piątek, 28 czerwca 2013

Rozdział 4 - Problem

Ostatnio natknęłam się na bardzo piękny filmik Adommy. http://www.youtube.com/watch?v=q4vtcrv592k Ta piosenka, którą oryginalnie wykonuje Nelly, jest wręcz stworzona do mojego wyobrażenia Adommy... :) Jeśli któryś czytelnik kliknie, proszę wsłuchać się w tekst – jest prosty, ale prawdziwy. Proszę, nie zapominajcie o komentarzach. Są dla mnie naprawdę ważne, możecie się czepiać i wytykać mi błędy, ale i chwalić - bardzo mi się to przydaje w pisaniu, tym bardziej, że teraz modernizuję mój pomysł na to opowiadanie. Chcę, żeby był idealny, więc go ulepszam. Mam nadzieję, że dobrze będzie wam się czytało, a ja przekażę w treści każdą emocję bohaterów.


A teraz zapraszam na Problem.

Problem

Adam wjechał do miasta. Choć podróż zajęła mu dobre pięć godzin, nie chciał jeszcze wracać do domu. Było jeszcze jasno, a pogoda zachęcała do spaceru. Wpadł na pomysł, żeby odwiedzić swój ulubiony mały park w centrum miasta, gdzie w podstawówce chodził na plac zabaw. Zaparkował samochód i wyszedł na kolorową ulicę. Zamknął auto i skierował się na ścieżką prowadzącą w głąb zielonego skweru.

Dwudziestosześciolatek szedł przez zielony park, ciągle wracając myślami do przestronnego pokoju w dużym budynku w San Francisco. Wiedział, że musi dać z siebie wszystko, bo druga taka szansa może się już nigdy nie powtórzyć. Zbyt duża ilość adrenaliny pomieszana ze świeżym powietrzem parku sprawiła, że poczuł się zmęczony. Bez zastanowienia usiadł na ławce, by wszystko jeszcze raz przemyśleć. Kiedy rozejrzał się wokół siebie, spostrzegł siedzącą obok niego drobną postać.

Czy moje życie ciągle musi się pieprzyć? Dlaczego nie mogę żyć normalnie jak chociażby ten facet, który z uśmiechem usiadł obok mnie na ławce i nie przejmuje się, co będzie jutro? Blondwłosy mężczyzna siedział na ławce podpierając łokcie o kolana. Był pochylony do przodu, przez co długie kosmyki włosów zasłaniały jego zmęczoną, zatroskaną twarz. Obok niego spoczywał futerał na gitarę, był oparty o ławkę.

Adam przyjrzał się bardziej nieznajomemu. Zaintrygowała go postać chłopaka, ale i zasmuciła – zasłaniał bowiem twarz rękami jakby płakał. Lambert nie lubił, kiedy ktoś się smucił, zawsze pomagał osobom w potrzebie, więc i tym razem nie mogło być inaczej. Muszę mu pomóc. Chociaż spróbuję...

- Hej, halo? - Adam oparł rękę na ramieniu nieznajomego, co wywołało gwałtowne odsunięcie się. Kiedy mężczyzna uniósł głowę, jego twarz się odsłoniła. Było na niej widać rozmazany makijaż oraz ślady łez. Brązowe oczy spojrzały na niego z zaskoczeniem, ale i z zaciekawieniem.

- Spokojnie, chciałem się przywitać. Jestem Adam. - Powiedział z optymizmem, po czym wyciągnął rękę.

Chłopak wahał się, czy podać swoją. Kiedy tak spoglądał na gest, zauważył pomalowane na czarno paznokcie nieznajomego. Czarne... Więc co mi szkodzi, i tak gorzej już być nie może...

- Jestem... Tommy... Tommy Joe. - Nieśmiało wyciągnął swoją dłoń i spojrzał brunetowi w oczy. Były niebieskie jak głębia oceanu, a błyszczały się jak gwiazdy w bezchmurną noc.

- Tommy. Przepraszam, że przeszkadzam, ale chyba potrzebujesz chusteczki. - Uśmiechnął się i wyjął paczkę higienicznych ze swej skórzanej kurtki. - Dlaczego się smucisz w tak piękny dzień? - Zapytał podając opakowanie chłopakowi.

- Bo... Dlaczego się tym interesujesz? - Spytał podejrzliwie Tommy ocierając łzy.

- Bo nie lubię, kiedy ludzie się smucą. Odbierają energię słońcu. Widzisz? - Wskazał na niebo. - Im więcej smutasów tym mniej słońca, które się do nas uśmiecha każdego dnia. Powiesz mi, dlaczego zabierasz energię słońcu? Może rozwiążemy twój problem, a wtedy ono znów pojawi się na niebie?

Tommy'ego rozbawił ten krótki monolog. Teoria o zatroskanych ludziach odbierających energię słońcu bardzo mu się spodobała, przez co na jego oblicze wstąpił lekki uśmiech. Kiedy jednak znów pomyślał o swoich kłopotach, uśmiech jak szybko się pojawił, tak szybko zniknął.

- Słońce nie ma problemów jak zwykli ludzie. - Spojrzał w niebo, a potem na Adama. - Albo świeci, albo nie. Ma tylko dwa wybory, a my mamy ich albo zbyt dużo albo tylko jeden. Tylko jedną opcję.

Adam słuchał uważnie. Jego mina była teraz poważna, a oczy wpatrzone w brązowe tęczówki blondyna. Mimo, że chłopak mówił o swoim problemie, tak naprawdę nic jeszcze nie powiedział. Lambert czekał więc, aż chłopak przejdzie do sedna sprawy.

- Widzisz ten pokrowiec? W środku jest gitara. Jest zepsuta, połamana, roztrzaskana. W jeden dzień zostałem pozbawiony dachu nad głową, pracy, a nawet marzeń. Dachu nad głową, bo moja dziewczyna wyrzuciła mnie z mojego własnego mieszkania, pracy – bo roztrzaskała moją gitarę, którą zarabiam pracując jako muzyk w podrzędnym zespole, który płaci mi grosze. - Tommy zwiesił głowę, zaczął wpatrywać się w chodnik.

- Marzeń? - Adam próbował dowiedzieć się wszystkiego. Jeśli teraz nie wydobędzie z Tommy'ego całej prawdy, być może nie dowie się już nic więcej.

Tommy Joe nie podniósł wzroku, lecz Adam go do tego zmusił unosząc jego podbródek. Z oczu blondyna znów zaczęły spływać łzy. Adam nie mógł wydusić z siebie słowa widząc tak beznadziejny widok. Wyciągnął więc jedną ręką jeszcze jedną chusteczkę z prawie pustej już paczki i przyłożył do policzka chłopaka. Kiedy ten poczuł dotyk palców Lamberta, natychmiast wziął miękką warstwę i zaczął wydmuchiwać nos.

- Marzeń? Moim jedynym marzeniem jest muzyka. Nie mogę tworzyć muzyki bez dźwięków, nie umiem wydobyć dźwięków z zepsutej gitary, Adam! Jestem skończony! - Muzyk zaniósł się szlochem, a pusty park wypełniło głuche echo. Adam nie wiedział, co ma zrobić. Nigdy bowiem nie znalazł się 
w tak trudnej sytuacji. Spróbował jednak jakoś zaradzić powstałej katastrofie.

- Hej, Tommy... Tommy Joe! - Powiedział ostrzej Adam. W jego głowie zaczął się tlić pomysł wyjścia z kłopotów. - Nie rycz mi tu i słuchaj. Musisz zachowywać się jak prawdziwy facet. Nie tylko teraz, ale zawsze, rozumiesz? Jak chcesz zachować szacunek skoro dajesz sobą pomiatać jakiejś babie? I 
w ogóle to jakim prawem i dlaczego wyrzuciła cię z twojego mieszkania?

Tommy przestał płakać. Spojrzał z zaciekawieniem na Lamberta, po czym zmarszczył brwi.

- Bo jak grałem w takim jednym barze, to jakaś podekscytowana fanka się na mnie rzuciła i zaczęła mnie całować. A ona to widziała. W domu zaczęła się ze mną kłócić i w końcu wylądowałem za drzwiami. Hej, przecież to nie moja wina, że mnie ta dziewczyna zaczęła całować, nie? Co? Miałem ją odepchnąć na oczach wszystkich gości? - Tommy wstał z ławki i zaczął chodzić od jednej strony do drugiej i z powrotem. - Jeszcze by się jej jakaś krzywda zrobiła, mogłaby się w głowę uderzyć, albo nogę złamać! Zwłaszcza, że była lekko podpita... - Tommy spojrzał na rozmówcę i zarumienił się. Widząc jego szeroki uśmiech, zawstydził się jeszcze bardziej. - Z czego się tak cieszysz?

- Widzę, że odzyskałeś swoją męskość i odwagę. Chyba już wiesz, co teraz zrobić? Masz klucze od mieszkania. Tak?

- Zawsze noszę zapasową parę w torebce na kostki do gry. A kostki mam w pokrowcu. - Wyszczerzył się Tommy. - Wyrzucę ją z mieszkania. I tak była ze mną tylko dla kasy, której zresztą nie mam. A za gitarę zapłaci.

Lambert zaczął klaskać. Roześmiał się, po czym odchylił głowę do tyłu. Z Twarzy Tommy'ego znów spłynął uśmiech.

- Adam? Ale... Co z gitarą? Na to już nie mam pomysłu...

- Pokaż mi ją. I... Która jest godzina? - Adam położył pokrowiec na ławce, po czym go otworzył. Gryf był pęknięty na dwie części.

- 18:14. - Tommy sprawdził godzinę i włożył telefon do tylnej kieszeni. Odwrócił się, by nie widzieć swej ukochanej gitary.

- Akustyczna... - Mruknął, po czym głośno powiedział. - No to problem rozwiązany.

- Co? Ale jak? Przecież ona jest zepsuta na amen!

- Weź klucze i wszystko, co masz w futerale. Zostaw tylko gitarę.

- Ale dlaczego? Co chcesz zrobić? - Tommy zaczął wykładać swoje rzeczy, po czym te najmniejsze powpychał do kieszeni.

- Jutro spotkamy się w tym samym miejscu o godzinie 15:00, pasuje? - Adam zobaczył, jak blondyn kiwa głową. - Pożyczę od ciebie futerał, będzie mi potrzebny. - Widząc niepewność w oczach blondwłosego mężczyzny, uśmiechnął się. - Tommy, zaufaj mi.

- Mam zaufać gościowi, którego przed chwilą poznałem w parku?

- Gościowi, który cię pocieszył, który pożyczył ci chusteczki, rozwiązał problem z dziewczyną, a teraz chce rozwiązać pozostałe.

- Hmm... Okey, to dość przekonywujące... - Tommy pomyślał przed chwilę. - Ale co chcesz zrobić?

- Ty idź wyrzucić z mieszkania zazdrosną wiedźmę, a ja spróbuję rzucić zaklęcie na twój instrument, żeby zaczął sam grać. - Powiedział z uśmiechem, po czym odszedł ścieżką w stronę zachodzącego słońca.

Tommy stał otępiały na drodze, nie wiedząc, co jeszcze przydarzy mu się tego dnia. Nagle zobaczył, jak Adam się odwraca i zaczyna iść tyłem.

- Hej, Tommy Joe! - Adam krzyknął głośno.

- Co? - Odkrzyknął muzyk ciągle w szoku.

- Umiesz nastrajać gitary?

- Tak, bo co? - Znów krzyknął, co wywołało wzbicie się do lotu kilku ptaków.

- Nastrój swoją dziewczynę tak, by nie pieprzyła ci więcej życia! - Adam krzyknął z uśmiechem na twarzy, po czym, ciągle idąc tyłem, czekał na reakcję muzyka.

Co za świr?! Tommy Joe pokazał mu środkowy palec, po czym roześmiał się szczerze. Jednak ten dzień nie był dla niego najgorszym w życiu. Mógł przyznać, że był nawet dobry. Pełen kłębiących się w jego umyśle sprzecznych myśli i emocji w sercu, ruszył w przeciwną stronę ścieżki, którą wcześniej odszedł Adam. Na jego twarzy zagościł uśmiech, a promienie słońca znów przebiły się przez warstwę szarych obłoków.

3 komentarze:

  1. Kocham Twoje opowiadanie <3 i nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału

    OdpowiedzUsuń
  2. hahah dobre XD czekam na kolejne XD

    OdpowiedzUsuń
  3. Jej , dopiero znalazłam ten blog , a już sie w nim bujam :3 masz naprawdę wielki talent . Opowiadanie jest bardzo ciekawe , zgrabnie opisujesz emocje , i jeszcze ten Adam-altruista :3 lovciam to :D no więc życzę Ci dużo weny , wolnego czasu oraz wielu fanów ( jedną fankę już masz - mnie ) no to do następnej notki ;)

    OdpowiedzUsuń