Witam
Adomiary i Adomiarów! Wow, 8 komentarzy to chyba szczyt moich
pragnień. Dziękuję. Znów wracam i znów zanudzam was dłuuugim
kawałkiem gryzmołów, ale podobno fajna fabuła i styl nie jest do
niczego. Same się o to prosicie, bym zaśmiecała Internet kolejnymi
adomiarskimi częściami adomiarowego opowiadania. Słowo Adommy
(można to nazwać słowem?) odmieniłam już chyba przez wszystkie
przypadki, także u mnie ok, dużo pracy mam, ale wena jest. Po
długim wstępie odpowiedź dla mistrzyni:
Marona:
nie nazwałabym tych rozdziałów typowym jedno-rozdziałowym
zakończeniem. Jest to bardziej wieloodcinkowe rozwinięcie twojego
epilogu, którego nie zamierzam publikować bez twojej zgody.
Niestety nie dokończyłam go, dlatego podczas publikacji 11.
rozdziału napisałam, że jest w archiwum. Nie wiem, kiedy do tego
wrócę, na pewno nie przed skończeniem MZI, które jest moją
pierwszą opowieścią publikowaną w Internecie. Jeśli chcesz
dowiedzieć się czegoś więcej na ten temat, napisz do mnie na
e-mail xaniax1997@gmail.com
18.21
Tommy
nie odezwał się. Adam nie wiedział, dlaczego. Wymyślał sobie
tysiące powodów nie dawania znaku życia począwszy od braku czasu
aż do zerwania przyjaźni. A może byłem zbyt natrętny?
Ostatecznie wziął pod uwagę wszystkie najbardziej
prawdopodobne okoliczności ciszy ze strony blondyna. Stwierdził, że
niespodzianka, jaką Tommy'emu zgotował, wywołała u muzyka
negatywne emocje. I to właśnie spowodowało, że się od siebie
oddalili.
Kolejny
wieczór spędzał sam w pokoju. Przyjaciołom wcisnął wymówkę,
że dawno nie dzwonił do bliskich i musi to nadrobić. W pewnym
sensie nie było to kłamstwo – zamierzał zadzwonić, ale tylko
jeden raz. Do bliskiej osoby – nie spokrewnionej z nim, ale bardzo
ważnej. Do Tommy'ego Joe. Jeden telefon albo potwierdzi jego
podejrzenia, albo spowoduje, że znikną. Nie brał pod uwagę innych
możliwości – musiał odebrać. Dał sobie tylko jedną szansę i
o 18.21 rozpoczął próbę połączenia z Tommy'm Joe.
-
Abonent jest czasowo niedostępny. Proszę zakończyć próbę
połączenia i spróbować ponownie później. - Powiedziała nagrana
spikerka. Tej opcji nie przewidział. Nie spróbował ponownie –
zawsze był wierny swoim postanowieniom.
***
Cholera.
Jeśli teraz nie zadzwonię, to uzna, że go olałem. Ale co ja mam
mu powiedzieć? Zwykła pochwała to za mało, ale przecież nie
umiem opisywać swoich emocji czy innych stanów ducha. Najwyżej się
spalę i będę milczał jak kretyn. I pomyśli, że mi się nie
podobało. Jesteś idiotą, Tom! Dzwoń, do cholery! Ostatnie dwa
zwroty skierował do niego jego wewnętrzny głosik sumienia. Czy
tego chciał, czy nie; czy się bał, czy nie – nacisnął w końcu
zieloną słuchawkę pozwalającą połączyć się z Adamem. Zegar
pokazywał godzinę 18.21.
-
Abonent jest czasowo niedostępny. Proszę zakończyć próbę
połączenia i spróbować ponownie później. - Powiedział nagrany
kobiecy głos po drugiej stronie, który zawsze go denerwował.
Tego
nie przewidział. Jest zajęty. Nie spróbował połączyć
się jeszcze raz. Nie będę mu przeszkadzać. Zawiedziony
rzucił telefon na łóżko i poszedł wziąć długą gorącą
kąpiel. Miał godzinę na zrelaksowanie się przed koncertem w hali
Opener Media, który miał rozpocząć się dopiero o godzinie 21.30
w przerwie między rozdawaniem nic nie znaczących nagród Marshala
za osiągnięcia muzyczne młodych talentów tutejszych college'ów.
