Kochani
Czytelnicy!
Przypominam
że KOMENTARZE MOŻNA DODAWAĆ ANONIMOWO!
Pozdrawiam
Marty :*
Dianko
Bernat! Cały czas myślę nad tym gwałtem. Nieźle mi
dajecie do myślenia tymi swoimi komentarzami. To właśnie dzięki
komentarzom pojawiają się moje pomysły, właśnie dlatego Was o
nie proszę. Oby były jak najdłuższe. I wcale się nie gniewam, że
późno. Ważne, że w ogóle! Bardzo dziękuję za cierpliwość i
uznanie.
Glamgirl17
Ja też kocham listy. Bardzo żałuję, że w „realu” nikt już
ich nie pisze. I ja kiedyś pisywałam :) Kocham ten motyw, bo jest
to takie romantyczne. Specjalnie dla fanów listów ten właśnie
odcinek.
Grey
Wolf! Drogi Wilku! Witam Cię w kółeczku blogerów-Adomiarów
:*. Twój tytuł kojarzy mi się z genialnym serialem „Skazany na
śmierć”. I równie przyciąga. Już tam wpadłam, napisałam, co
trzeba, mam nadzieję, że nie popsułam szyków.
Dosyć,
teraz Adommy. Usiądźcie zanim przeczytacie. Nic nie pijcie, nie
jedzcie. Głęboki oddech iiii...
Rozdział
62
Miłością pisane
Krople
deszczu nieprzyjemnie pukały w wielkie balkonowe okno. Burzyły
panujący w domu spokój, chcąc wprosić się do ciepłego wnętrza.
Ta depresyjna aura dotarła do uszu Tommy'ego Joe, który zsunął
się z oparcia kanapy i leżał teraz skulony na jej siedzeniu.
Gwałtownie otworzył oczy wyrwany ze snu. Nadal był zmęczony, ale
przetarł powieki i już nie wrócił do słodkiego letargu.
Przeciągając się, podszedł do balkonowych drzwi i rzucił okiem
na deszcz. Nie lubił go. Tego rodzaju opad zawsze kojarzył mu się
z melancholią i depresją, z której przez całe życie próbował
się wyrwać.
Mimowolnie
pomyślał o Adamie, który jako jeden z niewielu, a ostatnimi czasy
jedyny człowiek, wnosił ciepłe barwy do jego życia. Ciągle
jesteś tak daleko? Tęsknię za tobą. A ty nadal nie wracasz.
Pozostawało mu tylko czekać. Nie chciał przez ten czas wpatrywać
się w zmywający brud z ziemi deszcz. Mówią, że deszcz jest
oczyszczeniem dla naszej Ziemi. Nie chcę takiego oczyszczenia.
Wszystko, co nas otacza, powinno zachować historię. Tak, jak ludzie
– wspomnienia. Nawet te złe, najgorsze. To jest podstawą naszej
nauki. Patrząc wstecz, uczymy się na błędach. Uczymy się ich nie
popełniać. Chcę pamiętać wszystko. Zawsze. Chcę pamiętać
Adama. Bo on też odejdzie z mojego życia. Nie zmyje go żaden
deszcz.
Muzyk
krążył po pokoju bez celu. Kiedy mu się to znudziło, wybrał
drogę do kuchni. Pójście tam też było bezcelowe, jednak nie
wiedział, jak inaczej zająć sobie czas. Wszedł na korytarz i
spojrzał w stronę drzwi, które łączyły jego mieszkanie z
korytarzem prowadzącym do windy i klatki schodowej. Ekspozycję
przedpokoju psuł widok dwóch czarnych toreb podróżnych. Na
podłodze leżały też porozrzucane listy. Zirytowany tym bałaganem
Tommy skierował się w tamtym kierunku. Odgarnął włosy z czoła i
oparł się o szarą ścianę, by zsunąć się po niej na podłogę
pokrytą panelami koloru orzecha. To właśnie one rozjaśniały całe
mieszkanie, podczas gdy ściany tłumiły tę pozytywną energię
zasmucając swoimi wyblakłymi kolorami. „Nie ma sensu nic
zmieniać” – mówił zawsze Tommy, a potem ochrzaniał sam
siebie za brak zmian we własnym otoczeniu. Usiadł na podłodze, by
pozbierać pocztę. Robił to ślamazarnie i leniwie, przekładając
z jednej ręki do drugiej każdą kopertę po kolei. Niektóre były
blisko, po inne musiał się wychylać. Pozbierał już wszystkie,
kiedy zauważył jeszcze jedną. Nie była biała jak pozostałe, ale
fioletowa. Leżała także o wiele dalej, co zdziwiło Ratliffa,
który właśnie przypomniał sobie swój niefortunny upadek. Koperta
leżała tuż przy drzwiach tak, jakby została wsunięta przez
szparę między nimi a podłogą. Nie było to możliwe ze względu
na wysoki próg, jednak szpara w drzwiach znajdowała się gdzieś
indziej – tuż pod zamkami. Był to ślad po ślusarzu, który
został wezwany przez poprzednich właścicieli. Tommy jednak nie
zastanawiał się nad tym. Wszystkie koperty złożył w jeden
stosik, a po tę jedną, która leżała dalej, specjalnie wstał.
