piątek, 13 września 2013

Rozdział 14 - To był Mitchel

Wracam – ale tylko na chwilę. Apropos tego rozdziału, w którym jest o śpiewaniu, to pochwalę się, że ostatnio byłam zapisać się do chóru, by sprawdzić czy umiem śpiewać. I okazało się, że jestem sopranem i altem. Pośpiewamy, zobaczymy... Zapraszam :)

Czekolaaada – nie dramatyzuj tak, bo pomyślę, że moje gryzdołki to jakieś dzieło na miarę Piaskowego Gołębia.

To był Mitchel

- Czego ode mnie chcesz!? Puść mnie! - Tommy próbował uwolnić się z mocnego uścisku.

- To, że grasz u mnie jako gitarzysta, nie znaczy, że będziesz miał takie względy jak John, rozumiesz? - Wysyczał. - Nie próbuj się wkupić w łaski menadżera, bo gwarantuję ci, że długo nie pożyjesz. - Rzekł kąśliwym tonem.

- Dlaczego miałbym to robić? Dlaczego mi grozisz? - Z ust Tommy'ego znów padły pytania. Skupił w sobie całą siłę i odepchnął wroga. Teraz to on był na wygranej pozycji. Mitchel znajdował się między nim a drzwiami. Patrzyli na siebie surowym wzrokiem. Nim Tommy spróbował powiedzieć coś więcej, wokalista złapał za klamkę i nacisnął ją. Oboje wypadli na korytarz, którym przechodził właśnie Olivier.

Ratliff z trudem utrzymał równowagę, kiedy znalazł się na korytarzu. Złapał się ściany, by nie upaść i ogarnął wzrokiem długi hol. Mitchel miał rozszerzone z nadmiaru adrenaliny oczy. Kiedy zobaczył Oliviera, obrzucił go zawistnym spojrzeniem i splunął w stronę Tommy'ego. Nie zdobył się na żadne słowa. Po prostu odszedł najszybciej, jak to było możliwe.

Blondyn dopiero po chwili zauważył klawiszowca, który tkwił w wyraźnym szoku. Otwarte usta i uniesione brwi zdawały się pytać, co się tutaj przed chwilą stało.

- T... Tommy? Wszystko gra? - Spytał niepewnie, widząc, jak muzyk trzyma się za głowę.

Gitarzysta myślał o ostatnich sekundach przeszłości. Nie wiedział, jak zinterpretować ostatnie wydarzenie oraz jak odpowiedzieć na pytanie członka zespołu.

- Nie wiem. Ty mi powiedz. - Spojrzał na Oliviera pytającym wzrokiem. Powiedz mi, co się, do cholery, dzieje w tym pieprzonym zespole i dlaczego wasz wokalista przed chwilą groził mi śmiercią! - Krzyknął zdesperowany wskazując palcem drzwi, za którymi wcześniej się znajdował.

Słowa Tommy'ego wywarły na Olivierze ogromne wrażenie. Cholera, co ten palant znowu zrobił. Westchnął głęboko i oparł rękę na ramieniu blondyna, próbując go uspokoić. Dlaczego zawsze ja muszę się tłumaczyć i wszystko wyjaśniać! Pieprzony dupek! Przecież ten chłopak nic nie wie i ja mam go oświecać? Po pierwszym dniu?

- Chodź, makijażyści czekają na nas w garderobie. Za piętnaście minut wychodzimy na scenę. - Złapał go lekko za ramię i zmusił do ruchu. Powoli udali się do pokoju z lustrami. - Przepraszam za Mitchela. Nie jest przyzwyczajony do nowych członków zespołu. A zwłaszcza gitarzystów. - Obrzucił go spojrzeniem i puścił jego ramię.

- Powiesz mi, o co mu chodziło? To nie było normalne. Zachowywał się jak jakiś psychopata. - Powiedział już spokojniej i wpatrzył się w białe ściany.

- O takich sprawach najlepiej rozmawiać przy piwie. - Uśmiechnął się lekko. - Niestety teraz nie mamy na to czasu.

- Czyli mi nie powiesz. - Wywnioskował Ratliff i zatrzymał się przed odpowiednimi drzwiami.

- Wybacz, nie dzisiaj. - Otworzył wrota i wpuścił młodszego mężczyznę do pomieszczenia. Sam wszedł kilka sekund później, myśląc o zajściu, jakiego był tego dnia świadkiem.

***

- Na początku coś prostego. Muszę poznać barwy waszych głosów. Po kolei będziecie podchodzić do fortepianu i śpiewać usłyszane tony. Alexis – jesteś pierwsza. Pozostali mają czas na wybranie piosenki, jaką zaśpiewają w Hollywood Week.

Niski mężczyzna w średnim wieku stał przed rzędem uczniów. Długa broda dodawała mu lat, a głos pozbawiony łagodności czynił go surowym, zimnym człowiekiem. Ustawione w rzędzie osoby porozchodziły się pod ściany, by poczekać na swoją kolej. Niektórzy wdali się w ciche rozmowy jednocześnie uważając żeby nie przeszkadzać. Inni obserwowali koleżankę wykonującą wszystkie polecenia mentora.

Adam stał w kącie razem z Allison i Krisem. Obserwując Alexis mówił półszeptem do kolegi i koleżanki swojej paczki.

- Dobrze, że rozdzielili nas na dwunastoosobowe grupy. Trzydziestu sześciu osób na pewno by ten gość nie ogarnął. - Rzekł prześmiewczo, obserwując pana Carlsona. Ten tłumaczył coś Alexis Grace, która była bardzo skrępowana i zagubiona. Kris i Allison roześmiali się, co spotkało się z wrogim spojrzeniem nauczyciela. Kiedy odwrócił wzrok, oboje wymienili spojrzenia.

- Daj spokój. Daje sobie radę. - Powiedziała Allison i znów się uśmiechnęła.

- Na razie. - Dopowiedział Kris i oparł się o ścianę.

- Daję pięć dolarów, że po tygodniu będzie miał już dość. A ty, Adam? Jak myślisz?

- Hmm... Biorąc pod uwagę zawziętość i cięty język pana Carlsona stawiam na 12 dni.

- Przyjmuję zakład. Iraheta, przecinasz. - Mężczyźni podali sobie dłonie, a czerwonowłosa koleżanka przecięła je na krzyż.

- Kris Allen. - Nauczyciel penetrował salę, poszukując odpowiedniej osoby. Kiedy niski szatyn odłączył się od grupy, pan Carlson zmierzył go wzrokiem. - Jesteś następny, chłopcze. - Ciekawe, na co go stać...

Lekcja trwałą jeszcze godzinę. W połowie każdy z zebranych zdążył się już porządnie znudzić. Kilkakrotne śpiewanie gamy i dodatkowo wybranych tonów nie było męczące, lecz długie oczekiwanie na swoją kolejkę sprawiło, że pod koniec lekcji każdy już ziewał. W kolejce zostało jeszcze kilka osób, wśród nich Adam i Michael. Od fortepianu właśnie odeszła Megan.

- Proszę, teraz Adam Lambert. - Pan Jack Carlson przeczytał nazwisko z listy już mocno zdezorientowany. Spośród ośmiu osób, które zdążył przesłuchać, prawdziwego talentu doszukał się tylko we dwóch. Teraz czuł, że czeka go kolejne rozczarowanie. Ale miał ich przecież tylko przygotować. Jego zadaniem było przekazanie im swojej wiedzy o wokalu. Decyzja, czy ją wykorzystają, należała do nich.

Adam podszedł do instrumentu, za którym siedział nauczyciel. Ten kazał mu zaśpiewać dźwięk Sol, który uprzednio zagrał na fortepianie. Lambert wykonał zadanie wydając z siebie płynny długi ton. Mężczyzna spojrzał na niego zza okularów, po czym zaproponował ton Si. I to Adam zaśpiewał. Nauczyciel coraz bardziej zaintrygowany jego czystą barwą głosu kazał zaśpiewać mu całą gamę po kilka razy wyciągając zarówno najwyższe dźwięki, jakie Adam był zdolny zaśpiewać, jak i te najniższe. Trwało to kilka minut. Brwi pana Carlsona uniosły się tak bardzo, jak tylko mogły. Wybitny talent. Uśmiechnął się po naciśnięciu ostatniego klawisza.

- Adam, gdzie się uczyłeś? -Spytał i podparł ręką podbródek.

- Dear Canyon Elementary School, Mesa Verde Middle School i Mount Carmel High School. - Wymienił.

- Należałeś do koła teatralnego. - Wysunął podejrzenie. Jak się okazało – trafne.

- Tak. Skąd pan wiedział? - Rzekł zaskoczony Lambert.

- To słychać, Adamie. To słychać. - Pogładził swą brodę, myśląc intensywnie. Jest naprawdę dobry. - W jakiego typu przedstawieniach brałeś udział?

- Musicale. - Rzucił coraz bardziej speszony.

- Tak! - Klasnął w ręce z uśmiechem i wstał. - Musicale i kółko teatralne, chłopcy i dziewczęta – to jest najlepszy start dla przyszłych śpiewaków i piosenkarzy. Możesz wrócić na miejsce, Adamie. - Rzekł w stronę bruneta, lecz kiedy ten oddalał się na miejsce, profesor znów wywołał jego imię.

- Tak? - Odwrócił głowę w stronę pięćdziesięciolatka.

- Czy wybrałeś już piosenkę? - Spytał ostatni raz, ale Adam nie odpowiedział od razu.

- Jeszcze się nad nią nie zastanawiałem. - Odparł po chwili i wrócił pod ścianę z zamyśloną miną.

Ostatni z dwunastu podszedł do nauczyciela. Adam jednak nie odezwał się już ani jednym słowem. Kiedy szli do audytorium, odpowiadał tylko półsłówkami na nieliczne pytania i stwierdzenia. Zamyślony wszedł ostatni do wielkiej sali i zamknął za sobą drzwi. Nie słuchał mężczyzny, który rozkazał wszystkim wziąć notatniki i długopisy. Ktoś wcisnął mu te rzeczy w ręce i zaprowadził do ławek. Allison. Czerwonowłosa nastolatka z łagodnym uśmiechem obserwowała go, jak dumał, patrząc w nieokreślony punkt.

- A może opowie nam ktoś o nutach. Ktoś wie, czym one są? - Zagadnął pan Johnson i spojrzał na listę obecności. - Może pan Lambert? - Rzekł, a wszyscy spojrzeli na Adama, który na dźwięk swojego nazwiska szybko się ocknął.

- Przepraszam, czy mógłby pan powtórzyć pytanie? - Zapytał zdezorientowany i zainteresował się lekcją.

- Czy wiesz coś o nutach, Adamie?

- Tak... Oczywiście. - Odparł i przeszedł do odpowiedzi. - Nuta to graficzny odpowiednik dźwięku. Określa jego wysokość i czas trwania. Seria nut składa się na melodię, a melodia z tekstem tworzą piosenkę. By odtworzyć to na żywo, potrzebne są instrumenty takie jak gitara, perkusja czy ludzki głos.

- Brawo, chłopcze. - Rzekł z uśmiechem uczony i przeszedł do wykładu. - Adam pięknie to ujął. Ludzki głos jest instrumentem najważniejszym w piosence. - Powtórzył swoimi słowami i kontynuował monolog. Na co dzień posługujemy się głosem, ale nie jest on tak melodyjny jak w czasie śpiewu. Wtedy wydajemy z siebie różne tony, od niskich, do tych wysokich. Niestety, nasze gardła nie są w stanie wydobyć z siebie wszystkich tonów, lecz tylko te podstawowe. Nasze lekcje będą się właśnie opierały na tym, żeby wydobyć z waszych gardziołek jak najwięcej różnorodnych, rzadkich tonów. - Rzekł i przeszedł z jednej strony sali do drugiej. - Kochani, przez siedem pierwszych dni będziecie odbywać lekcje nie tylko ze mną, ale także z innymi specjalistami w dwunastoosobowych grupach, tak jak teraz. Pozostałe tygodnie będą bardzo zróżnicowane. Wybrane przez was utwory będziecie ćwiczyć indywidualnie z mentorami, będą także zajęcia ogólne w grupach. Każdy uczestnik „Idola...” dostanie swój plan zajęć pod koniec tej lekcji, natomiast chyba najbardziej was interesuje, kiedy będziecie mieć czas dla siebie. Prawda? - Zagadnął, a wszyscy ochoczo przytaknęli. - Codziennie od godziny czwartej po południu do dziewiątej wieczorem. Kolacja nie jest obowiązkowa. Możecie wychodzić poza rezydencję, dlatego właśnie dostaliście identyfikatory. Nasz regulamin nie toleruje natomiast pijaństwa. Za wnoszenie alkoholu lub innych używek na ten teren lub bycie w stanie nietrzeźwości grozi natychmiastowe wydalenie z rezydencji i dyskwalifikacja w programie. - Rzekł groźnie, a niektórym zdarzyło się spuścić wzrok.

Pan Johnson opowiadał krótko o najważniejszych elementach trzymiesięcznego szkolenia. Następne lekcje zapoznawcze były tak samo nudne jak ta, lecz zawierały dużo ważnych informacji, które każdy uczestnik musiał zapamiętać albo chociaż zapisać.

Adam z niecierpliwością wyczekiwał końca zajęć. Miał nadzieję, że potem będzie mógł zwiedzić nieznane miasto. Kiedy pan Johnson oznajmił, że lekcja dobiegła końca, brunet postanowił skorzystać z dziesięciominutowej przerwy i oddalił się poza zasięg przyjaciół.

Szybkim krokiem zmierzał w kierunku toalet. Nie zamierzał jednak załatwiać spraw fizjologicznych. Chciał w końcu usłyszeć odpowiedzi na pytania, które dręczyły go całą noc. Dlaczego się tak szybko rozłączył? Czy nie chciał ze mną rozmawiać? A może to ja powiedziałem zbyt wiele? Byłem szczery. Naprawdę za nim tęsknię. Jak cholera... A może ktoś mu przeszkodził? Ten... Mitchel? Chyba tak miał na imię. „Tak jak ja mam na drugie”. Pamiętał. Ciekawe, czy się już dogadali. Ale dlaczego uwziął się na mojego Tommy'ego? Zaraz... Pomyślałem „mojego”? On... Boże, co się ze mną dzieje... Ogrom myśli zajął jego głowę, kiedy pchnął czarne drzwi oznaczone trójkątem. Wszedł do kabiny, uprzednio wyjmując telefon. Zamknął się na klucz i wybrał numer, który był pierwszy na liście najczęściej wybieranych kontaktów.

- Tommy? - Powiedział po usłyszeniu znajomego głosu. - Nie mam zbyt dużo czasu, ale muszę cię spytać.

- Wiesz, że możesz pytać mnie o co tylko chcesz. Coś cię trapi? - Tommy przybrał poważny ton, kiedy usłyszał zdenerwowany głos po drugiej stronie słuchawki.

- Coś nam wczoraj przeszkodziło w rozmowie, czy powiedziałem coś, co spowodowało, że poczułeś się niezręcznie i rozłączyłeś pod pretekstem? - Spytał szybko, czując, że jego policzki płoną.

- Adam, nigdy jeszcze nie spotkałem osoby z tak bujną wyobraźnią jak twoja. - Wywnioskował blondyn i zaczął się śmiać do słuchawki. Stał właśnie przed sklepem spożywczym z siatką pełną przekąsek i alkoholu – prowiantem na wieczorny seans filmowy. Planował zaprosić członków zespołu, by przełamać lody, zaprzyjaźnić się i przy okazji załatwić sprawę Mitchela.

- To w takim razie co to było? - Spytał z wyraźną ulgą w głosie. Usiadł na muszli klozetowej i podparł się ręką o kolano.

- To był Mitchel. - Po wypowiedzeniu tych słów blondyn dokładnie przeanalizował niecodzienne zajście. Kolejny raz ogarnęły go myśli, że sam nie da rady dobrze go zinterpretować.

- Kontynuuj? - Podpowiedział Lambert, kiedy zapadła chwilowa cisza. Pomyślał, że ta rozmowa nie będzie jednak tak krótka, jak przewidywał. Przerwa trwała jeszcze pięć minut, a sekundnik w zegarku przesuwał się niespodziewanie szybko.




3 komentarze:

  1. OH nawet nie wiesz jak się cieszę że dodałaś odcinek postanowiłam tu zajrzeć i taka niespodzianka ^^ Świetny !! Nie mogę się doczekać następnego pewnie będzie trzeba długo czekać :( No cóż weny życzę ;)
    ~karu$

    OdpowiedzUsuń
  2. jessssssssssssssssssssssssssst rooooooooooozdziaaaaaaaaaaaaał!!!
    odethnęłam, cały czas bałam się,że ten mitchel zrobi cos Tommyemu, ale juz jestem spokojna. cały rozdziałek świetny.
    co do dramatyzowania, to sie przyzwyczaj, juz tak mam, ze wszystko przezywam trzy razy mocniej ;)
    Piaskowy to faktycznie arcydziełko,naprawdę niewiele jest adommy, które mogą z nim konkurowac, ale twoje opowiadanie jest naprawdę dobre, logiczne i przyjemnie się je czyta. kto wie, co z niego wyrośnie?
    życze weny, natchnienia i czego ci tam jeszcze potrzeba do pisania :)
    ~Czekolaaada

    OdpowiedzUsuń
  3. Cieszę się, że wróciłaś :) Jak dla mnie akcja fajnie się rozwija. Tommy i Adam coraz bardziej się do siebie zbliżają i jestem ciekawa o co chodzi z tym Mitchelem.
    Oo i śpiewasz w chórze <3 Nie można być sopranem i altem jednocześnie, więc pewnie jesteś mezzo sopranem, chociaż wszystko się jeszcze może zmienić ;)
    To życzę dużo weny i czekam na następny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń