Sorki,
że tak długo, ale wiecie, jak to jest. Po odcinku możecie być
odrobinę zawiedzeni, ale za to gwarantuję, że na za tydzień
planuję coś miłego. Ale chyba domyślicie się tego po końcówce
rozdziału (nie lećcie od razu na koniec!). Enjoy.
Coś pięknego
-
Hej, kochanie. Przygotowany na następne show? - Allison podeszła do
Adama, który zza kulis oglądał występ Anoopa Desai. Lambert był
następny, ale mimo to był zupełnie spokojny oraz promiennie
uśmiechnięty.
-
O tak. I już nie czuję takiej tremy jak przy poprzednim odcinku.
Jest okay. - Odpowiedział, nie patrząc na Irahetę.
Adam
był dziś w zdumiewająco dobrym humorze. Ten tydzień był dla
niego co najmniej złym snem, lecz ostatnie dwa dni i godziny
odliczane do nadejścia odcinka napawały go rosnącym optymizmem.
Przez ostatnie dni wiele się nauczył. Po pierwsze: nigdy nie rób
sobie nadziei, bo zawiedziesz siebie; po drugie: życie, choć
gorzkie, daje także wiele radości, których tym więcej, im mniej
się wszystkim przejmujesz. Postanowił się nie przejmować – iść
na żywioł. A przecież nie raz już tak robił: improwizował w
teatrze, na co dzień podejmował decyzje pod wpływem impulsu. Ale
nie zawsze da się w ten sposób postępować. Czasami trzeba
pomyśleć o poważnych sprawach.
Podczas
tych tygodni dużo myślał o swoich uczuciach, a także o uczuciach
Tommy'ego. Może on też postępował pod wpływem impulsu?,
zadawał sobie to pytanie często, ale nie umiał na nie
odpowiedzieć. Dzwonił więc do niego i pisał, ale Tommy nie
odebrał żadnego z połączeń, nie odpisał na żadnego smsa. Po
dwóch dniach Adam zrezygnował. Nie, w żadnym wypadku nie chciał
zakończyć znajomości z Ratliff'em, ale po prostu stracił wiarę.
Wprawdzie postanowił dać blondynowi drugą szansę, ale teraz nie
oczekiwał już na szybką odpowiedź. Nie oczekiwał jej wcale.
Piosenka,
którą miał dziś zaprezentować, odzwierciedlała emocje, jakie
nosił w sobie przez ostatnie dni. Taki był plan: pokazywać to, co
czuje się naprawdę. Jeśli będziesz kłamał na scenie, będziesz
kłamał także w życiu, a za fałsz fani cię nie pokochają. Kiedy
teraz o tym pomyślał, przez myśl przeleciała mu jeszcze jedna
uwaga. Szkoda, że o tym nie pomyślałem, kiedy kryłem tajemnice
przed Tommy'm. Może gdyby wszystko o mnie wiedział, pokochałby
mnie? Albo chociaż polubił. Teraz nie darzy mnie nawet zaufaniem.
Straciłem to wszystko za jednym zamachem. To poczucie winy
popchnęło go do wybrania tego utworu. Pragnienie pokuty nosiło
nazwę „The tracks of my tears”, a jego autorem był Smokey
Rabinson, który (jak się później okazało), był mentorem w tym
tygodniu Motown Week. Adam był przygotowany. Tym razem nie robił
tego dla siebie.
-
Czuję, że on tu dziś będzie. - Powiedział przekonująco i
spojrzał na koleżankę bystrym wzrokiem.
-
Powiedziałam ci już coś na ten temat. Nie będę się powtarzać.
- Odpowiedziała sceptycznie. Poszukiwała wzrokiem Krisa, który
rozmawiał z bliskimi.
-
Czasami lepiej odpuścić. - Zacytował słowa koleżanki. - A ty
odpuściłaś? - Zapytał, drocząc się z czerwonowłosą. Wiedział,
że uczucie koleżanki do ich wspólnego przyjaciela ciągle daje jej
o sobie znać. Przecież nie można się odkochać z dnia na dzień.
On też by taką sytuację przeżywał. I to pewnie bardziej niż
ona.
-
Znowu zaczynasz. To nie takie łatwe. - Mruknęła.
-
Wiem, że najlepiej jest samemu znaleźć na to sposób. Ale czasami
przyjaciele też potrafią pomóc. - Poradził.
-
Pomóc? Może chcesz zabawić się w swatkę? - Rzekła wyzywająco w
momencie, gdy Kris podszedł do nich.
-
Czy dobrze słyszałem? Adam jako swatka? - Zadrwił i objął w
pasie dziewczynę. - Chyba nie twoją, moja droga? - Zapytał, a
piosenkarka delikatnie uwolniła się z uścisku i przeszła na
stronę Adama, który stał naprzeciwko.
-
Kris, twoje zaczepki są coraz mniej zabawne. Idę do Mary. Ktoś
musi mnie w końcu przypudrować, bo za chwilę będę świecić jak
żarówka. - Jak zwykle, kiedy znalazła się w towarzystwie Krisa,
musiała uciekać. I nienawidziła tego. Idąc do makijażystki,
myślała o sobie, o swoim zachowaniu. To nie na miejscu. Jest
moim przyjacielem. Zachowuje się jak przyjaciel, a ja ciągle od
niego uciekam. Jeszcze pomyśli, że go nie lubię. All, ogarnij się
w końcu. Nakazała sobie w myślach i usiadła na pustym krześle
przed lustrem. Mary nie było. Zamiast niej zjawiła się inna
kobieta, która zdezorientowana nie wiedziała, co robić z idealnie
dopracowanym makijażem dziewczyny.
-
Popraw cokolwiek. - Poprosiła rozdrażniona piosenkarka, a
makijażystka natychmiast wzięła do ręki puder.
Mężczyźni
tymczasem pozostali na swoich miejscach. Anoop usłyszał już oceny
sędziów, które tym razem były nieprzychylne. Z grobową miną
wszedł za kulisy. Nie mający nic do roboty Adam spróbował go
zaczepić.
-
Hej, Anoop! Jak tam twoja „baby”? - Uśmiechnął się złośliwie.
Kris od razu podchwycił temat i zaczął parodiować występ
Desai'a, który zaprezentował dziś utwór „Ooo, baby, baby”
tego samego zespołu, co utwór Adama.
-
Dziś nie mój dzień. Hej, odwal się, Kris? - Podszedł do
chłopaków i pchnął lekko Allena, który kopiował jego gesty i
głos. - Ale nie martw się o mnie. Trzymam kciuki za to, żebyś
rozpłakał się podczas „The tracks of YOUR tears”. - Oddał
zaczepkę Anoop, celowo zmieniając część tytułu utworu, który
miał zinterpretować tego wieczoru Lambert.
-
Te łzy będą dla ciebie. O ile w ogóle będą. Jestem dziś w
świetnej kondycji. - Pochwalił się Adam, a Anoop zaśmiał się.
-
Wszystko zależy od widzów. - Anoop zreflektował się i odszedł
szybko, by przyjąć gratulacje od swoich przyjaciół, którzy już
na niego czekali.
Adam
natomiast wyprostował się. Właśnie go zapowiadano. Puszczą
krótki filmik i wchodzę. Materiał mówił o przygotowaniach
uczestnika do występu. Zawsze się cieszył, kiedy go nagrywali: on
śpiewał czy słuchał nauczycieli, a wtedy kamerzyści
gimnastykowali się, by uchwycić jego najlepszy profil. Było to
trochę narcystyczne. To prawie jakbym był gwiazdą,
pomyślał, choć wcale się tak nie czuł. Był zwykłym człowiekiem
(nie licząc obserwatorów na Twitterze), który ma swoje cele i
marzenia. I po prostu je realizował. Taśma się skończyła, a
światło oświetliło prezentera Ryana Seacresta, który zaczął
zapowiadać Adama. To był czas, kiedy Adam miał szybko zająć
swoje miejsce na scenie. Usiadł na wysokim krześle obok trojga
muzyków i pokazał im, że mają zacząć grać. Wprawili w ruch
swoje proste instrumenty w chwili, gdy światło zalało scenę. To
był piękny widok. Adam ubrany w szary garnitur wyglądał jak
prawdziwy dżentelmen. Czarna chusteczka elegancko wystająca z
kieszonki marynarki idealnie pasowała do koszuli tego samego koloru,
która rozpięta pod szyją podkreślała, że mężczyzna nie jest
spięty, lecz wyluzowany i podchodzi do występu z pewnością
siebie. Był męski – fryzura ułożona a la Elvis Presley mówiła
o profesjonalizmie tak samo jak trzymająca pewnie mikrofon prawa
ręka. Wygląd – robota stylistów – nie odzwierciedlał w pełni
jego prawdziwego ja. Ale miał coś, co je odzwierciedlało.