Dołączył fioletową kopertę do pozostałych, kładąc ją na
wierzchu. Później je sprawdzę – postanowił i wrócił z
powrotem do salonu. Tam położył pocztę dokładnie w jednym z
rogów niskiego stolika. Zaczekam na Adama. Pewnie już wraca.
Tyle czasu minęło... Spojrzał przez okno na pustą ulicę.
Brakowało mu w tym widoku białego Maserati przecinającego kałuże.
Posmutniał z tego powodu, ale jego myśli wciąż krążyły wokół
fioletowej koperty, która nęciła swoim kolorem. Przyciągała go.
Przygryzł wargę, kiedy, odwracając się, rzucił na nią okiem.
Eee... No dobra. Przewrócił oczami i podszedł do stołu.
Nim wziął pożądany przedmiot do ręki, postukał w niego palcami.
Niewątpliwie był to list. Nigdy nie dostał listu, a teraz leżał
on na wierzchu stosika rachunków na drewnianym blacie. Wziął go i
obejrzał z zaciekawieniem. Nie widniał na nim żaden adres. Nie
mógł więc dostarczyć go listonosz. Musiał zostać podrzucony
przez osobę prywatną, przez... Leilę? Podpis w rogu na
odwrocie liliowego papieru dobitnie informował, kto jest autorem
listu, nadawcą. Osobą, której w ogóle nie znał. Leila? Kim
jest Leila? Nie znam żadnej. Mógłby powiedzieć, że to jakaś
fanka Mouthlike, jednak wykluczył taką myśl. Nikt bowiem, kto był
związany z zespołem, nie znał jego adresu. Nikt prócz jego byłej
szefowej, z którą podpisywał umowę.
Ochrona
danych osobowych. A może ktoś mnie śledził? Jakaś tajemnicza
wielbicielka? Uśmiechnął się mimowolnie i zabrał do otwierania
koperty. Rozwinął dużą kartkę, która najpierw została
pognieciona, a potem wygładzona, by łatwo weszła do opakowania.
Już pierwsze wyrazy zapisane tak pokrętnym pismem jak na kopercie,
wprawiały go w nieme zdziwienie, potem szok, bezdech, zawroty głowy.
Wiedział jedno: ten list nie był przeznaczony dla niego. Ten list
był O NIM. A treść...
Kochana
Mamo,
pamiętasz,
jak mówiłaś, że miłość zawsze przychodzi sama? Sama znajduje
czas i miejsce. I ujawnia się w człowieku, kiedy ten nawet się jej
nie spodziewa. Miałaś rację. To się dzieje tak, jak opisywałaś.
Dokładnie tak samo.
Poczułem
to. Chociaż przedtem mi się zdawało, te zwidy już nie są
fałszem. Dopiero teraz czuję, że to prawdziwa miłość. Jest tak,
jak mi tłumaczyłaś: to uczucie rozwijało się we mnie. Nawet nie
wiem, kiedy to się zaczęło, a potem... Po prostu eksplodowało!
Dotarło do mózgu i wypełniło mnie całego. Czuję to, Mamo.
Zakochałem się i chcę, żeby to uczucie żyło we mnie do końca
życia. Mojego życia i Jego życia. Chciałbym, żeby to życie było
Nasze. To nie jest takie proste...
On...
