piątek, 1 kwietnia 2016

Rozdział 57 - Pierwsza lekcja

Proszę, proszę. Ale chyba nie obraziliście się na mnie za moją ostatnią gadaninę, co? Serio, dzięki, że jesteście. Kiedy zaczęłam tworzyć to opowiadanie, nie myślałam, że będę mieć aż tylu odbiorców, a tu proszę: ilość wyświetleń osiągnęła już 43 tysiące! Aż czasami zapominam, że jestem już z wami 3 lata (no w zaokrągleniu), i bardzo się cieszę, że moja głowa cały czas podsuwa mi pomysły na fabułę. Mam nadzieję, że cieszycie się razem ze mną. :P
Co do koloru: co 5 odcinków zmieniam kolor. Czerwony, zielony, niebieski. To taka moja fanaberia, lubię jak jest kolorowo. Nie będę ich zmieniać, bo to moje ulubione. Jeśli kogoś razi, proszę zmienić jasność ekranu lub zaznaczyć tekst, wtedy kolor się zmieni :)

Och, już dobrze, możecie ponarzekać troche w komentarzach, będę wyrozumiała :P

Rozdział 57
Pierwsza lekcja

Cold as ice and more bitter than a december winter night. (…)
I sometimes tend to loose my temper. (…)
But I could never leave your side. (…)
I really need you near me.
I get kind of dark.
Let it go too far.
I can be obnoxious at times.
Try too see my heart.
'Cause I need you now so don't let me down.
Adam Lambert
Better than I know myself”

Dobijanie się do pokoju siostry zawsze kończyło się klęską. Od niepamiętnych czasów Annie znajdowała świetne sposoby, by skutecznie odciąć się od świata zewnętrznego. Zawsze jednak powodem takiego odcięcia był gniew, a teraz nie dało się określić, co nią właściwie miotało.

Przeprosiny i pogadanka na temat „jak bardzo mi przykro”, których autorem był Adam, nie miały teraz najmniejszego sensu. Póki Henry i Klara nic nie wiedzą, trzeba zachowywać się normalnie – uznał Tommy i poradził brunetowi szykować się do wyjścia. Będziemy grać na zwłokę, ale rozmowa z An jest nieunikniona. Zrzucił wszystko na los, który jak zwykle „tak chciał”. Nie dało się zawrócić czasu, a ubolewanie nad obecną sytuacją nic nie zmieniało, więc... Trzeba było żyć dalej. Kiedy mężczyźni zeszli na dół, Henry pomagał żonie ubrać kurtkę. Poszli ich śladem. Adam podszedł do wieszaka i wziął swój płaszcz oraz cienką przeciw-deszczówkę Ratliffa. Tom wyciągnął dłoń, by ją odebrać z rąk przyjaciela, ale ten nie oddał mu jej. Brunet rozłożył poły kurtki tak, by właściciel mógł wsunąć ręce w rękawy. Muzyk zdziwił się tą uprzejmością i zauważalnie uniósł brew, ale przyjął pomoc Lamberta, który założył na niego rzecz, a następnie sam wsunął sobie na dłonie rękawiczki.

- A gdzie Annie? Czemu kobiety zawsze tak długo szykują się do wyjścia? - Zniecierpliwił się Henry, który już był prawie gotowy.

- Chyba źle się poczuła i do nas nie dołączy. - Wysunął mylny wniosek Tommy Joe.

- Nic mi nie jest. - Usłyszał chłodne stwierdzenie siostry. Odwrócił się zaskoczony, to samo zrobił Adam.

Annie stała na najniższym stopniu schodów. W ręce trzymała wielką białą torbę z logo Carrefoura. Szybko pokonała drogę do przedpokoju i obrzuciła brata pochmurnym spojrzeniem. Minęła go, by dojść do szafki z butami. Odnalazła swoje sznurowane kozaki i wzuła je, a potem podziękowała niepewnie Lambertowi, który tak jak poprzednio Tommy'emu pomógł jej ubrać czerwony płaszcz. Potem sam zawinął sobie wokół szyi szeroki popielaty szal.