Pierścionek z kluczem ułożonym wzdłuż palca pokazywał rockowy
zadzior Lamberta. Założył go tuż przed występem, to nie był
element dodany przez stylistów, ale przez jego samego. I pokazując
go na prawej ręce śpiewał. Śpiewał z delikatnością, kierując
słowa do każdego po kolei widza. Na jurorów nie patrzył –
liczyła się tylko publiczność, bo to dla niej śpiewał. A jednak
nie tylko.
Niestety,
nie wiedział, czy osoba najbardziej przez niego pożądana na tej
sali go ogląda. Wyobraź sobie, że na ciebie patrzy. Jest z
ciebie dumny. I po prostu śpiewaj. Wydawał dźwięki delikatniejsze
do głosu słowika. Dopracowane frazy wprawiały w dreszcze nawet
samego Smokey'a Robinsona, który obserwował występ za plecami
sędziów. A show było takie, jakie wymarzył sobie Lambert.
-
Kochanie, kochanie, kochanie... Spójrz dobrze na moją twarz.
Zobaczysz mój uśmiech niepasujący do sytuacji. Jeśli przyjrzysz
się uważniej, łatwo ci będzie zauważyć ścieżki moich łez.
Mmm... - Delikatny głos w połączeniu z dźwiękami gitary
akustycznej, wiolonczeli oraz z postukiwaniem małego bębna wymuszał
na słuchaczu chęć kołysania się do rytmu. Niektórzy jednak
woleli zasłuchać się w symfonii tonów, posłuchać tekstu, który
przekazywały usta wokalisty. Do grona tych osób zaliczali się
przede wszystkim sędziowie, ale także osoba siedząca w drugim
rzędzie tuż za stołem sędziów. Osobą tą był mężczyzna
siedzący z głową opartą o łokieć na złączonych kolanach –
Tommy Joe Ratliff. Nie musiał widzieć Adama, by widzieć, co
piosenkarz w tej chwili czuł. Ale musiał się tu znaleźć, by
dowiedzieć się, co odczuwał przez cały tydzień rozłąki z nim
Adam. I wtedy po policzku tej osoby spłynęła jedna mała łza
złożona ze wzruszenia i tęsknoty, ale przede wszystkim żalu i
wstydu. A może to były tylko emocje wywołane przez występ?
Magiczne dwie minuty dla blondyna siedzącego wśród publiczności
okazały się niebem i piekłem w jednym. Ostatnie słowa zaśpiewane
przez Lamberta wydały mu się błaganiem. „Potrzebuję cię.
Potrzebuję...” Niedokończone zdanie jakby wokaliście brakło sił
lub jakby stracił nadzieję na ich spełnienie. Tommy Joe zachłysnął
się powietrzem, kiedy wyprostował się, by zaklaskać. Kiedy się
uspokoił i spojrzał ponownie na Lamberta, ten stał w pełnej
krasie na środku sceny. Stał samotnie, gdyż po pozostałych trzech
muzykach nie było już śladu. Ale cieszył się, podobnie jak Tommy
ucieszył się, kiedy Kara DioGuardi wstała z sędziowskiego fotela,
by oddać krótką owację na stojąco w geście unania za występ.
-
Sześć słów mam ci do powiedzenia, Adamie: jeden z najlepszych
występów tej nocy. - Powiedziała rzetelnie i oddała głos
następnej kobiecie w jury – Pauli Abdul.
-
Popatrzcie na niego. Ktoś taki przychodzi do Idola, wkracza na scenę
i pokazuje coś tak pięknego. - Zwróciła się do publiczności, a
potem bezpośrednio do uczestnika. - Ale to, co w tobie uwielbiam
najbardziej, to niespodzianka, jaką w sobie nosisz. Dzisiejszą
niespodzianką jest dla mnie to, że wyszedłeś na scenę zupełnie
inny niż w dwóch poprzednich odcinkach. Widzę świeżą twarz bez
makijażu i brak lakieru na paznokciach. Ta ewolucja twojej postaci
jest dla mnie bardzo ekscytująca: raz wyglądasz jak rockman, a
drugi raz jesteś eleganckim facetem z klasą. - Wypowiedziała się
choreografka, a Tommy z nerwów aż zacisnął kciuki. Adam natomiast
nie wydawał się zdenerwowany. Opinie jurorów wręcz go
uskrzydlały. Trzymał więc niedbale rękę w kieszeni, dziękując
jurorom za przychylne opinie. Dobra atmosfera nie zmieniła się
nawet, kiedy głos zabrał najostrzejszy z jurorów, a zarazem
przewodniczący jury – Simon Cowell. Tommy'emu zbielały kostki,
gdy przypomniał sobie, co ostatnią opinię Cowella na temat występu
Adama.
