piątek, 6 stycznia 2017

Rozdział 68 - Twoja definicja

Obiecałam Szczotce odpowiedzieć na pytania. Oto one:
(Co się stało że akurat zaczęłaś o tym pisać?)
To wina mojej ulubionej pisarki Adommy: Marony. Stwierdziłam, że jest genialna, poza tym od dziecka czytam książki, w końcu doszło do jej książek i sama chciałam się sprawdzić. Z polskiego zawsze najbardziej lubiłam prace pisemne i pomyślałam, dlaczego nie spróbować z Adommy?(Mam nadzieję że nie przestaniesz pisać?)
Myślę, że nie przestanę. Dopóki będę miała wenę. Nawet, jeśli mi się Adommy znudzi, w co wątpię, bo to mój wzór idealnej miłości, będę pisać. Mam dużo pomysłów, ale zawsze jest problem z tymczasem i weną.(Od kiedy zaczęłaś pisać?)
Spójrz sobie, kochana, na pierwszy post. To moje pierwsze opowiadanie, przerywane onepartami. Właśnie dlatego zależy mi tak bardzo na Waszej opinii. Jeśli coś się robi pierwszy raz, takie opinie bardzo pomagają.(I ile zajmuje ci czasu pisanie jednego odcinka?)
Jeśli mam czas i wenę, to wyrabiam się w tydzień i mam ten cały odcinek w zeszycie. Drogi tydzień to przepisywanie na komputer, dokonywanie ewentualnych poprawek. Ale wiadomo, że nie zawsze ten czas jest. Na przykład teraz zaczynam sesję na studiach i tego czasu będzie bardzo mało, więc dodaję wam teraz odcinek, żebyście mogli go z dziesięć razy przeczytać (a tak naprawdę wystarczy tylko raz!) zanim powrócę :)
Kolejny przełomowy odcinek! To już 68, a ja się zastanawiam, ile ich jeszcze będzie? Hmm... Jak obstawiacie? Read & comment!
A przy okazji. Czy ktoś śledzi mnie na twitterze? @AnnaGlambert1
Wesołego święta Trzech (czy jak mówi Petru sześciu :P ) Króli!

Rozdział 68
Twoja definicja

Z czasem głośne oddechy były coraz cichsze. Gorąco przestało wypełniać cały pokój, chociaż ciała wciąż były rozpalone. Ostatni pocałunek uśmiechających się ust i Adam powoli zsunął się z seksownie spoconego ciała Tommy'ego Joe, który spojrzał na niego jak tylko brunet przyłożył głowę do poduszki. Obserwował zmęczonego mężczyznę, który przymknął oczy.

- Chcesz teraz spać? - Zapytał blondyn. Położył ręce za głowę i zaczął bawić się swoimi włosami.

- Nie potrafiłbym teraz zasnąć. Co innego: odpocząć. - Odpowiedział z uśmiechem. Odetchnął znów, kiedy Tommy zbliżył się do niego i zaczął głaskać piegowatą skórę w miejscu żeber.

- Ja nie jestem zmęczony. - Przyznał Joe. Oddychał ciężko, ale nie tak jak Adam, który swojego oddechu nie potrafił jeszcze opanować. Nie, nie był wykończony – był gotowy do działania.

- Nie? - Zdziwienie odbiło się na twarzy Lamberta. Uznał, że Tommy żartuje. - Kochanie, zrobiliśmy to trzy razy! - Zaśmiał się histerycznie. Nie dowierzał. Żartujesz, Tom. Ty żartujesz. Albo jesteś niewyżyty fizycznie. Naprawdę nie masz dość?

- Zrobiłbym i czwarty, kochanie. - Blondyn przeniósł spojrzenie z torsu bruneta na niebieskie oczy i przez chwilę poczuł się zawstydzony. Potem cmoknął bruneta w sutek i wyciągnął się ze śmiechem na łóżku.

- Nie mówisz poważnie. - Adam zbył go śmiechem, ale zamilkł po chwili. Szukał potwierdzenia, ale znalazł tylko triumfujący na obliczu ukochanego uśmiech. Mówisz poważnie. - Dlaczego?

- Eee... Dla przyjemności?

- Tylko? - Adam znów spytał, dociekając nieznanego sedna. Gra „pytanie-odpowiedź” była jego ulubioną. Mógł ciągnąć Tommy'ego za język w nieskończoność, mając nadzieję, że dowie się o nim czegoś nowego, a i tak wiedział już wiele. Niestety, nie dotyczyło to uczuć.

