piątek, 7 czerwca 2013

Rozdział 1 - Plakat

Siemka! Oto mój pierwszy, pierwszy rozdział (jak w książce, haha), a już odpowiadam na komentarz. Serio, nie sądziłam, że już dzisiaj dodam posta, wstępnie miało to być za tydzień, ale już się nie mogłam doczekać.
Till: Myślę, że odcinki będę dodawać co piątek lub co sobotę. Piszę to w zeszycie, więc muszę przepisywać na komputer, co nie zawsze mi się chce :/
Proszę o komentarze, jak wcześniej pisałam, informuję o nowych postach na moim twitterowym profilu: https://twitter.com/AnnaGlambert1 Zapraszam!
PS: nawet jeśli nie jesteście na bieżąco, odkryliście ten blog kilka tygodni czy miesięcy po publikacji, proszę, zostawcie po sobie jakiś ślad. Życie tego opowiadania nie kończy się po opublikowaniu epilogu, a ja cały czas obserwuję, czy ktoś nowy mnie tu odwiedza. Zapraszam

Plakat

Był ciepły, przyjemny wieczór. Mimo, że było już prawie ciemno, tłum na głównej ulicy San Diego nie ustawał. Wśród idących chodnikiem ludzi podążał młody, 26-letni mężczyzna. Czarnowłosy młodzieniec wracał właśnie z próby teatralnej, na której wraz innymi aktorami dokonywał ostatnich przygotowań, by podczas premierowego przedstawienia wszystko wypadło idealnie. Grał Linusa - jedną z głównych ról. Mimo, że dla każdego innego aktora byłoby to spełnienie marzeń, dla tego chłopaka było to tylko kolejnym wyzwaniem. Nagrodą - własna satysfakcja. Prawda była taka, że ciągle szukał. Nagle poczuł w swojej kieszeni wibracje, przestrzeń wokół niego wypełnił dźwięk dzwonka. Kiedy wyjął małe urządzenie, na wyświetlaczu pojawił się napis "Mama dzwoni".

- Słucham, mamo? - Odezwał się ciepłym głosem.

- Skończyłeś już? Może przyjadę po ciebie? - Usłyszał zatroskany głos.

- Nie, nie. Poradzę sobie, nie fatyguj się. Odpowiedział spokojnym, radosnym głosem.

- Adam, wiesz, że się o ciebie martwię, kiedy wracasz po ciemku? Kiedyś wprowadzisz mnie do grobu swoim zachowaniem! - Rzekła. Tym razem ton kobiety zmienił się z zatroskanego na bardzo zaniepokojony.

- Mamo, niestety wrócę dziś trochę później. Nie martw się o mnie, jestem pełnoletni i nie musisz mnie ciągle tak kontrolować...

- Ale jesteś moim dzieckiem i to wystarczy, żebym się o ciebie martwiła.

- Mamo, muszę już kończyć. Będę około jedenastej. Pa. - Rozłączył się, jednocześnie radosny uśmiech spłynął mu z twarzy.

Nienawidził, kiedy jego matka stawała się nadopiekuńcza w stosunku do niego. Kiedy przechodził obok dużego słupa z ogłoszeniami, coś go zaintrygowało. Wrócił przed słup i ujrzał nieduży plakat 
w kolorze niebieskim.

- „American Idol”. Daj sobie szansę. Być może to ty zostaniesz światową legendą. Przyjdź na nasze przesłuchania w dniach... - Adam nie czytał dalej. Z błyskiem w oczach zerwał afisz i szybko schował do plecaka. Kiedy spojrzał na zegarek, była już godzina 19:17. 0 Cholera, jestem spóźniony! - Pomyślał i zaczął biec. Na szczęście miejsce, do którego zmierzał, było tuż za rogiem.

- Spóźniłeś się! Wiesz, jak nie lubię, kiedy się spóźniasz? - Monte był mocno zdenerwowany. Siedział przy oknie, oparty łokciami o biały blat, jednocześnie trzymając swoją głowę w dłoniach.

- Ale robię to bardzo rzadko. Przepraszam. Mama do mnie dzwoniła, przedtem próba się przedłużyła i... Nie ważne. Muszę ci o czymś powiedzieć! - Rzekł z entuzjazmem Adam.

- No... Po to mnie tu ściągnąłeś, nie?

- No, ale to druga rzecz. Muszę... - Zaczął grzebać w torbie. Sądził, że jego stary przyjaciel jak zwykle dobrze mu doradzi. - Patrz. - Rozłożył na stole mały plakat. - Przed chwilą to zobaczyłem na słupie ogłoszeniowym. Myślisz, że się nadam? Zaśpiewam „Bohemian Rhapsody”... Muszą mnie przyjąć! Co o tym myślisz? No, powiedz coś! - Słowotok Adama był tak szybki, że Monte ledwo wyłapywał wszystkie słowa. Kiedy Lambert skończył, Pittman spojrzał na niego ze skupieniem w oczach.

- Myślę, że... To dobry pomysł, jesteś utalentowany, co udowodniłeś mi już dawno temu. Masz świetny głos, nie jesteś brzydki... Ogólnie nie masz jako takich wad, co jest ogólną cechą wszystkich idoli nastolatek. - Pittman spojrzał w przeciwległą ścianę, która wydawała się być dla niego czymś ciekawym, Adam wpatrywał się w niego z przesadnym uśmiechem. Był tak podekscytowany castingiem, że robił w myślach milion planów na temat: co zaśpiewać i w jaki sposób to zinterpretować. Jego przyjaciel jednak nie skończył. - Jeśli chciałbyś być takim człowiekiem, który nie ma w ogóle życia prywatnego i ma zajęty cały swój wolny czas na koncerty, wywiady, oficjalne imprezy, sesje – to bardzo ci współczuję. Ale rób, co chcesz. Jesteś wolnym człowiekiem. A ta druga sprawa? - Spytał lekko znudzony. Mimo że miał dopiero 38 lat, był już bardzo przytłoczony sławą, z jaką przystało mu żyć już blisko 12 lat. Był muzykiem – gitarzystą, który stał się sławny tylko dzięki temu, że kiedyś przez ogromną pomyłkę współpracował z Madonną. Na szczęście Adam tego nie wiedział – między innymi dlatego, że Monte obiecał sobie, że już nigdy nie wspomni, ba, nawet nie pomyśli o tej wiedźmie.

- Wiesz, dużo myślałem na temat naszego zespołu i doszedłem do wniosku, że raczej nie będę już z wami występował. - Kiedy zobaczył zawiedzioną minę Pittmana, uśmiech zniknął także z jego twarzy. - No, nie gniewaj się na mnie. Po prostu zrozumiałem, że ten team i ta muzyka do mnie nie pasują. Lubię rock, ale... Po prostu sądzę, że ten rodzaj mnie nie kręci, nie chcę zarywać też prób. Ale bardzo ci dziękuję, że mnie w to wdrożyłeś, pokazałeś, jak to jest koncertować. To dla mnie bardzo dużo znaczy.

- Okej, nie nalegam. Nie musisz się tłumaczyć. Znajdę kogoś innego. - Mężczyzna spojrzał na Adama. - Ten nie miał dobrej miny. - Adam, naprawdę, poradzę sobie. Przecież to było tylko kilka koncertów...

- Kilka? Wydaliśmy płytę. „Beg for mercy” - pamiętasz? - Spojrzał sceptycznie.

- No dobra! Może kilkadziesiąt. Nie gniewam się.

- Serio? - Upewnił się Adam. Nie chciał mieć wyrzutów sumienia z powodu zawodu, jaki sprawił przyjacielowi.

- Tak, serio. Nie martw się, i tak nie pasowałeś do naszego image'u. Musiałbyś mieć dłuższe włosy! - Rozczochrał czarną czuprynę kolegi, po czym oboje się roześmiali i dopili zamówione wcześniej piwo. Zanim jednak spotkanie dobiegło końca, Pittman poruszył jeszcze jedną kwestię dotyczącą wcześniejszego tematu. - Adam...?

- Tak? - Rzekł Adam poprawiając rozwalone włosy.

- Jeśli się zdecydujesz, jeśli... Przejdziesz o następnego etapu... - Monte powoli gubił się w słowach. Nie wiedział, jak mówić o tak delikatnych sprawach.

- Powiedz wprost, Monte. Jąkasz się. - Zachęcił Adam. Nie lubił, gdy ktoś owijał w bawełnę.

- Och, wiesz, że może zostać odkryte to, że jesteś gejem? - Powiedział głośniej niż zwykle, przez co reszta klientów baru obejrzała się na nich. Niestety słyszeli oni wypowiedź Montego i obrzucili mężczyzn wrogim spojrzeniem.

- To nie jest problem. Jak się dowiedzą, to nic. Wiesz, nie spiesz się tak. Na razie nie byłem jeszcze na castingu. Ale jak przejdę, to będziesz wysyłał smsy? - Spytał, zbierając się. Monte pokiwał głową z uśmiechem. Lambert natomiast zarzucił plecak na jedno ramię i, mówić krótkie „cześć”, wyszedł.

Tego dnia Adam zmierzał jeszcze w jedno miejsce. Dotarł do małego parku przy Owen's Street, gdzie zaparkowany był stary Chevrolet. Brunet uśmiechnął się i wsiadł do auta, które po chwili odjechało, pozostawiając za sobą zasłonę ciemnych drzew.














6 komentarzy:

  1. Yh w końcu komentuję :d
    Ja też pisze w zeszycie i nie chce mi się przepisywać ;-; Wszyscy dodaja w weekendy.. to chyba najlepszy czas na takie rzeczy c:
    Bardzo fanjnie piszesz. Mi sie podoba. Widzę, że Monte już występuje . Teraz brak tylko Tommy'ego... ale to pewnie będzie bardziej skomplikowane :d W kńcu to Adommy.
    Ciekawi mnie czy w następnym odcinku będzie już casting. Było by świetnie. Lubię jak ktoś opisuje rzeczy które działy się naprawdę .
    No to ja nie przedłużam i czekam na następny rodział życzę weny c:

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo mi się podoba . Ja w zeszycie pisze prototypy odcinków potem na kompie je trochę je zmieniam . Znów będę musiała czekać kilka dni na kolejny odcinek . Nie lubię czekać , ale lubię Adommy . Dzięki za linka .

    OdpowiedzUsuń
  3. No to przyszłam i komentuję :)
    Opowiadanie dobrze się rozpoczyna. Widać, że masz pomysł i całkiem dobrze rozwijasz każdy poruszony wątek.
    W tekście można dostrzec kilka małych błędów, ale naprawdę jest ich bardzo mało, więc całkiem dobrze się to czyta. Z resztą, jak już załapiesz dryg do pisania, to będziesz mogła osiągnąć w tym stopień perfekcji. :)
    Po tytule opowiadania, mam już swoje małe podejrzenia, co do tego, jak Tommy 'pozna' Adama. Ale mogą być one błędne. Jestem ciekawa jak to rozwiniesz.
    Nadopiekuńcza mama bruneta... To było całkiem słodkie ^^
    Okej. To chyba tyle, co mam do powiedzenia.
    A jednak nie tyle, więc usunęłam poprzedni komentarz.
    Dodam jeszcze, że lubię, kiedy autor opisuje drogę Adama z Idola ku sławie, zahaczając o prawdziwe wydarzenia. Czytałam już kilka takich historii, i jestem bardzo ciekawa, jaka tym razem, będzie twoja.
    Na pewno zajrzę tutaj, kiedy pojawi się następny odcinek.
    Pozdrawiam i życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Oj dziewczyny, macie się czym chwalić :) Mi rękopisy nigdy nie szły. Najlepiej pisze mi się przy laptopie z włączona muzyką. Nie narzekajcie na podwójną robotę! Wasze ręczne zapiski będą wkrótce wiele warte :)
    Do autorki: w końcu przybyłam. To dopiero pierwszy rozdział, więc nie jestem jeszcze w stanie wypowiedzieć się na temat fabuły. Mamy jasno określony początek - startuj jak rakieta! Językowo i stylistycznie podoba mi się. Ładne opisy, porównania, dopasowane do klimatu treści.
    Pozdrawiam mocno i trzymam kciuki!

    OdpowiedzUsuń
  5. Omg fajnie to było przeczytać :) Szaleje !!!

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja ją dwno tego nie czytałam 😱 dobrze jest znów wrócić XD Powodzenia i pozdrawiam ❤️🦄

    OdpowiedzUsuń