Wyszli na dwór. Cel ich podróży nie był daleko, więc zdecydowali się na spacer. To także było częścią co rok powtarzanego rytuału. „Rodzice” oddawali się spacerowi, a rodzeństwo zabawie. Właśnie w tym celu zabierali własny sprawdzony sprzęt. Przecinali park, idąc para za parą. Na czele pochodu kroczyła Annie – jedyna samotna. Tommy i Adam obserwowali ją uważnie. Co kilka minut zerkali na siebie porozumiewawczo, wymieniając półsłówka. Tymczasem Henry prowadził żonę pod ramię, próbując dotrzymać kroku energicznym młodym.

W końcu Tommy Joe musiał porozmawiać z siostrą. To było konieczne. Chciał załatwić tę sprawę jak najszybciej. Nim będzie za późno. Annie z minuty na minutę dopowiadała sobie kolejne prawdopodobne historie zbliżenia mężczyzn. Cały czas próbowała sobie wmówić pierwszą myśl, na jaką wpadła i która wydawała jej się najprawdziwsza. Mój brat jest gejem. Ta informacja krążyła w jej myślach i zadziwiała ją. Z łatwością dokładała do siebie kolejne elementy układanki: skrytość blondyna, brak zainteresowania otaczającymi go ludźmi, niechęć skierowana do każdej z jej koleżanek, które zapraszała do domu. Muzyk musiał podzielić się z nią prawdziwymi faktami nim uzna za prawdę swoje.

- Muszę z nią porozmawiać. - Rzucił muzyk w stronę Lamberta i, nie czekając na odpowiedź, przyspieszył krok do biegu, by dogonić siostrę.

Zrównał się z nią, ale ona nie obdarzyła go nawet jednym spojrzeniem. Zauważyła go i natychmiast spochmurniała. Spróbowała wyrwać się naprzód, ale szła już tak szybko, że szybszy byłby tylko bieg.

- Annie? Możemy...?

- Nie chcę z tobą rozmawiać. - Syknęła, przerywając mu wpół słowa. Czuła się oszukana. Emocje jeszcze nie przestały w niej buzować. - A w ogóle to co chcesz mi tłumaczyć? To twoje życie. Ja jestem tylko twoją siostrą, bo chyba już nie przyjaciółką? - Zakpiła nerwowo i przygryzła wargę. Czy powinnam być taka ostra? Tak! Cholera, on jest gejem! To nie do wiary... Zaśmiała się w myślach. Był to szalony śmiech. Spojrzała na niego. Blondyn był zawiedziony. Nie był w stanie jej niczego wyjaśnić. Myślał, że stać go na wytłumaczenie, ale było ono ponad jego siły. Poddał się, zwalniając kroku. Czuł się beznadziejnie i tę beznadziejność dało się wyczytać z jego twarzy. Adam nie musiał go oglądać, by wiedzieć, jak czuje się jego przyjaciel, ukochany. Sam już nie wiedział, jak nazywać Tommy'ego Joe. Piosenkarz domyślił się jednak, że teraz tej drobnej osobie przyda się wsparcie. Kiedy blondyn znalazł się blisko, Lambert objął go ramieniem. Muzyk nie miał nawet siły się odezwać. Dlatego przemówił brunet.

- Nie martw się. Musisz dać jej czas. Ona musi mieć czas, by ochłonąć. - Poradził cicho. Choć wiedział, że najstarsza para już ich nie dogoni, nie chciał mówić głośno. Był pewien, że taki ton głosu pomoże blondynowi ukoić skołatane nerwy.

- Nie dała mi nawet dojść do słowa. - Mruknął muzyk zamyślony.
- Jest oburzona. Nic więc dziwnego, że nie chce cię słuchać. - Adam próbował pocieszyć blondyna, ale ten wydawał się ignorować jego słowa. Odezwał się dopiero po dłuższej przerwie.

- Adam?

- Tak?
- Ja nawet nie wiem, jak jej to wytłumaczyć. Co ja mam jej powiedzieć? Ja... Zgubiłem się już w tym wszystkim. Na początku wszystko zdawało się oczywiste, ale teraz już nie wiem, czego chcę, do czego dążę.

Blondyn poczuł się bezsilny. Ledwie zaczął brnąć w ten „romans”, a już mu się wszystko pomieszało. Zaczął zadawać sobie pytania, z których chciał wyciągnąć szczegółowe odpowiedzi. Ale zostały tylko pytania. Czy naprawdę tego chcę? Czy Adam robi to dla mnie, czy ma w tym ukryty cel? Ostatnio wszystko wydawało mu się fałszywe. Gdyby spojrzeć w ten temat przez lupę, na pewno odnalazłbym głębszy sens. Tylko czy nie byłby on przerażający? Ta sprawa była bardziej krucha i delikatna niż mu się wydawało. Wystarczała ingerencja osoby zewnątrz, a już z poukładanej, prostej strawy powstawał chaos, którego żaden z nich nie mógł opanować. A może tylko Tommy nie mógł tego ogarnąć? Może gdyby Adam...

- A może... - Lambert przystanął nagle i chwycił dłoń Tommy'ego, by go zatrzymać. - Pozwól mi to wyjaśnić. Porozmawiam z nią i wytłumaczę. - Rzucił pomysł, patrząc ukochanemu prosto w oczy. Wciąż trzymał go za rękę, czując się jak nastolatek.

Tommy Joe był zaskoczony. To tak, jakbyś czytał mi w myślach. Czy jesteś w stanie udźwignąć ten ciężar? Mój ciężar? To rozwiązanie wydawało się muzykowi najskuteczniejsze. Było jednak trochę nie na miejscu. To prawie jak wtrącanie się w sprawy rodzinne, chociaż piosenkarz brał czynny udział w tej małej aferze. Czy najmniejsze jej ogniwo mogło rozwiązać cały konflikt? Niech spróbuje. Jeśli mu się nie uda, nie będę go winić...- Naprawdę byłbyś w stanie to zrobić? - Tommy wziął w ręce ciepłą dłoń, która przed chwilą go zatrzymała. Pogłaskał kciukami czarny materiał grubej rękawiczki i puścił, by na sekundę zamknąć oczy. - To takie surrealistyczne. Właśnie gadam o naszym romansie, o którym dowiedziała się moja siostra. Ja ciągle... Ech, nie mogę zrozumieć, dlaczego ci to zaproponowałem. I dlaczego ty się zgodziłeś. - Zakpił, nie dowierzając, a Adam tylko pokręcił głową. Znów zaczęli iść w kierunku swojego celu. W tym czasie uczestnik Idola się nie odzywał. Dał blondynowi czas na rozmyślania. W miarę zbliżania się do celu zadowolenie Ratliffa rosło.

W końcu spomiędzy drzew zaczął prześwitywać olbrzymi plac, z którego korzystała liczna grupa ludzi w różnym wieku. Adam zauważył napis na płocie: lodowisko czynne od-do z wypisanymi godzinami. Do ostatniej chwili miał nadzieję, że stanie się jakiś cud: wypadek podczas spaceru, jakieś nieprzewidziane przyczyny powrotu do domu czy że po prostu będzie zamknięte. A teraz obserwował dzieci, młodzież i dorosłe pary ślizgające się w łyżwach na lodzie. Na sam widok zamrożonej tafli dostał ataku paniki. Tommy podobnie jak Adam przystanął, by ogarnąć wzrokiem miejsce ich przyszłej „zabawy” i spostrzegł z gracją płynącą po lodzie An. Świetnie wyróżniała się na tle innych ubrana w jaskrawo-czerwony płaszcz. Zrobiło mu się smutno, że na niego nie zaczekała, ale gdy przeniósł spojrzenie na Adama, dobry humor mu wrócił.

- No dobrze, możesz spróbować z nią pogadać. Może więcej wskórasz niż ja. - Muzyk myślał, że to właśnie z powodu dziewczyny Adam miał taką kwaśną minę, ale mylił się. - Możemy iść? - Spytał i skierował się do wejścia na teren lodowiska, kiedy Adam jednym ruchem wczepił się w jego ramię. To strach w oczach Lamberta uzmysłowił Ratliff'owi, że wcale nie chodzi o jego siostrę. - Adam? O co chodzi?

- No bo wiesz... Ja... Trochę nie za bardzo umiem jeździć właśnie? - Wykrztusił szybko, by pozbyć się stresu. Do tej chwili udawał, że jest zachwycony pomysłem wypadu na lodowisko. Nie chciał robić przykrości Tommy'emu i całej jego rodzinie. Ale teraz uznał, że jego ułomność na lodzie i tak wyjdzie na jaw – pewnie akurat wtedy, gdy on wypadnie, a raczej wyrżnie o lód i połamie wszystko, co możliwe, ze swoimi kośćmi włącznie.