Tommy Joe. Jest piękny, mądry, niesamowicie utalentowany, jest... O
niebo lepszy od ideału, który sobie wyobraziłem. Kocham wszystko,
co jest Jego częścią. Kocham Go. Czy to możliwe? Czy Tobie też
zapiera dech, kiedy tata jest blisko Ciebie? Czy czujesz, że chcesz
być z nim na zawsze i chronić go przed całym światem? Wiesz,
kiedy jestem blisko Tommy'ego, cały ten świat przestaje dla mnie
istnieć. Jest tylko On. Uwielbiam wszystkie spojrzenia jego
cudownych brązowych oczu, w których się gubię. Uwielbiam...
Treść
trafiała prosto w serce blondwłosego muzyka. Kroiła je na
mikroskopijne kawałeczki, sprawiając niewyobrażalny ból. Przestał
czytać, nie mogąc złapać oddechu. Przyłożył dłoń do ust,
głośno łkając. Twarz mokra od łez była zaczerwieniona, a Tom
już nie stał, nie siedział też na fotelu, jak przy otwieraniu
koperty. Teraz siedział skulony między kanapą, a stolikiem z
czarnego drewna, na którym wiecznie zbierał się kurz. Nie mógł
się opanować. Nie, kiedy własne myśli raniły go jak szpilki
wbijane w najwrażliwsze części własnego ciała. Jeszcze
boleśniejsze okazało się przelotne spojrzenie na dolną krawędź
papieru:
Kocham
Cię i zawsze będę,
Adam.
Tak
doskonale wyżłobione litery imienia, które wydawało mu się
najpiękniejszym na świecie. On mnie kocha. Zakochał się we
mnie. Adam... Nie zauważyłem tego. Jestem cholernym naiwnym idiotą,
który ślepo wierzył, że facet, który jest moim przyjacielem.
Który jest gejem! Którego prosiłem, by... Och! Jestem cholernym,
pieprzonym... Zabrakło mu epitetów, by określić własną
osobę.
-
KURWA! - Zaklął i już zamierzał zgnieść list, by w ten sposób
go zniszczyć, ale nim to zrobił, rzucił okiem na urywek, na którym
skończył czytać. Wznowił swoją lekturę, mając nadzieję, że w
zakończeniu przeczyta, że to żart lub pomyłka. Płomyk nadziei
gasł z każdym następnym słowem.
...uwielbiam
Jego niski głęboki głos, który tak pięknie intonuje moje imię,
a wszystkie Jego słowa trafiają prosto do mojego serca i
przyspieszają jego bicie tak, że chce wyskoczyć mi z piersi.
Chwilami nie wiem, co się ze mną dzieje... Przy Nim wszystko
przestaje się liczyć. Wszystko, co dotychczas kochałem i czym
chciałem dzielić się z wszystkimi ludźmi – teraz tym wszystkim
Chcę dzielić się tylko z Nim. Tak, jakby całe moje życie
należało do Niego. Tak, jakbym należał do Niego.
Pamiętasz
jeszcze moją ulubioną bajkę z dzieciństwa? Wiem, że moje życie
Nigdy nią nie będzie. On nic nie wie. Tommy nie jest taki jak ja i
nigdy taki nie będzie. Nigdy nie dowie się, że go kocham. Cały
czas próbuję złamać bariery, jakie Go otaczają i walczę. Zawsze
mi mówiłaś, żeby się nie poddawać. Ale to jest właśnie czas,
by to zrobić. Czuję to. Wiem, że nie jest mi dane być
szczęśliwym, ale jest coś, co da mi to szczęście. Nawet, jeśli
Tom nie będzie nic wiedział, nie przeszkodzi mi to uczynić go
szczęśliwym. Kiedy przy nim jestem, daję mu wszystko, co mam. Daję
mu siebie i nie pozwalam, by był smutny. Mam nadzieję, że to mi
wystarczy. Mam nadzieję, że wspomnienie jego uśmiechu pomoże mi,
kiedy się rozstaniemy, a to nastąpi. Wiem o tym.
Mamo,
Twoje rady zawsze mi pomagały. Są bezcenne. Potrzebuję ich jak
potrzebuję autorytetu, którym dla mnie jesteś. Powiedz mi, co o
tym wszystkim myślisz? Czy robię właściwe? Okłamuję Tommy'ego
chociaż obiecałem mu, że nigdy tego nie zrobię. Proszę, daj mi
radę, która pomoże mi pozostać tylko przyjacielem mężczyzny, w
którym się zakochałem.