-
Adam, nie zgadzam się z Karą. - Uprzedził dobitnie, a Lambert
spojrzał na niego uważnie. Dobrze, że cisza nie trwała zbyt
długo, gdyż Tommy Joe z pewnością już by jurora dusił gołymi
rękami. - To był najlepszy performance w ogóle w tym odcinku. -
Napięcie diametralnie spadło, a Adam odetchnął z ulgą. - W tym
występie znalazłem wszystko, o czym my tu cały czas mówimy:
oryginalność, wybór świetnej piosenki, gotowość do nagrywania
własnego materiału. Ty to wszystko masz. Wybrałeś piękną
piosenkę o jeszcze piękniejszym tekście napisanym przez genialnego
Smokey'a Robinsona. Dziś zyskałeś dla mnie poziom prawdziwej
gwiazdy.
Dopiero
teraz siedzący na sali blondwłosy chłopak pękał z dumy. Twarz mu
się śmiała, a ciało wyrywało, by uściskać sterczącego
nieporadnie na scenie Lamberta. Teraz wydawało mu się nie do
pomyślenia, że jeszcze kilka dni temu tego mężczyzny nienawidził.
Słowa ostatniego jurora nie wydawały mu się takie ważne. Teraz
już tylko obserwował Adama, którego usta układały się w słowo
„dziękuję”, którego oczy wyrażały wdzięczność i
zadowolenie. Tommy Joe patrzył na niego z radością, jednak gdy
Adam musiał zejść ze sceny, by ustąpić miejsca następnemu
uczestnikowi, Tommy wstał nagle jakby miał tym gestem powstrzymać
Lamberta od zniknięcia za kulisami.
Osoby siedzące za Ratliff'em zaczęły oburzać się i rozkazywać, żeby usiadł, ale on nie zmienił pozycji i tylko patrzył na Adama, jak ten żegna się z publicznością z pierwszych rzędów. Ogarnęło go pragnienie, by mężczyzna stojący na scenie zauważył go i uśmiechnął się do niego tak promiennie jak do fanek, które nadal wykrzykiwały jego imię tuż pod sceną.
I
nagle to się stało. Lambert zaciekawiony poruszeniem za stołem
sędziów spojrzał w tamtą stronę. Od razu w oczy rzuciły mu się
charakterystyczne blond włosy i szczupłe ciało spowite w czerni
ubrań. Tommy? On tu jest. Jednak jest! Adam uśmiechnął się
szeroko i pomachał ręką, by dać mu znak, że go widzi, ale Tommy
ciągle patrzył jak zauroczony, niemal zahipnotyzowany. A potem
zniknął – Adam wszedł za kulisy, a blondyn poczuł potrzebę,
żeby ulotnić się z tego zatłoczonego, głośnego miejsca. Zaczął
więc gorączkowo przepychać się między rzędami, wywołując
jeszcze większe oburzenie ludzi. A kiedy wydostał się już ze
studia i znalazł na korytarzu, ciągle czuł, że to miejsce go
przytłacza. Musiał zaczerpnąć świeżego powietrza, by
doprowadzić się do porządku. Zaczął iść naprzód, wybierając
kierunek zgodny z zielonymi wskazówkami na ścianach, które
pokazywały najkrótszą drogę do wyjścia. Tym sposobem dotarł do
schodów ewakuacyjnych, które znajdowały się za jednymi z drzwi.
Stwierdził, że tutaj jest wystarczająco cicho, żeby pomyśleć.
Usiadł więc na jednym z betonowych schodków i zaczął to robić.
***
-
Kris, ale ja nie chcę żadnych zdjęć! - Brunet protestował ze
śmiechem prowadzony przez przyjaciela jednym z korytarzy. Allison
jak zwykle im towarzyszyła.
-
Nie po to skołowałem lustrzankę, żeby teraz nie móc jej
wykorzystać. Będziesz miał profesjonalną sesję, panie Bond. -
Ostrzegł współlokatora Allen.
-
My już sobie zrobiliśmy foty. Teraz twoja kolej. - Przytaknęła
All. Adam westchnął zrezygnowany.
-
No dobra, ale macie dziesięć minut. Potem się stąd ulatniam.
-
A niby gdzie? I tak nie masz nic do roboty do czasu ostatniego
występu. - Zauważył szatyn i pstryknął zdjęcie przyjaciółce,
która zapozowała do zdjęcia. - Piękne, All. - Pokazał jej
fotografię.
-
A niby co was to obchodzi? Robicie tę sesję czy nie? - Adam
zdenerwował się. Jego przyjaciele często mieli głupie pomysły.
Tylko dlaczego zdarza im się na nie wpadać właśnie wtedy, gdy on
miał coś ważnego do zrobienia? Musiał iść poszukać Tommy'ego.
Jeżeli mu się nie przewidziało i on naprawdę tu był, to znaczy,
że mu zależy. Do cholery, nie mogło mi się przewidzieć.
Pomyślał z irytacją i oparł się o ścianę. Włożył ręce
w kieszenie i zrobił minę a la James Bond. Pstryk! Kolejny kuszący
uśmieszek z głową przechyloną nieco w bok. Pstryk! Nogi
skrzyżowane na poziomie łydek i postawiony kołnierzyk. Teraz
to wyglądam bardziej jak Elvis, a nie Bond.
Pstryk! Prawa ręka wpleciona we włosy, a druga leniwie opuszczona w
dół. Kolejny pstryk. Dosyć!
Nie chce mi się już pozować. Chcę do Tommy'ego! Przynajmniej on
się nade mną nie znęca. No, w każdym razie nie w ten sposób...
Kolejny błysk flesza
dał mu do zrozumienia że jego mózg grzebie się znowu w tym samym
problemie. Chciał wyjaśnić go jak najprędzej.
-
Dosyć. Nie chcę więcej zdjęć. Teraz zróbcie sesję... O Megan
na przykład. - Adam zaczął się cofać, kiedy Allison wzięła
aparat z rąk Krisa i zaczęła powoli zbliżać się do niego.
-
A ciekawe, co będzie, kiedy będziesz już tak sławny, że
paparazzi będą cię śledzić. - Rzucił Kris, idąc za
przyjaciółką.
-
To wtedy im ucieknę tak jak wam... Teraz? - Krzyknął i puścił
się biegiem przez korytarz. Para pobiegła za nim, wyrażając
głośne wyrazy protestu.
To
była tylko zabawa. Nie musieli go gonić. Prędzej czy później
wróciłby do nich i wyrzucał kiepską kondycję. Ale chciał, żeby
go gonili. Przewidywał, że po krótkim sprincie do „białego
pokoju”, w którym gromadzili się wszyscy uczestnicy, przejdzie im
ochota na wygłupy i będą mogli spędzić czas oczekiwania na
werdykt na luźnej rozmowie. Ale teraz musiał ich zgubić. Nic im
się nie stanie, jeśli trochę się naszukają. Schowam się tu.
Zwolnił kroku, zbliżając się do drzwi ewakuacyjnych. Otworzył
je i, słuchając, czy przyjaciele wciąż biegną w jego stronę,
przekroczył próg, za którym znajdowały się tylko schody
prowadzące w górę i w dół. Pozostawiając malutką szparkę w
drzwiach, patrzył na dwie sylwetkom które głośno wyrażały
dezaprobatę. Za chwilę znikły, ale Adam nie wyszedł ze „schronu”,
ale pozostał tam, by odpocząć. Zamknął oczy i z lekkim uśmiechem
odwrócił się, by odsapnąć.
Adam
nie wiedział, że ta kryjówka należy nie tylko do niego. To
miejsce kilkanaście minut wcześniej zostało zajęte przez osobę,
która siedziała teraz na schodach. Mężczyzna przebudzony z
letargu wtargnięciem Adama teraz wpatrywał się w niego w szoku.
Zobaczył przed sobą faceta, w którego przed chwilą tak chciwie
się wgapiał. Mężczyznę w popielatym garniturze, w czarnej
koszuli, która opinała klatkę piersiową. Widział usta wygięte w
uśmiechu oraz oczy ukryte pod powiekami o długich rzęsach. Widział
także rękę kurczowo zaciskającą się na klamce. Ten widok
sprawił, że serce obserwatora zaczęło walić jak młotem, a
gardło zawiązało się na supeł. Nie śmiał się odezwać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz