piątek, 1 sierpnia 2014

Rozdział 30 - Ciii..

Hej.
Witam nowych czylelników: Yoko, Locke x - dzięki za komentarze.
Czekolaaada: Ależ ja znam Sherlocka Holmesa. Tylko po prostu go nie czytuję :(, bo trochę nie mój styl.
Tak dla ścisłości: wprowadziłam do fabuły skrót imienia Tommy'ego „TJ”. Po prostu jako nowy synonim. Jako skrót od angielskich imion wymawiajcie go: /ti dżej/, a nie /te jot/, ok? Bardzo proszę :)

Ciii..

Gubił się w korytarzach jak małe dziecko szukające mamy. Szedł szybko i rozglądał się na boki, by tylko go odnaleźć. Minął White Room – salę wypełnioną białymi skórzanymi kanapami, na których uczestnicy mogli się zrelaksować. Wszedł do następnego korytarza – tutaj też było pełno ludzi. Żałował, że po drodze nie zajrzał do żadnego z pomieszczeń za ciągnącymi się wzdłuż korytarza drzwiami. Każde opatrzone było plakietką z inną nazwą. Teraz wytykał sobie ten błąd. Nagle tłum się przerzedził. Jakby za jednym machnięciem różdżki. Nie zauważył tego. Nogi zaczęły odmawiać mu posłuszeństwa, więc oparł się o ścianę i zaczął ze znudzeniem oglądać swoje czarne paznokcie, z których znów odprysł lakier. Trzeba będzie pomalować, pomyślał, kiedy jedne z drzwi kilkanaście metrów od niego powoli się otworzyły. Przez gwar gaworzących ludzi, którzy Bóg wie czemu nie znajdowali się na widowni, przebił się dźwięk naciskanej klamki. Skrzypnęła lekko. Tommy nie znosił tego dźwięku. Wciąż oparty ramieniem o ścianę ze skrzyżowanymi w łydkach nogami popatrzył przed siebie. Wtedy go ujrzał. Rozmawiający z czerwonowłosą koleżanką wysoki brunet szedł w jego stronę. Wtedy... znów odebrało mu mowę, a szeroki uśmiech, będący znakiem radości i podekscytowania, ponownie przykleił się do jego szczęśliwego oblicza.

***

- Cowell to dupek. Nie zapominaj o tym. Nawet, jeśli występ będzie mu się podobał, on i tak znajdzie coś, co mu się nie spodoba. - Allison osądziła komentarz Simona Cowella, w którym skrytykował Adama. Nie ukrywała niechęci do jurora, a Lambert był jej przyjacielem. Suma tych dwóch faktów nie mogła się równać pozytywnej opinii na temat sędziego. Adama nie zdziwiła ta wypowiedź. Widział w myślach swoją zawiedzioną minę. Pobłażliwe śmieci, o co mu chodziło? Nie określił, co konkretnie mu się nie podobało, tylko olał cały występ. To irytowało go najbardziej – Simon nie wytykał mu błędów, ale wysuwał ogólną opinię, której nie mógł przykleić do żadnego elementu. A może to ma na celu zwrócenie mojej uwagi na występ? Może to ja mam się zastanowić, co zrobiłem źle, poszukać, przewidzieć? Ale jak mam cokolwiek przewidzieć bez żadnej wskazówki? Do cholery z tym! Zmarszczył brwi, zadręczając się. Allison nie mogła zrobić nic innego, tylko go pocieszać.

- All, on ma taką pracę. To jego zadanie: wytykać błędy i mówić szczerze to, co myśli. - Zaprzeczył samemu sobie. Wytyka błędy? Gdzie i kiedy, chętnie posłucham. - Nie nazywaj go dupkiem. Co najwyżej surowym krytykiem. - Wiedział, że przyjaciółka nie wierzy w jego słowa. Spojrzał na nią przez lustro. Tak, to było widać po jej minie.
All patrzyła na niego podczas gdy Keira kolejny raz z rzędu poprawiała jego makijaż. Tu rozmazany podkład, tam nieprzypudrowany nos. Robiła wszystko, by nie świecił się jak księżyc w nocy, gdy uchwyci go kamera. Adam robił wszystko, żeby to zepsuć. Zawsze jakaś ręka czy palec powędrowały na buzię. Nie mógł powstrzymać się od wytarcia spoconego czoła czy zahaczyć o nie mierzwiąc sztywne od lakieru włosy. Chociaż włosy się trzymały. Jakby nie mogli wymyślić jakiegoś lakieru do twarzy... Wszystko do poprawki. Niestety, nic nie mogła poradzić na stres Adama, a wraz z nim nadmierną potliwość. Zresztą, nie tylko Adama. Ponad połowa uczestników miała ten sam problem. Ona musiała po prostu wykonywać swoją pracę.

