Uszanowanko!
Dziś
walentynki! Kto obchodzi to święto? Życzę wszystkim z tej okazji
pięknego dnia, a kto nie ma jeszcze tego ukochanego, to zapraszam do
MZI, gdzie, mam nadzieję, też (wkrótce) znajdziecie próbkę
miłości. Przepraszam za błąd, który zauważyłam dopiero teraz:
zamiast Mouthlake powinno być
Mouthlike. Więc ja zapieram się do
poprawiania, a wy – Enjoy!
Beautiful
Creature:
O co ci chodzi z tym „make out session”?
Podstęp
-
Co to za kartka? - Nie mógł się powstrzymać.
-
Jaka kartka? - Tommy podniósł się gwałtownie do pozycji siedzącej
i zaczął rozglądać się po pokoju, szukając tajemniczego
obiektu.
-
Na stole? - Lambert wstał i zaczął zmierzać w tamtą stronę.
Cholera
jasna! Blondyn krzyknął w myślach. Ubiegł przyjaciela i
porwał kartkę pierwszy. On nie może tego zobaczyć. Nie zobaczy
tego. To moje i nie chcę, żeby to czytał, jasne? Zaczął
kłócić się ze sobą w myślach. Schował kartkę za plecami i
cofnął się w stronę drzwi. Adam zbliżał się do niego, robiąc
małe kroki. Do twarzy bruneta przylepiony był cwaniacki uśmieszek.
-
To... Nic takiego. Opowiedz mi coś jeszcze o tym Idolu. - Próbował
zmienić temat, lecz Adam nie dał się nabrać. Był coraz bliżej,
a Tommy'ego dzieliły centymetry od ściany.
-
Nie wykręcaj się. - Rzekł rozbawiony Adam i stanął przed
Tommy'm, któremu odciął ucieczkę, opierając swe ręce o ścianę
w taki sposób, że muzyk znajdował się pomiędzy. - Skoro tak się
bronisz, to musi na niej być coś wartościowego.
Spróbował
sięgnąć po kartkę. Nie było to łatwe, bo Ratliff trzymał
papier poza zasięgiem jego rąk. Muszę być sprytny. Już wiem.
Uśmiechnął się szeroko, patrząc w oczy blondyna. W następnej
chwili przytulił się d niego i położył swe dłonie na jego
plecach. Ręce zaczęły zsuwać się wzdłuż kręgosłupa. Ratliff
nie wiedział, co robić. Niepożądane dreszcze nie wpływały
dobrze na racjonalne myślenie. Pracę mózgu dodatkowo osłabiały
palce Lamberta liczące każdy kręg kręgosłupa i silny, niemal
odurzający zapach perfum. O Boże... Co on wyprawia? Zamknął
oczy pod wpływem dotyku, lecz jego umysł w kilka sekund się
otrzeźwił, kiedy ręce Adama spoczęły na jego tyłku. Zapisana
kartka wysunęła się z rąk, a on odepchnął Lamberta tak mocno,
że ten aż się zatoczył. W oczach Ratliffa pojawiła się złość.
-
Co ty robisz?! - Syknął wrogo i skrzyżował ręce na piersi.
Uczynek Adama spowodował, że blondyn całkowicie zapomniał o
skreślonym czarnym atramentem papierze.
-
Już zrobiłem. - Adam uśmiechnął się szeroko i podniósł
zapisany papier. - Byłeś nieugięty, więc pozostała mi tylko
jedna opcja, bym zdobył tę kartkę. Podstęp „na zboczeńca”
zawsze działa. - Powiedział beztrosko.
-
Ach tak? Zaraz mi powiesz, że testowałeś to na każdej kobiecie,
którą poderwałeś... „Zboczeńcu”. - Zakpił i spróbował
odzyskać wartościową rzecz. Brunet podniósł ją jednak do góry
tak, że blondyn nie mógł jej dosięgnąć. Pieprzony niski
wzrost. A niech sobie czyta. Nie zależy mi już. Zrezygnował i
usiadł na łóżku.
Adam
puścił jego uwagę mimo uszu z dwóch powodów. Po pierwsze: wolał
nie zaczynać tematu swojej orientacji. Po drugie: bardziej niż
drwiny Ratliffa interesowały go litery skreślone pochyłym pismem
na wyrwanej z notatnika kartce. Był to tekst piosenki. Lambert
zawiesił oczy na refrenie.
-
Stoję tutaj i czekam na nicość... - Przeczytał głośno i usiadł
zdumiony obok Tommy'ego na łóżku. - ...która wkrada się
niepostrzeżenie niczym nieproszony gość. - Przeczytał pierwsze
trzy wersy refrenu, a Tommy oparł głowę na jego ramieniu, by
zajrzeć w kartkę. Umożliwiły mu to niesfornie długie włosy,
które znów opadły na oczy. Nie przejął się tym i dalej trwał w
tej pozycji, nie wykonując żadnego ruchu. Czytał ten tekst już ze
sto razy. Znał go na pamięć 0 przecież sam go napisał.
-
Stoję tutaj i czekam na kogoś. Kto nie przyjdzie dziś ani jutro.
Który...
-
nie zmieni już mego życia w błogość. - Dokończyli razem. Teraz
oboje mieli poważne miny. Adam wciąż przemykał oczyma po
tekście, a Tommy zdmuchnął sobie grzywkę z twarzy i odkleił się
od ramienia przyjaciela, który teraz na niego spojrzał.
-
Wiem, genialne. - Westchnął i przeciągnął się. - Uprzedzając
pytania, które chcesz zadać: tekst zapewne wyląduje w koszu
Mitchela. Jest o nim i o osobie blisko związanej z nim. Ich
historię, którą tutaj opisałem, znam z opowieści innych członków
zespołu. Historia związana jest z pytaniem, które zadałem ci,
kiedy dzwoniłem do ciebie w nocy. Jeśli nie pamiętasz, przypomnę
ci jego treść: czy można uzależnić się od drugiej osoby. Więcej
na temat tego tekstu ci nie powiem. Nie wyciśniesz tego ze mnie
nawet siłą. - Zaparł się i zamilkł. Jego usta nie zamknęły się
jednak na długo.
-
Dlaczego wyląduje w koszu Mitchela? - Spytał Adam. Czuł, że Tommy
co nieco mu jeszcze wyjawi.
-
Bo zamierzam mu go dać.
-
Po co? - Adam coraz mniej rozumiał. Dlaczego tak genialny tekst
Tommy Joe chce dać swojemu wrogowi?
-
Rodzaj łapówki. Nie mam już siły się z nim kłócić. - Znów
położył się na łóżku i oparł głowę na poduszce.
Adam
spojrzał jeszcze chwilę na tekst, a potem jego wzrok ponownie
skierował się w stronę chłopaka, którego wyprostowana smukła
sylwetka stwarzała wrażenie posągu. To, że w organizmie wciąż
przepływała krew, a nerwy wysyłały miliony impulsów do mózgu,
zdradzała tylko regularnie unosząca się klatka piersiowa i lekko
powiększające się dziurki w nosie wypuszczające z płuc dwutlenek
węgla. Brązowe oczy nie zmieniały obiektu zainteresowania –
wpatrywały się tylko i wyłącznie w drugą parę oczu różniących
się od brązowych tylko i wyłącznie kolorem tęczówek.
Adam
znów został przyłapany. Nie wiedział, jak Tommy to robi, że w
jednym momencie patrzy z zainteresowaniem w jeden punkt, a w drugim
zauważa dokładnie to, czego inny człowiek nie jest w stanie
dostrzec. Musi być genialnym obserwatorem. Odwrócił wzrok i
zaczął przyglądać się pokojowi. Zarejestrował obraz zegara,
który wybił osiemnastą dziesięć. Cholera, powinienem już
iść. Upewnił się, czy pokojowy zegar wskazuje właściwą
godzinę, patrząc na własny czasomierz zapięty srebrną klamrą na
ręce – spóźniał się o dwie minuty.
-
Muszę już iść. Za dwadzieścia minut mam ostatnie próby. - Wstał
i położył kartkę na stole.
-
Zaraz. To już dzisiaj masz drugi odcinek? - Tommy zerwał się z
łóżka i stanął za brunetem. Lambert odwrócił się.
-
Nie. Jutro. Będziesz oglądał? - Zapytał niepewnie, odwracając
się.
-
Nie mogę. Mam koncert. - Zaprzeczył ze smutkiem. - Ale będę
trzymał kciuki i obejrzę nagrania. - Dodał, a Adam uśmiechnął
się i skierował do wyjścia. Zamierzał otworzyć drzwi, lecz Tommy
złapał jego dłoń i pociągnął do siebie. Lambert odwrócił się
momentalnie, a Ratliff wtulił się w jego klatkę piersiową.
-
Przejdziesz. - Wymruczał. - Jestem tego pewien. - Uścisnął go, a
przyjaciel objął go ramionami. - Dać ci kopniaka na szczęście? -
Zażartował, a Adam zaśmiał się, odsuwając głowę.
-
Nie, dziękuję! - Prychnął, a twarz Tommy'ego rozjaśniła się. -
Trzymaj się, Tommy. Powodzenia w podstępie z Mitchelem. - Pożegnał
się i wyszedł wolno z pokoju.
Musiał
się spieszyć – o próbie łącznego występu otwierającego shop
dowiedział się wychodząc z rezydencji. Kris poinformował go, że
Pitta jutro nie będzie i próbę muszą przełożyć na dzisiaj. Za
późno było na zrezygnowanie ze spotkania z Tommy'm. Ale warto było
poświęcić czas do próby na zobaczenie Ratliffa. Miał teraz
czyste sumienie – wyjaśnione zostały wszystkie wątpliwości i
niejasności. Teraz musiał pędzić do rezydencji.
***
-
Teraz albo nigdy. - Postanowił Tommy pół godziny po wyjściu
Adama. Rozważał ostatnie za i przeciw i w końcu stwierdził, że
nie ma nic do stracenia. Gorzej już być nie może mnie traktować.
Wziął kartkę i złożył ją na cztery części. Umieścił ją w
tylnej kieszeni spodni i poszedł do pokoju na końcu korytarza.
Zapukał dwa razy i poczekał. Usłyszał dźwięk odsuwanego krzesła
i kroki. Po chwili ukazał się przed nim Mitchel Crafter.
-
Co cię sprowadza, Ratliff? - Spytał z nutą ironii i cofnął się
w głąb przestronnego salonu, który był przedsionkiem sypialni.
Tommy wszedł do środka, uznając gest za zaproszenie.
-
Mam sprawę. W sumie nazwałbym to prośbą. - Zobaczył, jak
wokalista rozsiada się wygodnie na kanapie przed telewizorem. Tommy
przycupnął obok niego i wbił w mężczyznę niepewny wzrok.
-
Słucham. - Rzucił, śledząc oczyma basebollistów na szklanym
ekranie próbujących zdobyć kolejne punkty.
-
Nie. Wolę, żebyś spojrzał. - Tommy nachylił się i wcisnął
czerwony guzik pilota, który był na stole. Rozłożył kartkę ze
słowami, którą przedtem wyciągnął z tylnej kieszeni spodni.
Położył papier obok pilota.
Mitchel
zerknął z ukosa na rzecz, a potem na jej właściciela. Wziął
kartkę i poszedł z nią do sypialni, gdzie znalazł swe okulary do
czytania. Wrócił do salonu z nimi na nosie i czytając tekst
zapisany czarnym atramentem.
-
Nie wiedziałem, że nosisz okulary. - Zauważył gitarzysta, a
piosenkarz spojrzał na niego przelotnie.
-
Nic o mnie nie wiesz. - Warknął, dotknięty spostrzeżeniem. Zaczął
czytać, stojąc pod żyrandolem.
Tommy
nie zripostował słów współpracownika, który wdrożył się w
lekturę. Przeczytał tekst dwa razy, a kiedy skończył, na jego
twarzy malowały się uczucia zdenerwowania, niepewności i
zdumienia.
-
Do kogo odnosi się ten tekst? - Wszedł między stolik a kanapę i
spojrzał z góry na towarzysza. Rzucił kartkę na stół.
-
Jest o tobie i Johnie, ale każdy może go zinterpretować inaczej. -
Odpowiedział poważnie.
-
Jesteś bezczelny! Jak śmiesz opisywać coś, o czym nie masz
pojęcia?! - Podniósł głos i stanął nad blondynem. W jego oczach
płonął gniew, ale Tommy nie wyraził zainteresowania. - Dlaczego
mi to pokazujesz?
-
Bo chcę ci go dać. - Rzucił szybko.
-
Mi? A to coś nowego, Thomas.
-
Nie mów do mnie „Thomas”. Po prostu Tommy. - Sprostował muzyk.
Nie cierpiał swojego imienia głównie ze względu na złe
wspomnienia. Crafter puścił jednak tę uwagę mimo uszu.
-
Zagraj mi to. - Rzucił i usiadł. Spojrzał na Ratliffa wyczekująco
jakby rzucał mu wyzwanie.
-
Masz tutaj gitarę klasyczną?
-
Nie.
-
Poczekaj chwilę. - Rozkazał blondyn i opuścił apartament
zostawiając niezamknięte drzwi, by nie musiał potem pukać.
Pobiegł do swojego pokoju, a kiedy wszedł, dopadły go wątpliwości.
Nie powinienem nikomu pokazywać tej gitary.
Ale nie mam wyboru. Sięgnął po leżącą w
szafie na ubrania lakierowaną gitarę. Pogłaskał ją po korpusie,
przypominając sobie okoliczności jej nabycia.
Adam. Do końca życia będę wdzięczny losowi, że postawił go na
mojej drodze. Podziękował Adamowi w duchu i
wrócił do apartamentu Craftera. Kiedy frontman zobaczył, z czym
Tommy wrócił, opadła mu szczęka. Teraz nie miał żadnego powodu
do żartów – autograf Jimiego Hendrixa mówił sam za siebie.
-
Na tym komponujesz? - Wskazał palcem czarny instrument. Tommy
zobaczył jego zaskoczenie i niedowierzanie i poczuł dumę, która z
każdą chwilą zajmowała coraz więcej miejsca w jego sercu.
-
Tak. Robi wrażenie, co? - Spytał władczo i przejechał po grubych
strunach, wydając z nich niski dźwięk. Mitchel wpadł już na
pomysł, jak dogryźć wrogowi.
-
Pod warunkiem, że autograf jest prawdziwy. - Zripostował, a na
twarzy Tommy'ego pojawił się grymas zniesmaczenia.
-
Nie jest. - Zaprzeczył ostro, a Mitchel prychnął.
-
Więc skąd ją masz? Chyba nie powiesz mi, że byłeś na koncercie
Hendrixa, który umarł w 1970-tym.
-
Nie, to... To długa historia. W każdym razie nie jest kradziona,
jasne? - Miałem chyba grać, a nie gadać, prawda? - Spytał, a
Mitchel przytaknął skinieniem głowy. Zaczął przysłuchiwać się
grze.
Tommy
wprawił gitarę w lekkie drgania. Pierwsze tony były bardzo ciche,
ale z każdą sekundą przypierały na głośności. Melodia była
łatwo wpadająca, co nie odejmowało jej jednak piękna i czaru.
Skomplikowane riffy wydobywające z instrumentu niecodzienne dźwięki
dodatkowo wywoływały u słuchacza zainteresowanie. To byłby
murowany hit. Ta ballada jest piękna.
Chociaż Mitchel nigdy nie przyglądał się gitarzyście podczas
koncertów czy prób, teraz obserwując go, mógłby przysiąc, że
nigdy u nikogo nie widział takiego skupienia i wrażliwości
uwidaczniających się podczas gry. Tego nie da się wyuczyć nawet w
najlepszej szkole muzycznej. Ten facet mnie
zadziwia. Dlaczego? Co w nim jest takiego wyjątkowego? A może by
tak się z nim pogodzić? Nie, Mitchel. Pamiętaj, co obiecałeś
Johnowi. On ściemnia, a ty nie litujesz się nad każdym dupkiem,
któremu wydaje się, że zagrzeje miejsce w Mouthlike.
Ledwo zdążył o tym pomyśleć, Ratliff skończył grać. Mitchel
popatrzył na blondyna swoim naturalnym zimnym wzrokiem, a Tommy
spojrzał na niego. Gitarzysta znów przybrał maskę codzienności,
która przykrywała prawdziwe ukryte w głębi duszy uczucia.
-
Co o tym sądzisz? - Spytał Ratliff i oparł ręce na korpusie.
-
To mógłby być hit. - Mitchel podrapał się po brodzie. - Ale
nadal nie mogę rozgryźć, jaki interes masz w tym, żeby dawać mi
swój, własnoręcznie napisany, dobry tekst piosenki, który, jak
mówisz, jest o mnie i o Johnie, o którym nic nie wiesz i którego
nawet nie spotkałeś.
-
Wiesz, pracujemy ze sobą już ponad miesiąc, a ty wciąż nie
możesz strawić tego, że zająłem miejsce Johna. Miejsce, które
wciąż na niego czeka. Nie wiem, dlaczego się tak spinasz. Być
może myślisz, że nie będzie miał już możliwości wrócić czy
coś podobnego. Chcę cię zapewnić, że nie chcę tutaj zagrzać
miejsca na zawsze. Nie zamierzam nikomu wchodzić w drogę, jak
zapewne sądzisz. A najbardziej nie chcę wchodzić między ciebie a
Johna, którego tak bronisz. Chcę tylko, żeby dni do końca mojego
kontraktu upłynęły mi, tobie i chłopakom w przyjaznej atmosferze.
A jako gwarancję moich zamiarów daję ci ten tekst, z którym
możesz zrobić, co zechcesz. Prawa autorskie należą do ciebie.
-
Hmm... - Mitchel czuł się, jakby to, co pomyślał podczas gry
Tommy'ego zostało przez niego w jakiś sposób przechwycone i
odczytane. Niemożliwe,
pomyślał i uśmiechnął się. Wziął tekst do ręki. - Umiesz
włazić w dupę, Tommy. - Wokalista przebiegł oczyma po wersach. -
Ale żebym cię w pełni zaakceptował, musisz przejść inicjację.
- Wpadł na ten pomysł dosłownie przed chwilą.
-
Inicjację?
-
To takie zadanie specjalne. Każdy z nas je przeszedł, choć każdy
z członków zespołu miał inne. Wymyśliłem to z Johnem, jesteśmy
założycielami Mouthlike.
-
Tak, wiem. Potem doszedł Isaac, a Oliviera i Mike'a znaleźliście
na castingu. - Dokończył niezainteresowany historią zespołu,
którą znał już od dawna.
-
Skąd to wiesz? - Zdziwił się Mitchel.
-
Bo do momentu podpisania kontraktu interesowałem się waszą muzyką
i historią.
-
Nie wiedziałem, że jesteś naszym fanem.
-
Bo „nic o mnie nie wiesz”? - Zacytował wokalistę blondyn, po
czym uśmiechnął się triumfalnie. - Kiedy będzie ta inicjacja?
-
Jutro po koncercie Isaac, Mike i Olivier zapewne pójdą do klubu.
Dołączysz do nich. Ja też pójdę. O zadaniu dowiesz się w swoim
czasie. A teraz wybacz, mam jeszcze coś do zrobienia. - Rzekł i
ponownie włączył telewizor. W jego głowie już tlił się pomysł,
na jaką próbę wystawić Ratliffa. Muszę dać mu w kość do
tego stopnia, żeby zapamiętał, kto tu rządzi.
-
Tak, jasne. - Tommy Joe szybko odniósł się z kanapy i wyszedł z
gitarą w ręku. W korytarzu odczuł ukłucie zazdrości. To
niesprawiedliwe, że on ma apartament, a pozostali muzycy standardowe
pokoje. Mitchel – snob. Prychnął i skierował się do swojego
pokoju. Dziwne dla niego było to, że koledzy nie wspomnieli mu o
żadnej „inicjacji”. Wykonam to zadanie dla świętego spokoju.
Wszedł do pomieszczenia, używając karty magnetycznej z numerem 42.
Klucz nie sprawiał mu problemów. Przyzwyczaił się.
Kiedy
zobaczył łóżko, poczuł się zmęczony. Choć było dopiero kilka
minut po siódmej, postanowił wziąć szybki prysznic i szybko
znaleźć się w miękkim łóżku. Zasnął z mętlikiem w głowie.
Rozmowa z Mitchelem wydawała mu się zbyt łatwa i cukierkowa. W
tej całej inicjacji musi być jakiś haczyk...
***
-
Cześć, Alex. - Mitchel przybił piątkę ze szczupłym brunetem.
Usiadł przy stoliku, na którym stały już dwa piwa.
-
Mitchel, stary przyjacielu. Jak leci? - Rzekł melodyjnym głosem i
usiadł wraz z nim.
-
Powolutku. Mam sprawę nie cierpiącą zwłoki. Możesz mi pomóc
tylko ty. - Rzekł spontanicznie i zaczął grzebać w telefonie
komórkowym. Wyświetlił zdjęcie zrobione po ostatnim koncercie i
pokazał je Alexowi.
-
Widzisz tego blondyna po lewej? - Podał mu telefon i puścił oko do
urodziwej szatynki siedzącej z koleżanką przy stoliku na drugim
końcu sali. Mężczyzna przytaknął. - To jest ta sprawa.
-
Przystojny. - Ocenił. - Chcesz go w coś wkręcić?
-
Z twoją pomocą, kochany. Mam wielkie szczęście, że nie muszę
znajdować niesprawdzonych, hmm..., „specjalistów” na ulicy. Ty
wykonasz to zadanie perfekcyjnie ze względu na swoje skłonności.
-
Zaraz, zaraz. Czy ty chcesz...
-
Owszem. - Nie spuszczał wzroku z szatynki. - Mam z nim na pieńku.
To ma być żart i przestroga. Chcę mu pokazać, kto tu jest szefem,
czaisz? Wierzę w twoje umiejętności w tych sprawach. Mogę na
ciebie liczyć?
-
Okey, ale nie za nic. Zlecenie to zlecenie. - Zauważył, szeroko się
uśmiechając.
-
Cena nie gra roli, ale wiesz. Zrób to tak, żeby był zdolny zagrać
następny koncert.
-
Cholera. Zawsze masz jakieś „ale”. - Fuknął zawiedziony, ale
zaraz przeszedł do konkretów. - Dobra. Omówmy szczegóły. Już
się nie mogę doczekać.
***
Trochę się boję o Tommy'ego... i ciekawe, co wymyślił Mitchel ;)
OdpowiedzUsuń~Skylar
Och coś czuję, że będzie ostro.. Tommy uważaj! ;p
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Super i czy oni zamierzają , znaczy on go zamierza zgwałcić.?? Fajnie i zapraszam do mnie:
OdpowiedzUsuńhttp://billundichfurimmerjetzt.blogspot.com/
MDudka xD
Mam taką, zasadę, że zawsze czytam teksty od ostatniego opublikowanego rozdziału, bo przeciez jesli opowiadanie jest dobre, caly tekst tez, taki jest!
OdpowiedzUsuńPodoba mi się. Czasem jest trochę infantylnie, i skrajnie, ale to wydaje sie być cecha charakterystyczną tego tekstu. Poza tym, niesamowicicie cieszy mnie, że w przeciwienstwie do wielu autorek, opisujesz paring, do ktorego zawsze chetnie wracam! Weny!
Silentio
http://swiata-iluzja.blogspot.com
Przepraszam, że dopiero teraz komentuję :(
OdpowiedzUsuńMówisz, że ktoś ma make out session, jak jakieś dwie osoby się tak strasznie długo całują czy coś, nie mam pojęcia jak to jest po polsku.
Ten Mitchel zaczyna mnie wkurzać, jestem ciekawa co w końcu wymyśli. I czekam jak rozwiniesz akcję pomiędzy Adamem i Tommym, bo jest 21 rozdział, a Tommy wciąż nie wie, że Adam jest gejem :) Ale ostatecznie na pewno wymyślisz coś ciekawego, więc życzę ci duuużo weny i czasu oraz żebyś zawsze dodawała odcinki tak często!
I przepraszam, że ten komentarz jest tak chaotycznie napisany... ;(
Adam ma wciaz byc taki "zboczony"
OdpowiedzUsuńMitchel to dupek
Rozdzialek jest swietny
Walentynki to zuo
a ja komentuje zbyt pozno
Czekolaaada
Boże, to chyba ja powinnam marudzić, że za późno komentuje.
OdpowiedzUsuńAle tak na szybko.
Zajebiaszczo
Zbiera mi się coś tu na gwałt
Nie wytrzymam, jak zaraz Tommy sie nie dowie o orientacji Adama
Zapraszam do mnie: http://to-ja-to-ty-to-my-to-nasz-swiat.blogspot.com
Nie ukrywam, że trochę się boję, a Ty zaostrzasz apetyt. Czekam na kolejny odcinek :)
OdpowiedzUsuń