- Nie. - Ratliff odpowiedział dopiero po krótkiej chwili. Teraz to Adam pochylił się nad Tommy'm, żądając rozwinięcia. - Bo... - Podniósł się i podparł na łokciu. Czuł, że to, co teraz powie jest ważne. Ważne dla Adama. Prawie tak ważne jak wyznanie miłości. Tommy musiał bardzo uważać, by się do niego nie zbliżyć. - Z tobą jest inaczej. Kiedy jestem z kobietą, muszę tylko dawać, zaspokajać ją. Zawsze chodzi o tylko nie. Czasami czułem, że to tylko obowiązek, orgazm przestał być czymś wspaniałym, ale czymś niechcianym. Lepiej, żebym go nie miał, bo to zawsze łączyło się z obawą, że ona zajdzie w ciążę, której oboje nie chcemy. A z tobą czuję się bezpieczny, wolny. Mogę dawać przyjemność, ale i czerpać całymi garściami i czuję, że mógłbym tak bez końca, bo wtedy mój świat składa się tylko z tego momentu, kiedy razem szczytujemy. Kiedy oboje czujemy to samo jak byśmy byli połączeni jakąś magiczną więzią. Jakbyśmy byli...

- Zakochani? - Adam dokończył zdanie za niego, wierząc, że muzyk to właśnie chciał powiedzieć. Widząc zmieniające się oblicze blondyna stwierdził, że jednak się pomylił.

- A niech cię szlag, Adam! - Tommy wzdrygnął się od usłyszanego słowa. Odsunął się rozgniewany i usiadł na łóżku. Nie, nie, proszę. Po raz kolejny mówisz mi o miłości. A czym ona w ogóle jest? Bajeczką opowiadaną na dobranoc. Wplótł palce we włosy i zacisnął w pięść.

- Coś nie tak?

- Cały czas mówisz o miłości, to jest nie tak. Mówisz mi te słowa tak często, niemal odruchowo, wpychasz na siłę do mózgu, bym nie przestawał o nich myśleć. Zmuszasz mnie, bym odpowiedział ci tym samym choć nie wiem, co to w ogóle dla ciebie oznacza. Czym dla ciebie jest miłość? - Miłość, miłość. Pieprzona miłość. Czy to w ogóle coś realnego? Nikt nigdy nie opisał jej suchą definicją. Podobno każdy odczuwa ją inaczej. A jak ty ją odczuwasz, Adam? Czy ona naprawdę istnieje w twoim sercu? - Powiedz mi, Adam.- Rzucił ponaglająco, ale brunet milczał. - Jak brzmi twoja własna definicja miłości? Czy ona w ogóle istnieje?

- Jest tak realna jak ty i ja. Miłość to taka „magiczna więź”, „kiedy oboje czujemy to samo”...

To były słowa Ratliffa wypowiedziane ustami Lamberta. Tommy ponownie poczuł strach. Nagle przestał chcieć tego słuchać jakby miał zaraz stanąć twarzą w twarz z potworem, przed którym całe życie uciekał. Nie, przestań. Proszę, przestań. Gwałtownie się odkrył i zsunął nogi z łóżka, by wstać i uciec. Adam skutecznie go zatrzymał, oplatając ręce wokół płaskiego brzucha gitarzysty. Kontynuował.

- ...Kiedy kogoś kochasz, wiesz, że z nim jest inaczej, a twój świat składa się tylko z tego momentu, kiedy jesteście razem. Możesz brać i dawać i z obu rzeczy czerpać przyjemność, to nie jest żaden obowiązek. Przy nim czujesz się wolny. On daje ci bezpieczeństwo, ale ty też chcesz go chronić, bo nie wiesz, co byś począł, jeśli coś by mi się stało. - Zmienił teraz jedną z osób, o których mówił. Mówił teraz o Tommy'm i samym sobie, bo wiedział, że to nie jest już przykładowa definicja. To definicja ICH miłości. Tommy go kochał, a on kochał Tommy'ego. Teraz musiał mu tylko opowiedzieć o tej miłości, jaką siebie nawzajem darzyli. Mówił o uczuciach składających się na miłość i tym samym przypominał Tommy'emu poszczególne wydarzenia z ich wspólnego życia. Blondyn wyobraził sobie lodowisko, kiedy to porwał rękę Adama do siebie w strachu, że może być zmiażdżona przez jakieś obce łyżwy. To była tylko migawka, bo Adam mówił dalej. - To uczucie, kiedy zobaczyłeś mnie po raz pierwszy i już wiedziałeś, że możesz mi zaufać, a każdy zawód tego zaufania jest dla ciebie totalną katastrofą i odbiera ci chęci do życia. Oddałem ci moją gitarę, bo ci zaufałem, Tommy. A ty zaufałeś mi, zaczynając rozmowę z nieznajomym, którym dla ciebie byłem.

- Dosyć. Przestań...

- Nie mogę. Przy tobie moje serce przyspiesza i wiem, że twoje reaguje tak samo. Kiedy jesteśmy bardzo blisko stresujesz się, ale chcesz więcej. - Położył rękę w miejscu, gdzie znajdowało się serce blondyna. Tak, ich serca biły w tym samym szaleńczym rytmie.

Przed oczami muzyka stanęła kolejna migawka: on z zachwytem przyglądający się jak Adam w samych szortach przygotowuje dla niego śniadanie. Adam proszący go o autograf, kiedy wraz z Mouthlike skończyli koncert. I potem, kiedy opowiadał kolegom o Adamie. Był taki dumny. Tak dumny jak wtedy, kiedy po raz pierwszy usłyszał jego śpiew. Nie chciał o tym myśleć. Wyobraził sobie, że stoi na krawędzi dachu wieżowca i że zaraz spadnie. Chciał, żeby strach wyeliminował wszystko, o czym do tej pory myślał, ale w tym wyobrażeniu pojawiły się ręce Adama obejmujące go tak jak teraz. Adam nigdy nie pozwoliłby mi spaść.

- Chcesz więcej mnie. A ja chcę ci dać siebie i na odwrót. To jest właśnie miłość, Tommy. Spotkałem cię zaledwie pół roku temu, a mam wrażenie jakbym znał cię całą wieczność. Jesteś moją miłością, Tommy Joe Ratliffie. I wiem, że ty też mnie ko...

- TO NIEMOŻLIWE! - Tom wyrwał się z płaczem. Stanął plecami do Adama odwrócił głowę, by Adam mógł wyraźnie usłyszeć to, co ma do powiedzenia. - Nie mogę, Adam. Nie mogę tego czuć. To niemożliwe. - Wysyczał przez łzy.

- Jak możesz tak mówić? Nie jestem ślepy, Tommy! Widzę to w twoich najmniejszych gestach. Chcesz być blisko mnie. Chcesz, by moje ramiona cię otaczały. W nocy twoja dłoń szuka mojej. To mało?

- To... To nic nie znaczy. To... - Brakowało innego wytłumaczenia. Tommy nie mógł więcej zaprzeczać. Dowody mówiły same za siebie. Nawet teraz pragnął zagłębić się w ramionach Adama. Poczuć jego ciepło, zniewalający zapach męskiego ciała. Ale poczuł tylko swój strach i gniew... W rozdzierających powietrze słowach Adama:

- TO POWIEDZ, ŻE MNIE NIE KOCHASZ! - Adam przekrzyczał go, skacząc na równe nogi. Zbliżał się do gitarzysty, wymuszając tę odpowiedź. Tommy zobaczył pojedyncze łzy na jego policzkach. Nigdy nie chciał doprowadzić go do płaczu, ale to się stało właśnie w tej chwili. Lambert miał już dość. Nie wiedział, na czym stoi. Czy to kolejna miłosna katastrofa w jego życiu? Czy może z Tommy'm jeszcze coś zbudować? Czy w ogóle potrafi? Joe nie może pozostawić go bez odpowiedzi – nie tym razem. Jeśli to powiesz, już więcej mnie nie zobaczysz. Nie będę miał żalu. Spakuję swoje rzeczy i wyprowadzę się. Nie będziesz musiał mnie już więcej oglądać. Ale jeśli jest tak, jak myślę... Jeśli naprawdę mnie kochasz... Zostanę z tobą. Będę przy tobie. Podzielę z tobą całe swoje życie, bo ja wiem na pewno. Wiem, że cię kocham. - Odpowiedz mi, proszę. - Zaczął błagać, kiedy zbliżył się już na minimalną odległość. Tommy zacisnął powieki, z kącików oczu popłynęły łzy. Poczuł dotyk palców na swojej skroni i to uświadomiło mu dobitnie, że jest w położeniu bez wyjścia. Nie mógł powiedzieć „tak” ani „nie”. Spanikował. Wybrał ucieczkę.

- Ja... Nie mogę. - Powiedział szeptem. Przesunął się po ścianie wprost do drzwi. Pobiegł do przedpokoju, gdzie szybko wzuł buty. Sięgnął po kurtkę, z szafki po przeciwnej stronie zaprał swój portfel i opuścił w pośpiechu mieszkanie, budynek. Przemierzył biegiem kilka ulic. Potem zabrakło mu tchu, ale nie zabrakło łez...


6 komentarzy:

  1. Oooch...
    To było... Nawet nie wiem jak to opisać?! Tyle emocji w tym odcinku łaaał. Jestem zachwycona, zakochana i mogę czytać sto razy i wciąż będzie dla mnie genialny!
    Dziękuję, że dzielisz się swoją magią z nami, bo jest cudowna!!!
    Pozdrawiam ciepło, Dominika :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Chyba za dużo emocji jak na mnie no kiedy Adam zaczął płakać to ja też. Mimo,że mam teraz mokrą poduszkę to odcinek genialny jest 😍😍😍😍/Marta

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Pierwszy raz zostawię komentarz, bo pierwszy raz trafiłam tu kiedy jestem przy komputerze XD Mam nadzieje na to, że jak najszybciej dodasz kolejny. Nie lubię tak długo czekać ;-; Ten był cudowny. Ale jeśli Tommy nie przestanie uciekać przed swoimi uczuciami, to przysięgam że go znajdę, i strzele mu w łeb XD

    OdpowiedzUsuń
  5. Ehhh...dodawanie komentarzy tutaj to koszmar XD A tak co do rozdziału: omngjksfdhggkghfjdhgkd *-* Widzę, że nie tylko u mnie Tommy ucieka przed miłością. Powinien w końcu odpuścić i pozwolić Adamowi siebie kochać. Przecież Adam nie będzie na niego czekał wiecznie. <3

    OdpowiedzUsuń