Kocham
Cię i zawsze będę,
Adam.
-
Nie! Adam, dlaczego...! - Nowy strumień łez wylał się z oczu
blondyna. Był zrozpaczony, rozdarty na pół. Czuł, że przyjaźń,
którą żył przez ostatnie kilka najwspanialszych miesięcy swego
życia, właśnie prysła jak bańka mydlana. Zanosił się głośnym
płaczem, a słuchały go tylko ściany, zagłuszał deszcz, którego
krople biły w szybę.
Tommy
Joe skulił się na podłodze. Spróbował opanować oddech, który
wciąż był zbyt płytki. Przyłożył wilgotną od łez kartkę do
serca, a następnie zwinął ją w kulkę, wyładowując na niej cały
swój gniew. Zamknął oczy. Nie miał już sił. Łez też zaczynało
brakować. Teraz się cieszył, że pada. Wierzył, że ktoś tam w
chmurach – nieważne: Bóg, diabeł, duchy czy jakieś niewidzialne
istoty, w które wierzą ludzie – ktoś z otaczającej go
przestrzeni w zamienił jego łzy w deszcz. Tylko on przynosił mu w
tej chwili ulgę. Tylko deszcz był mu przyjacielem.
-
Nigdy się nie zakocham. Nigdy już nie pozwolę nikomu się we mnie
zakochać. Moje życie będzie wypełniała tylko muzyka. Nie chcę
nic innego. Nie chcę nikogo. Nie chcę...
...Adama.
Był zbyt wspaniały. A ja po raz pierwszy złamałem złotą zasadę
„nie ufaj nikomu”. Zaczarowałaś mnie swoją dobrocią.
Zahipnotyzowałeś troską. Wszedłeś w moje życie bez pozwolenia,
a ja byłem tak naiwny, że pozwoliłem ci zostać. Pozwoliłem ci
przekroczyć granicę naszej znajomości, przyjaźni. Wkroczyłeś w
moją strefę bezpieczeństwa, naruszyłeś barierę intymności.
Zakochałaś się we mnie! A ja nie zrobiłem nic, by temu zapobiec.
Naiwnie wierzyłem, że powiesz mi, jeśli coś będzie nie tak.
Okłamałeś mnie. Nie pierwszy raz, ale już ostatni.
-
Już ostatni.
Z
trudem podniósł się z twardej podłogi, która w tym miejscu była
pokryta dywanem. Wyczołgał się z pomiędzy stolika i sofy. Przyjął
postawę stojącą i podszedł do szklanych drzwi, wychodzących na
balkon. Przykleił swój gorący policzek do lodowatej szyby. Dopiero
wtedy odczuł ulgę. Oparł całe swoje ciało o drzwi. Słuchał
zawodzącej melodii wygrywanej przez deszcz. Usłyszał w niej swoją
historię:
Zawsze
samotny... Jeździec pustyni.
Zaczął
szeptać w spokojnym letargu:
Nigdy
nigdzie nie zapuszczał korzeni.
Spotkał
pielgrzyma na drodze piaszczystej.
Pielgrzym
ten nie miał duszy zbyt czystej.
Obiecał
niebo, raj, nigdy braków.
Jeździec
uwierzył – zawrócił ze szlaku.
Od
teraz razem, w przyjaźni, jak braty.
Jeden
dla drugiego wkrótce stał się katem.
Nagle
przez pielgrzyma jeździec zza pleców wzięty
ostrym
sztyletem mocno został pchnięty.
Pielgrzym
zdradził, zabił, obrabował.
Jeździec
umarł, bo przyjaźni spróbował.
Ty
chcesz być jeźdźcem? Bądź jeźdźcem samotnym.
Tylko
samotnym, bo taki życia godny.
Zacisnął
opuszki na szybie, a potem rozluźnił palce. Starał się wsłuchiwać
w deszcz. Jego melodia została zagłuszona przez otwierające się
drzwi do mieszkania. Szybkie trzaśnięcie i głośne rzucenie
portfela i kluczy od auta na szafkę poniżej wieszaka. Potem Tommy
zarejestrował głośne kroki. Coraz głośniejsze. Wróciłeś.
Wróciłeś, kiedy przestałem chcieć, żebyś wrócił.
