sobota, 3 stycznia 2015

Dwupart: Dokończymy później - cz.2.

Hej. Nie będę przepraszała, że tak późno, bo wy przez te dwa tygodnie też się nie popisaliście. Co to ma być? Jeden komentarz??? Macie tutaj tak na rozpoczęcie roku gorący dwuparcik. A w ścisłości jego drugą część. Trudno mi się go pisało, naprawdę. Więc może wyrazicie opinię na ten temat, co? Proszę. Nic nie obiecuję, bo dotrzymywanie obietnic mi nie wychodzi. Szczerze pisząc nie wiem, czy za tydzień będzie nowy odcinek czy nie, ale postaram się. Na koniec życzę szczęśliwego nowego roku chociaż już 3 dni minęły.
Zapraszam do lektury! ;)

DwuPart
Dokończymy później
cz.2.

Wejście do klubu okazało się nie lada wyzwaniem. Długa kolejka nie zraziła jednak dwóch mężczyzn i po kilkunastu minutach szczęśliwie zostali wpuszczeni przez ochroniarza. Głośna muzyka przy wejściu stłumiona teraz biła po uszach, ale nie byli do tego przyzwyczajeni – na koncertach też zawsze było głośno.

Adam Lambert i Tommy Joe Ratliff znaleźli się w VIP-owskiej loży jako najbardziej pożądani goście wieczoru. Siedzący natychmiast zrobili dla nich dwa miejsca na kanapach, które dzielił stolik pełen szkła z alkoholem. Mężczyźni byli nieco zawiedzeni, że nie mogą siedzieć obok siebie, jednak zgodzili się bez protestów.

Najbliżsi przyjaciele jubilata oraz gospodarza imprezy – Adama i Tommy'ego – najwidoczniej znaleźli sobie zajęcie już po zniknięciu Tommy'ego. Podczas nieobecności pary grali w butelkę – ta popularna gra polegająca na całowaniu osoby wskazanej przez butelkę przez osobę, która nią zakręciła, rodziła wiele emocji.

- Gdzie przepadliście na tak długo? - Zawołała Brooke z oburzeniem. Z trudem przekrzykiwała muzykę, która w miarę upływu czasu dźwięczała w jej uszach coraz głośniej.

- To długa historia. - Odparł sceptycznie Tommy, któremu dźwięki wypływające z głośników nie przeszkadzały aż tak bardzo. - Zagrajmy lepiej. - Spojrzał na stół i sprawdził, na kogo wypada kolejka. Szyjka butelki po wódce wskazywała Taylora, który przed chwilą obdarowany został słodkim całusem przez Sashę. Taylor wstał z wielkim trudem, po czym zakręciło mu się w głowie. Procenty we krwi pozwoliły mu jednak uchwycić butelkę, która po kilku obrotach wyznaczyła kolejną osobę.

Następne kolejki wypadły kolejno na Terrance'a, Brooke, Camillę, znowu Terrance'a i Adama, który został obdarowany przez Spencera spontanicznym całusem w usta. Całusy różniły się zależnie od osoby, która nimi obdarowywała. Brooke cechowała łagodność – jej delikatne pocałunki zawsze były odpowiednie do jej relacji z daną osobą. Sasha była ostrą przeciwniczką w konkursie na najlepszy całus. W kontakcie z jej wąskimi ustami przegrywały nawet najbardziej temperamentne charaktery – zetknięcie z tą kobietą zawsze było ostre i podniecające nawet dla Adama. Usta Taylora jako najbardziej nieśmiałego (i teraz już najbardziej pijanego) z całej paczki zostawiały za to ślady tylko na policzkach. Za to Terrance zawsze zachowywał przyjacielski dystans – dotyk jego ponętnych ust zostawiał miły dreszczyk emocji.

- Adam, teraz twoja kolej! - Zawołali wszyscy z entuzjazmem wybierając następną potencjalną ofiarę. Nie mogli się doczekać, kogo wybierze butelka.

Piosenkarz wstał i obrzucił wszystkich kuszącym wyzywającym wzrokiem, mówiącym „Czy naprawdę tego chcecie?” Kiedy jednak zatrzymał wzrok na Tommy'm, zapytał sam siebie. A czy ja tego chcę? Jeszcze nigdy nie zdarzyło się, by kręcił butelką będąc zakochanym czy w jakiś inny sposób zobowiązanym. A teraz, stojąc przed mężczyzną, któremu przed chwilą wyznał wszystkie swoje uczucia, ogarnął go niepokój. Co będzie, jeśli butelka go nie wybierze? Nie chcę całować nikogo innego. Nie mogę też się wycofać... Zakręcił szkłem, modląc się w duchu, by padło na blondyna. Patrzył na szkło z wyczekiwaniem, a jego serce niemal wyrywało się z piersi. Butelka tymczasem obracała się coraz wolniej, wprawiając niemal wszystkich w rosnące napięcie. Tylko Tommy patrzył w szkło ze smutkiem w oczach i próbował opanować drżące ręce. Jeszcze przed chwilą miał nadzieję, że Adam nie odważy się dołączyć do zabawy, a teraz miał się przekonać, że brunet jest w stanie tak szybko go zdradzić, jak pokochać. Nie pozwolę na to. Powiedział sobie w duchu i wstał równocześnie z zatrzymaniem się przedmiotu jego upokorzenia, które właśnie wskazało inną osobę.

- Nie zrobisz tego. - Obrzucił Adama morderczym spojrzeniem, które stopniało, kiedy usłyszał nieoczekiwaną odpowiedź.

- Oczywiście, że nie, Glitterbaby. - Odrzekł Lambert, śledząc szyjkę butelki, która wskazała Terrance'a. Następnie przeniósł wzrok na blondyna i uśmiechnął się łagodnie. - Przepraszam was, kochani, ale właśnie sobie uświadomiłem, że nie mogę uczestniczyć w tej grze. - Oznajmił przyjaciołom, którzy wyglądali na zdezorientowanych, a Brooke wprost na oburzoną. Adam wyciągnął rękę, która zawisła nad stołem tuż przed siedzącym gitarzystą. - Zatańcz ze mną. - Poprosił, a zadowolony Tommy bez słowa wstał i chwycił dłoń. Kiedy skierowali się ku parkietowi, nieoczekiwanie wstała Brooke, która ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy zaczęła nieporadnie konstruować pytania.

- Adam, co ty...? Nie, co wy...? Sorry, ale czy ja przypadkiem o czymś nie wiem? Co się dzieje? - Spytała z pretensją. Tancerka wyglądała jakby przed chwilą obudziła się ze stuletniego snu.

- Brooke, o nic. My po prostu... - Zaczął Tommy, lecz nie dokończył. Nie on powinien na to pytanie odpowiadać. Kiedy ominął już plątaninę nóg, przez którą o mało co nie wywrócił się dążąc do brzegu stolika, obrzucił na Adama spojrzeniem, które prosiło o dokończenie jego zdania. Lambert od razu to zauważył.

- Kochamy się. - Oznajmił z uniesioną głową i ujął dłonie blondyna w swoje. - Kocham cię, Tommy Joe. - Tym razem zabrzmiało to jak wyznanie. Było przeznaczone tylko dla uszu gitarzysty, jednak muzyka zmusiła Adama do wypowiedzenia tych słów tak głośno, że przyjaciele pary bez trudu mogli słowa wychwycić.

- Rozumiem, kochacie się. Tak, to wszystko wyjaśnia. Tak! Ale od pocałunku i tak się nie wywiniesz. - Zarządziła Brooke, której uśmiech rozświetlał twarz.

Wszyscy wyglądali jakby już dawno wiedzieli, co łączy mężczyzn. Siedzieli rozanieleni na kanapach i czekali na potwierdzenie ich uczuć. Ze zniecierpliwieniem patrzyli, jak tych dwoje spogląda na siebie z rosnącą ekscytacją, a przede wszystkim nieskrywaną już miłością. A potem połączyli się niczym w bajce. Pocałunek na początku delikatny i zmysłowy z czasem przerodził się w istną orgię wirujących języków i spragnionych warg. Kiedy ich mała publiczność zaczęła klaskać i gwizdać, oderwali się od siebie i wymienili ostatni pocałunek.

- Zatańcz ze mną. - Adam przytulił go lekko i wykorzystał gest, by ponowić wcześniejszą propozycję. Kiedy się odsunął, zobaczył cwany uśmieszek Ratliffa. To oznacza aprobatę czy podstęp? Lambert zastanowił się przez chwilę.

- Mam lepszy pomysł. - Westchnął blondyn i wziął ze stolika butelkę wypełnioną do połowy przezroczystą cieczą. Podniósł do ust i opróżnił ją tak, że została czwarta część alkoholu. - Chodźmy stąd. - Rozkazał i odstawił butelkę na stół. A potem porwał Adama za sobą.

***

- Proszę jechać na Aleję Waszyngtona. - Rzucił Tommy, wsiadając do taksówki.

- Przez Boulevard Street, numer 88, poproszę. - Zaznaczył Adam, a kierowca szybko wrzucił pierwszy bieg i włączył się do ruchu.

Ratliff nic nie powiedział. Przez cały czas podróży patrzył się tylko z ukosa na Lamberta i mierzył go wzrokiem. Czekał. Obserwował ruch rąk, milczące spojrzenie Adama, jego twarz zwróconą w stronę okna. Szukał wszystkich miejsc niezakrytych przez ubranie. Umięśnione ręce pokryte tatuażami, które po wyjściu z tego obcego auta miały czule go obejmować i pieścić. Szyja, w której pulsowały najważniejsze tętnice i żyły – chciał obdarzyć ją milionami pocałunków. Dekolt wykrojony przez niezapięte guziki koszuli odsłaniał kawałek pokrytej piegami klatki piersiowej. Postawa piosenkarza zachęcała do odkrycia tajemnic jego ciała. Może i starał się być wyluzowany, ale Tommy w głębi duszy wiedział, że stres go w tej chwili paraliżuje. Napięcie rosło proporcjonalnie do zbliżania się celu. I cholernie go to podniecało.

- Dziękuję. Cześć, Tommy. - Adam podał pieniądze taksówkarzowi i starał się wysiąść, kiedy blondyn złapał go za rękę.

- Co ty robisz? - Dopiero teraz dotarło do gitarzysty, co się dzieje. „Cześć, Tommy?” To pożegnanie?

- Wracasz do domu, Tom. Przepraszam. - Powiedział cicho i zatrzasnął drzwi taksówki. Auto ruszyło, jednak Tommy błyskawicznie sobie uświadomił, to w ten sposób nie może się skończyć to, co zaczęło się parę godzin temu w wąskiej uliczce blisko klubu.

- Zatrzymaj się! - Krzyknął, a taksówkarz z ociąganiem zjechał z głównego pasa drogi. - Ja też tu wysiadam. - Rzekł i szybko opuścił taksówkę.

Nie musiał przejmować się opłatą za przejazd – Adam uregulował już dług. Blondyn nie tracił czasu. Pobiegł do małej furtki zdobionej różami wyżłobionymi z żelaza. Była jak zawsze otwarta. Zobaczył Lamberta, który właśnie włożył klucz do zamka i przekręcał go uparcie. Już zamierzał nacisnąć klamkę, kiedy usłyszał znajomy głos.

- Co myślałeś, opuszczając tę taksówkę? - Spytał Tommy podniesionym głosem. Stał przed schodami i opierał nogę o jeden schodek. Skrzyżowane ręce i poważna mina wskazywały, że jest wzburzony. - Że kłamałem? Że to był tylko żart? - Mówił, pokonując każdy stopień, a gdy pokonał ostatni stopień i zrównał się z Adamem, rzucił ostatnią odpowiedź. - A może, że to był tylko sen i że jak wrócisz do domu i położysz się do łóżka, zamkniesz oczy, to się obudzisz, ha? - Adam, jednak nie odwrócił się od razu. Uśmiechnął się tylko uszczęśliwiony i dopiero, kiedy wyjął klucz z zamka, pozwolił Ratliffowi ujrzeć swe bijące radością oblicze.

- Nie. - Powiedział cicho i opuścił ręce wzdłuż boków. - Chciałem się przekonać, czy to, co się dziś zdarzyło, jest prawdą. Gdybyś nie wysiadł z taksówki, wtedy byłoby to tylko kłamstwo, żart, sen. Najgorszy koszmar, jaki by mi się wyśnił. Ale nie jest, bo tu jesteś, Tommy.

Lambert pogłaskał policzek Ratliffa, który wydał mu się gładki jak aksamit. A potem zatonęli w pocałunku, który przyprawił ich o dreszcze. Smakowali się jeszcze długo nim Tommy wymacał klamkę. Nacisnął ją i do tej pory oparty o drzwi Adam stracił grunt pod nogami. Przewracając się na podłogę próbował złapać równowagę. Chwycił się tego, co było najbliżej. W ten sposób Tommy znalazł się na nim i ponownie zatonęli w pocałunku, który z każdą chwilą stawał się bardziej energiczny i podniecający. Tarzając się po wąskim korytarzu kopnęli drzwi, które zamknęły się z hukiem. Teraz Adam był „na górze” i wykorzystywał to do maksimum. Kradł pocałunki niczym profesjonalny złodziej. Smakował miękkie usta, aksamitne policzki i krawędzie podbródka. Kąsał szyję gorzką od perfum, których zapach tylko mobilizował go do działania. Ręce były niemniej pracowite: już przy pierwszej okazji rozpięły guziki czarnej jak smoła koszuli i zaczęły masować brzuch. Tommy tylko na to czekał i zaczął robić to samo. Kiedy jednak Adam dotknął swymi zimnymi palcami jego sutków, blondyn podskoczył. Lambert odsunął się od niego nieco, by sprawdzić, o co chodzi.

- Twoje palce. Są zimne. - Wytłumaczył powoli i wziął rękę Adama w swoje dłonie. - Trzeba je ogrzać. - Rzucił, a potem zanurzył jego palce jeden po drugim w swoich zmysłowych ustach. Ssał je i lizał, co tak podniecało Lamberta, że znowu dostał dreszczy. Czuł, że nie wytrzyma długo w tym stanie. Znów rzucił się na gitarzystę, a odgłos brutalnych pocałunków i głośnych westchnień wypełniał przedpokój.

- Chodźmy do sypialni. - Wysapał Adam, myśląc o mało zachęcającej perspektywie seksu między butami a wieszakiem na kurtki. Nie czekał na zgodę Ratliffa. Szybko podniósł się, a jeszcze szybciej pomógł się podnieść muzykowi, który złapał się za głowę, kiedy już stał.

- To chyba ten alkohol. - Mruknął Tommy i objął Adama za szyję. Zbliżyli się do siebie i ponownie zatonęli w znacznie subtelniejszym niż dotąd pocałunku. Przerwali nagle, kiedy Adam wziął go na ręce. Tommy Joe oderwał się, kiedy to poczuł.

- Mogę zaradzić tym zawrotom głowy, wiesz? - Zamruczał z uśmiechem, a Tommy zmrużył oczy.

- Ale tylko dzisiaj, książę. Moja duma czuje się urażona. - Rzekł i pocałował go słodko.

Patrzyli na siebie, kiedy zmierzali przed salon, a potem Adam wspinał się ze swym słodkim ciężarem po schodach. Znaleźli się w sypialni. Nie zaświecili światła. Lambert położył mężczyznę na środku łóżka. Chciał zdjąć koszulę, ale blondyn skutecznie pociągnął go do siebie. Tym razem pocałunki nie były bezowocne. Teraz były kluczem do czegoś, na co czekali od dłuższego czasu. Kiedy Adam znalazł się na blondynie, od razu przeszedł do działania. Wargami i językiem znaczył drogę do celu. Najpierw odsłonił brzuch blondyna, a potem dobrał się do spodni. Tommy obserwował jego poczynania z uwagą, jednak kiedy sam spróbował sięgnąć do ubrania Adama, ten od razu odganiał jego ręce od siebie. Za chwilę leżał już na łóżku zupełnie nagi.

- Jesteś piękny, Tommy. - Stwierdził Adam z podziwem.

Lambert złączył z Ratliff'em usta, a ten to wykorzystał. Pchnął Adama na łóżko i w następnej sekundzie już go dosiadał. Teraz już mógł go rozebrać. Robił to bardzo umiejętnie, znacząc drogę swych długich zwinnych palców pocałunkami. Spieszył się. Nie ominął jednak żadnego miejsca, które zasługiwało na pocałunek. A zasługiwały wszystkie: począwszy od wrażliwej szyi, przez szerokie piegowate piersi, aż do słodkich fałdków brzucha, pod którymi kryły się prężne mięśnie. Niektórzy nazywali je kaloryferem. Tommy, zamiast je nazywać, wolał je całować, lizać i ssać. Szczególnie lubił zajmować się kształtnym pępkiem, jednak znacznie bardziej ciekawiły go niższe partie ciała. Zawędrował ustami niżej, lecz w wędrówce przeszkodził mu zasznurowany rozporek. Mała komplikacja. Uniósł głowę i popatrzył na bruneta, który z rozkoszą w oczach czekał na jego następny krok. Następnie wykonał bardzo wolny i bardzo zmysłowy ruch ręką, która powędrowała od kolana aż do krocza Lamberta. Piosenkarz zacisnął dłonie na pościeli i wziął płytki oddech. Tommy nie mógł czekać dłużej. Zerwał obcisłe spodnie z bioder Adama razem z bielizną, a jego oczom ukazał się wielki nabrzmiały penis, który czekał, aż ktoś go zaspokoi. O... Adam. Ja... Myślałem, że się tylko przechwalasz, a tu proszę... Tommy Joe uśmiechnął się na tę myśl i uchwycił męskość Adama, który przygryzł wargę i uderzył głową w poduszkę, wypuszczając powietrze z płuc.


- Tom... Nie musisz... - Westchnął, kiedy Tommy zaczął poruszać ręką.

Dostosowywał prędkość swych ruchów do prędkości oddechu Adama, a może było odwrotnie? W pewnej chwili Tommy uniósł się tak, żeby widzieć Adama i, ciągle wykonując tę samą czynność, pocałował zmysłowo mężczyznę.

- Ale chcę. - Odpowiedział. - Chcę ciebie. Całego. Pragnę cię, Adam.

Tommy usiadł obok niego i przez chwilę obserwował mężczyznę swoich marzeń, który w tej chwili leżał w dużym białym łóżku zaspokajany przez niego. I kiedy wydawało się, że nie może być lepiej, z chwilowego zamyślenia wyrwały Tommy'ego słowa Adama.

- Połóż się wzdłuż mojego ciała. - Rzekł Lambert zniecierpliwionym głosem. - Ja też cię pragnę. - Wytłumaczył i za chwilę zatopił w ustach męskość blondyna, której rozmiar przyprawiał o gorączkę.

Pozycja nazywana „6 na 9” umożliwiała im dawanie i czerpanie pełnymi garściami. I wciąż chcieli więcej. Dotyk i pieszczoty przestały im wystarczać. Chęć dominacji, jaką odczuwał Adam, wygrywała z pragnieniem obdarzenia Tommy'ego niebiańską delikatnością. Znów patrzył na muzyka z góry niczym prawdziwy samiec alfa. Tommy spoglądał na niego uległym wzrokiem. Czekał na nowe doświadczenie, które miało okazać się najlepszym, jakiego zaznał w swoim życiu. Na początku myślał, że się przeliczył. Pierwsze pchnięcie (choć został uprzednio przygotowany przez swego partnera) okazało się przeszywającym bólem. Tak samo wyglądała druga próba i trzecia. Nie dał tego po sobie poznać, jednak Adam doskonale wiedział, co czuje. Wiedział, co musi zrobić. Lambert spróbował rozluźnić do dotykiem swoich rąk i ust – podziałało niemal jak środek znieczulający. Teraz było już tylko lepiej. Zmysłowe ocieranie wewnątrz ciała Ratliffa zaczynało przynosić efekty. Początkowe mrowienie z czasem przyniosło dreszcze, które nasilały się wraz z szybkością pchnięć, które po kilku minutach osłabły. Najwidoczniej Adam nie chciał tak szybko kończyć tego, co zaczął. Planował doprowadzać blondyna do szaleństwa stopniowo, aż Tommy zupełnie straci głowę. Blondynowi świtały w głowie inne plany, które postanowił wprowadzić w życie w trybie natychmiastowym.

- Adam... - Westchnął krótko i obdarzył partnera miną buntownika. - Robisz to... Źle. - Wysapał, a jego słowa spowodowały, że Adam znieruchomiał.

- Źle? - Powtórzył podniesionym głosem, a Tommy pogładził jego tors dłonią.

- Uspokój się. - Rzekł Tommy i podniósł się na łokciach. - Pocałuj mnie. - Rozkazał niewinnie, układając w głowie niecny plan.

Połączenie ich warg wydało się mieszanką wybuchową. Tommy Joe od razu przeszedł do czynu. Nie musiał długo walczyć o dominację. Po prostu od razu brutalnie wepchnął Adamowi do ust swój język i zaczął gorączkowo ocierać nim o język Lamberta. Brunet był tak oszołomiony, że położył obie dłonie na policzkach Tommy'ego. Kiedy jedna z nich wkradła się w blond włosy Ratliffa, ten wykorzystał sytuację i przewrócił partnera na plecy. Momentalnie go dosiadł i utorował drogę dla męskości Lamberta. A potem piosenkarz znów był w nim. Tym razem jednak to Tommy zarządzał szybkością ich spełnienia. Zaczął poruszać się na biodrach Adama niczym kowboj na grzbiecie wierzchowca. Obszerny pokój zaczęły wypełniać głośne westchnienia, czasami nawet pojedyncze krzyki mężczyzn. Oboje czuli, że spełnienie jest już blisko, lecz nie śmiali o tym myśleć. W tym momencie chcieli żyć chwilą i napawać się swoim widokiem.

- Jesteś taki... Seksowny! - Wydukał Adam między kolejnymi „Och!” i „Ach!”.

Widok Tommy'ego na swoim ciele podwójnie Adama podniecał. I mimo iż to on zawsze dominował i kontrolował swe spełnienie, teraz wręcz pasowało mu, że ktoś inny trzyma go w szachu. Tommy Joe panował nad jego ciałem i nie zanosiło się, by oddał mu władzę.

Skrzypiące łóżko było jedynym martwym elementem w tym pokoju, które wydawało dźwięki. Jego biel odbijała księżycową poświatę, powodując, że mimo ciemności mężczyźni widzieli swoje zalane pragnieniem oblicza. Rozkosz pokonywała kolejne szczeble drabiny prowadzącej do spełnienia aż doszła do ostatniego. Tommy był u kresu wytrzymałości. Wziął w dłoń swoją męskość i zaczął nią poruszać tak energicznie, że niemal zapomniał zadbać o Adama, którego członek gotował się w jego ciele. Ostatnie ruchy, ostatnie westchnienia. Adam przejął władzę nad swym ciałem i zdecydował się dokończyć dzieło Tommy'ego. Zdobył się na pchnięcia tak głębokie, że sięgały niemal duszy Ratliffa.

- Adam... Mocniej! - Krzyknął w ekstazie spocony blondyn, uderzając głową w poduszkę. - To już... Proszę! Ach! - Krzyknął, a po palcach jego lewej dłoni zaczął obficie spływać białawy płyn – oznaka spełnienia.

Teraz już przestało go obchodzić, gdzie jest. Przestało go interesować, co się dzieje. Czuł już tylko ostatnie głębokie pchnięcia. Jak przez mgłę widział Adama unoszącego głowę w ekstazie: jego zaciśnięte powieki, zagryzioną wargę, spięty brzuch, a potem spermę wytryskującą prosto z jego olbrzymiej męskości na swój płaski brzuch.

Upadek bezwładnego masywnego ciała Lamberta na kruche delikatne ciało Ratliffa, a potem ostatnie słodkie pocałunki nabrzmiałych warg były szczęśliwym zakończeniem zdarzenia, które miało miejsce w wąskiej brudnej uliczce. Chociaż na początku byli wzburzeni i źli na siebie, teraz trwali spokojni i szczęśliwi w nierozerwalnym uścisku, będącym oznaką pięknej miłości.

- Kocham cię, Adam. - Wyszeptał Tommy, wtulając się mocniej w ciało ukochanego. Wyznanie spowodowało, że Lambert przytulił go mocniej i szczelniej okrył pościelą.

- I ja ciebie kocham, Tommy. - Odrzekł spokojnie piosenkarz i ziewnął cicho.

- Adam? - Zaczepił jeszcze blondyn nim zapadł w sen.

- Shhh... Dokończymy później, kochanie. A teraz chodźmy spać. - Rzekł z przymkniętymi powiekami. A potem oboje wpadli w ramiona Morfeusza.

Proszę o komentarze :)

2 komentarze:

  1. Mam nadzieje że będzie kolejny odcinek tego opowiadania jest świetne :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten OnePart jest genialny :D Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział MZI życzę dużo weny. Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń