piątek, 12 lipca 2013

Rozdział 6 - Gitara

Skończyłam przepisywać ten odcinek we wtorek o 1:16. Mam nadzieję, że się spodoba. Jest też inny kolor tekstu. Kolor nadziei – nadziei, bo ostatnio nie mam pomysłów na dalszą część MZI. Zrobiłam się cholernie leniwa przez te wakacje. :/ Dzisiaj nie ma dedykacji, ale jest prośba. Dzielcie się swoimi opiniami. Ostatnio zaniepokoiła mnie wiadomość od jednej czytelniczki, że nie może dodawać komentarzy. Jeśli coś będzie nie tak, proszę o kontakt przez Twittera.
Dzięki za komentarze i zapraszam do lektury.


Gitara

Adam przyjechał do domu bardzo późno. Od kilku dni zdarzało mu się to dosyć często, lecz tym razem nikt na niego nie czekał. Dom wypełniony był ciszą oraz wszechogarniającą ciemnością. W kuchni nie świeciło się światło jak poprzedniego wieczora. Powolnymi ruchami skierował się do swojego pokoju. Wydawało się, że schody były ostatnią przeszkodą w dotarciu do celu, jakim było miękkie, wygodne łóżko. Niestety, nie zdążył nawet złapać klamki, kiedy ktoś wypowiedział szeptem jego imię. Zamknął na chwilę oczy, po czym odwrócił się z grymasem na twarzy. Ujrzał rudowłosego mężczyznę, po którym odziedziczył tak dużo cech, że nawet już nie liczył. Stał na środku wąskiego korytarza wpatrując się   w bruneta.

- Tato? Czemu jeszcze nie śpisz? - Spytał z lekkim rozdrażnieniem Adam. Był zły, że moment, kiedy położy się do łóżka, znów się odwleka.

- Długo cię nie było. Mama się martwiła, kazała mi na ciebie poczekać. - Rzekł ze spokojem.

- Śpi?

- Tak, zmusiłem ją do tego, bo chciała na ciebie czekać. Słyszałem od Neila, że cie przyjęli.

Na twarzy Adama pojawił się lekki uśmiech. - No tak. Właśnie widzisz przed sobą uczestnika ósmej edycji programu American Idol. - Lambert zamyślił się, lecz po chwili rzekł. - Nadal nie mogę w to uwierzyć.

Eber uśmiechnął się, po czym rozłożył ręce w geście uścisku. Przytulił lekko syna poklepując po plecach, wyrażając tym swoją dumę. - Moje gratulacje. Wiedziałem, że się dostaniesz.

- Tato? - Adam odsunął się nieznacznie. - Tylko nie rób z tego takiej rewelacji, jak w przedszkolu, co? Nie chcę szumu w mieście, to był w końcu tylko casting.

Eber zaśmiał się. Przypomniał sobie, jak Adam chodził do przedszkola i miał występować w teatrzyku. Był wtedy taki dumny, że każdemu napotkanemu na ulicy znajomemu chwalił się synem i zapraszał na nadchodzące szkolne przedstawienie. Wyszedł z tego niezły bałagan, bo nie dość, że miejsca na sali było o połowę mniej niż przybyłych gości, to na dodatek Adamowi składano wyrazy uznania i gratulacje jeszcze tydzień po spektaklu. Jedyną tego zaletą były ogromne datki przeznaczone na akcję charytatywną, z okazji której odbywało się to przedstawienie i szkołę, w której ponoć „trzeba rozwijać takie talenty jak grający główną rolę Adam”. Miał wtedy zaledwie pięć lat, a już robił furorę. Jak ten czas szybko zleciał.

- Nie mogę ci tego obiecać. Z pewnością Neil już wszystko wypaplał. Wiesz, jakim jesteś dla niego wzorem.

Adam rzeczywiście był wzorem dla swego brata. Choć Neil był aż o trzy lata młodszy, próbował naśladować swego brata prawie we wszystkim, a Adam doskonale o tym wiedział od chwili, kiedy w piątej klasie zauważył, że chłopak zawsze rozmawiając z nim uważnie mu się przyglądał i śledził go, jak tylko ten oddalał się z domu. Jednak w miarę, jak był starszy, robił to coraz rzadziej i w końcu wkraczając w dorosłość zaczął zajmować się poważniejszymi rzeczami, jak dziewczyny i zarabianie pieniędzy pracując jako DJ w pobliskim klubie.

- Kochany Neil. Mam nadzieję, że nie zaczął mi podbierać kosmetyków. - Powiedział i ziewnął przeciągle. Oczy zaczęły mu się zamykać, jakby za chwilę miał zasnąć.

- To ten. Idź spać, jesteś chyba wykończony, co? Pogadamy jutro przy śniadaniu. - Uśmiechnął się 
i zaczął zmierzać w stronę sypialni.

- Dobranoc. - Powiedział Adam, a kiedy usłyszał odpowiedź, przekroczył próg sypialni i rzucił się na łóżko. Wtulił się w poduszkę i po chwili zasnął.

***

Obudził go dźwięk swojego telefonu. W połowie nieprzytomny spojrzał na wyświetlacz, na którym widniał nieznajomy numer. Wcisnął zieloną słuchawkę ciekaw, kto może do niego dzwonić o ósmej rano.

- Halo. - Rzekł znużonym głosem i przeciągnął się na łóżku, prostując zastojałe kości.

- Dzień dobry. Czy pan Adam Lambert? - Usłyszał kobiecy głos.

- Tak, o co chodzi?

- Dzwonię w sprawie programu American Idol. Dostał się pan wczoraj do następnego etapu, 
w związku z czym musi się pan przeprowadzić do Hollywood, gdzie będą się odbywać lekcje śpiewu 
i próby występów. Mam panu przekazać, że do rezydencji Idola ma pan przybyć w najbliższy czwartek, to jest dwudziesty dzień sierpnia. Ma pan tam dotrzeć punktualnie o dziesiątej rano. Dojazd jest indywidualny. Adres rezydencji widnieje na dokumencie, który pan dostał. Czy wszystko jest jasne?

- Ta.. Nie! Chwileczkę, czy wiadomo już, kiedy będziemy występować na żywo? - Kiedy zadał to pytanie, usłyszał w słuchawce nerwowe chrząknięcie, które zapewne wydała kobieta przy aparacie.

- O ile mi wiadomo, przygotowania do show mają trwać dwa tygodnie, z czego wnioskuję, że pierwszy koncert na żywo, chłopcze, dasz, pierwszego września. Na bilecie do Hollywood jest wszystko napisane, powinieneś czytać uważniej. - Powiedziała znudzonym głosem. - Ma pan jeszcze jakieś pytania?

- Nie. Dziękuję. - Powiedział najuprzejmiej, jak umiał.

- W takim razie do zobaczenia w mieście aniołów, panie Lambert.

- Do... Zobaczenia. - Pożegnał się, w myślach powtarzając sobie informacje, które przed chwilą usłyszał.

Czwartek o ósmej. Czwartek o ósmej. Zanim ruszył się gdziekolwiek, sięgnął do nocnej szafki po długopis i notes. Zapisał ważną treść w zeszycie i poszedł do łazienki, by się odświeżyć. Muszę wyglądać koszmarnie. Pomyślał, przypominając sobie, że spał w ciuchach, które nosił przez cały wczorajszy dzień, a wieczorem nie wziął kąpieli. Moment, w którym spojrzał w lustro, nie był dla niego nowością. Znowu wyglądam jak yeti, które całą noc imprezowało z niedźwiedziem polarnym 
i pingwinami. Muszę się ogarnąć... Jego pobyt w łazience trwał co najmniej pół godziny, a kiedy miał już z niej wychodzić, zderzył się z zaspanym Neilem, który nawet nie zwrócił uwagi, na kogo wpadł. Jego podkrążone oczy wyraźnie dawały do zrozumienia, że nie przespał całej nocy. Nie zastanawiając się, jak Neil spędził noc, Adam skierował się do kuchni, gdzie jego rodzice jedli już śniadanie.

- Adasiu! - Leila niemal krzyknęła, kiedy podniosła wzrok. - Tak się cieszę, że ci się udało! - Zawołała entuzjastycznie i wstała, by uściskać syna. - Jesteśmy z ojcem tacy dumni.

Głowa rodziny wciąż jadła przypalonego na krawędziach tosta z masłem orzechowym kiwając tylko głową w geście zgody.

- Mamo, pozwól, że coś zjem i mnie puść, okey? - Brunet ledwo się odkleił od matki, zaraz usiadł, by nie wpaść w ramiona innego członka rodziny, np. brata, który przecież przed chwilą się z nim zderzył. Adam nałożył sobie dwie kanapki z masłem orzechowym i trzy z wędliną. Choć pochłaniał je niemal z prędkością światła, nie zdążył opróżnić talerza zanim wszedł Neil.

- Ha, podobno trzymasz linię, braciszku? Znowu cię przyłapałem! Co oznacza, że kolejny raz zmywasz naczynia. - Powiedział ze złośliwym uśmieszkiem i uderzył łokciem brata.

- Niedługo nie będziesz już widział mojego obżarstwa, a naczynia będziesz zmywał sam, chłopczyku. - Odpowiedział z przekąsem, po czym wziął ostatni kęs śniadania.

- Co? - Powiedzieli jednocześnie Neil i pierworodna braci. Oboje byli jednakowo zdziwieni dziwnymi słowami, które wypłynęły z ust piosenkarza. Jedyną osobą, która nie zareagowała, był ojciec Lamberta. Tylko on cierpliwie jadł tosty, a kiedy skończył, podniósł z zaciekawieniem wzrok.

- No... Żeby wziąć udział w programie, muszę jechać do Hollywood, prawda? Mam mieszkać 
w rezydencji Idola, gdzie będę się przygotowywał do występów na żywo. Nie rozumiem, skąd u was taki szok.

- Jak to? Wyprowadzasz się? A ja myślałam... - Leila zaniemówiła. Przybrała pozę Abrahama Lincolna obmyślającego nową ustawę i siedziała tak dopóty, dopóki nie podniosła głowy, by znów spojrzeć na starszego syna, który wpatrywał się w nią z miną kelnera przyjmującego zamówienie. - A będziemy mogli cię tam odwiedzać? - Przyłożyła dłoń do jego dłoni i spojrzała z wyczekiwaniem. Dopiero teraz zrozumiała, że to pisklę już dorosło i musi opuścić rodzinne gniazdo.

- Mamo, nie wiem. Wszystkiego się dowiem w Los Angeles. Ale mam nadzieję, że zobaczymy się, kiedy będą występy na żywo. - Adam wstał, by zanieść brudne talerze do zmywarki. Rozmowa skierowana została na bieżące sprawy rodziców. Adam spojrzał na zegarek – godzina 8:00 zamieniła się w 10:25. Postanowił szybko włożyć ostatnie naczynia i pobiec na górę. Kiedy skończył, zobaczył, że Neil gdzieś się ulotnił. Obdarzył miłym uśmiechem rodziców i pobiegł do samochodu. Za siedzeniem leżał czarny futerał, którego wczoraj zapomniał zabrać do domu. Zrobił to teraz. Zakluczył mercedesa ojca i pobiegł do domu. Pokonał drewniane schody i rozejrzał się po korytarzu.

- Gdzie ona jest...? - Mruknął zamyślony, po czym wybrał drogę na strych.

