Wracam
– ale tylko na chwilę. Apropos tego rozdziału, w którym jest o
śpiewaniu, to pochwalę się, że ostatnio byłam zapisać się do
chóru, by sprawdzić czy umiem śpiewać. I okazało się, że
jestem sopranem i altem. Pośpiewamy, zobaczymy... Zapraszam :)
Czekolaaada
– nie dramatyzuj tak, bo pomyślę, że moje gryzdołki to jakieś
dzieło na miarę Piaskowego Gołębia.
To był Mitchel
-
Czego ode mnie chcesz!? Puść mnie! - Tommy próbował uwolnić się
z mocnego uścisku.
-
To, że grasz u mnie jako gitarzysta, nie znaczy, że będziesz miał
takie względy jak John, rozumiesz? - Wysyczał. - Nie próbuj się
wkupić w łaski menadżera, bo gwarantuję ci, że długo nie
pożyjesz. - Rzekł kąśliwym tonem.
-
Dlaczego miałbym to robić? Dlaczego mi grozisz? - Z ust Tommy'ego
znów padły pytania. Skupił w sobie całą siłę i odepchnął
wroga. Teraz to on był na wygranej pozycji. Mitchel znajdował się
między nim a drzwiami. Patrzyli na siebie surowym wzrokiem. Nim
Tommy spróbował powiedzieć coś więcej, wokalista złapał za
klamkę i nacisnął ją. Oboje wypadli na korytarz, którym
przechodził właśnie Olivier.
Ratliff
z trudem utrzymał równowagę, kiedy znalazł się na korytarzu.
Złapał się ściany, by nie upaść i ogarnął wzrokiem długi
hol. Mitchel miał rozszerzone z nadmiaru adrenaliny oczy. Kiedy
zobaczył Oliviera, obrzucił go zawistnym spojrzeniem i splunął w
stronę Tommy'ego. Nie zdobył się na żadne słowa. Po prostu
odszedł najszybciej, jak to było możliwe.
Blondyn
dopiero po chwili zauważył klawiszowca, który tkwił w wyraźnym
szoku. Otwarte usta i uniesione brwi zdawały się pytać, co się
tutaj przed chwilą stało.
-
T... Tommy? Wszystko gra? - Spytał niepewnie, widząc, jak muzyk
trzyma się za głowę.
Gitarzysta
myślał o ostatnich sekundach przeszłości. Nie wiedział, jak
zinterpretować ostatnie wydarzenie oraz jak odpowiedzieć na pytanie
członka zespołu.
-
Nie wiem. Ty mi powiedz. - Spojrzał na Oliviera pytającym wzrokiem.
Powiedz mi, co się, do cholery, dzieje w tym pieprzonym zespole i
dlaczego wasz wokalista przed chwilą groził mi śmiercią! -
Krzyknął zdesperowany wskazując palcem drzwi, za którymi
wcześniej się znajdował.
Słowa
Tommy'ego wywarły na Olivierze ogromne wrażenie. Cholera,
co ten palant znowu zrobił. Westchnął
głęboko i oparł rękę na ramieniu blondyna, próbując go
uspokoić. Dlaczego zawsze ja muszę się
tłumaczyć i wszystko wyjaśniać! Pieprzony dupek! Przecież ten
chłopak nic nie wie i ja mam go oświecać? Po pierwszym dniu?
-
Chodź, makijażyści czekają na nas w garderobie. Za piętnaście
minut wychodzimy na scenę. - Złapał go lekko za ramię i zmusił
do ruchu. Powoli udali się do pokoju z lustrami. - Przepraszam za
Mitchela. Nie jest przyzwyczajony do nowych członków zespołu. A
zwłaszcza gitarzystów. - Obrzucił go spojrzeniem i puścił jego
ramię.
-
Powiesz mi, o co mu chodziło? To nie było normalne. Zachowywał się
jak jakiś psychopata. - Powiedział już spokojniej i wpatrzył się
w białe ściany.
-
O takich sprawach najlepiej rozmawiać przy piwie. - Uśmiechnął
się lekko. - Niestety teraz nie mamy na to czasu.
-
Czyli mi nie powiesz. - Wywnioskował Ratliff i zatrzymał się przed
odpowiednimi drzwiami.
-
Wybacz, nie dzisiaj. - Otworzył wrota i wpuścił młodszego
mężczyznę do pomieszczenia. Sam wszedł kilka sekund później,
myśląc o zajściu, jakiego był tego dnia świadkiem.
***
-
Na początku coś prostego. Muszę poznać barwy waszych głosów. Po
kolei będziecie podchodzić do fortepianu i śpiewać usłyszane
tony. Alexis – jesteś pierwsza. Pozostali mają czas na wybranie
piosenki, jaką zaśpiewają w Hollywood Week.
Niski
mężczyzna w średnim wieku stał przed rzędem uczniów. Długa
broda dodawała mu lat, a głos pozbawiony łagodności czynił go
surowym, zimnym człowiekiem. Ustawione w rzędzie osoby
porozchodziły się pod ściany, by poczekać na swoją kolej.
Niektórzy wdali się w ciche rozmowy jednocześnie uważając żeby
nie przeszkadzać. Inni obserwowali koleżankę wykonującą
wszystkie polecenia mentora.
Adam
stał w kącie razem z Allison i Krisem. Obserwując Alexis mówił
półszeptem do kolegi i koleżanki swojej paczki.
-
Dobrze, że rozdzielili nas na dwunastoosobowe grupy. Trzydziestu
sześciu osób na pewno by ten gość nie ogarnął. - Rzekł
prześmiewczo, obserwując pana Carlsona. Ten tłumaczył coś Alexis
Grace, która była bardzo skrępowana i zagubiona. Kris i Allison
roześmiali się, co spotkało się z wrogim spojrzeniem nauczyciela.
Kiedy odwrócił wzrok, oboje wymienili spojrzenia.
-
Daj spokój. Daje sobie radę. - Powiedziała Allison i znów się
uśmiechnęła.
-
Na razie. - Dopowiedział Kris i oparł się o ścianę.
-
Daję pięć dolarów, że po tygodniu będzie miał już dość. A
ty, Adam? Jak myślisz?
-
Hmm... Biorąc pod uwagę zawziętość i cięty język pana Carlsona
stawiam na 12 dni.
-
Przyjmuję zakład. Iraheta, przecinasz. - Mężczyźni podali sobie
dłonie, a czerwonowłosa koleżanka przecięła je na krzyż.
-
Kris Allen. - Nauczyciel penetrował salę, poszukując odpowiedniej
osoby. Kiedy niski szatyn odłączył się od grupy, pan Carlson
zmierzył go wzrokiem. - Jesteś następny, chłopcze. - Ciekawe,
na co go stać...
Lekcja
trwałą jeszcze godzinę. W połowie każdy z zebranych zdążył
się już porządnie znudzić. Kilkakrotne śpiewanie gamy i
dodatkowo wybranych tonów nie było męczące, lecz długie
oczekiwanie na swoją kolejkę sprawiło, że pod koniec lekcji każdy
już ziewał. W kolejce zostało jeszcze kilka osób, wśród nich
Adam i Michael. Od fortepianu właśnie odeszła Megan.
-
Proszę, teraz Adam Lambert. - Pan Jack Carlson przeczytał nazwisko
z listy już mocno zdezorientowany. Spośród ośmiu osób, które
zdążył przesłuchać, prawdziwego talentu doszukał się tylko we
dwóch. Teraz czuł, że czeka go kolejne rozczarowanie. Ale miał
ich przecież tylko przygotować. Jego zadaniem było przekazanie im
swojej wiedzy o wokalu. Decyzja, czy ją wykorzystają, należała do
nich.
Adam
podszedł do instrumentu, za którym siedział nauczyciel. Ten kazał
mu zaśpiewać dźwięk Sol, który uprzednio zagrał na fortepianie.
Lambert wykonał zadanie wydając z siebie płynny długi ton.
Mężczyzna spojrzał na niego zza okularów, po czym zaproponował
ton Si. I to Adam zaśpiewał. Nauczyciel coraz bardziej
zaintrygowany jego czystą barwą głosu kazał zaśpiewać mu całą
gamę po kilka razy wyciągając zarówno najwyższe dźwięki, jakie
Adam był zdolny zaśpiewać, jak i te najniższe. Trwało to kilka
minut. Brwi pana Carlsona uniosły się tak bardzo, jak tylko mogły.
Wybitny talent. Uśmiechnął się po naciśnięciu ostatniego
klawisza.
-
Adam, gdzie się uczyłeś? -Spytał i podparł ręką podbródek.
-
Dear Canyon Elementary School, Mesa Verde Middle School i Mount
Carmel High School. - Wymienił.
-
Należałeś do koła teatralnego. - Wysunął podejrzenie. Jak się
okazało – trafne.
-
Tak. Skąd pan wiedział? - Rzekł zaskoczony Lambert.
-
To słychać, Adamie. To słychać. - Pogładził swą brodę, myśląc
intensywnie. Jest naprawdę dobry. - W jakiego typu
przedstawieniach brałeś udział?
-
Musicale. - Rzucił coraz bardziej speszony.
-
Tak! - Klasnął w ręce z uśmiechem i wstał. - Musicale i kółko
teatralne, chłopcy i dziewczęta – to jest najlepszy start dla
przyszłych śpiewaków i piosenkarzy. Możesz wrócić na miejsce,
Adamie. - Rzekł w stronę bruneta, lecz kiedy ten oddalał się na
miejsce, profesor znów wywołał jego imię.
-
Tak? - Odwrócił głowę w stronę pięćdziesięciolatka.
-
Czy wybrałeś już piosenkę? - Spytał ostatni raz, ale Adam nie
odpowiedział od razu.
-
Jeszcze się nad nią nie zastanawiałem. - Odparł po chwili i
wrócił pod ścianę z zamyśloną miną.
Ostatni
z dwunastu podszedł do nauczyciela. Adam jednak nie odezwał się
już ani jednym słowem. Kiedy szli do audytorium, odpowiadał tylko
półsłówkami na nieliczne pytania i stwierdzenia. Zamyślony
wszedł ostatni do wielkiej sali i zamknął za sobą drzwi. Nie
słuchał mężczyzny, który rozkazał wszystkim wziąć notatniki i
długopisy. Ktoś wcisnął mu te rzeczy w ręce i zaprowadził do
ławek. Allison. Czerwonowłosa nastolatka z łagodnym uśmiechem
obserwowała go, jak dumał, patrząc w nieokreślony punkt.
-
A może opowie nam ktoś o nutach. Ktoś wie, czym one są? -
Zagadnął pan Johnson i spojrzał na listę obecności. - Może pan
Lambert? - Rzekł, a wszyscy spojrzeli na Adama, który na dźwięk
swojego nazwiska szybko się ocknął.
-
Przepraszam, czy mógłby pan powtórzyć pytanie? - Zapytał
zdezorientowany i zainteresował się lekcją.
-
Czy wiesz coś o nutach, Adamie?
-
Tak... Oczywiście. - Odparł i przeszedł do odpowiedzi. - Nuta to
graficzny odpowiednik dźwięku. Określa jego wysokość i czas
trwania. Seria nut składa się na melodię, a melodia z tekstem
tworzą piosenkę. By odtworzyć to na żywo, potrzebne są
instrumenty takie jak gitara, perkusja czy ludzki głos.
-
Brawo, chłopcze. - Rzekł z uśmiechem uczony i przeszedł do
wykładu. - Adam pięknie to ujął. Ludzki głos jest instrumentem
najważniejszym w piosence. - Powtórzył swoimi słowami i
kontynuował monolog. Na co dzień posługujemy się głosem, ale nie
jest on tak melodyjny jak w czasie śpiewu. Wtedy wydajemy z siebie
różne tony, od niskich, do tych wysokich. Niestety, nasze gardła
nie są w stanie wydobyć z siebie wszystkich tonów, lecz tylko te
podstawowe. Nasze lekcje będą się właśnie opierały na tym, żeby
wydobyć z waszych gardziołek jak najwięcej różnorodnych,
rzadkich tonów. - Rzekł i przeszedł z jednej strony sali do
drugiej. - Kochani, przez siedem pierwszych dni będziecie odbywać
lekcje nie tylko ze mną, ale także z innymi specjalistami w
dwunastoosobowych grupach, tak jak teraz. Pozostałe tygodnie będą
bardzo zróżnicowane. Wybrane przez was utwory będziecie ćwiczyć
indywidualnie z mentorami, będą także zajęcia ogólne w grupach.
Każdy uczestnik „Idola...” dostanie swój plan zajęć pod
koniec tej lekcji, natomiast chyba najbardziej was interesuje, kiedy
będziecie mieć czas dla siebie. Prawda? - Zagadnął, a wszyscy
ochoczo przytaknęli. - Codziennie od godziny czwartej po południu
do dziewiątej wieczorem. Kolacja nie jest obowiązkowa. Możecie
wychodzić poza rezydencję, dlatego właśnie dostaliście
identyfikatory. Nasz regulamin nie toleruje natomiast pijaństwa. Za
wnoszenie alkoholu lub innych używek na ten teren lub bycie w stanie
nietrzeźwości grozi natychmiastowe wydalenie z rezydencji i
dyskwalifikacja w programie. - Rzekł groźnie, a niektórym zdarzyło
się spuścić wzrok.
Pan
Johnson opowiadał krótko o najważniejszych elementach
trzymiesięcznego szkolenia. Następne lekcje zapoznawcze były tak
samo nudne jak ta, lecz zawierały dużo ważnych informacji, które
każdy uczestnik musiał zapamiętać albo chociaż zapisać.
Adam
z niecierpliwością wyczekiwał końca zajęć. Miał nadzieję, że
potem będzie mógł zwiedzić nieznane miasto. Kiedy pan Johnson
oznajmił, że lekcja dobiegła końca, brunet postanowił skorzystać
z dziesięciominutowej przerwy i oddalił się poza zasięg
przyjaciół.
Szybkim
krokiem zmierzał w kierunku toalet. Nie zamierzał jednak załatwiać
spraw fizjologicznych. Chciał w końcu usłyszeć odpowiedzi na
pytania, które dręczyły go całą noc. Dlaczego
się tak szybko rozłączył? Czy nie chciał ze mną rozmawiać? A
może to ja powiedziałem zbyt wiele? Byłem szczery. Naprawdę za
nim tęsknię. Jak cholera... A może ktoś mu przeszkodził? Ten...
Mitchel? Chyba tak miał na imię. „Tak jak ja mam na drugie”.
Pamiętał. Ciekawe, czy się już dogadali.
Ale dlaczego uwziął się na mojego Tommy'ego? Zaraz... Pomyślałem
„mojego”? On... Boże, co się ze mną dzieje...
Ogrom myśli zajął jego głowę, kiedy pchnął czarne drzwi
oznaczone trójkątem. Wszedł do kabiny, uprzednio wyjmując
telefon. Zamknął się na klucz i wybrał numer, który był
pierwszy na liście najczęściej wybieranych kontaktów.
-
Tommy? - Powiedział po usłyszeniu znajomego głosu. - Nie mam zbyt
dużo czasu, ale muszę cię spytać.
-
Wiesz, że możesz pytać mnie o co tylko chcesz. Coś cię trapi? -
Tommy przybrał poważny ton, kiedy usłyszał zdenerwowany głos po
drugiej stronie słuchawki.
-
Coś nam wczoraj przeszkodziło w rozmowie, czy powiedziałem coś,
co spowodowało, że poczułeś się niezręcznie i rozłączyłeś
pod pretekstem? - Spytał szybko, czując, że jego policzki płoną.
-
Adam, nigdy jeszcze nie spotkałem osoby z tak bujną wyobraźnią
jak twoja. - Wywnioskował blondyn i zaczął się śmiać do
słuchawki. Stał właśnie przed sklepem spożywczym z siatką pełną
przekąsek i alkoholu – prowiantem na wieczorny seans filmowy.
Planował zaprosić członków zespołu, by przełamać lody,
zaprzyjaźnić się i przy okazji załatwić sprawę Mitchela.
-
To w takim razie co to było? - Spytał z wyraźną ulgą w głosie.
Usiadł na muszli klozetowej i podparł się ręką o kolano.
-
To był Mitchel. - Po wypowiedzeniu tych słów blondyn dokładnie
przeanalizował niecodzienne zajście. Kolejny raz ogarnęły go
myśli, że sam nie da rady dobrze go zinterpretować.
-
Kontynuuj? - Podpowiedział Lambert, kiedy zapadła chwilowa cisza.
Pomyślał, że ta rozmowa nie będzie jednak tak krótka, jak
przewidywał. Przerwa trwała jeszcze pięć minut, a sekundnik w
zegarku przesuwał się niespodziewanie szybko.
OH nawet nie wiesz jak się cieszę że dodałaś odcinek postanowiłam tu zajrzeć i taka niespodzianka ^^ Świetny !! Nie mogę się doczekać następnego pewnie będzie trzeba długo czekać :( No cóż weny życzę ;)
OdpowiedzUsuń~karu$
jessssssssssssssssssssssssssst rooooooooooozdziaaaaaaaaaaaaał!!!
OdpowiedzUsuńodethnęłam, cały czas bałam się,że ten mitchel zrobi cos Tommyemu, ale juz jestem spokojna. cały rozdziałek świetny.
co do dramatyzowania, to sie przyzwyczaj, juz tak mam, ze wszystko przezywam trzy razy mocniej ;)
Piaskowy to faktycznie arcydziełko,naprawdę niewiele jest adommy, które mogą z nim konkurowac, ale twoje opowiadanie jest naprawdę dobre, logiczne i przyjemnie się je czyta. kto wie, co z niego wyrośnie?
życze weny, natchnienia i czego ci tam jeszcze potrzeba do pisania :)
~Czekolaaada
Cieszę się, że wróciłaś :) Jak dla mnie akcja fajnie się rozwija. Tommy i Adam coraz bardziej się do siebie zbliżają i jestem ciekawa o co chodzi z tym Mitchelem.
OdpowiedzUsuńOo i śpiewasz w chórze <3 Nie można być sopranem i altem jednocześnie, więc pewnie jesteś mezzo sopranem, chociaż wszystko się jeszcze może zmienić ;)
To życzę dużo weny i czekam na następny rozdział :)