Witam!
Tak się robi niespodzianki, co nie? Jestem już, bo uwielbiam pisać
odcinki takie jak ten i szybko mi to poszło. Treść +18, więc nie
zapraszam dzieci, czytacie na własną odpowiedzialność.
Jako
że w połowie jestem matematyczną duszą, lubię podliczać pewne
rzeczy.
Na przykład przymiotniki :)
Na przykład przymiotniki :)
W
komentarzach do poprzedniego odcinka najwięcej razy padały dwa
słowa:
„cudowny” i „niesamowity” – po 4 razy! Na drugim miejscu uplasował się „genialny” - 3 razy.
„cudowny” i „niesamowity” – po 4 razy! Na drugim miejscu uplasował się „genialny” - 3 razy.
Naprawdę,
zaczynając bloga, nie spodziewałam się, że zostanę aż tak
doceniona!
Dziękuję autorom komentarzy – znaczycie dla mnie wiele.
Dziękuję autorom komentarzy – znaczycie dla mnie wiele.
Proszę
też osoby pozostające w ukryciu o ujawnienie – będzie mi bardzo
miło zobaczyć nowe... Pismo? Tak czy inaczej...
GLAMGIRL17
Obiecuję Ci, że listów w Miłości z Idola będzie jeszcze od
groma!
DIANA
BERNAT Dziękuję za piękne słowa: „ten tekst jest właśnie
takim listem, którego nadawcą jesteś ty GlamtasticGirl, a
odbiorcami my czytelnicy” - pozwolisz mi wydrukować sobie ten
cytat i powiesić na ścianie? Jest piękny i, co najważniejsze,
prawdziwy. Odpowiedź na pytanko: „Samotny Jeździec” jest (jak
wspomniałam na końcu rozdziału nr 62) w pełni mojego autorstwa.
Nie stosuję żadnych cytatów, jeśli nie muszę, a jeśli już, to
posługuję się twórczością Adama, który Nas tutaj zgromadził.
Szczerze pisząc, tylko w jego teksty piosenek się wsłuchuję :)
Jeśli chodzi o deszcz, niestety go nie cierpię – nie znoszę
deszczu i jego wilgotnego zapachu (jak pada zamykam okna). Za to
kocham śnieg :*
ANONIMOWY
przeczytałaś/eś 62 odcinek, chyba zauważyłaś, że
rozwijanie akcji, przyspieszanie tempa i tym podobne - to kompletnie
nie ja :( niestety, to moja pięta achillesowa i cały czas sobie
wyobrażam jak moi kochani Czytelnicy zrzędzą z tego powodu. Nie
gniewam się, ale z całego serca Przepraszam!
B.
to aż nie do uwierzenia, że ktoś czyta moje bazgroły po kilka
razy! Dziękuję Ci za to i podziwiam.
Dziękuję także admince facebookowej grupy Adommy Poland za zacytowanie mnie :*
Dziękuję także admince facebookowej grupy Adommy Poland za zacytowanie mnie :*
Jeśli
kogoś coś nurtuje, chce o coś zapytać, rzucić pomysłem...
Zróbcie
to śmiało!
We
wstępie do tego rozdziału posłużę się słowami Dominiki:
Jestem
w innym wymiarze i innym, lepszym świecie...
Zapraszam
więc do innego wymiaru...
Rozdział 63
Kochaj mnie
Jestem
kochany. Jestem bezradny. Jestem mokry. Przemoczone ubrania
kleiły się do drobnego ciała, które stało na środku sypialni.
Kropelki wody spływały po kosmykach włosów, po czym wnikały w
bawełniany sweter wycięty w serek. Zdjął go bez namysłu i
spojrzał na swój nagi brzuch. Dosłownie przed chwilą znajdowały
się na nim ręce Adama. Tak delikatnie i troskliwie mnie
obejmowały. A ja... Ja cię zostawiłem. Pragnął teraz
odzyskać to, co utracił, gdy wybrał rozsądniejszą opcję.
Chciał, by Adam był blisko, nawet, jeśli miałoby to oznaczać
zgodę na jego prośbę.
Spodnie
także zaczęły przylegać do ciała. Zaczął więc rozpinać dolną
część garderoby, a poszczególne jej elementy zrzucał z impetem
na podłogę. Rozbierając się, zaczął się zastanawiać, co robi
teraz Adam. Pewnie chodzi załamany po pokoju i rozmyśla. Albo
tępo wpatruje się w deszcz. Albo... Stoi przed moimi drzwiami i
myśli nad jakimikolwiek słowami wytłumaczenia. Nie jest takim
tchórzem jak ja. Ja uciekłbym gdzie pieprz rośnie. Ale nie on. On
zostaje na polu bitwy do końca. Nawet jako przegrany. Umiera z
honorem. To nie czas, by umierać. Właśnie teraz musisz żyć!
Wyplątał się ze spodni. Myślał nad bielizną. Nie była mokra,
ale przyprawiała go o wstręt. Nim ją zdjął, usłyszał głośne
odgłosy uginających się pod ciężarem ciała paneli. A więc
skończyłeś wpatrywać się w deszcz. Na obliczu blondyna
pojawił się lekki uśmiech zadowolenia. Zdjął swe czarne
bokserki, pozostając nagim. Zaczął nasłuchiwać.
Adam
rzeczywiście stał u drzwi do sypialni muzyka. Zaintrygowały go
dziwne odgłosy dochodzące z tego pokoju. Nie odważył się
wejść... Jeszcze. Zamierzał to zrobić. Najpierw jednak musiał
wymyślić, co powie, kiedy już stanie z blondwłosym muzykiem
twarzą w twarz. W głowie miał pustkę. Ona zaważyła na
wszystkim. Pieprzyć to! Poszedł na żywioł. Z impetem
nacisnął klamkę i wparował do pokoju przygotowany na wszystko.
Wszystko z wyjątkiem widoku, który wbił się w jego oczy już w
pierwszym momencie.
-
O cholera! - Zaklął i odwrócił wzrok dodatkowo zasłaniając oczy
ręką. Nie sądził, że Ratliff będzie nagi. Nie przewidział tego
w żadnym scenariuszu. Szybko namacał klamkę, by wyjść i zamknąć
za sobą drzwi. Nie dość, że czuł się podle, to jeszcze stawiał
w kłopotliwym położeniu Ratliffa. Niech to szlag!
-
Zostań. - Rzekł nieśmiało blondyn. Wcale nie peszył się z
powodu obecności drugiego mężczyzny. On chciał, by Adam go
zobaczył.
-
C-co? - Piosenkarz mruknął w odpowiedzi. Pragnął tylko stąd
wyjść. Starał się nie popełnić następnych błędów, ale Tommy
go do tego zmuszał. Kusił zakazanym jabłkiem – swoim ciałem.
Brunet odsunął rękę od swoich oczu. Spoglądał w dół, bojąc
się podnieść wzrok.
-
Chcę, żebyś został ze mną. Chcę, żebyś patrzył na mnie i
dotykał mnie. To... To irracjonalne, ale pragnę tego. - Tommy
zaskoczył tym stwierdzeniem samego siebie. Pragnę tego? Pragnę
ciebie? Tak, właśnie ciebie, Adam.
To
wyznanie podwyższyło temperaturę ciała Adama. Zrobiło mu się
gorąco, chociaż przemoczone ubrania przylepione do skóry były
zimne jak lód. Teraz zaczęły parować. Odważył się spojrzeć na
obraz, którym marzył się zachwycać od chwili, gdy zrozumiał
swoje uczucia. Ciało – tak drobne i kruche, o skórze białej jak
mleko poza pokrytymi tatuażami rękoma – było nieskazitelne.
Wspaniałe, zapierające dech z wrażenia. Niebieskooki zapragnął
go dotknąć. Wykonał pierwszy krok i zawahał się. Nie pasuję
do tego ciała. Nie, kiedy jestem w tych brudnych przemoczonych
ciuchach. Nie mogę w ten sposób przyjąć twojego daru, Tommy.
Jednym ruchem zdjął z siebie bluzę, która była dla niego
zbawieniem w mroźne zimowe dni. Tommy Joe usłyszał dźwięk
upadającego ubrania. Odwrócił głowę w bok, ale nie ruszył się
z miejsca. Nasłuchiwał. Obiecał sobie, że się nie odwróci. Za
bardzo się wstydził, by to zrobić. Pozostało mu tylko
przywoływanie w myślach seksownego widoku szerokiego torsu
piosenkarza, umięśnionego brzucha, naprężonych od zimna sutków.
Na ziemię spadł kolejny element garderoby. Szczęknięcie metalu
wskazywało na pasek z ozdobną klamrą. Ratliffa przeszedł dreszcz
podniecenia. Adam rozbierał się ze spodni. Chciał być tak samo
nagi jak gitarzysta. Tylko wtedy dwa ciała do siebie pasowały,
jeśli nie dzieliła ich żadna bariera.
Adam
stał teraz tak nagi jak postać biblijna w rajskim ogrodzie. Powoli
wyciągnął przed siebie prawą dłoń. Lustrował przy tym każdy
fragment pleców, na których zarysowane były kręgi kręgosłupa i
kości żebrowe. Palce spoczęły na karku i wzdłuż pionowej linii
zsuwały się w dół. Im niżej się znajdowały, tym bardziej Tommy
prostował swoje plecy.
Oddam
się każdemu dotykowi. Poczuję każdą emocję, jaką mi
przekażesz. Zrobię wszystko, co każesz. Tommy Joe składał w
myślach obietnice, które niemal wypłynęły z jego gardła ubrane
w głos. Właśnie wtedy Adam złapał go za biodra i przyciągnął
do swojego ciała. Już nie było między nimi przestrzeni. Lambert w
końcu poczuł cudowny zapach Ratliffa. Dzięki tej woni, która
przyjemnie łaskotała jego nozdrza, naprężyły się wszystkie jego
mięśnie. Dosłownie wszystkie... Pierwsza emocja właśnie została
przekazana: pośladki blondyna dopasowały się do czegoś, czego
jeszcze nigdy w życiu w tym miejscu nie poczuł. Męskość Lamberta
rosła pomiędzy nimi, kiedy sam brunet z czczą namiętnością
zagłębiał nos w jasnych kosmykach włosów. Olbrzymie ręce
ponownie odnalazły swoje miejsce na płaskim brzuchu, jednak teraz
nie miały tyle cierpliwości, by koncentrować się tylko na jednym
punkcie – pozostałe były o wiele ciekawsze, a szczególnie jeden.
Prawa ręka poszła w górę podczas gdy palce drugiej zsuwały się
pionowo w dół. Poczuły gęste włosy łonowe, w tej chwili w
pokoju dało się słyszeć przyspieszony oddech niższego z
mężczyzn.
-
Czego jeszcze pragniesz? - Adam zapytał zmysłowym szeptem. Słowa
opuszczały jego usta, ale nie przeszkodziło to ledwo uchylonym
wargom w ocieraniu się o przyozdobione kolczykami ucho.
Każdy
podobny gest, nie mówiąc już o czymś wielkim pomiędzy
pośladkami, podniecał Ratliffa. W każdej sekundzie stwierdzał, że
właśnie osiągnął szczyt, chociaż tak naprawdę nie ujrzał
nawet wierzchołka góry lodowej, z którą miał się po raz
pierwszy zderzyć.
-
Och... - To był pierwszy jęk Joe. Adam uśmiechnął się błogo,
kiedy odpowiedział sobie na pytanie, co było jego przyczyną.
Dotarł do najwrażliwszej części ciała Ratliffa. Z radością ją
poznał, kiedy znalazła się w jego dłoni. Penis Toma był już
niesamowicie twardy. Nie mieścił się w wielkiej dłoni Lamberta,
który przyznał to z wielkim zadowoleniem. Jesteś idealny...
Ta myśl nie opuszczała głowy Adama przez cały czas, gdy ruchami
posuwisto-zwrotnymi zadowalał ukochanego. Tak bardzo pragnął go
w końcu pocałować. I, choć Tommy z każdą chwilą był coraz
bardziej uległy, musiał jeszcze zaczekać na tę rozkosz.
-
Chcę, żebyś mnie zerżnął. - Głęboki basowy ton wypełnił
sypialnię. Właśnie wtedy Tom oparł się o Adama i rozrzucił z
zadowoleniem swe włosy na jego klatce piersiowej. Lambert tylko się
zaśmiał.
-
Nie zrobię tego. - Odmówił. Taki rodzaj prośby przypominał mu
slumsową gwarę, której uczył się na potrzeby pewnego musicalu
opowiadającego historię prostytutki. Czekał na coś, co go
bardziej przekona. Wykonywał przy tym niezbyt szybkie, ale
zdecydowane ruchy lewą ręką. Tommy natomiast zmarszczył brwi,
sądząc, że Lambert się z nim droczy.
-
Chcę żebyś mnie pieprzył, Adam. Oboje tego chcemy. - Naciskał
dalej. Tym razem jedna z wolnych rąk Ratliffa powędrowała w stronę
Lamberta. Krótko wiła się na linii lędźwi piosenkarza, po czym
zsunęła się i zacisnęła na prawym pośladku. Adam syknął, gdy
poczuł wbijające się w jego skórę paznokcie. Nie tego oczekiwał.
Nie tak mieli przeżyć ich wspólny pierwszy raz. Zawiódł się.
Zabrał ręce z ciała zdziwionego Ratliffa i odszedł na parę
kroków.
-
Nie chcesz tego, Tommy, uwierz mi. Zrobię tylko to, czego naprawdę
pragniesz, ale musisz mi o tym powiedzieć. - Poważnym wzrokiem
wpatrywał się w nagie plecy.
To
była ostatnia szansa dla blondyna na zrozumienie własnych pragnień.
Tommy sam musiał je odkryć. Sam musiał poprosić. Tekściarz
zacięcie marszczył brwi. Próbował się skupić na słowach
Lamberta. Czy on serio mnie odrzuca? Odmówił mi dwa razy. Może
sam nie wie, czego chce? To jest jakiś żart. Ale... Ty nigdy byś
mnie nie ośmieszył. Wiem to. Mówiłeś, że mnie kochasz.
Prosiłeś, bym pozwolił... W tej chwili Tommy Joe przypomniał
sobie wszystko, co się między nimi zdarzyło. Uniósł brwi,
patrząc w podłogę. Już wiedział. Odwrócił się powoli w stronę
Adama. Dzielił ich tylko jeden krok. Lambert zmierzył go wzrokiem
od stóp do głów. Zatrzymywał się na każdym punkcie, a wszystkie
pożerał wzrokiem. W głowie miał tylko dwa słowa: jesteś
idealny. Żadne inne jego zdaniem nie pasowały do alabastrowej skóry
tak doskonale opinającej drobne kości i mięśnie. Adam zakochiwał
się w Tommy'm na nowo, kiedy ten myślał tylko o czterech wyrazach
ubranych w melodyjnych jego głos.
Pozwól
mi siebie kochać – właśnie tego ode mnie oczekujesz, prawda?
Oczy blondyna nareszcie spotkały się z niebieskimi. Przez
niewidzialną więź mówiły sobie wszystko, ale by uczynić ją
nierozerwalną potrzebne były jeszcze dwa magiczne słowa, które
jak zaklęcie miały scalić dwa ciała w jedno.
-
Kochaj mnie. - Muzyk wypowiedział te słowa z oddaniem. Hasło
dobiegło do uszu Adama i czule połechtało jego zmysły.
Lambert
złagodniał już w następnej sekundzie. Te słowa dodały mu
energii. W końcu mógł spełnić prośbę, na którą czekał tak
długo. Znalazł się przy Ratliff'ie tak szybko, że ten nie był w
stanie tego zarejestrować. Gitarzysta po prostu zamknął oczy –
to był znak, który dawał do zrozumienia, że chce on oddać się
niebieskookiemu. Zrobię wszystko, co rozkażesz. Jeśli to jest
cena, chcę ją zapłacić. Zapłacę ją z rozkoszą. Te myśli
wypełniły blond głowę, kiedy jej właściciel ponownie poczuł
miękkie usta na swoich wargach. Zachłanne. Pragnące. Oddawał się
pocałunkowi bez reszty. Jego język tańczył jak Adam mu zagrał.
Czuł się obezwładniony i chciał taki być. Po raz pierwszy to on
był poddanym i bardzo mu się to podobało. Pozwalał błądzić
delikatnym dłoniom po najwrażliwszych częściach swojego ciała.
Uśmiechał się, dociskając głowę Adama do swojej szyi, kiedy
wokalista całował ją, ssał i przygryzał. Odchylał wtedy swoją
głowę, udostępniając Lambertowi więcej siebie. Potem wracali do
swoich ust, jeden łapczywie obejmował słodkie wargi drugiego.
Zagłębiali się w pocałunku, oddawali sobie bez reszty, żądając
więcej, więcej, więcej...
Nagle
Tommy stracił oparcie, jakie stanowił dla niego Adam. Spod długich
chudych palców zniknęła klatka piersiowa, wilgotne usta Ratliffa
owionął chłód pokoju. Gitarzysta otworzył oczy i rozejrzał się
po sypialni. Jego zagubiony wzrok szukał Adama. Dopiero po chwili do
jego otępiałego umysłu dotarły impulsy przesłane przez zmysłu
dotyku. Duże ręce nadal obejmowały jego biodra. Powiódł wzrokiem
w tamtym kierunku i wtedy ujrzał najcudowniejszy z widoków: Adam
klęczał przed nim. Niebieskie oczy patrzyły w brązowe z
pożądaniem. Uchylone usta Lamberta znajdowały się milimetry od
nabrzmiałej męskości blondyna. A potem to się stało...
-
Och! - Muzyk westchnął. Spróbował nie zamykać oczu, ale
niekontrolowanie odpłynął.
Adam
wziął do ust cały członek ukochanego – niemal go połknął, by
sprawić mu maksymalną przyjemność. Następnie milimetr po
milimetrze wysuwał członek ze swoich ust, przy czym co kawałek
zaciskał swe miękkie wargi. Niesamowicie skuteczny masaż powodował
gardłowe mruknięcia Joe, który czuł się jak w siódmym niebie.
Nikt nigdy nie uczynił mi tego, co ty właśnie czynisz. Nikt
nigdy nie zadowalał mnie tak perfekcyjnie... Chcę więcej. Adam.
Chcę poczuć cię w każdym miejscu mojego ciała.
-
Adam... - Rzekł niskim zmysłowym głosem i ponownie skupił wzrok
na brunecie.
Czarna
czupryna posuwała się w przód,a następnie cofała w równym
tempie. Tom zapragnął zatracić się w tej harmonii. Wplótł palce
w puszyste włosy bruneta i przyspieszył jego ruchy. Poruszał do
rytmu biodrami, na których zaciskały się silne dłonie klęczącego.
Ratliff przyspieszał i przyspieszał, coraz mocniej ciągnąc za
czarne kosmyki. Adam z trudem nadążał, ale wkrótce ponownie
zdominował Ratliffa swą siłą. Zmienił obiekt pieszczot i
przyssał się do jednego z jąder muzyka, a jego samego objął
rękoma za udami.
Tommy
Joe jęknął. Nie wiedział, jak długo jeszcze wytrzyma. Jego
podniecenie rosło i rosło. Lada chwila miało eksplodować. Ciało
Lamberta reagowało podobnie: zachwycał się pieszczotą, którą
obdarowywał gitarzystę; dawał z siebie wszystko, ale jego
najwrażliwsze punkty także domagały się opieki – zaczął się
pieścić. Jedna dłoń powędrowała do jego własnego krocza, druga
przytrzymywała muzyka za uda, usta nawilżały członek
drobniejszego z mężczyzn śliną, liżąc całą jego długość.
Piosenkarz podążał w stronę główki, by wyssać z niej pierwsze
soki. Wszystko to działo się pod zamglonym, ale czujnym okiem
Tommy'ego Joe, który obserwował każdy ruch w ciszy przerwanej
własnymi chrapliwymi oddechami.
Chcę
ciebie. Chcę ciebie całego. Teraz. Tutaj. Na tej podłodze. Kochaj
mnie. Powtarzał sobie gitarzysta, całym sobą chłonąc
pieszczoty Adama. Czuł gorąco. Jego męskość pulsowała w ustach
Adama, a nogi odmawiały posłuszeństwa. Kolana zaczęły drżeć.
Padł na nie tuż przed Lambertem. Zrównał z nim swój zamglony
wzrok. W niebieskich oczach błyszczało pożądanie. Ono go
wypełniało. Żądza władała każdym jego ruchem. Tommy czekał na
nie wszystkie. Zmierzył wzrokiem bruneta. Zauważył, że ten się
pieści. Bez zastanowienia chwycił pracujące przedramię i powiódł
po nim do olbrzymiej dłoni. Była gorąca, kiedy odrywał ją od
nabrzmiałego punktu w podbrzuszu. Pod obserwującym okiem Lamberta
wyznaczył jej drogę do swojego policzka. Dłoń Adama oddała mu
ciepło, przez co uchylił usta w westchnieniu. Zamknął oczy pod
wpływem jej delikatnego dotyku i zniewalającego ostrego zapachu.
-
Jesteś taki piękny. - Rzekł Adam, przypatrując się blondynowi.
Kiedy ten otworzył swe wielkie oczy, Lambert zatonął w
czekoladowych tęczówkach przechodzących w czarne źrenice. -
Idealny. - Zachwycił się. Słysząc to, Tom się uśmiechnął.
Wiedział, że te słowa płyną prosto z serca. Zamiast słuchać
dalej, objął piosenkarza oburącz za kark i powoli przyciągnął
mężczyznę do siebie.
Ten
pocałunek był inny niż wszystkie. Zawierał każdą emocję
Ratliffa, każde jego pragnienie, każde marzenie. Nie spieszył się,
choć zachłanność Adama dość szybko położyła go na podłodze
między porozrzucanymi ciuchami, z których sączyła się woda. Nie
przeszkadzało mu to – przecież obaj byli mokrzy od deszczu.
Pozwolił wokaliście zbadać swoje ciało centymetr po centymetrze.
Obserwował najdrobniejszy pocałunek złożony na poszczególnych
fragmentach skóry. Układał w głowie listę tych najlepszych:
najbardziej podniecały go pieszczoty sutków – delikatność warg
zmieszana z pikanterią zębów przyprawiała go niemal o orgazm; na
drugim miejscu plasowały się uszy – zwykły szept Lamberta czynił
wiele: zabawy z zakolczykowanymi miejscami przyprawiały go o silne
dreszcze; trzecie miejsce należało do pępka – Adam swoim
językiem i dolną wargą uaktywniał po tym miejscu łaskotki. Jego
zaskoczona mina potęgowała radosny śmiech Ratliffa. Kiedy brunet
przechodził do niższych partii ciała, miejsce zabawy na powrót
wypełniała żądza. Wtedy w blond głowie pojawiały się zakazane
myśli, a chude nogi oplatały biodra piosenkarza. Tym razem to
niebieskooki miał szansę się zabawić i robił to, jednak nie
śmiał się. Na jego twarzy dało się zarejestrować minę
obserwatora, kiedy pieścił męskość muzyka. Potem, kiedy wsuwał
palec za palcem we wnętrze Tommy'ego, robił to z prawdziwym
wyczuciem. Joe jęczał. Za każdym razem, kiedy w zabawie kolejka
przychodziła na Adama, czuł ból. Czuł, że przegrywa. Z nim? Nie.
Ze samym sobą. Wiedział to, oddając się każdemu pocałunkowi,
który temu cierpieniu towarzyszył.
-
Zrób to, Adam. - Prosił bezgłośnie. - Zrób to. - Błagalny ton
zmusił Lamberta do działania. On sam też znalazł się w takiej
sytuacji pierwszy raz.
Piosenkarz
po raz pierwszy wprowadzał kogoś w swój świat. Nigdy nie miał
styczności z niedoświadczonym mężczyzną. Nigdy nie robił tego
z... Heterykiem. Doskonale pamiętał swój pierwszy raz. Wtedy po
raz pierwszy poszedł do klubu dla gejów. Był zagubiony. Wiedza,
jaką posiadał, opierała się na Internecie. W „Time Out”
poznał Matiasa Ortona: był przystojny, wydawał się inteligentny.
Zbliżyli się do siebie w tańcu. Po paru sekundach ten taniec
przestał być tańcem – był wyuzdaną orgią mężczyzny i
nastolatka. Adam pozwolił się dotykać w najwrażliwszych
miejscach. Jego ciało zareagowało przez cienkie ubranie – poczuł
wzwód. Matias też go poczuł. Kołysali się ciało przy ciele,
kiedy starszy z nich nagle odwrócił młodszego do siebie i naparł
na niego ustami. Zatopili się w ostrym pocałunku, a kiedy zabrakło
im tchu, Matias wypowiedział władczo trzy słowa wprost do ucha:
„chodź ze mną” i pociągnął Adama za sobą. Pojechali do jego
mieszkania. Brunet bał się, ale chciał to zrobić – chciał
przeżyć swój pierwszy raz. Oddał się obcemu mężczyźnie na
sofie, w fotelu, na stole. Nie dotarli do łóżka – nie mieli
dotrzeć. W sypialni Ortona spał jego stały partner, z którym ten
tworzył otwarty związek. Pierwszy „partner” Adama był
wyrozumiały, ale nie obyło się bez bólu. Wtedy wokaliście do
pełni szczęścia zabrakło tylko kilku słów: kocham cię,
zaopiekuję się tobą – tak niewiele, a jednak tak dużo.
Teraz
trzymał Tommy'ego Joe w ramionach i obiecywał w duchu, że go nie
skrzywdzi. Chociaż już bolało, blondyn nie doznał jeszcze
najgorszego: inicjacji, pierwszego pchnięcia. Penis Lamberta już
stykał się z odbytem Ratliffa. Czekał zwarty i gotowy. Podobnie
Joe czekał skupiony i zdecydowany. Jedno pchnięcie. Nim Adam
ugodził blondyna swoim żądłem, wpił się brutalnie w jego wargi
i zatopił język między zębami. Zrobił wszystko, by rozproszyć
uwagę ukochanego, ale usłyszał skowyt mimo to.
-
UGHM! - Zawył brązowooki wprost w usta swego partnera. Oderwał się
od smakowitych warg z głośnym sykiem i odwrócił głowę w bok,
otwierając oczy. Adam patrzył na niego z żalem.
-
Musisz się rozluźnić, Tommy. Wszystko będzie dobrze, obiecuję. -
Powiedział pocieszająco. Ukradkiem naślinił wolną dłoń, by
maksymalnie zwilżyć swój członek. Wiedział, że to pomoże. W
tej chwili muzyk ponownie na niego spojrzał. Oczyma pełnymi ufności
przekazał wiadomość: czekam na ciebie; jestem gotowy, by ci się
oddać. Tym spojrzeniem uspokoił Lamberta. Muzyk ujął twarz
wokalisty w swoje dłonie i obdarzył leniwym pocałunkiem miękkie
wargi. Wtedy to poczuł.
Jedna
ręka owinięta za szerokimi plecami, druga oprata za jego głową,
by przytrzymać ciężar ciała znajdującego się nad blondynem.
Obie zapewniały bezpieczeństwo podczas gdy w jego wnętrze łagodnie
wbijał się obcy element. Poczuł pieczenie, ale ono go tylko
rozgrzewało. Męskość Adama podnosiła temperaturę ciała
Ratliffa, działając od środka. Pod wpływem tego odczucia
gitarzysta podparł się ręką o lepkie panele. Tarcie w jego
wnętrzu zwiększało się w miarę coraz głębszych ruchów, ale
zadowalało go to. Czuł ból, w którym powoli ujawniała się
rozkosz. To na nią czekał. Ból był jej częścią, a Adam –
źródłem.
Czarnowłosy
piosenkarz z każdym następnym ruchem był bardziej zdecydowany.
Jego czoło po kroplach deszczu zrosiły słone krople potu. Nie
przejmował się nimi, rejestrował bowiem tylko jeden niepowtarzalny
widok: Tommy Joe obejmujący go, przyjmujący od niego rozkosz,
łączący się z nim fizycznie i psychicznie, a przy tym patrzący
na niego swoimi błyszczącymi brązowymi oczami. Uchylone wargi
tylko dodawały mu wdzięku.
-
O-och... - Blondyn westchnął. Wibracje właśnie zaczęły
rozchodzić się po jego ciele.
Adam
cierpliwie zmierzał do końca drogi, wykonując serię
posuwisto-fryktycznych ruchów. Kołysał się w ukochanym, kiedy ten
chciwie wysuwał swoje biodra do przodu, umożliwiając dokładniejszą
penetrację. Pragnęli siebie nawzajem. Wyrażali to nie tylko
pocałunkami. Tommy z pasją błądził rękami po ciele Adama.
Przyciągnął go do siebie, by czuć nie tylko jego męskość, ale
każdy kawałek jego spoconej skóry. Trzymał go w ramionach,
pozwalał, by czoło Lamberta swobodnie opierało się o jego
obojczyk. W tym czasie głaskał go sumiennie, przeczesując mokre
czarne włosy palcami.
Pchnięcia
były coraz głębsze, agresywniejsze. Wraz z nimi pojawiały się
nowe pocałunki. Adam nie słabł, ale rósł w siłę. To Tommy'emu
brakowało tchu. Posłał baczne spojrzenie Lambertow, kiedy ten
uniósł się nad blondynem, by spojrzeć w jego brązowe oczy. W tej
samej chwili muzyk poczuł palce zręcznie oplatające jego penisa.
Wypuścił powietrze z ust, by od razu zaczerpnąć świeżej porcji.
Przymknął powieki. Gorąco uderzyło w niego ponownie.
-
Adam... - Wymruczał gardłowo.
Drugi
mężczyzna uklęknął, trzymając na sobie drobne uda blondyna.
Wykrzesał z siebie całą energię, którą zachowywał właśnie na
ten moment. Atakował Ratliffa z dwóch stron, a ten poddawał się
każdej pieszczocie. Kolejne strzały były brutalne, ale musiały
takie być, by oboje osiągnęli wyczekiwany szczyt. Adam nie
potrafił opisać emocji, jakie nim targały. Czuł, że zaraz
eksploduje chociaż tak bardzo chciał zaczekać na ukochanego.
Pochylił się ponownie, bezradnie poddając pierwszemu spazmowi.
Jego usta trafiły wprost na ucho Ratliffa, kiedy jak szalony obijał
się o szczupłe ciało.
-
Pieść się, Tommy. - Rozkazał ukochanemu. - Pieść się najlepiej
jak potrafisz. - Ujął dłoń o długich palcach w swoją i
naprowadził ją na wilgotny członek spoczywający między dwoma
ciałami. Muzyk posłusznie wykonał to, czego od niego zażądano.
Już w następnej sekundzie jego oddech przyspieszył i zrównał się
z oddechem Adama.
Brunet
nie mógł przestać. Poruszał się w przód i w tył niczym robot,
a odległości odmierzał rozmiarem swojego członka. Cały wysuwał
się z chłopaka, by za chwilę uderzyć w niego ze zdwojoną siłą.
Otworzył usta i jego szczęka znieruchomiała – zastygła jak
kamień podobnie jak wszystkie pozostałe mięśnie. Wszystkie prócz
jednego.
-
Ach! Thomasssss... -Niebieskooki krzyknął z rozkoszy. Wtulił głowę
w blond włosy, na których zacisnął palce.
Wnętrze
Tommy'ego Joe zalały białe soki akurat wtedy, gdy zacisnął on
mięśnie pośladków. Jego ręka trzęsła się na własnym
nabrzmiałym zaczerwienionym penisie, a palce drugiej odbijały ślady
paznokci na ciele Lamberta. Zacisnął powieki, wygiął się w łuk
i z trudem krzyknął jego imię. Wytrysnął na swój brzuch, ale
siła eksplozji ozdobiła także tors Lamberta.
-
Kocham cię. - Westchnął piosenkarz, oddychając ciężko wprost do
ucha Ratliffa. Łaskotał okolczykowany płatek swoim oddechem. -
Kocham cię najmocniej na świecie.
To
wyznanie padło wraz z ostatnią kroplą rozkoszy, jaka wylała się
na brzuch muzyka. To były słowa, które wyrwały go z rozkosznej
nirwany i przywróciły do rzeczywistości. Uzmysłowiły mu, że nie
ma już sił; że jedyne, co jest w stanie jeszcze zrobić, to
słuchać słodkich słów wypływających z ust Adama wprost do jego
świadomości. Miłość. A jednak istnieje. Daje zaczątek czemuś
wspaniałemu. Bez tej miłości nasz akt nie byłby tak niewinny i
czysty. Byłoby grzechem, brudem, plamą na sumieniu. Ale nie jest,
bo... Ty mnie kochasz. Kochasz mnie, Adam.
Tommy
Joe uśmiechnął się do swoich myśli. Uspokoiwszy oddech,
zorientował się, że jego ciało, które przed chwilą było
ciężkie jak ołów, teraz jest już w stanie wykonywać ruchy.
Nadal trzymał Adama między udami. Nadal trzymał go w sobie! Jednak
już nie oplatał go nogami. Teraz opierały się one o podłogę, a
penis Adama straciwszy na objętości powoli wysuwał się z ciepłego
wnętrza. Wraz z nim ciało blondyna opuszczały ostatnie soki.
Brązowooki westchnął cicho. Powiódł opuszkami palców po lewym
pośladku Lamberta, następnie wzdłuż boku i zatrzymał się na
chwilę na najwyższym z żeber. Pod wpływem tego delikatnego dotyku
Adam podniósł się i spojrzał niebieskimi oczyma w brązowe. Nie
było między nimi żadnego napięcia, zawiązała się natomiast
więź: bezgraniczna i widoczna tylko dla nich.
-
Więc naprawdę... - Zaczął blondyn. Zastanawiał się chwilę, jak
uformować dalszy ciąg pytania. - Miłość naprawdę istnieje.
Kochasz mnie. - Zabrzmiało to jak stwierdzenie. Tom pogłaskał
bruneta po policzku, mówiąc to.
-
Tak. - Potwierdził Lambert delikatnym tonem. Patrzył na ukochanego
nieprzerwanie aż w końcu ten zmusił go do przelotnego pocałunku.
-
I jesteś w tym niesamowity. - Niski zmysłowy ton dotarł do uszu
wokalisty przez usta, którymi pieścił wargi Ratliffa. Swe
pieszczoty skierował na szyję, chcąc posłuchać seksownego basu.
- Twoja miłość obezwładnia. Pozbawia wszystkich sił. - Zauważał,
przyjmując kolejne pocałunki. - Pewnie dlatego nie mogę się
ruszyć. - Stwierdził z uśmiechem. Spojrzał na Adama, który się
zaśmiał.
-
Mów dalej. - Zachęcił go brunet.
Tommy
wziął głęboki oddech, ale kiedy spróbował wymówić pierwsze
słowo, Lambert przegryzł jego lewy sutek. To wywołało nagłą
reakcję.
-
Aaałł! A niech cię! - Wrzasnął krótko, ale przyjął ból z
uśmiechem. - Najwidoczniej tylko ja straciłem całą energię. Ty
za to jesteś istnym demonem seksu. - Rzekł nim zdążył postawić
kropkę na końcu zdania. Brunet skutecznie zamknął mu usta w
gwałtownym pocałunku. Tak samo gwałtownie go przerwał.
-
Mój ty gaduło. - Uśmiechnął się. W tej samej chwili poczuł
zmęczenie. On też był tylko człowiekiem. Jego baterie zaczęły
pulsować. ostrzegając o minimalnym stanie energii, dlatego też bez
słowa położył się obok ukochanego. Leżał na wznak na panelach
i oddychał głęboko, patrząc w sufit. I czuł się szczęśliwy. -
To ty jesteś niesamowity. We wszystkim, co robisz. Nigdy z nikim nie
było mi tak dobrze, tak niebiańsko. Jesteś aniołem, Tommy.
Gitarzysta
słuchał Lamberta uważnie. Chciał zapamiętać każde jego słowo.
Ostatni epitet jednak nie uradował go. Już wcześniej ktoś tak o
nim mówił. Dwie osoby, które bynajmniej kojarzyły mu się z czymś
pozytywnym. Na twarzy muzyka odbił się smutek. Zmarszczył brwi i
odwrócił się tyłem do Adama, nie zwracając uwagi na twardą
podłogę. Nie jestem aniołem. Mitchell, jego brat, a teraz
Adam, który znaczył dla niego więcej niż pozostałe dwie postaci,
a jednak znalazł się w ich gronie. Piosenkarz nie był złym
człowiekiem, a teraz Joe przeczuwa, że stanie jego najbliższej
osobie się coś złego. Nie jestem żadnym aniołem –
powtórzył w myślach zdanie, które, chciał, by uchroniło go
przed złem, by uchroniło przed złem Adama. Mrugnął przeciągle i
poczuł przylegające do niego ciało. Obejmujący go od tyłu
wokalista przytulił się do niego, wywołując niekontrolowane
drżenie blondyna. Niebieskooki je wyczuł.
-
Zimna co? - Spytał troskliwie i pocałował ukochanego w ramię.
-
Tak, zimno mi. - Odpowiedział ledwo słyszalnie muzyk.
-
Jak chcesz, możemy... - Zaczął Lambert, ale zamilkł, kiedy poczuł
dłoń brązowookiego na swojej przykrywającej jego brzuch.
-
Nie mam już sił. Chciałbym po prostu zasnąć. Tutaj. Teraz.
Zaśniesz ze mną? ...proszę. - Poprosił spokojnie.
Adam
spełnił to polecenie. Wyciągnął rękę w stronę łóżka.
Zobaczył zwisający z niego koc. Szarpnął, by go przyciągnąć.
Coś go przygniatało, ale siła Lamberta wygrała z siłą
przedmiotów, które zajmowały łóżko. Tymi przedmiotami były
pękate torby podróżne. Spadły z hukiem na podłogę, ale
piosenkarz tego nie zobaczył. Za bardzo skupiał uwagę na
ukochanym. Okrył jego i siebie jednolitym grubym wiśniowym kocem
tak szczelnie jak potrafił. Potem ponownie przytulił Tommy'ego Joe.
Słuchał jego wyrównanego oddechu. Domyślał się, że już śpi.
Sam nie chciał zasnąć. Chciał pilnować swojego skarbu i nie
spuszczać go z oczu.
Tom
nie był w pełni jego. Ratliff nie darzył go tym samym uczuciem –
co do tego Lambert nie miał złudzeń. Istniała jednak obietnica,
którą złożył sobie i jemu, o której wiedziała też Leila –
jego matka. Obietnica ta zawierała się również w prośbie
chłopaka o czekoladowych oczach: kochaj mnie. Będę cię kochać
i nie przestanę. Jesteś całym moim światem.