piątek, 12 grudnia 2014

Rozdział 38 - Obiecaj mi

Mam nadzieję na dużo komentarzy. Obiecujecie?

Obiecaj mi

- Czy Allison i Kris są aż tak przerażający, że ciągle się przed nimi chowasz? - Mężczyzna próbował zachować naturalny głos. Jeszcze przed chwilą siedział na schodach oparty o ścianę. Teraz podniósł się nieporadnie i rozprostował zastojałe kości, które strzyknęły lekko.

Adam poznał ten głos od razu. Bał się otworzyć oczy. Czy to naprawdę możliwe? Czy on jest tutaj naprawdę? Zacisnął rękę mocniej na klamce, żeby ją zablokować w razie, gdyby ktoś ośmielił się tu wejść.... Lub stąd wyjść.

- Przerażające są ich pomysły, w których gram główną rolę. To przed nimi się chowam. - Odpowiedział pewny swoich słów. Uśmiechnął się lekko, kiedy po wybrzmieniu swojej odpowiedzi zastał długą ciszę. Usłyszał tylko nieznaczny ruch.

- Otwórz oczy. - Poprosił niski męski głos, który Lambert usłyszał tym razem wyraźniej.

- Czy, kiedy je otworzę, uciekniesz jak wtedy? - Zapytał teraz już niepewnie. Nie chciał, żeby to wspomnienie wracało, ale jego mózg mimowolnie podsuwał mu te obrazy. Musiał to wyjaśnić. Z niecierpliwością czekał na odpowiedź.

- Przekonaj się. - Szepnął jego towarzysz, który teraz znajdował się już bardzo blisko Lamberta. Adam czuł jego oddech na swojej twarzy, kuszący zapach chłopaka wypełniał jego nozdrza.

- To nie fair. - Adam mruknął pod nosem, jednak po chwili pokazał swemu rozmówcy szaro-niebieski kolor swoich oczu. Wypełniała je radość, która kontrastowała ze smutkiem oczu jego towarzysza. - Tommy. Jednak przyszedłeś. Tak się...

- Nie mów... Że się cieszysz. - Tommy Joe przerwał mu proszącym tonem. Stał zaledwie kilka centymetrów od bruneta, ale zachowywał nienaruszalną granicę. Nie cieszył się z tego przypadkowego spotkania tak samo jak cieszył się z niego Adam. Chciał odwlec tę rozmowę na inny dzień. Każdy możliwy, ale inny. Odczytał z twarzy Lamberta pytanie: dlaczego?, więc od razu na nie odpowiedział. - Ta piosenka. Wiem, dlaczego ją wybrałeś. - Stwierdził, po czym twarz piosenkarza straciła radosny wyraz. - Musimy porozmawiać.

- Więc porozmawiajmy. Wiesz już, co czuję. Nie wstydzę się tego. - Rzekł Adam odważnie, czując się coraz bardziej zażenowany.

- Wiem. Porozmawiamy. Ale nie dzisiaj. - Dodał Tommy opanowanie. - Nie tutaj i nie teraz. Dziś jest twój dzień. Twój program, który wygrasz. Jestem tego pewien.

- Nie jestem...

- Och, zamknij się. - Zniecierpliwił się blondyn, który chciał dokończyć swoją wypowiedź. W tym celu zamknął usta Adama swoją ręką. - Tak lepiej. - Blondyn uśmiechnął się po raz pierwszy, a wraz z tym gestem oczy Adama zajaśniały radością. - Obiecaj mi, że kiedy wyjdziesz na scenę wraz z innymi uczestnikami i tam będziesz czekał na werdykt, nie będziesz myślał ani o mnie ani o tym, co wydarzyło się między nami. Kiwnij głową! - Rozkazał, a Adam pospiesznie kiwnął głową. - A kiedy już usłyszysz, że przechodzisz dalej, będziesz szczęśliwy. Szczęśliwy jak nigdy przedtem. Powtórz.

- Będę szczęśliwy jak wtedy, kiedy dałem ci moją gitarę. - Adam odsunął rękę muzyka i powtórzył nie do końca tak, jak nakazał mu Tommy Joe. Słowa te spowodowały, że Tommy się odsunął. Adam natychmiast podążył za nim. - Nie odchodź, proszę. Bądź tu ze mną. Ciesz się moim szczęściem. Tommy? - Prosił, krocząc w jego stronę podczas gdy gitarzysta wciąż cofał się w kierunku ściany. Kiedy już się z nią zetknął, Adam także się zatrzymał. - Tommy, proszę. - Ujął twarz Tommy'ego w dłonie i zmusił, by mężczyzna popatrzył na niego.

Ratliff jednak nie mógł tego zrobić. Musiał wyjść z tej sytuacji bez śladów na sumieniu jak to zdarzyło się ostatnim razem. Odtrącił ręce przyjaciela i objął go mocno. Jego podbródek znalazł się na ramieniu Adama, kiedy mocno go przytulał.

- Oczywiście, że będę. Będę siedział na widowni i sprawdzał, czy dotrzymujesz obietnicy. - Szepnął i odwrócił się z Adamem tak, że teraz brunet był przy ścianie. - Ale nie szukaj mnie ani będąc na scenie ani po zejściu z niej, rozumiesz? Zobaczymy się jutro i wyjaśnimy sobie wszystko. A teraz zamknij oczy. - Znów wydał rozkaz i jeszcze mocniej przyległ do ciała Adama.

- Tommy, nie chcę.

Lambert starał się zaprotestować, lecz delikatny ruch ręki błądzącej po jego plecach łagodził każdy sprzeciw. Zamknął oczy pod jego wpływem Dotyk Tommy'ego działał na niego uspokajająco i niezwykle relaksująco. Mógł się pod jego wpływem stopić jak lód w kontakcie z bardzo wysoką temperaturą. To było fantastyczne uczucie. Tommy trzymał go w objęciach niezwykle mocno, a zarazem niezwykle delikatnie. Ta dominująca siła zwalała Lamberta z z nóg. Jak można być tak silnym, a zarazem tak kruchym? To pytanie zdumiewało samego Adama, który w tej chwili godził się na wszystko, co blondyn czynił. Trwanie w ramionach Ratliffa było wprost zbawienne. Niestety, nic nie trwa wiecznie.

- Zbliża się czas werdyktu. Pamiętasz, co mi obiecałeś? Będziesz szczęśliwy?

- Już jestem szczęśliwy. - Westchnął słodko Adam, kiedy Tommy Joe wypuścił go z objęć. Zamierzał otworzyć oczy, by znów popatrzeć w tę cudowną elfią twarz, jednak Tommy nie zgodził się na to.

- Nie. Zamknij oczy. Jeszcze na dziesięć sekund. - Rzekł blondyn, zerkając na zegarek. - Czas: start.

- Okey. - Przytaknął podekscytowany brunet, czekając na niespodziewane.

Podczas gdy Adam stał jak słup soli z twarzą wyrażającą oczekiwanie, Tommy po cichu zbliżył się do drzwi ewakuacyjnych, otworzył je i wyszedł. A potem puścił się pędem ku wejściu na widownię. Czas, w którym pokonał drogę do swego miejsca między ludźmi podobnie jak przedtem wyrażającymi dezaprobatę z powodu blondyna, wynosił więcej niż dziesięć sekund. Adam otworzył oczy już wtedy, gdy Tommy przekraczał wejście na salę.

- A jednak zniknąłeś. - Powiedział do siebie, widząc wokół tylko schody i drzwi Opuścił klatkę schodową i wolnym krokiem poszedł w kierunku kulis. Głośno przy tym pogwizdywał.

- Jest i wielki nieobecny. Przygotuj się lepiej. Za chwilę werdykt.

Reżyser wraz z dwoma asystentami krzątał się po kulisach i rozstawiał wszystkich po kątach. Tym razem dostało się Adamowi, który nieświadomy problemów tak samo wolno jak przed chwilą podszedł teraz do przyjaciół. Wszyscy czekali na wejście na scenę.

- Co się stało? - Zapytał zaciekawiony Lambert ustawiając się obok Allison.

- No nareszcie jesteś. Jakbyś nie bawił się w kotka i myszkę, to byś wiedział. - Warknął zdenerwowany Kris. Allison także nie była w najlepszym nastroju. Mimo t, spróbowała wytłumaczyć sytuację.

- Nie mogą policzyć głosów. Zbliżone wyniki powinny być już teraz, a nie ma nawet tego. Chodzą ploty, że do serwera podłączył się haker. - Szepnęła mu na ucho All, a Adam uniósł brwi. - Pewnie teraz będą wszelkimi sposobami opóźniać werdykt. - Mruknęła.

- Haker? Nonsens. Na pewno zaraz dojdą z wszystkim do ładu. - Rzekł pocieszająco Lambert, ale nie spotkał się z miłą odpowiedzią.

- Taki jesteś optymista? Widziałeś reżysera. On prawie nigdy tu nie zagląda. To teren prowadzących. - Kris wyglądał na bardzo zdenerwowanego. Swój stres nieświadomie przelewał na innych, powodując zamieszanie za kulisami.

Adamowi nie udzielała się atmosfera panująca w białym pokoju. Czuł się, jakby go to nie dotyczyło. Nie obchodzi mnie, że wyników jeszcze nie ma. Jak dla mnie, to mogą je zliczyć dopiero za tydzień. Był pewien, że los chce jeszcze w programie takiego świra jak on. Czuł, że namiesza jeszcze na tej scenie tak, że historia tego programu postawi go na pierwszym miejscu listy najwybitniejszych uczestników. Ta niezbita pewność pojawiła się w jego umyśle wraz z pojawieniem się Tommy'ego. Nie odpadnę dziś. Powiedział obie wiedząc, że dziś widzowie mają nie tylko wybrać uczestników, którzy nie zasługują na dalszą karierę w programie, ale także dwóch zagrożonych – konkurentów, których fani przez najbliższy tydzień walczyć będą o ich miejsce za pomocą smsów.

Uczestnicy weszli na scenę i zasiedli na trybunie przygotowanej dla dziesięciu osób. Mimo iż trójka przyjaciół obawiała się koperty z wynikami, okazało się, że każdy z nich jest bezpieczny i może bez stresu wybierać następny repertuar. Tym razem widzowie wskazali Michaela Sarvera jako wielkiego przegranego w TOP10 Motown Week. Zagrożonymi w programie okazali się Scott MacIntyre oraz Matt Giraud, który skazani byli na przerwę świąteczną spędzoną w niepewności. Zakończyli program wspólnie zaśpiewaną piosenką, szczęśliwi, że mogą dalej zmagać się z trudnymi utworami. Michael, Matt i Scott próbowali nie dawać po sobie poznać, że są rozczarowani i smutni z powodu swojej sytuacji, ale nie mogli z niczym dyskutować. Pozostawało im cieszyć się być może ostatnimi chwilami na tej fantastycznej scenie i życzyć powodzenia pozostałym konkurentom.

Allison, Kris i Adam zeszli ze sceny szczęśliwi. Jeszcze długo ściskali się i gratulowali sobie nawzajem sukcesu. Przykład z nich brali rodziny uczestników – Lamberta jak zwykle wspierali rodzice, którzy starali się oglądać każdy występ syna jak nie osobiście, to chociaż przed telewizorami. Piosenkarz cieszył się, że byli tutaj wszyscy, którzy chciał, żeby byli. Bez wyjątku. Schodząc ze sceny ostatni raz omiótł wzrokiem salę pełną widzów. Gdzieś tu jesteś. Mój... Przyjacielu...



4 komentarze:

  1. Odcinek fajny i to bardzo lecz czuję duży niedosyt po tym odcinku z niecierpliwością czekam na następną część.Pozdrawiam i dużo weny życzę :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj bardzo mi się podoba Twoje opowiadanie i z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy. Mam nadzieję że fabuła nabierze tępa , bo naprawdę trzymasz nas wszystkich w niepewności. Serdecznie pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Będzie kolejna część
    Prawda?
    Wiedz, że czekam niecierpliwie ^^
    Weny

    OdpowiedzUsuń
  4. Szkoda, że zamknął mu ust jego własnymi ustami 😏😍😍❤💖💗💞 kocham to!!! <3

    OdpowiedzUsuń