-
Tommy? - Głos nosił w sobie ostrożność.
-
Pielgrzymie, pielgrzymie, trafisz do piekła. Od kary żadna grzeszna
dusza jeszcze nie uciekła. - Blondyn zanucił, wymyślając własną
melodię do własnego tekstu.
-
Tommy, coś się stało? Co się dzieje? - Jeden krok wystarczył, by
twarz muzyka zmarszczyła się w nowym bólu.
-
Nie zbliżaj się! - Podniósł głos. Adam zamarł na miejscu.
Strach czaił się w jego spojrzeniu.
Ratliff
odkleił się od zimnej szyby. Odwrócił się i podszedł do Adama.
Nie obdarzył go żadnym spojrzeniem twarzy wypranej z uczuć.
Zaschniętej od łez, które nadal czaiły się gdzieś tam w
kącikach. Wykonał natomiast inny gest: złapał zdziwionego
Lamberta za rękę i otworzył jego dłoń; umieścił w niej małą
kulkę zrobioną z papieru.
List.
Nigdy nie powinienem go napisać. Autor listu, pisząc go, nie
wiedział, że ten mały kawałek papieru, który zmieścił się w
jego dłoni, wszystko zniszczy. Teraz już wiedział, że był on
niczym kula armatnia na wojnie. Tom zniszczonym celem. Zaciekłymi
wrogami: serce i umysł Lamberta. Nie chciałem cię zranić –
pomyślał zrozpaczony piosenkarz, patrząc jak jego ukochany odwraca
się i odchodzi w stronę balkonu.
-
Tommy, kocham cię! - To wyznanie ozdobionej melodyjnym głosem i
wypowiedziane zbyt szybko zatrzymało rękę gitarzysty w powietrzu –
w połowie drogi do klamki balkonowych drzwi.
Brązowooki
powoli dotknął lakierowanej klamki i pogładził ją palcem.
Zastanawiał się, co odpowiedzieć. Właśnie usłyszał miłosne
wyznanie. Spodziewał się go, ale ono i tak wywołało zdziwienie.
Co miał teraz zrobić? Co mam ci odpowiedzieć? Zamknął
zmęczone oczy, a potem ponownie je otworzył.
-
Ja... Wiem o tym. - Rzucił i nacisnął klamkę. Zamierzał wyjść
na deszcz, by obmyć się ze smutku. Drzwi otworzyły się, a kilka
kropel wody ozdobiło podłogę.
-
Nie planowałem tego! - Adam mimowolnie podniósł głos. Nie mógł
pozwolić, by Tommy tak po prostu uciekł. Jednocześnie był
zaskoczony jego reakcją na listowne wyznanie. Lambert miał
nadzieję, że blondyn zacznie krzyczeć, obwiniać go o całe zło
tego świata, być może nawet wyrzuci za drzwi. Ratliff był
spokojniejszy niż zazwyczaj. Był cieniem człowieka. Całe życie
zostało z niego wyssane. Słaniał się na nogach.
-
To też wiem, Adam. I zupełnie nie wiem... - Głos mu się załamał.
Zacisnął palce na klamce, by zaczerpnąć trochę siły i odwagi. -
Nie wiem, co mam z tym zrobić... - Powiedział przez łzy i szarpnął
drzwi. Wybiegł prosto w deszcz i zatrzymał się na balkonowej
barierce. Zaczął płakać, ale jego łzy od razu zmywał deszcz.
Drżał. Zimno i rozpacz skumulowały się w jego ciele, więc
skrzyżował ręce na piersi i spróbował to drżenie opanować.
Lambert
także wybiegł na balkon. Obawiał się, że Ratliff sobie coś
zrobi; że przejdzie przez barierki i skoczy w ciemność. Muzyk nie
zdobył się na nic podobnego. Stał w deszczu i szlochał jak pies
zraniony w łapę. Jego ból odbił się na piosenkarzu. Zdjął on
swą kurtkę, której w pośpiechu zapomniał zostawić przy wejściu.
Podszedł do Ratliffa i troskliwie go nią okrył. Sobą się nie
przejmował. Dla niego ukochany już dawno stał się ważniejszy niż
własne zdrowie. Przygarnął go do siebie, delikatnie obejmując w
okolicach brzucha. Gitarzysta momentalnie odwrócił się, by przyjąć
odrobinę ciepła. Przytulił się do masywnej klatki piersiowej i
zagłębił głowę w miejscu między obojczykiem a szyją Adama.
Spróbował opanować oddech i uspokoić rozdygotanie ciało. Lambert
pomagał mu swoim dźwięcznym kojącym głosem.
-
Tak bardzo cię przepraszam, Tom. Wiem teraz, że wszystko
zniszczyłem. Próbowałam za wszelką cenę być tylko twoim
przyjacielem, ale to okazało się trudniejsze niż myślałem.
Zrozumiem, jeśli mnie znienawidzisz. Zniknę z twoich oczu, jeśli
tego pragniesz. Powiedz tylko słowo, Tommy. - Oczy zaszkliły mu się
od tych słów. Głaskał teraz blondyna po wilgotnych włosach, a
kiedy ten odsunął głowę, by móc na niego spojrzeć, z
niebieskich oczu popłynęły strużki łez. - Nie wytrzymam dłużej
twojego milczenia. Powiedz mi, jak bardzo mnie nienawidzisz. -
Zażądał dobitnie, ale Joe nie odpowiedział. Wysunął tylko dłoń,
by dotknąć nią mokrego policzka bruneta. Lambert wtulił się w
nią, chłonąc przyjemny dotyk. Zamknął oczy, by wyostrzyć inne
zmysły.
-
Chciałbym cię nienawidzić, ale nie potrafię. Chciałbym winić
cię za kłamstwo, za brak zaufania, za nieszczerość. Cholera,
chciałbym wysłać cię do wszystkich diabłów, ale nie potrafię!
Byłem zbyt naiwny, myśląc, że się we mnie nie zakochasz, jeśli
zaproponuję ci nasz układ. Byłem zbyt ślepy, nie widziałem jak
na mnie patrzysz, a teraz... Teraz jestem zbyt słaby, by kazać ci
odejść. Nie mogę ci na to pozwolić, bo potrzebuję cię, Adam. -
Wyznał i kolejny raz mrugnął. Deszcz lał nieubłaganie, zalewając
twarze obydwu mężczyzn. Mimo tej przeszkody Adam zdołał spojrzeć
na Ratliffa. Był oniemiały z wrażenia. Ostatnie słowa zrozumiał
z prawdziwym trudem. Nie uwierzył w nie.
-
Potrzebujesz mnie? Dlaczego? Przecież cię zawiodłem. Zraniłem!
Zakochałem się w tobie! Jestem... Powinienem być dla ciebie nikim,
a ty...
-
Potrzebuję cię. - Powtórzył blondyn i tym razem już na dobre
zamknął oczy. Tych słów był pewien. Adam nadal był jego
przyjacielem. Nawet, jeśli jego uczucia były inne. Nawet, jeśli
oczekiwał więcej. Nie mogę cię zostawić. Ty mnie nie możesz
zostawić. Dzięki tobie przestałem się lękać. Nie chcę się
więcej bać. Nie chcę...
W
tej chwili przestał myśleć. Umysł wyłączył się, kiedy Ratliff
poczuł obezwładniający dotyk miękkich ust na swoich ustach –
delikatny i zmysłowy. Pełen miłości. Muzyk objął Lamberta za
szyję i przyciągnął do siebie. Adam zrobił to samo: ciasno
oplótł rękoma niższe partie pleców gitarzysty. Pochłonięty
pocałunkiem pociągnął ukochanego w swoją stronę. Ten ruch
spowodował, że kurtka, która miała chronić Tommy'ego Joe przed
deszczem, spadła na mokry beton. Oboje przemoknięci do suchej nitki
weszli do mieszkania. Adam zamknął za nimi drzwi, by zimno i deszcz
nie wdzierały się do środka. Na suchą od wewnątrz szybę pchnął
blondwłosego chłopaka i z dziką namiętnością wdarł się w jego
usta. Tommy nie protestował. Oddawał pieszczotę, łącząc
spragnione języki to w swoich ustach, to w ustach Lamberta. Jęczał,
kiedy pragnął więcej. Stracił oddech i zaszumiało mu w głowie.
Adam przeszedł wtedy do szyi, którą zaczął obdarowywać
najznakomitszymi pocałunkami.
-
Kocham cię, Tom... - Wyznał wokalista, pragnąc usłyszeć to samo.
W
tej chwili Joe otworzył oczy. Dotarło do niego sens tych słów.
