Już piątek! Eeee... 15 minut po północy ale piątek. Ja myślę już nad kolejnym odcinkiem oraz nad czasem nieubłaganie płynącym jak rzeka o rwącym nurcie. Wybieram się bowiem na studia, a na studiach, to tego czasu zazwyczaj brak. Tak sobie myślę, że bez Waszego wsparcia to marnie będzie z moją twórczością, bo moje natchnienie bierze się z Was (między innymi, ale przede wszystkim z Was). Ale jeszcze mam tydzień wolnego, więc... Tak, nowy rozdział. O nic mnie nie pytacie, więc nie odpowiadam na komentarze. Jak coś to pisać :*
UWAGA! Pod rozdzialikiem czekają na Was dwa pytania. Taki mały konkurs. Komentarz z najlepszymi i prawidłowymi odpowiedziami czeka nagroda. Chcecie? To się udzielać :D
Rozdział
65
Yoke*
Piąta
przymiarka i wciąż nic. Tommy Joe zaczynał żałować, że pomysł
wyjścia do klubu wyszedł na światło dzienne. Po co w ogóle o
tym pomyślałem? Mogliśmy posiedzieć w domu. Obejrzeć jakiś
film. Spędzić miło wieczór zakopani w kocu razem z popcornem.
Adam
niecierpliwił się, czekając, aż Tommy wyjdzie z sypialni. Blondyn
prezentował mu kolejne komplety ubrań, jakie wybrał na dzisiejszy
wieczór. Lambert miał zadecydować, który jest najlepszy. Okazało
się jednak, że gitarzysta nie ma wyczucia mody. Przy każdym
zestawie wokalista kręcił nosem i mówił, co mu nie odpowiada.
Miał nadzieję, że szósta propozycja w końcu go zadowoli, lecz
tym razem Ratliff wybierał ciuchy o wiele dłużej niż zwykle.
Myśl!
Ostatnie podejście. Coś eleganckiego i jednocześnie bardzo
seksownego. Coś... Usiadł na łóżku. Przed sobą miał
otwartą na oścież szafę z ubraniami. Ale nic, co w niej było,
nie zadowalało go w pełni. Odwrócił wzrok, nie mogąc już
patrzeć na zawartość swojej szafy. Jego spojrzenie napotkało
nierozpakowane jeszcze torby podróżne, które w tajemniczy sposób
spadły na podłogę. Przygniatały coś. Coś lśniącego. To
przykuło uwagę Ratliffa. Odciągnął ciężkie bagaże na bok, a
jego oczom ukazała się świąteczna torebka, w której wciąż
tkwił prezent od Adama. Wyciągnął go szybko. W oczach coś
błysnęło. To jest to. Adam, dzięki! Wiedział nawet, jaki
dół będzie do tego zestawu idealnie pasował. Tak samo czarne jak
materiał koszuli spodnie leżały na dnie szafy. Zawsze wydawały mu
się zbyt ciasne, ale tym razem powiedział sobie, że jest w stanie
zapłacić cenę dyskomfortu, by zaimponować Lambertowi. Nie założył
żadnej biżuterii – wystarczającymi dodatkami były rękawiczki
bez palców oraz odważny makijaż. W takim zestawieniu pokazał się
wokaliście.
-
Oooch, cholera...! - Adam zaklął cicho, przeczesując palcami
ułożone włosy. Następnie jego dłoń powędrowała do ust, by je
zakryć. Patrzył, jak Tommy podchodzi do niego wolnym krokiem, z
kuszącym spojrzeniem oczu i zawadiackim uśmiechem. Mam ochotę
się na ciebie rzucić; zaciągnąć do sypialni i zamknąć się tam
z tobą na trzy spusty. Bym był jedyny, który mógłby napawać
tobą oczy...
-
I? Czy tym razem wyglądam dość dobrze, by się z tobą pokazać? -
Zamruczał, spoglądając głęboko w niebieskie oczy, lustrujące
jego sylwetkę.
Adam
tymczasem nie odrzekł ani słowa. Przysunął blondyna do siebie,
ciągnąc za poły jego koszuli z czerwoną falbaną. Za chwilę
swoimi ustami natrafił na dumnie wyeksponowane wargi Ratliffa,
wymuszając na nim gwałtowny, ostry pocałunek. Muzyk odwzajemnił
gest: zaplótł swe ręce na karku wyższego mężczyzny,
przyciągając go do siebie jeszcze bardziej, i wtedy poczuł ręce
obejmujące go w pasie. Brutalnie wepchnął swój zwinny język
niemal do gardła wokalisty, który zaczął ssać i lizać ten obcy
element. Oboje doświadczyli słodkiego mrowienia schodzącego w dół
ich klatek piersiowych. Agresja towarzyszyła także kończącym
zbliżenie cmoknięciom.
