po jego przyrodzeniu, stała się mokra. Już. Już za chwilę...

Biały płyn wytrysnął z jego wnętrza z szybkością pioruna uderzającego o maszt. Tak obficie zalał jego płaski brzuch, ale nie miałem okazji w tej chwili tego zobaczyć. Widok rozmywał mi się przed oczami, które ukryłem pod powiekami. Nie mogłem dłużej. Wyjąłem swą męskość i ukląkłem przy moim aniele. Zacząłem się pieścić. Tak mocno, tak sprawnie... Nie starczało mi tchu, więc wyprostowałem się, odchyliłem głowę do tyłu i wyobraziłem sobie jak on patrzy na mnie. Podniecony, spragniony moich soków... To doprowadziło mnie na sam szczyt. Trysnąłem spermą na jego brzuch, czując, jak jakaś cząstka mojej duszy rozdziera się we mnie. Krzyknąłem przeciągle.

- Och, Anieleee!

A potem już tylko szeptałem: mój aniele, mój aniele, piękny aniele. Uchyliłem potem powieki i spojrzałem na niego niepewnie. Opierał się o poduszkę, a wokół głowy ułożył rękę. Drugą ręką rysował dziwne kształty na swoim brzuchu. Kreślił znaki w białym płynie, który oblewał przestrzeń wokół pępka. Był zamyślony.

- Aniele? - Wyrwałem go z zamyślenia określeniem, którym zwykłem go nazywać. Wziąłem w dłoń jego dłoń i oblizałem palce umorusane owocem naszego spełnienia. Chciałem zadać pytanie, które powinienem zadać już dawno. - Jak masz na imię? - Zapytałem, a on uśmiechnął się. Wskazał mi gestem, że mam się zbliżyć, a ja nie opierałem się. Położyłem się obok niego.

- Mam na imię Tommy. Tommy Joe Ratliff. - Z radością obdarował mnie przelotnym pocałunkiem. Potem ziewnął cicho i odwzajemnił się pytaniem.

- A ty? Mój wybawco, jakie imię nosisz? - Pogłaskał mnie po policzku dłonią, którą do tej pory trzymał za głową. Ja ująłem ją i pocałowałem jej wierzchnią dłoń. - Mutanci mówią na mnie Doktor Glam, ale nazywam się Adam Lambert. Mów do mnie Adam. - Zaśmiał się, słysząc mój melodyjny głos. Ucałowałem go z tęsknotą, a potem znów przykryłem swoim ciałem. Kradłem pocałunki krótkie i długie, a on odwzajemniał się ze śmiechem.

Trwałoby to może całą noc, gdybyśmy nie poczuli się senni. Okryłem nas więc szczelnie miękką pościelą: najpierw jego, a potem siebie. On wtulił się w moje ciało i szeptał cicho moje imię dopóki nie zasnął. Mój anioł. Mój Tommy. Bałem się zasnąć. W mojej głowie było cicho: żadnych krzyków, cierpień. Wypełniał ją tylko jego obraz. Obraz ślicznego pogrążonego we śnie Tommy;ego. Nie pozwolę ci zniknąć – obiecałem sobie i jemu i oplotłem jeszcze bardziej ramionami, wdychając kuszący zapach mojego anioła.


2 komentarze:

  1. Łoooooołoołooo. Seksi *.* Aż nie wiem co napisać ... Bardzo mi się podoba, zastanawiam się czy nie przeczytać jeszcze raz najpierw poprzedniego odcinka, oba są bardzo dobre :3 good job ! Oby więcej takich Dwupartów :D Jak zwykle życzę weny i czekam na kolejny odcinek MZI :D Nati.

    OdpowiedzUsuń
  2. *o*
    Tak, piękna reakcja, ne? xD
    Nie, serio, podobało mi się bardzo. :) to aż ocieka seksem.
    Mam dużo roboty więc już znikam, ale życzę Ci weny i ja też czekam na MZI :)

    OdpowiedzUsuń