***
-
But if you think about my baby, it don't matter if you're black or
white. Yeah, yeah. - Nadszedł dzień ostatnich prób, a on znów
dawał z siebie wszystko. A nawet więcej. Śpiewał ten utwór już
piąty raz w ciągu trzech godzin ćwiczeń. Sala nagrań
przytłaczała go swoim małym rozmiarem. Ogromny mikrofon przed nim
wymuszał wyciśnięcie z jego gardła nawet najtrudniejszych
dźwięków. Mimo wszystko, nie poddawał się. Jeśli
teraz przejdę, to dam z siebie wszystko, by odwdzięczyć się za
szansę. - I had to tell them I ain't second
to none. And I told about equality and it's true either you're wrong
or you're right. Yeah... - Nie poddawał się, choć czuł, że musi
napić się wody, bo gardło zaczyna boleć przy każdej następnej
zaśpiewanej frazie. Jeśli nie obejrzał tego odcinka to zgoda.
Wybaczę mu. A jeśli obejrzał? Dlaczego nawet nie zadzwonił? Nie
wysłał głupiego smsa? - It's black, it's white. It's tough for you
to get bye. It's black, it's white. It don't matter if you're BLACK
or WHITE! - Podwyższył dźwięk do maksimum, kończąc jednocześnie
utwór.
-
Zaśpiewasz tak na żywo, to przejdziesz na sto procent. Dobra
robota. - Rzekł czarnoskóry dźwiękowiec i przybił mu piątkę. -
Powiedz Nickowi, że teraz jego kolej.
-
Okej. To koniec zajęć na dziś? - Upewnił się, choć wiedział,
że tak.
-
Jasne. Jutro jeszcze raz przećwiczymy wasz wspólny występ i
wieczorem jedziemy nagrywać na żywo. Na razie masz wolne.
-
Więc do jutra. - Pożegnał się i wyszedł z sali. Przesłał swemu
konkurentowi wiadomość z informacją od Pitta i poszedł do pokoju.
Po
przekroczeniu progu drzwi pierwsze, co zrobił, było podłączenie
się do WiFi rezydencji. Wyszukanie nazwy hotelu, w którym zatrzymał
się zespół Mouthlake powinno być proste jak drut. Nie było.
Oficjalna strona Mouthlake – nic. Strony informacyjne – nic.
Twitter – nawet nie chciało mu się szukać. Facebook. Fałszywe
konto przydało się po raz kolejny. Przyłączył się do fanklubu.
Akceptacja przez administratora trwała kilka minut – wystarczająco
długo na zdenerwowanie się, zwątpienie w pomyślność podstępu,
a następnie irytację. No dalej. Nie wierzę, że nie korzystasz
teraz z facebooka, zwariowana fanko Mouthlake, całująca ich plakaty
po kryjomu i całymi dniami słuchająca tej samej ulubionej piosenki
– należącej do Mouthlake. W lewym dolnym rogu pokazał się
komunikat o akceptacji prośby o dołączenie do International
Mouthlake Fanclub. Kliknął. Ładowanie strony. I trzy... Dwa...
Jeden... Teraz. Strona naładowała się do końca, a on zabrał
się za dodawanie nowego posta jako Allain Murphy. Inicjały A.M.
były też pierwszymi literami jego imion Adam Mitchel – na
szczęście wiedział o tym tylko on.
Hej,
jestem tu nowy i mam pytanie: czy ktoś z was wie, w którym hotelu w
Los Angeles zatrzymał się Mouthlake po wczorajszym koncercie?
Nie
musiał długo czekać na odpowiedź. Na blisko cztery tysiące
członków nieprawdopodobne było, by żaden z nich nie korzystał
teraz z tego najpopularniejszego obok Twittera portalu
społecznościowego. Jeszcze mniej prawdopodobne było, że fani
zespołu nie pomogą swojemu „koledze”, który jako początkujący
fan ma zapewne wiele pytań na temat bieżącej sytuacji ulubionej
grupy.
Hotel
Royal, Main Street 44. Są zakwaterowani na ósmym piętrze :)
Taką
odpowiedź napisała Alice Courtney. Adam był bardzo pozytywnie
zaskoczony odpowiedzią. Nie sądził, że przecieki w zespole są aż
tak duże, że fani są w stanie dowiedzieć się nawet tego, na
którym piętrze są zakwaterowani. Pełen rozbawienia postanowił
wyłudzić trochę więcej informacji. Tym razem napisał wiadomość
prywatną.
-
Hej. Skoro jesteś tak dobrze poinformowana, to może wiesz także,
jakie mają numery pokojów, co? - Zrobił na końcu roześmianą
minkę, co miało sprawiać wrażenie żartu. W rzeczywistości była
to dla Lamberta bardzo istotna informacja. Nie chciał dowiadywać
się takich szczegółów od Tommy'ego, bo mógłby się domyślić,
do czego mu to potrzebne. W ostateczności zamierzał przekupić
recepcjonistkę. Tymczasem nieznajoma użytkowniczka portalu
odpisała:
-
Bez przesady! Aż tak poinformowana nie jestem. Na stronie grupy
zapytałeś się o rzecz oczywistą, Allain :) - Przeczytał
wiadomość i zawiódł się. Przechodzimy do planu B.
-
Ach tak? W takim razie skąd wiedziałaś, na którym piętrze
mieszkają? Takich rzeczy nie wypisują na plakatach. - Napisał już
bez żadnej emotikonki. Nadeszła pora zakończyć tę konwersację,
lecz w delikatny sposób.
-
Kim i Sarah koczują pod hotelem. Widziały, jak przez okno wyglądał
Mitchel. Mają nadzieję, że złapią go, by zdobyć autografy, może
jakąś fotkę. To nie takie trudne dowiedzieć się czegoś, wiesz?
-
Tak. Cały czas odkrywam sposób funkcjonowania fanclubu. Dzięki.
-
Polecam się na przyszłość. - Po tej odpowiedzi zaczął wycofywać
się z rozmowy.
-
Wiesz, muszę już kończyć, ale mam jeszcze pytanie. Dlaczego nie
towarzyszysz swoim koleżankom?
-
A kto powiedział, że tego nie robię? Poszłam tylko na chwilę do
sklepu!
-
Hah, jesteś niesamowita! Jeszcze raz dzięki, pa.
-
Papa, słodziaku :*
Zakończył
konwersację i wylogował się. Rzucił komputer na łóżko. Był
pewny, że przy wejściu do hotelu na pewno spotka Alice wraz z
ekipą. Pomyślał, że sam w przyszłości chciałby mieć taki
fanclub. Fanclub nie składający się jednak z psychopatek
uzależnionych od gapienia się na jego fotki, ale osób, które będą
rozumieć jego i jego muzykę, przekaz w tekstach. To byłoby coś,
przeleciało mu przez głowę, kiedy zbierał się do wyjścia. Miał
swój własny klucz, więc zamknął drzwi na trzy spusty. Wezwał
taksówkę idąc schodami w dół. Pod uwagę nie wziął tylko
jednej opcji: Tommy'ego mogło nie być w hotelu. Mógł liczyć
tylko na szczęście.
***
-
Myślisz, że Mitchel na to pójdzie? Wiesz, że ma cię gdzieś
odkąd wtedy groził ci w komórce na miotły. Wątpię, żeby to
przyjął. - Isaac zerknął jeszcze raz na biały papier. Tekst
piosenki przepisany był na czysto, nie zawierał żadnych skreśleń
i niewyraźnie zapisanych wyrazów.
-
Zawsze można spróbować. Nie chcę, żeby mnie traktował jak
bezwartościowego śmiecia. To nie wpływa dobrze na zespół. -
Stwierdził i dopił kawę przyniesioną dziesięć minut temu przez
room-service. - Sam widzisz, że czego się nie dotknę, on zaraz
mnie opieprza.
Isaac
wodził oczami po tekście. Nie było to dzieło sztuki, ale styl
pisania i rodzaj emocji zawartej w tekście pasował do Craftera
idealnie. Podniósł wzrok na kolegę z zespołu, którego oczy
pozbawione były blasku.
-
Cóż, moją opinię już znasz. Nie sądzę, żeby się do tego
przekonał, bo go znam, ale jak spróbujesz, a potem jeszcze raz i
jeszcze raz... To może w końcu wejdziesz mu w tyłek tak bardzo, że
nie zdoła cię już stamtąd wyciągnąć. A to oznacza, że będzie
musiał z tobą żyć, a co za tym idzie, przekonać się do cie... -
Isaac zamilkł, kiedy usłyszał delikatne pukanie do drzwi. Muzycy
obejrzeli się w stronę drzwi, skąd dochodził dźwięk.
***
Wysoki
brunet podszedł do recepcji krokiem dżentelmena. Przy ladzie stała
niska blondynka o kręconych włosach zaczesanych niedbale w kok.
Obróciła się w stronę gościa i przywitała ciepłym uśmiechem.
-
Dzień dobry, panno... - Przeczytał pospiesznie napis na plakietce
przypiętej do roboczego uniformu recepcjonistki. - Susan.
-
Dzień dobry, w czym mogę służyć? -Spytała. Uroczy uśmiech
gościa wydawał się jej podejrzany. Nie wiedziała jeszcze, że
zostanie zaraz „wpuszczona w maliny” przez mężczyznę, który
wykorzysta do tego urok osobisty.
-
Piękna panno Susan, mam do pani jedną malutką drobniuteńką
prośbę. - Powiedział delikatnie.
-
Prośbę? - Przymrużyła oczy. Na jej różowych wąskich ustach
ciągle malował się ten sam sympatyczny uśmiech, co przedtem.
-
Tak. Mam mały problem, ponieważ w tym hotelu zatrzymał się mój
przyjaciel, z którym wychowywałem się w dzieciństwie, a którego
dawno nie widziałem. Nie wie, że tu jestem, chcę mu zrobić
niespodziankę. Niestety zapomniałem, jaki numer ma jego pokój.
Pamiętam tylko, że zakwaterował się na ósmym piętrze. - Użył
zdobytej na Facebooku informacji i zamrugał słodko do kobiety. - I
tutaj moja próśbka. Czy mogłaby pani tak cichutko zdradzić mi ten
numer? Byłbym bardzo wdzięczny. - Wziął ją za rękę i pocałował
zewnętrzną stronę dłoni. Panna Susan uśmiechnęła się
nieśmiało, co wziął za dobry znak.
-
Niestety, obowiązuje mnie regulamin i ochrona danych osobowych.
Zwłaszcza, że na ósmym piętrze mamy zakwaterowanych gości
specjalnych.
-
Tak, mój przyjaciel jest jednym z nich. Nazywa się Tommy Joe
Ratliff i gra na na gitarze prowadzącej w zespole Mouthlake. Czy
wspomniałem, że będę bardzo, ale to bardzo wdzięczny? -
Wymruczał i włożył w jej dłoń pączek róży z krótką
łodyżką, który wcześniej ułamał z bukietu kwiatów w swoim
pokoju. Czar zaczynał działać. Kiedy dziewczyna spojrzała na
prezent, a potem wyczekujące spojrzenie, straciła pewność siebie.
-
Och, chyba mogę zrobić wyjątek dla tak czarującej osoby jak pan,
panie...
-
Lambert. Adam Lambert. - Przedstawił się.
-
Zaraz, ten Lambert? To... Całkowicie zmienia postać rzeczy! Że też
wcześniej nie skojarzyłam tej twarzy... Trzeba było od razu mówić,
że to ty. - Zaczęła szperać w bazie danych komputera. - A tak
przy okazji. Masz świetny głos. Powinieneś wygrać ten program. -
Stwierdziła, co Adama bardzo zaskoczyło. Nie sądził, że po
jednym odcinku ludzie będą go pamiętać. Uśmiechnął się z
niedowierzaniem.
-
42. Ale obiecaj mi, że dasz mi autograf, jak będziesz wracał. -
Pogroziła palcem, a on energicznie pokiwał głową. Kiedy dała mu
znak, by już się oddalił, podziękował i szybko pobiegł w stronę
schodów. Winda wlokła się zbyt wolno, a on był zbyt
podekscytowany, by na nią czekać. Po chwili był już na miejscu.
Stanął przed dębowymi drzwiami i opanował oddech. Zapukał powoli
i oparł się o futrynę.
***
Tommy
spojrzał na kolegę. Pomyślał, że to pewnie Mike albo Olivier
dobija się do drzwi. Nie spodziewał się Mitchela. Bo po co miałby
tu przychodzić. Mitchel wszystkie komunikaty przekazywał Tommy'emu
przez pozostałych członków zespołu. Działo się tak od pamiętnej
napaści w schowku na miotły. Teraz Tommy otworzył bez
zainteresowania drzwi, a osoba, która była jego gościem, wywołała
u niego szok.
-
A... Adam? - Zdołał wyrzec, trzymając rękę na klamce od drzwi,
które przed chwilą szeroko otworzył. Adam stał lekko oparty o
futrynę. Ubrany był w czarne dopasowanie rurki i jasnoniebieski
T-shirt z białymi konturami gołębi na wysokości mostka. Jego
twarz posmutniała, kiedy zauważył, że Ratliff nie jest sam.
-
Przeszkadzam? - Spytał niepewnie i zabrał rękę z brązowego
obramowania drzwi. Wyprostował się lekko i spojrzał na Isaaca,
który właśnie wstał.
-
Nie, to... Nie, ja... To..... - Zaczął się jąkać, ale Isaac
pomógł mu się wytłumaczyć.
-
Nie przeszkadzasz. Miło cię znowu widzieć, Adam. - Uścisnął
Lambertowi dłoń, a Tommy zarumienił się. Carpenter kontynuował.
- Ja właściwie już wychodziłem, więc możecie sobie pogadać. -
Minął się z nim w futrynie i zamierzał już iść, ale coś sobie
przypomniał. Na szczęście Adam jeszcze nie zamknął drzwi. Co
dziwne, nadal się w niego wgapiał z dziwnym wyrazem twarzy. Jakby
był zazdrosny? Wydaje mi się. - A tak przy okazji, Adam. Nieźle
ci poszło w tym Idolu. Masz świetny głos, a zresztą... Pewnie
Tommy ci to już powiedział. Ciągle mi mówi, żebym wysyłał na
ciebie smsy. - Szczupły brunet poklepał Lamberta po ramieniu i
oddalił się głośno gwizdając wesołą melodię.
Adam
przeniósł zaciekawiony wzrok na Tommy'ego, który prawie spalił
się ze wstydu. Tommy kiwnięciem głowy zaprosił gościa do pokoju
i podszedł do okna, o które się oparł. Kiedy usłyszał zbyt
głośne zamknięcie drzwi, jego serce zaczęło szybciej pompować
krew. Byli sami. Muzykowi przemknęło przez myśl, że to jest
właśnie powód szybszego bicia jego narządu życia. Szybko
zastąpił tę myśl inną – to zdenerwowanie, bo od dawna nie
rozmawiali, a napięcie dodatkowo potęgowało oczekiwanie Adama na
reakcję po pierwszym odcinku programu „American Idol”. Szybko
odwrócił się w stronę przyjaciela, który wolno podszedł do
łóżka i zahaczył o nie opuszkami palców, na których skupiał
swój przenikliwy wzrok. Ratliffa przeszedł zimny dreszcz, kiedy
zarejestrował, że opuszki wygięły się lekko pod wpływem
napotkanej przeszkody – grubej fałdy. Nie wiedział, czy zacząć
rozmowę pierwszy, czy zostawić głos Adamowi.
-
W ogóle się ostatnio nie odzywasz. - Adam pomógł blondynowi
rozwiązać myślowy problem i zerknął na niego. W niebieskich
oczach tkwił nieustanny smutek.
-
Dzwoniłem. Wczoraj, ale nie odebrałeś. Chociaż... Może to i
lepiej, bo i tak nie wiedziałbym, co powiedzieć. - Postawił
na prawdę.
-
Jak to? - Zaciekawił się Adam. Błysk w jego oczach pojawił się
ponownie. Dzwonił? Nie dostałem żadnego powiadomienia o
nieodebranym połączeniu...
-
Po prostu... Nie umiem wyrazić słowami tego, co czułem po
obejrzeniu ciebie w telewizji... Byłem... wniebowzięty? Zszokowany?
Każdy synonim tych słów byłby trafny. A kiedy zaśpiewałeś,
chciałem cię posłuchać jeszcze raz i jeszcze. Szczerze, nie
spodziewałem się, że zrobisz mi aż taką niespodziankę.
Myślałem, że to będzie jakiś film albo musical z twoim udziałem,
który chciałbyś, żebym obejrzał. A tu Idol... I ty... I tak
dobrze zaśpiewałeś. Masz wielki talent, Adam. - Złapał go za
policzek i pogłaskał, ale dopiero po wykonaniu gestu zorientował
się, co zrobił. - Przepraszam, nie powinienem tego... - Cofnął
rękę, ale Adam ją złapał, co zamknęło mu usta. Popatrzył na
niego.
-
Isaac mówił prawdę. A ty... Myślałem, że ci się nie spodobało.
- Wciąż trzymał w dłoniach dłoń Ratliffa – głaskał ją
palcami, sprawdzał nierówności i zgrubienia.
-
Gdyby mi się nie spodobało, nie zarwałbym nocy na oglądaniu
twojego występu milion razy na Youtube, nie wysłałbym dziesiątek
smsów i nie wkurzał, kiedy Cowell określił niektóre partie jako
rozdzierająco złe. - Uśmiechnął się i wziął rękę, by wbić
palec wskazujący w jego klatkę piersiową. - Przez ciebie zjadłem
tonę słodyczy i byłem nieprzytomny na próbie. - Adam zareagował
na to głośnym śmiechem. Odsunął się i stracił równowagę,
kiedy jego łydki wyczuły z tyłu łóżko. Upadł prostopadle do
poduszek.
-
Też do ciebie wczoraj zadzwoniłem i też nie odebrałeś. Abonent
był czasowo niedostępny. Sądziłem, że byłeś tak zajęty
koncertowaniem, że nie wystarczyło ci czasu zarówno na odcinek jak
i na odebranie telefonu. Ale przed chwilą powiedziałeś mi że też
dzwoniłeś wczoraj, więc musieliśmy do siebie zadzwonić od tej
samej godzinie. Możesz sprawdzić w swoim telefonie czas nawiązania
połączenia?
-
18.21.
-
U mnie też. - Przytaknął Adam, a Tommy stanął jak wryty. Po
chwili dołączył do leżącego na łóżku Lamberta i zaczęli
wylegiwać się razem.
-
Naprawdę zarwałeś noc? - Adam nachylił się nad gitarzystą i
zajrzał głęboko w oczy. Tommy poczuł się spięty; nie mógł
długo wytrzymać tak intensywnego kontaktu wzrokowego. Uśmiechnął
się więc nerwowo i przytaknął.
-
Tak. Nie wiem, kiedy zasnąłem, ale rano ciągle jeszcze leciało to
twoje „I can't get no...”
Pomilczeli
chwilę zachowując swoje pozycje: Tommy leżał, choć jego ciało
było napięte jak struna, wiedząc o tym, że drugie ciało
uniemożliwia mu ruchy. Spojrzał na niego ponownie – Adam powoli
lustrował jego ciało, a kiedy zorientował się, że Tommy to
zauważył, zaczerwienił się.
-
Jak to jest? - Spytał nagle swym niskim, głębokim głosem.
-
Co? - Odpowiedział pytaniem na pytanie i usiadł na poduszce,
opierając się o zagłówek. Tommy odwrócił głowę w jego stronę.
-
Być tam. Występować na scenie.
-
Zadajesz głupie pytania. Przecież też występujesz na scenie. -
Spojrzeli sobie w oczy. Tym razem Adam nie wytrzymał spojrzenia.
Zaczął lustrować pokój, czując że siad po turecku nie był
dobrym pomysłem – mimo zaledwie kilku chwil w tej pozycji mięśnie
ud już zdążyły ścierpnąć.
-
Nie. Ty śpiewasz. Ja gram w cieniu. Nie jestem w centrum i nie
skupiam na sobie największej uwagi. Poza tym jest nas pięciu w
zespole. A ty jesteś sam. - Wykalkulował błyskawicznie
przyglądając się bacznie towarzyszowi.
-
Faktycznie. Jak wychodzę, to trochę się denerwuję, ale kiedy
spojrzę na twarze tych wszystkich ludzi, którzy wiem, że mnie
wspierają i trzymają kciuki i wiem, że są ze mną rodzina i
przyjaciele, to dostaję taki zastrzyk energii, odwagi... Że słowa
zaczynają płynąć z moich ust same. Robię to mechanicznie. -
Uciął, lecz zaraz powiedział jeszcze. - Myślę, że w dużej
mierze to dlatego, że miałem praktykę w teatrze.
-
Tam też byłeś genialny.
-
Tak mówią.
-
Tak jest. - Potwierdził blondyn.
Adam
uśmiechnął się i odwrócił wzrok w stronę okna, za którym
słońce zaszło za chmury. Spojrzał prosto przed siebie. W rogu
ujrzał stół nakryty kolorowym obrusem – nie było na nim nic
poza białym punktem. Kartka papieru? Zmarszczył brwi. Tommy ciągle
patrzył na swego przyjaciela – z punktu zwykłego obserwatora
sylwetka Lamberta zapewne nie przyciągałaby żadnym szczegółem,
ale blondyn zauważał więcej niż zwykły obserwator – wręcz
napawał się widokiem rozkojarzonego mężczyzny o łagodnym
uśmiechu i burzliwej głębi oczu. Zastanawiał się, o czym on
myśli. Chciałbym posiąść dar jasnowidzenia. Wtedy pewnie nie
przejmowałbym się jego reakcjami na moje słowa czy zachowanie. Bał
się zapytać, a bardzo chciał się dowiedzieć, o czym jego
przyjaciel teraz rozmyśla. Nie wiedział. Nie wiedział, co kryje
się za tymi zmarszczonymi brwiami i przeszywającym wzrokiem.
Podzielisz się ze mną tylko tymi myślami, którymi będziesz
chciał się podzielić. Powiedział do niego w myślach. Pewny był,
że w przypadku bruneta żaden zastrzyk veritaserum* niestety nie
pomoże.
-----------------------
*Dla
tych, co nie przeczytali jeszcze Harry'ego Pottera: Veritaserum
to eliksir prawdy opisany w serii książek o wymienionym wyżej
czarodzieju.
Poprawiłaś mi humor po całym tygodniu lekcji :) tylko trochę miałam nadzieję, że Adam w końcu pocałuje Tommy'ego XD
OdpowiedzUsuń~Skylar
Super rozdział, mam nadzieję, że w następnym odcinku Tommy i Adam nadal będą leżeli na tym łóżku i pocałują się, albo zacznie się jakieś make out session albo cokolwiek, tylko żeby się jakoś bardziej zbliżyli :)
OdpowiedzUsuńNie wiem co dalej napisać, więc życzę ci duuuuuuuużo weny i czasu ;)
hejo! Swietny rozdzial! Przekochany byl!
OdpowiedzUsuńJa dla odmiany chcialabym, zebys jeszcze rozdzial-dwa podkrecala napiecie, potem magia gejowskiego pocalunku, chwila watpliwosci i... ka-boom! albo w innej kolejnosci, jak tam chcesz, lubie niespodzianki.
weny i czego tam jeszcze do pisania potrzebujesz zycze
Czekolaaada
Boże!!! Super!!! Coś czuję, że za niedługo Tommy lub Adam nie wytrzymają i wyznają sobie "miłość". Ale ja nie wnikam i czekam na ciąg dalszy przy okazji zapraszając do siebie :) http://to-ja-to-ty-to-my-to-nasz-swiat.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńPozdrawiam <3
Mega mi się podobało. Ostatnia scena miała w sobie coś sensualnego. Uwielbiam ich rozmowy, są łagodne, ale wyczuwam w nich jakieś znajome napięcie. Świetne odniesienie do veritaserum :) Lubię takie smaczki. Również przewrotny zbieg okoliczności co do godziny - tytuł odcinka od razu mnie zaintrygował :) Pozdrawiam, kochana <3
OdpowiedzUsuń