Hej.
Witam nowych czylelników: Yoko, Locke x - dzięki za komentarze.
Czekolaaada: Ależ ja znam Sherlocka Holmesa. Tylko po prostu go nie czytuję :(, bo trochę nie mój styl.
Tak dla ścisłości: wprowadziłam do fabuły skrót imienia
Tommy'ego „TJ”. Po prostu jako nowy synonim. Jako skrót od
angielskich imion wymawiajcie go: /ti dżej/, a nie /te jot/, ok? Bardzo proszę :)
Ciii..
Gubił
się w korytarzach jak małe dziecko szukające mamy. Szedł szybko i
rozglądał się na boki, by tylko go odnaleźć. Minął White Room
– salę wypełnioną białymi skórzanymi kanapami, na których
uczestnicy mogli się zrelaksować. Wszedł do następnego korytarza
– tutaj też było pełno ludzi. Żałował, że po drodze nie
zajrzał do żadnego z pomieszczeń za ciągnącymi się wzdłuż
korytarza drzwiami. Każde opatrzone było plakietką z inną nazwą.
Teraz wytykał sobie ten błąd. Nagle tłum się przerzedził. Jakby
za jednym machnięciem różdżki. Nie zauważył tego. Nogi zaczęły
odmawiać mu posłuszeństwa, więc oparł się o ścianę i zaczął
ze znudzeniem oglądać swoje czarne paznokcie, z których znów
odprysł lakier. Trzeba będzie pomalować, pomyślał, kiedy
jedne z drzwi kilkanaście metrów od niego powoli się otworzyły.
Przez gwar gaworzących ludzi, którzy Bóg wie czemu nie znajdowali
się na widowni, przebił się dźwięk naciskanej klamki. Skrzypnęła
lekko. Tommy nie znosił tego dźwięku. Wciąż oparty ramieniem o
ścianę ze skrzyżowanymi w łydkach nogami popatrzył przed siebie.
Wtedy go ujrzał. Rozmawiający z czerwonowłosą koleżanką wysoki
brunet szedł w jego stronę. Wtedy... znów odebrało mu mowę, a
szeroki uśmiech, będący znakiem radości i podekscytowania,
ponownie przykleił się do jego szczęśliwego oblicza.
***
-
Cowell to dupek. Nie zapominaj o tym. Nawet, jeśli występ będzie
mu się podobał, on i tak znajdzie coś, co mu się nie spodoba. -
Allison osądziła komentarz Simona Cowella, w którym skrytykował
Adama. Nie ukrywała niechęci do jurora, a Lambert był jej
przyjacielem. Suma tych dwóch faktów nie mogła się równać
pozytywnej opinii na temat sędziego. Adama nie zdziwiła ta
wypowiedź. Widział w myślach swoją zawiedzioną minę. Pobłażliwe
śmieci, o co mu chodziło? Nie określił, co konkretnie mu się nie
podobało, tylko olał cały występ. To irytowało go
najbardziej – Simon nie wytykał mu błędów, ale wysuwał ogólną
opinię, której nie mógł przykleić do żadnego elementu. A może
to ma na celu zwrócenie mojej uwagi na występ? Może to ja mam się
zastanowić, co zrobiłem źle, poszukać, przewidzieć? Ale jak mam
cokolwiek przewidzieć bez żadnej wskazówki? Do cholery z tym!
Zmarszczył brwi, zadręczając się. Allison nie mogła zrobić nic
innego, tylko go pocieszać.
-
All, on ma taką pracę. To jego zadanie: wytykać błędy i mówić
szczerze to, co myśli. - Zaprzeczył samemu sobie. Wytyka błędy?
Gdzie i kiedy, chętnie posłucham. - Nie nazywaj go dupkiem. Co
najwyżej surowym krytykiem. - Wiedział, że przyjaciółka nie
wierzy w jego słowa. Spojrzał na nią przez lustro. Tak, to było
widać po jej minie.
All
patrzyła na niego podczas gdy Keira kolejny raz z rzędu poprawiała
jego makijaż. Tu rozmazany podkład, tam nieprzypudrowany nos.
Robiła wszystko, by nie świecił się jak księżyc w nocy, gdy
uchwyci go kamera. Adam robił wszystko, żeby to zepsuć. Zawsze
jakaś ręka czy palec powędrowały na buzię. Nie mógł
powstrzymać się od wytarcia spoconego czoła czy zahaczyć o nie
mierzwiąc sztywne od lakieru włosy. Chociaż włosy się trzymały.
Jakby nie mogli wymyślić jakiegoś lakieru do twarzy... Wszystko do
poprawki. Niestety, nic nie mogła poradzić na stres Adama, a wraz z
nim nadmierną potliwość. Zresztą, nie tylko Adama. Ponad połowa
uczestników miała ten sam problem. Ona musiała po prostu wykonywać
swoją pracę.
Adamowi
to nie przeszkadzało. Lubił się malować, a jeszcze bardziej
lubił, kiedy ktoś robił to za niego. Co nie znaczyło, że psuł
makijaż naumyślnie. To po prostu przypadek. Temat negatywnego
komentarza do jego wykonania piosenki country odbierał mu możliwość
z tego przyjemności. To, czego pragnął teraz najbardziej i co
przyniosłoby mu największą przyjemność, było wyłączenie
Allison. Albo chociaż zaklejenie jej buzi taśmą. Nie dało się.
-
Jesteś niemożliwy, Adam! On skopał ci dupę, a ty jeszcze go
bronisz. - Oburzyła się i skrzyżowała ręce na piersiach jakby
miała focha.
-
Dzięki, Keira. - Uśmiechnął się do lustra i zobaczył efekt
poprawek. Znów był idealny. - A możemy już skończyć ten temat?
A tak w ogóle, to ty jesteś niemożliwa. Zamiast denerwować się
swoim występem, który jest za chwilę, martwisz się o moje noty. -
Szybka zmiana tematu. Podziałało.
-
A właśnie, że się denerwuję. Tylko w przeciwieństwie do ciebie
ja tego nie okazuję. - Odpyskowała koledze wokaliście i odsunęła
się, kiedy wstał z fotela. - To co? Odprowadzisz mnie na scenę czy
mam iść sama w tym napięciu? - Zawachlowała sobie dłonią przy
twarzy jakby miała zaraz zemdleć. Potem jednak zaśmiała się, a
razem z nią Adam. Ruszyli w stronę wyjścia z tego wielkiego
pomieszczenia. Iraheta pierwsza, Lambert za nią. Wiedział, że
dziewczyna się nie stresuje. To nie był jej pierwszy konkurs. Miała
ich tyle na swoim koncie, że wyjście na scenę to nie była dla
niej pierwszyzna.
-
A miałam cię jeszcze o coś spytać. - Zaczepiła go, przedzierając
się przez ludzi dopasowujących stroje do występu. Adam zatrzymał
wzrok na tyle jej głowy. Nie mógł widzieć ciekawskiego błysku w
jej oku. - Czy powiedziałeś już Tommy'emu o... No, wiesz? -
Odwróciła się, kiedy stała już przy drzwiach. Adam zajęty
przepuszczaniem przez zatłoczony pokój dwóch ludzi z wieszakami
ubrań nie zrozumiał końcówki pytania. Doszedł do przyjaciółki
i odpowiedział pytaniem na pytanie.
-
Nie powiedziałem Tommy'emu o czym? - Spytał, a dziewczyna z
irytacją przewróciła oczami.
-
O twojej przypadłości z chłopcami. - Stanęła na palcach i
szepnęła mu na jedno ucho, by nikt tego nie usłyszał. To była
jedna z tych tajemnic, o których mogli wiedzieć tylko zaufani
przyjaciele. Adam speszył się, kiedy usłyszał tę część
pytania. Wyszedł na korytarz, próbując się jakoś wytłumaczyć.
-
All, to nie jest takie proste. Mam mu rzucić prosto w twarz: Tommy,
jestem... Wiesz, kim - spojrzał na nią i kontynuował. - Sorry, że
ci nie powiedziałem wcześniej, ale jakoś tak wyszło? A on rzuci
mi się w ramiona i będziemy żyć długo i szczęśliwie.
-
Aha? Dokładnie tak!
-
All, właśnie, że nie. Ja muszę to przemyśleć. Jak... mu o tym
wszystkim powiedzieć delikatnie. Wyjaśnić, mieć coś na swoją
obronę. W sumie dużo już o tym myślałem, ale... No, nie było
okazji. - Rozłożył ręce, patrząc w podłogę.
Allison
patrzyła przed siebie. Tłum rozrzedzał się, więc mogli swobodnie
przejść. Patrzyła w dal, rozglądała się za Krisem, który
gdzieś tutaj rozmawiał z Katy, swoją narzeczoną. Tak bardzo
chciała go ujrzeć, a jednocześnie tak bardzo nienawidziła, kiedy
musiała przed nim udawać, być miłą dla jego narzeczonej. Oboje z
Adamem podjęli decyzję, że nie będą im przeszkadzać, więc
tylko się przywitali i poszli do garderoby, wykręcając się
najlepszą wymówką w idolowym światku – poprawieniem make-upu.
Jeśli chcesz uciekać, każda wymówka jest dobra. Jeśli nie
chcesz powiedzieć o jedno słowo za dużo, lepiej unikać rozmowy.
Musiała kierować się tymi dwoma wskazówkami. Tak bardzo nie
chciała rozbić związku Krisa i Katy. Tym bardziej, że Katy już
na pierwszy rzut oka wydawała się miła i sympatyczna.
Kobieta-ideał. Nie to co ja. Pyskata osiemnastolatka, której
talent jest niewystarczający, by wygrać głupi konkurs.
Pocieszała się i ganiła, idąc w stronę White Roomu, a
jednocześnie dumała nad sytuacją Adama, która dla niej była
bardzo prosta do rozwiązania. Wystarczy tylko znaleźć okazję.
Znaleźć się z nim sam na sam i mu powiedzieć. To takie trudne?
Myślę, że... Nie. Wodząc wzrokiem po tłumie ujrzała młodego
chłopaka. Ze skrzyżowanymi w łydkach nogami opierał się o
ścianę. Tommy? Mężczyzna z włosami koloru blond był
ubrany w biały t-shirt z logiem zespołu Metallica i czarne rurki.
Ze szczerym uśmiechem wpatrywał się w idącą w jego stronę parę.
All złapała Adama za ramię i także się uśmiechnęła.
-
Adam? - Zaczepiła go znowu, lecz on zareagował tylko zdawkowym
„Hmm?”. - Teraz masz okazję. Popatrz. - Uniosła rękę i palcem
wskazała chłopaka.
Adam
podniósł głowę. Zobaczył go. W jednej chwili zmieniło się
wszystko. Zobaczył tajemnicę w pięknych dużych brązowych oczach,
które teraz emanowały szczęściem. Pociągające, malinowe usta
wygięte w radosnym uśmiechu ukazywały śnieżnobiałe zęby. Te,
jak sobie wyobrażał Adam, miękkie usta zdawały się mówić:
jestem tu i nie zniknę zanim mnie dotkniesz. Chociaż tak naprawdę
milczały jak grób, czekając na ruch bruneta. Tego widoku brakowało
mu już od jakiegoś czasu. Widząc go jak jak teraz mógł sobie
wyobrażać jego i siebie w różnych sytuacjach, wykonywających
różne gesty, mówiących różne słowa. Dzieliły ich niecałe dwa
metry. Ta granica nie przeszkodziła im, by wpaść sobie w ramiona i
tulić wzajemnie ciesząc się ze spotkania.
-
Tęskniłem za tobą. - Wyszeptał Tommy na ucho Adamowi, którego
przeszedł dreszcz. Ten sam, co zawsze w towarzystwie blondyna. Choć
oboje tego nie zauważyli, ich ciała czekały bardzo długo na taką
bliskość. Wzajemne poczucie bezpieczeństwa, ulgi i błogości
działały na nich uspokajająco i pozbawiały jakiegokolwiek stresu.
Oboje to czuli. Dla nich ta chwila mogłaby trwać o wiele dłużej.
Oczywiście, gdyby nie All, która stała obok i odliczała sekundy
do swego występu.
-
Nie przeszkadzajcie sobie. Ja was praktycznie nie widzę. - Rzekła
zdenerwowanym głosem, a chłopcy momentalnie oderwali się od
siebie. Na ich twarze wstąpił obfity rumieniec.
-
Och, cześć Allison. - Rzekł Tommy i obejrzał się za siebie,
próbując zakryć ślady zawstydzenia. - Kiedy masz występ? -
Spytał o byle co. Po prostu żeby zagaić rozmowę. Tym pytaniem
trafił w dziesiątkę.
-
Za trzy minuty, więc będziecie mieli czas, by sobie pogadać. Jak
dopisze wam szczęście, to może Kris was nie dopadnie.
-
All. Trzy minuty? Powinnaś już czekać przy wyjściu! - Zaniepokoił
się Adam i złapał ją za ramiona. Ta zrzuciła z siebie jego ręce
i wykonała taki sam gest w jego stronę. Tommy przypatrywał się
tej scenie z zainteresowaniem.
-
A ty masz mniej więcej godzinę. Wiesz, co masz zrobić. -
Popatrzyła mu prosto w oczy i ścisnęła mocniej za ramiona. -
Wykorzystaj tę okazję, bo jeśli nie, to skopię ci tyłek. - Teraz
zwróciła się do Tommy'ego. - A teraz wy dajcie mi kopniaki. Na
szczęście. Tommy, ty pierwszy. - Rozkazała i wypięła na niego
tyłek. Ten wykonał polecenie. Zadał jej cios kolanem zdecydowanie,
ale subtelnie. Za chwilę Adam zrobił to samo. Zdążył jeszcze
pocałować przyjaciółkę w policzek i życzyć powodzenia nim
pobiegła w stronę sceny. Potem Lambert popatrzył na blondyna i
znów się rozpromienił. Oblicze Tommy'ego Joe także nabrało
kolorów.
-
Cieszę się, że tu jesteś.
-
Korzystaj, póki możesz. Zapłaciłem za bilet 65 dolarów. -
Wyliczył skrupulatnie.
-
Więc chodź. - Złapał go za rękę i poprowadził slalomem przez
korytarz pełen ludzi. - Dużo nam go nie pozostało.
Adam
próbował przedostać się przez tłum jak najszybciej. Siły
dodawało mu to, że ciągle zamykał w swojej dłoni dłoń
Tommy'ego, który posłusznie brnął razem z nim przez korytarze. W
końcu tłum zmalał, a kilka minut później znaleźli się sami w
białym korytarzu. Adam przystanął na moment, szukając
odpowiedniego miejsca do rozmowy. Tommy stanął obok mężczyzny.
Zaczął się w niego wpatrywać z niczym niezmąconym spokojem.
-
Czemu trzymasz mnie za rękę jak małe dziecko? - Spytał, a Adam
popatrzył na niego, a potem na ich ręce. Dłonie zwarte były w
lekkim uścisku. Następnie wzrok piosenkarza wrócił do obserwacji
twarzy Ratliffa.
-
W tłumie mogłeś się zgubić. - Odparł tak samo spokojnie Adam.
Nie mógł wymyślić nic lepszego. Co? Miałem mu powiedzieć, że
lubię trzymać go za rękę? Nie! Domyśliłby się. Zresztą,
dziwię się, że jeszcze się nie domyślił. Przecież ciągle w
jego towarzystwie robię coś głupiego. I pewnie zaraz też zrobię.
Mrugnął, kiedy jego przyjaciel odpowiedział.
-
W tej chwili nie jesteśmy w tłumie. - Odparł Ratliff.
-
Masz rację. - Podniósł dłoń, którą trzymał. Dotknął ją
drugą ręką. Jest taka gładka. No i proszę. Już to robię!
Kretyn. Zaczął ją oglądać. - Powiedz mi, podobał ci się
mój występ? - Ciągle patrzył na dłoń. Nie mógł się
powstrzymać. Zaczął gładzić jej wierzchnią stronę. Ta
pieszczota bardzo zszokowała Tommy'ego.
-
Ja... To znaczy... Nawet nie wiesz, jak bardzo? - Nie wiedział, co
powiedzieć. Był tak skoncentrowany na tym, co robił Adam, że
odbierało mu mowę. Patrzył na gest z niedowierzaniem.
-
Jak... Bardzo? - Mruknął Lambert tym razem oglądając palce
Ratliffa. Były długie szczupłe i delikatne. Oczywiście z
paznokciami pomalowanymi na czarno.
-
No... Byłeś niesamowity i... Ten... Twój głos. Hipnotyzował. -
Tak samo jak teraz. Dopowiedział w myślach. Hipnotyzujesz
całym sobą. Tommy Joe zaczynał się robić nieswój. Działo się
tak głównie dlatego, że niecodzienne gesty Adama zaczynały mu się
podobać. Gładzenie palców, rysowanie dziwnych konturów na środku
dłoni, pocieranie opuszków – blondyn zaczynał się denerwować.
Denerwować z podniecenia, z ekscytacji i z ciekawości, co będzie
dalej. Twarz Adama była dziwnie spokojna, zamyślona, a przez to
nieobecna. Jakby nie myślał nad tym co robi. Jakby jego ręce same
wybrały, co chcą teraz zrobić. Tylko pochwały występu wywołały
ten sam zwyczajny lekki uśmiech.
-
Obiecaj mi, że za tydzień też przyjedziesz. - Zacisnął palce na
końcu małego palca, co wywołało nie tyle ból, co lekkie
mrowienie.
-
Przyjdę. W każdym razie postaram się... Cholera, możesz mi
powiedzieć, co ty właściwie robisz?! - Zirytował się w końcu.
Musiał to w końcu przerwać. Co to ma znaczyć? Pomyślał,
co by to znaczyło, gdyby taka sama sytuacja zaistniała między
przypadkowym chłopakiem i dziewczyną. Gdyby nie był ateistą,
zapewne przeżegnałby się teraz, by odpędzić od siebie te chore
myśli.
-
Hmm... Przepraszam, ale twoje palce są zadziwiająco długie. To
chyba cecha gitarzystów, prawda? - Jego ciekawski, zaczepny głos
zdementował wszystkie podejrzenia muzyka. To prawda, on
rzeczywiście jest niemożliwy!
-
Zadziwiają cię moje palce? - Zdziwił się Tommy, kiedy Adam puścił
jego dłoń. Teraz sam zaczął ją oglądać – jego zdaniem była
zwyczajna.
-
Nie wiem, jak ty to robisz. - Rzekł, a pytający wzrok przyjaciela
pozwolił mu kontynuować. - Mimo, że pracujesz, szarpiąc struny, a
przecież nie zawsze używasz kostek, to twoje palce są delikatne.
Seksownie delikatne. - Stwierdził. Jego głos przepełniony był
szczerością. Nim do Tommy'ego dotarło to, co powiedział, Adam
pociągnął go za sobą. Ich ręce znów się splotły.
-
Ale tak w ogóle to do czego zmierzasz? - To pytanie Adam uznał za
retoryczne. Nie było sensu w zagłębianiu się w znaczenie jego
gestów. Na każdy znalazłby tę samą odpowiedź: brak opamiętania
wynikający z pragnienia, pożądania, miłości.
Adam
cieszył się, że Tommy się nie wyrywa. Trzymanie dłoni blondyna w
swojej dłoni było jak spełnienie tysięcznej części największego
marzenia. Chciał znaleźć ustronne miejsce. Trzymał się polecenia
All: musiał wykorzystać tę szansę. Musiał mu w końcu
powiedzieć. Byle tylko niczego nie spieprzyć. Miał właśnie
skręcić w następny korytarz jednak wychylając głowę w porę
zauważył Krisa idącego samotnie w ich stronę. Pogwizdywał
wesoło. Nie może nas zobaczyć! Oczy Adama przepełniły się
paniką. TJ zdziwiony nagłym postojem niemo zapytał, co się stało.
-
Cholera. Zaklął cicho. - Musimy się schować. Szybko. - Ponaglił
Tommy'ego.
Puścili
się biegiem do pierwszych drzwi, które ujrzeli. Wąskie białe
wrota za napisem „Magazyn” zaskrzypiały przeciągle, kiedy Adam
je otwierał. Modlił się, żeby Kris ich nie usłyszał. Wszedł
szybko do środka ciemnego pokoju i złapał za koszulkę osłupiałego
przyjaciela. Wciągnął go do środka i szybko zamknął drzwi.
-
Adam...
-
Cii... - Uciszył go przykładając mu palec do ust. Tak, były
miękkie. Całą swoją mocą powstrzymywał się, by ich nie
pogładzić, nie obrysować palcami ich konturu, wreszcie nie wpić
się w nie swoimi łapczywymi wargami. Było to bardzo trudne, kiedy
dzieliły ich centymetry.
Oddychali
miarowo prosto w swoje twarze. Oddech Adama pachniał miętą –
wyrzucił gumę, kiedy wchodził na scenę. Tommy nęcił zapachem
czekolady – w drodze do studia zjadł swój ulubiony baton musli z
truskawkami oblany czekoladową polewą. Zastanawiała go etykieta,
którą zobaczył przed wyjściem. Magazyn. To wielkie
pomieszczenie na graty czy mała komórka na miotły? Czy jeśli się
poruszę, przewrócę mopa czy wejdę w wiadro? Wolał zostać w
tej pozycji. By zachować równowagę oparł ręce o drzwi po dwóch
stronach głowy Adama. Lambert przywarł do drzwi, które przed
chwilą w pośpiechu zamknął. Nie śmiał się poruszyć. Nawet
tego nie chciał. Jego przyjaciel posunął się o gest, który mógł
mieć przeróżne rozwinięcia. Jeśliby mnie teraz pocałował,
byłbym w siódmym niebie. Zwłaszcza że tu jest tak... tajemniczo i
romantycznie. Romantycznie w magazynie? A tak, bo jest ciemno. Stary,
wiesz, że on nie zdobędzie się na to. Nie może być tak pięknie.
Podczas gdy Adam tworzył wewnętrzny monolog, TJ ciągle
obstawiał, co może się tu znajdować, jednak wpatrywanie się w
Adama dekoncentrowało go. Nie było tu światła, w słabej
poświacie blasku wpadającego przez szczeliny między drzwiami a
futryną widział tylko ciemne oczy patrzącego na niego. Jakby na
coś czekały. Na jakiś gest. Jego gest. I jeszcze ten palec na
ustach. Zaraz ci go odgryzę!
-
Zabierz ten palec, do cholery! - Powiedział głośnym szeptem muzyk,
a Adam zabrał rękę.
-
Cicho, bo usłyszy! - Odpowiedział tym samym tonem Adam.
-
Nie uciszaj mnie, bo... - Chciał zagrozić mu kopniakiem, ale Adam
wykonał zwinny ruch i znalazł się za plecami przyjaciela.
Błyskawicznie zamknął mu usta dłonią, a drugą objął brzuch i
złapał za nadgarstek lewej ręki Ratliffa, by uniemożliwić mu
jakikolwiek ruch.
W
tej samej chwili usłyszeli gwizdanie przechodzącego obok drzwi
współlokatora Adama. W tej samej chwili Tommy przylgnął do ciała
Lamberta, s serca obydwu zaczęły bić szybciej. W tej samej chwili
w głowie gitarzysty zaczęły tworzyć się pytania: dlaczego
uciekali przed przyjacielem Adama? Dlaczego Adam zachowuje się dziś
tak dziwnie I dlaczego pobyt w magazynie przyprawia go o tak silne
emocje. Miał nadzieję, że Adam znał odpowiedzi na wszystkie te
pytania. Pozostawało mu tylko modlić się o to, by mu ich udzielił.
Witam mogę tylko prosić jeszcze jeszcze jeszcze . Bardzo mi się podoba Twoje opowiadanie , jest tak bardzo romantyczne , ale moim zdaniem to dobrze , nie jest przepełnione chorą miłością. Jest przepełnione miłością.
OdpowiedzUsuńA więcz tak.
OdpowiedzUsuńPo pierwsze. Jesteś egoistką, ponieważ kończysz rozdział w TAKIM momencie.
Po drugie zaskakujesz mnie - pozytywnie oczywiście ;)
Po trzecie. Chciałam przeprosić za to, że nie skomentowałam Twojego poprzedniego rozdziału, a zdarzyło się tak, ponieważ dopiero dzisiaj weszłam na twojego bloga i zorientowałam się, że dodałaś kolejne rozdziały tej ujmującej serce opowieści.
I chciałabym Ci również podziękować za e-mail. Cieszę się, że potrafiłam swoją postawą sprawić, aby Twoja wiara w pisanie powróciła. Jest mi niezmiernie miło, że mogę czytać Twoją historię o Adamie i Tommym.
Kolejna rzecz: skrót imienia Tommiego chyba jest oryginalny, bo nigdy wcześniej nie spotkałam się z takim skrótem. Kurcze z punktu widzenia humanisty mój komentarz jest idiotyczny i nie poprawny, bo dwa razy powtórzyłam te same słowo w jednym zdaniu. Moja nauczycielka polskiego już by mnie upomniała. Never mind.
Z niecierpliwością czekam na następny rozdział i pamiętaj. Zawsze znajdą się ludzie, którzy będą w Ciebie wierzyć, nawet wtedy gdy będzie źle.
Jestem z Tobą i życzę weny i żeby Cię tak nie opuściła jak mnie xD
Trzymaj się ! xoxo ♥
Naprawdę nie mam talentu do pisania komentarzy, ale czekam na następny rozdział ;)
OdpowiedzUsuń