Skończyłam
przepisywać ten odcinek we wtorek o 1:16. Mam nadzieję, że się
spodoba. Jest też inny kolor tekstu. Kolor nadziei – nadziei, bo
ostatnio nie mam pomysłów na dalszą część MZI. Zrobiłam się
cholernie leniwa przez te wakacje. :/ Dzisiaj nie ma dedykacji, ale
jest prośba. Dzielcie się swoimi opiniami. Ostatnio zaniepokoiła
mnie wiadomość od jednej czytelniczki, że nie może dodawać
komentarzy. Jeśli coś będzie nie tak, proszę o kontakt przez
Twittera.
Dzięki za komentarze i zapraszam
do lektury.
Gitara
Adam
przyjechał do domu bardzo późno. Od kilku dni zdarzało mu się to
dosyć często, lecz tym razem nikt na niego nie czekał. Dom
wypełniony był ciszą oraz wszechogarniającą ciemnością. W
kuchni nie świeciło się światło jak poprzedniego wieczora.
Powolnymi ruchami skierował się do swojego pokoju. Wydawało się,
że schody były ostatnią przeszkodą w dotarciu do celu, jakim było
miękkie, wygodne łóżko. Niestety, nie zdążył nawet złapać
klamki, kiedy ktoś wypowiedział szeptem jego imię. Zamknął na
chwilę oczy, po czym odwrócił się z grymasem na twarzy. Ujrzał
rudowłosego mężczyznę, po którym odziedziczył tak dużo cech,
że nawet już nie liczył. Stał na środku wąskiego korytarza wpatrując się w bruneta.
-
Tato? Czemu jeszcze nie śpisz? - Spytał z lekkim rozdrażnieniem
Adam. Był zły, że moment, kiedy położy się do łóżka, znów
się odwleka.
- Długo cię nie było. Mama się martwiła, kazała mi na ciebie poczekać. - Rzekł ze spokojem.
- Śpi?
-
Tak, zmusiłem ją do tego, bo chciała na ciebie czekać. Słyszałem
od Neila, że cie przyjęli.
Na
twarzy Adama pojawił się lekki uśmiech. - No tak. Właśnie
widzisz przed sobą uczestnika ósmej edycji programu American Idol.
- Lambert zamyślił się, lecz po chwili rzekł. - Nadal nie mogę w
to uwierzyć.
Eber
uśmiechnął się, po czym rozłożył ręce w geście uścisku.
Przytulił lekko syna poklepując po plecach, wyrażając tym swoją
dumę. - Moje gratulacje. Wiedziałem, że się dostaniesz.
-
Tato? - Adam odsunął się nieznacznie. - Tylko nie rób z tego
takiej rewelacji, jak w przedszkolu, co? Nie chcę szumu w mieście,
to był w końcu tylko casting.
Eber
zaśmiał się. Przypomniał sobie, jak Adam chodził do przedszkola
i miał występować w teatrzyku. Był wtedy taki dumny, że każdemu
napotkanemu na ulicy znajomemu chwalił się synem i zapraszał na
nadchodzące szkolne przedstawienie. Wyszedł z tego niezły bałagan,
bo nie dość, że miejsca na sali było o połowę mniej niż przybyłych
gości, to na dodatek Adamowi składano wyrazy uznania i gratulacje
jeszcze tydzień po spektaklu. Jedyną tego zaletą były ogromne
datki przeznaczone na akcję charytatywną, z okazji której odbywało
się to przedstawienie i szkołę, w której ponoć „trzeba
rozwijać takie talenty jak grający główną rolę Adam”. Miał
wtedy zaledwie pięć lat, a już robił furorę. Jak ten czas szybko
zleciał.
-
Nie mogę ci tego obiecać. Z pewnością Neil już wszystko
wypaplał. Wiesz, jakim jesteś dla niego wzorem.
Adam
rzeczywiście był wzorem dla swego brata. Choć Neil był aż o trzy
lata młodszy, próbował naśladować swego brata prawie we
wszystkim, a Adam doskonale o tym wiedział od chwili, kiedy w piątej
klasie zauważył, że chłopak zawsze rozmawiając z nim uważnie mu
się przyglądał i śledził go, jak tylko ten oddalał się z domu.
Jednak w miarę, jak był starszy, robił to coraz rzadziej i w końcu
wkraczając w dorosłość zaczął zajmować się poważniejszymi
rzeczami, jak dziewczyny i zarabianie pieniędzy pracując jako DJ w
pobliskim klubie.
-
Kochany Neil. Mam nadzieję, że nie zaczął mi podbierać
kosmetyków. - Powiedział i ziewnął przeciągle. Oczy zaczęły mu
się zamykać, jakby za chwilę miał zasnąć.
-
To ten. Idź spać, jesteś chyba wykończony, co? Pogadamy jutro
przy śniadaniu. - Uśmiechnął się
i zaczął zmierzać w stronę sypialni.
i zaczął zmierzać w stronę sypialni.
-
Dobranoc. - Powiedział Adam, a kiedy usłyszał odpowiedź,
przekroczył próg sypialni i rzucił się na łóżko. Wtulił się
w poduszkę i po chwili zasnął.
***
Obudził
go dźwięk swojego telefonu. W połowie nieprzytomny spojrzał na
wyświetlacz, na którym widniał nieznajomy numer. Wcisnął zieloną
słuchawkę ciekaw, kto może do niego dzwonić o ósmej rano.
-
Halo. - Rzekł znużonym głosem i przeciągnął się na łóżku,
prostując zastojałe kości.
-
Dzień dobry. Czy pan Adam Lambert? - Usłyszał kobiecy głos.
-
Tak, o co chodzi?
-
Dzwonię w sprawie programu American Idol. Dostał się pan wczoraj
do następnego etapu,
w związku z czym musi się pan przeprowadzić do Hollywood, gdzie będą się odbywać lekcje śpiewu
i próby występów. Mam panu przekazać, że do rezydencji Idola ma pan przybyć w najbliższy czwartek, to jest dwudziesty dzień sierpnia. Ma pan tam dotrzeć punktualnie o dziesiątej rano. Dojazd jest indywidualny. Adres rezydencji widnieje na dokumencie, który pan dostał. Czy wszystko jest jasne?
w związku z czym musi się pan przeprowadzić do Hollywood, gdzie będą się odbywać lekcje śpiewu
i próby występów. Mam panu przekazać, że do rezydencji Idola ma pan przybyć w najbliższy czwartek, to jest dwudziesty dzień sierpnia. Ma pan tam dotrzeć punktualnie o dziesiątej rano. Dojazd jest indywidualny. Adres rezydencji widnieje na dokumencie, który pan dostał. Czy wszystko jest jasne?
-
Ta.. Nie! Chwileczkę, czy wiadomo już, kiedy będziemy występować
na żywo? - Kiedy zadał to pytanie, usłyszał w słuchawce nerwowe
chrząknięcie, które zapewne wydała kobieta przy aparacie.
-
O ile mi wiadomo, przygotowania do show mają trwać dwa tygodnie, z
czego wnioskuję, że pierwszy koncert na żywo, chłopcze, dasz,
pierwszego września. Na bilecie do Hollywood jest wszystko napisane, powinieneś czytać uważniej. - Powiedziała znudzonym głosem. - Ma pan
jeszcze jakieś pytania?
-
Nie. Dziękuję. - Powiedział najuprzejmiej, jak umiał.
-
W takim razie do zobaczenia w mieście aniołów, panie Lambert.
-
Do... Zobaczenia. - Pożegnał się, w myślach powtarzając sobie
informacje, które przed chwilą usłyszał.
Czwartek
o ósmej. Czwartek o ósmej. Zanim ruszył się gdziekolwiek,
sięgnął do nocnej szafki po długopis i notes. Zapisał ważną
treść w zeszycie i poszedł do łazienki, by się odświeżyć.
Muszę wyglądać koszmarnie. Pomyślał, przypominając
sobie, że spał w ciuchach, które nosił przez cały wczorajszy
dzień, a wieczorem nie wziął kąpieli. Moment, w którym spojrzał
w lustro, nie był dla niego nowością. Znowu wyglądam jak yeti,
które całą noc imprezowało z niedźwiedziem polarnym
i pingwinami. Muszę się ogarnąć... Jego pobyt w łazience trwał co najmniej pół godziny, a kiedy miał już z niej wychodzić, zderzył się z zaspanym Neilem, który nawet nie zwrócił uwagi, na kogo wpadł. Jego podkrążone oczy wyraźnie dawały do zrozumienia, że nie przespał całej nocy. Nie zastanawiając się, jak Neil spędził noc, Adam skierował się do kuchni, gdzie jego rodzice jedli już śniadanie.
i pingwinami. Muszę się ogarnąć... Jego pobyt w łazience trwał co najmniej pół godziny, a kiedy miał już z niej wychodzić, zderzył się z zaspanym Neilem, który nawet nie zwrócił uwagi, na kogo wpadł. Jego podkrążone oczy wyraźnie dawały do zrozumienia, że nie przespał całej nocy. Nie zastanawiając się, jak Neil spędził noc, Adam skierował się do kuchni, gdzie jego rodzice jedli już śniadanie.
-
Adasiu! - Leila niemal krzyknęła, kiedy podniosła wzrok. - Tak się
cieszę, że ci się udało! - Zawołała entuzjastycznie i wstała,
by uściskać syna. - Jesteśmy z ojcem tacy dumni.
Głowa
rodziny wciąż jadła przypalonego na krawędziach tosta z masłem
orzechowym kiwając tylko głową w geście zgody.
-
Mamo, pozwól, że coś zjem i mnie puść, okey? - Brunet ledwo się
odkleił od matki, zaraz usiadł, by nie wpaść w ramiona innego
członka rodziny, np. brata, który przecież przed chwilą się z
nim zderzył. Adam nałożył sobie dwie kanapki z masłem orzechowym
i trzy z wędliną. Choć pochłaniał je niemal z prędkością
światła, nie zdążył opróżnić talerza zanim wszedł Neil.
-
Ha, podobno trzymasz linię, braciszku? Znowu cię przyłapałem! Co
oznacza, że kolejny raz zmywasz naczynia. - Powiedział ze złośliwym
uśmieszkiem i uderzył łokciem brata.
-
Niedługo nie będziesz już widział mojego obżarstwa, a naczynia
będziesz zmywał sam, chłopczyku. - Odpowiedział z przekąsem, po
czym wziął ostatni kęs śniadania.
-
Co? - Powiedzieli jednocześnie Neil i pierworodna braci. Oboje byli
jednakowo zdziwieni dziwnymi słowami, które wypłynęły z ust
piosenkarza. Jedyną osobą, która nie zareagowała, był ojciec
Lamberta. Tylko on cierpliwie jadł tosty, a kiedy skończył,
podniósł z zaciekawieniem wzrok.
-
No... Żeby wziąć udział w programie, muszę jechać do Hollywood,
prawda? Mam mieszkać
w rezydencji Idola, gdzie będę się przygotowywał do występów na żywo. Nie rozumiem, skąd u was taki szok.
w rezydencji Idola, gdzie będę się przygotowywał do występów na żywo. Nie rozumiem, skąd u was taki szok.
-
Jak to? Wyprowadzasz się? A ja myślałam... - Leila zaniemówiła.
Przybrała pozę Abrahama Lincolna obmyślającego nową ustawę i
siedziała tak dopóty, dopóki nie podniosła głowy, by znów
spojrzeć na starszego syna, który wpatrywał się w nią z miną
kelnera przyjmującego zamówienie. - A będziemy mogli cię tam
odwiedzać? - Przyłożyła dłoń do jego dłoni i spojrzała z
wyczekiwaniem. Dopiero teraz zrozumiała, że to pisklę już dorosło
i musi opuścić rodzinne gniazdo.
-
Mamo, nie wiem. Wszystkiego się dowiem w Los Angeles. Ale mam
nadzieję, że zobaczymy się, kiedy będą występy na żywo. - Adam
wstał, by zanieść brudne talerze do zmywarki. Rozmowa skierowana
została na bieżące sprawy rodziców. Adam spojrzał na zegarek –
godzina 8:00 zamieniła się w 10:25. Postanowił szybko włożyć
ostatnie naczynia i pobiec na górę. Kiedy skończył, zobaczył, że
Neil gdzieś się ulotnił. Obdarzył miłym uśmiechem rodziców i
pobiegł do samochodu. Za siedzeniem leżał czarny futerał, którego
wczoraj zapomniał zabrać do domu. Zrobił to teraz. Zakluczył
mercedesa ojca i pobiegł do domu. Pokonał drewniane schody i
rozejrzał się po korytarzu.
-
Gdzie ona jest...? - Mruknął zamyślony, po czym wybrał drogę na
strych.
Po
dziesięciu minutach szukania w końcu znalazł rzecz, na której mu
zależało. Spod stosu zakurzonych przedmiotów wyjął duże czarne
pudło z logo firmy Cobain. Kiedy je otworzył, jego oczom ukazała
się duża czarna gitara akustyczna z autografem Jimi'ego Hendrixa.
Adam dotknął podpisu, przypomniał sobie dzień swoich osiemnastych
urodzin, kiedy to ojciec przyniósł mu ją w prezencie. Powiedział
wtedy: jest bardzo cenna, a ten autograf złożył mi Jimi, kiedy
pojechałem na jego koncert do Kanady. Teraz ty się nią
zaopiekujesz. Mam nadzieję, że ci się przyda. Teraz zaopiekuje
się nią ktoś, kto będzie umiał lepiej ją wykorzystać niż ja, tato.
Położył obok futerał Tommy'ego. Postanowił pozamieniać
instrumenty miejscami. Czarną gitarę położył na chwilę na
podłodze, by zrobić miejsce dla drugiej. Kiedy otworzył futerał
blondyna, uśmiech zniknął z jego twarzy. Gitara muzyka była
bardzo zniszczona. Gryf był pęknięty w dwóch miejscach, a pudło
rezonansowe miało dziurę
w spodniej części. Adam bał się, że gitara rozsypie się, zanim ją dotknie. Na szczęście nic takiego nie miało miejsca. Kiedy umieścił zepsuty instrument w pudle od Cobaina, a swój włożył do etui Tommy'ego, czarne pudło wróciło na swoje miejsce. Lambert złapał za rączkę skórzanego futerału
i jak najszybciej opuścił piętro.
w spodniej części. Adam bał się, że gitara rozsypie się, zanim ją dotknie. Na szczęście nic takiego nie miało miejsca. Kiedy umieścił zepsuty instrument w pudle od Cobaina, a swój włożył do etui Tommy'ego, czarne pudło wróciło na swoje miejsce. Lambert złapał za rączkę skórzanego futerału
i jak najszybciej opuścił piętro.
***
Adam
szedł przez park ubrany w czarne spodnie i rozpiętą jeansową
kurtkę, spod której wystawał niebieski T-shirt. W jego stroju nie
mogło zabraknąć świecącej biżuterii w postaci naszyjnika z
piórem, kolczyków oraz neonowych bransoletek. Czarny futerał,
który niósł w dłoni, ciążył mu niemiłosiernie. Nie mógł
doczekać się na spotkanie z Tommy'm, który był dla niego
intrygującą postacią, wręcz chodzącą zagadką. Chciał
dowiedzieć się o nim więcej, lecz bał się, że go wystraszy
choćby przez swoją otwartość i skłonność do mężczyzn. Adam
przez zaledwie godzinę kontaktu z Tommy'm zauważył bardzo wiele
rzeczy, które ich łączyły, jak na przykład malowanie paznokci
czy robienie makijażu. Nie tylko nawyki ich łączyły, ale i cechy
charakteru jak wrodzona wrażliwość czy miłość do muzyki. Różnic
też było sporo, lecz brunet spostrzegł, że ich cechy w jakiś
niesamowity sposób się dopełniają i jakby tworzą całość.
Jak... Dwie połowy tego samego jabłka? Lambert, nie chrzań! To
tylko przypadek.
Blondwłosy
chłopak siedział na tej samej ławce, co wczoraj. Tylko jego mina
była inna. Teraz na jego twarzy malowało się duże zdenerwowanie.
Kiedy odwrócił wzrok i zobaczył Adama, odetchnął z ulgą.
Przeciągnął się na ławce, by ukryć swoje emocje. Ujrzał swój
futerał w ręce Adama. Ma moją gitarę. Ale po co ją zabrał do
swojego domu? Chyba zaraz się tego dowiem, sądząc po jego
uśmiechu... Intrygującym uśmiechu... Co? Nie... Nie pomyślałem
tego! Z myśli wyrwał go głos Adama, który zdążył przebyć
krótki dystans i stał o krok od niego.
-
Cześć, Tommy Joe. - Adam stanął przed Tommy'm z szerokim
uśmiechem. Położył futerał na ławce. - Oddaję, co twoje.
Muzyk
spojrzał niepewnie na czarny przedmiot. Nie mogąc oprzeć się
chęci zobaczenia wnętrza, uklęknął przed ławką, odsunął
zamek i uchylił skórzane wieko. To, co zobaczył, wywołało u
niego nieopisane emocje. Jako pierwszy w oczy rzucił mu się
autograf napisany białym markerem. Nikt mu nie musiał mówić, do
kogo należy – ten charakter pisma znał doskonale. Musiał dobrze
przypatrzeć się podpisowi zanim spojrzał na cały instrument.
-
Przecież to...
-
To moja gitara. Zrobiłem małą wymianę. - Adam nie pozwolił
klęczącemu dokończyć zdania. Usiadł na ławce i oparł łokcie
na oparciu.
Tommy
nie mógł oderwać wzroku od gitary. Był w szoku.
-
Czy... Czy mogę jej dotknąć? - Spytał z niepewnością w głosie.
Instrument był dla niego jak ósmy cud świata. Nigdy nie marzył,
że zobaczy kiedyś na żywo podpis złożony przez jego idola, a co
dopiero, że go dotknie. Nie mógł uwierzyć, że ma do czynienia z
rzeczą, która kiedyś miała styczność z jego autorytetem.
-
Oczywiście. Teraz na niej będziesz grał. - Powiedział Adam
naciskając na słowa „na niej”. Spojrzał na Tommy'ego. Kiedy
ujrzał jego rozjaśnioną twarz, spojrzał w niebo – słońce tego
dnia przygrzewało wyjątkowo mocno.
-
Ale jak to? Przecież to twoja gitara? Z autografem samego Jimi'ego
Hendrixa! Najsłynniejszego muzyka i wirtuoza gitary, o jakim w życiu
słyszałem! Na twoim miejscu trzymałbym ją za szklanym obiciem
gdzieś pod kluczem, żeby nikt nie mógł jej ukraść, a ty... Ty
chcesz, żebym na niej grał? Nie ma mowy. - Jak to możliwe?
- ostatnie zdanie dopowiedział już w myślach i wziął gitarę do
rąk. Usiadł obok mężczyzny i przejechał po grubych strunach
instrumentu – wydały z siebie niski, skrzypiący dźwięk.
-
Jest trochę rozstrojona. Mam nadzieję, że się tym zajmiesz, bo
inaczej nie dasz rady zagrać jakiejkolwiek melodii.
-
Ty mnie chyba nie słuchasz. To... Miłe z twojej strony, że
próbowałeś mi pomóc. Doceniam twój gest, ale ta gitara jest zbyt
cenna, nie mogę na niej grać. Nawet boję się trzymać ją w
rękach, żeby jej nie uszkodzić. I co zrobiłeś z moją gitarą? -
Odłożył instrument na miejsce, a jego wzrok znów powędrował ku
górze. Stało się to właśnie wtedy, kiedy Adam spojrzał w jego
kierunku. Kiedy ich spojrzenia się spotkały, można było to
porównać do walki dwóch żywiołów: spokojny błękit głębokiego
oceanu próbował ugasić porywczość ognia palącego się w
czekoladowych tęczówkach. Tym razem przegrał ogień – Tommy
spuścił głowę jednocześnie oblewając się czerwonym rumieńcem.
-
Twój instrument jest u mnie. Będziesz grał na Cobainie póki nie
sprawisz sobie nowej gitary, bo na tamtych szczątkach nie da się
już grać. Kiedy już kupisz sobie nową gitarę, znów się
wymienimy. - Adam mówił, podczas gdy Tommy wpatrywał się w biały
podpis. Podziwiał okrągłe litery i ciasny szyk pisma. Cała gitara
też była piękna. Firma Cobain, której logo widniało na końcu
gryfu, od lat produkowała najznakomitszy sprzęt, przez co był on
bardzo drogi. Mimo że bardzo ciągnęło go do metalowych strun i
drewna pokrytego czarnym lakierem, miał mieszane uczucia, a Adam to
zauważył. - To sprawiedliwe rozwiązanie, nie uważasz? - Patrzył
z góry na Tommy'ego. Chciał znów spojrzeć
w brązową otchłań oczu chłopaka. Uniósł jego głowę łapiąc dwoma palcami za podbródek.
w brązową otchłań oczu chłopaka. Uniósł jego głowę łapiąc dwoma palcami za podbródek.
Muzyka
przeszedł niekontrolowany dreszcz. Szybko odepchnął rękę
towarzysza, nie pozwalając na konfrontację.
-
Daj mi chwilę pomyśleć. - Wstał. Przeszedł od jednego drzewa do
drugiego i z powrotem. Zrobił tak kilka razy. Co chwilę jego wzrok
padał na gitarę. Adama obdarzał tylko ukradkowymi spojrzeniami,
trwającymi co najwyżej parę sekund. -
Mam grać na gitarze podpisanej własnoręcznie przez Jimi'ego
Hendrixa, podczas gdy ty będziesz w posiadaniu mojej zepsutej
gitary. - Zatrzymał się, kiedy podsumowywał własnymi słowami
umowę bruneta.
Zaczął doznawać deja vu: Adam siedział w tej samej pozycji, co wczoraj, miał zamknięte oczy, a jego głowa skierowana była ku niebu. Na obliczu blondyna zaczęła malować się niewyobrażalna radość wymieszana z ekscytacją. To jest takie nierealne. Nie wiem, dlaczego dał mi tak cenną rzecz. Pożyczył. Ale czemu? Takiego cudu to ja nie oddałbym samemu papieżowi! Podszedł do niego
i kucnął tuż przed nim, kładąc dłonie na jego udach, by nie stracić równowagi. Adam szybko otworzył oczy, a kiedy zobaczył pozycję chłopaka, jego krew zaczęła niekontrolowanie kumulować się
w najwrażliwszej części jego ciała. Ich spojrzenia znów się spotkały, a brunet czuł się, jakby jego najskrytsze myśli i pragnienia wyszły na jaw. Siedział jak sparaliżowany. Nie mógł się ruszać jakby każdy ruch miał za zadanie odtrącić blondyna.
Zaczął doznawać deja vu: Adam siedział w tej samej pozycji, co wczoraj, miał zamknięte oczy, a jego głowa skierowana była ku niebu. Na obliczu blondyna zaczęła malować się niewyobrażalna radość wymieszana z ekscytacją. To jest takie nierealne. Nie wiem, dlaczego dał mi tak cenną rzecz. Pożyczył. Ale czemu? Takiego cudu to ja nie oddałbym samemu papieżowi! Podszedł do niego
i kucnął tuż przed nim, kładąc dłonie na jego udach, by nie stracić równowagi. Adam szybko otworzył oczy, a kiedy zobaczył pozycję chłopaka, jego krew zaczęła niekontrolowanie kumulować się
w najwrażliwszej części jego ciała. Ich spojrzenia znów się spotkały, a brunet czuł się, jakby jego najskrytsze myśli i pragnienia wyszły na jaw. Siedział jak sparaliżowany. Nie mógł się ruszać jakby każdy ruch miał za zadanie odtrącić blondyna.
-
Jak mam ci dziękować? - Z ust Tommy'ego wydobył się niski ton,
który spowodował, że Adama przeszedł kolejny dreszcz. Kiedy muzyk
wstał, odsunął się na kilka kroków, by przepuścić
nadchodzących spacerowiczów i jednego rowerzystę. Po chwili znów
stał bliżej Adama.
-
Postaw mi obiad. Jestem głodny. - Złapał się za brzuch i go
rozmasował, co spowodowało, że Tommy się roześmiał.
-
Ty nie mówisz poważnie... - Tommy podparł się pod boki i pomógł
Adamowi wstać.
-
Dlaczego? Naprawdę jestem głodny. - Rzekł z uśmiechem i zamknął
futerał.
-
Nie o to mi chodzi. Po prostu trudno mi uwierzyć, że dajesz coś
tak cennego osobie, którą poznałeś wczoraj. Bezinteresownie, nic
o mnie nie wiedząc. Nawet, jakie mam nazwisko. - Powiedział
intensywnie gestykulując. - Mógłbym teraz odejść z twoją gitarą
i już nigdy byś jej nie zobaczył.
-
Trudno. - Adam podszedł z futerałem do blondyna. Ich twarze
dzieliły milimetry. Wziął jego rękę, po czym włożył w nią
uchwyt futerału. - Wtedy miałbym satysfakcję, że komuś się
przydała, że została wykorzystana we właściwy sposób. A u mnie
tylko by się na strychu kurzyła, albo dobrałyby się do niej
korniki. - Powiedział z uśmiechem.
-
Jesteś szaleńcem. - Tommy także pokazał zęby i mocniej chwycił
czarną rzecz.
-
Owszem. Ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu. - Przechylił głowę
w prawo – wyglądał teraz jak nierozumiejący słów pana
kundelek. - To obiad?
-
Obiad... I deser – bez tego ani rusz. - Kiedy wymienili ostatnie
spojrzenia, ruszyli lipową alejką
w stronę głównej ulicy San Diego. Tym razem Adam nie musiał patrzeć w górę, by zobaczyć, że słońce uśmiecha się do niego jak szczęśliwe dziecko, które właśnie dostało zabawkę.
w stronę głównej ulicy San Diego. Tym razem Adam nie musiał patrzeć w górę, by zobaczyć, że słońce uśmiecha się do niego jak szczęśliwe dziecko, które właśnie dostało zabawkę.
Ale zaje fajny odcinek OMG ...
OdpowiedzUsuńTylko szkoda mi Tommy'ego bo Adam wyjeżdża a on zostanie sam no i jeszcze Adam ma dreszcze kiedy Tommy go dotyka uwielbiam ten zwrot nie czekaj kocham go ^^ sorry że pisze następnego dnia ale dopiero wróciłam czekam na c.d. i nie mogę się doczekać
Kocham kocham kocham <3 świetny rozdział. Czytając to cały czas się do siebie uśmiechałam c: życzę weny i czekam ma kolejny
OdpowiedzUsuń