Kochasz mnie, a ja? Co mam ci odpowiedzieć na te słowa?
Nigdy nie zakochał się w mężczyźnie. Nigdy z żadnym nie miał
tak bliskiego kontaktu. Teraz trzymał jednego w ramionach i pozwalał
się pieścić w sposób, którego przedtem nigdy nie odczuł od
żadnej kobiety. Zamarł, kiedy ta myśl dotarła do jego mózgu,
ułożyła się w zakamarkach tymczasowej pamięci i nie zamierzała
zniknąć. Był podniecony i chciał więcej, ale ogarnęła go
niepewność – chciał przestać. Musiał sobie powiedzieć, co ten
krok dla niego oznacza. Musiał także wytłumaczyć to Adamowi nim
zabrną za daleko i znów pojawią się niedomówienia. Lambert
zauważył jego napięcie. Z miną wyrażającą niezrozumienie
spojrzał na niego swoimi przenikliwymi niebieskimi oczami.
-
Adam... - Zaczął blondyn i odwrócił wzrok, nie mogąc wytrzymać
oczekującego spojrzenia. Spuścił głowę i zamilkł.
-
Co jest nie tak? Nie chcesz...?
-
Nie, nie. Bardzo chcę, tylko... Myślę że dla ciebie to oznacza
coś innego niż dla mnie. Ja... Ja nigdy nie zakochałam się w
drugim mężczyźnie... Rozumiesz? - Nie próbował dokończyć.
Zawsze męczył się, kiedy mówił o uczuciach. To zawsze sprawiało
mu problem. Miał nadzieję, że Adam zrozumie go bez słów.
Przecież nadal był jego przyjacielem.
-
Tommy? Hej... - Lambert usiłował złapać wzrok ukochanego, lecz
dopiero, gdy uchwycił palcami podbródek Ratliffa, okazało się to
możliwe. - Nigdy nie prosiłem, byś mnie pokochał. I nie poproszę,
bo nie da się nikogo zmusić do miłości. To uczucie przychodzi
samo nawet do człowieka, który w nie nie wierzy. - Położył
dłonie na policzkach Toma. Sprawił tym, że mężczyzna słuchał
go uważnie. - Chcę natomiast poprosić cię o coś innego. I będę
wtedy najszczęśliwszy na świecie. Tommy, pozwól mi siebie kochać.
Pozwól
mi siebie kochać. Cztery wyrazy – tak mało wystarczyło, by
zmieszać wszystkie myśli tłukące się w blond głowie drobnego
mężczyzny. Tommy wypuścił ze świstem powietrze, ale nie napełnił
płuc świeżym tlenem. Pozwól mi siebie kochać. Poczuł
zawroty głowy, za którą się złapał. Niechcący strącił z
siebie dłonie Adama, który w skupieniu obserwował każdy ruch
Ratliffa.
Tom
Joe wbił wzrok w punkt poniżej szyi Adama. To była poważna
prośba. W czterech słowach zawierało się wszystko, do czego od
początku nieświadomie zmierzali. Adam chciał dać Ratliff'owi
wszystko. Ratliff chciał spróbować wszystkiego. Czy blondyn był
na to gotowy? Poczuł przestrzeń między sobą a Lambertem i
skorzystał z tej szansy ucieczki. Szybkim krokiem udał się do
swojej sypialni. Musiał się zastanowić. Sam. Zamknięty tylko ze
swoimi myślami. Cicho zatrzasnął za sobą białe drzwi, o które
się oparł. Na posłanym łóżku wciąż leżały dwie nie
rozpakowane torby z rzeczami. Wzrok blondyna nie zarejestrował ich,
ukryty pod powiekami. Odetchnął głęboko, zostawiając Adama za
drzwiami.
Niebieskie
oczy były teraz puste. Tępo wpatrywały się w ulewę za oknem. Co
innego mu pozostało? Czy miał jeszcze na co czekać? Tommy wydawał
mu się odległy chociaż przed chwilą był tak blisko. Jeszcze
nigdy w ten sposób nie płacił za swój błąd. Właśnie odstawił
narkotyk, od którego się uzależnił. Głód się nasilał i miał
już nigdy nie zostać zaspokojony. Lada chwila miało się rozpocząć
delirium Lamberta – okres odstawienia objawiający się drżeniem z
tęsknoty i białą gorączką z powodu utraty niepozornego muzyka.
Tak bardzo chcę cię w moim życiu. Nie opuszczaj mnie, Tommy.
A jedyne, co mógł teraz zrobić, to czekać i obserwować
destrukcyjną siłę deszczu spadającego na pozostawioną na betonie
czarną kurtkę.
Przytoczony wiersz o tytule "Samotny Jeździec" autorstwa GlamtasticGirl
To było tak cholernie niesamowite i cudowne, że aż nie wiem co napisać... To jak oddalas te wszystkie emocje i ich uczucia stworzyły coś tak wyjątkowego, że słowo arcydzieło powinno być wyjaśnione poprzez cytowanie tego rozdziału wlasnie! Jestem w innym wymiarze i innym, lepszym świecie dzięki Tobie! Dziekuje, jesteś niesamowita!
OdpowiedzUsuńDominika
Do końca miałam nadzieje na happy end... ale chociaż go nie było, rozdział był cudowny. Tak się zastanawiam, co by było gdyby Tommy postanowił sam odpisać na list Adama do Leili, w sensie, opisać w liście do Adama co do niego czuje... jestem ciekawa co dokładnie by tam napisał, choć on raczej sam nie wie co czuje. Ach, rozdział był genialny i jestem ciekawa co dalej, czekam na następny rozdział i życzę weny ♡
OdpowiedzUsuńCo się stało? Gdzie ja jestem? Czy jestem w krainie słodkich snów? Te pytania nasunęły mi się na język po przeczytaniu, a nawet w trakcie czytania tego niesamowitego rozdziału. Jestem bardzo szczęśliwa po przeczytaniu tego tekstu bo on jest właśnie takim listem, którego nadawcą jesteś ty GlamtasticGirl, a odbiorcami my czytelnicy tego jakże wspaniałego bloga. Tak jak wspomniała wcześniej Glamgirl17 nie ma tego napisu "Happy End" ale jest "CDN" co nas bardzo cieszy i raduje. Z tego powodu chcę ci bardzo podziękować za dotrzymywanie terminów i tych wspaniałych prac które nam pokazujesz. Chcę ci jeszcze podziękować za odpowiedzi na moje pytania i komentarze ma do ciebie jeszcze pytanko, ta piosenka Tommy'ego "Samotny Jeździec" to twój pomysł czy tekst jednej z znanych ci piosenek prosiłabym o odpowiedź. Wróciłam do domu zmokła jak kura twoja twórczość zgadała się z pogodą w moim małym mieście (PS. ale mi tam nie przesadza lubię jak pada a ty?). Gdy czytałam nie piłam nie jadłam siedziałam i dobrze ze cie posłuchałam bo bym upadła na kolana, zachłysnęłabym się napojem, i udławiłabym się jedzeniem. Rozdział super. Życzę weny jak zawsze i całuski.
OdpowiedzUsuńGenialny rozdział! Mam nadzieję, że w następnych rozwiniesz trochę akcję :D nawet nie wiesz, jak bardzo nie mogłam się doczekać! :) Ale było warto. Jesteś cudowna. Życzę duużo weny! :)
OdpowiedzUsuńJakie to było piękne... Scena na balkonie- mistrzostwo <3 ogólnie cały odcinek jest tak genialny, że czytam już trzeci raz :D nie mogę się doczekać, co będzie dalej! Więc życzę dużo weny :) Marta
OdpowiedzUsuńJestem pod wielkim wrażeniem. *.* Z niecierpliwością czekam na następny rozdział.
OdpowiedzUsuńOjjj.... już myślałam że Adaś wróci do domu i nie zastanie w nim Tomusia...skończyło sie inaczej chociaż znowu niewiadoma co bedzie dalej co zadecyduje Tommy. Cudowne opowiadanie. Każdy odcinek czytam kilkukrotnie ponieważ to jest jak narkotyk...chcesz więcej i więcej a że trzeba trochę czekać na kolejny odcinek to wracam do tego co było. Pozdrawiam B.
OdpowiedzUsuńJej... Niesamowity odcinek! Szczerze mówiąc w pewnej chwili prawie się popłakałam. Z niecierpliwością czekam na następny! No i oczywiście mam nadzieję, że między naszymi chłopcami się ułoży!:D
OdpowiedzUsuń