- Co?! Znaczy... Chcesz powiedzieć, że jeszcze nigdy nie jeździłeś na łyżwach? - Tommy próbował powstrzymać się od uśmiechu. Był przyzwyczajony do tego, że to on zawsze był reprezentantem strachu, a Adam przedstawicielem odwagi. Tym razem role się odwróciły i to Tommy Joe musiał wyciągnąć wokalistę na lód.

- To może... Ja was stąd poobserwuję, podopinguję, a wy sobie pojeździcie. Może dołączę do...
- Nie ma mowy. Teraz, panie Lambert, jesteś pod moją opieką. Nauczę cię wszystkiego, a tymczasem idziemy wypożyczyć ci łyżwy. - Zarządził blondyn i poprowadził przyjaciela we wiadomym kierunku.

Adam ze zwieszoną miną powlókł się za Ratliff'em, wyobrażając sobie siebie jako słonia w sklepie porcelany. Lód – tak twardy i zimny nigdy nie był mu przyjacielem. Zawsze wolał wodę: ciepłą, okalającą ciało, kiedy się w niej zanurzałeś, zdolną dopasować się do każdego kształtu. Mógł o niej tylko pomarzyć. Teraz miał już na nogach dopasowane czarne łyżwy, pod nimi śliską białą taflę, a w uszach niecierpliwiony głos Tommy'ego Joe, który nakazywał mu odkleić się od bandy.

- Może ja jednak zrezygnuję. To nie dla mnie. Chcesz, żebym wyszedł na scenę w gipsie? - Zajęczał Adam żałośnie, a Tommy przejechał się w kółko ze zniecierpliwienia.

- I kto to mówi? Człowiek, który się nigdy nie poddaje? - Prychnął Ratliff, ale czuł, że takie przedrzeźnianie tylko pogarsza sprawę. Spróbował zebrać się w sobie i uspokoić. - Dobrze, spróbujmy inaczej. - Wypuścił powietrze i podał Adamowi dłoń zakrytą rękawiczką.

- Tommy, ja nie umiem...

- Adam, umiesz. Po prostu mi zaufaj. Złap się jedną ręką mnie, a drugą bandy. Poprowadzę cię. - Powiedział spokojnie, łagodnie się uśmiechając. Utkwił wzrok w stopach Adama, a ten zrobił to samo.

- Okey, co mam robić? - Spytał wokalista, biorąc się w garść. Wiedział, że nauka go nie ominie. Tommy jest w stanie wykupić wszystkie godziny, by mnie tego nauczyć. Chyba za mało się staram... Zerknął na blondyna, który skupiał się, by podtrzymać go w razie potknięcia.

- Ugnij kolana i pochyl się trochę do przodu. Tak zachowasz równowagę i nie wywalisz się do tyłu, a jeśli już padniesz w przód, zamortyzujesz rękami upadek. Właśnie do tego mamy rękawiczki: by nie nabawić się siniaków na dłoniach. - Wytłumaczył blondyn, a brunet zrobił dokładnie to, co przyjaciel mu poradził. - O...key, postawa załatwiona. Teraz ruchy. Normalna jazda na lodzie to wykonywanie cały czas tych samych ruchów. Więc. Pięta przy pięcie, palce stóp odchylone tak, jakbyś tworzył między stopami trójkąt, a tam, gdzie masz pięty, jest jego wierzchołek. I po prostu się odpychasz.

- W ten sposób? - Lambert upewnił się, czy dobrze stoi, a Tommy przytaknął głową. Już chciał wystartować, kiedy jego nauczyciel, postawił przed nim barierę w postaci swojego ramienia, którym objął jego klatkę piersiową. - Nie tak prędko, mistrzu. Zapomniałeś o ostrzeżeniach. - Blondyn obdarował go czarującym uśmiechem i natychmiast przeszedł do rzeczy. Adam wysłuchał go niemal z konieczności. - Pamiętaj, żeby nie stawiać nóg zbyt szeroko, bo zrobisz szpagat. To podobno bardzo bolesne. A jak już się wywrócisz...

- Dzięki, naprawdę. Mam wspaniałego przyjaciela: ledwo zaczął mnie uczyć, a już życzy mi źle. - Ocenił Lambert z przekąsem, a Tommy zaśmiał się w odpowiedzi. Uchwycił ponownie jego dłoń i ścisnął przepraszająco.

- Och, wiesz, że to nieuniknione. Nie wyobrażasz sobie, ile razy zaliczyłem glebę nim to załapałem. Więc... Jeśli się wywalisz, pamiętaj, by zabezpieczyć ręce, chyba, że chcesz stracić palce. Niektórzy jadą bardzo szybko, a łyżwy są naostrzone. Nie wiem, co bym zrobił, gdyby coś ci się stało... - Powiedział Tommy. Nim dotarło do niego, jaką myśl wypowiedział na głos, niespodziewanie poczuł usta na swoim policzku. Były zimniejsze niż powietrze, które za chwilę go owionęło. Ratliff zarumienił się i popatrzył zaskoczony na Adama. Trochę go zatkało podczas gdy Lambert wydał mu się uszczęśliwiony. - To może...

- Spróbujmy.

Adam powoli odepchnął się od bandy, a Tommy asekurował go, służąc ręką. Posuwali się dosyć wolno, ale muzykowi to nie przeszkadzało. Przerażali go tylko ludzie, którzy mogli potrącić Adama lub w inny sposób zachwiać jego równowagę. Sam czuł się pewnie na lodzie, ale jego przyjaciel w najgorszym wypadku mógł nawet trafić do szpitala z wstrząśnieniem mózgu. Poczuł strach, kiedy na oblicze Lamberta wstąpił trochę pewniejszy uśmiech. Brunet obserwował pracę swoich nóg, a ludzie rozstępowali się przed nim, okazując wyrozumiałość dla początkującego.

- O mój Boże! - Jęknął nagle Adam, a Tommy błyskawicznie znalazł się przy nim, łapiąc drugą dłoń przyjaciela. Adam wtulił się przestraszony w drobne ciało, próbując odzyskać równowagę. Okazało się, że natrafił na wyżłobienie w lodzie, które było przyczyną zachwiania. Nic poważniejszego się nie stało. Po wzrokowym upewnieniu się, że wszystko w porządku, Tommy zdecydował się wrócić do roli ochroniarza. Niebieskie tęczówki wyrażały pełnię zaufania, więc trochę się uspokoił.

Adam poczuł się pewniej. Trzymał się dość dobrze na lodzie chociaż wciąż nie czuł właściwej przyczepności. Uważał na wszystko, na co zwrócił mu uwagę jego ukochany. Po chwili zdecydował się przestać obserwować swoje ruchy i popatrzył przed siebie. Lodowisko było pełne dzieci, ale nie brakowało par trzymających się za ręce. Tak jak ja i Tommy. To byłoby nawet romantyczne, gdybym umiał jeździć. Stwierdził w myślach i spojrzał na swojego nauczyciela. To zaowocowało kolejnym upadkiem. Klapnął na tyłek, kiedy prawa noga uciekła mu do przodu. Automatycznie położył się na lodzie, opierając o taflę plecy i głowę, na której miał założoną czarną czapkę. Zobaczył niebo, a potem w ten obraz wsadził swoją głowę Tommy. Dla Adama to był jeszcze piękniejszy widok. Uśmiechnął się słabo, kiedy zatroskany brązowooki zadał szereg pytań.

- Nic ci nie jest? Możesz wstać? Słyszysz mnie? - Tak samo zatroskany jak spojrzenie, był głos blondyna. Adam spokojnie uchwycił jego dłoń i podparł się ręką, by podnieść się i dokładniej przyjrzeć przystojnej twarzy.

- Nie całkiem, Tom. - Rzekł niepewnie i rozejrzał się dookoła. Znajdowali się kilka metrów od bandy. Nie zauważył nawet, kiedy się od niej oddalił, kiedy w ogóle ją wypuścił z rąk. Kiedy znowu spojrzał na Ratliffa, ten był przestraszony. Sam wokalista zbył te emocje gromkim śmiechem. - Mam po prostu obity tyłek! Hahaha, hahaha... - Znów zaczął się śmiać, a Tommy dołączył do niego. Śmiali się przez krótką chwilę i przerwali, kiedy nagle ktoś zaczął wokół nich zataczać koła. Okazało się, że tą osobą była Annie.

- Widzę, że gołąbeczki wesoło sobie gruchają. - Dziewczyna w czerwonym płaszczu zakpiła, zerkając na parę. - Ale to nie gołębnik tylko lodowisko. Tu się jeździ, a nie wyleguje. - Warknęła i odjechała z gracją zawodowej łyżwiarki. Po chwili zaczęła robić przeplatankę łyżwami, ale potem zwiększyła prędkość, by pokonać długość obręczy lodowiska i zatrzymać się przy wejściu, by poobserwować parę mężczyzn. Adam i Tommy spojrzeli na siebie ze smutkiem i zaczęli się zbierać.

- Okey, chyba sam wstanę. - Poinformował początkujący, gdy drugi spróbował mu pomóc. Wrócił do pozycji stojącej i odepchnął się nogą od tafli nim Tommy złapał go za rękę. O dziwo, jazda szła mu już zaskakująco dobrze. Jakieś pięć minut później odezwał się do przyjaciela, który bez żadnych popisów spokojnie sunął za nim. - Zaczyna być okropna. - Rzucił wystarczająco głośno, by Ratliff mógł go dosłyszeć. - Annie. - Dodał, by mógł być w pełni zrozumiany. - Zerknął w bok, by zobaczyć, gdzie jest jego przyjaciel i poczuł obawę, widząc tylko obcych ludzi wokół niego. Zagapił się i wykonał obrót wokół własnej osi, skręcając nogą. Gitarzysta nie spodziewał się nagłego gestu i, będąc niecały metr od Lamberta, wpadł na niego z impetem. Przewrócili się na taflę: piosenkarz zetknął się z nią bezpośrednio, a Ratliff przez przyjaciela.

- O mój Boże, przepraszam! - Blondyn zaczął przepraszać bruneta, kiedy ten otworzył oczy i natychmiast ujrzał najpierw brązowe tęczówki, a potem całego mężczyznę. Lekko zakręciło mu się w głowie, więc zamrugał i chwycił Tommy'ego w talii, myśląc, że to mu pomoże w okiełznaniu chwilowego chaosu pod czaszką. Pomogło.

- Myślałem, że mnie zostawiłeś. Przestraszyłem się, ale nie miałem zamiaru się odwracać... - Wytłumaczył, kiedy Tommy pociągnął go za ręce do siebie. Klęczał teraz przy nim, pomiędzy jego nogami, Adam ponownie siedział na swoim przyzwyczajonym już do lodu twardym tyłku.

- Więc jak wykonałeś ten obrót? Nawet An nie potrafi się tak zatrzymać...

- Nie wiem. To tak samo z siebie... Wyszło... - Lambert zdziwił się spostrzeżeniem Ratliffa. Zaśmiał się, a zaraz potem za plecami Tommy'ego wypatrzył pannę Ratliff. Znów krążyła wokół nich jak sęp czyhający na świeże mięso.

- Tommy, ty chyba robisz to specjalnie. - Zadrwiła tym razem i podjechała do pary. Muzyk szybko porwał do siebie rękę Adama, która znalazła się niebezpiecznie blisko łyżew jego siostry. Spojrzał na Lamberta zawstydzony, ale nie puścił dłoni. Uczestnik Idola spojrzał na chłopaka z wdzięcznością. Oboje słuchali jednak dziewczyny. - Zamiast mizdrzyć się tutaj, możecie iść w krzaki. Nic nie powiem Henry'emu i Klarze. - Obiecała prześmiewczo, a oblicze Tommy'ego zmieniło się z zawstydzonego na rozgniewane.

- An, możesz w końcu przestać?! Adam nie umie jeździć. To normalne, że ciągle się przewraca. A ty może byś raz pomogła zamiast się ciągle nabijać? - Ostry ton zaskoczył zarówno dziewczynę jak i błękitnookiego, ale Tommy nie przejmował się tym. Wiedział, że jego gniew jest słuszny. Skierował miotające w jej kierunku błyskawice spojrzenie, a jego siostra zająknęła się, próbując skonstruować nowy przytyk. Już zamierzała coś powiedzieć, kiedy usłyszała swoje imię, a potem imię swojego brata, wykrzykiwane przez wujka Henry'ego. Okazało się, że oboje z Klarą czekają na nich przy wejściu. Annie pomachała im w odpowiedzi i szybko spojrzała na swój nowy zegarek. Zmarszczyła brwi.

- Wygląda na to, że mój czas się skończył. Schodzicie czy zostajecie? - Zmieniła temat i podała rękę Adamowi. Ten nie przyjął pomocy i spróbował wstać sam. Sądził, że tylko w ten sposób nie znajdzie się ponownie na tyłku. Annie przewróciła oczami i spojrzała na brata, który już się nie gniewał.

- Została nam jeszcze jedna trzecia tercji. Zamierzamy ją wykorzystać. - Odpowiedział jej brat i popatrzył na przyjaciela przekonująco.

- Okey, poczekamy na was w kawiarni. Powodzenia... W nauce. - Rzuciła na pożegnanie i odjechała nim brat zdążył jej cokolwiek odpowiedzieć.

- To co? Wracamy d nauki? - Muzyk uśmiechnął się prowokująco i spróbował się oddalić, by Adam mógł samodzielnie rozpocząć jazdę, ale ten szybko złapał go za rękę i, prawie się potykając, wpadł prosto w objęcia Ratliffa. Objął go mocno, tęskniąc za bliskością mężczyzny.

- Naprawdę nie umiem jeździć? A myślałem, że dobrze mi idzie. - Wymruczał do jego ucha, a Tom pokazał zęby i wtulił się w miękki szal wokalisty. Od razu wyczuł intensywne perfumy Lamberta tak przyjemnie otępiające jego zmysły.

- Dobrze myślałeś. Jeszcze parę lekcji i będziesz śmigał lepiej niż ja. - Muzyk stwierdził tym samym tonem i spojrzał w niebieskie oczy.

- A może teraz ja dam ci trochę lekcji...? Tyle, że z innej dziedziny. - Zaproponował, a Tom oburzony machinalnie się odsunął.

- No wiesz? Świntuchu... - Mruknął tak, by tylko Lambert słyszał jego określenie.

Tommy Joe bowiem ponownie przypomniał sobie ich wspólną „pierwszą lekcję” i oblał się rumieńcem. Oddalał się od Lamberta, a piosenkarz podjął wolną gonitwę wcale nieźle radząc sobie z pokonywaniem kolejnych metrów lodu. Adam uśmiechał się, powracając do tego najwspanialszego wspomnienia, kiedy Tommy dosłownie zasmakował mężczyzny, zasmakował jego. Choć jego propozycja nie wskazywała jednoznacznie na intymne tematy, nie zdziwił się, że właśnie takowe pojawiły się w głowie Ratliffa. Niebieskooki chciał sprawić, że takie myśli jeszcze nie raz wrócą do blond głowy. Pragnął dać swojemu ukochanemu nowe wspaniałe wspomnienia i to jeszcze tej nocy.




5 komentarzy:

  1. Super brak mi słów . Życzę weny !!! Kocham twój blog. Czekam na następne rozdziały z niecierpliwością!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Odcinek super. Życze dużo weny i czekam na następny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  3. No wiesz...Pff...Ja to bym nie dała rady się na ciebie gniewać ^.^ Nigdy, nigdy, nigdy everrrr ;) Weź tu się obraź na swojego idola. Nie realne, haha. Co do opowiadania to było mega. Czekałam na nie, czekałam i wreszcie się doczekałam ^.^ Jak zobaczyłam, że jest to taka podjara była, że nie wiem, haha. Bardzo podobał mi się ten wypad na lodowisko. I ta bezradność Adama, haha. Śmiałam się jak głupia jak to czytałam. Ja się tak śmieje do ekranu telefonu, a moja mama patrzy się na mnie i takie WTF? Haha. Kiedyś widziałam filmik na YT na kanale Toma, jak chłopaki wyszli razem na lodowisko i Adaś tam sobie całkiem nieźle radził, szkoda, że filmik taki krótki T.T najlepsze było na koniec, jak Tommy wyzwał Adama od świńtuchów, hahaha. Leże i nie wstaje ;) Czekam na kolejny odcinek. Ten był świetny, już się nie mogę doczekać następnego. Mam nadzieję, że pojawi się jeszcze przed moimi egzaminami ^.^ Dziękuje ci za to opowiadanie, jest mega. Weny i dużo czasu życzę. Powodzenia i pozdrawiam =^.^=

    OdpowiedzUsuń
  4. Dlaczego nie ma jeszcze odcinka 57. :( Świetne opowiadanie. :)

    OdpowiedzUsuń