piątek, 5 sierpnia 2016

Rozdział 62 - Miłością pisane

Kochani Czytelnicy!
Przypominam że KOMENTARZE MOŻNA DODAWAĆ ANONIMOWO!
Pozdrawiam Marty :*
Dianko Bernat! Cały czas myślę nad tym gwałtem. Nieźle mi dajecie do myślenia tymi swoimi komentarzami. To właśnie dzięki komentarzom pojawiają się moje pomysły, właśnie dlatego Was o nie proszę. Oby były jak najdłuższe. I wcale się nie gniewam, że późno. Ważne, że w ogóle! Bardzo dziękuję za cierpliwość i uznanie.
Glamgirl17 Ja też kocham listy. Bardzo żałuję, że w „realu” nikt już ich nie pisze. I ja kiedyś pisywałam :) Kocham ten motyw, bo jest to takie romantyczne. Specjalnie dla fanów listów ten właśnie odcinek.
Grey Wolf! Drogi Wilku! Witam Cię w kółeczku blogerów-Adomiarów :*. Twój tytuł kojarzy mi się z genialnym serialem „Skazany na śmierć”. I równie przyciąga. Już tam wpadłam, napisałam, co trzeba, mam nadzieję, że nie popsułam szyków.

Dosyć, teraz Adommy. Usiądźcie zanim przeczytacie. Nic nie pijcie, nie jedzcie. Głęboki oddech iiii...

Rozdział 62
Miłością pisane

Krople deszczu nieprzyjemnie pukały w wielkie balkonowe okno. Burzyły panujący w domu spokój, chcąc wprosić się do ciepłego wnętrza. Ta depresyjna aura dotarła do uszu Tommy'ego Joe, który zsunął się z oparcia kanapy i leżał teraz skulony na jej siedzeniu. Gwałtownie otworzył oczy wyrwany ze snu. Nadal był zmęczony, ale przetarł powieki i już nie wrócił do słodkiego letargu. Przeciągając się, podszedł do balkonowych drzwi i rzucił okiem na deszcz. Nie lubił go. Tego rodzaju opad zawsze kojarzył mu się z melancholią i depresją, z której przez całe życie próbował się wyrwać.

Mimowolnie pomyślał o Adamie, który jako jeden z niewielu, a ostatnimi czasy jedyny człowiek, wnosił ciepłe barwy do jego życia. Ciągle jesteś tak daleko? Tęsknię za tobą. A ty nadal nie wracasz. Pozostawało mu tylko czekać. Nie chciał przez ten czas wpatrywać się w zmywający brud z ziemi deszcz. Mówią, że deszcz jest oczyszczeniem dla naszej Ziemi. Nie chcę takiego oczyszczenia. Wszystko, co nas otacza, powinno zachować historię. Tak, jak ludzie – wspomnienia. Nawet te złe, najgorsze. To jest podstawą naszej nauki. Patrząc wstecz, uczymy się na błędach. Uczymy się ich nie popełniać. Chcę pamiętać wszystko. Zawsze. Chcę pamiętać Adama. Bo on też odejdzie z mojego życia. Nie zmyje go żaden deszcz.

Muzyk krążył po pokoju bez celu. Kiedy mu się to znudziło, wybrał drogę do kuchni. Pójście tam też było bezcelowe, jednak nie wiedział, jak inaczej zająć sobie czas. Wszedł na korytarz i spojrzał w stronę drzwi, które łączyły jego mieszkanie z korytarzem prowadzącym do windy i klatki schodowej. Ekspozycję przedpokoju psuł widok dwóch czarnych toreb podróżnych. Na podłodze leżały też porozrzucane listy. Zirytowany tym bałaganem Tommy skierował się w tamtym kierunku. Odgarnął włosy z czoła i oparł się o szarą ścianę, by zsunąć się po niej na podłogę pokrytą panelami koloru orzecha. To właśnie one rozjaśniały całe mieszkanie, podczas gdy ściany tłumiły tę pozytywną energię zasmucając swoimi wyblakłymi kolorami. „Nie ma sensu nic zmieniać” – mówił zawsze Tommy, a potem ochrzaniał sam siebie za brak zmian we własnym otoczeniu. Usiadł na podłodze, by pozbierać pocztę. Robił to ślamazarnie i leniwie, przekładając z jednej ręki do drugiej każdą kopertę po kolei. Niektóre były blisko, po inne musiał się wychylać. Pozbierał już wszystkie, kiedy zauważył jeszcze jedną. Nie była biała jak pozostałe, ale fioletowa. Leżała także o wiele dalej, co zdziwiło Ratliffa, który właśnie przypomniał sobie swój niefortunny upadek. Koperta leżała tuż przy drzwiach tak, jakby została wsunięta przez szparę między nimi a podłogą. Nie było to możliwe ze względu na wysoki próg, jednak szpara w drzwiach znajdowała się gdzieś indziej – tuż pod zamkami. Był to ślad po ślusarzu, który został wezwany przez poprzednich właścicieli. Tommy jednak nie zastanawiał się nad tym. Wszystkie koperty złożył w jeden stosik, a po tę jedną, która leżała dalej, specjalnie wstał. Dołączył fioletową kopertę do pozostałych, kładąc ją na wierzchu. Później je sprawdzę – postanowił i wrócił z powrotem do salonu. Tam położył pocztę dokładnie w jednym z rogów niskiego stolika. Zaczekam na Adama. Pewnie już wraca. Tyle czasu minęło... Spojrzał przez okno na pustą ulicę. Brakowało mu w tym widoku białego Maserati przecinającego kałuże. Posmutniał z tego powodu, ale jego myśli wciąż krążyły wokół fioletowej koperty, która nęciła swoim kolorem. Przyciągała go. Przygryzł wargę, kiedy, odwracając się, rzucił na nią okiem. Eee... No dobra. Przewrócił oczami i podszedł do stołu. Nim wziął pożądany przedmiot do ręki, postukał w niego palcami. Niewątpliwie był to list. Nigdy nie dostał listu, a teraz leżał on na wierzchu stosika rachunków na drewnianym blacie. Wziął go i obejrzał z zaciekawieniem. Nie widniał na nim żaden adres. Nie mógł więc dostarczyć go listonosz. Musiał zostać podrzucony przez osobę prywatną, przez... Leilę? Podpis w rogu na odwrocie liliowego papieru dobitnie informował, kto jest autorem listu, nadawcą. Osobą, której w ogóle nie znał. Leila? Kim jest Leila? Nie znam żadnej. Mógłby powiedzieć, że to jakaś fanka Mouthlike, jednak wykluczył taką myśl. Nikt bowiem, kto był związany z zespołem, nie znał jego adresu. Nikt prócz jego byłej szefowej, z którą podpisywał umowę.

Ochrona danych osobowych. A może ktoś mnie śledził? Jakaś tajemnicza wielbicielka? Uśmiechnął się mimowolnie i zabrał do otwierania koperty. Rozwinął dużą kartkę, która najpierw została pognieciona, a potem wygładzona, by łatwo weszła do opakowania. Już pierwsze wyrazy zapisane tak pokrętnym pismem jak na kopercie, wprawiały go w nieme zdziwienie, potem szok, bezdech, zawroty głowy. Wiedział jedno: ten list nie był przeznaczony dla niego. Ten list był O NIM. A treść...

Kochana Mamo,
pamiętasz, jak mówiłaś, że miłość zawsze przychodzi sama? Sama znajduje czas i miejsce. I ujawnia się w człowieku, kiedy ten nawet się jej nie spodziewa. Miałaś rację. To się dzieje tak, jak opisywałaś. Dokładnie tak samo.
Poczułem to. Chociaż przedtem mi się zdawało, te zwidy już nie są fałszem. Dopiero teraz czuję, że to prawdziwa miłość. Jest tak, jak mi tłumaczyłaś: to uczucie rozwijało się we mnie. Nawet nie wiem, kiedy to się zaczęło, a potem... Po prostu eksplodowało! Dotarło do mózgu i wypełniło mnie całego. Czuję to, Mamo. Zakochałem się i chcę, żeby to uczucie żyło we mnie do końca życia. Mojego życia i Jego życia. Chciałbym, żeby to życie było Nasze. To nie jest takie proste...
On... Tommy Joe. Jest piękny, mądry, niesamowicie utalentowany, jest... O niebo lepszy od ideału, który sobie wyobraziłem. Kocham wszystko, co jest Jego częścią. Kocham Go. Czy to możliwe? Czy Tobie też zapiera dech, kiedy tata jest blisko Ciebie? Czy czujesz, że chcesz być z nim na zawsze i chronić go przed całym światem? Wiesz, kiedy jestem blisko Tommy'ego, cały ten świat przestaje dla mnie istnieć. Jest tylko On. Uwielbiam wszystkie spojrzenia jego cudownych brązowych oczu, w których się gubię. Uwielbiam...

