piątek, 9 sierpnia 2013

Rozdział 10 - Propozycja

Witam znowu! Ostatnio na fb gadałam z niektórymi Glamberts o blogach Adommy. Tak jak one dziwię się, że na mojego bloga (i nie tylko mojego, pewnie wszystkich) wchodzi bardzo dużo osób (liczba wyświetleń u mnie przekroczyła 1,5 tys. z czego się cieszę ogromnie), lecz komentarzy jest bardzo, bardzo mało. Dlaczego? Zaczynam się zastanawiać, czy opowiastka, którą tworzę, się podoba. Proszę, wyrażajcie swoje opinie. Wyobraźcie sobie, co wy byście czuli, gdybyście pod swoimi pomysłami zobaczyli nie tylko te profesjonalne, ale i zwykłe opinie ludzi, którzy wpadli na waszą twórczość przypadkiem.

Florulunia : dodawanie komentarzy na moim blogu jest łatwe zarówno na komputerze, jak i na zwykłym telefonie, ponieważ niedawno zlikwidowałam obrazki z kodami weryfikującymi. Cieszę się z każdych komentarzy, nawet takich, co się dzieje u czytelnika :) Dzięki, że ci się podoba MZI.

Little Vampire : twoje tłumaczenie bardzo mi się podoba, mam nadzieję, że przeczytałaś moje opinie pod swoimi postami :) Dzięki za link. Co do MZI, moim głównym zamierzeniem było wywołanie dobrego humoru u czytających i oderwanie ich od spraw ponurych, codziennych.



Propozycja

Otworzył zaspane oczy i przetarł je dłońmi. Przeciągnął ścierpnięte kości głośno ziewając. Przewrócił się na lewy bok i spojrzał na zegarek – dochodziła dziewiąta rano. Bardzo późno. Spojrzał w drugą stronę – niezasłonięte wczorajszego dnia okno wpuszczało do pokoju jasne promienie słońca, które teraz padały na skroń Ratliffa. Jego wzrok powiódł ku dołowi – wyskoczył spod kołdry jak oparzony. Na prawej części łóżka spał czarnowłosy mężczyzna. Rozmazany makijaż i sterczące w każdą stronę włosy, oczy zasłonięte powiekami i lekko uchylone usta, jedna ręka leżąca za głową, druga skryta pod białą powłoką, łagodnie unosząca się i opadająca klatka piersiowa – taki obraz widział teraz stojący przed łóżkiem Tommy Joe. Zastanawiał się, jak śpiąca istota znalazła się w jego mieszkaniu. Przypomniał sobie wszystko i usiadł na łóżku tuż obok odpoczywającego przyjaciela. Nie mogłem przecież zostawić cię w samochodzie. Ale dlaczego przyprowadziłem cię tutaj, a nie na kanapę? Mimo, że nie wypił wczoraj ani kropli alkoholu, jego pamięć szwankowała. Zastanawiał się nad swoimi czynami, poprawiając pościel. Spojrzał na twarz pogrążoną we śnie. Pragnął jej dotknąć. Zrobił to. Dłoń pogłaskała policzek bruneta bardzo lekko, by nie wyrwać go z nirwany. Co ty robisz, Tommy?! Wewnętrzny głosik złajał go w podświadomości. Nie wiedział, co skłoniło go do wykonania gestu. Nie pomyślał, dlaczego umysł zmusza go do takich dziwnych czynności. Nie myśl o tym! Po prostu idź zrobić śniadanie – nakazał mu rozsądek. Natychmiastowo wstał i tyłem udał się do drzwi. Wciąż wpatrywał się w spokojną twarz. Wyglądasz pięknie, kiedy śpisz... Zarumienił się, kiedy ta myśl wypełniła jego głowę. Skierował się do kuchni, by tam kontynuować swój wewnętrzny monolog i przy okazji przygotować jajecznicę na bekonie.