-
Jesteś śliczny. Śliczny kociak z ciebie.
-
Mrrr... - Szczupłe ręce zsunęły się po szyi, kiedy gitarzysta
wydał z siebie słodki pomruk. Zręczne palce poprawiły kołnierzyk
grubej kamizelki należącej do Adama, spłynęły po piersiach i
zatrzymały się na końcowych żebrach, by odepchnąć
niebieskookiego. - Uważaj. Każdy kociak ma ostre pazury. - Podniósł
do góry lewą rękę jak zamierzający zadać cios tygrys. W oczach
Lamberta błysnęły się pomalowane czarnym lakierem paznokcie.
Brunet tylko się zaśmiał. Weszli do przedpokoju, gdzie zdjął z
wieszaka kurtki – obie skórzane. Jedną z nich rzucił blondynowi.
-
Nie będzie nam zimno? Jest koniec grudnia...
-
Zima i Kalifornia – te dwie rzeczy się wykluczają. - Powiedział
Adam, zakładając wierzchnie odzienie. Poza tym, zawsze mogę cię
rozgrzać, Pretty Kitty. - Mruknął i schował w jednej z kieszeni
portfel i telefon. Klucze od auta zatrzymał w dłoni. Następnie
opuścił mieszkanie i poczekał na towarzysza przed drzwiami.
Tommy
Joe musiał przyznać, że jego przyjaciel wygląda nieziemsko. Nie
dość, że Adam był przystojny, to jeszcze znał się na modzie, a
nie każdy facet (wręcz rzadko który!) to potrafi. Ubrania, które
włożył, podkreślały każdy atut jego ciała, a ukrywały
niedoskonałości, których chyba nawet nie miał. Do czarnej
kamizelki obszernie wykrojonej w dekolcie założył kilka
błyszczących wisiorów, które przy każdym ruchu grzechotały.
Zachwycał też dół stroju: czarne jak smoła, skórzane spodnie
seksownie opinały uda, odkrywając tylko gołe kolana w miejscach
rozcięć obydwu nogawek. Największą uwagę przeciągał zaś pas –
bogato zdobiona klamra była wielka, a patrząc na nią nie można
było nie zauważyć sporej męskości uwięzionej pod skórzanym
materiałem. To ty jesteś seksowny. Cholernie seksowny... Mam
nadzieję, że tam, gdzie idziemy, nie ma gejów, bo w innym
przypadku rzucą się na ciebie i rozszarpią jak dzikie zwierzęta
swą zdobycz. Takie myśli zajmowały głowę Toma za każdym
razem, gdy spoglądał na idealną sylwetkę uczestnika „Idola”.
Szedł za tym mężczyzną do windy, podziwiając długie nogi i
zgrabny tyłek. Porównywał siebie z Adamem, choć wiedział, że w
każdej kategorii z nim przegrywa. W końcu dał spokój. Przy niemym
zaproszeniu niebieskich oczu do windy zawahał się chwilę,
przypominając sobie określenie, jakim został nazwany przy wyjściu
z mieszkania. Pogładził się w skupieniu po brodzie, a potem
uśmiechnął i wszedł do metalowej klatki.
-
Pretty Kitty... Podoba mi się. Możesz mnie tak nazywać, kochanie.
Nie! Baby... Boy. Baby Boy? - Zwrócił się do Lamberta świeżo
wymyślonym przezwiskiem, a reakcją był radosny śmiech.
-
O, tak. Tak bym się nazywał, gdybym był gwiazdą porno. - Adam
zaśmiał się ponownie i odwrócił gwałtownie, by rozczochrać
Ratliff'owi włosy. - Ale niech ci będzie. Będę twoim Baby Boy'em,
jeśli chcesz. - Zgodził się, kiedy Tommy zaczął porządkować
fryzurę. Po chwili poczuł obejmujące go ręce, a potem łaszące
się do niego jak kot ciało.
-
Ależ jesteś gwiazdą, Adam! - Rzekł ekspresywnie Tommy Joe. - A
swoje zdolności w kategorii porno pokażesz mi nieco później. -
Oddał mu przelotny całus w policzek, kiedy winda stanęła. Blondyn
zdążył uciec nim Lambert złapał go w swoje ramiona. - Baby Boy,
kluby czekają! - Ponaglił, ale Adam znów zbył go uśmiechem.
Nawet
się nie spodziewasz, co cię czeka. Przeszło przez myśl
niebieskookiemu, kiedy siadał za kierownicą swojego Maserati. Kilka
minut później jechali już w miejsce, w którym Tommy nigdy
wcześniej nie słyszał.
***
To
była jedna z ciemnych, ślepych, wąskich ulic, podobna do tych, w
których rabują, biją lub gwałcą. Wyróżniał ją tylko jeden
szczegół: na jej końcu mienił się neonowy szyld, a wejścia pod
nim pilnowało dwóch ochroniarzy, którzy dzielili kolejkę ludzi na
gości klubu i odrzutków zbyt pijanych, by wejść.
-
To tutaj. - Adam stanął w znacznej odległości od końca kolejki.
Ogarnął wzrokiem jej długość, natomiast Tommy połączył ze
sobą mrugające jaskrawymi kolorami litery.
-
Yoke? Zamierzasz zabrać mnie do... Niewoli? - Tommy wskazał ręką
napis i zaśmiał się. Ta nazwa bardzo go bawiła.
-
O tak... - Odrzekł Adam z przekonaniem i pociągnął Tommy'ego za
sobą nim ten zdążył przeczytać mniejsze litery. Robił to w
pośpiechu. Literował, rozróżniając jeden znak co dwa kroki.
Poskładał dopisek w całość i wtedy sprzeciwił się.
-
Zaraz! Klub dla gejów? Ty chyba oszalałeś!? - Krzyknął i stanął
dęba. Zatrzymał też Lamberta. Brunet mocno trzymał jego rękę,
ale blondyn zdołał znaleźć siłę, by się wyrwać.
-
A co? Boisz się? - Adam zbliżył się tak blisko, że Tommy czuł
na sobie jego słodki oddech. Poczuł się obezwładniony, kiedy
brunet znów to zrobił – uwiódł go, nawet go nie dotykając. -
Pamiętaj, że jesteś tu ze mną. Przy mnie nic ci się nie stanie.
- Zapewnił uspokajająco. Kojący ton sprawił, że muzyk zamknął
oczy.
Działanie
melodyjnego głosu zredukowało wybór do jednej opcji. Tommy wahał
się, chociaż wiedział, że Lambert nie odpuści. Jesteś
szalony. Jesteś kompletnym świrem, Adam. I chyba właśnie ta cecha
intryguje mnie w tobie najbardziej. A przy tym jesteś tak bezczelnie
przekonywający. Kiedy otworzył oczy, Adam dostrzegł w nich
tajemniczy błysk. Nie wiem, co będzie, gdy przejdę przez te
drzwi, ale ufam ci. Chcę tam z tobą iść i bawić się do białego
rana... Blondyn ujął dłoń Adama i mocno zaplótł na niej
palce. Poczuł nagły przypływ energii i wciągnął głośno
powietrze jakby przygotowywał się do czegoś ważnego.
-
Chyba zwariowałem... - Mruknął, a głośniej powiedział. - Pokaż
mi koniec kolejki. - Przewrócił oczami i uśmiechnął się
szczerze. Adam jednak zachował poważną minę.
-
Żartujesz sobie ze mnie? - Adam zapytał z niedowierzaniem, ale
zaraz uśmiechnął się porozumiewawczo. - Nie pozwolę czekać w
kolejce takiemu kociakowi jak ty. - Zaplótł palce na dłoni
Ratliffa, ale potem zmienił zdanie i jego ręka zawędrowała na
ramię niższego mężczyzny.
Przeszli
przez bramkę jak VIP-y. Lambert najwidoczniej znał ochroniarzy, bo
przywitał się z nimi jak z kolegami. Wnętrze klubu było
ekskluzywne. Ściany upstrzone neonami i brokatem mieniły się w
blasku mrugających świateł. Wielka sala zapełniona była
tańczącymi imprezowiczami. Mniejszy tłum był na oddzielonych od
parkietu kanapach, które znajdowały się na podwyższeniu. Tommy
Joe nie zdążył spojrzeć w górę, gdzie na tarasie znajdowały
się stoliki – został wciągnięty na parkiet w sam środek
tańczących mężczyzn. Kobiet – lesbijek – było tutaj
niewiele, za to mężczyźni... Muzyk nie wiedział, że jego płeć
potrafi się TAK ruszać. Zdawał sobie sprawę, że Adam potrafi
więcej niż tylko bujać się do rytmu, ale to był Adam. Gitarzysta
sądził, że jest on wyjątkiem, jeśli chodzi o taniec
mężczyzny-nie-tancerza. Najwidoczniej każdy gej to potrafi. Ja
jestem hetero i tego nie umiem. Nie potrafię... Wszedł w tłum
prowadzony za rękę. Wkrótce Adam się odwrócił i właśnie wtedy
didżej puścił spokojniejszą piosenkę – w sam raz dla
zakochanych par. Gdy tekściarz usłyszał tę melodię, poczuł się
zakłopotany. Mam do tego zatańczyć? Adam jest tylko moim
przyjacielem. To chyba trochę nie na miejscu... Pomyślał, ale
niebieskooki był innego zdania – pewnie objął ukochanego w pasie
i przesunął do siebie. Tommy opadł na jego klatkę piersiową i
oparł podbródek na ramieniu bruneta. Nadal czuł się niepewnie,
ale poddał się ruchom mężczyzny. Teraz już oboje falowali w rytm
romantycznego utworu, a Ratliff odczuł przyjemność. Zaczynało mu
się podobać, że znowu są tak blisko, tak bardzo złączeni,
zjednoczeni.
Ten
utwór okazał się tylko stonowanym wstępem do dzikiej zabawy.
Tańczyli i skakali, czując w sobie rytm techno i muzyki klubowej.
Przy licznych klasykach nawet śpiewali i wygłupiali się. Zabawa
trwała kilka godzin. Wzbogacali ją nie tylko tańcem, ale także
rozmaitego typu alkoholami od wódki zaczynając, przez zwykłe piwo,
a kończąc na tequili. Tommy zwykle bronił się przed alkoholem,
ale tej nocy Adam był w stanie przekonać go do wszystkiego –
nawet do tańca na podwyższeniu wokół didżeja. Właśnie tam
pokazywali swe umiejętności profesjonalni tancerze (oczywiście
odpowiednio ubrani). Przez te kilka godzin Tom zdążył się upić,
przyciągnąć uwagę męskiej części gości klubu oraz wdać się
w bójkę. Przed niebezpieczeństwami tego typu oraz zaczepkami
każdego obcego faceta zawsze skutecznie bronił go Lambert, który,
choć także był po kilku głębszych, wciąż zachowywał trzeźwy
umysł. Zapewne bawiliby się dalej oszołomieni procentami we krwi,
gdyby nie przeszkodziła im wzrastająca suchość w ustach. Musieli
ochłonąć. I musieli to zrobić teraz.
To
wokalista zaoferował, że pójdzie po napoje. Ratliff z całego
serca pragnął pójść z nim, ale ostatecznie wybrał drogę do
kanap – była ona o wiele krótsza. I bezpieczniejsza zwłaszcza,
że gitarzysta chwiał się na nogach, a przejście przez cały
parkiet oznaczało obijanie się o tańczących i zwracanie
niechcianej uwagi. Rozłączyli się wtedy: Adam poszedł do baru, by
zamówić drinki; Tommy poszukał wolnej kanapy – w żadnym wypadku
nie zamierzał czołgać się po schodach na tarasy ze stolikami. Nie
w tym stanie.
Adam
bacznie rozglądał się, zmierzając w stronę baru. Zwykł tu bywać
razem z Drake'em. Wtedy znał tutaj co drugą osobę. Tego wieczora
nie spotkał żadnej znajomej twarzy, co z jednej strony go cieszyło,
z drugiej zasmucało. Oparł się bokiem o ladę baru, czekając na
swoją kolejkę do złożenia zamówienia. Tym razem wzrokiem szukał
swojego towarzysza, który udał się odpocząć. Nie odnalazł blond
czupryny. Postanowił więc wspiąć się na palce - wtedy udało mu
się rozróżnić charakterystyczną fryzurę włosów czesanych na
lewy bok, chociaż Tommy Joe zawsze ogarniał je do tyłu. Muzyk
szedł w stronę jedynej wolnej kanapy, którą przed chwilą
zwolniła grupka osób. Pijanym krokiem przedzierał się przez
ludzi, kiedy do Lamberta przemówił dziwnie znajomy głos.
-
Co podać? - Zwykły ton w tym miejscu był krzykiem przedzierającym
się przez odgłos głośników.
Adam
odwrócił się machinalnie i nawet otworzył usta, aby zamówić
napoje, ale głos uwiądł mu w gardle, kiedy zobaczył znajomą
twarz: bardzo pociągającą choć nie był to jego typ. Brązowe
oczy śmiały się do niego, a usta rozchylały się w coraz szerszym
uśmiechu.
-
Terrance!? - Krzyknął, nie mogąc uwierzyć własnym oczom. Rzucił
się na ladę, by móc uściskać kolegę, przyjaciela, kumpla ze
szkolnych lat. Terrance Spencer był postacią, od której zaczęła
się przygoda Lamberta z teatrem. Poznali się podczas zapisów do
szkolnego kółka teatralnego, potem razem dołączyli do miejskiego
teatru. Razem uczyli się ról do następnych sztuk i, choć to Adam
zawsze zbierał laury, Terrance był najlepszy w rolach tanecznych,
gdzie jego jedyną i nieodłączną partnerką zawsze była Brooke.
-
Adam! Hej! A... Co ty tu robisz? Przyszedłeś z kimś? - Barman
wziął przyjaciela na spytki nim Adam zdołał otrząsnąć się z
szoku. Terrance tutaj? W dodatku jako barman? A gdzie się podział
ten wiecznie nadpobudliwy aktor, który zawsze robił ze sceny
parkiet?
-
Przyszedłem z Tommy'm. Pamiętasz go? Był na mojej imprezie
pożegnalnej i ostatniej sztuce...
-
Ten blondasek? Tak! Kojarzę, ale mówiłeś, że on nie jest gejem,
więc...
-
Nie, nie. Trochę go wkręciłem i wylądowaliśmy tutaj. Wiesz, to
jedyny klub, do którego wpuszczają mnie za free... - Zaśmiał się,
kiedy jego rozmówca podparł głowę ręką. Lustrował twarz
Lamberta w poszukiwaniu swojego starego przyjaciela, ale poznawał go
tylko po znajomym błysku charakterystycznych niebieskich oczu. - A
ty? Barman i to w gej-klubie? A co z teatrem? - Piosenkarz wyrwał
Spencera z zamyślenia. Tym razem to brunet podparł się o mokry od
drinków blat, czekając na odpowiedź.
-
Więc... Co tu dużo gadać? Po twoim odejściu grupa przestała się
dogadywać. Ja i Sasha pracujemy teraz w nocnych klubach. Za dnia
chodzimy na przesłuchania. Chcemy się załapać do jakiegoś
zespołu jako tancerze. Ale to Brooke odeszła pierwsza. Wiesz, ona
nawet odcięła się od tańca. Całe dnie siedzi w swojej pracowni i
szyje, ale to się nie przekłada na ilość zamówień. Chociaż
mówi, że jej „firma”... - pokazał palcami znak cudzysłowu
dodatkowo wspomagając gest spojrzeniem zwątpienia - dobrze
prosperuje, to tak naprawdę to jest jedna wielka ściema.
Terrance
opowiadał jak na spowiedzi. Adam słuchał z uwagą. W tym samym
momencie myślał o swojej drogiej przyjaciółce, którą wraz z
Tommy'm odwiedził przed świętami. Rzeczywiście zastał ją w
pracowni, zawaloną górą materiałów, samotną i znużoną.
Podczas rozmowy tryskała energią i być może dlatego Lambert nie
wyczuł, że coś jest nie tak jak być powinno. Zbyt długo mnie
nie było. Zaniedbałam moich przyjaciół. Winę za taki stan
rzeczy mógł zrzucić na program, w którym brał udział albo na
Tommy'go, któremu poświęcał każdą wolną chwilę, ale nie
zrobił tego. Sam poczuł się winny i to sobie obiecał, że musi
wszystko naprawić – nie teatr i relacje między aktorami; musi
naprawić Brooke.
-
Muszę ją odwiedzić. Byłem u niej przed świętami, ale nic nie
zauważyłem. - Powiedział znacznie ciszej, jakby zapomniał, w
jakim miejscu teraz się znajduje. Terrance nie potrafił czytać z
ust, więc zignorował słowa, których nie usłyszał.
-
Nie martw się nami. Damy sobie jakoś radę. Teraz najważniejsza
jest twoja kariera. My wszyscy cię wspieramy. Przepraszam, że nie
pogadamy dłużej, ale muszę wracać do pracy. - Wyjaśnił szybko,
z trudem ignorując nawoływania innych klientów. Nie mógł dłużej
wyręczać się drugim barmanem. Mimo poczucia obowiązku poczekał
jeszcze na zamówienie starego przyjaciela, który po krótkim
namyśle zdecydował się na piwo z sokiem dla siebie oraz butelkę
wody dla swojego towarzysza. Tommy nie powinien więcej pić. Nie
chcę go stąd wynosić. Adam pomyślał z uśmiechem i z takimi
napojami udał się w stronę kanap, gdzie miał nadzieję zostać
muzyka.
***
Niepewność
kryła się w brązowych oczach, które śledziły poszczególnych
ludzi tańczących na parkiecie. Dopóki był przy nim Adam, czuł
się swobodnie. Teraz ogarniało go wrażenie, że nigdy nie powinien
się w takim miejscu znaleźć. Choć zabawa była przednia i
doskonale się bawił, odczuwał zagrożenie ze strony tańczących.
Jedynym schronieniem wydawała mu się ta kanapa, choć i tutaj nie
ukrył się przed uwodzicielskimi, pełnymi pożądania spojrzeniami.
Wbił wzrok w czarny blat stolika, oczekując na jednego mężczyznę,
którego spojrzenia się nie obawiał. Tylko Adam potrafił napełnić
go spokojem i harmonią. Niestety, jego miejsce zajął już ktoś
inny.
Tommy
Joe skubał opuszki palców, kiedy naprzeciw niego usiadł obcy
mężczyzna. Nieproszony gość śmiało spojrzał na gitarzystę i,
przesuwając po blacie swojego drinka z jednej ręki do drugiej,
obserwował Ratliffa dość długo nim się odezwał.
-
Mogę postawić ci drinka? - Spytał uprzejmie, ale Tom nie podniósł
wzroku.
-
Nie. - Wyrzucił z ust szorstką odmowę. Nadal uparcie zajmował się
swoimi paznokciami. Miał nadzieję, że jeśli zignoruje mężczyznę,
ten straci zainteresowanie.
-
To może colę? - Nieznajomy nie odpuszczał. To zdezorientowało,
ale też rozbawiło Ratliffa. Po coś tu przyszedł? W klubie jest
pełno ludzi. Musiałeś doczepić się akurat mnie? Nie potrafił
dłużej ignorować adoratora. Po prostu podniósł głowę, lekko
zamglonym wzrokiem zmierzył nachalnego typa od stóp do głów.
Nieznajomy
przyciągał już samym wyglądem. Był blondynem o prostych włosach
tak jak Ratliff, ale nie były one krótko przycięte. Usiłował
zakryć nimi lekko odstające uszy. Dwudniowy zarost pokrywał
podbródek i część policzków. Ciemne włoski okalały wąskie
usta; prosty nos i cienkie brwi były ozdobą dla małych czarnych
jak węgiel oczu, których spojrzenie potrafiło przeniknąć duszę.
Tommy Joe spojrzał w te oczy i momentalnie poczuł się nieswojo.
-
Dzięki, ale właśnie na jedną czekam. - Tom spróbował spławić
mężczyznę. Położył jedną dłoń na drugiej i spróbował
odstraszyć nieznajomego spojrzeniem. Na zamiarze się skończyło
bowiem czarne oczy śmiały się do muzyka, a pogodna twarz
wprowadzała rozmówcę dobry humor.
-
W to nie wątpię, ale chyba istnieje jakiś cień szansy, że
wyciągnę cię na parkiet? Może nie jestem przystojniejszy od
swojego towarzysza, ale mogę udowodnić, że o wiele lepiej tańczę.
Ty
w porównaniu z Adamem? Dobre sobie... Tommy rozejrzał się po
sali. Dzięki temu ukrył kpiący uśmiech. Nie odnalazł w tłumie
Lamberta, ale wychwycił wzrokiem coś, co właśnie wypełniło cały
obraz jego oczu. Wysoki blondyn o dużych czarnych źrenicach i
niewiele jaśniejszych tęczówkach podawał mu rękę jak do tańca.
Jeden taniec. Tylko jeden taniec. Co sprawia, że chcę z tobą
iść? Tommy spojrzał na mężczyznę i podał mu dłoń,
myśląc, że będzie tego żałował. Kiedy z małą pomocą
podniósł się do pozycji stojącej, zatopił ciekawskie spojrzenie
w blondynie o długich włosach, przyjrzał się twarzy, która
wydała mu się pociągająca. Smukła szyja emanowała seksem. Aż
chciało się jej dotknąć. Wciąż trzymał dłoń, która była
duża i silna.
-
Jak masz na imię? - Spytał gitarzysta.
-
Nazywam się Jason Flowers - Przedstawił się szarmancko, ale Tommy,
słysząc jego nazwisko, wybuchnął śmiechem. Kwiatuszku...
Jakie śmieszne nazwisko. I urocze zarazem. Kwiatuszku... Haha!
Zapomniał, że w stanie, w jakim się znajduje, może łatwo stracić
równowagę. Zachwiał się, ale Jason w porę złapał go za biodra.
Wykorzystał sytuację, był w pełni objąć Ratliffa w pasie. Tommy
w amoku zaplótł ręce na karku mężczyzny.
-
Jeden taniec, kwiatuszku. - Rzekł z przekonaniem. - Chociaż w tym
stanie mogę nie dotrwać do końca, nic nie obiecuję... -
Dopowiedział słodko, starając się zachować choć minimalny
dystans od przystojnej twarzy.
-
Jestem w stanie zaryzykować. - Odparł Jason i stanowczo poprowadził
muzyka na parkiet. Był tylko niewiele wyższy od tekściarza,
dorównywał mu wagą. To stabilność umysłu nie zamroczonego
trunkami pozwoliła mu zdominować Toma w tańcu.
Była
to wyuzdana gra, w której Jason kokietował swą zdobycz każdym
ruchem. Był coraz odważniejszy, a Tommy coraz bardziej zadowolony z
niespodziewanej adoracji. W pewnej chwili Flowers zniknął mu sprzed
oczu tylko po to, by znaleźć się za nim i przybić jego tyłek do
swojego krocza – by ocierali się o siebie w takt muzyki. Tommy Joe
był zbyt zamroczony, żeby wiedzieć, co właśnie robi. Z uśmiechem
oddawał się w tańcu temu przystojnemu mężczyźnie. Z
zadowoleniem odchylił głowę w bok, kiedy wyczuł ciepły oddech, a
potem gorące usta na swojej szyi. Te gesty podniecały go, wprawiały
ciało w nieznośne wibracje. Przyległ do Flowersa całym ciałem, a
ręce dotychczas obejmujące go w pasie zsunęły się na dół.
Tommy przez swoje obcisłe spodnie wyczuwał dłonie niebezpiecznie
zbliżające się do jego krocza. Wtedy w drobnym ciele odezwała się
panika. Przypomniał się strach, który dotychczas był uśpiony
przez Adama. Obce ręce jednak nie dotarły do wrażliwego miejsca,
które już zaczęło pulsować w rytm serca. Zamiast tego gwałtownie
obróciły muzyka o 180 stopni. Blond głowę wypełnił widok
Jasona. Wypełnił tylko na chwilę, gdyż mężczyzna natychmiast
przysunął się do muzyka i krzyknął do ucha jeden rozkaz.
-
Chodź ze mną! - Ujął Ratliffa za dłoń, a czarne oczy zachęciły
do ruchu.
Gdzie
idziemy? Ja nie chcę! A Adam? On już pewnie na mnie czeka. Szuka
mnie. Adam... Tommy z lękiem rozejrzał się wokół. Nigdzie
nie spostrzegł swojego przyjaciela, na którego tak długo czekał
na kanapie. Rozglądał się jeszcze, prowadzony za rękę. Obawiał
się, że Jason prowadzi go do wyjścia z klubu, jednocześnie
próbował uspokajać się myślą, że Flowers na pewno chce tylko
pogadać, że chcę go poznać. Tommy szedł w jedną stronę, a
głowę odwracał w drugą, cały czas przeszukując tłum, by
odnaleźć znajomą twarz. Nagle zgubił także cały tłum
tańczących. Wszedł do jakiegoś tunelu, który znaczyły tylko
niebieskie neony. To pewnie droga do łazienek. Cholera, czemu tu
jest tak ciemno?! Spoglądał teraz przed siebie. Dobrze widział
tylko postać Jasona. Inne sylwetki natomiast jedynie majaczyły w
oddali. Osoby, które wypatrywał, znajdowały się w dziwnych
pozach; łączyły się w pary lub w trójki; albo stały bardzo
blisko siebie albo jedna stała, a druga klęczała przy niej;
jeszcze inne osoby siedziały na jakichś kanapach czy fotelach, a na
nich znajdowały się kolejne postaci kołyszące się i dziwnie
drgające. Joe rozglądał się. Szeroko otwartymi oczami próbował
wyłapać więcej szczegółów, ale to nie obrazy niepokoiły go
najbardziej. To stłumiony dźwięk wstrząsał jego ciałem i
umysłem. Wzrastał jego niepokój. Wzrastało też podniecenie. Tym,
co słyszał, były jęki i westchnienia. Czasami nawet krzyki
przeplatające się nawzajem. Szedł coraz wolniej i wolniej.
Korytarz się skończył, a widok, który zarejestrowały brązowe
oczy, przechodził ludzkie wyobrażenie. Nagle niewysoki blondyn i
jego nowy towarzysz znaleźli się w pomieszczeniu pełnym
rozebranych do połowy lub całkiem nagich ciał, które bynajmniej
przyszły tutaj tańczyć. Tommy w niemym szoku wyszarpnął rękę z
delikatnego, ale mocnego uścisku Jasona. Spojrzeli na siebie jeden z
niedowierzaniem, drugi z jawnym podnieceniem. Tommy wiedział jedno:
to nie była droga do wyjścia, ani do łazienki. Strach odbił się
w jego oczach. Strach, który znał i który miał już nigdy nie
powrócić, sprawił, że nie mógł ruszyć się z miejsca. Adam,
gdzie jesteś...
***
Z
wielkim trudem Adam przedzierał się przez parkiet. Z kuflem piwa
wysoko nad głową i butelką wody na wysokości uda brnął w stronę
kanap. Na jednej z nich czekał na niego Tommy. Lambert szczęśliwie
zszedł z parkietu i postawił jedną, a potem drugą stopę na
podwyższeniu. Gdzie on jest? Siedział gdzieś tutaj. Na pewno...
Sprawdzał jeden boks po drugim, ale każdy zajmowali obcy ludzie.
Doszedł do ostatniego i nadzieja na odszukanie Ratliffa wielokrotnie
zmalała. Tommy... Nie powinienem cię zostawiać. Nie powinienem
w ogóle spuszczać cię z oczu. Teraz rozumiem, dlaczego wystrzegasz
się alkoholu. Lambert obawiał się, że nie odnajdzie muzyka.
Odwrócił się w stronę tłumu i postarał się ponownie odnaleźć
gitarzystę. Że też musiałem spotkać tu Terry'ego. Spóźniłem
się. Zbyt długo na mnie czekałeś i zniknąłeś. Tommy, gdzie
jesteś... Miał zamiar wyciągnąć telefon i zadzwonić, kiedy
na parkiecie mignęła mu blond czupryna. Jedna, a potem druga.
Pomyślał, że to alkohol dwoi mu obrazy w głowie, ale wrócił
wzrokiem do tego punktu. W tłumie rzeczywiście dostrzegł dwóch
blondynów, którzy udawali się w stronę tarasu. Jeden mężczyzna
prowadził drugiego przez tłum i patrzył naprzód. Adam go nie
rozpoznał, ale w drugim chłopaku, który patrzył za siebie jakby
czegoś poszukiwał, wokalista od razu dostrzegł swojego przyjaciela
– człowieka, którego kochał i o którego w tej chwili bardzo się
martwił. Brunetowi zabłysły oczy. Upił łyk swojego drinka, który
następnie odstawił na wolny blat. Z sama butelką wody postanowił
przedrzeć się przez tłum. Za wszelką cenę musiał dogonić
Ratliffa. Z kimkolwiek był, gdziekolwiek szedł – to z Adamem
Tommy Joe miał spędzić tę noc, która jeszcze się nie skończyła.
Dogonię cię i znowu będziemy razem. Jesteś tylko mój. Nie
pozwolę nikomu ciebie zabrać. Piosenkarz śledził wzrokiem
parę, starając się spuścić mężczyzn z oczu. Blondyn doszedł
na kraniec parkietu, ale nie wszedł na schody prowadzące do tarasu.
Zniknął w wejściu do czarnej otchłani, która oznaczona była
tylko jaskrawo-niebieskimi paskami neonów.
Adam
spostrzegł ten ruch, wtedy serce zaczęło mu walić jak młotem.
Nie tego się spodziewał. W najczarniejszych snach nie miał takiej
wizji. Tommy przekroczył właśnie próg pomieszczenia, w którym
Adam był tylko raz i do którego przyrzekł sobie nigdy więcej nie
wracać. Miejsce to nosiło nazwę „Darkroom”, a odgrywała się
tam impreza, którą można było określić tylko dwoma epitetami:
seksualna, niebezpieczna. Nadszedł czas, by złamać daną sobie
obietnicę. Muszę tam dotrzeć nim zrobisz coś głupiego.
Adam nie myślał. Rzucił się w stronę niebieskiego tunelu,
brutalnie rozpychając łokciami tańczących. Z lękiem wyobraził
sobie, co się stanie, jeśli nie zdąży na czas. Te obrazy tylko
zwiększały jego gniew, upór i chęć dotarcia do Ratliffa nim
dotrze do niego ten drugi.
----------------------
*yoke
- ang. jarzmo, niewola
KOSTKI GITAROWE NA ŚCIANIE CZARNO-CZERWONEGO POKOJU TOMMY'EGO
(CZYLI SYPIALNI ADAMA)
1. Jakie słowa były wyryte na kostkach znalezionych przez Adama w nocnej szafce oraz tych, które zerwał ze ściany?
2. Jak myślisz: w jakim celu Adam, a wcześniej Tommy, zrywali ze ścian kostki gitarowe?