piątek, 19 grudnia 2014

DwuPart: Dokończymy później - cz.1.

Mam zaszczyt zaprosić na pierwszą część trzeciego w moim dorobku partu. W zasadzie to dwupartu. Może i jest trochę za wcześnie, bo i pora niestyczniowa, ale chciałam Wam zrobić mały prezent. Część druga już za tydzień. A co do Miłości z Idola – możecie być spokojni i pełni nadziei – akcja nabierze tempa już w najbliższych odcinkach. Za ewentualne błędy przepraszam i życzę:
Wesołych, glambertowych świąt!
Read & comment, please!

DwuPart 
Dokończymy później
cz.1.

- Gdzie jest Adam? Chcę się z nim napić! - Rozżalił się Taylor, po czym opadł na kanapę.

Przy stoliku znów zebrali się goście. Paczka przyjaciół chwilowe zmęczenie po swawolach na parkiecie postanowiła pokonać za pomocą alkoholu. Ale alkohol nie smakuje tak samo, kiedy nie spożywa się go w pełnym gronie. Ba, w tym gronie nie było najważniejszej osoby – dzisiejszego jubilata i lidera całej grupy.

Adam Lambert znów gdzieś zniknął. Zazwyczaj można go było znaleźć na parkiecie wijącego się prowokująco wśród innych mężczyzn albo przy barze czekającego na kolejne drinki, które jako gospodarz własnej imprezy zanosił przyjaciołom do stolika. Ale zawsze ktoś wiedział, gdzie jest. Zawsze ktoś stał u jego boku, a najczęściej tym kimś był Tommy Joe Ratliff, który przecież to wszystko zorganizował. Czuł się więc odpowiedzialny za gości, ale przede wszystkim za Adama. Jednak teraz nawet on nie wiedział, gdzie piosenkarz się znajduje. Zaczynał się niepokoić.

Adam kończył dziś 29 lat. Niezwykły wiek, który oznaczał dla niego wkroczenie w dorosłość. Dorosłość nie taką, jaką odczuwa się po ukończeniu osiemnastu lat – ta, pełna szalonych pomysłów i jeszcze bardziej szalonych przeżyć właśnie się kończyła. Na arenie sławy dla Adama przyszedł czas na dozę powagi i udowodnienie, że jest nie tylko beztroskim lekkoduchem traktującym życie jak przygodę, ale także człowiekiem, który to, co robi, traktuje serio i należy mu się szacunek i uznanie. Ale jak miał tego dowieść, skoro zniknął?

Całe szczęście, że to impreza dla przyjaciół, a nie gala Grammy – to by dopiero była wtopa... Tommy pocieszał siebie, patrząc na przyjaciół, którzy zaczęli wymieniać między sobą sugestie, co spowodowało, że Adama teraz z nimi nie ma.

- To ja go poszukam, a wy wypijcie za jego zdrowie. - Rzucił najlepszy pomysł, na jaki do tej pory wpadł, a przyjaciele podnieśli kieliszki w ramach toastu.

Nie wiem, czy to dobry pomysł tak was zostawiać... Blondynowi przeleciała przez umysł wizja zataczających się z pijaństwa przyjaciół, ale szybko ją odrzucił. Bycie niańką nie było jego przeznaczeniem, a dziś pełnienie tej roli z minuty na minutę coraz bardziej go denerwowało. Postanowił sprawdzić bar. W tym miejscu nie zobaczył Adama, który tak bardzo różnił się od tłumu choćby przez brokat we włosach. Już rano nikt nie musiał mu przypominać, co to za dzień. Od tygodnia szykował strój na tę okazję. Nie byle jaki strój: spodnie wypożyczył z koncertowej garderoby – dzwony ze sznurkiem zamiast zamka w rozporku były najulubieńszymi spodniami, jakie posiadał. Niedawno zakupił też kurtkę. Materiał z czarnej skóry napity dziesiątkami kolców, które lśniły jak brylanty, określił mianem szatańskiej niebiańskości dla jego image'u – cokolwiek to znaczyło.

Po przeszukaniu parkietu i tarasu, na którym imprezowicze mogli zbić temperaturę swych rozgrzanych ciał i nieco odetchnąć, Tommy skierował się do łazienki. Ku jego zaskoczeniu pomieszczenie okazało się puste. Połowa kabin miała zamknięte drzwi, lecz w żadnej z nich nie zauważył czerwonego znaczka na klamce. Na wszelki wypadek postanowił sprawdzić, czy Adam się tutaj przypadkiem nie zabłąkał.

- Adam? Jesteś tu? - Zawołał i wychylił lekko głowę, by rozejrzeć się, czy przypadkiem któreś z drzwi się nie otwierają.

Adam mógł przecież wymiotować z powodu nadmiaru alkoholu. Nie, gdyby rzygał, byłoby słychać... Tommy odrzucił pomysł po krótkim namyśle. Zamierzał już wyjść i nawet otworzył drzwi. Niestety, przy szybkim naciśnięciu klamka i tak głośno zaskrzypiała. Strasznie nie lubił tego dźwięku. Zatrzymał się w pół ruchu nie tylko przez skrzypienie. Usłyszał głośny szept. To brzmiało jak „kontynuuj, proszę”, a drugi szept próbował uciszyć pierwszy.

- Shh... Zamknij się.

Tommy odruchowo puścił drzwi, które zamknęły się, piszcząc przy tym zawiasami. Nagle ten klub wydał mu się straszną dziurą. Butelki walają się po parkiecie, bo nie ma kelnerów. Łazienka zapuszczona pewnie jakimiś grzybami, po drzwiach widać, że nikt z obsługi tu nie zagląda. Zganił siebie za zły wybór klubu. Przed tygodniem oznajmił Adamowi, że zorganizuje mu imprezę. Brunet zgodził się pod warunkiem, że już sama impreza będzie prezentem i innych zawsze hojny Tommy ma mu nie robić. Ratliff zgodził się, a teraz próbował zadbać o to, by ten prezent był idealny. Nie mógł jednak zignorować szeptu, który teraz wydawał się wyraźniejszy i dziwnie... Znajomy.

- On nie może zobaczyć nas razem. - Wyszeptał głos ostro.

- Nie miałbym nic przeciwko, gdyby się przyłączył. Auu... - Jęknął głośno. - Dobra. Zrobię, co zechcesz, tylko dokończmy, proszę. - Przemówił drugi głos. - Szybciej.

Tommy znieruchomiał. Czy to Adam? Kim jest druga osoba? Co oni robią? Czy... Wizje w głowie sprawiły, że zrobiło mu się gorąco i nieprzyjemnie duszno. Niemal zapomniał o oddychaniu. Tymczasem w jednej z kabin ktoś zaczął cicho pojękiwać i sapać na przemian. Muzyk postanowił sprawdzić, kim jest zachowująca się nieprzyzwoicie para. Zbliżył się do odpowiedniej kabiny najciszej jak umiał. Chociaż para nie zwracała uwagi na nic poza sobą, Ratliff wolał zachować ostrożność. Zauważył, że tajemniczy oni nie byli tak ostrożni, jak zamierzali. Niedomknięte drzwi na końcu rzędu pozostawiały dwucentymetrową szparę, co wskazywało na to, że bardzo się spieszyli, docierając tutaj. Jęki były coraz głośniejsze – Tommy uświadomił siebie, że w kabinie musi znajdować się dwójka mężczyzn, gdyż westchnienia wydawane były tylko i wyłącznie niskimi tonami.

Kiedy Tommy Joe zajrzał z daleka przez szparę, poczuł ogromny stres i ucisk w klatce piersiowej. To niemożliwe. Spojrzał w dół i przekonał się o tym, co przed chwilą przewidywał. Opuszczone spodnie wskazywały tylko na jedno. Wzrok gitarzysty prześlizgnął się w górę - dwa ciała zwarte w żelaznym uścisku ocierały się o siebie w zawrotnym tempie. Tommy'ego Joe przeszedł zimny dreszcz, a ucisk w klatce piersiowej zamienił się w mrowienie, które zeszło niżej. Tommy nie mógł dłużej na to patrzeć. Jego spojrzenie padło na twarz jednego z nich. Rozpoznał ją i to odrzuciło go o krok w tył. To niemożliwe. Powtórzył w myślach i otworzył gwałtownie drzwi kabiny.

- Adam? Co ty robisz...? - Powiedział słabym głosem, a kiedy ten odwrócił machinalnie otrzeźwioną znajomym głosem twarz, blondyn przyłożył rękę do ust.

Nie wierzył własnym oczom. Adam uprawiał seks i to z... O mój Boże... Ten striptizer? Młody przystojny mężczyzna dopiero po kilku sekundach spojrzał na nieproszonego gościa. Ciało spowite w orgazmie odmawiało mu posłuszeństwa. Biały płyn wypływający z członka mężczyzny spływał dalej po ścianie kabiny, a on podtrzymywał się jedną ręką, by nie upaść. Tommy przeniósł wzrok na Adama i zaczął się cofać. Brunet w szoku konfrontował spojrzenie ze swoim najlepszym przyjacielem. Ogarnął go wstyd, więc zabrał ręce z bioder striptizera, ukazując najgorsze. Nadal był z nim połączony fizycznie. To było ohydne. Tommy nie czekał na wyjaśnienia, po prostu wybiegł z zimnej łazienki nim Lambert zdążył otworzyć usta. Skierował się prosto do wyjścia. Chciał być jak najdalej stąd. Tymczasem Lambert natychmiast zaczął się ubierać. Przystojny szatyn odwrócił się przodem do niego i patrzył jak Adam przykrywa swe seksowne ciało ubraniami.

- Seksowny. - Striptizer wyraził swą opinię na temat blondyna. - Ciekaw jestem, jakby się sprawdził w trójkącie. Trzy orgazmy w tym pomieszczeniu – to byłoby coś. - Westchnął rozmarzony i dotknął klatki piersiowej Adama, który zapinał guziki koszuli.

- Oszalałeś. Tommy to mój przyjaciel. - Lambert odepchnął rękę i już zamierzał wyjść z kabiny, kiedy coś go powstrzymało. Striptizer, cały czas nagi, patrzył w jego kierunku. - Jeszcze jedno. - Odwrócił się do mężczyzny i złapał go mocno za gardło. Ten powiódł ręką do swojej szyi. - Jeśli komukolwiek puścisz parę z ust o tym, co się tutaj stało, znajdę cię i własnymi rękami uduszę. - Zagroził i rozluźnił uścisk.

- Taka twoja wdzięczność? - Wykaszlał mężczyzna, chciwie łapiąc oddech.

- Nie. - Odpowiedział i nachylił się do jego ucha. - Seks był boski. - Mruknął i wyciągnął z kieszeni kilka banknotów, które wcisnął do ręki szatyna. Ten uczynek zadowolił go na tyle, że się uśmiechnął się.

A teraz poszukam Ratliffa. Adam szybko opuścił łazienkę, a jeszcze szybciej klub. Nie wiedział, w którą stronę iść, więc spróbował wypatrzyć blondyna wśród tłumu czekających w kolejce do wejścia do klubu ludzi. Rozglądał się bardzo uważnie i tylko szczęśliwy przypadek sprawił, że po drugiej stronie mignęła mu biała głowa. Dzięki ci, że przefarbowałeś włosy. Podziękował w myślach Tommy'emu, którego naturalnym kolorem włosów była czerń. Szybko pobiegł w jego stronę. Przebił się przez zadziwiający o tej porze ruch samochodów, z których większość była koloru żółtego. Taksówkarze nie byli dziś dla niego mili – dźwięk klaksonów rozległ się natychmiast po jego wtargnięciu na jezdnię. Za chwilę był już na drugiej stronie ulicy, ale jego przyjaciel nagle zniknął mu z pola widzenia. Poszedł jego śladem, zaglądając w każdą krzyżującą się z nią ulicę. Tommy skręcił w jedną z nich. Przyjaciół dzieliła już mała odległość, więc Adam przestał biec.

- Tommy, zaczekaj. - Zawołał głośno, ale Tommy nie zrobił tego.

- Zostaw mnie! - Krzyknął tylko, dalej idąc dziarsko do przodu.

- Tom, proszę. - Adam znów przyspieszył.

Blondyn skręcił w jeszcze węższą uliczkę. Trudno tam było przecisnąć się między koszami na śmieci, a zaparkowanymi samochodami, lecz Tommy z łatwością znalazł wolne przestrzenie. Adam nie wiedział, jak go zatrzymać, ale postanowił się nie poddawać. Szedł śladem Tommy'ego, trzymając jednak kilkumetrowy dystans.

- Tommy, proszę. Przepraszam. - Rzekł błagalnym tonem, ale i to nie podziałało. - Tommy, wróć ze mną do klubu. - Proszę. - Zawołał wyraźnie, ale Tommy'ego to tylko rozbawiło.