Po dziesięciu minutach szukania w końcu znalazł rzecz, na której mu zależało. Spod stosu zakurzonych przedmiotów wyjął duże czarne pudło z logo firmy Cobain. Kiedy je otworzył, jego oczom ukazała się duża czarna gitara akustyczna z autografem Jimi'ego Hendrixa. Adam dotknął podpisu, przypomniał sobie dzień swoich osiemnastych urodzin, kiedy to ojciec przyniósł mu ją w prezencie. Powiedział wtedy: jest bardzo cenna, a ten autograf złożył mi Jimi, kiedy pojechałem na jego koncert do Kanady. Teraz ty się nią zaopiekujesz. Mam nadzieję, że ci się przyda. Teraz zaopiekuje się nią ktoś, kto będzie umiał lepiej ją wykorzystać niż ja, tato. Położył obok futerał Tommy'ego. Postanowił pozamieniać instrumenty miejscami. Czarną gitarę położył na chwilę na podłodze, by zrobić miejsce dla drugiej. Kiedy otworzył futerał blondyna, uśmiech zniknął z jego twarzy. Gitara muzyka była bardzo zniszczona. Gryf był pęknięty w dwóch miejscach, a pudło rezonansowe miało dziurę 
w spodniej części. Adam bał się, że gitara rozsypie się, zanim ją dotknie. Na szczęście nic takiego nie miało miejsca. Kiedy umieścił zepsuty instrument w pudle od Cobaina, a swój włożył do etui Tommy'ego, czarne pudło wróciło na swoje miejsce. Lambert złapał za rączkę skórzanego futerału 
i jak najszybciej opuścił piętro.

***

Adam szedł przez park ubrany w czarne spodnie i rozpiętą jeansową kurtkę, spod której wystawał niebieski T-shirt. W jego stroju nie mogło zabraknąć świecącej biżuterii w postaci naszyjnika z piórem, kolczyków oraz neonowych bransoletek. Czarny futerał, który niósł w dłoni, ciążył mu niemiłosiernie. Nie mógł doczekać się na spotkanie z Tommy'm, który był dla niego intrygującą postacią, wręcz chodzącą zagadką. Chciał dowiedzieć się o nim więcej, lecz bał się, że go wystraszy choćby przez swoją otwartość i skłonność do mężczyzn. Adam przez zaledwie godzinę kontaktu z Tommy'm zauważył bardzo wiele rzeczy, które ich łączyły, jak na przykład malowanie paznokci czy robienie makijażu. Nie tylko nawyki ich łączyły, ale i cechy charakteru jak wrodzona wrażliwość czy miłość do muzyki. Różnic też było sporo, lecz brunet spostrzegł, że ich cechy w jakiś niesamowity sposób się dopełniają i jakby tworzą całość. Jak... Dwie połowy tego samego jabłka? Lambert, nie chrzań! To tylko przypadek.

Blondwłosy chłopak siedział na tej samej ławce, co wczoraj. Tylko jego mina była inna. Teraz na jego twarzy malowało się duże zdenerwowanie. Kiedy odwrócił wzrok i zobaczył Adama, odetchnął z ulgą. Przeciągnął się na ławce, by ukryć swoje emocje. Ujrzał swój futerał w ręce Adama. Ma moją gitarę. Ale po co ją zabrał do swojego domu? Chyba zaraz się tego dowiem, sądząc po jego uśmiechu... Intrygującym uśmiechu... Co? Nie... Nie pomyślałem tego! Z myśli wyrwał go głos Adama, który zdążył przebyć krótki dystans i stał o krok od niego.

- Cześć, Tommy Joe. - Adam stanął przed Tommy'm z szerokim uśmiechem. Położył futerał na ławce. - Oddaję, co twoje.

Muzyk spojrzał niepewnie na czarny przedmiot. Nie mogąc oprzeć się chęci zobaczenia wnętrza, uklęknął przed ławką, odsunął zamek i uchylił skórzane wieko. To, co zobaczył, wywołało u niego nieopisane emocje. Jako pierwszy w oczy rzucił mu się autograf napisany białym markerem. Nikt mu nie musiał mówić, do kogo należy – ten charakter pisma znał doskonale. Musiał dobrze przypatrzeć się podpisowi zanim spojrzał na cały instrument.

- Przecież to...

- To moja gitara. Zrobiłem małą wymianę. - Adam nie pozwolił klęczącemu dokończyć zdania. Usiadł na ławce i oparł łokcie na oparciu.

Tommy nie mógł oderwać wzroku od gitary. Był w szoku.

- Czy... Czy mogę jej dotknąć? - Spytał z niepewnością w głosie. Instrument był dla niego jak ósmy cud świata. Nigdy nie marzył, że zobaczy kiedyś na żywo podpis złożony przez jego idola, a co dopiero, że go dotknie. Nie mógł uwierzyć, że ma do czynienia z rzeczą, która kiedyś miała styczność z jego autorytetem.

- Oczywiście. Teraz na niej będziesz grał. - Powiedział Adam naciskając na słowa „na niej”. Spojrzał na Tommy'ego. Kiedy ujrzał jego rozjaśnioną twarz, spojrzał w niebo – słońce tego dnia przygrzewało wyjątkowo mocno.

- Ale jak to? Przecież to twoja gitara? Z autografem samego Jimi'ego Hendrixa! Najsłynniejszego muzyka i wirtuoza gitary, o jakim w życiu słyszałem! Na twoim miejscu trzymałbym ją za szklanym obiciem gdzieś pod kluczem, żeby nikt nie mógł jej ukraść, a ty... Ty chcesz, żebym na niej grał? Nie ma mowy. - Jak to możliwe? - ostatnie zdanie dopowiedział już w myślach i wziął gitarę do rąk. Usiadł obok mężczyzny i przejechał po grubych strunach instrumentu – wydały z siebie niski, skrzypiący dźwięk.

- Jest trochę rozstrojona. Mam nadzieję, że się tym zajmiesz, bo inaczej nie dasz rady zagrać jakiejkolwiek melodii.

- Ty mnie chyba nie słuchasz. To... Miłe z twojej strony, że próbowałeś mi pomóc. Doceniam twój gest, ale ta gitara jest zbyt cenna, nie mogę na niej grać. Nawet boję się trzymać ją w rękach, żeby jej nie uszkodzić. I co zrobiłeś z moją gitarą? - Odłożył instrument na miejsce, a jego wzrok znów powędrował ku górze. Stało się to właśnie wtedy, kiedy Adam spojrzał w jego kierunku. Kiedy ich spojrzenia się spotkały, można było to porównać do walki dwóch żywiołów: spokojny błękit głębokiego oceanu próbował ugasić porywczość ognia palącego się w czekoladowych tęczówkach. Tym razem przegrał ogień – Tommy spuścił głowę jednocześnie oblewając się czerwonym rumieńcem.

- Twój instrument jest u mnie. Będziesz grał na Cobainie póki nie sprawisz sobie nowej gitary, bo na tamtych szczątkach nie da się już grać. Kiedy już kupisz sobie nową gitarę, znów się wymienimy. - Adam mówił, podczas gdy Tommy wpatrywał się w biały podpis. Podziwiał okrągłe litery i ciasny szyk pisma. Cała gitara też była piękna. Firma Cobain, której logo widniało na końcu gryfu, od lat produkowała najznakomitszy sprzęt, przez co był on bardzo drogi. Mimo że bardzo ciągnęło go do metalowych strun i drewna pokrytego czarnym lakierem, miał mieszane uczucia, a Adam to zauważył. - To sprawiedliwe rozwiązanie, nie uważasz? - Patrzył z góry na Tommy'ego. Chciał znów spojrzeć 
w brązową otchłań oczu chłopaka. Uniósł jego głowę łapiąc dwoma palcami za podbródek.

Muzyka przeszedł niekontrolowany dreszcz. Szybko odepchnął rękę towarzysza, nie pozwalając na konfrontację.

- Daj mi chwilę pomyśleć. - Wstał. Przeszedł od jednego drzewa do drugiego i z powrotem. Zrobił tak kilka razy. Co chwilę jego wzrok padał na gitarę. Adama obdarzał tylko ukradkowymi spojrzeniami, trwającymi co najwyżej parę sekund. - Mam grać na gitarze podpisanej własnoręcznie przez Jimi'ego Hendrixa, podczas gdy ty będziesz w posiadaniu mojej zepsutej gitary. - Zatrzymał się, kiedy podsumowywał własnymi słowami umowę bruneta. 

Zaczął doznawać deja vu: Adam siedział w tej samej pozycji, co wczoraj, miał zamknięte oczy, a jego głowa skierowana była ku niebu. Na obliczu blondyna zaczęła malować się niewyobrażalna radość wymieszana z ekscytacją. To jest takie nierealne. Nie wiem, dlaczego dał mi tak cenną rzecz. Pożyczył. Ale czemu? Takiego cudu to ja nie oddałbym samemu papieżowi! Podszedł do niego 
i kucnął tuż przed nim, kładąc dłonie na jego udach, by nie stracić równowagi. Adam szybko otworzył oczy, a kiedy zobaczył pozycję chłopaka, jego krew zaczęła niekontrolowanie kumulować się 
w najwrażliwszej części jego ciała. Ich spojrzenia znów się spotkały, a brunet czuł się, jakby jego najskrytsze myśli i pragnienia wyszły na jaw. Siedział jak sparaliżowany. Nie mógł się ruszać jakby każdy ruch miał za zadanie odtrącić blondyna.

- Jak mam ci dziękować? - Z ust Tommy'ego wydobył się niski ton, który spowodował, że Adama przeszedł kolejny dreszcz. Kiedy muzyk wstał, odsunął się na kilka kroków, by przepuścić nadchodzących spacerowiczów i jednego rowerzystę. Po chwili znów stał bliżej Adama.

- Postaw mi obiad. Jestem głodny. - Złapał się za brzuch i go rozmasował, co spowodowało, że Tommy się roześmiał.

- Ty nie mówisz poważnie... - Tommy podparł się pod boki i pomógł Adamowi wstać.

- Dlaczego? Naprawdę jestem głodny. - Rzekł z uśmiechem i zamknął futerał.

- Nie o to mi chodzi. Po prostu trudno mi uwierzyć, że dajesz coś tak cennego osobie, którą poznałeś wczoraj. Bezinteresownie, nic o mnie nie wiedząc. Nawet, jakie mam nazwisko. - Powiedział intensywnie gestykulując. - Mógłbym teraz odejść z twoją gitarą i już nigdy byś jej nie zobaczył.

- Trudno. - Adam podszedł z futerałem do blondyna. Ich twarze dzieliły milimetry. Wziął jego rękę, po czym włożył w nią uchwyt futerału. - Wtedy miałbym satysfakcję, że komuś się przydała, że została wykorzystana we właściwy sposób. A u mnie tylko by się na strychu kurzyła, albo dobrałyby się do niej korniki. - Powiedział z uśmiechem.

- Jesteś szaleńcem. - Tommy także pokazał zęby i mocniej chwycił czarną rzecz.

- Owszem. Ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu. - Przechylił głowę w prawo – wyglądał teraz jak nierozumiejący słów pana kundelek. - To obiad?

- Obiad... I deser – bez tego ani rusz. - Kiedy wymienili ostatnie spojrzenia, ruszyli lipową alejką 
w stronę głównej ulicy San Diego. Tym razem Adam nie musiał patrzeć w górę, by zobaczyć, że słońce uśmiecha się do niego jak szczęśliwe dziecko, które właśnie dostało zabawkę.

2 komentarze:

  1. Ale zaje fajny odcinek OMG ...
    Tylko szkoda mi Tommy'ego bo Adam wyjeżdża a on zostanie sam no i jeszcze Adam ma dreszcze kiedy Tommy go dotyka uwielbiam ten zwrot nie czekaj kocham go ^^ sorry że pisze następnego dnia ale dopiero wróciłam czekam na c.d. i nie mogę się doczekać

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocham kocham kocham <3 świetny rozdział. Czytając to cały czas się do siebie uśmiechałam c: życzę weny i czekam ma kolejny

    OdpowiedzUsuń