piątek, 5 grudnia 2014

Rozdział 37 - Coś pięknego

Sorki, że tak długo, ale wiecie, jak to jest. Po odcinku możecie być odrobinę zawiedzeni, ale za to gwarantuję, że na za tydzień planuję coś miłego. Ale chyba domyślicie się tego po końcówce rozdziału (nie lećcie od razu na koniec!). Enjoy.

Coś pięknego

- Hej, kochanie. Przygotowany na następne show? - Allison podeszła do Adama, który zza kulis oglądał występ Anoopa Desai. Lambert był następny, ale mimo to był zupełnie spokojny oraz promiennie uśmiechnięty.

- O tak. I już nie czuję takiej tremy jak przy poprzednim odcinku. Jest okay. - Odpowiedział, nie patrząc na Irahetę.

Adam był dziś w zdumiewająco dobrym humorze. Ten tydzień był dla niego co najmniej złym snem, lecz ostatnie dwa dni i godziny odliczane do nadejścia odcinka napawały go rosnącym optymizmem. Przez ostatnie dni wiele się nauczył. Po pierwsze: nigdy nie rób sobie nadziei, bo zawiedziesz siebie; po drugie: życie, choć gorzkie, daje także wiele radości, których tym więcej, im mniej się wszystkim przejmujesz. Postanowił się nie przejmować – iść na żywioł. A przecież nie raz już tak robił: improwizował w teatrze, na co dzień podejmował decyzje pod wpływem impulsu. Ale nie zawsze da się w ten sposób postępować. Czasami trzeba pomyśleć o poważnych sprawach.

Podczas tych tygodni dużo myślał o swoich uczuciach, a także o uczuciach Tommy'ego. Może on też postępował pod wpływem impulsu?, zadawał sobie to pytanie często, ale nie umiał na nie odpowiedzieć. Dzwonił więc do niego i pisał, ale Tommy nie odebrał żadnego z połączeń, nie odpisał na żadnego smsa. Po dwóch dniach Adam zrezygnował. Nie, w żadnym wypadku nie chciał zakończyć znajomości z Ratliff'em, ale po prostu stracił wiarę. Wprawdzie postanowił dać blondynowi drugą szansę, ale teraz nie oczekiwał już na szybką odpowiedź. Nie oczekiwał jej wcale.

Piosenka, którą miał dziś zaprezentować, odzwierciedlała emocje, jakie nosił w sobie przez ostatnie dni. Taki był plan: pokazywać to, co czuje się naprawdę. Jeśli będziesz kłamał na scenie, będziesz kłamał także w życiu, a za fałsz fani cię nie pokochają. Kiedy teraz o tym pomyślał, przez myśl przeleciała mu jeszcze jedna uwaga. Szkoda, że o tym nie pomyślałem, kiedy kryłem tajemnice przed Tommy'm. Może gdyby wszystko o mnie wiedział, pokochałby mnie? Albo chociaż polubił. Teraz nie darzy mnie nawet zaufaniem. Straciłem to wszystko za jednym zamachem. To poczucie winy popchnęło go do wybrania tego utworu. Pragnienie pokuty nosiło nazwę „The tracks of my tears”, a jego autorem był Smokey Rabinson, który (jak się później okazało), był mentorem w tym tygodniu Motown Week. Adam był przygotowany. Tym razem nie robił tego dla siebie.

- Czuję, że on tu dziś będzie. - Powiedział przekonująco i spojrzał na koleżankę bystrym wzrokiem.

- Powiedziałam ci już coś na ten temat. Nie będę się powtarzać. - Odpowiedziała sceptycznie. Poszukiwała wzrokiem Krisa, który rozmawiał z bliskimi.

- Czasami lepiej odpuścić. - Zacytował słowa koleżanki. - A ty odpuściłaś? - Zapytał, drocząc się z czerwonowłosą. Wiedział, że uczucie koleżanki do ich wspólnego przyjaciela ciągle daje jej o sobie znać. Przecież nie można się odkochać z dnia na dzień. On też by taką sytuację przeżywał. I to pewnie bardziej niż ona.

- Znowu zaczynasz. To nie takie łatwe. - Mruknęła.

- Wiem, że najlepiej jest samemu znaleźć na to sposób. Ale czasami przyjaciele też potrafią pomóc. - Poradził.