Adamowi to nie przeszkadzało. Lubił się malować, a jeszcze bardziej lubił, kiedy ktoś robił to za niego. Co nie znaczyło, że psuł makijaż naumyślnie. To po prostu przypadek. Temat negatywnego komentarza do jego wykonania piosenki country odbierał mu możliwość z tego przyjemności. To, czego pragnął teraz najbardziej i co przyniosłoby mu największą przyjemność, było wyłączenie Allison. Albo chociaż zaklejenie jej buzi taśmą. Nie dało się.

- Jesteś niemożliwy, Adam! On skopał ci dupę, a ty jeszcze go bronisz. - Oburzyła się i skrzyżowała ręce na piersiach jakby miała focha.

- Dzięki, Keira. - Uśmiechnął się do lustra i zobaczył efekt poprawek. Znów był idealny. - A możemy już skończyć ten temat? A tak w ogóle, to ty jesteś niemożliwa. Zamiast denerwować się swoim występem, który jest za chwilę, martwisz się o moje noty. - Szybka zmiana tematu. Podziałało.

- A właśnie, że się denerwuję. Tylko w przeciwieństwie do ciebie ja tego nie okazuję. - Odpyskowała koledze wokaliście i odsunęła się, kiedy wstał z fotela. - To co? Odprowadzisz mnie na scenę czy mam iść sama w tym napięciu? - Zawachlowała sobie dłonią przy twarzy jakby miała zaraz zemdleć. Potem jednak zaśmiała się, a razem z nią Adam. Ruszyli w stronę wyjścia z tego wielkiego pomieszczenia. Iraheta pierwsza, Lambert za nią. Wiedział, że dziewczyna się nie stresuje. To nie był jej pierwszy konkurs. Miała ich tyle na swoim koncie, że wyjście na scenę to nie była dla niej pierwszyzna.

- A miałam cię jeszcze o coś spytać. - Zaczepiła go, przedzierając się przez ludzi dopasowujących stroje do występu. Adam zatrzymał wzrok na tyle jej głowy. Nie mógł widzieć ciekawskiego błysku w jej oku. - Czy powiedziałeś już Tommy'emu o... No, wiesz? - Odwróciła się, kiedy stała już przy drzwiach. Adam zajęty przepuszczaniem przez zatłoczony pokój dwóch ludzi z wieszakami ubrań nie zrozumiał końcówki pytania. Doszedł do przyjaciółki i odpowiedział pytaniem na pytanie.

- Nie powiedziałem Tommy'emu o czym? - Spytał, a dziewczyna z irytacją przewróciła oczami.

- O twojej przypadłości z chłopcami. - Stanęła na palcach i szepnęła mu na jedno ucho, by nikt tego nie usłyszał. To była jedna z tych tajemnic, o których mogli wiedzieć tylko zaufani przyjaciele. Adam speszył się, kiedy usłyszał tę część pytania. Wyszedł na korytarz, próbując się jakoś wytłumaczyć.

- All, to nie jest takie proste. Mam mu rzucić prosto w twarz: Tommy, jestem... Wiesz, kim - spojrzał na nią i kontynuował. - Sorry, że ci nie powiedziałem wcześniej, ale jakoś tak wyszło? A on rzuci mi się w ramiona i będziemy żyć długo i szczęśliwie.

- Aha? Dokładnie tak!

- All, właśnie, że nie. Ja muszę to przemyśleć. Jak... mu o tym wszystkim powiedzieć delikatnie. Wyjaśnić, mieć coś na swoją obronę. W sumie dużo już o tym myślałem, ale... No, nie było okazji. - Rozłożył ręce, patrząc w podłogę.

Allison patrzyła przed siebie. Tłum rozrzedzał się, więc mogli swobodnie przejść. Patrzyła w dal, rozglądała się za Krisem, który gdzieś tutaj rozmawiał z Katy, swoją narzeczoną. Tak bardzo chciała go ujrzeć, a jednocześnie tak bardzo nienawidziła, kiedy musiała przed nim udawać, być miłą dla jego narzeczonej. Oboje z Adamem podjęli decyzję, że nie będą im przeszkadzać, więc tylko się przywitali i poszli do garderoby, wykręcając się najlepszą wymówką w idolowym światku – poprawieniem make-upu. Jeśli chcesz uciekać, każda wymówka jest dobra. Jeśli nie chcesz powiedzieć o jedno słowo za dużo, lepiej unikać rozmowy. Musiała kierować się tymi dwoma wskazówkami. Tak bardzo nie chciała rozbić związku Krisa i Katy. Tym bardziej, że Katy już na pierwszy rzut oka wydawała się miła i sympatyczna. Kobieta-ideał. Nie to co ja. Pyskata osiemnastolatka, której talent jest niewystarczający, by wygrać głupi konkurs. Pocieszała się i ganiła, idąc w stronę White Roomu, a jednocześnie dumała nad sytuacją Adama, która dla niej była bardzo prosta do rozwiązania. Wystarczy tylko znaleźć okazję. Znaleźć się z nim sam na sam i mu powiedzieć. To takie trudne? Myślę, że... Nie. Wodząc wzrokiem po tłumie ujrzała młodego chłopaka. Ze skrzyżowanymi w łydkach nogami opierał się o ścianę. Tommy? Mężczyzna z włosami koloru blond był ubrany w biały t-shirt z logiem zespołu Metallica i czarne rurki. Ze szczerym uśmiechem wpatrywał się w idącą w jego stronę parę. All złapała Adama za ramię i także się uśmiechnęła.

- Adam? - Zaczepiła go znowu, lecz on zareagował tylko zdawkowym „Hmm?”. - Teraz masz okazję. Popatrz. - Uniosła rękę i palcem wskazała chłopaka.

Adam podniósł głowę. Zobaczył go. W jednej chwili zmieniło się wszystko. Zobaczył tajemnicę w pięknych dużych brązowych oczach, które teraz emanowały szczęściem. Pociągające, malinowe usta wygięte w radosnym uśmiechu ukazywały śnieżnobiałe zęby. Te, jak sobie wyobrażał Adam, miękkie usta zdawały się mówić: jestem tu i nie zniknę zanim mnie dotkniesz. Chociaż tak naprawdę milczały jak grób, czekając na ruch bruneta. Tego widoku brakowało mu już od jakiegoś czasu. Widząc go jak jak teraz mógł sobie wyobrażać jego i siebie w różnych sytuacjach, wykonywających różne gesty, mówiących różne słowa. Dzieliły ich niecałe dwa metry. Ta granica nie przeszkodziła im, by wpaść sobie w ramiona i tulić wzajemnie ciesząc się ze spotkania.

- Tęskniłem za tobą. - Wyszeptał Tommy na ucho Adamowi, którego przeszedł dreszcz. Ten sam, co zawsze w towarzystwie blondyna. Choć oboje tego nie zauważyli, ich ciała czekały bardzo długo na taką bliskość. Wzajemne poczucie bezpieczeństwa, ulgi i błogości działały na nich uspokajająco i pozbawiały jakiegokolwiek stresu. Oboje to czuli. Dla nich ta chwila mogłaby trwać o wiele dłużej. Oczywiście, gdyby nie All, która stała obok i odliczała sekundy do swego występu.

- Nie przeszkadzajcie sobie. Ja was praktycznie nie widzę. - Rzekła zdenerwowanym głosem, a chłopcy momentalnie oderwali się od siebie. Na ich twarze wstąpił obfity rumieniec.

- Och, cześć Allison. - Rzekł Tommy i obejrzał się za siebie, próbując zakryć ślady zawstydzenia. - Kiedy masz występ? - Spytał o byle co. Po prostu żeby zagaić rozmowę. Tym pytaniem trafił w dziesiątkę.

- Za trzy minuty, więc będziecie mieli czas, by sobie pogadać. Jak dopisze wam szczęście, to może Kris was nie dopadnie.

- All. Trzy minuty? Powinnaś już czekać przy wyjściu! - Zaniepokoił się Adam i złapał ją za ramiona. Ta zrzuciła z siebie jego ręce i wykonała taki sam gest w jego stronę. Tommy przypatrywał się tej scenie z zainteresowaniem.

- A ty masz mniej więcej godzinę. Wiesz, co masz zrobić. - Popatrzyła mu prosto w oczy i ścisnęła mocniej za ramiona. - Wykorzystaj tę okazję, bo jeśli nie, to skopię ci tyłek. - Teraz zwróciła się do Tommy'ego. - A teraz wy dajcie mi kopniaki. Na szczęście. Tommy, ty pierwszy. - Rozkazała i wypięła na niego tyłek. Ten wykonał polecenie. Zadał jej cios kolanem zdecydowanie, ale subtelnie. Za chwilę Adam zrobił to samo. Zdążył jeszcze pocałować przyjaciółkę w policzek i życzyć powodzenia nim pobiegła w stronę sceny. Potem Lambert popatrzył na blondyna i znów się rozpromienił. Oblicze Tommy'ego Joe także nabrało kolorów.

- Cieszę się, że tu jesteś.

- Korzystaj, póki możesz. Zapłaciłem za bilet 65 dolarów. - Wyliczył skrupulatnie.

- Więc chodź. - Złapał go za rękę i poprowadził slalomem przez korytarz pełen ludzi. - Dużo nam go nie pozostało.

Adam próbował przedostać się przez tłum jak najszybciej. Siły dodawało mu to, że ciągle zamykał w swojej dłoni dłoń Tommy'ego, który posłusznie brnął razem z nim przez korytarze. W końcu tłum zmalał, a kilka minut później znaleźli się sami w białym korytarzu. Adam przystanął na moment, szukając odpowiedniego miejsca do rozmowy. Tommy stanął obok mężczyzny. Zaczął się w niego wpatrywać z niczym niezmąconym spokojem.

- Czemu trzymasz mnie za rękę jak małe dziecko? - Spytał, a Adam popatrzył na niego, a potem na ich ręce. Dłonie zwarte były w lekkim uścisku. Następnie wzrok piosenkarza wrócił do obserwacji twarzy Ratliffa.

- W tłumie mogłeś się zgubić. - Odparł tak samo spokojnie Adam. Nie mógł wymyślić nic lepszego. Co? Miałem mu powiedzieć, że lubię trzymać go za rękę? Nie! Domyśliłby się. Zresztą, dziwię się, że jeszcze się nie domyślił. Przecież ciągle w jego towarzystwie robię coś głupiego. I pewnie zaraz też zrobię. Mrugnął, kiedy jego przyjaciel odpowiedział.

- W tej chwili nie jesteśmy w tłumie. - Odparł Ratliff.

- Masz rację. - Podniósł dłoń, którą trzymał. Dotknął ją drugą ręką. Jest taka gładka. No i proszę. Już to robię! Kretyn. Zaczął ją oglądać. - Powiedz mi, podobał ci się mój występ? - Ciągle patrzył na dłoń. Nie mógł się powstrzymać. Zaczął gładzić jej wierzchnią stronę. Ta pieszczota bardzo zszokowała Tommy'ego.

- Ja... To znaczy... Nawet nie wiesz, jak bardzo? - Nie wiedział, co powiedzieć. Był tak skoncentrowany na tym, co robił Adam, że odbierało mu mowę. Patrzył na gest z niedowierzaniem.

- Jak... Bardzo? - Mruknął Lambert tym razem oglądając palce Ratliffa. Były długie szczupłe i delikatne. Oczywiście z paznokciami pomalowanymi na czarno.

- No... Byłeś niesamowity i... Ten... Twój głos. Hipnotyzował. - Tak samo jak teraz. Dopowiedział w myślach. Hipnotyzujesz całym sobą. Tommy Joe zaczynał się robić nieswój. Działo się tak głównie dlatego, że niecodzienne gesty Adama zaczynały mu się podobać. Gładzenie palców, rysowanie dziwnych konturów na środku dłoni, pocieranie opuszków – blondyn zaczynał się denerwować. Denerwować z podniecenia, z ekscytacji i z ciekawości, co będzie dalej. Twarz Adama była dziwnie spokojna, zamyślona, a przez to nieobecna. Jakby nie myślał nad tym co robi. Jakby jego ręce same wybrały, co chcą teraz zrobić. Tylko pochwały występu wywołały ten sam zwyczajny lekki uśmiech.

- Obiecaj mi, że za tydzień też przyjedziesz. - Zacisnął palce na końcu małego palca, co wywołało nie tyle ból, co lekkie mrowienie.

- Przyjdę. W każdym razie postaram się... Cholera, możesz mi powiedzieć, co ty właściwie robisz?! - Zirytował się w końcu. Musiał to w końcu przerwać. Co to ma znaczyć? Pomyślał, co by to znaczyło, gdyby taka sama sytuacja zaistniała między przypadkowym chłopakiem i dziewczyną. Gdyby nie był ateistą, zapewne przeżegnałby się teraz, by odpędzić od siebie te chore myśli.

- Hmm... Przepraszam, ale twoje palce są zadziwiająco długie. To chyba cecha gitarzystów, prawda? - Jego ciekawski, zaczepny głos zdementował wszystkie podejrzenia muzyka. To prawda, on rzeczywiście jest niemożliwy!

- Zadziwiają cię moje palce? - Zdziwił się Tommy, kiedy Adam puścił jego dłoń. Teraz sam zaczął ją oglądać – jego zdaniem była zwyczajna.

- Nie wiem, jak ty to robisz. - Rzekł, a pytający wzrok przyjaciela pozwolił mu kontynuować. - Mimo, że pracujesz, szarpiąc struny, a przecież nie zawsze używasz kostek, to twoje palce są delikatne. Seksownie delikatne. - Stwierdził. Jego głos przepełniony był szczerością. Nim do Tommy'ego dotarło to, co powiedział, Adam pociągnął go za sobą. Ich ręce znów się splotły.
- Ale tak w ogóle to do czego zmierzasz? - To pytanie Adam uznał za retoryczne. Nie było sensu w zagłębianiu się w znaczenie jego gestów. Na każdy znalazłby tę samą odpowiedź: brak opamiętania wynikający z pragnienia, pożądania, miłości.

Adam cieszył się, że Tommy się nie wyrywa. Trzymanie dłoni blondyna w swojej dłoni było jak spełnienie tysięcznej części największego marzenia. Chciał znaleźć ustronne miejsce. Trzymał się polecenia All: musiał wykorzystać tę szansę. Musiał mu w końcu powiedzieć. Byle tylko niczego nie spieprzyć. Miał właśnie skręcić w następny korytarz jednak wychylając głowę w porę zauważył Krisa idącego samotnie w ich stronę. Pogwizdywał wesoło. Nie może nas zobaczyć! Oczy Adama przepełniły się paniką. TJ zdziwiony nagłym postojem niemo zapytał, co się stało.

- Cholera. Zaklął cicho. - Musimy się schować. Szybko. - Ponaglił Tommy'ego.
Puścili się biegiem do pierwszych drzwi, które ujrzeli. Wąskie białe wrota za napisem „Magazyn” zaskrzypiały przeciągle, kiedy Adam je otwierał. Modlił się, żeby Kris ich nie usłyszał. Wszedł szybko do środka ciemnego pokoju i złapał za koszulkę osłupiałego przyjaciela. Wciągnął go do środka i szybko zamknął drzwi.

- Adam...

- Cii... - Uciszył go przykładając mu palec do ust. Tak, były miękkie. Całą swoją mocą powstrzymywał się, by ich nie pogładzić, nie obrysować palcami ich konturu, wreszcie nie wpić się w nie swoimi łapczywymi wargami. Było to bardzo trudne, kiedy dzieliły ich centymetry.

Oddychali miarowo prosto w swoje twarze. Oddech Adama pachniał miętą – wyrzucił gumę, kiedy wchodził na scenę. Tommy nęcił zapachem czekolady – w drodze do studia zjadł swój ulubiony baton musli z truskawkami oblany czekoladową polewą. Zastanawiała go etykieta, którą zobaczył przed wyjściem. Magazyn. To wielkie pomieszczenie na graty czy mała komórka na miotły? Czy jeśli się poruszę, przewrócę mopa czy wejdę w wiadro? Wolał zostać w tej pozycji. By zachować równowagę oparł ręce o drzwi po dwóch stronach głowy Adama. Lambert przywarł do drzwi, które przed chwilą w pośpiechu zamknął. Nie śmiał się poruszyć. Nawet tego nie chciał. Jego przyjaciel posunął się o gest, który mógł mieć przeróżne rozwinięcia. Jeśliby mnie teraz pocałował, byłbym w siódmym niebie. Zwłaszcza że tu jest tak... tajemniczo i romantycznie. Romantycznie w magazynie? A tak, bo jest ciemno. Stary, wiesz, że on nie zdobędzie się na to. Nie może być tak pięknie. Podczas gdy Adam tworzył wewnętrzny monolog, TJ ciągle obstawiał, co może się tu znajdować, jednak wpatrywanie się w Adama dekoncentrowało go. Nie było tu światła, w słabej poświacie blasku wpadającego przez szczeliny między drzwiami a futryną widział tylko ciemne oczy patrzącego na niego. Jakby na coś czekały. Na jakiś gest. Jego gest. I jeszcze ten palec na ustach. Zaraz ci go odgryzę!

- Zabierz ten palec, do cholery! - Powiedział głośnym szeptem muzyk, a Adam zabrał rękę.

- Cicho, bo usłyszy! - Odpowiedział tym samym tonem Adam.

- Nie uciszaj mnie, bo... - Chciał zagrozić mu kopniakiem, ale Adam wykonał zwinny ruch i znalazł się za plecami przyjaciela. Błyskawicznie zamknął mu usta dłonią, a drugą objął brzuch i złapał za nadgarstek lewej ręki Ratliffa, by uniemożliwić mu jakikolwiek ruch.

W tej samej chwili usłyszeli gwizdanie przechodzącego obok drzwi współlokatora Adama. W tej samej chwili Tommy przylgnął do ciała Lamberta, s serca obydwu zaczęły bić szybciej. W tej samej chwili w głowie gitarzysty zaczęły tworzyć się pytania: dlaczego uciekali przed przyjacielem Adama? Dlaczego Adam zachowuje się dziś tak dziwnie I dlaczego pobyt w magazynie przyprawia go o tak silne emocje. Miał nadzieję, że Adam znał odpowiedzi na wszystkie te pytania. Pozostawało mu tylko modlić się o to, by mu ich udzielił.



3 komentarze:

  1. Witam mogę tylko prosić jeszcze jeszcze jeszcze . Bardzo mi się podoba Twoje opowiadanie , jest tak bardzo romantyczne , ale moim zdaniem to dobrze , nie jest przepełnione chorą miłością. Jest przepełnione miłością.

    OdpowiedzUsuń
  2. A więcz tak.
    Po pierwsze. Jesteś egoistką, ponieważ kończysz rozdział w TAKIM momencie.
    Po drugie zaskakujesz mnie - pozytywnie oczywiście ;)
    Po trzecie. Chciałam przeprosić za to, że nie skomentowałam Twojego poprzedniego rozdziału, a zdarzyło się tak, ponieważ dopiero dzisiaj weszłam na twojego bloga i zorientowałam się, że dodałaś kolejne rozdziały tej ujmującej serce opowieści.
    I chciałabym Ci również podziękować za e-mail. Cieszę się, że potrafiłam swoją postawą sprawić, aby Twoja wiara w pisanie powróciła. Jest mi niezmiernie miło, że mogę czytać Twoją historię o Adamie i Tommym.
    Kolejna rzecz: skrót imienia Tommiego chyba jest oryginalny, bo nigdy wcześniej nie spotkałam się z takim skrótem. Kurcze z punktu widzenia humanisty mój komentarz jest idiotyczny i nie poprawny, bo dwa razy powtórzyłam te same słowo w jednym zdaniu. Moja nauczycielka polskiego już by mnie upomniała. Never mind.
    Z niecierpliwością czekam na następny rozdział i pamiętaj. Zawsze znajdą się ludzie, którzy będą w Ciebie wierzyć, nawet wtedy gdy będzie źle.
    Jestem z Tobą i życzę weny i żeby Cię tak nie opuściła jak mnie xD
    Trzymaj się ! xoxo ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Naprawdę nie mam talentu do pisania komentarzy, ale czekam na następny rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń