Mam
zaszczyt zaprosić na pierwszą część trzeciego w moim dorobku partu. W zasadzie to dwupartu. Może i jest trochę za wcześnie, bo i pora niestyczniowa,
ale chciałam Wam zrobić mały prezent. Część druga już za
tydzień. A co do Miłości z Idola – możecie być spokojni i
pełni nadziei – akcja nabierze tempa już w najbliższych
odcinkach. Za ewentualne błędy przepraszam i życzę:
Wesołych, glambertowych świąt!
Read & comment, please!
Read & comment, please!
DwuPart
Dokończymy później
cz.1.
-
Gdzie jest Adam? Chcę się z nim napić! - Rozżalił się Taylor,
po czym opadł na kanapę.
Przy
stoliku znów zebrali się goście. Paczka przyjaciół chwilowe
zmęczenie po swawolach na parkiecie postanowiła pokonać za pomocą
alkoholu. Ale alkohol nie smakuje tak samo, kiedy nie spożywa się
go w pełnym gronie. Ba, w tym gronie nie było najważniejszej osoby
– dzisiejszego jubilata i lidera całej grupy.
Adam
Lambert znów gdzieś zniknął. Zazwyczaj można go było znaleźć
na parkiecie wijącego się prowokująco wśród innych mężczyzn
albo przy barze czekającego na kolejne drinki, które jako gospodarz
własnej imprezy zanosił przyjaciołom do stolika. Ale zawsze ktoś
wiedział, gdzie jest. Zawsze ktoś stał u jego boku, a najczęściej
tym kimś był Tommy Joe Ratliff, który przecież to wszystko
zorganizował. Czuł się więc odpowiedzialny za gości, ale przede
wszystkim za Adama. Jednak teraz nawet on nie wiedział, gdzie
piosenkarz się znajduje. Zaczynał się niepokoić.
Adam
kończył dziś 29 lat. Niezwykły wiek, który oznaczał dla niego
wkroczenie w dorosłość. Dorosłość nie taką, jaką odczuwa się
po ukończeniu osiemnastu lat – ta, pełna szalonych pomysłów i
jeszcze bardziej szalonych przeżyć właśnie się kończyła. Na
arenie sławy dla Adama przyszedł czas na dozę powagi i
udowodnienie, że jest nie tylko beztroskim lekkoduchem traktującym
życie jak przygodę, ale także człowiekiem, który to, co robi,
traktuje serio i należy mu się szacunek i uznanie. Ale jak miał
tego dowieść, skoro zniknął?
Całe
szczęście, że to impreza dla przyjaciół, a nie gala Grammy –
to by dopiero była wtopa... Tommy
pocieszał siebie, patrząc na przyjaciół, którzy zaczęli
wymieniać między sobą sugestie, co spowodowało, że Adama teraz z
nimi nie ma.
-
To ja go poszukam, a wy wypijcie za jego zdrowie. - Rzucił najlepszy
pomysł, na jaki do tej pory wpadł, a przyjaciele podnieśli
kieliszki w ramach toastu.
Nie
wiem, czy to dobry pomysł tak was zostawiać... Blondynowi
przeleciała przez umysł wizja zataczających się z pijaństwa
przyjaciół, ale szybko ją odrzucił. Bycie niańką nie było jego
przeznaczeniem, a dziś pełnienie tej roli z minuty na minutę coraz
bardziej go denerwowało. Postanowił sprawdzić bar. W tym miejscu
nie zobaczył Adama, który tak bardzo różnił się od tłumu
choćby przez brokat we włosach. Już rano nikt nie musiał mu
przypominać, co to za dzień. Od tygodnia szykował strój na tę
okazję. Nie byle jaki strój: spodnie wypożyczył z koncertowej
garderoby – dzwony ze sznurkiem zamiast zamka w rozporku były
najulubieńszymi spodniami, jakie posiadał. Niedawno zakupił też
kurtkę. Materiał z czarnej skóry napity dziesiątkami kolców,
które lśniły jak brylanty, określił mianem szatańskiej
niebiańskości dla jego image'u – cokolwiek to znaczyło.
Po
przeszukaniu parkietu i tarasu, na którym imprezowicze mogli zbić
temperaturę swych rozgrzanych ciał i nieco odetchnąć, Tommy
skierował się do łazienki. Ku jego zaskoczeniu pomieszczenie
okazało się puste. Połowa kabin miała zamknięte drzwi, lecz w
żadnej z nich nie zauważył czerwonego znaczka na klamce. Na
wszelki wypadek postanowił sprawdzić, czy Adam się tutaj
przypadkiem nie zabłąkał.
-
Adam? Jesteś tu? - Zawołał i wychylił lekko głowę, by rozejrzeć
się, czy przypadkiem któreś z drzwi się nie otwierają.
Adam
mógł przecież wymiotować z powodu nadmiaru alkoholu. Nie,
gdyby rzygał, byłoby słychać... Tommy odrzucił pomysł po
krótkim namyśle. Zamierzał już wyjść i nawet otworzył drzwi.
Niestety, przy szybkim naciśnięciu klamka i tak głośno
zaskrzypiała. Strasznie nie lubił tego dźwięku. Zatrzymał się w
pół ruchu nie tylko przez skrzypienie. Usłyszał głośny szept.
To brzmiało jak „kontynuuj, proszę”, a drugi szept próbował
uciszyć pierwszy.
-
Shh... Zamknij się.
Tommy odruchowo puścił drzwi, które zamknęły się, piszcząc przy tym zawiasami. Nagle ten klub wydał mu się straszną dziurą. Butelki walają się po parkiecie, bo nie ma kelnerów. Łazienka zapuszczona pewnie jakimiś grzybami, po drzwiach widać, że nikt z obsługi tu nie zagląda. Zganił siebie za zły wybór klubu. Przed tygodniem oznajmił Adamowi, że zorganizuje mu imprezę. Brunet zgodził się pod warunkiem, że już sama impreza będzie prezentem i innych zawsze hojny Tommy ma mu nie robić. Ratliff zgodził się, a teraz próbował zadbać o to, by ten prezent był idealny. Nie mógł jednak zignorować szeptu, który teraz wydawał się wyraźniejszy i dziwnie... Znajomy.
-
On nie może zobaczyć nas razem. - Wyszeptał głos ostro.
-
Nie miałbym nic przeciwko, gdyby się przyłączył. Auu... - Jęknął
głośno. - Dobra. Zrobię, co zechcesz, tylko dokończmy, proszę. -
Przemówił drugi głos. - Szybciej.
Tommy
znieruchomiał. Czy to Adam? Kim jest druga osoba? Co oni robią?
Czy... Wizje w głowie sprawiły, że zrobiło mu się gorąco i
nieprzyjemnie duszno. Niemal zapomniał o oddychaniu. Tymczasem w
jednej z kabin ktoś zaczął cicho pojękiwać i sapać na przemian.
Muzyk postanowił sprawdzić, kim jest zachowująca się
nieprzyzwoicie para. Zbliżył się do odpowiedniej kabiny najciszej
jak umiał. Chociaż para nie zwracała uwagi na nic poza sobą,
Ratliff wolał zachować ostrożność. Zauważył, że tajemniczy
oni nie byli tak ostrożni, jak zamierzali. Niedomknięte drzwi na
końcu rzędu pozostawiały dwucentymetrową szparę, co wskazywało
na to, że bardzo się spieszyli, docierając tutaj. Jęki były
coraz głośniejsze – Tommy uświadomił siebie, że w kabinie musi
znajdować się dwójka mężczyzn, gdyż westchnienia wydawane były
tylko i wyłącznie niskimi tonami.
Kiedy
Tommy Joe zajrzał z daleka przez szparę, poczuł ogromny stres i
ucisk w klatce piersiowej. To niemożliwe. Spojrzał w dół i
przekonał się o tym, co przed chwilą przewidywał. Opuszczone
spodnie wskazywały tylko na jedno. Wzrok gitarzysty prześlizgnął
się w górę - dwa ciała zwarte w żelaznym uścisku ocierały się
o siebie w zawrotnym tempie. Tommy'ego Joe przeszedł zimny dreszcz,
a ucisk w klatce piersiowej zamienił się w mrowienie, które zeszło
niżej. Tommy nie mógł dłużej na to patrzeć. Jego spojrzenie
padło na twarz jednego z nich. Rozpoznał ją i to odrzuciło go o
krok w tył. To niemożliwe. Powtórzył w myślach i otworzył
gwałtownie drzwi kabiny.
-
Adam? Co ty robisz...? - Powiedział słabym głosem, a kiedy ten
odwrócił machinalnie otrzeźwioną znajomym głosem twarz, blondyn
przyłożył rękę do ust.
Nie
wierzył własnym oczom. Adam uprawiał seks i to z... O mój
Boże... Ten striptizer? Młody przystojny mężczyzna dopiero po
kilku sekundach spojrzał na nieproszonego gościa. Ciało spowite w
orgazmie odmawiało mu posłuszeństwa. Biały płyn wypływający z
członka mężczyzny spływał dalej po ścianie kabiny, a on
podtrzymywał się jedną ręką, by nie upaść. Tommy przeniósł
wzrok na Adama i zaczął się cofać. Brunet w szoku konfrontował
spojrzenie ze swoim najlepszym przyjacielem. Ogarnął go wstyd, więc
zabrał ręce z bioder striptizera, ukazując najgorsze. Nadal był
z nim połączony fizycznie. To było ohydne. Tommy nie czekał na
wyjaśnienia, po prostu wybiegł z zimnej łazienki nim Lambert
zdążył otworzyć usta. Skierował się prosto do wyjścia. Chciał
być jak najdalej stąd. Tymczasem Lambert natychmiast zaczął się
ubierać. Przystojny szatyn odwrócił się przodem do niego i
patrzył jak Adam przykrywa swe seksowne ciało ubraniami.
-
Seksowny. - Striptizer wyraził swą opinię na temat blondyna. -
Ciekaw jestem, jakby się sprawdził w trójkącie. Trzy orgazmy w
tym pomieszczeniu – to byłoby coś. - Westchnął rozmarzony i
dotknął klatki piersiowej Adama, który zapinał guziki koszuli.
-
Oszalałeś. Tommy to mój przyjaciel. - Lambert odepchnął rękę i
już zamierzał wyjść z kabiny, kiedy coś go powstrzymało.
Striptizer, cały czas nagi, patrzył w jego kierunku. - Jeszcze
jedno. - Odwrócił się do mężczyzny i złapał go mocno za
gardło. Ten powiódł ręką do swojej szyi. - Jeśli komukolwiek
puścisz parę z ust o tym, co się tutaj stało, znajdę cię i
własnymi rękami uduszę. - Zagroził i rozluźnił uścisk.
-
Taka twoja wdzięczność? - Wykaszlał mężczyzna, chciwie łapiąc
oddech.
-
Nie. - Odpowiedział i nachylił się do jego ucha. - Seks był
boski. - Mruknął i wyciągnął z kieszeni kilka banknotów, które
wcisnął do ręki szatyna. Ten uczynek zadowolił go na tyle, że
się uśmiechnął się.
A
teraz poszukam Ratliffa. Adam
szybko opuścił łazienkę, a jeszcze szybciej klub. Nie wiedział,
w którą stronę iść, więc spróbował wypatrzyć blondyna wśród
tłumu czekających w kolejce do wejścia do klubu ludzi. Rozglądał
się bardzo uważnie i tylko szczęśliwy przypadek sprawił, że po
drugiej stronie mignęła mu biała głowa. Dzięki ci, że
przefarbowałeś włosy. Podziękował
w myślach Tommy'emu, którego naturalnym kolorem włosów była
czerń. Szybko pobiegł w jego stronę. Przebił się przez
zadziwiający o tej porze ruch samochodów, z których większość
była koloru żółtego. Taksówkarze nie byli dziś dla niego mili –
dźwięk klaksonów rozległ się natychmiast po jego wtargnięciu na
jezdnię. Za chwilę był już na drugiej stronie ulicy, ale jego
przyjaciel nagle zniknął mu z pola widzenia. Poszedł jego śladem,
zaglądając w każdą krzyżującą się z nią ulicę. Tommy
skręcił w jedną z nich. Przyjaciół dzieliła już mała
odległość, więc Adam przestał biec.
-
Tommy, zaczekaj. - Zawołał głośno, ale Tommy nie zrobił tego.
-
Zostaw mnie! - Krzyknął tylko, dalej idąc dziarsko do przodu.
-
Tom, proszę. - Adam znów przyspieszył.
Blondyn skręcił w jeszcze węższą uliczkę. Trudno tam było przecisnąć się między koszami na śmieci, a zaparkowanymi samochodami, lecz Tommy z łatwością znalazł wolne przestrzenie. Adam nie wiedział, jak go zatrzymać, ale postanowił się nie poddawać. Szedł śladem Tommy'ego, trzymając jednak kilkumetrowy dystans.
Blondyn skręcił w jeszcze węższą uliczkę. Trudno tam było przecisnąć się między koszami na śmieci, a zaparkowanymi samochodami, lecz Tommy z łatwością znalazł wolne przestrzenie. Adam nie wiedział, jak go zatrzymać, ale postanowił się nie poddawać. Szedł śladem Tommy'ego, trzymając jednak kilkumetrowy dystans.
-
Tommy, proszę. Przepraszam. - Rzekł błagalnym tonem, ale i to nie
podziałało. - Tommy, wróć ze mną do klubu. - Proszę. - Zawołał
wyraźnie, ale Tommy'ego to tylko rozbawiło.
-
A po co ja jestem ci tam potrzebny, hę? Załatwiłem ci palanta, z
którym jak widzę nieźle się bawisz. Moja rola się więc
skończyła. - Odpowiedział z przekąsem.
- Ależ jesteś potrzebny. Bardzo. Dlatego proszę, żebyś wrócił. - Wytłumaczył, ale Tommy przyspieszył, nie chcąc tego słuchać.
Jasne,
potrzebny. Przekonałem się na własne oczy, jaki ci jestem
potrzebny. Zakpił w myślach.
Ta sytuacja była dla niego żenująca. Sam był sobie winien – to
on to wszystko zorganizował. Adam nawet mu nie podziękował.
Oczekiwałem zbyt wiele i przeliczyłem się. On powinien
mnie wpaść w ramiona, a nie jemu. Może nie sprostałem temu
zadaniu – może impreza nie była idealna, ale to nie jest powód,
żeby... Ach, nie chcę o tym myśleć! - Ganił siebie w myślach,
nie słysząc następnych słów Adama, jednak jedno z nich przykuło
jego uwagę i natychmiast rozdrażniło tak, że chciał wyjść z
siebie.
-
Tommy, ja tego nie chciałem. Posłuchaj mnie. THOMAS! - Wrzasnął
na cały głos, a Tommy znieruchomiał. Od razu się odwrócił, a
jego mina mówiła, że Lambert popełnił najgorszy błąd w swoim
życiu.
-
Nie tak mam na imię. - Powiedział cicho Ratliff i zaczął szybko
iść w stronę Adama, który czekał na rozwój wydarzeń. - Jak
śmiesz mnie tak nazywać! - Pokonał krótki dystans w czasie, jak
mówił to zdanie. Nienawidził tego imienia. Nigdy go nie używał,
a kiedy nadeszła możliwość, żeby je zmienić, zrobił to. Tommy
– to było jego imię. I każdy z jego przyjaciół i znajomych
używał tej wersji. Adam był jedynym, który wiedział o jego
sekrecie. Doskoczył do Adama i spoliczkował go najmocniej jak
potrafił. - Nazywam się Tommy Joe Ratliff, a ty wracasz na swoją
imprezę beze mnie. W życiu nie myślałem, że mój najlepszy
przyjaciel okaże mi tyle wdzięczności. Nawet pierdolonego
dziękuję. - Powiedział to z taką wzgardą, że Adam poczuł ból
w sercu. Lambert nie spodziewał się takiego obrotu sprawy.
-
Dziękuję. - Wydukał z ręką na policzku. Drugi raz tej nocy
poczuł ogromny wstyd. Mimo chęci ucieczki musiał tutaj pozostać.
Jego oczy błagały. - Bardzo ci dziękuję i jest mi wstyd, że
dopiero teraz to mówię.
-
Teraz możesz wsadzić sobie to dziękuję głęboko w cztery litery.
I to razem z żałośnie małym chujem tego striptizera. Podobno to
lubisz? - Odszczeknął się i odwrócił na pięcie. Nie żałował
tych słów mimo że złamały Adamowi serce. Teraz miał to wszystko
gdzieś.
-
Tommy, nie mów tak. Wiem, popełniłem błąd. Nie powinienem tego
robić i nienawidzę się za to. Ale kiedy przede mną tańczył,
zobaczyłem w nim ciebie. Kiedy uprawiałem z nim seks, też myślałem
o tobie. - Wyznał szczerze.
Co on, do cholery, chrzani? Tommy zatrzymał się, nie mogąc iść dalej. Zastanawiał się, czy Adam mówi szczerze. Czy to tylko forma przekupstwa? Stał z głową spuszczoną w dół. Jego oczy patrzyły na drogę, a uszy przyjmowały tylko komunikat Adama.
Co on, do cholery, chrzani? Tommy zatrzymał się, nie mogąc iść dalej. Zastanawiał się, czy Adam mówi szczerze. Czy to tylko forma przekupstwa? Stał z głową spuszczoną w dół. Jego oczy patrzyły na drogę, a uszy przyjmowały tylko komunikat Adama.
-
Mówię szczerze. - Rzekł, jakby czytał przyjacielowi w myślach. -
Przepraszam, że cię zraniłem. Przepraszam za wszystko, co zrobiłem
źle. I proszę cię tylko o jedno. Wróć ze mną do tego klubu
chociaż ze względu na to, że mam dzisiaj urodziny. - Poprosił
grzecznie, patrząc w plecy muzyka.
-
Twoje urodzimy skończyły się dokładnie dwie godziny i
czterdzieści siedem minut temu, Adam. - Odwrócił się i spojrzał
na Adama podejrzliwie. W oczach bruneta szukał prawdy. Odnalazł ją
bardzo szybko. On naprawdę nie kłamie...
-
Więc wróć ze względu na naszą przyjaźń. Obiecałem sobie, że
nic więcej nie będę od ciebie wymagał, ale nie mogę ukryć, że
naprawdę mi na tobie zależy. Proszę, Tom. Zrobię wszystko, żebyś
wrócił. - Rzekł z przekonaniem i podszedł do Ratliffa. Zatrzymał
się o krok przed nim.
Zależy
mu? Zrobi dla mnie... Wszystko? W
głowie Tommy'ego od razu pojawiła się pewna myśl. To była jedyna
szansa na spełnienie jego pragnień. Postanowił ją wykorzystać
bez wahania. Podszedł niepewnie do bruneta, nie patrząc na niego.
Spojrzał mu w oczy dopiero gdy dzieliły ich już tylko centymetry.
Ujrzał niebiesko-szarą toń oceanu. Pamiętał, że zakochał się
w tych oczach od pierwszego wejrzenia. Podniósł rękę, by
pogładzić policzek, który przed chwilą tak mocno uderzył. Teraz
tego żałował.
-
Zrobisz dla mnie wszystko? - Zapytał, by się upewnić.
- Tak. - Adam odpowiedział bez wahania, choć teraz już nie był tego taki pewien. Nie wiedział, co tli się w głowie tego drobnego blondyna o czekoladowych oczach, którego zimne palce koiły pieczenie w policzku. Nie spodziewał się, co Tommy za chwilę zrobi, ale miało to być najlepsze, co go w życiu spotkało.
Tommy
położył ręce na jego skroniach i szyi, a potem uniósł się
lekko na palcach, by skonfrontował się z nim. Następnie złączył
usta z ustami oszołomionego Adama. Delikatny i lekki pocałunek od
razu spotkał się z odpowiedzią. Lambert chciwie obejmował jego
wargi, a w pewnym momencie w jego ustach pojawił się język
Tommy'ego, który zaczął ocierać się i głaskać jego własny
narząd mowy. Pocałunek był tak rozkoszny, że niemal zwalił
piosenkarza z nóg. Choć wiele razy całował się z muzykiem czy to
na scenie czy poza nią, to jeszcze nigdy nie czuł czegoś takiego.
Podniecający ucisk w dołku i stado motyli podrywających się do
lotu w jego brzuchu sprawiły, że chciał połączyć się z Tommy'm
w każdy możliwy sposób. Zapragnął go, pożądał go psychicznie
i fizycznie. Kiedy już te żądze uwidoczniły się w jego ciele,
Tommy nagle przerwał pocałunek jakby nic nie zauważył, jakby
chciał go ukarać. Zbliżył usta do ucha Adama i polizał jego
krawędź, wprawiając tym samym bruneta w niekończące się
dreszcze. Swoim zachowaniem omotał Adama tak, że mężczyzna
zapomniał, gdzie jest.
- Przyrzekłeś, że zrobisz dla mnie wszystko, ale ja chcę tylko jednego. - Wyszeptał i nachylił się do drugiego ucha, które udekorował pocałunkiem. Adam czuł się jak we śnie. - Zrób ze mną to, co z nim w tej zimnej łazience, w ciasnej kabinie. Chcę poczuć się tak samo jak on albo jeszcze lepiej. - Wyszeptał zmysłowo i odsunął się od Adama, by ujrzeć jego zszokowaną twarz. Niestety, nie była ona taka jak myślał. Adam był zagniewany i zirytowany, wprost urażony.
- Przyrzekłeś, że zrobisz dla mnie wszystko, ale ja chcę tylko jednego. - Wyszeptał i nachylił się do drugiego ucha, które udekorował pocałunkiem. Adam czuł się jak we śnie. - Zrób ze mną to, co z nim w tej zimnej łazience, w ciasnej kabinie. Chcę poczuć się tak samo jak on albo jeszcze lepiej. - Wyszeptał zmysłowo i odsunął się od Adama, by ujrzeć jego zszokowaną twarz. Niestety, nie była ona taka jak myślał. Adam był zagniewany i zirytowany, wprost urażony.
-
Przerwanie tego pocałunku było dla mnie wystarczającą karą, a
teraz jeszcze bezczelnie sobie ze mnie kpisz. Nie sądzisz, że to
nie fair? - Powiedział surowo i strząsnął z siebie ręce
Ratliffa. Odsunął się nieznacznie i odwrócił. Tommy nie
spodziewał się takiego obrotu sprawy.
-
Myślisz, że sobie żartuję?
- A co innego mogę myśleć. Jesteś hetero. A tacy ludzie są dla mnie niedostępni, zakazani. Robię wszystko, by nie przekraczać granic, więc nie utrudniaj mi tego.
- A co innego mogę myśleć. Jesteś hetero. A tacy ludzie są dla mnie niedostępni, zakazani. Robię wszystko, by nie przekraczać granic, więc nie utrudniaj mi tego.
-
A jeśli coś się zmieniło? - Powiedział cicho, ale nie zdołało
to przekonać Adama. Brunet prychnął tylko i wzruszył ramionami.
To zdeterminowało Tommy'ego. - A więc gdy ten striptizer, wynajęty
przeze mnie w ramach niespodzianki, tańczył przed tobą, byłeś
nim tak zaabsorbowany, że nie zauważyłeś mojego zazdrosnego
wzroku. Chciałbym, żebyś choć raz spojrzał na mnie tak jak na
niego patrzyłeś. Co mam jeszcze zrobić, żebyś mi uwierzył?
Rozebrać się przed tobą? - Uznał, że ten pomysł jest
wystarczająco dobry, więc zaczął go realizować. - Proszę
bardzo. - Zaczął rozpinać kurtkę, a potem pasek. Za chwilę wpadł
na jeszcze lepszy, jego zdaniem, pomysł. - A może mam dojść przed
tobą jak on w tej łazience? Proszę bardzo! - Podszedł do ściany
i oparł się o nią. Już sięgał do majtek, by zdjąć je razem ze
spodniami, by następnie ukorzyć się przed Adamem, ale Lambert
natychmiast doskoczył do niego i unieruchomił nadgarstki muzyka.
-
Proszę, nie rób tego. Nie karz mnie, karząc siebie, proszę. - Po
policzkach Adama popłynęły gorzkie łzy. Byłem taki ślepy...
Taki ślepy. Nie wiedziałem, że ty... Byłem taki głupi! Ganił
siebie w myślach, patrząc na bezradną i smutną minę Tommy'ego. -
Pragnę cię od początku trasy, a właściwie od samego AMA. Tak
bardzo próbowałem zamknąć się na ciebie, myśląc że nigdy nie
będę mógł cię mieć, że nie dostrzegałem twoich uczuć. Nie
chciałem ich dostrzegać, bo bałem się rozczarowania. Przepraszam
cię, Tommy Joe.
-
Ale teraz już wiesz, Adam. I mam nadzieję, że coś z tym zrobisz,
bo moja uczucia nie osłabną. Na początku myślałem, że
zwariowałem, a potem – że to chwilowa fascynacja, ale to uczucie
nie zgasło. Wręcz przeciwnie: w miarę jak próbowałem je stłumić,
ono rozrastało się we mnie. - Uwolnił ręce z dłoni Adama i
przeniósł je ponownie na skronie mężczyzny. - I teraz już wiem.
Kocham cię, Adam.
Wyznanie
to spowodowało uwolnienie się żaru, jaki palił serce Adama i
rozlanie się go po całym ciele. Znów przywarł ustami do ust
przystojnego blondyna i zatopił się w miłosnym pocałunku. Ich
języki wirowały w dzikim tańcu, wyzwalając w parze uczucia
pożądania i ekstazy. Gdy brakło im sił, spojrzeli na siebie z
miłością.
- Wróćmy razem na naszą imprezę. - Poprosił Adam a Tommy zgodził się kiwnięciem głowy. Kiedy Adam oddalił się, by umożliwić Tommy'emu ruch, ten pociągnął go za rękę z powrotem w swoją stronę.
- A co z moją prośbą? - Powiedział zmysłowo i przygryzł wargę, dając do zrozumienia, o co dokładnie mu chodzi.
- Przyjdzie na to czas. - Odpowiedział tajemniczo Adam i pocałował go krótko. Tommy nic na to nie odpowiedział. W głowie jednak już zaczął planować czas i przebieg tego wydarzenia. Obiecuję ci, nie wyśpisz się dzisiaj. Tommy rzekł do siebie w myślach i uśmiechnął się jakby knuł niecny plan. Adam nie zrozumiał gestu, jednak też się uśmiechnął. - Chodźmy. - Rzekł i splótł palce swojej dłoni z palcami Ratliffa. To były jego najlepsze urodziny.
Wracali do klubu, trzymając się za ręce. Oboje nie wierzyli w to, co się przed chwilą wydarzyło. Nie chcieli wiedzieć, co z nimi będzie. Ważne, że wyznali sobie to, co oboje czuli od dłuższego czasu. Nie było to sztuczne ubieranie uczuć w piękne słowa. Był to prosty początek być może czegoś wielkiego.