- A po co ja jestem ci tam potrzebny, hę? Załatwiłem ci palanta, z którym jak widzę nieźle się bawisz. Moja rola się więc skończyła. - Odpowiedział z przekąsem.

- Ależ jesteś potrzebny. Bardzo. Dlatego proszę, żebyś wrócił. - Wytłumaczył, ale Tommy przyspieszył, nie chcąc tego słuchać.

Jasne, potrzebny. Przekonałem się na własne oczy, jaki ci jestem potrzebny. Zakpił w myślach. Ta sytuacja była dla niego żenująca. Sam był sobie winien – to on to wszystko zorganizował. Adam nawet mu nie podziękował. Oczekiwałem zbyt wiele i przeliczyłem się. On powinien mnie wpaść w ramiona, a nie jemu. Może nie sprostałem temu zadaniu – może impreza nie była idealna, ale to nie jest powód, żeby... Ach, nie chcę o tym myśleć! - Ganił siebie w myślach, nie słysząc następnych słów Adama, jednak jedno z nich przykuło jego uwagę i natychmiast rozdrażniło tak, że chciał wyjść z siebie.

- Tommy, ja tego nie chciałem. Posłuchaj mnie. THOMAS! - Wrzasnął na cały głos, a Tommy znieruchomiał. Od razu się odwrócił, a jego mina mówiła, że Lambert popełnił najgorszy błąd w swoim życiu.

- Nie tak mam na imię. - Powiedział cicho Ratliff i zaczął szybko iść w stronę Adama, który czekał na rozwój wydarzeń. - Jak śmiesz mnie tak nazywać! - Pokonał krótki dystans w czasie, jak mówił to zdanie. Nienawidził tego imienia. Nigdy go nie używał, a kiedy nadeszła możliwość, żeby je zmienić, zrobił to. Tommy – to było jego imię. I każdy z jego przyjaciół i znajomych używał tej wersji. Adam był jedynym, który wiedział o jego sekrecie. Doskoczył do Adama i spoliczkował go najmocniej jak potrafił. - Nazywam się Tommy Joe Ratliff, a ty wracasz na swoją imprezę beze mnie. W życiu nie myślałem, że mój najlepszy przyjaciel okaże mi tyle wdzięczności. Nawet pierdolonego dziękuję. - Powiedział to z taką wzgardą, że Adam poczuł ból w sercu. Lambert nie spodziewał się takiego obrotu sprawy.

- Dziękuję. - Wydukał z ręką na policzku. Drugi raz tej nocy poczuł ogromny wstyd. Mimo chęci ucieczki musiał tutaj pozostać. Jego oczy błagały. - Bardzo ci dziękuję i jest mi wstyd, że dopiero teraz to mówię.

- Teraz możesz wsadzić sobie to dziękuję głęboko w cztery litery. I to razem z żałośnie małym chujem tego striptizera. Podobno to lubisz? - Odszczeknął się i odwrócił na pięcie. Nie żałował tych słów mimo że złamały Adamowi serce. Teraz miał to wszystko gdzieś.

- Tommy, nie mów tak. Wiem, popełniłem błąd. Nie powinienem tego robić i nienawidzę się za to. Ale kiedy przede mną tańczył, zobaczyłem w nim ciebie. Kiedy uprawiałem z nim seks, też myślałem o tobie. - Wyznał szczerze.

Co on, do cholery, chrzani? Tommy zatrzymał się, nie mogąc iść dalej. Zastanawiał się, czy Adam mówi szczerze. Czy to tylko forma przekupstwa? Stał z głową spuszczoną w dół. Jego oczy patrzyły na drogę, a uszy przyjmowały tylko komunikat Adama.

- Mówię szczerze. - Rzekł, jakby czytał przyjacielowi w myślach. - Przepraszam, że cię zraniłem. Przepraszam za wszystko, co zrobiłem źle. I proszę cię tylko o jedno. Wróć ze mną do tego klubu chociaż ze względu na to, że mam dzisiaj urodziny. - Poprosił grzecznie, patrząc w plecy muzyka.

- Twoje urodzimy skończyły się dokładnie dwie godziny i czterdzieści siedem minut temu, Adam. - Odwrócił się i spojrzał na Adama podejrzliwie. W oczach bruneta szukał prawdy. Odnalazł ją bardzo szybko. On naprawdę nie kłamie...