Treść trafiała prosto w serce blondwłosego muzyka. Kroiła je na mikroskopijne kawałeczki, sprawiając niewyobrażalny ból. Przestał czytać, nie mogąc złapać oddechu. Przyłożył dłoń do ust, głośno łkając. Twarz mokra od łez była zaczerwieniona, a Tom już nie stał, nie siedział też na fotelu, jak przy otwieraniu koperty. Teraz siedział skulony między kanapą, a stolikiem z czarnego drewna, na którym wiecznie zbierał się kurz. Nie mógł się opanować. Nie, kiedy własne myśli raniły go jak szpilki wbijane w najwrażliwsze części własnego ciała. Jeszcze boleśniejsze okazało się przelotne spojrzenie na dolną krawędź papieru:

Kocham Cię i zawsze będę,
Adam.

Tak doskonale wyżłobione litery imienia, które wydawało mu się najpiękniejszym na świecie. On mnie kocha. Zakochał się we mnie. Adam... Nie zauważyłem tego. Jestem cholernym naiwnym idiotą, który ślepo wierzył, że facet, który jest moim przyjacielem. Który jest gejem! Którego prosiłem, by... Och! Jestem cholernym, pieprzonym... Zabrakło mu epitetów, by określić własną osobę.

- KURWA! - Zaklął i już zamierzał zgnieść list, by w ten sposób go zniszczyć, ale nim to zrobił, rzucił okiem na urywek, na którym skończył czytać. Wznowił swoją lekturę, mając nadzieję, że w zakończeniu przeczyta, że to żart lub pomyłka. Płomyk nadziei gasł z każdym następnym słowem.

...uwielbiam Jego niski głęboki głos, który tak pięknie intonuje moje imię, a wszystkie Jego słowa trafiają prosto do mojego serca i przyspieszają jego bicie tak, że chce wyskoczyć mi z piersi. Chwilami nie wiem, co się ze mną dzieje... Przy Nim wszystko przestaje się liczyć. Wszystko, co dotychczas kochałem i czym chciałem dzielić się z wszystkimi ludźmi – teraz tym wszystkim Chcę dzielić się tylko z Nim. Tak, jakby całe moje życie należało do Niego. Tak, jakbym należał do Niego.
Pamiętasz jeszcze moją ulubioną bajkę z dzieciństwa? Wiem, że moje życie Nigdy nią nie będzie. On nic nie wie. Tommy nie jest taki jak ja i nigdy taki nie będzie. Nigdy nie dowie się, że go kocham. Cały czas próbuję złamać bariery, jakie Go otaczają i walczę. Zawsze mi mówiłaś, żeby się nie poddawać. Ale to jest właśnie czas, by to zrobić. Czuję to. Wiem, że nie jest mi dane być szczęśliwym, ale jest coś, co da mi to szczęście. Nawet, jeśli Tom nie będzie nic wiedział, nie przeszkodzi mi to uczynić go szczęśliwym. Kiedy przy nim jestem, daję mu wszystko, co mam. Daję mu siebie i nie pozwalam, by był smutny. Mam nadzieję, że to mi wystarczy. Mam nadzieję, że wspomnienie jego uśmiechu pomoże mi, kiedy się rozstaniemy, a to nastąpi. Wiem o tym.
Mamo, Twoje rady zawsze mi pomagały. Są bezcenne. Potrzebuję ich jak potrzebuję autorytetu, którym dla mnie jesteś. Powiedz mi, co o tym wszystkim myślisz? Czy robię właściwe? Okłamuję Tommy'ego chociaż obiecałem mu, że nigdy tego nie zrobię. Proszę, daj mi radę, która pomoże mi pozostać tylko przyjacielem mężczyzny, w którym się zakochałem.

Kocham Cię i zawsze będę,
Adam.

- Nie! Adam, dlaczego...! - Nowy strumień łez wylał się z oczu blondyna. Był zrozpaczony, rozdarty na pół. Czuł, że przyjaźń, którą żył przez ostatnie kilka najwspanialszych miesięcy swego życia, właśnie prysła jak bańka mydlana. Zanosił się głośnym płaczem, a słuchały go tylko ściany, zagłuszał deszcz, którego krople biły w szybę.

Tommy Joe skulił się na podłodze. Spróbował opanować oddech, który wciąż był zbyt płytki. Przyłożył wilgotną od łez kartkę do serca, a następnie zwinął ją w kulkę, wyładowując na niej cały swój gniew. Zamknął oczy. Nie miał już sił. Łez też zaczynało brakować. Teraz się cieszył, że pada. Wierzył, że ktoś tam w chmurach – nieważne: Bóg, diabeł, duchy czy jakieś niewidzialne istoty, w które wierzą ludzie – ktoś z otaczającej go przestrzeni w zamienił jego łzy w deszcz. Tylko on przynosił mu w tej chwili ulgę. Tylko deszcz był mu przyjacielem.

- Nigdy się nie zakocham. Nigdy już nie pozwolę nikomu się we mnie zakochać. Moje życie będzie wypełniała tylko muzyka. Nie chcę nic innego. Nie chcę nikogo. Nie chcę...

...Adama. Był zbyt wspaniały. A ja po raz pierwszy złamałem złotą zasadę „nie ufaj nikomu”. Zaczarowałaś mnie swoją dobrocią. Zahipnotyzowałeś troską. Wszedłeś w moje życie bez pozwolenia, a ja byłem tak naiwny, że pozwoliłem ci zostać. Pozwoliłem ci przekroczyć granicę naszej znajomości, przyjaźni. Wkroczyłeś w moją strefę bezpieczeństwa, naruszyłeś barierę intymności. Zakochałaś się we mnie! A ja nie zrobiłem nic, by temu zapobiec. Naiwnie wierzyłem, że powiesz mi, jeśli coś będzie nie tak. Okłamałeś mnie. Nie pierwszy raz, ale już ostatni.

- Już ostatni.

Z trudem podniósł się z twardej podłogi, która w tym miejscu była pokryta dywanem. Wyczołgał się z pomiędzy stolika i sofy. Przyjął postawę stojącą i podszedł do szklanych drzwi, wychodzących na balkon. Przykleił swój gorący policzek do lodowatej szyby. Dopiero wtedy odczuł ulgę. Oparł całe swoje ciało o drzwi. Słuchał zawodzącej melodii wygrywanej przez deszcz. Usłyszał w niej swoją historię:

Zawsze samotny... Jeździec pustyni.

Zaczął szeptać w spokojnym letargu:

Nigdy nigdzie nie zapuszczał korzeni.
Spotkał pielgrzyma na drodze piaszczystej.
Pielgrzym ten nie miał duszy zbyt czystej.
Obiecał niebo, raj, nigdy braków.
Jeździec uwierzył – zawrócił ze szlaku.
Od teraz razem, w przyjaźni, jak braty.
Jeden dla drugiego wkrótce stał się katem.
Nagle przez pielgrzyma jeździec zza pleców wzięty
ostrym sztyletem mocno został pchnięty.
Pielgrzym zdradził, zabił, obrabował.
Jeździec umarł, bo przyjaźni spróbował.
Ty chcesz być jeźdźcem? Bądź jeźdźcem samotnym.
Tylko samotnym, bo taki życia godny.

Zacisnął opuszki na szybie, a potem rozluźnił palce. Starał się wsłuchiwać w deszcz. Jego melodia została zagłuszona przez otwierające się drzwi do mieszkania. Szybkie trzaśnięcie i głośne rzucenie portfela i kluczy od auta na szafkę poniżej wieszaka. Potem Tommy zarejestrował głośne kroki. Coraz głośniejsze. Wróciłeś. Wróciłeś, kiedy przestałem chcieć, żebyś wrócił.

- Tommy? - Głos nosił w sobie ostrożność.

- Pielgrzymie, pielgrzymie, trafisz do piekła. Od kary żadna grzeszna dusza jeszcze nie uciekła. - Blondyn zanucił, wymyślając własną melodię do własnego tekstu.

- Tommy, coś się stało? Co się dzieje? - Jeden krok wystarczył, by twarz muzyka zmarszczyła się w nowym bólu.

- Nie zbliżaj się! - Podniósł głos. Adam zamarł na miejscu. Strach czaił się w jego spojrzeniu.

Ratliff odkleił się od zimnej szyby. Odwrócił się i podszedł do Adama. Nie obdarzył go żadnym spojrzeniem twarzy wypranej z uczuć. Zaschniętej od łez, które nadal czaiły się gdzieś tam w kącikach. Wykonał natomiast inny gest: złapał zdziwionego Lamberta za rękę i otworzył jego dłoń; umieścił w niej małą kulkę zrobioną z papieru.

List. Nigdy nie powinienem go napisać. Autor listu, pisząc go, nie wiedział, że ten mały kawałek papieru, który zmieścił się w jego dłoni, wszystko zniszczy. Teraz już wiedział, że był on niczym kula armatnia na wojnie. Tom zniszczonym celem. Zaciekłymi wrogami: serce i umysł Lamberta. Nie chciałem cię zranić – pomyślał zrozpaczony piosenkarz, patrząc jak jego ukochany odwraca się i odchodzi w stronę balkonu.

- Tommy, kocham cię! - To wyznanie ozdobionej melodyjnym głosem i wypowiedziane zbyt szybko zatrzymało rękę gitarzysty w powietrzu – w połowie drogi do klamki balkonowych drzwi.

Brązowooki powoli dotknął lakierowanej klamki i pogładził ją palcem. Zastanawiał się, co odpowiedzieć. Właśnie usłyszał miłosne wyznanie. Spodziewał się go, ale ono i tak wywołało zdziwienie. Co miał teraz zrobić? Co mam ci odpowiedzieć? Zamknął zmęczone oczy, a potem ponownie je otworzył.

- Ja... Wiem o tym. - Rzucił i nacisnął klamkę. Zamierzał wyjść na deszcz, by obmyć się ze smutku. Drzwi otworzyły się, a kilka kropel wody ozdobiło podłogę.

- Nie planowałem tego! - Adam mimowolnie podniósł głos. Nie mógł pozwolić, by Tommy tak po prostu uciekł. Jednocześnie był zaskoczony jego reakcją na listowne wyznanie. Lambert miał nadzieję, że blondyn zacznie krzyczeć, obwiniać go o całe zło tego świata, być może nawet wyrzuci za drzwi. Ratliff był spokojniejszy niż zazwyczaj. Był cieniem człowieka. Całe życie zostało z niego wyssane. Słaniał się na nogach.

- To też wiem, Adam. I zupełnie nie wiem... - Głos mu się załamał. Zacisnął palce na klamce, by zaczerpnąć trochę siły i odwagi. - Nie wiem, co mam z tym zrobić... - Powiedział przez łzy i szarpnął drzwi. Wybiegł prosto w deszcz i zatrzymał się na balkonowej barierce. Zaczął płakać, ale jego łzy od razu zmywał deszcz. Drżał. Zimno i rozpacz skumulowały się w jego ciele, więc skrzyżował ręce na piersi i spróbował to drżenie opanować.

Lambert także wybiegł na balkon. Obawiał się, że Ratliff sobie coś zrobi; że przejdzie przez barierki i skoczy w ciemność. Muzyk nie zdobył się na nic podobnego. Stał w deszczu i szlochał jak pies zraniony w łapę. Jego ból odbił się na piosenkarzu. Zdjął on swą kurtkę, której w pośpiechu zapomniał zostawić przy wejściu. Podszedł do Ratliffa i troskliwie go nią okrył. Sobą się nie przejmował. Dla niego ukochany już dawno stał się ważniejszy niż własne zdrowie. Przygarnął go do siebie, delikatnie obejmując w okolicach brzucha. Gitarzysta momentalnie odwrócił się, by przyjąć odrobinę ciepła. Przytulił się do masywnej klatki piersiowej i zagłębił głowę w miejscu między obojczykiem a szyją Adama. Spróbował opanować oddech i uspokoić rozdygotanie ciało. Lambert pomagał mu swoim dźwięcznym kojącym głosem.

- Tak bardzo cię przepraszam, Tom. Wiem teraz, że wszystko zniszczyłem. Próbowałam za wszelką cenę być tylko twoim przyjacielem, ale to okazało się trudniejsze niż myślałem. Zrozumiem, jeśli mnie znienawidzisz. Zniknę z twoich oczu, jeśli tego pragniesz. Powiedz tylko słowo, Tommy. - Oczy zaszkliły mu się od tych słów. Głaskał teraz blondyna po wilgotnych włosach, a kiedy ten odsunął głowę, by móc na niego spojrzeć, z niebieskich oczu popłynęły strużki łez. - Nie wytrzymam dłużej twojego milczenia. Powiedz mi, jak bardzo mnie nienawidzisz. - Zażądał dobitnie, ale Joe nie odpowiedział. Wysunął tylko dłoń, by dotknąć nią mokrego policzka bruneta. Lambert wtulił się w nią, chłonąc przyjemny dotyk. Zamknął oczy, by wyostrzyć inne zmysły.

- Chciałbym cię nienawidzić, ale nie potrafię. Chciałbym winić cię za kłamstwo, za brak zaufania, za nieszczerość. Cholera, chciałbym wysłać cię do wszystkich diabłów, ale nie potrafię! Byłem zbyt naiwny, myśląc, że się we mnie nie zakochasz, jeśli zaproponuję ci nasz układ. Byłem zbyt ślepy, nie widziałem jak na mnie patrzysz, a teraz... Teraz jestem zbyt słaby, by kazać ci odejść. Nie mogę ci na to pozwolić, bo potrzebuję cię, Adam. - Wyznał i kolejny raz mrugnął. Deszcz lał nieubłaganie, zalewając twarze obydwu mężczyzn. Mimo tej przeszkody Adam zdołał spojrzeć na Ratliffa. Był oniemiały z wrażenia. Ostatnie słowa zrozumiał z prawdziwym trudem. Nie uwierzył w nie.

- Potrzebujesz mnie? Dlaczego? Przecież cię zawiodłem. Zraniłem! Zakochałem się w tobie! Jestem... Powinienem być dla ciebie nikim, a ty...

- Potrzebuję cię. - Powtórzył blondyn i tym razem już na dobre zamknął oczy. Tych słów był pewien. Adam nadal był jego przyjacielem. Nawet, jeśli jego uczucia były inne. Nawet, jeśli oczekiwał więcej. Nie mogę cię zostawić. Ty mnie nie możesz zostawić. Dzięki tobie przestałem się lękać. Nie chcę się więcej bać. Nie chcę...

W tej chwili przestał myśleć. Umysł wyłączył się, kiedy Ratliff poczuł obezwładniający dotyk miękkich ust na swoich ustach – delikatny i zmysłowy. Pełen miłości. Muzyk objął Lamberta za szyję i przyciągnął do siebie. Adam zrobił to samo: ciasno oplótł rękoma niższe partie pleców gitarzysty. Pochłonięty pocałunkiem pociągnął ukochanego w swoją stronę. Ten ruch spowodował, że kurtka, która miała chronić Tommy'ego Joe przed deszczem, spadła na mokry beton. Oboje przemoknięci do suchej nitki weszli do mieszkania. Adam zamknął za nimi drzwi, by zimno i deszcz nie wdzierały się do środka. Na suchą od wewnątrz szybę pchnął blondwłosego chłopaka i z dziką namiętnością wdarł się w jego usta. Tommy nie protestował. Oddawał pieszczotę, łącząc spragnione języki to w swoich ustach, to w ustach Lamberta. Jęczał, kiedy pragnął więcej. Stracił oddech i zaszumiało mu w głowie. Adam przeszedł wtedy do szyi, którą zaczął obdarowywać najznakomitszymi pocałunkami.

- Kocham cię, Tom... - Wyznał wokalista, pragnąc usłyszeć to samo.

W tej chwili Joe otworzył oczy. Dotarło do niego sens tych słów. Kochasz mnie, a ja? Co mam ci odpowiedzieć na te słowa? Nigdy nie zakochał się w mężczyźnie. Nigdy z żadnym nie miał tak bliskiego kontaktu. Teraz trzymał jednego w ramionach i pozwalał się pieścić w sposób, którego przedtem nigdy nie odczuł od żadnej kobiety. Zamarł, kiedy ta myśl dotarła do jego mózgu, ułożyła się w zakamarkach tymczasowej pamięci i nie zamierzała zniknąć. Był podniecony i chciał więcej, ale ogarnęła go niepewność – chciał przestać. Musiał sobie powiedzieć, co ten krok dla niego oznacza. Musiał także wytłumaczyć to Adamowi nim zabrną za daleko i znów pojawią się niedomówienia. Lambert zauważył jego napięcie. Z miną wyrażającą niezrozumienie spojrzał na niego swoimi przenikliwymi niebieskimi oczami.

- Adam... - Zaczął blondyn i odwrócił wzrok, nie mogąc wytrzymać oczekującego spojrzenia. Spuścił głowę i zamilkł.

- Co jest nie tak? Nie chcesz...?

- Nie, nie. Bardzo chcę, tylko... Myślę że dla ciebie to oznacza coś innego niż dla mnie. Ja... Ja nigdy nie zakochałam się w drugim mężczyźnie... Rozumiesz? - Nie próbował dokończyć. Zawsze męczył się, kiedy mówił o uczuciach. To zawsze sprawiało mu problem. Miał nadzieję, że Adam zrozumie go bez słów. Przecież nadal był jego przyjacielem.

- Tommy? Hej... - Lambert usiłował złapać wzrok ukochanego, lecz dopiero, gdy uchwycił palcami podbródek Ratliffa, okazało się to możliwe. - Nigdy nie prosiłem, byś mnie pokochał. I nie poproszę, bo nie da się nikogo zmusić do miłości. To uczucie przychodzi samo nawet do człowieka, który w nie nie wierzy. - Położył dłonie na policzkach Toma. Sprawił tym, że mężczyzna słuchał go uważnie. - Chcę natomiast poprosić cię o coś innego. I będę wtedy najszczęśliwszy na świecie. Tommy, pozwól mi siebie kochać.

Pozwól mi siebie kochać. Cztery wyrazy – tak mało wystarczyło, by zmieszać wszystkie myśli tłukące się w blond głowie drobnego mężczyzny. Tommy wypuścił ze świstem powietrze, ale nie napełnił płuc świeżym tlenem. Pozwól mi siebie kochać. Poczuł zawroty głowy, za którą się złapał. Niechcący strącił z siebie dłonie Adama, który w skupieniu obserwował każdy ruch Ratliffa.

Tom Joe wbił wzrok w punkt poniżej szyi Adama. To była poważna prośba. W czterech słowach zawierało się wszystko, do czego od początku nieświadomie zmierzali. Adam chciał dać Ratliff'owi wszystko. Ratliff chciał spróbować wszystkiego. Czy blondyn był na to gotowy? Poczuł przestrzeń między sobą a Lambertem i skorzystał z tej szansy ucieczki. Szybkim krokiem udał się do swojej sypialni. Musiał się zastanowić. Sam. Zamknięty tylko ze swoimi myślami. Cicho zatrzasnął za sobą białe drzwi, o które się oparł. Na posłanym łóżku wciąż leżały dwie nie rozpakowane torby z rzeczami. Wzrok blondyna nie zarejestrował ich, ukryty pod powiekami. Odetchnął głęboko, zostawiając Adama za drzwiami.

Niebieskie oczy były teraz puste. Tępo wpatrywały się w ulewę za oknem. Co innego mu pozostało? Czy miał jeszcze na co czekać? Tommy wydawał mu się odległy chociaż przed chwilą był tak blisko. Jeszcze nigdy w ten sposób nie płacił za swój błąd. Właśnie odstawił narkotyk, od którego się uzależnił. Głód się nasilał i miał już nigdy nie zostać zaspokojony. Lada chwila miało się rozpocząć delirium Lamberta – okres odstawienia objawiający się drżeniem z tęsknoty i białą gorączką z powodu utraty niepozornego muzyka. Tak bardzo chcę cię w moim życiu. Nie opuszczaj mnie, Tommy. A jedyne, co mógł teraz zrobić, to czekać i obserwować destrukcyjną siłę deszczu spadającego na pozostawioną na betonie czarną kurtkę.

----------
Przytoczony wiersz o tytule "Samotny Jeździec" autorstwa GlamtasticGirl

8 komentarzy:

  1. To było tak cholernie niesamowite i cudowne, że aż nie wiem co napisać... To jak oddalas te wszystkie emocje i ich uczucia stworzyły coś tak wyjątkowego, że słowo arcydzieło powinno być wyjaśnione poprzez cytowanie tego rozdziału wlasnie! Jestem w innym wymiarze i innym, lepszym świecie dzięki Tobie! Dziekuje, jesteś niesamowita!
    Dominika

    OdpowiedzUsuń
  2. Do końca miałam nadzieje na happy end... ale chociaż go nie było, rozdział był cudowny. Tak się zastanawiam, co by było gdyby Tommy postanowił sam odpisać na list Adama do Leili, w sensie, opisać w liście do Adama co do niego czuje... jestem ciekawa co dokładnie by tam napisał, choć on raczej sam nie wie co czuje. Ach, rozdział był genialny i jestem ciekawa co dalej, czekam na następny rozdział i życzę weny ♡

    OdpowiedzUsuń
  3. Co się stało? Gdzie ja jestem? Czy jestem w krainie słodkich snów? Te pytania nasunęły mi się na język po przeczytaniu, a nawet w trakcie czytania tego niesamowitego rozdziału. Jestem bardzo szczęśliwa po przeczytaniu tego tekstu bo on jest właśnie takim listem, którego nadawcą jesteś ty GlamtasticGirl, a odbiorcami my czytelnicy tego jakże wspaniałego bloga. Tak jak wspomniała wcześniej Glamgirl17 nie ma tego napisu "Happy End" ale jest "CDN" co nas bardzo cieszy i raduje. Z tego powodu chcę ci bardzo podziękować za dotrzymywanie terminów i tych wspaniałych prac które nam pokazujesz. Chcę ci jeszcze podziękować za odpowiedzi na moje pytania i komentarze ma do ciebie jeszcze pytanko, ta piosenka Tommy'ego "Samotny Jeździec" to twój pomysł czy tekst jednej z znanych ci piosenek prosiłabym o odpowiedź. Wróciłam do domu zmokła jak kura twoja twórczość zgadała się z pogodą w moim małym mieście (PS. ale mi tam nie przesadza lubię jak pada a ty?). Gdy czytałam nie piłam nie jadłam siedziałam i dobrze ze cie posłuchałam bo bym upadła na kolana, zachłysnęłabym się napojem, i udławiłabym się jedzeniem. Rozdział super. Życzę weny jak zawsze i całuski.

    OdpowiedzUsuń
  4. Genialny rozdział! Mam nadzieję, że w następnych rozwiniesz trochę akcję :D nawet nie wiesz, jak bardzo nie mogłam się doczekać! :) Ale było warto. Jesteś cudowna. Życzę duużo weny! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jakie to było piękne... Scena na balkonie- mistrzostwo <3 ogólnie cały odcinek jest tak genialny, że czytam już trzeci raz :D nie mogę się doczekać, co będzie dalej! Więc życzę dużo weny :) Marta

    OdpowiedzUsuń
  6. Jestem pod wielkim wrażeniem. *.* Z niecierpliwością czekam na następny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ojjj.... już myślałam że Adaś wróci do domu i nie zastanie w nim Tomusia...skończyło sie inaczej chociaż znowu niewiadoma co bedzie dalej co zadecyduje Tommy. Cudowne opowiadanie. Każdy odcinek czytam kilkukrotnie ponieważ to jest jak narkotyk...chcesz więcej i więcej a że trzeba trochę czekać na kolejny odcinek to wracam do tego co było. Pozdrawiam B.

    OdpowiedzUsuń
  8. Jej... Niesamowity odcinek! Szczerze mówiąc w pewnej chwili prawie się popłakałam. Z niecierpliwością czekam na następny! No i oczywiście mam nadzieję, że między naszymi chłopcami się ułoży!:D

    OdpowiedzUsuń