Ostatnio
natknęłam się na bardzo piękny filmik Adommy.
http://www.youtube.com/watch?v=q4vtcrv592k
Ta piosenka, którą oryginalnie wykonuje Nelly, jest wręcz
stworzona do mojego wyobrażenia Adommy... :) Jeśli któryś
czytelnik kliknie, proszę wsłuchać się w tekst – jest prosty,
ale prawdziwy. Proszę, nie zapominajcie o komentarzach. Są dla mnie naprawdę ważne, możecie się czepiać i wytykać mi błędy, ale i chwalić - bardzo mi się to przydaje w pisaniu, tym bardziej, że teraz modernizuję mój pomysł na to opowiadanie. Chcę, żeby był idealny, więc go ulepszam. Mam nadzieję, że dobrze będzie wam się czytało, a ja przekażę w treści każdą emocję bohaterów.
A
teraz zapraszam na Problem.
Problem
Adam
wjechał do miasta. Choć podróż zajęła mu dobre pięć godzin,
nie chciał jeszcze wracać do domu. Było jeszcze jasno, a pogoda
zachęcała do spaceru. Wpadł na pomysł, żeby odwiedzić swój
ulubiony mały park w centrum miasta, gdzie w podstawówce chodził
na plac zabaw. Zaparkował samochód i wyszedł na kolorową ulicę.
Zamknął auto i skierował się na ścieżką prowadzącą w głąb
zielonego skweru.
Dwudziestosześciolatek
szedł przez zielony park, ciągle wracając myślami do przestronnego pokoju w dużym budynku w San Francisco. Wiedział, że musi dać z
siebie wszystko, bo druga taka szansa może się już nigdy nie
powtórzyć. Zbyt duża ilość adrenaliny pomieszana ze świeżym
powietrzem parku sprawiła, że poczuł się zmęczony. Bez
zastanowienia usiadł na ławce, by wszystko jeszcze raz przemyśleć.
Kiedy rozejrzał się wokół siebie, spostrzegł siedzącą obok
niego drobną postać.
Czy
moje życie ciągle musi się pieprzyć? Dlaczego nie mogę żyć
normalnie jak chociażby ten facet, który z uśmiechem usiadł obok
mnie na ławce i nie przejmuje się, co będzie jutro? Blondwłosy
mężczyzna siedział na ławce podpierając łokcie o kolana. Był
pochylony do przodu, przez co długie kosmyki włosów zasłaniały
jego zmęczoną, zatroskaną twarz. Obok niego spoczywał futerał na
gitarę, był oparty o ławkę.
Adam
przyjrzał się bardziej nieznajomemu. Zaintrygowała go postać
chłopaka, ale i zasmuciła – zasłaniał bowiem twarz rękami
jakby płakał. Lambert nie lubił, kiedy ktoś się smucił, zawsze
pomagał osobom w potrzebie, więc i tym razem nie mogło być
inaczej. Muszę mu pomóc. Chociaż spróbuję...
-
Hej, halo? - Adam oparł rękę na ramieniu nieznajomego, co wywołało
gwałtowne odsunięcie się. Kiedy mężczyzna uniósł głowę, jego
twarz się odsłoniła. Było na niej widać rozmazany makijaż oraz
ślady łez. Brązowe oczy spojrzały na niego z zaskoczeniem, ale i
z zaciekawieniem.
-
Spokojnie, chciałem się przywitać. Jestem Adam. - Powiedział z
optymizmem, po czym wyciągnął rękę.
Chłopak
wahał się, czy podać swoją. Kiedy tak spoglądał na gest,
zauważył pomalowane na czarno paznokcie nieznajomego. Czarne...
Więc co mi szkodzi, i tak gorzej już być nie może...
- Jestem... Tommy... Tommy Joe. - Nieśmiało wyciągnął swoją dłoń i spojrzał brunetowi w oczy. Były niebieskie jak głębia oceanu, a błyszczały się jak gwiazdy w bezchmurną noc.
-
Tommy. Przepraszam, że przeszkadzam, ale chyba potrzebujesz
chusteczki. - Uśmiechnął się i wyjął paczkę higienicznych ze
swej skórzanej kurtki. - Dlaczego się smucisz w tak piękny dzień?
- Zapytał podając opakowanie chłopakowi.
-
Bo... Dlaczego się tym interesujesz? - Spytał podejrzliwie Tommy
ocierając łzy.
-
Bo nie lubię, kiedy ludzie się smucą. Odbierają energię słońcu.
Widzisz? - Wskazał na niebo. - Im więcej smutasów tym mniej
słońca, które się do nas uśmiecha każdego dnia. Powiesz mi,
dlaczego zabierasz energię słońcu? Może rozwiążemy twój
problem, a wtedy ono znów pojawi się na niebie?
Tommy'ego
rozbawił ten krótki monolog. Teoria o zatroskanych ludziach
odbierających energię słońcu bardzo mu się spodobała, przez co
na jego oblicze wstąpił lekki uśmiech. Kiedy jednak znów pomyślał
o swoich kłopotach, uśmiech jak szybko się pojawił, tak szybko
zniknął.
-
Słońce nie ma problemów jak zwykli ludzie. - Spojrzał w niebo, a
potem na Adama. - Albo świeci, albo nie. Ma tylko dwa wybory, a my
mamy ich albo zbyt dużo albo tylko jeden. Tylko jedną opcję.
Adam
słuchał uważnie. Jego mina była teraz poważna, a oczy wpatrzone
w brązowe tęczówki blondyna. Mimo, że chłopak mówił o swoim
problemie, tak naprawdę nic jeszcze nie powiedział. Lambert czekał
więc, aż chłopak przejdzie do sedna sprawy.
-
Widzisz ten pokrowiec? W środku jest gitara. Jest zepsuta, połamana,
roztrzaskana. W jeden dzień zostałem pozbawiony dachu nad głową,
pracy, a nawet marzeń. Dachu nad głową, bo moja dziewczyna
wyrzuciła mnie z mojego własnego mieszkania, pracy – bo
roztrzaskała moją gitarę, którą zarabiam pracując jako muzyk w podrzędnym zespole, który płaci mi grosze. - Tommy zwiesił głowę,
zaczął wpatrywać się w chodnik.
-
Marzeń? - Adam próbował dowiedzieć się wszystkiego. Jeśli teraz
nie wydobędzie z Tommy'ego całej prawdy, być może nie dowie się
już nic więcej.
Tommy
Joe nie podniósł wzroku, lecz Adam go do tego zmusił unosząc jego
podbródek. Z oczu blondyna znów zaczęły spływać łzy. Adam nie
mógł wydusić z siebie słowa widząc tak beznadziejny widok.
Wyciągnął więc jedną ręką jeszcze jedną chusteczkę z prawie
pustej już paczki i przyłożył do policzka chłopaka. Kiedy ten
poczuł dotyk palców Lamberta, natychmiast wziął miękką warstwę
i zaczął wydmuchiwać nos.
-
Marzeń? Moim jedynym marzeniem jest muzyka. Nie mogę tworzyć
muzyki bez dźwięków, nie umiem wydobyć dźwięków z zepsutej
gitary, Adam! Jestem skończony! - Muzyk zaniósł się szlochem, a
pusty park wypełniło głuche echo. Adam nie wiedział, co ma
zrobić. Nigdy bowiem nie znalazł się
w tak trudnej sytuacji. Spróbował jednak jakoś zaradzić powstałej katastrofie.
w tak trudnej sytuacji. Spróbował jednak jakoś zaradzić powstałej katastrofie.
-
Hej, Tommy... Tommy Joe! - Powiedział ostrzej Adam. W jego głowie
zaczął się tlić pomysł wyjścia z kłopotów. - Nie rycz mi tu i
słuchaj. Musisz zachowywać się jak prawdziwy facet. Nie tylko
teraz, ale zawsze, rozumiesz? Jak chcesz zachować szacunek skoro
dajesz sobą pomiatać jakiejś babie? I
w ogóle to jakim prawem i dlaczego wyrzuciła cię z twojego mieszkania?
w ogóle to jakim prawem i dlaczego wyrzuciła cię z twojego mieszkania?
Tommy
przestał płakać. Spojrzał z zaciekawieniem na Lamberta, po czym
zmarszczył brwi.
-
Bo jak grałem w takim jednym barze, to jakaś podekscytowana fanka
się na mnie rzuciła i zaczęła mnie całować. A ona to widziała.
W domu zaczęła się ze mną kłócić i w końcu wylądowałem za
drzwiami. Hej, przecież to nie moja wina, że mnie ta dziewczyna
zaczęła całować, nie? Co? Miałem ją odepchnąć na oczach
wszystkich gości? - Tommy wstał z ławki i zaczął chodzić od
jednej strony do drugiej i z powrotem. - Jeszcze by się jej jakaś
krzywda zrobiła, mogłaby się w głowę uderzyć, albo nogę
złamać! Zwłaszcza, że była lekko podpita... - Tommy spojrzał na
rozmówcę i zarumienił się. Widząc jego szeroki uśmiech,
zawstydził się jeszcze bardziej. - Z czego się tak cieszysz?
-
Widzę, że odzyskałeś swoją męskość i odwagę. Chyba już
wiesz, co teraz zrobić? Masz klucze od mieszkania. Tak?
-
Zawsze noszę zapasową parę w torebce na kostki do gry. A kostki
mam w pokrowcu. - Wyszczerzył się Tommy. - Wyrzucę ją z
mieszkania. I tak była ze mną tylko dla kasy, której zresztą nie
mam. A za gitarę zapłaci.
Lambert
zaczął klaskać. Roześmiał się, po czym odchylił głowę do
tyłu. Z Twarzy Tommy'ego znów spłynął uśmiech.
-
Adam? Ale... Co z gitarą? Na to już nie mam pomysłu...
-
Pokaż mi ją. I... Która jest godzina? - Adam położył pokrowiec
na ławce, po czym go otworzył. Gryf był pęknięty na dwie części.
-
18:14. - Tommy sprawdził godzinę i włożył telefon do tylnej
kieszeni. Odwrócił się, by nie widzieć swej ukochanej gitary.
-
Akustyczna... - Mruknął, po czym głośno powiedział. - No to
problem rozwiązany.
-
Co? Ale jak? Przecież ona jest zepsuta na amen!
-
Weź klucze i wszystko, co masz w futerale. Zostaw tylko gitarę.
-
Ale dlaczego? Co chcesz zrobić? - Tommy zaczął wykładać swoje
rzeczy, po czym te najmniejsze powpychał do kieszeni.
-
Jutro spotkamy się w tym samym miejscu o godzinie 15:00, pasuje? -
Adam zobaczył, jak blondyn kiwa głową. - Pożyczę od ciebie
futerał, będzie mi potrzebny. - Widząc niepewność w oczach
blondwłosego mężczyzny, uśmiechnął się. - Tommy, zaufaj mi.
-
Mam zaufać gościowi, którego przed chwilą poznałem w parku?
-
Gościowi, który cię pocieszył, który pożyczył ci chusteczki,
rozwiązał problem z dziewczyną, a teraz chce rozwiązać
pozostałe.
-
Hmm... Okey, to dość przekonywujące... - Tommy pomyślał przed
chwilę. - Ale co chcesz zrobić?
-
Ty idź wyrzucić z mieszkania zazdrosną wiedźmę, a ja spróbuję
rzucić zaklęcie na twój instrument, żeby zaczął sam grać. -
Powiedział z uśmiechem, po czym odszedł ścieżką w stronę
zachodzącego słońca.
Tommy
stał otępiały na drodze, nie wiedząc, co jeszcze przydarzy mu się
tego dnia. Nagle zobaczył, jak Adam się odwraca i zaczyna iść
tyłem.
-
Hej, Tommy Joe! - Adam krzyknął głośno.
-
Co? - Odkrzyknął muzyk ciągle w szoku.
-
Umiesz nastrajać gitary?
-
Tak, bo co? - Znów krzyknął, co wywołało wzbicie się do lotu
kilku ptaków.
-
Nastrój swoją dziewczynę tak, by nie pieprzyła ci więcej życia!
- Adam krzyknął z uśmiechem na twarzy, po czym, ciągle idąc
tyłem, czekał na reakcję muzyka.
Co
za świr?! Tommy Joe pokazał mu środkowy palec, po czym roześmiał
się szczerze. Jednak ten dzień nie był dla niego najgorszym w
życiu. Mógł przyznać, że był nawet dobry. Pełen kłębiących
się w jego umyśle sprzecznych myśli i emocji w sercu, ruszył w
przeciwną stronę ścieżki, którą wcześniej odszedł Adam. Na
jego twarzy zagościł uśmiech, a promienie słońca znów
przebiły się przez warstwę szarych obłoków.