***

Przeciągnął się, głośno ziewając. Kładąc ręce na dół, poczuł delikatną miękkość pachnącej pościeli. Po uchyleniu powiek zaniepokoił się. Kształt mebli i kolor ścian nie był mu znajomy. Spróbował wstać, ale głowa pękała mu od pulsującego bólu. Nie pamiętał żadnego szczegółu ostatniej nocy. Gdzie ja jestem...? Zapytał samego siebie i podniósł się do pozycji siedzącej. Kiedy spojrzał w bok, na małej szafce nocnej ujrzał również nieduże zdjęcie. Wziął je do drżącej ręki. Tommy... Na fotografii widniały cztery osoby: starszy mężczyzna z siwą brodą oraz kobieta w podobnym wieku trzymający się za ręce oraz para z młodszego pokolenia – blondwłosa dziewczyna obejmowała niższego od siebie blondyna o wątłej posturze – to właśnie jego Adam poznał. Wydawał się o kilka lat młodszy niż teraz. Czyli jestem u niego. A jak to się stało?

Spróbował wstać – udało mu się. Podpierając się kolejnych mebli doszedł do drzwi, a następnie wykonał ruch w stronę łazienki.

Wyszedł po czterdziestu minutach. Mam nadzieję, że Tommy wybaczy mi zabrudzenie pościeli i kilku ręczników. W łazience oprócz z prysznica, skorzystał też z tabletek przeciwbólowych, które znalazł w szafce i popił wodą z kranu. Nie przeszkadzało mu, że była chlorowana. Wszystko, żeby tylko zniknął ból głowy. Miało mu przejść za dziesięć minut, zgodnie z instrukcjami na ulotce. Za długo! Myśli zaczęły krążyć w jego umyśle, a on sam powoli skierował się do kuchni. Z pomieszczenia można było słyszeć odgłos smażenia oraz ciche pomruki.

- Witaj Tommy. - Nie zdążył powiedzieć nic więcej. Ciszę przerwał głośny dźwięk tłuczonej porcelany.

***

- Jestem stuknięty! - Muzyk stał przy gazowej kuchence i pilnował patelni, by smażące się w niej danie nie uległo spaleniu. - Od chwili pojawienia się Adama ciągle miewam te dziwaczne myśli. Dlaczego? - Mamrotał do siebie, przewracając prawie gotową jajecznicę z bekonem. „Może to nie muszą być wcale księżniczki?” Przypomniał sobie słowa przyjaciela. - Co on miał na myśli, mówiąc te słowa? Jak to „nie muszą”?! - Mówił do siebie. W kuchni nie znajdowała się żadna postronna osoba. Słowa, które kierował w swoją stronę, wypowiadane były z wyrzutem i niepokojem. - Przecież nie interesują mnie faceci. Nie jestem żadnym homo- czy bi-. - „To zależy tylko od ciebie.” - Tylko ode mnie. Jestem absolutnym heterykiem, jestem tego pewien... - „Poczujesz uczucie uścisku w gardle, ukłucia w sercu...” - Niemożliwe. To było od jedzenia. On przecież też jest... - A jeśli nie? - Nie pytałem go o to. Co to zmienia, on jest tylko moim...

- Witaj, Tommy. - Tommy Joe nie zdążył położyć talerzy na stole. Spojrzał na Lamberta, a kiedy to zrobił, poczuł, jak jego gardło zawiązuje się na supeł. Zapewne od niespodziewanego głosu po plecach przeszły blondynowi dreszcze. Wypuścił z rąk talerze, które z hukiem rozbiły się na ceramicznych płytkach. Złapał się za gardło. Nie wypowiadając ani słowa minął stojącego w drzwiach Lamberta i pobiegł o łazienki.

Co się z nim dzieje...? Adama bardzo zaniepokoiło zachowanie przyjaciela. Ból głowy słabł z każdą sekundą. Mógł poruszać się coraz szybciej bez obaw o to, że coś rozsadzi mu czaszkę. Udał się w stronę pomieszczenia z wanną. Było zamknięte, więc stanął przy drzwiach.

- Tommy, wszystko w porządku? - Spytał z troską i zapukał dwa razy w lśniące drewno. Może jest chory?

- Nic mi nie jest. Idź zjeść śniadanie, zaraz do ciebie dołączę. - Tommy był bardzo zdenerwowany. Klęczał nad muszlą klozetową, lecz nie zbierało mu się na wymioty. Oddychał głęboko i wstał po kilku minutach. Dreszcze zniknęły z chwilą opuszczenia kuchni, natomiast ucisk w gardle nie zelżał. Podszedł do umywalki i napił się letniej wody, by zlikwidować problem. Nie wiem, co się ze mną dzieje. Co mi jest, do cholery!? Patrzył w lustro z niedowierzaniem i wyrazem buntu. Nie czuję się chory, nie przeziębiłem się ani nie przegrzałem. W Nowym Jorku nie panuje grypa, a w dodatku odżywiam się tak, jak zawsze, więc niemożliwością jest, żebym miał coś z żołądkiem czy jelitami. W myślach podliczał objawy wszystkich chorób, które znał, lecz nic do siebie nie pasowało. Słowa Adama zostały odsunięte na dalszy plan – wykluczył je na samym początku. Odetchnął i opuścił łazienkę, by jego organizm mógł przyjąć pierwszy tego dnia posiłek.

- Przepraszam, że tak wybiegłem. - Przystanął i oparł się o futrynę, obserwując, jak łapczywie Adam je swoją porcję śniadania. Zbita porcelana została pozbierana, a na stole znajdowały się już dwa nowe talerze pełne jajecznicy z bekonem. A właściwie tylko jeden, gdyż Lambert zdążył już opróżnić połowę swojego naczynia.

- Na pewno nic ci nie jest? - Adam uniósł głowę znad talerza i spytał poważnie, wskazując widelcem wprost w osobę Tommy'ego.

- Na pewno, to tylko chwilowa niedyspozycja. - Rzekł i usiadł naprzeciwko mężczyzny. - Jak się spało?

- Dobrze, przepraszam za pościel i ręczniki. Skorzystałem z łazienki i wziąłem prysznic, nie gniewasz się? - Wziął ostatni kęs jajecznicy i ułożył sztućce w naczyniu.

- Nie, skądże. Możesz tutaj czuć się jak we własnym domu. Swoją drogą myślałem, że będziesz spać dłużej, wypiłeś chyba ze sto litrów alkoholu. Nie masz kaca?

- Trochę boli mnie głowa, ale przy okazji wziąłem też twoje tabletki przeciwbólowe, które były w szafce. Naprawdę tak dużo wypiłem?

- Najwięcej ze wszystkich. Musiałem cię z Terrance'm nieść do auta. - Odpowiedział spokojnie i zaczął jeść.

Adam zaśmiał się. To do mnie podobne. Muszę podziękować Terrance'owi... Znowu. Spojrzał na blondyna – w milczeniu brał kolejne porcje dania na widelec i zbliżał je do ust.

- Muszę ci powiedzieć, że spoko są ci twoi znajomi. Polubiłem ich. - Stwierdził między następnymi kęsami. Spoglądał na przyjaciela z widocznym uśmiechem. Widać było, że rozmowa bardzo go rozluźniła.

- Też tak sądzę. Tom... Dziękuję, że ze mną pojechałeś. Nie rozumiem tylko, dlaczego jestem u ciebie, a nie u siebie. Z tego, co pamiętam, mówiłeś...

- Wiem, co mówiłem. Masz dobrą pamięć do słów, ale nie do czynów. - Przerwał mu w połowie zdania. Adam wpatrywał się w niego z niezrozumieniem, lecz blondyn miał na twarzy wymalowaną tajemnicę. Rozmówca nie wiedział, o czym jego przyjaciel mówi. Ratliff spróbował mu to wyjaśnić. - Zapomniałeś podać mi adresu. Nie mogłem wczoraj... Dzisiaj odszukać twojego portfela, by znaleźć dowód osobisty czy choćby rejestracyjny. Przykro mi to mówić, ale chyba zostałeś okradziony. - Zrobił litościwą minę i wstał. Zebrał puste talerze i włożył do zlewu.

- Nie okradli mnie. - Adam uśmiechnął się, widząc współczucie na twarzy towarzysza. Roześmiał się, kiedy mina Tommy'ego Joe zmieniła się w zdumioną. - Zawsze, jak idę na imprezę, zabieram ze sobą pieniądze, a portfel z dokumentami chowam pod siedzeniem pasażera. Kiedy z tobą... - Zaciął się. Nie wiedział, jak nazwać wczorajszą wymianę zdań. Pierwszym słowem, jaki przyszło mu do głowy, był flirt, ale czuł, że chociaż pasowało do sytuacji, z całą pewnością ten wyraz wypowiedziany teraz byłby nie na miejscu. - ...rozmawiałem, ukryłem go pod twoim siedzeniem.

- Nie zauważyłem tego.

- Nie dziwię się. Twoim obiektem zainteresowania było coś innego. - Powiedział zaczepnie, a muzyk się zarumienił. Jego łobuzerski uśmiech wyrażał dumę i radość, że udało mu się zmylić wzrok Ratliffa.

- Genialny pomysł. - Odrzekł z podziwem. Spojrzał na zegar wiszący na ścianie – zbliżała się jedenasta. Przeniósł wzrok na przyjaciela. - Nie chcę cię wyrzucać, ale musisz się już zbierać. Muszę jechać do wytwórni i pozałatwiać kilka pilnych spraw na mieście.

- Oczywiście. Jeszcze raz przepraszam, że zająłem ci tyle czasu. Pewnie miałeś nie lada problem, kiedy transportowałeś mnie do mieszkania.

- Nie ma sprawy. - Rzekł Tommy, kierując się do salonu.

Na kredensie leżała czarna teczka z przygotowanymi wczorajszego dnia tekstami piosenek. Było ich więcej niż zazwyczaj. Co tydzień Joe oddawał jeden lub dwa teksty. Było to minimum. W tym momencie w czarnej tekturze znajdowało się ich sześć. Tommy nie wiedział, jakim cudem w ciągu tych paru dni dopadła go taka wena. Co dziwniejsze, treść nie wyrażała emocji negatywnych, jak to zawsze bywało. Tym razem w jego twórczości przewijała się radość przeplatająca się ze szczęściem. Tematem były problemy, które rozwiązywane są wspólnie z bliską osobą. Ratliff był dumny z siebie, ponieważ szefowa namawiała go do zmiany stylu i tematyki. Miał nadzieję, że tym razem jego praca przyniesie lepsze efekty.

Lambert przyglądał się Ratliff'owi oparty o ścianę. Patrzył, jak ten przegląda przygotowane dokumenty. Blondyn nie zauważył, że ktoś go obserwuje.

- Mogę cię podwieźć, jeśli chcesz. - Z zamyślenia wyrwał go spokojny głos. Spojrzał na przyjaciela z lekkim uśmiechem.

- To na drugim końcu miasta.

- To nic. Chcę ci się odwdzięczyć. - Podszedł do niego i oparł się o szafkę.

- Odwdzięczyć? To nie wchodzi w grę. - Rzekł sceptycznie i spojrzał na Lamberta, który tkwił w niezrozumieniu. Tommy jednak nie skończył. Położył rękę na jego ramieniu i uśmiechnął się. - Jeśli chcesz coś dla mnie zrobić, to nie z wdzięczności. Podwieź mnie dlatego, że mnie lubisz, a nie dla tego, że musisz spłacić dług, okey? - Spytał i popatrzył z wyczekiwaniem.

Adam skinął głową. Lubił momenty, kiedy Tommy pokazywał swój nieugięty temperament. W takich chwilach na jego buzi malowała się tylko szczerość, a pociągła twarz wyrażała powagę.

Aktor stał jeszcze w salonie, kiedy gitarzysta poszedł założyć buty. Podążył za nim z opóźnieniem i zaczął wykonywać tę samą czynność. Zauważył, że w każdym kącie jest posprzątane. W każdym pomieszczeniu meble błyszczały, a na podłodze nie było żadnego okruszka. Adam pomyślał, że gdyby mieszkanie jego przyjaciela odwiedziła perfekcyjna pani domu, zapewne stwierdziłaby, że Ratliff w sprzątaniu jest lepszy od niej. Postanowił się dłużej nad tym nie zastanawiać, gdyż muzyk stał nad nim z wyczekiwaniem. Trzymał w ręku miał torbę od laptopa, w której znajdowały się wszystkie potrzebne mu tego dnia rzeczy. Po chwili wyszli, zostawiając w pomieszczeniu jasne promienie słońca.

***

- To... Dzięki za podwiezienie i... Cześć. - Tommy miał już wysiadać, kiedy usłyszał swoje imię.

- Tommy, czekaj! - Zawołał, siedząc za kierownicą. Muzyk odwrócił się, czekając, co brunet chce mu jeszcze powiedzieć.

- Kiedy się spotkamy? - Adam poczuł, że to pytanie jest trochę nie na miejscu. Mimo to, Tommy nie zauważył niestosownego tonu i uśmiechnął się ciepło.

- Zdzwonimy się, dobrze? Nie wiem, kiedy będę miał czas. Mam teraz dużo spraw na głowie. - Skłamał. Tak nie chciał kłamać przed swoim przyjacielem, ale wiedział, że musi. Musiał wszystko sobie poukładać; wytłumaczyć, jakie wydarzenia sprawiły, że zachowuje się tak dziwnie. Nie miał żadnych planów – zero wyjść z kolegami, zero pracy. Na teksty miał dwadzieścia dni, więc mógł teraz zwolnić swe tempo. Granie towarzyskie z koleżanką Camillą też poszło w odstawkę – bar, w którym zarabiali marne pieniądze w końcu zbankrutował. W jego życiu rozwiązywały się kolejne pętle, a on czuł, że niekontrolowanie puszcza wszystkie sznurki. Chciał je teraz na nowo zebrać i zawiązać, ale nie było to takie łatwe. Potrzebował czasu.

- Aha. - Lambert posmutniał. Miał nadzieję, że do wyjazdu zdąży się z nim pożegnać.

- Adam! - Tommy prawie krzyknął. Był parę metrów od samochodu aktora. Tłum zgęstniał, utrudniając tym samym porozumiewanie się na odległość. - Do czwartku zdążę się z tobą spotkać, obiecuję. - Wyciągnął rękę w górę, pokazując palec wskazujący oraz środkowy na znak przysięgi. Roześmiał się i pomachał mu na pożegnanie, po czym odwrócił się w stronę gmachu wytwórni płytowej DA Music Company. Zaczął iść w tamtą stronę, nie czekając, aż jego przyjaciel odjedzie. Adam natomiast odprowadzał go wzrokiem. Podziwiał smukłe ciało, idące prosto do szklanych drzwi. Długie kosmyki blond czupryny Ratliffa rozwiały się pod wpływem lekkiego podmuchu. Parę sekund później Tommy Joe zniknął jakby rozpłynął się w powietrzu, a Lambert odjechał – w końcu także on musiał pozałatwiać ostatnie sprawy przed wyjazdem.

***

- Witaj, Tommy. Dawno cię u nas nie było. - Rzekła siedząca za biurkiem sekretarka. Jej pomalowane różową szminką usta wygięły się w życzliwym uśmiechu.

- Kochana, jestem tu co dwa tygodnie. I jak zwykle coś dla ciebie mam. - Rzekł, pokazując czarną teczkę.

- Też chciałabym pracować w domu. Ach, ten nienormowany czas pracy. - Rozmarzyła się i zmieniła temat. - Ile tym razem? Dwa? A może trzy? - Spytała zaciekawiona, przyjmując rzecz do rąk i szybko ją otwierając.

- Hmm... Sześć. - Odpowiedział i oparł się o blat. - Będziesz miała co czytać w przerwach na lunch.

- Wow... Zaszalałeś, widzę. Och, wiesz, jak je uwielbiam. Są genialne. - Ucieszyła się , przeglądając zawartość teczki. W nagłówkach kartek wypisane były tytuły piosenek - „Hipnoza”, „Magnetyczny”, „Jesteś tajemnicą” i inne. Spojrzała na kolegę z pracy i już chciała coś powiedzieć, kiedy do zabudowanego biurka podeszła kobieta w miętowej spódnicy i żakiecie tego samego koloru. Stukot jej obcasów roznosił się po całym korytarzu, a okulary raz po raz spadały na nos.

- Ratliff, dobrze się składa, że jesteś. Już zamierzałam powiedzieć Mary, by do ciebie zadzwoniła, ale ty jak zawsze punktualny. - Wyciągnęła przed siebie prawą rękę, na której zapięty był srebrną bransoletą błyszczący zegarek. - Minuta przed czasem. - Spojrzała na niego z niezadowoleniem i zmierzyła wzrokiem. - Zapraszam do mojego gabinetu. - Rzuciła i zaczęła się oddalać w stronę drzwi na końcu holu.

Tommy spojrzał z niezrozumieniem na sekretarkę, a ona odpowiedziała wzruszeniem ramion. Także nie wiedziała, o co chodzi. Tommy Joe niepewnie ruszył w stronę gabinetu szefowej, która nigdy nie zapraszała go do swego królestwa z ogromnym skórzanym fotelem i widokiem na panoramę miasta. Uchylił lekko drzwi i wszedł po cichu. Kobieta w średnim wieku stała do niego tyłem i wpatrywała się w przezroczyste szyby. Kiedy podszedł do biurka, kazała mu usiąść. Zrobił to natychmiastowo.

- Dostałeś swoją szansę, Ratliff. - Powiedziała ze zniechęceniem i podeszła do regałów po przeciwnej stronie okna. Przejechała palcem po kolorowych segregatorach, po czym wyciągnęła jeden w kolorze zielonym. Wydawał być bardzo ciężki. Akta w nim zgromadzone zabierały bardzo dużo miejsca, a niektóre aż się z niego wysypywały. Rzuciła segregator na biurko, tuż przed twarzą chłopaka. Na twardej okładce widniał jeden wyryty grubymi drukowanymi literami napis: MOUTHLAKE. - Słyszałam, że byłeś na ich przesłuchaniu na gitarzystę, prawda?

- Owszem. - Przytaknął, czekając na dalsze słowa szefowej, która rozsiadła się w wygodnym fotelu. - O jakiej szansie pani mówi?

- Gitarzysta chłopców z Mouthlake miał wypadek samochodowy. Doznał poważnych obrażeń klatki piersiowej. Ma też złamaną prawą rękę. Oznacza to, że przez długi czas nie będzie mógł wrócić do zawodu. - Powiedziała monotonnie. Jej twarz była wyprana z emocji jakby mówiła o zepsutej zabawce.

- Jaki to ma związek ze mną? - Odsunął akta i oparł ręce o biurko.

- Mouthlake zaczął niedawno trasę po Ameryce Północnej. Nie ma czasu na przesłuchania, a brakuje wolnych gitarzystów, którzy umieliby bez żadnych prób zagrać z nimi koncert. Z pewnych źródeł wiem, że śledzisz ich twórczość. Potrafisz zagrać poszczególne utwory. Po zapoznaniu się z tymi materiałami dowiesz się o nich wszystkiego. Nie mam wyboru, Thomas. Zostałeś mi tylko ty.

- Co mi pani proponuje? - Rzekł coraz bardziej zaciekawiony. Z tego, co przed chwilą usłyszał, Mouthlake poszukują gitarzysty. Tommy wprawdzie znał wszystkie ich piosenki i nie raz ćwiczył je w domu, lecz nie miał żadnych kwalifikacji, by zostać gitarzystą z prawdziwego zdarzenia.

- Oferuję ci pracę gitarzysty w tej grupie. - Powiedziała stanowczo. - Nie ukrywam, że jesteś dla mnie dużym problemem, Ratliff. - Podsumowała, po czym zaczęła wymieniać szczegóły problemu. - Nie masz żadnego zaświadczenia, że posiadasz wykształcenie muzyczne czy praktykę. Skończyłeś studia humanistyczne, ale to nic mi nie daje oprócz tego, że możesz tu pracować jako tekściarz. Muszę jednak zaryzykować. - Powiedziała na zakończenie, obserwując twarz blondyna – wyrażała ona radość.

- Zaraz, zaraz. Mam wyjechać w trasę razem z Mouthlake jako ich gitarzysta? - Tommy dodał sobie wszystkie wypowiedzi szefowej i podsumował to swoimi słowami. Kiedy pokiwała ze znużeniem głową, na jego obliczu pojawiła się ekscytacja i niedowierzanie. Ja...? To nieprawdopodobne.

- Przyjmujesz moją jedyną w swoim rodzaju ofertę? - Spytała poważnie i podsunęła mu kontrakt.

- Gdzie mam podpisać? - Wziął do ręki długopis i złożył autograf w wyznaczonych miejscach. Był podekscytowany tym, że po raz pierwszy wystąpi z tak profesjonalnym zespołem.

- Umowa jest na czas nieokreślony. Zapoznaj się z tymi aktami do wyjazdu. Mouthlake mają teraz kilkudniową przerwę w koncertach. W środę rano masz się stawić na lotnisku. - Wyciągnęła z szuflady jeden bilet lotniczy i położyła na blacie obok akt. - Na bilecie jest godzina odlotu. Nie spóźnij się. - Ostrzegła go, lecz ten tylko prychnął. - No tak, panie doskonały. Ty się nigdy nie spóźniasz. Masz szczęście, że piszesz dobre teksty, bo inaczej wyrzuciłabym cię na zbity pysk z tej firmy. - Rzekła ironicznie i wstała w chwili, gdy Tommy pakował do torby segregator i kopię kontraktu. Bagaż ledwie się domykał. - Ten, hmm... Awans nie zwalnia cię od pisania tekstów. Od teraz będziesz je przysyłał na e-maila mojej sekretarki. - Kierował się do drzwi uważnie jej słuchając. - Thomas – zwróciła się do niego w sposób, który zmusił go do zmierzenia się z nią wzrokiem, – pamiętaj, że drugiej takiej szansy nie dostaniesz już nigdy.

- Obiecuję, że jej nie zmarnuję. I... Dziękuję, że zwróciła pani uwagę na moje umiejętności.

- Do widzenia. - Pożegnała się i znów zasiadła w fotelu z czarnej skóry. Drzwi zamknęły się z trzaskiem, a kobieta wróciła do swoich zajęć. Nie wiem, czy ten kretyn sobie poradzi. Jedno potknięcie i już po nim. Może nie okaże się takim dupkiem, na jakiego wygląda i jednak nie spieprzy tej szansy.

***

Będę występował na scenie. Będę grał. Będę gitarzystą w MOUTHLAKE! Tommy szedł przez miasto taki radosny, że przechodnie spoglądali na niego jak na obłąkanego. Nie mogę w to uwierzyć. Marzenia jednak się spełniają! Jestem najszczęśliwszym człowiekiem na tej ziemi. To dziwne, że od czasu rozstania się z Carmen wszystko zaczyna się układać. A właściwie to od spotkania Adama wszystko się zaczęło... Myśli przelatywały mu przez głowę z szybkością światła. Zbliżał się do postoju taksówek, dzierżył w dłoni ciężką torbę z dokumentami. Najpierw odzyskałem mieszkanie, potem pożyczył mi gitarę, zyskałem prawdziwego przyjaciela, którego nigdy nie miałem, a teraz to – kontrakt z Mouthlake. Wsiadł do taksówki i podał kierowcy cel podróży. Po chwili ruszyli. Położył na siedzeniu obok masywną aktówkę, a bilet schował do wewnętrznej kieszeni skórzanej kurtki. Wyjął telefon, by napisać krótką wiadomość do swego przyjaciela.

< Musimy się spotkać. Mam czas do środy. Muszę podzielić się z tobą świetnymi newsami :) >

Nie musiał długo czekać na odpowiedź. Kiedy kolor sygnalizacji świetlnej zmienił się na zielony, telefon wydał z siebie krótki dźwięk.

< Dlaczego do środy i co to za info? Podaj datę, godzinę i miejsce, to przyjadę. >

Odpowiedzi były treściwe i zwięzłe, przez co muzyk zauważył, że jego przyjaciel nie za bardzo lubi tę formę kontaktu. Mimo to odpisał.

< To niespodzianka, wszystkiego dowiesz się na miejscu. W restauracji tam, gdzie ostatnio. Dzisiaj o 18:00, pasuje ci? >

Tym razem wjechali na rondo. Powoli zbliżali się do celu podróży, jakim był miejski bank. Po chwili zatrzymali się na poboczu jednej z głównych ulic San Diego, a blondyn wyszedł z samochodu, uprzednio płacąc naliczony rachunek. W tej chwili przyszedł kolejny sms.

< Oczywiście. Będę na pewno, nie mogę się doczekać. :P >

Nadesłana wiadomość, a zwłaszcza ostatnie kilka słów, wywołała serdeczny uśmiech na bladym obliczu autora tekstów. Postanowił napisać jeszcze jedną – ostatnią – wiadomość tekstową, po czym miał udać się do budynku banku.

< Ja też. Do zobaczenia. >

Wiadomość została uzupełniona emotikonką z całusem. Tommy nie wiedział, co go podkusiło – dobry humor, czy może instynkt? Wytłumaczył sobie, że to pierwsze. Po odebraniu wiadomości pożegnalnej z taką samą buźką ruszył w stronę wybudowanego w klasycznym stylu gmachu. Musiał w końcu pozałatwiać sprawy nienależące do tych przyjemnych, a mianowicie: zapłacić wszystkie rachunki.




3 komentarze:

  1. Hej!
    Twój blog jest poprostu super.Pierwszy raz piszę komentarz dlatego że pomyślałam że zrobi ci się milej że masz więcej czytelników :)
    W sumie to nie wiem co powiedzieć napewno to że twoje opowiadanie strasznie mnie wciągnęło i zainspirowało do stworzenia własnego bloga *Kolory tęczy*
    Naprawdę jestem ciekawa jak się dalej wszystko potoczy. Jak Tommy zareaguje na wiadomość o tym że Adam jest gejem?
    Dobra no to ja się biorę do planowania 1 części mojego opowiadania. A tobie życzę dużo weny i czasu. *CAŁUSKI* :***

    OdpowiedzUsuń
  2. Gratuluję takiej ilości wyświetleń, to całkiem dobry wynik jeśli to dopiero dziesiąty rozdział ;)
    Nie wiem od czego zacząć komentować... Fajnie, że Tommy dostał tą propozycję zagrania z zespołem. Chociaż Adam też wyjeżdża i potem się wszystko zrobi takie skomplikowane ;( Ale przynajmniej nie jest nudno :) Jestem ciekawa co Adam pomyślał widząc tą emotkę, chociaż to mógł być tylko taki przyjacielski gest.
    No, to tyle, bo muszę się pakować, więc przepraszam jak jest napisane trochę chaotycznie. Życzę ci dużo weny i czasu ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. To krasnoludki czytają, stąd brak komentarzy xD Żartuję oczywiście i gratuluję również ilości wejść, bo opowiadanie z każdym rozdziałem jest coraz ciekawsze :)
    Tommy ma okropną szefową! Ale on jej jeszcze pokaże na co go stać, jestem tego pewna. I powoli zadurza się w Adamie, ciekawi mnie jak szybko uświadomi sobie swoje uczucia względem niego i czy im się łatwo podda, czy będzie walczył? Do tego jak zareaguje na wieść, że jego nowy przyjaciel jest gejem? chodzi mi po głowie myśl, że może odebrać to jako podstęp Adama na zbliżenie się do niego..
    Nie nudzę już i życzę weny ;)

    OdpowiedzUsuń