- Więc wróć ze względu na naszą przyjaźń. Obiecałem sobie, że nic więcej nie będę od ciebie wymagał, ale nie mogę ukryć, że naprawdę mi na tobie zależy. Proszę, Tom. Zrobię wszystko, żebyś wrócił. - Rzekł z przekonaniem i podszedł do Ratliffa. Zatrzymał się o krok przed nim.

Zależy mu? Zrobi dla mnie... Wszystko? W głowie Tommy'ego od razu pojawiła się pewna myśl. To była jedyna szansa na spełnienie jego pragnień. Postanowił ją wykorzystać bez wahania. Podszedł niepewnie do bruneta, nie patrząc na niego. Spojrzał mu w oczy dopiero gdy dzieliły ich już tylko centymetry. Ujrzał niebiesko-szarą toń oceanu. Pamiętał, że zakochał się w tych oczach od pierwszego wejrzenia. Podniósł rękę, by pogładzić policzek, który przed chwilą tak mocno uderzył. Teraz tego żałował.

- Zrobisz dla mnie wszystko? - Zapytał, by się upewnić.

- Tak. - Adam odpowiedział bez wahania, choć teraz już nie był tego taki pewien. Nie wiedział, co tli się w głowie tego drobnego blondyna o czekoladowych oczach, którego zimne palce koiły pieczenie w policzku. Nie spodziewał się, co Tommy za chwilę zrobi, ale miało to być najlepsze, co go w życiu spotkało.

Tommy położył ręce na jego skroniach i szyi, a potem uniósł się lekko na palcach, by skonfrontował się z nim. Następnie złączył usta z ustami oszołomionego Adama. Delikatny i lekki pocałunek od razu spotkał się z odpowiedzią. Lambert chciwie obejmował jego wargi, a w pewnym momencie w jego ustach pojawił się język Tommy'ego, który zaczął ocierać się i głaskać jego własny narząd mowy. Pocałunek był tak rozkoszny, że niemal zwalił piosenkarza z nóg. Choć wiele razy całował się z muzykiem czy to na scenie czy poza nią, to jeszcze nigdy nie czuł czegoś takiego. Podniecający ucisk w dołku i stado motyli podrywających się do lotu w jego brzuchu sprawiły, że chciał połączyć się z Tommy'm w każdy możliwy sposób. Zapragnął go, pożądał go psychicznie i fizycznie. Kiedy już te żądze uwidoczniły się w jego ciele, Tommy nagle przerwał pocałunek jakby nic nie zauważył, jakby chciał go ukarać. Zbliżył usta do ucha Adama i polizał jego krawędź, wprawiając tym samym bruneta w niekończące się dreszcze. Swoim zachowaniem omotał Adama tak, że mężczyzna zapomniał, gdzie jest.

- Przyrzekłeś, że zrobisz dla mnie wszystko, ale ja chcę tylko jednego. - Wyszeptał i nachylił się do drugiego ucha, które udekorował pocałunkiem. Adam czuł się jak we śnie. - Zrób ze mną to, co z nim w tej zimnej łazience, w ciasnej kabinie. Chcę poczuć się tak samo jak on albo jeszcze lepiej. - Wyszeptał zmysłowo i odsunął się od Adama, by ujrzeć jego zszokowaną twarz. Niestety, nie była ona taka jak myślał. Adam był zagniewany i zirytowany, wprost urażony.

- Przerwanie tego pocałunku było dla mnie wystarczającą karą, a teraz jeszcze bezczelnie sobie ze mnie kpisz. Nie sądzisz, że to nie fair? - Powiedział surowo i strząsnął z siebie ręce Ratliffa. Odsunął się nieznacznie i odwrócił. Tommy nie spodziewał się takiego obrotu sprawy.

- Myślisz, że sobie żartuję?

- A co innego mogę myśleć. Jesteś hetero. A tacy ludzie są dla mnie niedostępni, zakazani. Robię wszystko, by nie przekraczać granic, więc nie utrudniaj mi tego.

- A jeśli coś się zmieniło? - Powiedział cicho, ale nie zdołało to przekonać Adama. Brunet prychnął tylko i wzruszył ramionami. To zdeterminowało Tommy'ego. - A więc gdy ten striptizer, wynajęty przeze mnie w ramach niespodzianki, tańczył przed tobą, byłeś nim tak zaabsorbowany, że nie zauważyłeś mojego zazdrosnego wzroku. Chciałbym, żebyś choć raz spojrzał na mnie tak jak na niego patrzyłeś. Co mam jeszcze zrobić, żebyś mi uwierzył? Rozebrać się przed tobą? - Uznał, że ten pomysł jest wystarczająco dobry, więc zaczął go realizować. - Proszę bardzo. - Zaczął rozpinać kurtkę, a potem pasek. Za chwilę wpadł na jeszcze lepszy, jego zdaniem, pomysł. - A może mam dojść przed tobą jak on w tej łazience? Proszę bardzo! - Podszedł do ściany i oparł się o nią. Już sięgał do majtek, by zdjąć je razem ze spodniami, by następnie ukorzyć się przed Adamem, ale Lambert natychmiast doskoczył do niego i unieruchomił nadgarstki muzyka.

- Proszę, nie rób tego. Nie karz mnie, karząc siebie, proszę. - Po policzkach Adama popłynęły gorzkie łzy. Byłem taki ślepy... Taki ślepy. Nie wiedziałem, że ty... Byłem taki głupi! Ganił siebie w myślach, patrząc na bezradną i smutną minę Tommy'ego. - Pragnę cię od początku trasy, a właściwie od samego AMA. Tak bardzo próbowałem zamknąć się na ciebie, myśląc że nigdy nie będę mógł cię mieć, że nie dostrzegałem twoich uczuć. Nie chciałem ich dostrzegać, bo bałem się rozczarowania. Przepraszam cię, Tommy Joe.

- Ale teraz już wiesz, Adam. I mam nadzieję, że coś z tym zrobisz, bo moja uczucia nie osłabną. Na początku myślałem, że zwariowałem, a potem – że to chwilowa fascynacja, ale to uczucie nie zgasło. Wręcz przeciwnie: w miarę jak próbowałem je stłumić, ono rozrastało się we mnie. - Uwolnił ręce z dłoni Adama i przeniósł je ponownie na skronie mężczyzny. - I teraz już wiem. Kocham cię, Adam.

Wyznanie to spowodowało uwolnienie się żaru, jaki palił serce Adama i rozlanie się go po całym ciele. Znów przywarł ustami do ust przystojnego blondyna i zatopił się w miłosnym pocałunku. Ich języki wirowały w dzikim tańcu, wyzwalając w parze uczucia pożądania i ekstazy. Gdy brakło im sił, spojrzeli na siebie z miłością.


- Wróćmy razem na naszą imprezę. - Poprosił Adam a Tommy zgodził się kiwnięciem głowy. Kiedy Adam oddalił się, by umożliwić Tommy'emu ruch, ten pociągnął go za rękę z powrotem w swoją stronę.

- A co z moją prośbą? - Powiedział zmysłowo i przygryzł wargę, dając do zrozumienia, o co dokładnie mu chodzi.

- Przyjdzie na to czas. - Odpowiedział tajemniczo Adam i pocałował go krótko. Tommy nic na to nie odpowiedział. W głowie jednak już zaczął planować czas i przebieg tego wydarzenia. Obiecuję ci, nie wyśpisz się dzisiaj. Tommy rzekł do siebie w myślach i uśmiechnął się jakby knuł niecny plan. Adam nie zrozumiał gestu, jednak też się uśmiechnął. - Chodźmy. - Rzekł i splótł palce swojej dłoni z palcami Ratliffa. To były jego najlepsze urodziny.

Wracali do klubu, trzymając się za ręce. Oboje nie wierzyli w to, co się przed chwilą wydarzyło. Nie chcieli wiedzieć, co z nimi będzie. Ważne, że wyznali sobie to, co oboje czuli od dłuższego czasu. Nie było to sztuczne ubieranie uczuć w piękne słowa. Był to prosty początek być może czegoś wielkiego.



2 komentarze:

  1. hej, świetny ten onepart tylko czemu tak krótko? ciekawa jestem co wydarzy się później... może wrócą do tej łazienki? wymyśl coś fajnego, plis.
    nie wiem, co jeszcze napisać więc życzę weny i wesołych świąt z prezentami i śniegiem
    całuski :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Czekając na nastęlny odc MZI czytam partone :) a ten był mega !!! Co ty ze mną robisz dziewczyno? ^V^ brak mi słów... takich doznań nie zapewnią nawet filmy xd masakra, ugh *.* uwielbiam Cię

    OdpowiedzUsuń