- Pomóc? Może chcesz zabawić się w swatkę? - Rzekła wyzywająco w momencie, gdy Kris podszedł do nich.

- Czy dobrze słyszałem? Adam jako swatka? - Zadrwił i objął w pasie dziewczynę. - Chyba nie twoją, moja droga? - Zapytał, a piosenkarka delikatnie uwolniła się z uścisku i przeszła na stronę Adama, który stał naprzeciwko.

- Kris, twoje zaczepki są coraz mniej zabawne. Idę do Mary. Ktoś musi mnie w końcu przypudrować, bo za chwilę będę świecić jak żarówka. - Jak zwykle, kiedy znalazła się w towarzystwie Krisa, musiała uciekać. I nienawidziła tego. Idąc do makijażystki, myślała o sobie, o swoim zachowaniu. To nie na miejscu. Jest moim przyjacielem. Zachowuje się jak przyjaciel, a ja ciągle od niego uciekam. Jeszcze pomyśli, że go nie lubię. All, ogarnij się w końcu. Nakazała sobie w myślach i usiadła na pustym krześle przed lustrem. Mary nie było. Zamiast niej zjawiła się inna kobieta, która zdezorientowana nie wiedziała, co robić z idealnie dopracowanym makijażem dziewczyny.

- Popraw cokolwiek. - Poprosiła rozdrażniona piosenkarka, a makijażystka natychmiast wzięła do ręki puder.

Mężczyźni tymczasem pozostali na swoich miejscach. Anoop usłyszał już oceny sędziów, które tym razem były nieprzychylne. Z grobową miną wszedł za kulisy. Nie mający nic do roboty Adam spróbował go zaczepić.

- Hej, Anoop! Jak tam twoja „baby”? - Uśmiechnął się złośliwie. Kris od razu podchwycił temat i zaczął parodiować występ Desai'a, który zaprezentował dziś utwór „Ooo, baby, baby” tego samego zespołu, co utwór Adama.

- Dziś nie mój dzień. Hej, odwal się, Kris? - Podszedł do chłopaków i pchnął lekko Allena, który kopiował jego gesty i głos. - Ale nie martw się o mnie. Trzymam kciuki za to, żebyś rozpłakał się podczas „The tracks of YOUR tears”. - Oddał zaczepkę Anoop, celowo zmieniając część tytułu utworu, który miał zinterpretować tego wieczoru Lambert.

- Te łzy będą dla ciebie. O ile w ogóle będą. Jestem dziś w świetnej kondycji. - Pochwalił się Adam, a Anoop zaśmiał się.

- Wszystko zależy od widzów. - Anoop zreflektował się i odszedł szybko, by przyjąć gratulacje od swoich przyjaciół, którzy już na niego czekali.

Adam natomiast wyprostował się. Właśnie go zapowiadano. Puszczą krótki filmik i wchodzę. Materiał mówił o przygotowaniach uczestnika do występu. Zawsze się cieszył, kiedy go nagrywali: on śpiewał czy słuchał nauczycieli, a wtedy kamerzyści gimnastykowali się, by uchwycić jego najlepszy profil. Było to trochę narcystyczne. To prawie jakbym był gwiazdą, pomyślał, choć wcale się tak nie czuł. Był zwykłym człowiekiem (nie licząc obserwatorów na Twitterze), który ma swoje cele i marzenia. I po prostu je realizował. Taśma się skończyła, a światło oświetliło prezentera Ryana Seacresta, który zaczął zapowiadać Adama. To był czas, kiedy Adam miał szybko zająć swoje miejsce na scenie. Usiadł na wysokim krześle obok trojga muzyków i pokazał im, że mają zacząć grać. Wprawili w ruch swoje proste instrumenty w chwili, gdy światło zalało scenę. To był piękny widok. Adam ubrany w szary garnitur wyglądał jak prawdziwy dżentelmen. Czarna chusteczka elegancko wystająca z kieszonki marynarki idealnie pasowała do koszuli tego samego koloru, która rozpięta pod szyją podkreślała, że mężczyzna nie jest spięty, lecz wyluzowany i podchodzi do występu z pewnością siebie. Był męski – fryzura ułożona a la Elvis Presley mówiła o profesjonalizmie tak samo jak trzymająca pewnie mikrofon prawa ręka. Wygląd – robota stylistów – nie odzwierciedlał w pełni jego prawdziwego ja. Ale miał coś, co je odzwierciedlało. Pierścionek z kluczem ułożonym wzdłuż palca pokazywał rockowy zadzior Lamberta. Założył go tuż przed występem, to nie był element dodany przez stylistów, ale przez jego samego. I pokazując go na prawej ręce śpiewał. Śpiewał z delikatnością, kierując słowa do każdego po kolei widza. Na jurorów nie patrzył – liczyła się tylko publiczność, bo to dla niej śpiewał. A jednak nie tylko.

Niestety, nie wiedział, czy osoba najbardziej przez niego pożądana na tej sali go ogląda. Wyobraź sobie, że na ciebie patrzy. Jest z ciebie dumny. I po prostu śpiewaj. Wydawał dźwięki delikatniejsze do głosu słowika. Dopracowane frazy wprawiały w dreszcze nawet samego Smokey'a Robinsona, który obserwował występ za plecami sędziów. A show było takie, jakie wymarzył sobie Lambert.

- Kochanie, kochanie, kochanie... Spójrz dobrze na moją twarz. Zobaczysz mój uśmiech niepasujący do sytuacji. Jeśli przyjrzysz się uważniej, łatwo ci będzie zauważyć ścieżki moich łez. Mmm... - Delikatny głos w połączeniu z dźwiękami gitary akustycznej, wiolonczeli oraz z postukiwaniem małego bębna wymuszał na słuchaczu chęć kołysania się do rytmu. Niektórzy jednak woleli zasłuchać się w symfonii tonów, posłuchać tekstu, który przekazywały usta wokalisty. Do grona tych osób zaliczali się przede wszystkim sędziowie, ale także osoba siedząca w drugim rzędzie tuż za stołem sędziów. Osobą tą był mężczyzna siedzący z głową opartą o łokieć na złączonych kolanach – Tommy Joe Ratliff. Nie musiał widzieć Adama, by widzieć, co piosenkarz w tej chwili czuł. Ale musiał się tu znaleźć, by dowiedzieć się, co odczuwał przez cały tydzień rozłąki z nim Adam. I wtedy po policzku tej osoby spłynęła jedna mała łza złożona ze wzruszenia i tęsknoty, ale przede wszystkim żalu i wstydu. A może to były tylko emocje wywołane przez występ? Magiczne dwie minuty dla blondyna siedzącego wśród publiczności okazały się niebem i piekłem w jednym. Ostatnie słowa zaśpiewane przez Lamberta wydały mu się błaganiem. „Potrzebuję cię. Potrzebuję...” Niedokończone zdanie jakby wokaliście brakło sił lub jakby stracił nadzieję na ich spełnienie. Tommy Joe zachłysnął się powietrzem, kiedy wyprostował się, by zaklaskać. Kiedy się uspokoił i spojrzał ponownie na Lamberta, ten stał w pełnej krasie na środku sceny. Stał samotnie, gdyż po pozostałych trzech muzykach nie było już śladu. Ale cieszył się, podobnie jak Tommy ucieszył się, kiedy Kara DioGuardi wstała z sędziowskiego fotela, by oddać krótką owację na stojąco w geście unania za występ.

- Sześć słów mam ci do powiedzenia, Adamie: jeden z najlepszych występów tej nocy. - Powiedziała rzetelnie i oddała głos następnej kobiecie w jury – Pauli Abdul.

- Popatrzcie na niego. Ktoś taki przychodzi do Idola, wkracza na scenę i pokazuje coś tak pięknego. - Zwróciła się do publiczności, a potem bezpośrednio do uczestnika. - Ale to, co w tobie uwielbiam najbardziej, to niespodzianka, jaką w sobie nosisz. Dzisiejszą niespodzianką jest dla mnie to, że wyszedłeś na scenę zupełnie inny niż w dwóch poprzednich odcinkach. Widzę świeżą twarz bez makijażu i brak lakieru na paznokciach. Ta ewolucja twojej postaci jest dla mnie bardzo ekscytująca: raz wyglądasz jak rockman, a drugi raz jesteś eleganckim facetem z klasą. - Wypowiedziała się choreografka, a Tommy z nerwów aż zacisnął kciuki. Adam natomiast nie wydawał się zdenerwowany. Opinie jurorów wręcz go uskrzydlały. Trzymał więc niedbale rękę w kieszeni, dziękując jurorom za przychylne opinie. Dobra atmosfera nie zmieniła się nawet, kiedy głos zabrał najostrzejszy z jurorów, a zarazem przewodniczący jury – Simon Cowell. Tommy'emu zbielały kostki, gdy przypomniał sobie, co ostatnią opinię Cowella na temat występu Adama.

- Adam, nie zgadzam się z Karą. - Uprzedził dobitnie, a Lambert spojrzał na niego uważnie. Dobrze, że cisza nie trwała zbyt długo, gdyż Tommy Joe z pewnością już by jurora dusił gołymi rękami. - To był najlepszy performance w ogóle w tym odcinku. - Napięcie diametralnie spadło, a Adam odetchnął z ulgą. - W tym występie znalazłem wszystko, o czym my tu cały czas mówimy: oryginalność, wybór świetnej piosenki, gotowość do nagrywania własnego materiału. Ty to wszystko masz. Wybrałeś piękną piosenkę o jeszcze piękniejszym tekście napisanym przez genialnego Smokey'a Robinsona. Dziś zyskałeś dla mnie poziom prawdziwej gwiazdy.

Dopiero teraz siedzący na sali blondwłosy chłopak pękał z dumy. Twarz mu się śmiała, a ciało wyrywało, by uściskać sterczącego nieporadnie na scenie Lamberta. Teraz wydawało mu się nie do pomyślenia, że jeszcze kilka dni temu tego mężczyzny nienawidził. Słowa ostatniego jurora nie wydawały mu się takie ważne. Teraz już tylko obserwował Adama, którego usta układały się w słowo „dziękuję”, którego oczy wyrażały wdzięczność i zadowolenie. Tommy Joe patrzył na niego z radością, jednak gdy Adam musiał zejść ze sceny, by ustąpić miejsca następnemu uczestnikowi, Tommy wstał nagle jakby miał tym gestem powstrzymać Lamberta od zniknięcia za kulisami.

Osoby siedzące za Ratliff'em zaczęły oburzać się i rozkazywać, żeby usiadł, ale on nie zmienił pozycji i tylko patrzył na Adama, jak ten żegna się z publicznością z pierwszych rzędów. Ogarnęło go pragnienie, by mężczyzna stojący na scenie zauważył go i uśmiechnął się do niego tak promiennie jak do fanek, które nadal wykrzykiwały jego imię tuż pod sceną.

I nagle to się stało. Lambert zaciekawiony poruszeniem za stołem sędziów spojrzał w tamtą stronę. Od razu w oczy rzuciły mu się charakterystyczne blond włosy i szczupłe ciało spowite w czerni ubrań. Tommy? On tu jest. Jednak jest! Adam uśmiechnął się szeroko i pomachał ręką, by dać mu znak, że go widzi, ale Tommy ciągle patrzył jak zauroczony, niemal zahipnotyzowany. A potem zniknął – Adam wszedł za kulisy, a blondyn poczuł potrzebę, żeby ulotnić się z tego zatłoczonego, głośnego miejsca. Zaczął więc gorączkowo przepychać się między rzędami, wywołując jeszcze większe oburzenie ludzi. A kiedy wydostał się już ze studia i znalazł na korytarzu, ciągle czuł, że to miejsce go przytłacza. Musiał zaczerpnąć świeżego powietrza, by doprowadzić się do porządku. Zaczął iść naprzód, wybierając kierunek zgodny z zielonymi wskazówkami na ścianach, które pokazywały najkrótszą drogę do wyjścia. Tym sposobem dotarł do schodów ewakuacyjnych, które znajdowały się za jednymi z drzwi. Stwierdził, że tutaj jest wystarczająco cicho, żeby pomyśleć. Usiadł więc na jednym z betonowych schodków i zaczął to robić.

***

- Kris, ale ja nie chcę żadnych zdjęć! - Brunet protestował ze śmiechem prowadzony przez przyjaciela jednym z korytarzy. Allison jak zwykle im towarzyszyła.

- Nie po to skołowałem lustrzankę, żeby teraz nie móc jej wykorzystać. Będziesz miał profesjonalną sesję, panie Bond. - Ostrzegł współlokatora Allen.

- My już sobie zrobiliśmy foty. Teraz twoja kolej. - Przytaknęła All. Adam westchnął zrezygnowany.

- No dobra, ale macie dziesięć minut. Potem się stąd ulatniam.

- A niby gdzie? I tak nie masz nic do roboty do czasu ostatniego występu. - Zauważył szatyn i pstryknął zdjęcie przyjaciółce, która zapozowała do zdjęcia. - Piękne, All. - Pokazał jej fotografię.

- A niby co was to obchodzi? Robicie tę sesję czy nie? - Adam zdenerwował się. Jego przyjaciele często mieli głupie pomysły. Tylko dlaczego zdarza im się na nie wpadać właśnie wtedy, gdy on miał coś ważnego do zrobienia? Musiał iść poszukać Tommy'ego. Jeżeli mu się nie przewidziało i on naprawdę tu był, to znaczy, że mu zależy. Do cholery, nie mogło mi się przewidzieć. Pomyślał z irytacją i oparł się o ścianę. Włożył ręce w kieszenie i zrobił minę a la James Bond. Pstryk! Kolejny kuszący uśmieszek z głową przechyloną nieco w bok. Pstryk! Nogi skrzyżowane na poziomie łydek i postawiony kołnierzyk. Teraz to wyglądam bardziej jak Elvis, a nie Bond. Pstryk! Prawa ręka wpleciona we włosy, a druga leniwie opuszczona w dół. Kolejny pstryk. Dosyć! Nie chce mi się już pozować. Chcę do Tommy'ego! Przynajmniej on się nade mną nie znęca. No, w każdym razie nie w ten sposób... Kolejny błysk flesza dał mu do zrozumienia że jego mózg grzebie się znowu w tym samym problemie. Chciał wyjaśnić go jak najprędzej.

- Dosyć. Nie chcę więcej zdjęć. Teraz zróbcie sesję... O Megan na przykład. - Adam zaczął się cofać, kiedy Allison wzięła aparat z rąk Krisa i zaczęła powoli zbliżać się do niego.

- A ciekawe, co będzie, kiedy będziesz już tak sławny, że paparazzi będą cię śledzić. - Rzucił Kris, idąc za przyjaciółką.

- To wtedy im ucieknę tak jak wam... Teraz? - Krzyknął i puścił się biegiem przez korytarz. Para pobiegła za nim, wyrażając głośne wyrazy protestu.

To była tylko zabawa. Nie musieli go gonić. Prędzej czy później wróciłby do nich i wyrzucał kiepską kondycję. Ale chciał, żeby go gonili. Przewidywał, że po krótkim sprincie do „białego pokoju”, w którym gromadzili się wszyscy uczestnicy, przejdzie im ochota na wygłupy i będą mogli spędzić czas oczekiwania na werdykt na luźnej rozmowie. Ale teraz musiał ich zgubić. Nic im się nie stanie, jeśli trochę się naszukają. Schowam się tu. Zwolnił kroku, zbliżając się do drzwi ewakuacyjnych. Otworzył je i, słuchając, czy przyjaciele wciąż biegną w jego stronę, przekroczył próg, za którym znajdowały się tylko schody prowadzące w górę i w dół. Pozostawiając malutką szparkę w drzwiach, patrzył na dwie sylwetkom które głośno wyrażały dezaprobatę. Za chwilę znikły, ale Adam nie wyszedł ze „schronu”, ale pozostał tam, by odpocząć. Zamknął oczy i z lekkim uśmiechem odwrócił się, by odsapnąć.

Adam nie wiedział, że ta kryjówka należy nie tylko do niego. To miejsce kilkanaście minut wcześniej zostało zajęte przez osobę, która siedziała teraz na schodach. Mężczyzna przebudzony z letargu wtargnięciem Adama teraz wpatrywał się w niego w szoku. Zobaczył przed sobą faceta, w którego przed chwilą tak chciwie się wgapiał. Mężczyznę w popielatym garniturze, w czarnej koszuli, która opinała klatkę piersiową. Widział usta wygięte w uśmiechu oraz oczy ukryte pod powiekami o długich rzęsach. Widział także rękę kurczowo zaciskającą się na klamce. Ten widok sprawił, że serce obserwatora zaczęło walić jak młotem, a gardło zawiązało się na supeł. Nie śmiał się odezwać.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz